Wyczuła, że Liam sztywnieje. W zasadzie
poczuła się trochę tak, jakby zderzyła się ze ścianą, zwłaszcza że
wampir nie zrobił niczego – ani nie odwzajemnił uścisku, ani jej nie odepchnął.
Ten brak reakcji sprawił, że Bella poczuła się jeszcze dziwnie, szybko
pojmując, że zareagowała zbyt impulsywnie.
Odskoczyła
jak oparzona. Unikając spoglądania mężczyźnie w twarz, pochyliła głowę,
pozwalając by dopiero co wysuszone włosy przysłoniły policzki.
– Przepraszam
– zreflektowała się. – Ale chciałam podziękować. Chciałam…
Żeby przynajmniej
potrafiła to stwierdzić! Chciała powiedzieć mu wiele rzeczy, mniej lub bardziej
sensownych, ale gdy przyszło co do czego, Bella przekonała się, że ma
w głowie pustkę. Zupełnie inną od tej, która towarzyszyła jej podczas
przemiany, kiedy to przez zmęczenie ledwo nadążała nad podsuwanymi
przez powoli wyostrzające się zmysły bodźcami.
– W porządku.
Mimo obaw
poderwała głowę. Nie tego się spodziewała, a jednak nic nie wskazywało
na to, by jej samozwańczy stwórca zamierzał dodać coś więcej. I tyle?,
pomyślała w oszołomieniu, sama niepewna, czy tak zdawkową odpowiedź
mogła uznać w tej sytuacji za coś odpowiedniego.
– Ja… –
Przełknęła z trudem. Głód i pulsowanie kłów ani trochę nie pomagały.
– Mam na myśli…
– Mógłbyś
chociaż raz zachować się jak człowiek, wiesz? Widzisz, że wciąż jest
skołowana – westchnęła Lana, jednak decydując się wtrącić.
Bella nawet
nie zauważyła, w którym momencie kobieta znalazła się obok niej.
Nie zaprotestowała, gdy ta tak po prostu ujęła ją pod ramię,
opiekuńczym gestem przygarniając do siebie. Urodziwą twarz wykrzywił
grymas, gdy dosłownie spiorunowała Liama wzrokiem.
To również
nie zrobiło na samym zainteresowanym większego wrażenia.
– Och, ależ
zdaję sobie z tego sprawę. I cały czas próbuję – stwierdził, krzyżując
ramiona na piersi. – W innym wypadku już teraz porozmawiałbym z nią
o tym, dlatego wywodząca się ze starego wampirzego rodu dziewczyna
nie przygotowała się do przemiany. Nie uwierzę, że to brak
świadomości. Coldwaterowie nie pozwoliliby sobie na takie zaniedbanie
– oznajmił z przekonaniem i tych kilka słów wystarczyło, by Bella
aż się skuliła.
Jasne, że
miał rację. Co więcej od początku spodziewała się podobnych zarzutów,
aż nazbyt dobrze zdając sobie sprawę, że przyjdzie jej odpowiadać na nie jeszcze
wielokrotnie, kiedy już zdecyduje spotkać się z rodziną. Była tego
świadoma już wtedy, gdy prosiła Michaela o pomoc, choć zdrowy rozsądek
podpowiadał, że może w ten sposób co najwyżej doprowadzić do tragedii.
W najlepszym przypadku życiem zapłaciłaby wyłącznie ona, o ile w grę
wszedłby ten „szczęśliwszy” scenariusz. A jednak do samego końca
wierzyła, że ma jeszcze trochę czasu i zdoła znaleźć jakieś cudowne
rozwiązanie, nie angażujące żadnego z krewnych.
Cóż,
niejako tak się stało. Liama zdecydowanie nie uwzględniła w żadnym
planie, choć niejako rozwiązywał najważniejszy problem. Wolała już zostać
związana z kimś, kogo nawet nie znała, niż ryzykować jeszcze większą
kontrole niż tę, której mogła spodziewać się ze strony Caina.
Chciała coś
powiedzieć, aż nazbyt świadoma tego, że Liam i Lana dosłownie taksują się
wzrokiem. Ostatecznie otrząsnęła się na tyle, by oswobodzić z uścisku
wampirzycy i stanąć między nią a wciąż poirytowanym stwórcą.
– Dobrze,
ma rację. I to też powód, żebym podziękowała – wyrzuciła z siebie na wydechu.
– To skomplikowane. Naprawdę skomplikowane… I oczywiście, że
wiedziałam, że to może się tak skończyć, ale…
– To nie miało
prawa skończyć się inaczej – westchnął Liam.
Zamilkła, ograniczając się
do skinięcia głową. Zaprzeczanie temu zarzutowi nie miało
najmniejszego sensu.
– Prawda.
Czuła, że
ją obserwował. Atmosfera w którymś momencie zgęstniała, o wiele
bardziej napięta, niż Bella mogłaby podejrzewać. Od razu pożałowała swojej
impulsywności, choć zarazem nie mogła pozbyć się wrażenia, że w tym
wszystkim chodziło o coś więcej. Zarówno Lana, jak i Liam, wyglądali
na wykończonych.
Z wolna
uniosła głowę. Kiedy w końcu spojrzała na Liama, przekonała się, że
coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy. Szybko odzyskał gardę, poprawił
marynarkę i wymownie spojrzał w jakiś bliżej nieokreślony punkt
przestrzeni.
– Wrócimy
do tego – stwierdził, pospiesznie się wycofując. – Nie szłyście
czasem do kuchni?
Żadna nie zaprotestowała.
Lana wydawała się tylko na to czekać, przy pierwszej okazji wypadając
na korytarz. Nie pozostawiła Belli innego wyboru, jak tylko podążyć
za sobą. Wampirzyca nie próbowała się kłócić, wręcz czując ulgę,
gdy w końcu znalazła się poza zasięgiem przenikliwych oczy Liama.
Ostatnim, czego tak naprawdę chciała, było stanie się przyczyną jego frustracji.
Zdążyła
ostatni raz na niego spojrzeć, zanim ostatecznie wyszła za Laną z sypialni.
W podekscytowaniu nie zwróciła na to uwagi wcześniej, ale uderzyło
ją, jak marnie wciąż wyglądał jej opiekun. Co prawda większość ran, które
mu zadała, zdążyła się zasklepić (albo starannie ukrył je pod ubraniem),
jednak to wydawało się najmniej istotne. Liczyło się, że zawdzięczała
mu aż nadto – i że nigdy nie powinien zostać zmuszony do przyjęcia
takiej odpowiedzialności.
Przyspieszyła
kroku, chcąc jak najszybciej zrównać się z Laną. Tym razem to ona
ujęła kobietę pod ramię, w tak naturalny sposób, jakby wcale nie znały się
raptem od dwóch godzin.
– Na pewno
nic mu nie będzie? – zmartwiła się.
Brwi
wampirzycy powędrowały ku górze. Nieznacznie potrząsnęła głową.
– Nie sądzę.
Jak go znam, to w ciągu doby wróci do siebie – stwierdziła z przekonaniem
Lana. Coś w jej tonie sprawiło, że Bella momentalnie w te zapewnienia
uwierzyła. – Już teraz ma dość siły, by na ciebie krzyczeć.
– Poniekąd
słusznie – westchnęła, spuszczając wzrok.
Omal nie wpadła
na Lanę, kiedy ta tak po prostu się zatrzymała. Zanim
zdążyła zastanowić się, co jest tego przyczyną, wampirzyca stanęła tuż przed
nią, stanowczo chwytając Bellę za ramiona.
– Słuchaj,
bo nie zamierzam się powtarzać. Wszyscy mieliśmy cholernie ciężką noc,
ale w tym akurat nie ma twojej winy. I jak rozumiem
frustrację Liama, tak nie uważam, żeby to był dobry moment na kazania
– oznajmiła z przekonaniem. Coś w jej spojrzeniu na chwilę
przygasło, ale prawie natychmiast Lanie udało się otrząsnąć. –
Później dyskutujcie sobie do woli, nie moja sprawa. Ale na tę
chwilę potrzebujesz krwi i chwili spokoju. Przynajmniej ja o tym
marzyłam, kiedy przeszłam swoją przemianę. Całe szczęście Marco ani przez
chwilę nie przyszło do głowy, by wtedy się na mnie
wydzierać – dodała, kolejny raz wprawiając Bellę w konsternację.
– Marco
jest twoim stwórcą? – zapytała z wahaniem.
Lana
otworzyła i zaraz zamknęła usta, jakby dopiero w tamtej chwili
dotarło do niej, że powiedziała za dużo.
– Nie. To dłuższa
historia na inną okazje. – Wycofała się, podejmując przerwany marsz. –
Idziemy?
Bella nie próbowała
protestować.
Tym razem
bez większych przeszkód dotarli do kuchni, choć jeden rzut oka
wystarczył, by zorientować się, że wampiry nie korzystały z niej
na co dzień. No, może poza lodówką, bo to na niej przy pierwszej
okazji skupiła się Lana. Przez chwilę wodziła wzrokiem po zawartości,
nim zdecydowała się przenieść spojrzenie na swoja podopieczną.
–
Zapytałabym, co preferujesz, ale na to chyba jeszcze za wcześnie.
Sama zdecyduję w takim razie – stwierdziła, wyjmując dwie plastikowe torebki.
Oczywiście…,
pomyślała w oszołomieniu Bella. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało,
słyszała, że wampiry potrafiły wyczuć różnicę we krwi. Pomijająco oczywistości,
jak choćby to, czy w organizmie ofiary znajdowały się używki,
czasami w grę wchodziły bardziej subtelne kwestie. Cóż, może nie aż
tak szczegółowe, by zacząć opisywać grupę krwi po smaku, ale…
Zacisnęła
usta. Czasami obserwowała rodzeństwo podczas szykowania posiłków. W rodzinnym
domu przywykła do obecności krwi, popijania jej przez słomkę czy nawet
kąsania kogoś, kto akurat się na to zgodził. Co prawda po czasie
spędzonym w odosobnieniu zdążyła odwyknąć, ale to wciąż wydawał się
znajome. Tym razem nawet nie zrobiło jej się niedobrze, kiedy
uświadomiła sobie, że jedna z przygotowywanych przez Lanę porcji miała
powędrować do niej.
Wręcz
przeciwnie. Coś w myśli o krwi sprawiło, że Bella poczuła swego rodzaju
satysfakcję. Wciąż pamiętała smak, który rozchodził się po jej ustach,
kiedy karmił ją Liam. Teraz miała spróbować czegoś innego, dobrze wiedząc, że
nie mogła przez cały czas żerować na opiekunie. W zasadzie
teraz, gdy w końcu przemiana dobiegła końca, mężczyzna nie był jej już
niczego winien.
Tak
przynajmniej sądziła, póki Liam jak gdyby nigdy nic pojawił się w kuchni.
Zdążyła zwątpić w to, czy zamierzał im towarzyszyć. Wyglądało na to,
że chwilę spokoju wykorzystał, by doprowadzić się do porządku. Już
nie wyglądał na zaspanego; ciemne oczy okazały się lśniące i aż
nadto bystre.
– Jeśli czegoś
potrzebujesz, to sobie weź. Mogłeś pofatygować się wcześniej –
mruknęła Lana, uważnie przypatrując się dwóm porcjom, które przygotowała. –
Masz się lepiej od niej, więc… Ej! – zaoponowała, kiedy tak po prostu
zabrał jedno ze stojących na blacie naczyń.
– Za dużo
mówisz – uciął, ignorując gniewne spojrzenie, które mu rzuciła.
Cokolwiek
planował, nie zamierzał pić krwi. Bella spojrzała na niego z zaskoczeniem,
gdy tak po prostu wylał część porcji do zlewu. Dziwnie czuła
się, widząc gęste, kolorem przypominające atrament plany na dotychczas
wypolerowanej powierzchni.
Zaraz po tym
– nie trudząc się zbędnymi wyjaśnieniami – Liam ujął kuchenny nóż i wprawnym
ruchem przeciągnął ostrzem po wnętrzu dłoni.
– No, tak –
wyrwało się Lanie.
Bella nie powiedziała
niczego. Po prostu zastygła na swoim miejscu, nie pierwszym raz
czując się tak, jakby ktoś zdzielił ją po głowie. Zamarła, rozdarta
między dwoma sprzecznymi pragnieniami. Jednym, które nakazywało jej natychmiast
znaleźć coś, czym mogłaby opatrzeć ranę, choć przecież dobrze wiedziała, że na wampirze
ta nie zrobi najmniejszego wrażenia.
I drugim,
przez które całe jej ciało aż rwało się do jak najszybszego posilenia się
w sposób, do którego sam Liam przyzwyczaił ją podczas przemiany.
Dyskretnie
zacisnęła obie dłonie na krawędziach zajmowanego krzesła. Potrząsnęła głową,
kolejny raz kryjąc się za zasłoną włosów. Wątpiła, by pomogło,
zwłaszcza że wciąż czuła aż nazbyt charakterystyczną, wabiącą ją woń.
Jak przez
mgłę zarejestrowała moment, w którym mężczyzna uzupełnił braki w naczyniu
własną krwią. W oszołomieniu wpatrywała się we wciąż otwartą ranę, z której
przy lekkim zaledwie poruszeniu wypłynęła posoka.
– Proszę. –
Liam wyciągnął naczynie w jej stronę. – Dzisiaj jeszcze możemy sobie na to pozwolić.
Drżącymi dłońmi
przejęła od niego szklankę. W pośpiechu uniosła ją do ust, z trudem
powstrzymując się od wypicia całości haustem. Dopiero gdy w ustach
poczuła znajomą już słodycz, uświadomiła sobie, jak bardzo głód dawał jej się
we znaki. Skrzywiła się, czując jak kły wydłużają się, wciąż pulsujące i zdecydowanie
zbyt wrażliwe.
Kątem oka
spojrzała na Liama. Oparł się plecami o blat, po czym
przycisnął wciąż krwawiącą dłoń do ust, by zamknąć ranę. Bella
odetchnęła, mimo wszystko uspokojona. Co prawda wciąż wyraźnie czuła świeżą
krew, ale dużo łatwiej mogła ją ignorować, kiedy nie widziała, jak
napływa nowa.
– Dziękuje –
wykrztusiła z opóźnieniem.
Zaczynało
ją mdlić od nadmiaru uprzejmości. Nie mogła pozbyć się wrażenia,
że mężczyzna i tak nie chciał tego słuchać. Jakby to, że w ogóle
przebywał w jednym miejscu z nią i Laną, wyjątkowo go męczyło.
– Teraz
będzie ci już łatwiej. Najgorszy etap mamy za sobą – podjął ze
spokojem wampir. Brzmiał dużo swobodniej, gdy decydował się na jakiekolwiek
wyjaśnienia. Bella mimochodem pomyślała, że z powodzeniem nadawałby się
na nauczyciela, o ile wcześniej znów nie straciłby cierpliwości.
– Możesz jeszcze potrzebować mojej krwi, ale to niedługo minie. Zresztą im
szybciej nauczysz się zaspokajać głód tak jak trzeba, tym lepiej.
Zdobyła się
wyłącznie na sztywne skinięcie głową. Jasne, wiedziała to. Tak jak i o konsekwencjach
płynących z odrzucenia tradycyjnej diety na rzecz… czegoś bardziej niepokojącego.
Wyczuła
ruch, a chwilę później Lana zajęła miejsce u jej boku. Sama nie spieszyła się
ze swoją porcją, bawiąc się szklanką. Gdy do tego wszystkiego Bella
faktycznie dostrzegła słomkę, prawie zdołała się uśmiechnąć.
– Jak
chcesz więcej, to się nie krępuj – rzuciła wampirzyca, zakładając nogę
na nogę. – Skoro już wszyscy mamy się w miarę dobrze, pomyślmy,
co dalej. Już wspominałam Belli, że brat wie, gdzie jest. Pytanie, czy chcemy
dawać mu znać już teraz, ale…
– Nie!
Nie była
pewna, co bardziej ją zaskoczyło – dźwięk pękającego szkła czy fakt, że
krzyk wyrwał się z jej własnego gardła. Wzdrygnęła się, z zaskoczeniem
spoglądając na to, co zostało z naczynia. Przynajmniej zdążyła wybrać
całą porcję, ale to nie zmieniało najważniejszego. Uniosła dłonie, pozwalając
szklanym odłamkom upaść na blat. Nie potrafiła stwierdzić, czy ślady
krwi, które na nich dostrzegła, to efekt niedawnej zawartości, czy może
do tego wszystkiego się pokaleczyła.
Lana natychmiast
nachyliła się w jej stronę. Obrzuciła wzrokiem resztki szkła, by w następnej
sekundzie przemknąć przez kuchnię.
– Dobra,
wszystko jasne. Poczekamy dzień czy dwa. – Podsunęła dziewczynie czysty
ręcznik. – Tak może będzie lepiej. Każdy w tej sytuacji musiałby
odreagować.
– Nie to miałam
na myśli – wymamrotała, ocierając dłonie.
Nawet jeśli
przecięła się szkłem, skóra zasklepiła się zbyt szybko, by mogła
to zauważyć. Do takiego wniosku przynajmniej doszła, próbując
doprowadzić się do porządku – i to nie tylko pod względem
fizycznym. Wciąż drżącymi rękoma, spróbowała zgarnąć resztki szkła w jednym
miejscu, ale zrezygnowała, gdy podchwyciła spojrzenie Lany.
– Daj
spokój. Potem to sprzątnę – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem. –
Pomyślimy, co dalej, kiedy przyjdzie na to pora.
– Pokaż jej pokój,
skoro już jesteś taka pomocna – zasugerował Liam.
Cokolwiek
sądził o gwałtownej reakcji, nie dał niczego po sobie poznać. Wciąż
stał w tym samym miejscu, z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
Coś w jego postawie sprawiło, że Bella poczuła się nieswojo. Miała wrażenie,
że spoglądał na nią jak na dziecko – w nieco pobłażliwy, pełen
rezerwy sposób.
Pod wieloma
względami tak właśnie było; wiedziała, że dla wielu swoich pobratymców
pozostawała co najwyżej małolatą, która dopiero co została rzucona w świat
nocy. Gdyby do tego wszystkiego wiedziała, czy to dobrze…
– Nie chcę
być problemem. Sama zadzwonię do Caina – zapewniła pospiesznie. Jak
tylko zdecyduję, co mu powiedzieć, dopowiedziała w myślach. –
Przepraszam za to. Ja tylko…
– Wciąż nad sobą
nie panujesz. Impulsywność w twoim przypadku to normalna sprawa,
Isabello.
Zacisnęła
usta. Liam już wcześniej zwracał się do niej pełnym imieniem, choć
szczerze go nie lubiła. Co prawda w jego ustach brzmiało inaczej,
dziwnie właściwie, ale tym razem zdecydowała się zareagować.
– Mam na imię
Bella.
Była gotowa
przysiąc, że z premedytacją ją zignorował. Tak przynajmniej sądziła,
ale nie miała okazji potwierdzić swojej teorii, nagle koncentrując się
na czymś innym.
Kroki.
Spokojne i zmierzające w ich stronę.
Odwróciła się
w chwili, w której Lana doskoczyła do wejścia, by powitać
nowo przybyłego mężczyznę. Bella wyprostowała się na swoim miejscu, z zaciekawieniem
i swego rodzaju obawą spoglądając na kolejnego wampira. To, że musiał
być nieśmiertelny, dało się dostrzec na pierwszy rzut oka, choć gdyby
miała oceniać, z czystym sumieniem stwierdziłaby, że wyglądał na chorego.
Och, albo przynajmniej bardzo, bardzo zmęczonego, trochę jak Liam i Lana,
choć w przypadku tej dwójki to aż do tego stopnia nie rzucało się
w oczy. Nie, odkąd mogła przyjrzeć się przybyszowi.
Sama nie była
pewna, na co zwróciła uwagę w pierwszej kolejności – na bladej
cerze, cieniach pod oczami czy samych tęczówkach. Wydawały się lśnić
łagodnie w ciemnościach, jasne niczym bezchmurne niebo. Pomyślała, że
mogłaby zachwycać się ich odcieniem, gdyby nie to, że okazały
się… niepokojąco puste.
– Tak mi się
wydawało, że wyczuwam dodatkową osobę – rzucił na powitanie, podchwyciwszy
spojrzenie Belli. – Dobrze, że nic ci się nie stało – dodał i nawet się
uśmiechnął, ale i to wydało się dziewczynie wymuszone.
Cokolwiek
kryło się za jego zachowaniem, nie powstrzymało go od zachęcającego
wyciągnięcia ku niej ręki. Ujęła ją niepewnie, by przekonać się, że uścisk
miał pewny i przyjemnie ciepły. Coś w postawie mężczyzny sprawiło, że
mimowolnie się rozluźniła.
– Dziękuję.
Jestem Bella – powtórzyła, z ulgą przyjmując, że jej głos brzmiał
normalnie.
Mężczyzna
skinął głową.
– Okoliczności
mogłyby być dużo lepsze, ale i tak miło cię poznać. – Westchnął, w pośpiechu się
wycofując. – Mogę się założyć, że Lana już o wszystko zadbała, ale gdybyś
czegoś potrzebowała…
– Na pewno
dam znać.
Skinął
głową. Wciąż wydawał jej się odległy, trochę jakby patrzyła na zjawę.
W zasadzie gdyby nie oczy, łatwo mogłaby go określić mianem
światłocienia. Blada skóra mocno kontrastowała z ciemnymi, wciąż
zmierzwionymi włosami. Jeśli dodać do tego fakt, że nosił się na czarno…
Coś jest
nie tak, uświadomiła sobie. Nie znam go, ale zdecydowanie
nie wygląda dobrze.
Dyskretnie
zerknęła na Liama i Lanę, ale po ich twarzach nie potrafiła
stwierdzić, czego się spodziewać. Jedynie wampirzyca przestąpiła naprzód,
wyraźnie czymś poruszona.
– Marco… –
szepnęła niemalże pojednawczym, kojącym głosem. – A co z tobą? Potrzebujesz
czegoś?
Bella
drgnęła, w końcu pojmując, kogo miała przed sobą. Mogła się spodziewać,
że prędzej czy później przyjdzie jej poznać Marco, ale zdecydowanie
nie wyobrażała sobie tego w ten sposób. O nim samym nie wspominając.
Och, ani trochę nie czuła się, jakby miała przed sobą kogoś potężnego
czy ważnego. „Marco od dawna nie uważa się za króla” –
przypomniała sobie słowa Lany, jednak patrząc na wampira w tamtej chwili,
była gotowa przysiąc, że chodziło o cos więcej.
Przystanął,
słysząc pytanie wampirzycy. Nie zaprotestował, kiedy ta spróbowała
dotknąć jego twarzy. Przeciwnie – pozwolił jej na to, choć prawie
natychmiast chwycił ją za nadgarstek. W tamtej chwili Bella sama nie potrafiła
stwierdzić, które z nich zachowywało się mniej naturalnie, szukając słów
pocieszenia, które ostatecznie nigdy nie padły.
Marco
uśmiechnął się smutno.
– Niczego,
co mogłabyś mi zapewnić, Lano – mruknął, odsuwając się. – Chciałem po prostu
sprawdzić, czy wszystko w porządku. I przywitać Bellę. – Raz
jeszcze przeniósł wzrok na dziewczynę, zdawkowo kiwając głową. – Nie patrzcie
tak na mnie. Wszystko ze mną dobrze, jasne? Jeśli coś się będzie
działo, natychmiast chcę o tym wiedzieć – dodał, raptownie poważniejąc.
– Ale…
Zmierzył
Lanę wzrokiem. Natychmiast zamilkła.
– Nie traktuj
mnie w ten sposób, proszę – powiedział, patrząc jej w oczy. Jego głos
brzmiał nienaturalnie spokojnie, zbyt uprzejmie, tak bardzo… niewłaściwie.
Bella mogła to wyczuć, choć przecież widziała go po raz pierwszy. – W
ten sposób mi nie pomożesz.
– Odpychając
mnie też nic nie zdziałasz – zaoponowała wampirzyca.
– Bardzo mi
przykro.
Brzmiał,
jakby faktycznie tak myślał. To, że stało się coś niedobrego, stało się
dla Belli równie jasne, co i jej własna przemiana. W pamięci wciąż miała
migające światła, poruszenie Liama i czas, który spędziła skulona pod łóżkiem.
Wszystko powoli zaczynało składać się w całość, choć wciąż brakowało
najważniejszych elementów, by mogła w pełni zrozumieć sytuację.
Nie chciała
pytać. Czuła, że nie powinna, choć obserwowanie cudzej tragedii okazało się
dużo gorsze, niż gdyby mogła w niej uczestniczyć. W zasadzie
patrzenie na Marco w niepokojący sposób skojarzyło się Belli z ojcem,
kiedy ten przyszedł do niej oznajmić, że mamy już nie ma. Choć
od tego momentu minęły całe lata, wciąż pamiętała ten moment aż za dobrze.
Właśnie
dlatego nie mogła się powstrzymać. Zanim zdążyła ugryźć się w język,
zadała jedno, dręczące ją pytanie:
– Jak…
miała na imię?
Marco
przystanął w pół kroku. Nie obejrzał się i przez chwilę
była pewna, że po prostu pójdzie dalej, ale on postanowił ją
zaskoczyć.
W chwili, w której
usłyszała jego kolejne słowa, uświadomiła sobie, że dużo łatwiej byłoby
nie zadawać pytań.
– Eve –
wyszeptał, ale i tak doskonale go usłyszała. – Miała na imię Eveline.
Zaraz po tym
Marco Salvador w pośpiechu opuścił kuchnię.
Uff… Zastanawiałam się, jak wtajemniczyć Bellę i ostatecznie wyszło tak. I chyba jestem zadowolona, choć ostateczną ocenę jak zawsze zostawiam Wam.
W ogóle ciekawostka. Moje pisanie be like… [KLIK].
Miłego wieczoru, kochani!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz