4/29/2018

☾ Rozdział LIX

Eveline
Nie przypuszczała, że to zrobi. W gruncie rzeczy nie zastanawiała się nad niczym, dając ponieść się emocjom i nie myśląc o konsekwencjach. Prawda była taka, że to, na co dawała mu przyzwolenie, wciąż wydawało się tak abstrakcyjne, że w pełni do niej nie docierało.
Aż do tej chwili.
Serce Eveline zabiło szybciej ze zdenerwowania. Gwałtowny dreszcz wstrząsnął całym ciałem, przebiegając wzdłuż kręgosłupa. Lekko przekrzywiła głowę, a wtedy spojrzenia jej i Marco się spotkały, ona zaś w końcu zobaczyła go takim, jakim był: z wysuniętymi kłami i błyskiem pożądania w błękitnych oczach. To było prawdziwe, bez ograniczeń i próby ukrycia faktycznych emocji. Pragnął jej i ta świadomość sprawiła, że Eve aż zakręciło się w głowie.
– Coś nie tak? – wychrypiał i to wystarczyło, by wyrwać ją z zamyślenia.
Zaprzeczyła, po czym odchyliła głowę w tył, ostatecznie podejmując decyzję. Słodki Jezu,  w końcu miała do czynienia z wampirem. Co więcej, ufała mu, z kolei to, co właśnie pozwalała mu zrobić, było dla jego gatunku tak naturalne, jak dla niej oddychanie.
Wiedziała o tym, jednak instynkt robił swoje, nie pozwalając jej się rozluźnić. Machinalnie napięła mięśnie, po czym zamknęła oczy, wyczekując bólu – czegokolwiek, co przecież powinno towarzyszyć ukąszeniu. W końcu pierwszy raz zawsze boli, prawda?, pomyślała z przekąsem, próbując się w ten sposób uspokoić, ale coś w tych słowach sprawiło, że zamiast ukojenia, zapragnęła roześmiać się histerycznie, nagle jeszcze bardziej spięta.
Cisza dzwoniła jej w uszach. Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Marco podjął decyzję i poczuła jego ciepłe dłonie na ramionach. Oddech musnął odsłonięte gardło, kolejny raz przyprawiając Eveline o dreszcze. Mocniej zacisnęła powieki, zmuszając się do siedzenia w miejscu i walki o każdy kolejny oddech. Puls jeszcze bardziej jej przyśpieszył, kiedy serce zaczęło niemalże rozpaczliwie trzepotać się w piersi, gotowe wyrwać się na zewnątrz.
Nie skrzywdzę cię.
Łagodny szept, który bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wypełnił jej umysł, skutecznie wytrącił ją z równowagi. Już i tak była roztrzęsiona, ale coś w mentalnym głosie Marco i tak przyprawiło Eve o jeszcze silniejsze drżenie. O mój Boże…, przemknęło jej przez myśl, ale nie zdecydowała się wypowiedzieć tych kilku słów na głos. Coś ścisnęło ją w gardle, ale i to nie miało znaczenia, zwłaszcza że zaraz po tym wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrze do płuc, czując nacisk ust Marco na szyi. Nie ukąsił jej od razu, w pierwszej chwili niemalże czule muskając wargami odsłoniętą skórę – raz, drugi, trzeci… Obsypywał ją pocałunkami, tak delikatnymi, że chcąc nie chcąc musiała się rozluźnić. To było coś innego, niż wcześniejszy wybuch namiętności – ostrożniejszego, bardziej przemyślanego. A jednak poddała się temu z równą przyjemnością, pozwalając, by Marco w pełni przejął kontrolę, wkrótce  po tym zachęcając ją do tego, by ułożyła się na materacu. Zatrzepotała powiekami, przez krótką chwilę wpatrując się w jego twarz, zwłaszcza że ta znalazła się na wysokości jej własnej. Błękitne oczy dosłownie przeszywały ją na wskroś, patrząc tak uważnie, że aż poczuła się nieswojo.
Nie miała wątpliwości, że robił to już wcześniej. Wyczuwała to w kolejnych ruchach – zbyt pewnych i przemyślanych, by mogły należeć do niedoświadczonego mężczyzny. Tak przynajmniej sądziła, bo sama nigdy nie znalazła się w podobnej sytuacji. Pomijająco kilka przelotnie skradzionych pocałunków, nigdy nie pozwoliła sobie na to, by zabrnąć dalej. Nie było nikogo, komu chciałaby się oddać, nie wspominając o… Cóż, oddaniu czegoś więcej, niż tylko swojego ciała – i to poniekąd dlatego, że nigdy nie spotkała wampira.
Co ja robię…?
Nie odpowiedziała na to pytanie. Wkrótce potem odpowiedź i tak przestała być istotna, kiedy wraz z kolejnych pocałunkiem, wyraźnie poczuła ból, gdy para kłów przebiła skórę. To był zaledwie ułamek sekundy, przez co nie od razu uświadomiła sobie, co się dzieje. Instynktownie drgnęła, ale nie odsunęła się, pozwalając, by Marco bardziej stanowczo przyciągnął ją do siebie. Wyrwał jej się cichy, zdławiony jęk, kiedy poczuła, jak ręce mężczyzny wsuwają się pod jej plecy, zamykając w silnym, zdecydowanym uścisku. Już nie mogła się wycofać, próbować uciec albo protestować – nie, skoro znalazła się w potrzasku, skazana tylko i wyłącznie na to, co on mógłby z nią zrobić.
Strach pojawił się nagle, mieszając z podekscytowaniem i obawami. Oddech jeszcze bardziej jej przyśpieszył, a ciało napięło się, zupełnie jakby szykowało do natychmiastowej ucieczki. To było silniejsze od niej – pragnienie, by walczyć o życie, gdy tylko dotarło do niej, że została sam na sam z potencjalnym mordercą. Wampiry były drapieżcami, na dodatek zdolnymi, żeby zabijać, a jednak…
A potem chwilowa panika zniknęła, Eveline zaś ot tak się rozluźniła, pozwalając Marco pić.
Nie była pewna, jak powinna pisać ten stan. Ból nagle ustąpił miejsca przyjemnemu ciepłu, które z wolna rozeszło się po całym ciele, w końcu pomagając jej się rozluźnić. Powoli wypuściła powietrze, czując się niemalże tak, jakby z ramion zdjęto jej olbrzymi ciężar. W zamian poczuła się wręcz zadziwiająco dobrze, nagle zaczynając odczuwać nieopisaną wręcz przyjemność z tego, co działo się między nimi.
Już się nie bała. Być może to odkrycie powinno ją zaniepokoić, a jednak wydało się Eveline czymś w zupełności właściwym i zrozumiałym. Trwała w jego ramionach, pozwalając, żeby poił się jej krwią i uznając to za coś w pełni normalnego. Ba! Na swój sposób chciała tego, nagle nie wyobrażając sobie, że miałby przestać. Nie odczuwała bólu, ani nawet najmniejszego dyskomfortu, choć tego powinna się spodziewać, skoro ktoś tak po prostu wgryzł się w jej gardło, niemalże łapczywie spijając krew.
W jednej chwili straciła poczucie czasu. Marco górował nad nią, ale nie miała nic przeciwko, bez trudu przyjmując do wiadomości fakt, że powinna mu się poddać. Co więcej, naprawdę czerpała z tego przyjemność porównywalną do tej, której doświadczyła, kiedy zaczęli się całować. Czuła, że coś w niej narasta, aż prosząc się o to, by znaleźć ujście, ale nie potrafiła tego nazwać. Gubiła się we własnych emocjach, oszołomiona bardziej niż do tej pory i niepewna niczego – i to łącznie z tym, czy postępowała słusznie.
Dziękuję.
Jego głos ją zaskoczył i to bynajmniej nie tym, że znów mógłby odezwać się w jej umyśle. Bardziej niepojętym było dla niej to, że mógłby za cokolwiek dziękować – na dodatek tak pełnym wdzięczności tonem. Dlaczego?, pomyślała, ale nie otrzymała odpowiedzi, bo Marco najzwyczajniej w świecie zignorował jej pytanie. Była tego pewna, aż nazbyt świadoma, że musiał wyczuć jej dezorientację.
Inne rozwiązanie nie wchodziło w grę, skoro ona czuła jego.
Ta świadomość pojawiła się nagle, ale wydawał się Eve równie naturalna, co i niedoskonałość tego, czego doświadczyła w świecie snu. Kto wie, może tym razem również śniła, a wszystko to, co działo się dookoła, nie było prawdziwe. Nie dbała o to, chcąc trwać w całym tym tak długo, jak tylko byłoby możliwe. Miała wrażenie, że oboje zabrnęli zbyt daleko, by którekolwiek z nich mogło się wycofać – i to nawet gdyby faktycznie chciała tego dokonać.
Prawda była taka, że w tamtej chwili liczył się wyłącznie Marco. Wypełniał ją całą, co uświadomiła sobie nagle, kiedy dotarło do niej, że nie tylko buszował po zakamarkach jej umysłu, ale również dopuścił ją do siebie. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś aż tak intensywnego i gwałtownego zarazem, nagle pojmując drugą osobę o wiele lepiej, niż siebie samą. Poczuła emocje, o których nagle uświadomiła sobie, że nie należały do niej, ale… do niego – cała ta fascynacja, wdzięczność i pożądanie… Te uczucia mieszały się ze sobą i jej własnymi, tworząc coś niezwykłego i przytłaczającego zarazem.
Jeszcze jakiś czas temu byłaby przerażona, zwłaszcza ze świadomością, że skoro ona mogła przejrzeć jego, on miał równie swobodny dostęp do jej wnętrza.
W tamtej chwili z jakiegoś powodu wydało jej się to absolutnie naturalne.
Nie miała pojęcia, co miał w sobie ten mężczyzna i dlaczego wybrał właśnie ją, ale to nie miało znaczenia. Prawda była taka, że on sam wydawał się tego nie wiedzieć, w zamian po prostu dając ponieść się chwili. Właśnie ta spontaniczność sprawiła, że wszystko to wydało się Eveline jeszcze bardziej niezwykłe i intensywne. Co więcej, podobało jej się, a ona chciała w tym trwać, bynajmniej nie obawiając się tego, że chwila uniesienia mogłaby skończyć się tragicznie. Gdyby stracił kontrolę…
Ale naiwnie ufała, że tego nie zrobi, aż nazbyt pewna, że prędzej rzuciłby się do walki z własnym bratem, niż pozwolił na to, by stała jej się krzywda.
Marco jęknął cicho, po czym oderwał usta od rany na jej szyi. Oddychał szybko i płytko, zupełnie jakby właśnie pokonał maraton, chociaż w przypadku wampira zmęczenie zdecydowanie nie było możliwe – nie tak po prostu. Ich spojrzenia ponownie się spotkały, a Eve przekonała się, że błękitne oczy lśniły intensywniej niż do tej pory. Coś w jego spojrzeniu wręcz przyprawiło ją o dreszcze, to jednak nie miało żadnego związku z niepokojem. Wręcz przeciwnie – im dłużej trwała w jego ramionach, tym bardziej mu ufała, powoli dochodząc do wniosku, że podjęła słuszną decyzję.
– Och, Eveline… – westchnął, spoglądając na nią z mieszanką konsternacji na swój sposób pobłażliwe. Tego drugiego prędzej oczekiwałaby od Castiela, ale nie skomentowała tego nawet słowem.
Wampir nie dodał niczego więcej, w zamian na powrót nachylając się nad jej gardłem. Sądziła, że znów ją ukąsi albo zacznie pić, ale nic podobnego nie miało miejsca. W zamian dotarło do niej, że Marco delikatnie przesunął językiem po ranie, kolejny raz przyprawiając ją o dreszcze.
– Ehm… Nie przerywaj – zaoponowała, kiedy znów się odsunął. – Marco…
– Wystarczy, lilan – wyszeptał, uśmiechając się łagodnie. Nie mogła powstrzymać się przed uniesieniem dłoni i muśnięciem palcami jego twarzy. Ostrożnie zarysowała opuszkami krzywiznę szczęki, badając ją tak dokładnie, jakby chciała nauczyć się tego kształtu na pamięć. – Dobrze wiem, ile mogę od ciebie wziąć.
– Ale…
Jego śmiech skutecznie zamknął jej usta. Nawet on zabrzmiał inaczej – przyjemnie dla ucha i ciepło, co uświadomiło jej, że Marco mało kiedy się przy niej śmiał. Do tej pory był odległy, zdystansowany i tak cholernie uprzejmy, że aż miała ochotę mu przyłożyć. Teraz wydawał się bardziej naturalny, zupełnie jakby wszelakie hamulce puściły, a on w końcu pozwolił sobie na to, by być sobą.
– Może kiedyś ci to wyjaśnię – szepnął, kolejny raz reagując na to, co działo się w jej głowie. – O ile zechcesz mi to wybaczyć.
Z wahaniem wpatrywała się w jego twarz. Lilan…, powtórzyła z opóźnieniem w myślach, kiedy doszło do niej pełne znaczenie jego słów – a zwłaszcza to jedno, tak melodyjne i obce. Nigdy wcześniej nie słyszała czegoś takiego; początkowo nawet pomyślała, że to imię, ale – na litość boską! – przecież nie zrobiłby jej tego, prawda? Nie nazwałby jej imieniem innej akurat teraz, chociaż…
Znów się zaśmiał, tym razem bardziej nerwowo. Niebieskie oczy wydały jej się niemalże hipnotyzujące, ich spojrzenia ponownie się spotkały.
Lilan – wyjaśnił usłużnie, ujmując jej dłonie w swoje – w starym języku oznacza „najdroższa”.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, co najmniej oszołomiona. Marco zawahał się, nagle zmieszany i zaskoczony własną śmiałością. Przez chwilę wyglądał na chętnego, żeby się wycofać, co skłoniło ją do reakcji. Bez słowa podniosła się, wpijając ustami w jego wargi. To było niczym kolejna spontaniczna, ale nader wiążąca decyzja, którą podjęła pod wpływem chwili, chcąc wierzyć, że była słuszna. Przebywanie z nim samo w sobie takie było – wyjątkowe, trudne do opisania, a tym bardziej objęcia jakąkolwiek logiką.
Marco delikatnie ostrożnie odsunął ją od siebie. Nie zaprotestowała, kiedy ujął jej twarz w dłonie, ostrożnie przesuwając kciukami po policzkach. Mimowolnie zadrżała, kolejny raz czując rozlewające się po jej ciele ciepło – rodzaj przyjemnego płomienia, który delikatnie lizał jej kręgosłup, podsycając pożądanie. Pragnęła go i to na wszystkie możliwe sposoby, chociaż to wciąż wydawało się czymś co najmniej niepojętym.
– Musisz wybaczyć mi śmiałość – powiedział po chwili wahania Marco, starannie dobierając słowa. – To, co robię… Dla takich jak ja uczucia są bardzo… intensywne. Sposób, w jaki postrzegamy partnerstwo, również – przyznał, kolejny raz wprawiając ją w konsternację.
– Partnerstwo…
Westchnął, po czym uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
– Jednak się zapędzam, prawda? – zapytał, raptownie poważniejąc. – Nic nie poradzę na to, jak bardzo mnie do ciebie ciągnie, Eve. Nie potrafię tego opisać, niemniej kłamstwem byłoby, gdybym dalej udawał, że chodzi tylko o chronienie cię.
Cóż, tego zdecydowanie zdążyła się domyślić. Co więcej, nie mogła zaprzeczyć, że to działało również w drugą stronę. Musiałaby być ślepa i głupia, by nie dostrzegać wyjątkowości otaczających ją istot. Wampiry zachwycały, pociągając zarówno wyglądem, jak i tym, że w ogóle istniały. Zwłaszcza po spotkaniu z Drake’em mogła przekonać się, że z łatwością potrafiły owinąć sobie innych wokół palca. Nie sądziła, by z Marco było tak samo – żeby świadomie mieszał jej w głowie, mając w planach ją skrzywdzić – niemniej to wciąż był wampir, a dodatek intrygujący ją od momentu, w którym spotkała go po raz pierwszy.
Może to właśnie tak działało. Może czasami spotykało się na swojej drodze kogoś, kto po prostu był nam pisany, chociaż nie sądziła, że kiedykolwiek dojdzie do podobnych wniosków. W gruncie rzeczy wcale nie chciała się nad tym zastanawiać, pragnąć zostawić sprawy swojemu biegowi.
– Eve? – zaniepokoił się Marco, spoglądając na nią z wyraźną obawą. – Nie przeraziłem cię teraz, prawda?
– Nie bardziej, niż kiedy wprosiłeś się do mojego domu tylko po to, by pić kawę z filiżanki ze spodeczkiem – wymamrotała, a on prychnął, potrząsając z niedowierzaniem głową.
– Akurat to zamierzasz mi wypominać?
Nie odpowiedziała, w zamian przesuwając się w jego stronę. Spojrzał na nią z zaciekawieniem, pozwalając, żeby kolejny raz połączyła ich usta w pocałunku. Wzdrygnęła się, kiedy zahaczył kłem o jej dolną wargę, po prostu ją rozcinając. Dopiero wtedy dotarło do niej, że wciąż były wysunięte, zupełnie jakby Marco stracił nad nimi kontrolę, a może już po prostu nie dbając o to, by cokolwiek przed nią ukrywać.
Krew musiała zachęcić go, by pocałunek stał się bardziej zdecydowany. Zanim się obejrzała, wylądowała okrakiem na jego kolanach, kiedy usadził ją w taki sposób, by było jej wygodniej. Objęła go za szyję, podczas gdy jego dłonie błądziły po jej plecach, ostatecznie lądując na biodrach. Chwilę jeszcze trwali w takiej pozycji, zanim Marco bezceremonialnie odsunął ją od siebie, nie zważając na to, że próbowała zaprotestować.
– Poczekaj.
Wciąż trzymając ją na kolanach, bezceremonialnie ściągnął koszulę. Eveline gwałtownie zaczerpnęła powietrza, z niedowierzaniem wodząc wzrokiem po jego nagim torsie. Słodki Jezu, pomyślała, czując, że zaczyna jej się kręcić w głowie. Kto wie, może od nadmiaru emocji i utraty krwi, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się to, że właśnie trzymał ją w ramionach, na wpół nagi, a ona pierwszy raz mogła przyjrzeć się jego odsłoniętym ramionom.
Zawsze wydawało jej się, że jest bardziej wątły od Castiela. W gruncie rzeczy nie wyróżniał się budową ciała od przeciętnego mężczyzny, ale kiedy przyjrzała się dokładniej, dostrzegła rysujące się pod skórką mięśnie. Co więcej, wiedziała przecież, że to nie postura świadczyła w przypadku wampira o sile. Miała okazję przekonać się, że Marco był dobrym wojownikiem – wystarczająco, by czuła się przy nim bezpieczna, z łatwością mogąc sobie wyobrazić, jak pozbawia kogoś życia.
Chwilę jeszcze przypatrywała się gładkiej, jasnej skórze, dopiero po chwili zwracając uwagę na pewien istotny szkopuł. Coś ścisnęło ją w gardle na widok długiej, poszarpanej blizny, ciągnącej się od mostka aż po ramię – dokładnie w miejscu, gdzie znajdowało się serce. Musnęła ją palcami, zaskoczona jej gładkością, ale przede wszystkim tym, że tutaj była, wyglądając jak pozostałość po czymś co najmniej śmiertelnym.
– Co…?
Uścisk w gardle nie pozwolił jej dokończyć. Przełknęła z trudem i spróbowała raz jeszcze, ale tym razem powstrzymały ją palce Marco, kiedy ten bezceremonialnie chwycił ją za nadgarstek.
– To nic – stwierdził ze spokojem, w uspokajającym geście ściskając jej dłoń. – Nic wartego uwagi – dodał, ale nie była w stanie w to uwierzyć.
– Nie powiesz mi? – obruszyła się.
– Nie dzisiaj – stwierdził i to mimo wszystko zabrzmiało jak obietnica. – Dość złego się wydarzyło, by rozmawiać o tym akurat dzisiaj.
Mimo wszystko musiała przyznać mu rację, chociaż jej spojrzenie raz po raz uciekało do blizny na piersi. Miała dziesiątki pytań, które nie dawały jej spokoju – i to zwłaszcza teraz, kiedy w ciągu zaledwie kilkunastu minut zdołała poznać go lepiej.
Wciąż o tym myślała, kiedy Marco wzmocnił uścisk wokół niej. Obserwowała go z uwagą, spodziewając się wielu rzeczy (i to łącznie z tym, że znów zaczną się całować albo posunął jeszcze dalej), ale nie tego, co ostatecznie się wydarzyło.
– Co ty wyprawiasz!? – syknęła, kiedy tak po prostu przystawił sobie nadgarstek do ust, nadgryzając go, by upuścić sobie krwi.
– Zaufaj mi – rzucił niemalże pogodnym tonem,  ze spokojem podsuwając jej krwawiący przegub. – Eveline…
– Czego ty ode mnie oczekujesz? – wyrzuciła z siebie na wydechu. Serce znów zabiło jej szybciej, oczy zaś rozszerzyły się, kiedy jak urzeczona zaczęła wpatrywać się w powoli sączącą krew. Miała wrażenie, że może wyczuć jej zapach – słodki i zadziwiająco… pociągający, chociaż nie sądziła, że to w ogóle możliwe. – Marco, do cholery, ja nie jestem wampirem!
Jego brwi z wolna powędrowały ku górze.
– Wierz mi, że o tym pamiętam – oznajmił, ale i tak nie odsunął ramienia.
– Zaczynam w to wątpić.
Puścił jej słowa mimo uszu. Wolną ręką ujął ją pod brodę, po czym zachęcił, by spojrzała mu w oczy.
– Zaufaj mi – powtórzył.
Eveline parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. Miała pić jego krew? To był jakiś cholerny wampirzy zwyczaj, czy może…?
Ciepłe palce z czułością przesunęły się po jej policzku.
– Wampirza krew nie zaszkodzi człowiekowi. Wręcz przeciwnie – powiedział cicho, starannie dobierając słowa. – Oddałaś mi siebie. Pragnę zrobić to samo dla ciebie, lilan.
Brzmiał tak, jakby naprawę mu zależało. Miała wręcz wrażenie, że jego szept owijał się wokół niej, łagodny i hipnotyzujący. Co więcej znów zwrócił się do niej w ten sposób: lilan. Czuła, że zaczyna drżeć, równie oszołomiona, co i oczarowana tym, co działo się między nimi.
Jak mogłaby mu nie zaufać? Jak mogłaby mu nie zaufać, na dodatek właśnie teraz, kiedy zabrnęli tak daleko…?
Serce tłukło jej się w piersi, gdy pozwoliła na to, by podsunął jej nadgarstek. Z chwilą, w której ciepłe ramiona owinęły się wokół niej, wszelakie obawy zniknęły, pozostawiając już tylko fascynację, która towarzyszyła jej w chwili, w której zdecydowała się skosztować krwi. Spodziewała się metalicznego posmaku i mdłości, więc tym bardziej zaskoczyła ją słodycz posoki. Ostrożnie oblizała usta, a jej oczy rozszerzyły się w geście niedowierzania, w odpowiedzi na falę ciepła, która rozeszła się po całym jej ciele.
Wargi Marco po raz kolejny odnalazły drogę do jej ust. W chwili, w  której po raz kolejny wylądowała na materacu, do Eveline dotarło, że tym razem mogło się to skończyć w tylko jeden sposób, ale to wydawało się właściwe.
W ustach czując słodki posmak krwi, bez cienia strachu i dalszych wątpliwości poddała się błądzących po jej ciele dłoniom.
A potem była już tylko wzajemna bliskość i ciche szepty, dodające jej pewności siebie, kiedy jednak zdecydowała się mu oddać.
Dobry wieczór! Albo raczej noc… Pisanie o takich godzinach już chyba weszło mi w nawyk tak bardzo, że trudno będzie mi się przestawić. Zresztą nie ma jak klimat i spokój o tak późnych godzinach, prawda?
Powoli wracam do normy, co widać zwłaszcza na „Zagubionych w czasie”. Cieszy mnie to, zresztą tak jak i świadomość, że małymi kroczkami zbliżamy się do rozwiązania pierwszej księgi tego opowiadania. Wciąż mam wątpliwości co do sposobu, w jaki rozwiązałam relację Marco i Eveline, ale to wydaje mi się właściwe. Chyba, bo ostateczną ocenę jak zwykle pozostawiam Wam.
Jak zwykle dziękuję za komentarze i obecność. Gdyby nie Wy, moja pisanina nie miałaby sensu!

4 komentarze:

  1. Od tygodnia wchodzę tu po 5 razy dziennie. Ale opłaciło się. Nie poganiam Cię tym absolutnie tylko po ostatnim rozdziale nie mogłam się doczekać :) . Nie rozczarowałam się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, aż tak? :D Nie powiem, bardzo motywujące. I nie, absolutnie nie odbieram tego jako poganianie; wiem, że trochę nawalam z regularnością ;)

      Usuń
  2. Serio serio aż tak :) ! Wkrecilam się :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej
    Nie żebym narzekała na rozwój wypadków, ale tak szybko? Powolny rozwój wypadków ma swój urok, a tu taki wybuch namiętności. Ciekawa jestem jak to rozegrasz.. Jeśli później Eve nie będzie umiała spojrzeć mu w twarz, to by było dobrze, bo w sumie to jej pierwszy raz..tak po prostu jakby ktoś zamienił jej krew w lawę pełną pożądania, bez oglądania się na nic i nikogo- jakby liczyła się tylko fizyczna bliskość z Marco.
    Ogólnie jestem bardzo usatysfakcjonowana- tylko tak dalej:)Mam nadzieję, że tego nie zepsujesz:)

    Aga

    OdpowiedzUsuń