7/27/2018

☾ Rozdział LXV

Eveline
Rozpoznała ten pokój w chwili, w której zdecydowała się przekroczyć próg. Ta sama komnata, jakby żywcem wyjęta z jakiejś książki o średniowieczu. Aż za dobrze pamiętała, gdzie stała wypełniona eleganckimi sukniami szafa. Zresztą tego mogła się spodziewać, bo i cóż mogło zmienić się w akurat tym pomieszczeniu od chwili, w której była tutaj po raz ostatni?
Najważniejsze jednak w tym wszystkim było to, że po raz kolejny zastała tutaj Castiela. Serce podeszło jej do gardła, kiedy go zauważyła. Natychmiast spróbowała się wycofać, ale zamarła w bezruchu, gdy nagle wyprostował się, przenosząc na nią wzrok. Jedno spojrzenie lśniących niepokojąco, intensywnie niebieskich oczu wystarczyło, żeby zamarła w bezruchu, niezdolna zmusić się do zrobienia chociażby kroku. Serce tłukło jej się w piersi, uderzając tak szybko i mocno, że ledwo mogła złapać oddech. Co więcej, on doskonale to słyszał, chociaż w żaden sposób tego nie okazywał.
Napięła mięśnie, coraz bardziej podenerwowana. Czekała, choć sama nie była pewna na co. Z drugiej strony, po tym jak ostatnim razem rzucił jej się do gardła, kiedy zastał ją w tym pokoju, Eve była gotowa na dosłownie wszystko. To, że mógłby ją zaatakować, wydawało się dość prawdopodobne, a jednak…
Z tym, że Castiel nawet nie drgnął. W zamian po prostu siedział na skraju pokaźnych rozmiarów łóżka, zajmującego centralną część komnaty, spojrzenie zaś utkwił w tkwiącej wciąż w progu Eveline.
– Co tutaj robisz?
Jego głos wydawał się wyprany z jakichkolwiek emocji. Dziewczyna zawahała się, coraz bliższa tego, by jednak uciec. Nie była tutaj mile widziana, zwłaszcza przez tego mężczyznę, a jednak…
Machinalnie zmierzyła Castiela wzrokiem. To był impuls, którego poddała się bez chwili zastanowienia, w pamięci wciąż mając szloch, który przyciągnął ją do tego miejsca. Teraz nie miała wątpliwości, że słyszała jego głos, choć to brzmiało jak marny żart. Rozpaczający Castiel? Może i znała go krótko, ale ktoś, kto zdążył pokazać, że w razie potrzeby mógłby ją udusić albo rozszarpać na kawałeczki, zdecydowanie nie mógł być słaby. Brat Marco wydawał się typem, który prędzej sam sobie zrobiłby krzywdę, niż okazał jakiekolwiek ludzkie emocje, a jednak…
Wyglądał zupełnie inaczej niż niecałą godzinę wcześniej, kiedy dopadł ją w drodze na taras. Miała wrażenie, że od tamtego czasu zdążył się postarzeć o co najmniej dekadę, choć to w przypadku wampira musiało znaczyć naprawdę niewiele, o ile w ogóle było możliwe. Nieśmiertelni z natury byli bladzi, a jednak w przypadku Castiela to aż nadto rzucało się w oczy, zwłaszcza w kontraście z ciemnymi włosami. Już nie wyglądał na rozbawionego – i to nawet w ten wymuszony, pełen cynizmu sposób. W zasadzie wyglądał jak cień samego siebie, a Eve do głowy przyszło nawet, że tak mogłaby wyglądać kolejna ze zjaw, które co jakiś czas widywała.
– Zadałem ci pytanie – ponaglił Castiel.
Zamrugała, skutecznie wyrwana z zamyślenia. Wiedziała, że powinna mu odpowiedzieć, a jednak nie była w stanie wykrztusić z siebie chociażby słowa. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, chcąc zyskać na czasie, ale osiągnęła jedynie tyle, że wampir nagle poderwał się na równe nogi, cicho warcząc i wysuwając kły.
Natychmiast cofnęła się o krok. Puls jeszcze bardziej jej przyśpieszył, zresztą jak i oddech, przez co poczuła się tak, jakby w każdej chwili mogła stracić przytomność ze zdenerwowania. Adrenalina zrobiła swoje, a Eve z niejaką ulgą poczuła, że odzyskała władzę w nogach. To wystarczyło, by zapragnęła się wycofać, choć rozsądek podpowiadał jej, że Castielowi wystarczyłby zaledwie ułamek sekundy, żeby ją dopaść – czy to z pomocą dematerializacji, czy najzwyczajniej w świecie dopadając do niej w bardziej tradycyjny sposób.
– Ja… Przepraszam… – wykrztusiła z siebie z trudem. Czuła, że płaszczenie się przed nim to najgorsze, na co mogłaby sobie pozwolić, ale strach zrobił swoje, skutecznie przysłaniając wszystko inne. – Nie chciałam, żeby…
– To nie jest odpowiedź – zauważył Castiel, ale nie brzmiał na tak rozeźlonego, jak mogłaby tego oczekiwać. Miała raczej wrażenie, że było mu wszystko jedno. – Nie uciekaj. Jakbym chciał cię zagryźć, zrobiłbym to ostatnim razem.
Jego słowa na krótką chwilę wytrąciły Eveline z równowagi. Przystanęła w pół kroku, niespokojnie spoglądając to na wampira, to znów niespokojnie oglądając się na drzwi. Zawahała się, bezradnie tkwiąc w  progu i próbując podjąć jakąś sensowną decyzję, to jednak okazało się co najmniej skomplikowane, bo w głowie miała pustkę. Castiel też nie pomagał, w jej oczach wciąż sprawiając wrażenie kogoś, kto w każdej chwili mógłby rzucić się do ataku. Wcześniej przynajmniej miała poczucie, że wie na czym stoi – czy to w korytarzu, czy wcześniej, kiedy dzierżyła w dłoniach kołek, gotowa w każdej chwili go dźgnąć – ale teraz…
Dyskutowanie z kimś, kto może cię zagryźć, to nienajlepszy pomysł, pomyślała w oszołomieniu.
– Otóż to – pochwycił natychmiast Castiel. Tym razem nawet nie zdziwiło jej to, że mógłby wychwycić to, co działo się w jej głowie.
Wampir nie dodał niczego więcej, nagle uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Dłonie wsunął do kieszeni kurtki, którą miał na sobie, zrobił to jednak na tyle wolny, że Eve zdążyła zauważyć, że zaciskał dłonie w pięści. Przez moment była gotowa przysiąc, że na jego skórze dostrzegła ślady krwi, nie miała jednak pewności, czy tak faktycznie było. Ostatecznie nie skomentowała tego nawet słowem, aż nazbyt świadoma, że gdyby tylko spróbowała, tak czy siak zostałaby w odpowiedzi. W najlepszym przypadku skończyłoby się tylko na tym.
Cisza, która nagle zapadła, miała w sobie coś nienaturalnego. Czuła, że nie powinna w tak otwarty sposób wpatrywać się w Castiela, a jednak to okazało się silniejsze od niej. Nie ufała mu, a spuszczenie z oczu kogoś, kto w każdej chwili mógł ją zaatakować, wydawało się najgorszym z możliwych pomysłów. Okazywanie strachu przy kimś takim jak on również, ale o tym starała się nie myśleć. Wystarczyło, że już i tak wiedział, że była przerażona – i to niezależnie od tego, jak bardzo chciał to zamaskować.
Czekała na jakąkolwiek reakcję ze strony Castiela, ta jednak nie nadchodziła. Wampir milczał, całym sobą komunikując, że wydarzyło się coś złego. W innym wypadku zdecydowanie nie wyglądałby jak siódme nieszczęście, bo tylko w ten sposób potrafiła go opisać. Co prawda uspokoił się, wyraźnie zważając na każdy ruch czy słowo, ale to wydało się Eve jeszcze bardziej nienaturalne. Nie żałowała, że na wstępie nie próbował jej zabić, jednak i tak czuła się przy nim nieswojo. Niebieskie oczy wydawały się puste, zresztą jak i wyraz jego twarzy. Nie zauważyła jedynie jakichkolwiek oznak tego, że mógłby płakać, a tym bardziej nie potrafiła sobie tego wyobrazić, nie zmieniało to jednak faktu, że właśnie szloch przyciągnął ją do tego miejsca.
– Nie rozumiem… – Wzdrygnęła się, kiedy Castiel jednak zdecydował się odezwać. Jego głos zabrzmiał zaskakująco łagodnie, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. – To głupota czy mało ci wrażeń? Jeśli ostatnim razem wyraziłem się zbyt subtelnie…
– To Lana pokazała mi ten pokój – przerwała mu pośpiesznie. Dopiero w chwili, w której dotarło do niej, że weszła mu w słowo, zaczęła wahać się nad tym, czy postąpiła słusznie. – Nie weszłabym, gdybym wiedziała, że ktoś sobie tego nie życzy.
– Właśnie to zrobiłaś.
Chcąc nie chcąc przyznała mu rację. Znów zamilkła, tak naprawdę nie znajdują słów, które w obecnej sytuacji zabrzmiałyby sensownie. Powinna go przeprosić? Nie sądziła, żeby zrobiło to na nim jakiekolwiek wrażenie, zresztą był ostatnią osobą, przed którą chciała się kajać. Z drugiej strony, w tamtej chwili Castiel miał w sobie coś, co czyniło go przerażająco wręcz ludzkim. Nie miało znaczenia, że zdążył nad sobą zapanować, kiedy weszła. Nie, skoro wiedziała, że wydarzyło się coś złego, na dodatek na tyle, by wytrącić z równowagi nawet kogoś takiego jak on.
Nie miała pojęcia dlaczego się martwiła. O ile to w ogóle była troska, bo zdecydowanie nie istniały sensowne powody, dla których miałaby przejmować się właśnie Castielem. To, że był bratem Marco, niczego nie zmieniało, zwłaszcza że wciąż była na wampira wściekła. Drugi z Salvadorów z kolei już raz próbował ją zabić i dopiero co rozmawiała z nim w sposób wystarczająco jasny, bo pojąć, że wciąż miał ochotę wgryźć jej się w gardło. Nie pojmowała, co się zmieniło, skoro tak nagle kpina zniknęła, pozostawiając po sobie wyłącznie pustkę. Wiedziała jedynie, że właśnie to sprawiło, że tutaj była, mimo podszeptów intuicji nie będąc w stanie ot tak Castiela zignorować.
– Wydawało mi się, że… – zaczęła z wahaniem, ale prawie natychmiast się wycofała. Spojrzenie Castiela miało w sobie coś, co sprawiało, że jednak chciała uciec.
– Co takiego? – drążył.
Nie odpowiedziała. Nie była w stanie, w zamian co najwyżej zdolna bezmyślnie się w niego wpatrywać. Miała nadzieję, że sam straci zainteresowanie i ją wygodni, ale kolejne sekundy mijały, a Castiel milczał. Myślami wydawał się być gdzieś daleko, ale i tak ją obserwował, na dodatek wystarczająco uważnie, by poczuła się nieswojo. Podejrzewała, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę, być może specjalnie postępując w ten sposób, żeby doprowadzić ją do szału. To wydawało się do niego pasować, a jednak… z jakiegoś powodu wcale nie potrafiła w to uwierzyć.
– Co się stało? – zapytała wprost, nie mogąc się powstrzymać. To pytanie cisnęło jej się na usta, a Eve nie była w stanie powstrzymać się przed zadaniem go. Skoro już tutaj była, nie mogła tak po prostu sobie odpuścić. – Źle wyglądasz, to wszystko. Pomyślałam…
Znów zamilkła, widząc jak brwi Castiela wędrują ku górze. W spojrzeniu wampira doszukała się konsternacji, jakby sam nie wierzył w to, co usłyszał. W ułamek sekundy później zrobił ostatnią rzecz, której się spodziewała i po prostu wybuchnął pozbawionym wesołości, niemalże histerycznym śmiechem. Zesztywniała, ale nim zdążyła zadecydować czy to najwyższa pora, by jednak spróbować się ewakuować, niebieskie oczy Castiela na powrót spoczęły na niej.
Przez dłuższą chwilę milczał, potrząsając głową. Wydawał się na coś czekać, ale kiedy odpowiedziała mu cisza, w końcu zdecydował się odezwać.
– Poważnie? O co ci chodzi? – warknął, raptownie poważniejąc. – To, że pierdolisz się z moim bratem, nie oznacza jeszcze, że masz próbować przejmować się mną. Zwłaszcza że oboje wiemy, że wcale tego nie chcesz.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc. Z jednej strony wiedziała, że trafił w sedno, a jednak coś w jego słowach sprawiło, że poczuła się trochę tak, jakby ją uderzył. Być może wszystko sprowadzało się do zmianki o Marco, która jak na zawołanie rozbudziła w niej znajomą już mieszankę poczucia winy i gniewu, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się to, że Castiel jednoznacznie dał jej do zrozumienia, że wcale nie powinna tutaj być.
– Masz rację. – Samą siebie zaskoczyła obojętnością, która wkradła się do tonu, jakim wypowiedziała te słowa. Zauważyła, że stojący przed nią mężczyzna lekko przekrzywił głowę, spoglądając na nią pod innym kątem, ale nie zamierzała zastanawiać się nad tym, jakie wyciągnął wnioski. – Zdecydowanie nie jesteś kimś, kim powinnam się przejmować – dodała, obojętna na to, że te słowa brzmiały jak coś, przez co na powrót zaczęła stąpać po cienkim lodzie.
Krótko spojrzała na Castiela, ale ten milczał, spoglądając na nią matowymi, pozbawionymi jakiegokolwiek wyrazu oczyma. Coś w tej pustce sprawiło, że z miejsca zrobiło jej się zimno, ale powstrzymała się od drżenia. Bez znaczenia. Nie pojmowała tego wampira, ale czy to w ogóle było ważne? Cokolwiek przywiodło ją do tego miejsca – instynkt czy zwykły przypadek – najwyraźniej podkusiło ją do popełnienia błędu.
Wystarczy. Po prostu… wystarczy, pomyślała z rozżaleniem, najzwyczajniej w świecie odwracając się na pięcie. Czuła, że zwracanie się plecami do kogoś, kto w każdej chwili mógł ją skrzywdzić, nie było najrozsądniejszym posunięciem, ale nie dbała o to. Nadmiar emocji powrócił, uderzając w nią z całą mocą. Wszystko to, co tak nagle się wydarzyło – przemiana Belli, zachowanie Marco i zapiski w pamiętniku – przytłoczyło ją do tego stopnia, że najzwyczajniej w świecie straciła cierpliwość. Skoro Castiel nie chciał jej widzieć, nie zamierzała mu się narzucać, zwłaszcza że w dość jasny sposób dał jej do zrozumienia, że nie potrzebował jej zainteresowania. Zresztą dlaczego miałoby być inaczej?
Nie wyczuła, żeby się poruszył. A jednak nie minęła sekunda, aż cudze palce zacisnęły się wokół jej nadgarstka. Eveline zesztywniała, w oszołomieniu pozwalając, by Castiel zdecydowanym szarpnięciem przyciągnął ją do siebie, odwracając w swoją stronę. Zaraz po tym wylądowała plecami na ścianie, do której docisnął ją wampir, napierając nań całym ciałem. Przez dłuższą chwilę widziała wyłącznie jego oczy – lśniące dzikim, niepokojącym blaskiem. Kły znów się wysunęły, tym razem aż nadto widoczne, skoro twarz Castiela znalazła się zaledwie kilka centymetrów od jej własnej. Chłody oddech musnął policzek Eveline, sprawiając, że serce – tłukąc się przy tym rozpaczliwie – podjechało jej aż do gardła.
– Dlaczego, co? Dlaczego…? – wyszeptał rozgorączkowanym tonem, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa.
Nie rozumiała, co miał na myśli. Wpatrywała się do niego rozszerzonymi do granic możliwości oczyma, coraz bardziej przerażona. Jeśli do tej pory uważała go za kogoś niepokojącego, w tamtej chwili w pełni uprzytomniła sobie, że jak najbardziej miała przed sobą mordercę. Jakby tego było mało, nie sądziła, by Castiel w choć niewielkim stopniu zdawał sobie sprawę z tego, co robił. Z dwojga złego wolała już, kiedy groził jej w pełni świadomie, nawet gdyby to miało popchnąć go do tego, by jednak ją zabić. Wtedy przynajmniej miała poczucie, że wiedziała na czym stoi i czego się spodziewać, a jednak teraz…
Spróbowała się odsunąć, choć przez ścianę za jej plecami okazało się to niemożliwe. Drżała, niezdolna spojrzeć mu w oczy, nawet jeśli w błękicie jego oczu było coś, co przyciągało uwagę. Kolejne sekundy wydawały ciągnąć się w nieskończoność. W zasadzie czas równie dobrze mógłby stanąć w miejscu, a i tak nie zauważyłaby różnicy. Wiedziała jedynie, że Castiel wciąż się w nią wpatrywał, dziwnie roztrzęsiony i jeszcze bardziej blady niż do tej pory. Coś w jego zachowaniu nie dawało jej spokoju; to, że czuła się trochę tak, jakby miała przed sobą niepanującego nad sobą szaleńca, który nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co robił… Nie musiała pytać, by wiedzieć, że to nie było normalne. Czuła, że wydarzyło się coś niedobrego, czego nie tylko nie potrafiła zrozumieć, ale przede wszystkim w żaden sposób nie potrafiła Castielowi pomóc.
Marco… Marco wiedziałby, co zrobić…
Z tym, że wampira nigdzie nie było i nic nie wskazywało na to, by młodszy z Salvadorów zamierzał jej pozwolić zawołać brata. Na dodatek wampir musiał wychwycić którąś z krążących po głowie Eveline myśli bo jego twarz wykrzywił grymas.
– Nie… Nie Marco – wychrypiał. Jego dłonie z siłą zacisnęły się na ramionach oszołomionej dziewczyny. – Ty…
Coś zmieniło się w jego spojrzeniu. Patrzył na nią dziwnie, w niemalże błagalny sposób, choć nie sądziła, że byłby do tego zdolny. Przecież nawet jej nie lubił – i to najdelikatniej rzecz ujmując, bo jego zachowanie niezmiennie udowadniało, że szczerze nią gardził. Nie miała pojęcia czym zasłużyła sobie na tę niechęć, to jednak wydawało się najmniej istotne. Liczyło się, że w żadnym wypadku nie spodziewała się zastać Castiela w takim stanie: rozgorączkowanego, bladego i sprawiającego wrażenie kogoś na granicy szaleństwa.
A już na pewno nie rozumiała, dlaczego wszystko wydawało się sprowadzać do niej. To spojrzenie, jego ruchy, sposób w jaki wypowiadał kolejne słowa…
– Cass… – zaczęła z wahaniem. Dopiero w chwili, w której wykrztusiła z siebie z jego imię, uprzytomniła sobie, co zrobiła. Kiedy jego oczy pociemniały w odpowiedzi na to zdrobnienie i łagodny ton, na który się siliła, Eveline poczuła się jeszcze bardziej niepewnie, to jednak nie powstrzymało ją przed tym, by brnąć dalej. Przecież już i tak nie miała innego wyboru. – Castielu, proszę… – zaczęła raz jeszcze. – Do… Dobrze się czujesz? Wszystko jest w porządku, ale…
– Nic nie jest w porządku, do jasnej cholery!
Nagły wybuch zmroził jej krew w żyłach. Skuliła się na tyle, na ile to było możliwe, bacząc na nieciekawe położenie, w jakim się znalazła. Miała wrażenie, że serce na ułamek sekundy jej stanęło, w następnej sekundzie ponawiając szaleńczy bieg, na dodatek w na tyle gwałtowny sposób, że była niemalże pewna, iż nieszczęsny narząd za moment wyrwie się z klatki piersiowej. Napięła mięśnie, oczekując dłoni Castiela na szyi i…
Wampir odskoczył od niej w popłochu, nagle zaczynając niespokojnie krążyć. Chwycił się za głowę, wplatając palce w ciemne włosy. Nerwowo kroczył tam i z powrotem, miotając się niemalże jak zamknięte w klatce dzikie zwierzę. Nie patrzył na nią, ale wiedziała, że wciąż był świadom jej obecności. To wystarczyło, by zatrzymać ją w miejscu, zresztą nogi miała jak z waty, przez co i tak nie była wstanie ruszyć się z miejsca. Mogła co najwyżej tkwić pod ścianą, kurczowo się do niej tuląc i niespokojnie obserwując kolejne ruchy swojego potencjalnego kata.
Zatrzymał się nagle, dysząc tak ciężko, jakby właśnie wziął udział w maratonie. Ukrył twarz w dłoniach, wciąż nie patrząc na kulącą się pod ścianą Eveline. Nawet z odległości widziała, że drżał, nawet nie próbując tego przed nią ukryć. Z gardła wyrwało mu się coś z pogranicza jęku i szlochu, co skojarzyło jej się z tym, co słyszała wcześniej. Wyglądał na roztrzęsionego i chorego, choć nie miała pojęcia, czy w przypadku wampira w ogóle było to możliwe. To zdecydowanie nie był ten sam Castiel, którego miała okazję poznać wcześniej. Co więcej, nie miała pojęcia, która z jego twarzy była tą prawdziwą – pewnego siebie, wyrachowanego mordercy, czy może kogoś, kogo miała okazję widzieć teraz.
Przez dłuższą chwilę oboje trwali ciszy. Ta wydawała ciągnąc się w nieskończoność, a Eveline przez moment poczuła się tak, jakby sama również w każdej chwili mogła zwariować. Chciało jej się skrzyczeć i przeklinać – zrobić cokolwiek, byleby przerwać ten dziwny, niepokojący stan, a jednak…
– Castielu – powiedziała tak cicho, że ledwo samą siebie słyszała, to jednak wystarczyło.
Zareagował momentalnie, nagle prostując się niczym struna i spoglądając w jej stronę. Te lśniące, błękitne oczy znów spoczęły na niej, dosłownie przenikając Eveline na wskroś. Patrzył na nią, ale równie dobrze na jej miejscu mógł znajdować się ktokolwiek inny. Takie przynajmniej odniosła wrażenie, gotowa przysiąc, że myślami Castiel był gdzieś daleko, nie do końca świadom tego, co działo się wokół niego.
A potem w jego oczach pojawiło się zrozumienie. Ze świstem wypuścił powietrze i choć wciąż wyglądał przy tym na kogoś, kto cierpiał nieopisane wręcz katusze, mimo wszystko wydał się Eve spokojniejszy.
– Sama do mnie przyszłaś – oznajmił i zabrzmiało to tak, jakby zwracał się przede wszystkim do siebie, nie do niej. Z wolna skinął głową, tym samym przyznając samemu sobie rację. Wtedy zrozumiała, że tak naprawdę nie obchodziło go, co ona mogłaby mieć do powiedzenia. – Na własne życzenie… A ja dłużej nie wytrzymam.
Nie dał jej czasu, by choćby zastanowiła się nad znaczeniem jego słów. W jednej chwili wszystko potoczyło się bardzo szybko, a z twarzy Castiela zniknęły jakiekolwiek oznaki świadomości i ludzkich emocji.
Zaraz po tym wampir bezceremonialnie skoczył w jej stronę, wgryzając się w odsłonięte gardło.
Dzień dobry! Ja po prostu to tutaj zostawię, zwłaszcza że nie mam pojęcia, co myśleć. Castiel, Castiel… Nie sądziłam, że można mieć problem z oddaniem własnej postaci, ale przy nim naprawdę mam poczucie, że mogłabym z łatwością zepsuć. To tak chwiejna i zraniona istota, sprzeczna pod tak wieloma względami… Cóż, kolejne rozdziały powinny to rozjaśnić, a przynajmniej ma taką nadzieję. Zresztą ostateczną opinię jak zwykle pozostawiam Wam.
Z mojej strony to tyle. Kolejny rozdział już wkrótce, a teraz jak zwykle dziękuję za obecność i do napisania! ^^

2 komentarze:

  1. Hej hej. Baaaardzo lubię takie akcje. Szczególnie w przypadku Castiela. Muszę przyznać że przywiazalam się trochę do twoich bohaterów :) A co do samego pisania: masz taki jak ja to nazywam melodyjny sposób opowiadania. Czyli tak łagodnie przechodzisz od opisu do dialogu (duży plus). Czasem wylapuje że powtarzasz niektóre zdania. Możesz popracować nad tym ale to moja sugestia. Nie przeszkadza to w czytaniu absolutnie tylko po prostu jest zauważalne. Tak czy siak powtórzę się - pisz dziewczyno! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! ^^
      Jak miło Cię tutaj wciąż widzieć. I cieszę się, że do bohaterów idzie się przywiązać. :) Dziękuję za miłe słowa i uwagi, bo to dla mnie ważne. Taak, powtórzenia to coś, z czym bardzo się lubimy. Takie sformułowania-klucze również, bo nieraz słyszałam, że idzie wyłapać całe kwestie, które przy pisaniu powtarzam. Staram się z tym pilnować, ale nie zawsze wychodzi. Kiedyś do tego przysiądę i spróbuję popoprawiać, ale sądzę, że to dopiero po zakończeniu opowiadania, kiedy będę miała spojrzenie na całość. :D
      Raz jeszcze dziękuję. I piszę, piszę zawsze i wszędzie, więc spokojnie! ^^

      Nessa

      Usuń