6/14/2018

☾ Rozdział LXIII

Eveline
W pierwszej kolejności jej uwagę przykuł wyraźnie podenerwowany mężczyzna. Bezceremonialne odsunął na bok próbującą powstrzymać go Lanę, traktując ją trochę jak powietrze. Jego spojrzenie momentalnie skoncentrowało się na Marco, więc również na Eveline, zwłaszcza że wciąż znajdowali się zdecydowanie zbyt blisko siebie.
– Caine. – Marco najwyraźniej rozpoznał przybysza. Mimo wszystko wciąż stał w taki sposób, by osłonić sobą Eve, zupełnie jakby podejrzewał, że ktoś za moment jednak mógłby rzucić jej się do gardła. – Nie sądziłem, że tak szybko przyjdziesz. Zresztą nie było takie potrzeby, bo…
– Nie było potrzeby?! – wszedł mu w słowo sam zainteresowany. – Chyba sobie żartujesz! Moja siostra…
– Twoja siostra jest bezpieczna i tylko to się liczy. Wszystko mamy pod kontrolą, dokładnie jak powiedziała ci Lana.
Dopiero po tych słowach do Eveline dotarło, z kim mieli do czynienia. Nie musiała pytać, żeby zrozumieć, że właśnie rozmawiali o Belli – i że najwyraźniej w takich warunkach przyszło jej poznać brata dziewczyny. Co najmniej skołowana, wyprostowała się niczym struna, przestępując naprzód na tyle, na ile było to możliwe, skoro Marco robił wszystko, by utrzymać ją za swoimi plecami.
Caine w niczym nie przypominał Belli. Był wysoki i szczupły do tego stopnia, że wyglądał na chorego, zwłaszcza że jego kończyny wydawały się nienaturalnie wręcz długie i chude. To ostatnie sprawiło, że patrząc na niego, miała wrażenie, że widzi pająka. Jasne włosy niemalże zlewały się z mleczną cerą, zupełnie różne od sięgających pasa, brązowych loków jego siostry. Co prawda w rysach twarzy dało się doszukać czegoś szlachetnego i zapadającego w pamięć, a już na pewno mogłaby określić go mianem przystojnego, ale w tamtej chwili przede wszystkim wzbudzał w niej niepokój. Kiedy rozchylił usta, Eve wyraźnie zauważyła błysk zaostrzonych kłów i to wystarczyło, by poczuła się nieswojo.
– Widzę, że ci przeszkadzam – stwierdził cicho Caine, nagle przenosząc wzrok wprost na Eveline.
W pierwszym odruchu zapragnęła się cofnąć, by móc skryć tuż za plecami Marco. W ostatniej chwili powstrzymała się, w duchu raz po raz powtarzając sobie, że okazywanie słabości przy tych istotach zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Musiała przynajmniej spróbować nad sobą zapanować, woląc nie sprawdzać jak daleko mógł posunąć się ten wampir.
Czuła, że ją obserwował. W jego oczach musiała być co najwyżej przekąską. Tak przynajmniej na nią patrzył, jednocześnie wymownie zerkając na Marco. „Nie podzielisz się?” – wydawało się sugerować jego spojrzenie i to wystarczyło, by tym bardziej zapragnęła zniknąć mu z oczy.
– Bracie… – zaoponował ktoś i dopiero wtedy Eve zwróciła uwagę na towarzyszącą Cainowi kobietę.
Drobna szatynka zdecydowanie mogła być kimś spokrewnionym z Bellą. W przeciwieństwie do wampira, kobieta była podobna do siostry – czy to pod względem budowy ciała, czy znów rysów twarzy albo upiętych w ciasny kok, ciemnych loków. W zasadzie Eve przez moment miała wrażenie, że obserwowała ciut starsze wydanie przyjaciółki. A przy tym o wiele poważniejsze, bo nieznajoma w żadnym wypadku nie wyglądała na pozytywnie nastawioną do miejsca, w którym się znalazła.
– Nieważne – wycedził przez zaciśnięte zęby Caine. Mimo wszystko coś w słowach kobiety sprawiło, że spróbował nad sobą zapanować, nawet jeśli wciąż wyglądał na chętnego, żeby rzucić się komuś do gardła. – Chcę widzieć się z Bellą.
– Mówisz tak, jakbyś nie wiedział ile czasu trwa przemiana! – wtrąciła zniecierpliwionym tonem Lana. – Włazisz tu jak do siebie i oczekujesz…
– Oczekuję tego, że zostanę potraktowany poważnie, ale nie mam na co liczyć, bo szanowny władca akurat zabierał się do obiadu!
– Dość! – wtrącił w tym samym momencie Marco.
Coś zmieniło się w jego tonie. To było niemalże ostrzegawcze warknięcie, które wystarczyło, żeby na tarasie zapanowała przenikliwa, pełna napięcia cisza. Marco dosłownie taksował Caine’a wzrokiem, zresztą ze wzajemnością. Eveline pod wpływem impulsu chwyciła wampira za ramię, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że zachowywała się niemalże jak siostra Belli. Kobieta również uczepiła się ramienia brata, próbując jakkolwiek nad nim zapanować, ten jednak z uporem ją ignorował, wyraźnie nie zamierzając tak po prostu odpuścić.
Marco nagle wyprostował się, po czym delikatnie acz stanowczo dał Eveline do zrozumienia, by się odsunęła. W pierwszym odruchu chciała zaprotestować, ale coś w jego spojrzeniu sprawiło, że ostatecznie zdecydowała się usłuchać.
Wyczuła ruch i aż wzdrygnęła się, gdy tuż obok niej dosłownie zmaterializowała się Lana. Wierz mi, stawanie między dwoma wkurwionymi wampirami to bardzo zły pomysł, oznajmiła wampirzyca, a Eve w niejakim oszołomieniu uprzytomniła sobie, że słyszała głos kobiety w głowie.
– Nie będę rozmawiał z tobą w ten sposób, zwłaszcza w tym domu. I nie w towarzystwie kobiet – oznajmił chłodno Marco.
– Oczywiście, że nie będziesz. – Caine parsknął pozbawionym wesołości śmiechem. – Zaszyłeś się tutaj i nie obchodzi cię to, co się dzieje! To jednak prawda, że jesteś cholernym tchórz…
– Marco! – obruszyła się Lana, ale jej protest zdał się na nic.
Zaraz po tym wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Marco nagle skoczył do przodu, bezceremonialnie chwytając Caine’a za gardło. Nie tylko Lana krzyknęła, bo również siostra Belli zaczęła w pośpiechu wyrzucać z siebie kolejne słowa, wyraźnie przerażona tym, co się działo, to jednak w najmniejszym nawet stopniu nie wpłynęło na walczących nieśmiertelnych.
Caine w pośpiechu odskoczył, bez większego wysiłku oswobadzając się z uścisku przeciwnika. Jego bladą twarz wykrzywił grymas, a oczy zabłysły dziko. Napiął mięśnie i zaatakował, nie pozostawiając Marco dłużnym. Obaj poruszali się tak szybko, że Eve ledwo mogła za nimi nadążyć, wręcz mając wrażenie, że wampiry raz po raz materializowały się w różnych miejscach, zwalniając tylko dlatego, że ograniczały ich wymiary balkonu.
Drewniany stolik z hukiem wylądował gdzieś poza barierką. Serce Eveline niemalże wyrwało się z piersi, kiedy uprzytomniła sobie, że jak nic oberwałaby nieszczęsnym meblem, gdyby Lana w porę nie odciągnęła ją na bok. Wampirzyca stanowczo pociągnęła ją za sobą, zmierzając ku wejścia do budynku, by jak najszybciej się ewakuować. Wyglądała na wściekłą, a pod nosem mruczała całe wiązanki przekleństw, wyglądając na chętną, by dołączyć do walki i porządnie nakopać obu nieśmiertelnym.
Gdzieś w tle siostra Caine’a znów zaczęła zawozić, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Eve omal nie wylądowała na posadzce, kiedy Lana dosłownie wypchnęła ją na korytarz, raz po raz powtarzając, że powinny się pośpieszyć. Dopiero wtedy kobieta otrząsnęła się na tyle, by chcieć zaprotestować. Nie miała pojęcia, co się stało, ale zostawienie Marco w chwili, gdy byli z Cainem na dobrej drodze, by się pozabijać, zdecydowanie nie wydawało się dobrym pomysłem.
– Czyście wszyscy już całkiem poszaleli?!
Głos Liama jakimś cudem przebił się przez zamieszanie. Do Eveline dopiero po fakcie dotarło, że nie tylko go usłyszała, ale wręcz wypełnił jej umysł, sprawiając, że miała ochotę zakryć uszy dłońmi. Przez moment miała wrażenie, że pęknie jej głowa, najpewniej nie jako jedyna, bo na tarasie jak na zawołanie zapanował spokój.
Wampir przystanął w progu. Gniewnie wodził wzrokiem dookoła, wyglądając trochę tak, jakby właśnie szukał sobie potencjalnej ofiary, którą mógłby rozszarpać. Co więcej, Eve jakoś nie miała wątpliwości, że byłby do tego zdolny, gdyby tylko ktoś sprowokował go na tyle, by ostatecznie puściły mu nerwy.
Zaraz po tym zwróciła uwagę na to, że wyglądał… dość marnie. Wydawał się bledszy, niż kiedy widziała go po raz ostatni. Jasna cera mocno kontrastowała z jego ciemnymi włosami, jedynie podkreślając dziwne wrażenie tego, że mógłby być chory. Na sobie miał ciemną koszulę, którą – jak przekonała się z niejakim oszołomieniem – plamiły ślady świeżej krwi. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby uświadomić sobie, że posoka należała do niego, wciąż płynąc ze świeżej rany na gardle.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. W zamian była w stanie co najwyżej stać i obserwować, niezdolna wykrztusić z siebie chociażby słowa. Czuła, że pytanie o Bellę to zły pomysł, przynajmniej na razie, ale…
– Ty. – Caine jako pierwszy wyrwał się z szoku. Szybkim krokiem ruszył w stronę Liama, oskarżycielskim gestem celując w pierś wampira. – Gdzie jest moja siostra? Czuję na tobie jej zapach! – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Znów wysunął kły, ale te nie zrobiły najmniejszego wrażenia na Liamie. Wręcz przeciwnie – sam również obnażył zęby i warknął ostrzegawczo, choć na moment wzbudzając w Caine’ie wątpliwości.
– Chyba trochę się zapędzasz. Swoją drogą, nekrofilia absolutnie mnie nie kręci. Zresztą jak i pedofilia – stwierdził chłodno. Caine warknął, nagle jeszcze bardziej rozjuszony. Przez moment wyglądał na chętnego, by znów zacząć się rzucać, nim jednak zdążył jakkolwiek zareagować, Liam odezwał się ponownie. – Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek zapraszał cię do tego domu. To po pierwsze, chociaż już dawno zauważyłem, że dobre maniery umarły i już nie wrócą, więc to aż tak bardzo mnie nie szokuje.
– Ty…
Wampir nie pozwolił sobie przerwać.
– Ja, ja! – rzucił z irytacją, nie szczędząc sobie złośliwości. – Zapomnijmy o dobrym wychowaniu i tym, że będąc u kogoś, wypadałoby okazać szacunek. Powiedzmy, że to jakiś znak tych czasów… – Zamilkł, po czym z uwagą zmierzył Liama wzrokiem. – Ale skoro już rozmawiamy o twojej siostry, to wytłumacz mi, jakim cudem młoda wampirzyca nie ma pojęcia, jak przygotować się do przemiany, co? Teraz bawisz się w odpowiedzialnego starszego brata? Naprawdę wszyscy jesteście aż tak wielkimi ignorantami czy o co chodzi? – zapytał, ale zdecydowanie nie oczekiwał od Caine’a odpowiedzi. – Tak wielka głupota to coś, czego nie rozumiem, więc po prostu mnie oświeć! Nie dość, że właśnie robię wam przysługę i przejmuję obowiązki jej opiekuna, to jeszcze masz do mnie o to pretensje? W takim razie oświadczam ci, że ona nigdzie się stąd nie ruszy, póki ja o tym nie zadecyduję. Tak się składa, że mam pełne prawo do takiej decyzji.
W odpowiedzi Caine aż się zapowietrzył. W tamtej chwili Eveline już nie miała wątpliwości co do tego, że Liam w najmniejszym stopniu niczego nie ułatwiał. Sytuacja była równie napięta, co chwilę wcześniej, a może nawet bardziej. Czuła, że nieszczęście wisiało w powietrzu, chociaż wciąż nie miała pewności, kiedy dojdzie do wybuchu.
– Chcę zobaczyć Bellę – oznajmił w końcu Caine. Panowanie nad sobą przychodziło mu z wyraźnym trudem. – Gdzie…?
– Powiedziałem już coś – uciął temat Liam. Zaraz po tym jak gdyby nigdy nic wycofał się, zamierzając odejść. – Jest pod moją opieką. Z kolei na tę chwilę jesteś ostatnią osobą, którą bym do niej dopuścił.
Mniej więcej to wystarczyło, by Caine’owi po raz kolejny puściły nerwy. To były zaledwie ułamki sekund, a po wszystkim Eveline sama nie była pewna, co i jakim cudem się wydarzyło. Wiedziała jedynie, że wampir błyskawicznie skoczył do przodu, przynajmniej z jej perspektywy wydając się poruszać na tyle szybko, by zatrzymanie go graniczyło z cudem.
A jednak Liamowi się udało.
Musiał być gotowy już od dłuższego czasu, najwyraźniej doskonale zdając sobie sprawę z tego, czego powinien się spodziewać, bo nawet się nie zawahał. Chociaż Eve miała wrażenie, że praktycznie się nie poruszył, musiał, skoro Caine nagle zatoczył się w tył, zaciskając palce na czymś, co okazało się odłamaną nogą od krzesła. Kawałek drewna głęboko utkwił w jego piersi, dosłownie przebijając mężczyznę na wylot. Na białej koszuli pojawiła się krew, ale wampir wydawał się tego nie dostrzegać.
W gruncie rzeczy nie miał czasu, żeby skupić się na czymkolwiek, skoro nagle bezradnie osunął się na kolana, a potem na ziemię.
Na tarasie po raz kolejny zapanowała cisza.
– Cóż… – Liam wzruszy ramionami. – Posprzątajcie tutaj, co? Zaschniętą krew trudniej zmyć – stwierdził, a potem jak gdyby nigdy nic odszedł, zostawiając zszokowane towarzystwo samo sobie.
Eveline potrzebowała dłuższej chwili, by się otrząsnąć. Dopiero słysząc zduszony okrzyk siostry Caine’a, która błyskawicznie doskoczyła do brata, w pośpiechu wyrzucając z siebie bliżej nieokreślone słowa, zdołała ruszyć się z miejsca. Natychmiast popędziła za Liamem, doganiając go dopiero przy schodach. Przynajmniej nie próbował jej ignorować, ostatecznie nawet przystając i pozwalając na to, by się z nim zrównała.
– Czekaj – wydyszała, w ostatniej chwili powstrzymując się przed chwyceniem ją za ramię. Wolała nie ryzykować, zwłaszcza że dopiero co była świadkiem tego, jak na jej oczach zaszlachtował innego mężczyznę. – Co…?
– Błagam, ty jedna nie bądź uciążliwa – obruszył się. – To trochę potrwa, niemniej nic jej nie będzie, bo to naturalny proces. Tyle powinno ci wystarczyć.
– Ale…
Nie dał jej dokończyć, najzwyczajniej w świecie rozpływając się w powietrzu. Skrzywiła się, sama niepewna, co zszokowało ją bardziej – walka na tarasie, zachowanie Liama czy to, że po raz kolejny ktoś się przy niej dematerializował. Z niedowierzaniem potrząsnęła głową, nie po pierwszy raz zastanawiając nad tym, jakim cudem znalazła się w samym środku tego całego bałaganu.
Z cichym jękiem oparła się plecami o ścianę, zastanawiać czy powinna się śmiać, czy może płakać. Ostatecznie doszła do wniosku, że tak naprawdę miała ochotę komuś przyłożyć, jakkolwiek głupie by się to nie wydawało, skoro otaczali ją nieśmiertelni.
– Eveline!
Poderwała głowę, natychmiast przenosząc wzrok na Marco. W pośpiechu zmierzał w jej stronę, zaś po wyrazie jego twarzy poznała, że zaczynał już brać pod uwagę to, że Liam do tego wszystkiego zdecydował się ją pożreć. Wyraźnie ulżyło mu, kiedy zauważył, że była sama i – co ważniejsze – cała, spokój jednak zniknął równie nagle, co się pojawił, zwłaszcza gdy podchwycił jej zagniewane spojrzenie.
– Co to, do jasnej cholery, było?! – zapytała wprost, zadając pytanie, które cisnęło jej się do usta już od pierwszej chwili.
– Wybacz, proszę – zreflektował się pośpiesznie Marco. – Nie powinnaś tego oglądać – dodał, a ona prychnęła.
– Nie powinnam…? – powtórzyła z niedowierzaniem. Jak nic musiał sobie z niej żartować. – Naprawdę uważasz, że moim największym problemem jest to, co widziałam?
Jeszcze kiedy mówiła, wyprostowała się i ruszyła w jego stronę. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że powinna czuć się zaniepokojona, skoro stała naprzeciwko kogoś, kto mógł się okazać równie niebezpieczny, co i Liam, ale… nie potrafiła. W zamian wpatrywała się w niego gniewnie, zaciskając dłonie w pięści i ledwo będąc w stanie powstrzymać się przed zrobieniem czegoś wyjątkowo głupiego.
– W porządku. Tak, masz rację. – Marco westchnął przeciągle. – Poniosło nas – przyznał, ale wciąż nie brzmiało to tak, jakby żałował.
Cóż, tym razem przynajmniej był szczery, chociaż nie powiedział niczego, czego sama by nie zauważyła.
– Co jest nie tak z facetami? – jęknęła, potrząsając z niedowierzaniem głową. – No i… znasz go? Znasz rodzinę Belli?
– Nasza społeczność naprawdę nie jest aż taka duża – przyznał, starannie dobierając słowa. – Ale nie miałem pojęcia, że mieszkasz po sąsiedzku z którymkolwiek z Coldwaterów. Nie szpieguję ludzi, jeśli nie muszę.
Uniosła brwi. Jeśli chciał ją w ten sposób pocieszyć, marnie mu szło. Sam Marco musiał zadawać sobie z tego sprawę, bo przez większość czasu milczał, wyraźnie czekając, aż emocje opadną.
– Nie wierzę – wymamrotała, zwracając się bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. – Po prostu nie wierzę…
– Eve… – rzucił pojednawczym tonem.
Westchnęła cicho, ale nie zaprotestowała, kiedy do niej podszedł. Mimowolnie wzdrygnęła się, gdy jego dłonie wylądowały na jej policzkach. Spojrzała mu w oczy, zaskoczona pewnością, z jaką zaczynał się względem niej zachowywać. To, że mógłby ją obejmować albo dotykać, wydawało się czymś w pełni naturalnym, nawet jeśli sama czuła się z tym wszystkim dziwnie.
Przez kilka sekund trwali w ciszy, ale tym razem milczenie jej nie przeszkadzało. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe, skoro Marco wciąż trzymał jej twarz w dłoniach. Pozwalała, by przesuwał kciukami po jej policzkach, z wolna zaczynając się rozluźniać. Jakby nie patrzeć, wszyscy byli cali, a skoro tak…
A potem przypomniała sobie coś istotnego i to wystarczyło, by jednak odważyła się znów spojrzeć Marco w oczy.
– O co chodziło Caine’owi? – zapytała wprost. Wyczuła, że wampir drgnął. – Dlaczego nazwał cię władcą?
– Nie chcę o tym rozmawiać.
Zaskoczył ją sposobem, w jaki nagle się od niej odsunął. Zauważyła, że spoważniał, a przez jego twarz przemknął cień. Chociaż wciąż była na niego zła, w tamtej chwili poczuła się niemalże zmartwiona, widząc jak błękitne oczy Marco ciemnieją. Zawahała się, przez moment wręcz czując wyrzuty sumienia, kiedy uświadomiła sobie, że najwyraźniej powiedziała coś, czego nie powinna.
Instynktownie wyciągnęła rękę, by móc chwycić go za ramię. Drgnął, ale nie odsunął się, chcąc nie chcąc przenosząc na nią wzrok. Widziała, że robił wszystko, byleby ukryć emocje, nagle równie zdystansowany, co i na samym początku ich znajomości.
– Porozmawiaj ze mną – poprosiła, siląc się na spokój. – Co się dzieje? Mam prawo wiedzieć!
Spojrzał na nią z niedowierzaniem, wyraźnie zaskoczony jej słowami. Sama nie była pewna, dlaczego zdecydowała się ująć sprawę w ten sposób, ale to było silniejsze od niej. Na litość Boską, skoro już oddała mu się, na dodatek w sposób, który…
I naprawdę uważasz, że to cokolwiek znaczy?, odezwał się cichy głosik w jej głowie. Przespaliście się raz i to oznacza, że ma ci się spowiadać…?
Coś w tej myśli bolało, nawet jeśli Marco nie powiedział tego wprost.
Bo koniec końców nie powiedział niczego, po prostu spoglądając na nią w niemalże spanikowany, skonsternowany sposób. Zaraz po tym bez jakiegokolwiek ostrzeżenia odwrócił się i – więcej na nią nie patrząc – po prostu odszedł, zostawiając zaskoczoną Eveline samą.
Przez dłuższą chwilę stała, oddychając szybko i płytko. W milczeniu wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze moment wcześniej stał Marco, próbując zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Już pojawienie się Caine’a wytrąciło ją z równowagi, zresztą nie mniej, co i przemiana Belli, ale teraz czuła się jeszcze gorzej. W głowie miała pustkę, nagle niepewna, jak naprawdę powinna się zachować – wściekać się, pójść za nim czy może dać sobie spokój.
– Eve… Hej, Eveline, porozmawiajmy – doszedł ją niepewny głos Lany i uświadomiła sobie, że wampirzyca przez cały ten czas musiała czaić się gdzieś w pobliżu, uważnie ich obserwując.
Jedynie potrząsnęła głową. Uparcie unikając spoglądania na wampirzycę, szybkim krokiem ruszyła w kierunku przeciwnym do tego, w którym udał się Marco.
– Wybacz, ale na dzisiaj mam dość – oznajmiła, po czym skrzywiła się, słysząc pobrzmiewającą w jej głosie gorycz. Czuła, że powinna nad sobą zapanować, ale nie potrafiła. – Zresztą to on powinien ze mną rozmawiać, nie ty.
Nie dodała niczego więcej, Lana zresztą nie próbowała naciskać. Przynajmniej Eveline nie słyszała, by wampirzyca za nią szła albo próbowała nawoływać, a to samo w sobie było dobre. Zdecydowanie miała dość, jednak najgorsze w tym wszystkim było to, jak nagle się poczuła.
To, co zaszło między nią a Marco, było błędem. Teraz mogła stwierdzić, że postąpiła jak skończona idiotka, jeśli podświadomie oczekiwała czegoś więcej. Miała prawo? Jak mogła czegokolwiek od niego oczekiwać, skoro tak naprawdę się nie znali? Oddała mu się z własnej woli, więc o to również nie mogła mieć pretensji. Byli dorośli, a jednak…
Zdecydowanie zbyt mocno zatrzasnęła za sobą drzwi do pokoju. Zadrżały, chyba jedynie cudem nie wypadając z zawiasów, ale nie zwróciła na to uwagi. Miała ochotę zniszczyć pierwszą rzecz, która wpadłaby jej w ręce, ale powstrzymała się, gdy pod wpływem impulsu chwyciła za skryty pod materacem łóżka notes.
Na moment zamarła w bezruchu, w milczeniu przypatrując się pamiętnikowi matki. Wciąż drżała, ostrożnie siadając na pościeli i układając zapiski na kolanach.
Właściwie… czemu nie?
Zaraz po tym w końcu odważyła się zajrzeć do środka.
O rany, rany… Popłynęłam. Popłynęłam, ale absolutnie tego nie żałuję. Swoją drogą, waham się nad wprowadzeniem drobnej zmiany w prologu, by móc poprowadzić tę księgę do końca, ale zobaczymy. Na tę chwilę jest jak jest.
Dziękuję za obecność, bo to dla mnie ważne. Ta historia powoli żyje własnym życiem i praktycznie pisze się sama, ale to dobrze. Swoją drogą, pokusiłam się o machnięcie całej serii okładek dla pełnej trylogii, więc gdyby ktoś był zainteresowany, to można podejrzeć je tutaj: KLIK.
Z mojej strony to już chyba wszystko. Na kolejny rozdział szykuję coś specjalnego, ale nie uprzedzajmy faktów. Tak więc do napisania! :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz