Eveline
Przebudzenie przyszło powoli i bardzo leniwie. Przez dłuższą chwilę leżała z zamkniętymi
oczami, świadoma wyłącznie pustki w głowie i nienaturalnego wręcz
spokoju. Czuła się wręcz zadziwiająco dobrze, ogarnięta nieopisaną euforią,
która dopiero po dłuższej chwili nabrała dla niej sensu.
Eveline
zamrugała nieco nieprzytomnie, wciąż zaspana. Zaraz po tym zamarła,
uświadamiając sobie, że cudze ramię dociska ją do materaca. Natychmiast
otworzyła oczy, czując się niemalże tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił
ją czymś ciężkim po głowie. To, że słyszała cudzy, obcy oddech, a ktoś jak
gdyby nigdy nic obejmował ją w pasie, tak po prostu trzymając w ramionach…
Poderwała
się tak gwałtownie, że omal nie spadła przy tym z łóżka. Jej spojrzenie
jak na zawołanie powędrowało ku twarzy leżącego tuż obok, wciąż pogrążonego we
śnie mężczyzny. Wampir nawet nie drgnął, ale nie zwróciła na to uwagi, bardziej
przejęta tym, że był tuż obok – i że naprawdę aż tak ich poniosło. To nie
był sen, nawet jeśli w jej pamięci właśnie na taki wyglądał. Sposób
w jaki się czuła, wszystko co robiła i że naprawdę pozwoliła sobie na
chwilę zapomnienia… Z jej perspektywy brzmiało to jak czysta abstrakcja –
naiwne marzenie, które być może gdzieś tam w sobie nosiła, ale nie
przypuszczało, że mogłoby się ziścić.
No i Marco…!
Nerwowym
gestem przeczesała poplątane włosy palcami. Ostrożnie wyplątała się z pościeli,
pilnując przy tym, by przypadkiem go nie obudzić, chociaż coś podpowiadało jej,
że musiałaby się naprawdę postarać, żeby do tego doprowadzać. Mogła tylko
zgadywać, która jest godzina, ale wciąż zasłonięte okna wydawały się czymś
wystarczająco wymownym. Inna sprawa, że zastanawianie się nad czymś tak
przyziemnym jak to, ile czasu zostało do zachodu słońca, zdecydowanie nie było
czymś, na co miała w tamtej chwili ochotę.
Wzięła
kilka głębszych wdechów, próbując się uspokoić. Dopiero w chwili, w której
stanęła na nogi, uświadomiła sobie, jak bardzo obolała była. Skrzywiła się, po
czym z powątpiewaniem spojrzała na siebie, z opóźnieniem uprzytomniając
sobie, że była… Cóż, naga. Z miejsca poczuła, że robi jej się gorąco
i to bynajmniej nie za sprawą wspomnień, które zamajaczyły w jej
umyśle. Wybuch namiętności czy wzajemne przyciąganie to jedno, ale to, co stało
się później…
Rozejrzała
się po pokoju, w poszukiwaniu ubrań. Znalazła porzuconą na podłodze
bieliznę, po czym w pośpiechu założyła ją, raz po raz nerwowo oglądając
się w stronę łóżka. Ta… I akurat
teraz najbardziej przejmuje się tym, czy zobaczy cię nago?, odezwał się
cichy, nieco złośliwy głosik w jej głowie. Eve zaklęła pod nosem, w pośpiechu
odsuwając niechciane myśli. Przynajmniej próbowała, ale to okazało się o wiele
trudniejsze, niż mogłaby przypuszczać – zwłaszcza że wszystko w niej aż
krzyczało, że zrobiła coś, czego zdecydowanie nie powinna.
Właśnie
przeżyła swój pierwszy raz. Z wampirem.
Z Marco.
Słodki Jezu, całkiem już zwariowałam!
A jednak
wcale nie czuła się z tym aż tak źle, jak mogłaby tego oczekiwać. Nie
żałowała, a przynajmniej nie w takim stopniu, by mieć do siebie
pretensje o to, jak bardzo ją poniosło. Być może wciąż trwała w szoku,
tak naprawdę nie dopuszczając do siebie pełnej świadomości tego, co miało
miejsce, ale to nie miało znaczenia. Czuła, że powinna się uspokoić, tym
bardziej że tuż obok wciąż spał Marco, aż nazbyt wrażliwy na zbyt chaotyczne
myśli czy emocje.
Świetnie, na dodatek facet ot tak może wejść
ci do głowy. I pije krew… Dobra robota, Eve!
W milczeniu
wciągnęła na siebie spodnie. Dłonie drżały jej, kiedy próbowała uporać się
z zapięciem, przesadnie wręcz koncentrując się na poszczególnych
czynnościach. Dopiero gdy założyła koszulkę, poczuła się pewniej, już
przynajmniej nie obawiając się, że ktoś przyłapie ją w sypialni bez ubrań
i z mężczyzną w łóżku. Co prawda ten drugi problem nie zniknął, a na dodatek był półnagi i – cóż,
nie ukrywajmy – niemniej pociągający, co i kiedy ją całował, dotykał i pieścił, ale mimo wszystko… Co miała
zrobić? Tak po prostu wyrzucić go z sypialni i udawać, że nic się nie
stało? Miała wrażenie, że to najgorsze, co mogłaby zrobić.
Nigdy
wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji. Już nawet nie chodziło
o to, że jej życie towarzyskie praktycznie nie istniało, o jakichkolwiek
relacjach z mężczyznami nie wspominając. Zawsze była przesadnie ostrożna,
poniekąd wręcz zimna, co skutecznie zniechęcało potencjalnych adoratorów. Tak
naprawdę nigdy nie myślała o jakimkolwiek związku, przez palce patrząc na
zakochane party, wszystkie te naiwne romanse i iście walentynkową otoczkę,
którą propagowały media. To było coś, co od samego początku wydawało się jej
nie dotyczyć – rodzaj bezpiecznej otoczki, w której trwała odkąd tylko
sięgała pamięcią.
Teraz to
wszystko zniknęło, a Eveline czuła się co najmniej skołowana. Zawsze
planowała z wyprzedzeniem. Lubiła mieć kontrolę nad swoimi decyzjami,
życiem i wszystkim, co działo się wokół niej. Analizowała, czasem wręcz do
przesady, ale dzięki temu czuła się pewniej i bardziej stabilnie. Sęk
w tym, że od przyjazdu do Haven, co samo w sobie stanowiło odstępstwo
od reguł, którymi zazwyczaj się kierowała, przestałą panować nad czymkolwiek.
Była tutaj uwięziona, mierząc się z czymś, co wciąż wydawało się
nierzeczywiste, z kolei teraz…
I to
z wampirem. Na dodatek takim, który ją uratował i któremu pozwoliła
napić się swojej krwi.
Ona sama piła jego krew.
Coś
przewróciło jej się w żołądku, bynajmniej nie za sprawą obrzydzenia. Wręcz
przeciwnie – przeszedł ją przyjemny dreszcz na samo wspomnienie wypełniającej
usta słodyczy. To przerażające, ale smakowało jej, choć to zdecydowanie nie
powinno mieć miejsca. Na litość boską, była człowiekiem! W piciu krwi,
zwłaszcza wampirzej, nie mogło być niczego dobrego, zwłaszcza dla niej, a jednak…
Z pewnością
nigdy nie doświadczyła czegoś takiego. Nawet nie miała pewności, do czego
mogłaby porównać ten smak – pociągający i upajający jak dobry alkohol;
rodzaj wyjątkowego wina, dla którego nie miała żadnego lepszego przybliżenia.
Zwłaszcza pomiędzy kolejnymi pocałunkami, wzajemnym dotykiem i tym, jak
sama się czuła, kiedy Marco wbił kły w jej skórę, moment w którym
piła z niego wydawał się czymś jeszcze bardziej abstrakcyjnym.
Prawie jak
sen…
Naprawdę
mogłaby wtedy śnić.
Przez
krótką chwilę pomyślała nawet, że może faktycznie tak jest. Szukała
jakichkolwiek oznak tego, że to coś innego, niż rzeczywisty świat –
wyobrażenie, które z taką łatwością kreował Marco, manipulując jej snami.
Sęk w tym, że przecież doskonale wiedziała, że już nie śpi, a to
wszystko wydarzyło się naprawdę. Obolałe ciało jednoznacznie ją o tym
informowało, coraz bardziej dając się Eve we znaki. Gdyby to działo się
wyłącznie w jej głowie, zdecydowanie nie czułaby teraz dyskomfortu, nie
wspominając o tym, że wtedy jej wspomnienia byłyby… Cóż, idealne. Chyba
tak działał umysł, prawda? Zwłaszcza w przypadku czegoś, czego nigdy
wcześniej nie doświadczyła, podsunąłby jej informacje w oparciu o wyidealizowane
wyobrażenia, które w sobie nosiła. Czegokolwiek nie sądziłaby o romansach,
jednak było coś ujmującego w sposobie, w jaki przedstawiały
rzeczywistość – tę miłosną otoczkę i fizyczne uniesienia, które w takich
historiach zawsze wypadały jako coś naturalnego.
Gdyby to
była wyobraźnia, teraz zdecydowanie nie czułaby się jak mała, zagubiona
dziewczynka. Poddała się Marco, ale tak naprawdę nie miała pojęcia, co robi. To
on przejął kontrolę, on podejmował decyzję i on w każdej chwili mógł
zmienić zdanie, gdyby tylko miał takie życzenie. Mogła tylko zgadywać, co
myślał o jej nieporadności i tym, że cała przyjemność i pewność
siebie zniknęła w chwili, w której znalazł się w niej. Wyczuła,
że mimo wszystko traktował ją z ostrożnością, która znacznie odbierała od
wybuchu namiętności, który doprowadził ich do tego miejsca, tym bardziej zdawała sobie sprawę z tego,
że pierwszy raz boli, ale mimo wszystko…
Och, mogła
tylko zgadywać, jak to wyglądało z jego perspektywy. Dla kogoś, kto
zdecydowanie nie pierwszy raz był z kobietą, obserwowanie jej
nieporadności musiało być zabawne… o ile nie wręcz żałosne. To nie powinno
być tak, a jednak co mogła poradzić na coś, co tak czy inaczej już się
wydarzyło?
Uniosła
dłonie do gardła, machinalnie pocierając skórę w miejscu, w którym ją
ukąsił. Tak przynajmniej sądziła, bo pod palcami nie wyczuła niczego, co
świadczyłoby o obecności jakiejkolwiek rany; skóra była równie gładka, co
do tej pory, choć Eve mimo wszystko wydała się wrażliwa. Z drugiej strony,
biorąc pod uwagę to, że w tamtej chwili czuła się jak roztrzęsiony kłębek
nerwów, równie prawdopodobne było to, że do tego wszystkiego dochodziło również
przewrażliwienie.
Wciąż
o tym myślała, przystając przed toaletko. Oparła dłonie o blat, po
czym nachyliła się, uważnie wpatrując się w swoje lustrzane odbicie.
Wyglądała… dziwie, zarumieniona i z błyszczącymi niezdrowo oczami.
Poplątane włosy kleiły się do spoconego czoła, a pośpiesznie wciągnięte,
pomięte ubranie prezentowało się co najmniej źle. Miała wrażenie, że gdyby ktoś
zobaczył ją w takim wydaniu, natychmiast zorientowałby się, że miała coś
na sumieniu. Jeśli dodać do tego wszystkiego fakt, że znajdowała się w domu
pełnym wampirów, a na sobie najpewniej nosiła zapach Marco…
– Nie możesz
spać?
Omal nie
wyszła z siebie, słysząc tuż za plecami znajomy głos. Drgnęła, po czym
błyskawicznie odwróciła się w stronę łóżka. W chwili, w której
napotkała w pełni przytomne, przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu,
zamarła, nagle gotowa przysiąc, że serce za moment wyskoczy jej z piersi
ze zdenerwowania.
Uciekła
wzrokiem gdzieś w bok, świadoma wyłącznie tego, że palą ją policzki. To
było silniejsze od niej – impuls, któremu poddała się, zanim zdążyła choćby
pomyśleć o tym, co robi. Dłonie nerwowo zacisnęła na krawędzi toaletki,
mając wrażenie, że wyłącznie dzięki obecności mebla była w stanie utrzymać
się w pionie. Jakaś jej cząstka chciała patrzeć na Marco, by upewnić się
jaki miał wyraz twarzy, ale mimo wszystko nie potrafiła się na to zdobyć.
Cisza,
która nagle zapadła, okazała się gorsza niż dzień wcześniej, kiedy oboje trwali
w napięciu, a ona miała ochotę rzucać się i wyklinać, byleby
tylko pojąć, co działo się w głowie tego mężczyzny. Już nie wydawał jej
się taki niewinny, obojętny i przesadnie uprzejmy, ale wcale nie miała
dzięki temu poczucia, że cokolwiek stało się łatwiejsze. Wręcz przeciwnie –
czuła się jeszcze bardziej skołowana niż do tej pory, bezskutecznie usiłując
poskładać to wszystko w całość. Cała ta namiętność, tęsknota, którą czuła
w jego pocałunkach i sposobie, w jaki wypowiadał jej imię…
Serce
zabiło jej szybciej ze zdenerwowania. Gdyby tylko wiedziała, co o tym
wszystkim sądzić!
Czuła, że
Marco wciąż ją obserwował. W zasadzie nagle zaczęła podejrzewać, że robił
to już wcześniej, podczas gdy miotała się po pokoju, nie potrafiąc znaleźć dla
siebie miejsca. To była niepokojąca myśl, zresztą tak jak i perspektywa
tego, że mógłby przenikać jej umysł albo analizować emocje. Już wcześniej dawał
jej do zrozumienia, że nie potrafiła nad sobą panować, przez co chcąc nie chcąc
wiedział więcej, niż mogłaby sobie wyobrazić. W takim wypadku teraz
musiała być dla niego niczym otwarta księga, zwłaszcza że zapanowanie nad
emocjami i tym, co działo się w jej głowie, zdecydowanie nie
wchodziło w grę.
– Eve…
Eveline – poprawił się Marco, nagle przerywając przeciągającą się ciszę.
Brzmiał na zatroskanego, co na dłuższą chwilę wytrąciło ją z równowagi. –
Czy wszystko w porządku?
Jednak
przeniosła na niego wzrok, tym samym utwierdzając się w przekonaniu, że ją
obserwował. Musiała wręcz powstrzymywać się przed wodzeniem po jego odsłoniętym
torsie, ale i tak przyłapała się na tym, że jej spojrzenie na moment
uciekło ku blizny na piersi. Czuła, że niebieskie oczy dosłownie przenikają ją
na wskroś, podczas gdy Marco z wyraźnym zniecierpliwieniem oczekiwał
odpowiedzi.
Otworzyła
i zaraz zamknęła usta. Co miała mu powiedzieć, skoro w głowie miała
kompletną pustkę? Nie wspominając o tym, że samej sobie nie potrafiła
wyjaśnić, co takiego czuła. W tamtej chwili nie potrafiła nawet ot tak
spojrzeć mu w oczy, chociaż…
–
Skrzywdziłem cię?
To pytanie
sprawiło, że na moment zamarła, co najmniej zaskoczona. Nie tego się
spodziewała, a jednak Marco wydawał się szczerze zmartwiony taką
perspektywą. Do tej pory się uśmiechał, w pełni rozluźniony, ale w chwili,
w której wypowiedział te słowa, nagle znów spoważniał, przesadnie uprzejmy
i… tak bardzo odległy.
– Mój Boże,
nie – wykrztusiła z siebie w pośpiechu, jednak będąc w stanie
się odezwać. Zrobiła krok naprzód, z wahaniem zbliżając się do łóżka, ale
ostatecznie przystanęła, sama niepewna, co powinna ze sobą zrobić.
– Więc
o co chodzi? – drążył i wydał jej się szczerze zaintrygowany.
Nie
chciała, by po tym wszystkim wrócili do punktu wyjścia. Nie wyobrażała sobie,
że ot tak miałaby znów zacząć traktować go jako kogoś w gruncie rzeczy
obcego, uprzejmego i jakby żywcem wziętego z innej epoki. Miała
wrażenie, że dotychczas mijali się, niepewnie krążąc wokół czegoś większego,
choć żadne z nich nie zdawało sobie z tego sprawy. Co więcej, im
dłużej przebywała z Marco, tym wyraźniej widziała, że przy niej coraz
częściej zachowywał się inaczej – bardziej swobodnie, zupełnie jakby jej
obecność i to, że mógłby ją chronić, było czymś więcej, niż tylko przykrym
obowiązkiem, który z jakiegoś powodu na siebie wziął.
Przełknęła,
a przynajmniej próbowała, bo w ustach miała sucho. Zaczęła nerwowo
bawić się końcówkami włosów, niepewna gdzie powinna podziać wzrok, żeby poczuć
się pewniej. Wciąż się miotała, próbując określić to, co tak naprawdę czuła
i zarazem nie będąc w stanie sensownie nazwać. To wszystko było
skomplikowane, zwłaszcza że tak naprawdę nie znała Marco – i właśnie to
stanowiło największy problem.
– Wszystko
jest nie tak – wyrwało jej się.
Jej słowa
wydawały się brzmieć nienaturalnie w panującej ciszy. Wciąż z uporem
unikała wzroku wampira, podczas gdy on przypatrywał jej się z niemniejszą
uwagą, co i przez cały ten czas. Wydawał się spokojny, w pełni
opanowany, przez co nie potrafiła stwierdzić, co takiego sobie myślał. Mogła
tylko zgadywać, czy swoim zachowaniem jakkolwiek go uraziła, a tym
bardziej czego mógłby oczekiwać po tym, co zrobili.
– Cóż… To
prawda – przyznał cicho Marco, starannie dobierając słowa. – Kiedyś coś
podobnego byłoby nie do pomyślenia.
– I akurat
to przyszło ci do głowy w tym momencie? – zapytała z niedowierzaniem.
Zupełnie jakby ją obchodziło, czy kilkadziesiąt albo kilkaset lat temu nie
obyłoby się przyzwoitek, wiszących nad cnotliwymi panienkami!
– W zasadzie…
Wiesz, nie wiem jak ty, ale moje zachowanie niewiele ma ostatnio związku
z myśleniem.
Spojrzała
na niego z niedowierzaniem, sama niepewna czy powinna się śmiać, czy może
płakać. Ba! Nie miała nawet pewności, w jaki sposób powinna interpretować
jego słowa! Miała rozumieć, że bredził od rzeczy, czy może właśnie żartował
sobie jej kosztem? Swoją drogą, takie zachowanie o wiele bardziej
pasowałoby jej do Castiela, ale postanowiła tego nie komentować, tak naprawdę
woląc nie poznać odpowiedzi.
Ze świstem
wypuściła powietrze. Krótko spojrzała na Marco, po czym wzdrygnęła się, z zaskoczeniem
przekonując, że wampir w którymś momencie ruszył się z miejsca.
Zdążył nawet po części się ubrać, chociaż nadal nie miał na sobie koszuli,
kiedy nagle zmaterializował się tuż przed nią.
– Wybacz
mi, jeśli jakkolwiek uraziłem cię tym, że my… – Zamilkł, po czym z niedowierzaniem
potrząsnął głową. – Ale sądzę, że oboje wiedzieliśmy, co robimy. Nie broniłaś
się ze mną, a ja w żaden sposób nie wpłynąłem na twoją wolę, więc…
– Cholera,
przecież niczego ci nie zarzucam! – obruszyła się.
Skinął
głową, chociaż nie wyglądał na przekonanego. Cokolwiek jednak myślał sobie
w tamtej chwili, postanowił zachować to dla siebie.
– W porządku
– stwierdził, po czym nieoczekiwanie chwycił ją za ręce. – Powiedz mi w takim
razie tylko jedną rzecz… Czy żałujesz?
Jego
pytanie po raz kolejny wprawiło Eveline w konsternację – i to
najdelikatniej rzecz ujmując. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, kiedy
spojrzała na niego w panice, nie marząc już o niczym innym prócz
tego, żeby odwrócić się na pięcie i uciec z krzykiem. Nie zrobiła
tego, w zamian z uporem milcząc i tylko spoglądając na niego
w oszołomieniu, niezdolna wykrztusić z siebie chociaż słowa.
Czy
żałowała? O Boże, jakby miała o tym jakiekolwiek pojęcie! Nie
skrzywdził jej, a po wszystkim wciąż tutaj był, poza tym bez wątpienia
pragnął jej niemniej, co i ona jego, ale… to nadal nie miało sensu.
Marco przez
dłuższą chwilę obserwował ją, w milczeniu czekając na odpowiedź. Kiedy ta
nie padła, wampir jedynie skinął głową, po czym jak gdyby nigdy nic uniósł jej
dłonie do ust.
– Nie ma
pośpiechu – stwierdził ze spokojem, bynajmniej nie brzmiąc na urażonego. – Może
później mi powiesz, kiedy już będziesz pewna. A do tego czasu… Jak bardzo niewłaściwe – podjął z naciskiem –
będzie, jeśli dopiero teraz zaproponuję ci kawę?
To pytanie
wydało jej się tak absurdalne i zarazem aż nadto przyziemne, że aż uniosła
brwi. Uświadomiła sobie, że nieznacznie się rozluźniła, nawet pomimo tego, że
bliskość i dotyk Marco wciąż wzbudzały w niej sprzeczne odczucia,
potęgując mętlik w głowie.
– W filiżance
ze spodeczkiem? – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Spodziewała
się wielu rzeczy, ale nie tego, że w odpowiedzi usłyszy jego śmiech:
w pełni naturalny i szczery, tak jak to, czego doświadczyła pomiędzy
kolejnymi pocałunkami. Mimo wszystko czuła ulgę widząc go takim, wciąż nie
mogąc pozbyć się wrażenia, że na co dzień zdecydowanie zbyt często udawał.
Teraz była coraz bardziej ciekawa tej „drugiej strony” – kogoś, kim był
naprawdę, jakkolwiek irracjonalne by się to nie wydawało.
–
Oczywiście, że tak. – Oczy Marco zabłysły figlarnie, kiedy na nią spojrzał. –
Życzysz sobie jakiś konkretny wzorek na porcelanie, czy pozwolisz mi wybrać?
– Wiesz co?
Idź już – wymamrotała, teraz już nie mając wątpliwości, że świetnie bawił się
jej kosztem. Czuła, że się czerwieni, ale mimo wszystko była bliska tego, żeby
również się uśmiechnąć. – I, do cholery, ubierz w końcu tę koszulę, bo
naprawdę…
– Naprawdę
co?
Spojrzał na
nią z zaciekawieniem, ale – dzięki Bogu! – w żaden więcej sposób nie
skomentował tego, co mówiła. Eveline założyła ramiona na piersiach, próbując
ukryć zdenerwowanie, ale wiedziała, że wychodziło jej to marnie. Czuła, że się
trzęsie, do tego wszystkiego nie mając pojęcia, gdzie oczy podziać, zwłaszcza
że jej wzrok sam z siebie uciekał ku jego odsłoniętemu torsowi. W całym
tym szaleństwie miała ochotę przesunąć się bliżej, dotknąć go i znów
poczuć napinające się pod ciepłą skórą mięśnie, a to zdecydowanie nie wróżyło
dobrze jej zdrowiu psychicznemu.
Marco nie
śpieszył się z wyjściem, wyraźnie ociągając się z doprowadzaniem do
porządku. Nie przypominała sobie, czy kiedykolwiek dotąd widziała go w takim
dobrym nastroju, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że nie tak dawno temu
wyglądał na chętnego, by porządnie nią potrząsnąć po tej nieszczęsnej wycieczce
do domu.
– Pamiętasz
może drogę na taras? – zagaił nagle, uśmiechając się blado. – Mam po ciebie
przyjść, czy może…?
– Znajdę! –
warknęła, bez wahania wchodząc mu w słowo.
Nie
odpowiedział, ale – była tego pewna – w odpowiedzi na jej reakcję jedynie
wywrócił oczami. Zaraz po tym w końcu wyszedł, zostawiając ją sama, ale
wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej.
Chwilę
jeszcze tkwiła w bezruchu, próbując zebrać myśli stwierdzić, co tak
naprawdę się wydarzyło. Kiedy doszła do wniosku, że wciąż nie potrafi tego
stwierdzić, wróciła do łóżka, po czym z jękiem opadła na materac, wbijając
wzrok w sufit.
A niech to szlag…
Dzień dobry (chociaż raz)! Przychodzę do Was nie dość, że szybko, to jeszcze z rozdziałem… o którym nie wiem, co myśleć. Wyszło trochę poważnie, trochę śmiesznie i chociaż nie byłam pewna, co robię, to całość pisało mi się nader przyjemnie. Wiem jedynie, że jeszcze nie prowadziłam takiej pary – praktycznie sobie obcej, ale połączonej wzajemną fascynacją, zwłaszcza że przez tyle czasu po prostu ocierali się o siebie i… Hm, dawałam i daję się temu rozwijać po swojemu, ale nie mnie oceniać, co powinnam o tym wszystkim sądzić.Dziękuję za komentarze i wyświetlenia. To wiele dla mnie znaczy, zresztą tak jak i zawsze. Z wielkim dziękuję dla Arii i Agi, bo po prostu jesteście. Mam nadzieję, że całość dalej wypada satysfakcjonująco ;)A ja na koniec zapraszam w kilka miejsc. Po pierwsze, Katalog Opowiadań o Wampirach ruszył pod nową nazwą i z rozszerzoną działalnością, tym razem jako Katalog Fantastyka: KLIK. Po drugie, wena mnie rozpiera i stąd… Cóż, „Niosąca Radość”, czyli coś mocno powiązanego z „Zagubionymi w czasie”: KLIK. No i na koniec… taki mały one shot, który w sumie kusi mnie obietnicą czegoś większego: KLIK.Cóż, z mojej strony to tyle. Do napisania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz