Eveline
W pierwszej kolejności jej
uwagę przykuł wyraźnie podenerwowany mężczyzna. Bezceremonialne odsunął na bok
próbującą powstrzymać go Lanę, traktując ją trochę jak powietrze. Jego
spojrzenie momentalnie skoncentrowało się na Marco, więc również na Eveline, zwłaszcza
że wciąż znajdowali się zdecydowanie zbyt blisko siebie.
– Caine. –
Marco najwyraźniej rozpoznał przybysza. Mimo wszystko wciąż stał w taki
sposób, by osłonić sobą Eve, zupełnie jakby podejrzewał, że ktoś za moment
jednak mógłby rzucić jej się do gardła. – Nie sądziłem, że tak szybko
przyjdziesz. Zresztą nie było takie potrzeby, bo…
– Nie było
potrzeby?! – wszedł mu w słowo sam zainteresowany. – Chyba sobie
żartujesz! Moja siostra…
– Twoja
siostra jest bezpieczna i tylko to się liczy. Wszystko mamy pod kontrolą,
dokładnie jak powiedziała ci Lana.
Dopiero po
tych słowach do Eveline dotarło, z kim mieli do czynienia. Nie musiała
pytać, żeby zrozumieć, że właśnie rozmawiali o Belli – i że
najwyraźniej w takich warunkach przyszło jej poznać brata dziewczyny. Co
najmniej skołowana, wyprostowała się niczym struna, przestępując naprzód na
tyle, na ile było to możliwe, skoro Marco robił wszystko, by utrzymać ją za
swoimi plecami.
Caine w niczym
nie przypominał Belli. Był wysoki i szczupły do tego stopnia, że wyglądał
na chorego, zwłaszcza że jego kończyny wydawały się nienaturalnie wręcz długie i chude.
To ostatnie sprawiło, że patrząc na niego, miała wrażenie, że widzi pająka.
Jasne włosy niemalże zlewały się z mleczną cerą, zupełnie różne od sięgających
pasa, brązowych loków jego siostry. Co prawda w rysach twarzy dało się
doszukać czegoś szlachetnego i zapadającego w pamięć, a już na
pewno mogłaby określić go mianem przystojnego, ale w tamtej chwili przede
wszystkim wzbudzał w niej niepokój. Kiedy rozchylił usta, Eve wyraźnie
zauważyła błysk zaostrzonych kłów i to wystarczyło, by poczuła się nieswojo.
– Widzę, że
ci przeszkadzam – stwierdził cicho Caine, nagle przenosząc wzrok wprost na
Eveline.
W pierwszym
odruchu zapragnęła się cofnąć, by móc skryć tuż za plecami Marco. W ostatniej
chwili powstrzymała się, w duchu raz po raz powtarzając sobie, że
okazywanie słabości przy tych istotach zdecydowanie nie było dobrym pomysłem.
Musiała przynajmniej spróbować nad sobą zapanować, woląc nie sprawdzać jak
daleko mógł posunąć się ten wampir.
Czuła, że
ją obserwował. W jego oczach musiała być co najwyżej przekąską. Tak
przynajmniej na nią patrzył, jednocześnie wymownie zerkając na Marco. „Nie
podzielisz się?” – wydawało się sugerować jego spojrzenie i to
wystarczyło, by tym bardziej zapragnęła zniknąć mu z oczy.
– Bracie… –
zaoponował ktoś i dopiero wtedy Eve zwróciła uwagę na towarzyszącą Cainowi
kobietę.
Drobna szatynka
zdecydowanie mogła być kimś spokrewnionym z Bellą. W przeciwieństwie
do wampira, kobieta była podobna do siostry – czy to pod względem budowy ciała,
czy znów rysów twarzy albo upiętych w ciasny kok, ciemnych loków. W zasadzie
Eve przez moment miała wrażenie, że obserwowała ciut starsze wydanie
przyjaciółki. A przy tym o wiele poważniejsze, bo nieznajoma w żadnym
wypadku nie wyglądała na pozytywnie nastawioną do miejsca, w którym się
znalazła.
– Nieważne
– wycedził przez zaciśnięte zęby Caine. Mimo wszystko coś w słowach
kobiety sprawiło, że spróbował nad sobą zapanować, nawet jeśli wciąż wyglądał
na chętnego, żeby rzucić się komuś do gardła. – Chcę widzieć się z Bellą.
– Mówisz
tak, jakbyś nie wiedział ile czasu trwa przemiana! – wtrąciła zniecierpliwionym
tonem Lana. – Włazisz tu jak do siebie i oczekujesz…
– Oczekuję
tego, że zostanę potraktowany poważnie, ale nie mam na co liczyć, bo szanowny
władca akurat zabierał się do obiadu!
– Dość! –
wtrącił w tym samym momencie Marco.
Coś
zmieniło się w jego tonie. To było niemalże ostrzegawcze warknięcie, które
wystarczyło, żeby na tarasie zapanowała przenikliwa, pełna napięcia cisza.
Marco dosłownie taksował Caine’a wzrokiem, zresztą ze wzajemnością. Eveline pod
wpływem impulsu chwyciła wampira za ramię, z opóźnieniem uświadamiając
sobie, że zachowywała się niemalże jak siostra Belli. Kobieta również uczepiła
się ramienia brata, próbując jakkolwiek nad nim zapanować, ten jednak z uporem
ją ignorował, wyraźnie nie zamierzając tak po prostu odpuścić.
Marco nagle
wyprostował się, po czym delikatnie acz stanowczo dał Eveline do zrozumienia,
by się odsunęła. W pierwszym odruchu chciała zaprotestować, ale coś w jego
spojrzeniu sprawiło, że ostatecznie zdecydowała się usłuchać.
Wyczuła
ruch i aż wzdrygnęła się, gdy tuż obok niej dosłownie zmaterializowała się
Lana. Wierz mi, stawanie między dwoma
wkurwionymi wampirami to bardzo zły pomysł, oznajmiła wampirzyca, a Eve
w niejakim oszołomieniu uprzytomniła sobie, że słyszała głos kobiety w głowie.
– Nie będę
rozmawiał z tobą w ten sposób, zwłaszcza w tym domu. I nie w towarzystwie
kobiet – oznajmił chłodno Marco.
–
Oczywiście, że nie będziesz. – Caine parsknął pozbawionym wesołości śmiechem. –
Zaszyłeś się tutaj i nie obchodzi cię to, co się dzieje! To jednak prawda,
że jesteś cholernym tchórz…
– Marco! –
obruszyła się Lana, ale jej protest zdał się na nic.
Zaraz po
tym wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Marco nagle
skoczył do przodu, bezceremonialnie chwytając Caine’a za gardło. Nie tylko Lana
krzyknęła, bo również siostra Belli zaczęła w pośpiechu wyrzucać z siebie
kolejne słowa, wyraźnie przerażona tym, co się działo, to jednak w najmniejszym
nawet stopniu nie wpłynęło na walczących nieśmiertelnych.
Caine w pośpiechu
odskoczył, bez większego wysiłku oswobadzając się z uścisku przeciwnika.
Jego bladą twarz wykrzywił grymas, a oczy zabłysły dziko. Napiął mięśnie i zaatakował,
nie pozostawiając Marco dłużnym. Obaj poruszali się tak szybko, że Eve ledwo
mogła za nimi nadążyć, wręcz mając wrażenie, że wampiry raz po raz
materializowały się w różnych miejscach, zwalniając tylko dlatego, że
ograniczały ich wymiary balkonu.
Drewniany
stolik z hukiem wylądował gdzieś poza barierką. Serce Eveline niemalże
wyrwało się z piersi, kiedy uprzytomniła sobie, że jak nic oberwałaby
nieszczęsnym meblem, gdyby Lana w porę nie odciągnęła ją na bok.
Wampirzyca stanowczo pociągnęła ją za sobą, zmierzając ku wejścia do budynku,
by jak najszybciej się ewakuować. Wyglądała na wściekłą, a pod nosem
mruczała całe wiązanki przekleństw, wyglądając na chętną, by dołączyć do walki i porządnie
nakopać obu nieśmiertelnym.
Gdzieś w tle
siostra Caine’a znów zaczęła zawozić, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Eve
omal nie wylądowała na posadzce, kiedy Lana dosłownie wypchnęła ją na korytarz,
raz po raz powtarzając, że powinny się pośpieszyć. Dopiero wtedy kobieta
otrząsnęła się na tyle, by chcieć zaprotestować. Nie miała pojęcia, co się
stało, ale zostawienie Marco w chwili, gdy byli z Cainem na dobrej
drodze, by się pozabijać, zdecydowanie nie wydawało się dobrym pomysłem.
– Czyście
wszyscy już całkiem poszaleli?!
Głos Liama
jakimś cudem przebił się przez zamieszanie. Do Eveline dopiero po fakcie
dotarło, że nie tylko go usłyszała, ale wręcz wypełnił jej umysł, sprawiając,
że miała ochotę zakryć uszy dłońmi. Przez moment miała wrażenie, że pęknie jej
głowa, najpewniej nie jako jedyna, bo na tarasie jak na zawołanie zapanował
spokój.
Wampir przystanął
w progu. Gniewnie wodził wzrokiem dookoła, wyglądając trochę tak, jakby
właśnie szukał sobie potencjalnej ofiary, którą mógłby rozszarpać. Co więcej,
Eve jakoś nie miała wątpliwości, że byłby do tego zdolny, gdyby tylko ktoś
sprowokował go na tyle, by ostatecznie puściły mu nerwy.
Zaraz po
tym zwróciła uwagę na to, że wyglądał… dość marnie. Wydawał się bledszy, niż
kiedy widziała go po raz ostatni. Jasna cera mocno kontrastowała z jego
ciemnymi włosami, jedynie podkreślając dziwne wrażenie tego, że mógłby być
chory. Na sobie miał ciemną koszulę, którą – jak przekonała się z niejakim
oszołomieniem – plamiły ślady świeżej krwi. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby
uświadomić sobie, że posoka należała do niego, wciąż płynąc ze świeżej rany na
gardle.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. W zamian była w stanie co najwyżej stać i obserwować,
niezdolna wykrztusić z siebie chociażby słowa. Czuła, że pytanie o Bellę
to zły pomysł, przynajmniej na razie, ale…
– Ty. – Caine
jako pierwszy wyrwał się z szoku. Szybkim krokiem ruszył w stronę
Liama, oskarżycielskim gestem celując w pierś wampira. – Gdzie jest moja siostra?
Czuję na tobie jej zapach! – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Znów wysunął
kły, ale te nie zrobiły najmniejszego wrażenia na Liamie. Wręcz przeciwnie –
sam również obnażył zęby i warknął ostrzegawczo, choć na moment wzbudzając
w Caine’ie wątpliwości.
– Chyba
trochę się zapędzasz. Swoją drogą, nekrofilia absolutnie mnie nie kręci. Zresztą
jak i pedofilia – stwierdził chłodno. Caine warknął, nagle jeszcze
bardziej rozjuszony. Przez moment wyglądał na chętnego, by znów zacząć się
rzucać, nim jednak zdążył jakkolwiek zareagować, Liam odezwał się ponownie. –
Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek zapraszał cię do tego domu. To po
pierwsze, chociaż już dawno zauważyłem, że dobre maniery umarły i już nie
wrócą, więc to aż tak bardzo mnie nie szokuje.
– Ty…
Wampir nie
pozwolił sobie przerwać.
– Ja, ja! –
rzucił z irytacją, nie szczędząc sobie złośliwości. – Zapomnijmy o dobrym
wychowaniu i tym, że będąc u kogoś, wypadałoby okazać szacunek.
Powiedzmy, że to jakiś znak tych czasów… – Zamilkł, po czym z uwagą zmierzył
Liama wzrokiem. – Ale skoro już rozmawiamy o twojej siostry, to wytłumacz
mi, jakim cudem młoda wampirzyca nie ma pojęcia, jak przygotować się do
przemiany, co? Teraz bawisz się w odpowiedzialnego starszego brata? Naprawdę
wszyscy jesteście aż tak wielkimi ignorantami czy o co chodzi? – zapytał,
ale zdecydowanie nie oczekiwał od Caine’a odpowiedzi. – Tak wielka głupota to
coś, czego nie rozumiem, więc po prostu mnie oświeć! Nie dość, że właśnie robię
wam przysługę i przejmuję obowiązki jej opiekuna, to jeszcze masz do mnie o to
pretensje? W takim razie oświadczam ci, że ona nigdzie się stąd nie ruszy,
póki ja o tym nie zadecyduję. Tak się składa, że mam pełne prawo do takiej
decyzji.
W odpowiedzi
Caine aż się zapowietrzył. W tamtej chwili Eveline już nie miała
wątpliwości co do tego, że Liam w najmniejszym stopniu niczego nie ułatwiał.
Sytuacja była równie napięta, co chwilę wcześniej, a może nawet bardziej.
Czuła, że nieszczęście wisiało w powietrzu, chociaż wciąż nie miała pewności,
kiedy dojdzie do wybuchu.
– Chcę zobaczyć
Bellę – oznajmił w końcu Caine. Panowanie nad sobą przychodziło mu z wyraźnym
trudem. – Gdzie…?
– Powiedziałem
już coś – uciął temat Liam. Zaraz po tym jak gdyby nigdy nic wycofał się,
zamierzając odejść. – Jest pod moją opieką. Z kolei na tę chwilę jesteś
ostatnią osobą, którą bym do niej dopuścił.
Mniej
więcej to wystarczyło, by Caine’owi po raz kolejny puściły nerwy. To były zaledwie
ułamki sekund, a po wszystkim Eveline sama nie była pewna, co i jakim
cudem się wydarzyło. Wiedziała jedynie, że wampir błyskawicznie skoczył do
przodu, przynajmniej z jej perspektywy wydając się poruszać na tyle szybko,
by zatrzymanie go graniczyło z cudem.
A jednak
Liamowi się udało.
Musiał być
gotowy już od dłuższego czasu, najwyraźniej doskonale zdając sobie sprawę z tego,
czego powinien się spodziewać, bo nawet się nie zawahał. Chociaż Eve miała
wrażenie, że praktycznie się nie poruszył, musiał, skoro Caine nagle zatoczył
się w tył, zaciskając palce na czymś, co okazało się odłamaną nogą od
krzesła. Kawałek drewna głęboko utkwił w jego piersi, dosłownie przebijając
mężczyznę na wylot. Na białej koszuli pojawiła się krew, ale wampir wydawał się
tego nie dostrzegać.
W gruncie
rzeczy nie miał czasu, żeby skupić się na czymkolwiek, skoro nagle bezradnie
osunął się na kolana, a potem na ziemię.
Na tarasie po
raz kolejny zapanowała cisza.
– Cóż… –
Liam wzruszy ramionami. – Posprzątajcie tutaj, co? Zaschniętą krew trudniej
zmyć – stwierdził, a potem jak gdyby nigdy nic odszedł, zostawiając
zszokowane towarzystwo samo sobie.
Eveline
potrzebowała dłuższej chwili, by się otrząsnąć. Dopiero słysząc zduszony okrzyk
siostry Caine’a, która błyskawicznie doskoczyła do brata, w pośpiechu wyrzucając
z siebie bliżej nieokreślone słowa, zdołała ruszyć się z miejsca. Natychmiast
popędziła za Liamem, doganiając go dopiero przy schodach. Przynajmniej nie
próbował jej ignorować, ostatecznie nawet przystając i pozwalając na to,
by się z nim zrównała.
– Czekaj –
wydyszała, w ostatniej chwili powstrzymując się przed chwyceniem ją za
ramię. Wolała nie ryzykować, zwłaszcza że dopiero co była świadkiem tego, jak
na jej oczach zaszlachtował innego mężczyznę. – Co…?
– Błagam,
ty jedna nie bądź uciążliwa – obruszył się. – To trochę potrwa, niemniej nic
jej nie będzie, bo to naturalny proces. Tyle powinno ci wystarczyć.
– Ale…
Nie dał jej
dokończyć, najzwyczajniej w świecie rozpływając się w powietrzu. Skrzywiła
się, sama niepewna, co zszokowało ją bardziej – walka na tarasie, zachowanie
Liama czy to, że po raz kolejny ktoś się przy niej dematerializował. Z niedowierzaniem
potrząsnęła głową, nie po pierwszy raz zastanawiając nad tym, jakim cudem
znalazła się w samym środku tego całego bałaganu.
Z cichym jękiem
oparła się plecami o ścianę, zastanawiać czy powinna się śmiać, czy może
płakać. Ostatecznie doszła do wniosku, że tak naprawdę miała ochotę komuś
przyłożyć, jakkolwiek głupie by się to nie wydawało, skoro otaczali ją nieśmiertelni.
– Eveline!
Poderwała
głowę, natychmiast przenosząc wzrok na Marco. W pośpiechu zmierzał w jej
stronę, zaś po wyrazie jego twarzy poznała, że zaczynał już brać pod uwagę to,
że Liam do tego wszystkiego zdecydował się ją pożreć. Wyraźnie ulżyło mu, kiedy
zauważył, że była sama i – co ważniejsze – cała, spokój jednak zniknął
równie nagle, co się pojawił, zwłaszcza gdy podchwycił jej zagniewane
spojrzenie.
– Co to, do
jasnej cholery, było?! – zapytała wprost, zadając pytanie, które cisnęło jej
się do usta już od pierwszej chwili.
– Wybacz,
proszę – zreflektował się pośpiesznie Marco. – Nie powinnaś tego oglądać – dodał,
a ona prychnęła.
– Nie powinnam…?
– powtórzyła z niedowierzaniem. Jak nic musiał sobie z niej żartować.
– Naprawdę uważasz, że moim największym problemem jest to, co widziałam?
Jeszcze
kiedy mówiła, wyprostowała się i ruszyła w jego stronę. Zdrowy
rozsądek podpowiadał jej, że powinna czuć się zaniepokojona, skoro stała
naprzeciwko kogoś, kto mógł się okazać równie niebezpieczny, co i Liam,
ale… nie potrafiła. W zamian wpatrywała się w niego gniewnie,
zaciskając dłonie w pięści i ledwo będąc w stanie powstrzymać
się przed zrobieniem czegoś wyjątkowo głupiego.
– W porządku.
Tak, masz rację. – Marco westchnął przeciągle. – Poniosło nas – przyznał, ale
wciąż nie brzmiało to tak, jakby żałował.
Cóż, tym
razem przynajmniej był szczery, chociaż nie powiedział niczego, czego sama by
nie zauważyła.
– Co jest
nie tak z facetami? – jęknęła, potrząsając z niedowierzaniem głową. –
No i… znasz go? Znasz rodzinę Belli?
– Nasza
społeczność naprawdę nie jest aż taka duża – przyznał, starannie dobierając słowa.
– Ale nie miałem pojęcia, że mieszkasz po sąsiedzku z którymkolwiek z Coldwaterów.
Nie szpieguję ludzi, jeśli nie muszę.
Uniosła
brwi. Jeśli chciał ją w ten sposób pocieszyć, marnie mu szło. Sam Marco
musiał zadawać sobie z tego sprawę, bo przez większość czasu milczał,
wyraźnie czekając, aż emocje opadną.
– Nie
wierzę – wymamrotała, zwracając się bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. –
Po prostu nie wierzę…
– Eve… –
rzucił pojednawczym tonem.
Westchnęła
cicho, ale nie zaprotestowała, kiedy do niej podszedł. Mimowolnie wzdrygnęła
się, gdy jego dłonie wylądowały na jej policzkach. Spojrzała mu w oczy,
zaskoczona pewnością, z jaką zaczynał się względem niej zachowywać. To, że
mógłby ją obejmować albo dotykać, wydawało się czymś w pełni naturalnym,
nawet jeśli sama czuła się z tym wszystkim dziwnie.
Przez kilka
sekund trwali w ciszy, ale tym razem milczenie jej nie przeszkadzało.
Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, przynajmniej na tyle, na ile było to
możliwe, skoro Marco wciąż trzymał jej twarz w dłoniach. Pozwalała, by
przesuwał kciukami po jej policzkach, z wolna zaczynając się rozluźniać.
Jakby nie patrzeć, wszyscy byli cali, a skoro tak…
A potem
przypomniała sobie coś istotnego i to wystarczyło, by jednak odważyła się
znów spojrzeć Marco w oczy.
– O co
chodziło Caine’owi? – zapytała wprost. Wyczuła, że wampir drgnął. – Dlaczego
nazwał cię władcą?
– Nie chcę o tym
rozmawiać.
Zaskoczył
ją sposobem, w jaki nagle się od niej odsunął. Zauważyła, że spoważniał, a przez
jego twarz przemknął cień. Chociaż wciąż była na niego zła, w tamtej
chwili poczuła się niemalże zmartwiona, widząc jak błękitne oczy Marco ciemnieją.
Zawahała się, przez moment wręcz czując wyrzuty sumienia, kiedy uświadomiła
sobie, że najwyraźniej powiedziała coś, czego nie powinna.
Instynktownie
wyciągnęła rękę, by móc chwycić go za ramię. Drgnął, ale nie odsunął się, chcąc
nie chcąc przenosząc na nią wzrok. Widziała, że robił wszystko, byleby ukryć
emocje, nagle równie zdystansowany, co i na samym początku ich znajomości.
–
Porozmawiaj ze mną – poprosiła, siląc się na spokój. – Co się dzieje? Mam prawo
wiedzieć!
Spojrzał na
nią z niedowierzaniem, wyraźnie zaskoczony jej słowami. Sama nie była
pewna, dlaczego zdecydowała się ująć sprawę w ten sposób, ale to było silniejsze
od niej. Na litość Boską, skoro już oddała mu się, na dodatek w sposób,
który…
I naprawdę uważasz, że to cokolwiek znaczy?,
odezwał się cichy głosik w jej głowie. Przespaliście
się raz i to oznacza, że ma ci się spowiadać…?
Coś w tej
myśli bolało, nawet jeśli Marco nie powiedział tego wprost.
Bo koniec końców
nie powiedział niczego, po prostu spoglądając na nią w niemalże
spanikowany, skonsternowany sposób. Zaraz po tym bez jakiegokolwiek ostrzeżenia
odwrócił się i – więcej na nią nie patrząc – po prostu odszedł, zostawiając
zaskoczoną Eveline samą.
Przez
dłuższą chwilę stała, oddychając szybko i płytko. W milczeniu
wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze moment wcześniej stał Marco, próbując
zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Już pojawienie się Caine’a wytrąciło ją z równowagi,
zresztą nie mniej, co i przemiana Belli, ale teraz czuła się jeszcze
gorzej. W głowie miała pustkę, nagle niepewna, jak naprawdę powinna się
zachować – wściekać się, pójść za nim czy może dać sobie spokój.
– Eve… Hej,
Eveline, porozmawiajmy – doszedł ją niepewny głos Lany i uświadomiła
sobie, że wampirzyca przez cały ten czas musiała czaić się gdzieś w pobliżu,
uważnie ich obserwując.
Jedynie
potrząsnęła głową. Uparcie unikając spoglądania na wampirzycę, szybkim krokiem
ruszyła w kierunku przeciwnym do tego, w którym udał się Marco.
– Wybacz,
ale na dzisiaj mam dość – oznajmiła, po czym skrzywiła się, słysząc pobrzmiewającą
w jej głosie gorycz. Czuła, że powinna nad sobą zapanować, ale nie
potrafiła. – Zresztą to on powinien ze mną rozmawiać, nie ty.
Nie dodała
niczego więcej, Lana zresztą nie próbowała naciskać. Przynajmniej Eveline nie
słyszała, by wampirzyca za nią szła albo próbowała nawoływać, a to samo w sobie
było dobre. Zdecydowanie miała dość, jednak najgorsze w tym wszystkim było
to, jak nagle się poczuła.
To, co
zaszło między nią a Marco, było błędem. Teraz mogła stwierdzić, że
postąpiła jak skończona idiotka, jeśli podświadomie oczekiwała czegoś więcej.
Miała prawo? Jak mogła czegokolwiek od niego oczekiwać, skoro tak naprawdę się nie
znali? Oddała mu się z własnej woli, więc o to również nie mogła mieć
pretensji. Byli dorośli, a jednak…
Zdecydowanie
zbyt mocno zatrzasnęła za sobą drzwi do pokoju. Zadrżały, chyba jedynie cudem
nie wypadając z zawiasów, ale nie zwróciła na to uwagi. Miała ochotę
zniszczyć pierwszą rzecz, która wpadłaby jej w ręce, ale powstrzymała się,
gdy pod wpływem impulsu chwyciła za skryty pod materacem łóżka notes.
Na moment
zamarła w bezruchu, w milczeniu przypatrując się pamiętnikowi matki. Wciąż
drżała, ostrożnie siadając na pościeli i układając zapiski na kolanach.
Właściwie… czemu nie?
Zaraz po
tym w końcu odważyła się zajrzeć do środka.
O rany, rany… Popłynęłam. Popłynęłam, ale absolutnie tego nie żałuję. Swoją drogą, waham się nad wprowadzeniem drobnej zmiany w prologu, by móc poprowadzić tę księgę do końca, ale zobaczymy. Na tę chwilę jest jak jest.Dziękuję za obecność, bo to dla mnie ważne. Ta historia powoli żyje własnym życiem i praktycznie pisze się sama, ale to dobrze. Swoją drogą, pokusiłam się o machnięcie całej serii okładek dla pełnej trylogii, więc gdyby ktoś był zainteresowany, to można podejrzeć je tutaj: KLIK.Z mojej strony to już chyba wszystko. Na kolejny rozdział szykuję coś specjalnego, ale nie uprzedzajmy faktów. Tak więc do napisania! :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz