7/20/2020

☾ Prolog


Forever you said
Księga II: „Interlunium”
I look inside myself and see my heart is black
I see my red door and must have it painted black
~„Paint it Black” – Ciara
Jesteś dzielna. Dasz radę. Jesteś dzielna… dzielna… dzielna…
Zatrzymała się. Dookoła było cicho niczym makiem zasiał, nie licząc jej przyśpieszonego oddechu i serca, które najwyraźniej postanowiło pobić jakiś indywidualny rekord albo upodobnić się do małego, pracującego na najwyższych obrotach silniczka. Ten dźwięk wydawał się nieprawdopodobny i absolutnie niewłaściwy, zwłaszcza w tym miejscu i o tej porze; sprawiał, ze czuła się obnażona, zwracając na siebie uwagę do tego stopnia, jakby całe jej ciało krzyczało: „Tutaj jestem! Przyjdź i dopadnij mnie, jeśli tylko chcesz!”.
Jeśli się nie pomyliła, On słyszał je doskonale, być może stojąc gdzieś kilka kroków od niej i smakując bijące od niej przerażenie – ten przejmujący strach, o którym nie raz słyszała, że smakował goryczą, a mimo to tak wyjątkowo go podniecał, wzbudzając skrajne emocje, które dla niej pozostawały czymś nie do pojęcia. To było obrzydliwe, tak jak i on, a jednak z jakiegoś niepojętego dla siebie powodu nie potrafiła go znienawidzić; nie tak po prostu, choć ten stan rzeczy z powodzeniem mógł ulec zmianie jeszcze dzisiejszej nocy.
Drzewa rosły gęsto, nachylone ku sobie, jakby szeptały między sobą, wzajemnie przekazując nieprzeznaczone dla ludzkich uszu tajemnice. Szepty niezmiennie przyprawiały ją o dreszcze, zwłaszcza, że słyszała je na co dzień, poruszając się pomiędzy światem żywych i umarłych, przez co nie miała już pewności do którego z nich należy naprawdę. Nie należało bać się śmierci, a tym bardziej tych, którzy odeszli, bo tylko żywi bywali na tyle okrutni, by krzywdzić siebie nawzajem – ta zasada wydawała się obowiązywać zawsze, choć od chwili jej przyjazdu do Haven pojęcia „żywy” i „umarły” nabrały dla niej zupełnie nowego znaczenia. Mogła sobie powtarzać, że jest silna i że potrafi sobie poradzić z tym, co działo się wokół niej, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w rzeczywistości okłamuje samą siebie. Ten nowy świat był okrutny i choć teraz wydawała się być jego częścią, prawda wciąż przerastała ją do tego stopnia, by nie była w stanie jej zaakceptować.
Starała się stąpać lekko i pewnie, tak jak uczył ją Liam, ale w jej ruchach brakło gracji i płynności, którą mogli poszczycić się nieumarli. Ciemność wydawała się gęstnieć i owijać wokół niej, zupełnie jakby była żywa, choć rozsądek wciąż podpowiadał jej, że to niemożliwe.
Tyle że wiedziała. Kiedyś nie rozumiała, że mogłyby istnieć różne odcienie czerni, ale teraz nie miała już wątpliwości, co to znaczy prawdziwy mrok. Lęk przed brakiem światła wydawał się naturalny, chociaż powiadano, że ciemności nie należy się bać, a wątpliwości brały się z samej świadomości podążania w nieznane – świat wszakże wydawał się wyglądać zupełnie inaczej, kiedy światło dnia ustępowało mrokom nocy – jednak to również nie była prawda. Ciemność przerażała, ponieważ została do tego stworzona, a ta pora dnia nigdy tak naprawdę nie należała do śmiertelników.
Znajoma ścieżka wiodła w głąb lasu, a więc i w pustkę. Każdy kolejny krok kosztował ją mnóstwo energii i samozaparcia, ale nie mogła się wycofać… Nie teraz, nie kiedy zaczynała rozumieć i miała niemal absolutną pewność tego, co usłyszy, jeśli dopisze jej szczęście. Wzburzenie popychało ją do przodu, tylko częściowo niwelując towarzyszący jej strach, choć musiałaby być szalona, żeby całkiem przestać się bać. Była w tym lesie sama, całkowicie bezbronna, wręcz prosząc się o kłopoty.
Na ziemi zalegała gruba warstwa nienaruszonego jeszcze śniegu, który chrzęścił pod jej stopami, wdzierając się w tę nienaturalną ciszę. Brak dźwięku nie był niczym nowym, tak jak i przejmujące wrażenie, że od znanego jej świata odgradza ją gruba, tłumiąca wszelakie zewnętrzne bodźce szyba, ale to doświadczenie niezmiennie przyprawiało ją o uścisk w żołądku. Czuła się jak w grobie – pogrzebana żywcem i bliska paniki, tak, że trudno jej było oddychać. Szła przed siebie i wiedziała, że w każdej chwili może wydarzyć się coś niedobrego, zupełnie odmiennego od tego, czego mogłaby oczekiwać. Pragnęła tego, tak jak i prawdy, choć wcale nie chciała tego przed samą sobą przyznać, gorączkowo szukając powodu, by jednak się wycofać.
Dłoń z rozmysłem położyła na brzuchu. Prawie natychmiast zabrała ją, nerwowo zaciskając palce.
Boże, wybacz mi, albowiem nie wiem, co czynię…
Gdyby wiedziała wcześniej. Gdyby choć przeczuwała, jakie konsekwencje przyniesie ze sobą przyjazd do tego miejsca…
Gdyby…
Ale teraz było za późno, żeby żałować. Ruch, który wyczuła w swoim wnętrzu, jakże wyraźny nawet mimo grubej kurtki, którą miała na sobie, mówił sam za siebie.
Właśnie wtedy nabrała pewności, że znów jej towarzyszył. Pojawił się tuż za jej plecami niczym cień, by bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyciągnąć ku niej ramiona. Zamknął ją w zdecydowanym uścisku, niczym czuły kochanek, choć w jego dotyku nie było niczego przyjemnego. To przynajmniej sobie wmawiała, prostując przed falą przyjemności, która rozeszła się po całym jej ciele.
Nie powinna tego czuć. Nie powinna tego pragnąć…
Choć nie widziała jego twarzy, była pewna, że się uśmiechał.
– Moja naiwna Beatrice…
No to lecimy. Jeśli wierzyć informacjom przy pliku, miałam ten fragment na dysku od maja 2015. Nie sądziłam, że kiedykolwiek jednak znajdę dla niego zastosowanie, a jednak po lekkich modyfikacjach wydaje się jakby stworzony, by trafić w to miejsce…
Do napisania, kochani! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz