Eveline
Nie przypuszczała, że to zrobi. W gruncie rzeczy nie zastanawiała
się nad niczym, dając ponieść się emocjom i nie myśląc o konsekwencjach.
Prawda była taka, że to, na co dawała mu przyzwolenie, wciąż wydawało się tak
abstrakcyjne, że w pełni do niej nie docierało.
Aż do tej chwili.
Serce Eveline zabiło szybciej ze zdenerwowania.
Gwałtowny dreszcz wstrząsnął całym ciałem, przebiegając wzdłuż kręgosłupa.
Lekko przekrzywiła głowę, a wtedy spojrzenia jej i Marco się
spotkały, ona zaś w końcu zobaczyła go takim, jakim był: z wysuniętymi
kłami i błyskiem pożądania w błękitnych oczach. To było prawdziwe,
bez ograniczeń i próby ukrycia faktycznych emocji. Pragnął jej i ta
świadomość sprawiła, że Eve aż zakręciło się w głowie.
– Coś nie tak? – wychrypiał i to wystarczyło,
by wyrwać ją z zamyślenia.
Zaprzeczyła, po czym odchyliła głowę w tył,
ostatecznie podejmując decyzję. Słodki Jezu, w końcu miała do czynienia z wampirem.
Co więcej, ufała mu, z kolei to, co właśnie pozwalała mu zrobić, było dla
jego gatunku tak naturalne, jak dla niej oddychanie.
Wiedziała o tym, jednak instynkt robił swoje,
nie pozwalając jej się rozluźnić. Machinalnie napięła mięśnie, po czym zamknęła
oczy, wyczekując bólu – czegokolwiek, co przecież powinno towarzyszyć
ukąszeniu. W końcu pierwszy raz zawsze boli, prawda?,
pomyślała z przekąsem, próbując się w ten sposób uspokoić, ale coś w tych
słowach sprawiło, że zamiast ukojenia, zapragnęła roześmiać się histerycznie,
nagle jeszcze bardziej spięta.
Cisza dzwoniła jej w uszach. Miała wrażenie,
że minęła cała wieczność, zanim Marco podjął decyzję i poczuła jego ciepłe
dłonie na ramionach. Oddech musnął odsłonięte gardło, kolejny raz przyprawiając
Eveline o dreszcze. Mocniej zacisnęła powieki, zmuszając się do siedzenia w miejscu
i walki o każdy kolejny oddech. Puls jeszcze bardziej jej
przyśpieszył, kiedy serce zaczęło niemalże rozpaczliwie trzepotać się w piersi,
gotowe wyrwać się na zewnątrz.
Nie skrzywdzę
cię.
Łagodny szept, który bez jakiegokolwiek ostrzeżenia
wypełnił jej umysł, skutecznie wytrącił ją z równowagi. Już i tak
była roztrzęsiona, ale coś w mentalnym głosie Marco i tak przyprawiło
Eve o jeszcze silniejsze drżenie. O mój Boże…, przemknęło jej przez myśl,
ale nie zdecydowała się wypowiedzieć tych kilku słów na głos. Coś ścisnęło ją w gardle,
ale i to nie miało znaczenia, zwłaszcza że zaraz po tym wszystko potoczyło
się błyskawicznie.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrze do płuc, czując
nacisk ust Marco na szyi. Nie ukąsił jej od razu, w pierwszej chwili
niemalże czule muskając wargami odsłoniętą skórę – raz, drugi, trzeci…
Obsypywał ją pocałunkami, tak delikatnymi, że chcąc nie chcąc musiała się
rozluźnić. To było coś innego, niż wcześniejszy wybuch namiętności –
ostrożniejszego, bardziej przemyślanego. A jednak poddała się temu z równą
przyjemnością, pozwalając, by Marco w pełni przejął kontrolę, wkrótce po tym zachęcając ją do tego, by ułożyła się
na materacu. Zatrzepotała powiekami, przez krótką chwilę wpatrując się w jego
twarz, zwłaszcza że ta znalazła się na wysokości jej własnej. Błękitne oczy
dosłownie przeszywały ją na wskroś, patrząc tak uważnie, że aż poczuła się
nieswojo.
Nie miała wątpliwości, że robił to już wcześniej.
Wyczuwała to w kolejnych ruchach – zbyt pewnych i przemyślanych, by
mogły należeć do niedoświadczonego mężczyzny. Tak przynajmniej sądziła, bo sama
nigdy nie znalazła się w podobnej sytuacji. Pomijająco kilka przelotnie
skradzionych pocałunków, nigdy nie pozwoliła sobie na to, by zabrnąć dalej. Nie
było nikogo, komu chciałaby się oddać, nie wspominając o… Cóż, oddaniu czegoś
więcej, niż tylko swojego ciała – i to poniekąd dlatego, że nigdy nie
spotkała wampira.
Co ja robię…?
Nie odpowiedziała na to pytanie. Wkrótce potem
odpowiedź i tak przestała być istotna, kiedy wraz z kolejnych
pocałunkiem, wyraźnie poczuła ból, gdy para kłów przebiła skórę. To był
zaledwie ułamek sekundy, przez co nie od razu uświadomiła sobie, co się dzieje.
Instynktownie drgnęła, ale nie odsunęła się, pozwalając, by Marco bardziej
stanowczo przyciągnął ją do siebie. Wyrwał jej się cichy, zdławiony jęk, kiedy
poczuła, jak ręce mężczyzny wsuwają się pod jej plecy, zamykając w silnym,
zdecydowanym uścisku. Już nie mogła się wycofać, próbować uciec albo protestować
– nie, skoro znalazła się w potrzasku, skazana tylko i wyłącznie na
to, co on mógłby z nią zrobić.
Strach pojawił się nagle, mieszając z podekscytowaniem
i obawami. Oddech jeszcze bardziej jej przyśpieszył, a ciało napięło
się, zupełnie jakby szykowało do natychmiastowej ucieczki. To było silniejsze
od niej – pragnienie, by walczyć o życie, gdy tylko dotarło do niej, że
została sam na sam z potencjalnym mordercą. Wampiry były drapieżcami, na
dodatek zdolnymi, żeby zabijać, a jednak…
A potem chwilowa panika zniknęła, Eveline zaś ot
tak się rozluźniła, pozwalając Marco pić.
Nie była pewna, jak powinna pisać ten stan. Ból
nagle ustąpił miejsca przyjemnemu ciepłu, które z wolna rozeszło się po
całym ciele, w końcu pomagając jej się rozluźnić. Powoli wypuściła
powietrze, czując się niemalże tak, jakby z ramion zdjęto jej olbrzymi ciężar.
W zamian poczuła się wręcz zadziwiająco dobrze, nagle zaczynając odczuwać
nieopisaną wręcz przyjemność z tego, co działo się między nimi.
Już się nie bała. Być może to odkrycie powinno ją
zaniepokoić, a jednak wydało się Eveline czymś w zupełności właściwym
i zrozumiałym. Trwała w jego ramionach, pozwalając, żeby poił się jej
krwią i uznając to za coś w pełni normalnego. Ba! Na swój sposób
chciała tego, nagle nie wyobrażając sobie, że miałby przestać. Nie odczuwała
bólu, ani nawet najmniejszego dyskomfortu, choć tego powinna się spodziewać,
skoro ktoś tak po prostu wgryzł się w jej gardło, niemalże łapczywie
spijając krew.
W jednej chwili straciła poczucie czasu. Marco górował
nad nią, ale nie miała nic przeciwko, bez trudu przyjmując do wiadomości fakt,
że powinna mu się poddać. Co więcej, naprawdę czerpała z tego przyjemność porównywalną
do tej, której doświadczyła, kiedy zaczęli się całować. Czuła, że coś w niej
narasta, aż prosząc się o to, by znaleźć ujście, ale nie potrafiła tego
nazwać. Gubiła się we własnych emocjach, oszołomiona bardziej niż do tej pory i niepewna
niczego – i to łącznie z tym, czy postępowała słusznie.
Dziękuję.
Jego głos ją zaskoczył i to bynajmniej nie tym,
że znów mógłby odezwać się w jej umyśle. Bardziej niepojętym było dla niej
to, że mógłby za cokolwiek dziękować – na dodatek tak pełnym wdzięczności tonem.
Dlaczego?, pomyślała, ale nie otrzymała
odpowiedzi, bo Marco najzwyczajniej w świecie zignorował jej pytanie. Była
tego pewna, aż nazbyt świadoma, że musiał wyczuć jej dezorientację.
Inne rozwiązanie nie wchodziło w grę, skoro
ona czuła jego.
Ta świadomość pojawiła się nagle, ale wydawał się
Eve równie naturalna, co i niedoskonałość tego, czego doświadczyła w świecie
snu. Kto wie, może tym razem również śniła, a wszystko to, co działo się
dookoła, nie było prawdziwe. Nie dbała o to, chcąc trwać w całym tym tak
długo, jak tylko byłoby możliwe. Miała wrażenie, że oboje zabrnęli zbyt daleko,
by którekolwiek z nich mogło się wycofać – i to nawet gdyby faktycznie
chciała tego dokonać.
Prawda była taka, że w tamtej chwili liczył się
wyłącznie Marco. Wypełniał ją całą, co uświadomiła sobie nagle, kiedy dotarło
do niej, że nie tylko buszował po zakamarkach jej umysłu, ale również dopuścił
ją do siebie. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś aż tak intensywnego i gwałtownego
zarazem, nagle pojmując drugą osobę o wiele lepiej, niż siebie samą.
Poczuła emocje, o których nagle uświadomiła sobie, że nie należały do niej,
ale… do niego – cała ta fascynacja, wdzięczność i pożądanie… Te uczucia mieszały
się ze sobą i jej własnymi, tworząc coś niezwykłego i przytłaczającego
zarazem.
Jeszcze jakiś czas temu byłaby przerażona,
zwłaszcza ze świadomością, że skoro ona mogła przejrzeć jego, on miał równie
swobodny dostęp do jej wnętrza.
W tamtej chwili z jakiegoś powodu wydało jej
się to absolutnie naturalne.
Nie miała pojęcia, co miał w sobie ten mężczyzna
i dlaczego wybrał właśnie ją, ale to nie miało znaczenia. Prawda była
taka, że on sam wydawał się tego nie wiedzieć, w zamian po prostu dając
ponieść się chwili. Właśnie ta spontaniczność sprawiła, że wszystko to wydało
się Eveline jeszcze bardziej niezwykłe i intensywne. Co więcej, podobało
jej się, a ona chciała w tym trwać, bynajmniej nie obawiając się tego,
że chwila uniesienia mogłaby skończyć się tragicznie. Gdyby stracił kontrolę…
Ale naiwnie ufała, że tego nie zrobi, aż nazbyt
pewna, że prędzej rzuciłby się do walki z własnym bratem, niż pozwolił na
to, by stała jej się krzywda.
Marco jęknął cicho, po czym oderwał usta od rany na
jej szyi. Oddychał szybko i płytko, zupełnie jakby właśnie pokonał
maraton, chociaż w przypadku wampira zmęczenie zdecydowanie nie było
możliwe – nie tak po prostu. Ich spojrzenia ponownie się spotkały, a Eve
przekonała się, że błękitne oczy lśniły intensywniej niż do tej pory. Coś w jego
spojrzeniu wręcz przyprawiło ją o dreszcze, to jednak nie miało żadnego związku
z niepokojem. Wręcz przeciwnie – im dłużej trwała w jego ramionach,
tym bardziej mu ufała, powoli dochodząc do wniosku, że podjęła słuszną decyzję.
– Och, Eveline… – westchnął, spoglądając na nią z mieszanką
konsternacji na swój sposób pobłażliwe. Tego drugiego prędzej oczekiwałaby od
Castiela, ale nie skomentowała tego nawet słowem.
Wampir nie dodał niczego więcej, w zamian na
powrót nachylając się nad jej gardłem. Sądziła, że znów ją ukąsi albo zacznie
pić, ale nic podobnego nie miało miejsca. W zamian dotarło do niej, że
Marco delikatnie przesunął językiem po ranie, kolejny raz przyprawiając ją o dreszcze.
– Ehm… Nie przerywaj – zaoponowała, kiedy znów się
odsunął. – Marco…
– Wystarczy, lilan
– wyszeptał, uśmiechając się łagodnie. Nie mogła powstrzymać się przed
uniesieniem dłoni i muśnięciem palcami jego twarzy. Ostrożnie zarysowała
opuszkami krzywiznę szczęki, badając ją tak dokładnie, jakby chciała nauczyć
się tego kształtu na pamięć. – Dobrze wiem, ile mogę od ciebie wziąć.
– Ale…
Jego śmiech skutecznie zamknął jej usta. Nawet on
zabrzmiał inaczej – przyjemnie dla ucha i ciepło, co uświadomiło jej, że
Marco mało kiedy się przy niej śmiał. Do tej pory był odległy, zdystansowany i tak
cholernie uprzejmy, że aż miała ochotę mu przyłożyć. Teraz wydawał się bardziej
naturalny, zupełnie jakby wszelakie hamulce puściły, a on w końcu
pozwolił sobie na to, by być sobą.
– Może kiedyś ci to wyjaśnię – szepnął, kolejny raz
reagując na to, co działo się w jej głowie. – O ile zechcesz mi to
wybaczyć.
Z wahaniem wpatrywała się w jego twarz. Lilan…, powtórzyła z opóźnieniem w myślach,
kiedy doszło do niej pełne znaczenie jego słów – a zwłaszcza to jedno, tak
melodyjne i obce. Nigdy wcześniej nie słyszała czegoś takiego; początkowo
nawet pomyślała, że to imię, ale – na litość boską! – przecież nie zrobiłby jej
tego, prawda? Nie nazwałby jej imieniem innej akurat teraz, chociaż…
Znów się zaśmiał, tym razem bardziej nerwowo. Niebieskie
oczy wydały jej się niemalże hipnotyzujące, ich spojrzenia ponownie się
spotkały.
– Lilan –
wyjaśnił usłużnie, ujmując jej dłonie w swoje – w starym języku
oznacza „najdroższa”.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, co najmniej oszołomiona.
Marco zawahał się, nagle zmieszany i zaskoczony własną śmiałością. Przez
chwilę wyglądał na chętnego, żeby się wycofać, co skłoniło ją do reakcji. Bez
słowa podniosła się, wpijając ustami w jego wargi. To było niczym kolejna
spontaniczna, ale nader wiążąca decyzja, którą podjęła pod wpływem chwili,
chcąc wierzyć, że była słuszna. Przebywanie z nim samo w sobie takie
było – wyjątkowe, trudne do opisania, a tym bardziej objęcia jakąkolwiek
logiką.
Marco delikatnie ostrożnie odsunął ją od siebie.
Nie zaprotestowała, kiedy ujął jej twarz w dłonie, ostrożnie przesuwając
kciukami po policzkach. Mimowolnie zadrżała, kolejny raz czując rozlewające się
po jej ciele ciepło – rodzaj przyjemnego płomienia, który delikatnie lizał jej
kręgosłup, podsycając pożądanie. Pragnęła go i to na wszystkie możliwe
sposoby, chociaż to wciąż wydawało się czymś co najmniej niepojętym.
– Musisz wybaczyć mi śmiałość – powiedział po
chwili wahania Marco, starannie dobierając słowa. – To, co robię… Dla takich
jak ja uczucia są bardzo… intensywne. Sposób, w jaki postrzegamy partnerstwo,
również – przyznał, kolejny raz wprawiając ją w konsternację.
– Partnerstwo…
Westchnął, po czym uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
– Jednak się zapędzam, prawda? – zapytał, raptownie
poważniejąc. – Nic nie poradzę na to, jak bardzo mnie do ciebie ciągnie, Eve.
Nie potrafię tego opisać, niemniej kłamstwem byłoby, gdybym dalej udawał, że
chodzi tylko o chronienie cię.
Cóż, tego zdecydowanie zdążyła się domyślić. Co
więcej, nie mogła zaprzeczyć, że to działało również w drugą stronę.
Musiałaby być ślepa i głupia, by nie dostrzegać wyjątkowości otaczających
ją istot. Wampiry zachwycały, pociągając zarówno wyglądem, jak i tym, że w ogóle
istniały. Zwłaszcza po spotkaniu z Drake’em mogła przekonać się, że z łatwością
potrafiły owinąć sobie innych wokół palca. Nie sądziła, by z Marco było
tak samo – żeby świadomie mieszał jej w głowie, mając w planach ją skrzywdzić
– niemniej to wciąż był wampir, a dodatek intrygujący ją od momentu, w którym
spotkała go po raz pierwszy.
Może to właśnie tak działało. Może czasami
spotykało się na swojej drodze kogoś, kto po prostu był nam pisany, chociaż nie
sądziła, że kiedykolwiek dojdzie do podobnych wniosków. W gruncie rzeczy
wcale nie chciała się nad tym zastanawiać, pragnąć zostawić sprawy swojemu biegowi.
– Eve? – zaniepokoił się Marco, spoglądając na nią z wyraźną
obawą. – Nie przeraziłem cię teraz, prawda?
– Nie bardziej, niż kiedy wprosiłeś się do mojego
domu tylko po to, by pić kawę z filiżanki ze spodeczkiem – wymamrotała, a on
prychnął, potrząsając z niedowierzaniem głową.
– Akurat to zamierzasz mi wypominać?
Nie odpowiedziała, w zamian przesuwając się w jego
stronę. Spojrzał na nią z zaciekawieniem, pozwalając, żeby kolejny raz
połączyła ich usta w pocałunku. Wzdrygnęła się, kiedy zahaczył kłem o jej
dolną wargę, po prostu ją rozcinając. Dopiero wtedy dotarło do niej, że wciąż
były wysunięte, zupełnie jakby Marco stracił nad nimi kontrolę, a może już
po prostu nie dbając o to, by cokolwiek przed nią ukrywać.
Krew musiała zachęcić go, by pocałunek stał się bardziej
zdecydowany. Zanim się obejrzała, wylądowała okrakiem na jego kolanach, kiedy
usadził ją w taki sposób, by było jej wygodniej. Objęła go za szyję,
podczas gdy jego dłonie błądziły po jej plecach, ostatecznie lądując na
biodrach. Chwilę jeszcze trwali w takiej pozycji, zanim Marco
bezceremonialnie odsunął ją od siebie, nie zważając na to, że próbowała zaprotestować.
– Poczekaj.
Wciąż trzymając ją na kolanach, bezceremonialnie
ściągnął koszulę. Eveline gwałtownie zaczerpnęła powietrza, z niedowierzaniem
wodząc wzrokiem po jego nagim torsie. Słodki
Jezu, pomyślała, czując, że zaczyna jej się kręcić w głowie. Kto wie,
może od nadmiaru emocji i utraty krwi, ale to nie miało znaczenia. Liczyło
się to, że właśnie trzymał ją w ramionach, na wpół nagi, a ona
pierwszy raz mogła przyjrzeć się jego odsłoniętym ramionom.
Zawsze wydawało jej się, że jest bardziej wątły od
Castiela. W gruncie rzeczy nie wyróżniał się budową ciała od przeciętnego
mężczyzny, ale kiedy przyjrzała się dokładniej, dostrzegła rysujące się pod skórką
mięśnie. Co więcej, wiedziała przecież, że to nie postura świadczyła w przypadku
wampira o sile. Miała okazję przekonać się, że Marco był dobrym
wojownikiem – wystarczająco, by czuła się przy nim bezpieczna, z łatwością
mogąc sobie wyobrazić, jak pozbawia kogoś życia.
Chwilę jeszcze przypatrywała się gładkiej, jasnej skórze,
dopiero po chwili zwracając uwagę na pewien istotny szkopuł. Coś ścisnęło ją w gardle
na widok długiej, poszarpanej blizny, ciągnącej się od mostka aż po ramię –
dokładnie w miejscu, gdzie znajdowało się serce. Musnęła ją palcami,
zaskoczona jej gładkością, ale przede wszystkim tym, że tutaj była, wyglądając
jak pozostałość po czymś co najmniej śmiertelnym.
– Co…?
Uścisk w gardle nie pozwolił jej dokończyć. Przełknęła
z trudem i spróbowała raz jeszcze, ale tym razem powstrzymały ją
palce Marco, kiedy ten bezceremonialnie chwycił ją za nadgarstek.
– To nic – stwierdził ze spokojem, w uspokajającym
geście ściskając jej dłoń. – Nic wartego uwagi – dodał, ale nie była w stanie
w to uwierzyć.
– Nie powiesz mi? – obruszyła się.
– Nie dzisiaj – stwierdził i to mimo wszystko
zabrzmiało jak obietnica. – Dość złego się wydarzyło, by rozmawiać o tym
akurat dzisiaj.
Mimo wszystko musiała przyznać mu rację, chociaż
jej spojrzenie raz po raz uciekało do blizny na piersi. Miała dziesiątki pytań,
które nie dawały jej spokoju – i to zwłaszcza teraz, kiedy w ciągu
zaledwie kilkunastu minut zdołała poznać go lepiej.
Wciąż o tym myślała, kiedy Marco wzmocnił uścisk
wokół niej. Obserwowała go z uwagą, spodziewając się wielu rzeczy (i to łącznie
z tym, że znów zaczną się całować albo posunął jeszcze dalej), ale nie
tego, co ostatecznie się wydarzyło.
– Co ty wyprawiasz!? – syknęła, kiedy tak po prostu
przystawił sobie nadgarstek do ust, nadgryzając go, by upuścić sobie krwi.
– Zaufaj mi – rzucił niemalże pogodnym tonem, ze spokojem podsuwając jej krwawiący przegub. –
Eveline…
– Czego ty ode mnie oczekujesz? – wyrzuciła z siebie
na wydechu. Serce znów zabiło jej szybciej, oczy zaś rozszerzyły się, kiedy jak
urzeczona zaczęła wpatrywać się w powoli sączącą krew. Miała wrażenie, że
może wyczuć jej zapach – słodki i zadziwiająco… pociągający, chociaż nie
sądziła, że to w ogóle możliwe. – Marco, do cholery, ja nie jestem
wampirem!
Jego brwi z wolna powędrowały ku górze.
– Wierz mi, że o tym pamiętam – oznajmił, ale i tak
nie odsunął ramienia.
– Zaczynam w to wątpić.
Puścił jej słowa mimo uszu. Wolną ręką ujął ją pod
brodę, po czym zachęcił, by spojrzała mu w oczy.
– Zaufaj mi – powtórzył.
Eveline parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem.
Miała pić jego krew? To był jakiś cholerny wampirzy zwyczaj, czy może…?
Ciepłe palce z czułością przesunęły się po jej
policzku.
– Wampirza krew nie zaszkodzi człowiekowi. Wręcz
przeciwnie – powiedział cicho, starannie dobierając słowa. – Oddałaś mi siebie.
Pragnę zrobić to samo dla ciebie, lilan.
Brzmiał tak, jakby naprawę mu zależało. Miała wręcz
wrażenie, że jego szept owijał się wokół niej, łagodny i hipnotyzujący. Co
więcej znów zwrócił się do niej w ten sposób: lilan. Czuła, że zaczyna drżeć, równie oszołomiona, co i oczarowana
tym, co działo się między nimi.
Jak mogłaby mu nie zaufać? Jak mogłaby mu nie
zaufać, na dodatek właśnie teraz, kiedy zabrnęli tak daleko…?
Serce tłukło jej się w piersi, gdy pozwoliła na
to, by podsunął jej nadgarstek. Z chwilą, w której ciepłe ramiona
owinęły się wokół niej, wszelakie obawy zniknęły, pozostawiając już tylko
fascynację, która towarzyszyła jej w chwili, w której zdecydowała się
skosztować krwi. Spodziewała się metalicznego posmaku i mdłości, więc tym
bardziej zaskoczyła ją słodycz posoki. Ostrożnie oblizała usta, a jej oczy
rozszerzyły się w geście niedowierzania, w odpowiedzi na falę ciepła,
która rozeszła się po całym jej ciele.
Wargi Marco po raz kolejny odnalazły drogę do jej
ust. W chwili, w której po raz kolejny wylądowała na materacu, do Eveline
dotarło, że tym razem mogło się to skończyć w tylko jeden sposób, ale to
wydawało się właściwe.
W ustach czując słodki posmak krwi, bez cienia
strachu i dalszych wątpliwości poddała się błądzących po jej ciele dłoniom.
A potem była już tylko wzajemna bliskość i ciche
szepty, dodające jej pewności siebie, kiedy jednak zdecydowała się mu oddać.
Dobry wieczór! Albo raczej noc… Pisanie o takich godzinach już chyba weszło mi w nawyk tak bardzo, że trudno będzie mi się przestawić. Zresztą nie ma jak klimat i spokój o tak późnych godzinach, prawda?Powoli wracam do normy, co widać zwłaszcza na „Zagubionych w czasie”. Cieszy mnie to, zresztą tak jak i świadomość, że małymi kroczkami zbliżamy się do rozwiązania pierwszej księgi tego opowiadania. Wciąż mam wątpliwości co do sposobu, w jaki rozwiązałam relację Marco i Eveline, ale to wydaje mi się właściwe. Chyba, bo ostateczną ocenę jak zwykle pozostawiam Wam.Jak zwykle dziękuję za komentarze i obecność. Gdyby nie Wy, moja pisanina nie miałaby sensu!
Od tygodnia wchodzę tu po 5 razy dziennie. Ale opłaciło się. Nie poganiam Cię tym absolutnie tylko po ostatnim rozdziale nie mogłam się doczekać :) . Nie rozczarowałam się :)
OdpowiedzUsuńHeh, aż tak? :D Nie powiem, bardzo motywujące. I nie, absolutnie nie odbieram tego jako poganianie; wiem, że trochę nawalam z regularnością ;)
UsuńSerio serio aż tak :) ! Wkrecilam się :)
OdpowiedzUsuńHej
OdpowiedzUsuńNie żebym narzekała na rozwój wypadków, ale tak szybko? Powolny rozwój wypadków ma swój urok, a tu taki wybuch namiętności. Ciekawa jestem jak to rozegrasz.. Jeśli później Eve nie będzie umiała spojrzeć mu w twarz, to by było dobrze, bo w sumie to jej pierwszy raz..tak po prostu jakby ktoś zamienił jej krew w lawę pełną pożądania, bez oglądania się na nic i nikogo- jakby liczyła się tylko fizyczna bliskość z Marco.
Ogólnie jestem bardzo usatysfakcjonowana- tylko tak dalej:)Mam nadzieję, że tego nie zepsujesz:)
Aga