11/30/2021

☾ Rozdział XIII

Isabella

Wyczuła, że Liam sztywnieje. W zasadzie poczuła się trochę tak, jakby zderzyła się ze ścianą, zwłaszcza że wampir nie zrobił niczego – ani nie odwzajemnił uścisku, ani jej nie odepchnął. Ten brak reakcji sprawił, że Bella poczuła się jeszcze dziwnie, szybko pojmując, że zareagowała zbyt impulsywnie.

Odskoczyła jak oparzona. Unikając spoglądania mężczyźnie w twarz, pochyliła głowę, pozwalając by dopiero co wysuszone włosy przysłoniły policzki.

– Przepraszam – zreflektowała się. – Ale chciałam podziękować. Chciałam…

Żeby przynajmniej potrafiła to stwierdzić! Chciała powiedzieć mu wiele rzeczy, mniej lub bardziej sensownych, ale gdy przyszło co do czego, Bella przekonała się, że ma w głowie pustkę. Zupełnie inną od tej, która towarzyszyła jej podczas przemiany, kiedy to przez zmęczenie ledwo nadążała nad podsuwanymi przez powoli wyostrzające się zmysły bodźcami.

– W porządku.

Mimo obaw poderwała głowę. Nie tego się spodziewała, a jednak nic nie wskazywało na to, by jej samozwańczy stwórca zamierzał dodać coś więcej. I tyle?, pomyślała w oszołomieniu, sama niepewna, czy tak zdawkową odpowiedź mogła uznać w tej sytuacji za coś odpowiedniego.

– Ja… – Przełknęła z trudem. Głód i pulsowanie kłów ani trochę nie pomagały. – Mam na myśli…

– Mógłbyś chociaż raz zachować się jak człowiek, wiesz? Widzisz, że wciąż jest skołowana – westchnęła Lana, jednak decydując się wtrącić.

Bella nawet nie zauważyła, w którym momencie kobieta znalazła się obok niej. Nie zaprotestowała, gdy ta tak po prostu ujęła ją pod ramię, opiekuńczym gestem przygarniając do siebie. Urodziwą twarz wykrzywił grymas, gdy dosłownie spiorunowała Liama wzrokiem.

To również nie zrobiło na samym zainteresowanym większego wrażenia.

– Och, ależ zdaję sobie z tego sprawę. I cały czas próbuję – stwierdził, krzyżując ramiona na piersi. – W innym wypadku już teraz porozmawiałbym z nią o tym, dlatego wywodząca się ze starego wampirzego rodu dziewczyna nie przygotowała się do przemiany. Nie uwierzę, że to brak świadomości. Coldwaterowie nie pozwoliliby sobie na takie zaniedbanie – oznajmił z przekonaniem i tych kilka słów wystarczyło, by Bella aż się skuliła.

Jasne, że miał rację. Co więcej od początku spodziewała się podobnych zarzutów, aż nazbyt dobrze zdając sobie sprawę, że przyjdzie jej odpowiadać na nie jeszcze wielokrotnie, kiedy już zdecyduje spotkać się z rodziną. Była tego świadoma już wtedy, gdy prosiła Michaela o pomoc, choć zdrowy rozsądek podpowiadał, że może w ten sposób co najwyżej doprowadzić do tragedii. W najlepszym przypadku życiem zapłaciłaby wyłącznie ona, o ile w grę wszedłby ten „szczęśliwszy” scenariusz. A jednak do samego końca wierzyła, że ma jeszcze trochę czasu i zdoła znaleźć jakieś cudowne rozwiązanie, nie angażujące żadnego z krewnych.

Cóż, niejako tak się stało. Liama zdecydowanie nie uwzględniła w żadnym planie, choć niejako rozwiązywał najważniejszy problem. Wolała już zostać związana z kimś, kogo nawet nie znała, niż ryzykować jeszcze większą kontrole niż tę, której mogła spodziewać się ze strony Caina.

Chciała coś powiedzieć, aż nazbyt świadoma tego, że Liam i Lana dosłownie taksują się wzrokiem. Ostatecznie otrząsnęła się na tyle, by oswobodzić z uścisku wampirzycy i stanąć między nią a wciąż poirytowanym stwórcą.

– Dobrze, ma rację. I to też powód, żebym podziękowała – wyrzuciła z siebie na wydechu. – To skomplikowane. Naprawdę skomplikowane… I oczywiście, że wiedziałam, że to może się tak skończyć, ale…

– To nie miało prawa skończyć się inaczej – westchnął Liam.

Zamilkła, ograniczając się do skinięcia głową. Zaprzeczanie temu zarzutowi nie miało najmniejszego sensu.

– Prawda.

Czuła, że ją obserwował. Atmosfera w którymś momencie zgęstniała, o wiele bardziej napięta, niż Bella mogłaby podejrzewać. Od razu pożałowała swojej impulsywności, choć zarazem nie mogła pozbyć się wrażenia, że w tym wszystkim chodziło o coś więcej. Zarówno Lana, jak i Liam, wyglądali na wykończonych.

Z wolna uniosła głowę. Kiedy w końcu spojrzała na Liama, przekonała się, że coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy. Szybko odzyskał gardę, poprawił marynarkę i wymownie spojrzał w jakiś bliżej nieokreślony punkt przestrzeni.

– Wrócimy do tego – stwierdził, pospiesznie się wycofując. – Nie szłyście czasem do kuchni?

Żadna nie zaprotestowała. Lana wydawała się tylko na to czekać, przy pierwszej okazji wypadając na korytarz. Nie pozostawiła Belli innego wyboru, jak tylko podążyć za sobą. Wampirzyca nie próbowała się kłócić, wręcz czując ulgę, gdy w końcu znalazła się poza zasięgiem przenikliwych oczy Liama. Ostatnim, czego tak naprawdę chciała, było stanie się przyczyną jego frustracji.

Zdążyła ostatni raz na niego spojrzeć, zanim ostatecznie wyszła za Laną z sypialni. W podekscytowaniu nie zwróciła na to uwagi wcześniej, ale uderzyło ją, jak marnie wciąż wyglądał jej opiekun. Co prawda większość ran, które mu zadała, zdążyła się zasklepić (albo starannie ukrył je pod ubraniem), jednak to wydawało się najmniej istotne. Liczyło się, że zawdzięczała mu aż nadto – i że nigdy nie powinien zostać zmuszony do przyjęcia takiej odpowiedzialności.

Przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej zrównać się z Laną. Tym razem to ona ujęła kobietę pod ramię, w tak naturalny sposób, jakby wcale nie znały się raptem od dwóch godzin.

– Na pewno nic mu nie będzie? – zmartwiła się.

Brwi wampirzycy powędrowały ku górze. Nieznacznie potrząsnęła głową.

– Nie sądzę. Jak go znam, to w ciągu doby wróci do siebie – stwierdziła z przekonaniem Lana. Coś w jej tonie sprawiło, że Bella momentalnie w te zapewnienia uwierzyła. – Już teraz ma dość siły, by na ciebie krzyczeć.

– Poniekąd słusznie – westchnęła, spuszczając wzrok.

Omal nie wpadła na Lanę, kiedy ta tak po prostu się zatrzymała. Zanim zdążyła zastanowić się, co jest tego przyczyną, wampirzyca stanęła tuż przed nią, stanowczo chwytając Bellę za ramiona.

– Słuchaj, bo nie zamierzam się powtarzać. Wszyscy mieliśmy cholernie ciężką noc, ale w tym akurat nie ma twojej winy. I jak rozumiem frustrację Liama, tak nie uważam, żeby to był dobry moment na kazania – oznajmiła z przekonaniem. Coś w jej spojrzeniu na chwilę przygasło, ale prawie natychmiast Lanie udało się otrząsnąć. – Później dyskutujcie sobie do woli, nie moja sprawa. Ale na tę chwilę potrzebujesz krwi i chwili spokoju. Przynajmniej ja o tym marzyłam, kiedy przeszłam swoją przemianę. Całe szczęście Marco ani przez chwilę nie przyszło do głowy, by wtedy się na mnie wydzierać – dodała, kolejny raz wprawiając Bellę w konsternację.

– Marco jest twoim stwórcą? – zapytała z wahaniem.

Lana otworzyła i zaraz zamknęła usta, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niej, że powiedziała za dużo.

– Nie. To dłuższa historia na inną okazje. – Wycofała się, podejmując przerwany marsz. – Idziemy?

Bella nie próbowała protestować.

Tym razem bez większych przeszkód dotarli do kuchni, choć jeden rzut oka wystarczył, by zorientować się, że wampiry nie korzystały z niej na co dzień. No, może poza lodówką, bo to na niej przy pierwszej okazji skupiła się Lana. Przez chwilę wodziła wzrokiem po zawartości, nim zdecydowała się przenieść spojrzenie na swoja podopieczną.

– Zapytałabym, co preferujesz, ale na to chyba jeszcze za wcześnie. Sama zdecyduję w takim razie – stwierdziła, wyjmując dwie plastikowe torebki.

Oczywiście…, pomyślała w oszołomieniu Bella. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, słyszała, że wampiry potrafiły wyczuć różnicę we krwi. Pomijająco oczywistości, jak choćby to, czy w organizmie ofiary znajdowały się używki, czasami w grę wchodziły bardziej subtelne kwestie. Cóż, może nie aż tak szczegółowe, by zacząć opisywać grupę krwi po smaku, ale…

Zacisnęła usta. Czasami obserwowała rodzeństwo podczas szykowania posiłków. W rodzinnym domu przywykła do obecności krwi, popijania jej przez słomkę czy nawet kąsania kogoś, kto akurat się na to zgodził. Co prawda po czasie spędzonym w odosobnieniu zdążyła odwyknąć, ale to wciąż wydawał się znajome. Tym razem nawet nie zrobiło jej się niedobrze, kiedy uświadomiła sobie, że jedna z przygotowywanych przez Lanę porcji miała powędrować do niej.

Wręcz przeciwnie. Coś w myśli o krwi sprawiło, że Bella poczuła swego rodzaju satysfakcję. Wciąż pamiętała smak, który rozchodził się po jej ustach, kiedy karmił ją Liam. Teraz miała spróbować czegoś innego, dobrze wiedząc, że nie mogła przez cały czas żerować na opiekunie. W zasadzie teraz, gdy w końcu przemiana dobiegła końca, mężczyzna nie był jej już niczego winien.

Tak przynajmniej sądziła, póki Liam jak gdyby nigdy nic pojawił się w kuchni. Zdążyła zwątpić w to, czy zamierzał im towarzyszyć. Wyglądało na to, że chwilę spokoju wykorzystał, by doprowadzić się do porządku. Już nie wyglądał na zaspanego; ciemne oczy okazały się lśniące i aż nadto bystre.

– Jeśli czegoś potrzebujesz, to sobie weź. Mogłeś pofatygować się wcześniej – mruknęła Lana, uważnie przypatrując się dwóm porcjom, które przygotowała. – Masz się lepiej od niej, więc… Ej! – zaoponowała, kiedy tak po prostu zabrał jedno ze stojących na blacie naczyń.

– Za dużo mówisz – uciął, ignorując gniewne spojrzenie, które mu rzuciła.

Cokolwiek planował, nie zamierzał pić krwi. Bella spojrzała na niego z zaskoczeniem, gdy tak po prostu wylał część porcji do zlewu. Dziwnie czuła się, widząc gęste, kolorem przypominające atrament plany na dotychczas wypolerowanej powierzchni.

Zaraz po tym – nie trudząc się zbędnymi wyjaśnieniami – Liam ujął kuchenny nóż i wprawnym ruchem przeciągnął ostrzem po wnętrzu dłoni.

– No, tak – wyrwało się Lanie.

Bella nie powiedziała niczego. Po prostu zastygła na swoim miejscu, nie pierwszym raz czując się tak, jakby ktoś zdzielił ją po głowie. Zamarła, rozdarta między dwoma sprzecznymi pragnieniami. Jednym, które nakazywało jej natychmiast znaleźć coś, czym mogłaby opatrzeć ranę, choć przecież dobrze wiedziała, że na wampirze ta nie zrobi najmniejszego wrażenia.

I drugim, przez które całe jej ciało aż rwało się do jak najszybszego posilenia się w sposób, do którego sam Liam przyzwyczaił ją podczas przemiany.

Dyskretnie zacisnęła obie dłonie na krawędziach zajmowanego krzesła. Potrząsnęła głową, kolejny raz kryjąc się za zasłoną włosów. Wątpiła, by pomogło, zwłaszcza że wciąż czuła aż nazbyt charakterystyczną, wabiącą ją woń.

Jak przez mgłę zarejestrowała moment, w którym mężczyzna uzupełnił braki w naczyniu własną krwią. W oszołomieniu wpatrywała się we wciąż otwartą ranę, z której przy lekkim zaledwie poruszeniu wypłynęła posoka.

– Proszę. – Liam wyciągnął naczynie w jej stronę. – Dzisiaj jeszcze możemy sobie na to pozwolić.

Drżącymi dłońmi przejęła od niego szklankę. W pośpiechu uniosła ją do ust, z trudem powstrzymując się od wypicia całości haustem. Dopiero gdy w ustach poczuła znajomą już słodycz, uświadomiła sobie, jak bardzo głód dawał jej się we znaki. Skrzywiła się, czując jak kły wydłużają się, wciąż pulsujące i zdecydowanie zbyt wrażliwe.

Kątem oka spojrzała na Liama. Oparł się plecami o blat, po czym przycisnął wciąż krwawiącą dłoń do ust, by zamknąć ranę. Bella odetchnęła, mimo wszystko uspokojona. Co prawda wciąż wyraźnie czuła świeżą krew, ale dużo łatwiej mogła ją ignorować, kiedy nie widziała, jak napływa nowa.

– Dziękuje – wykrztusiła z opóźnieniem.

Zaczynało ją mdlić od nadmiaru uprzejmości. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że mężczyzna i tak nie chciał tego słuchać. Jakby to, że w ogóle przebywał w jednym miejscu z nią i Laną, wyjątkowo go męczyło.

– Teraz będzie ci już łatwiej. Najgorszy etap mamy za sobą – podjął ze spokojem wampir. Brzmiał dużo swobodniej, gdy decydował się na jakiekolwiek wyjaśnienia. Bella mimochodem pomyślała, że z powodzeniem nadawałby się na nauczyciela, o ile wcześniej znów nie straciłby cierpliwości. – Możesz jeszcze potrzebować mojej krwi, ale to niedługo minie. Zresztą im szybciej nauczysz się zaspokajać głód tak jak trzeba, tym lepiej.

Zdobyła się wyłącznie na sztywne skinięcie głową. Jasne, wiedziała to. Tak jak i o konsekwencjach płynących z odrzucenia tradycyjnej diety na rzecz… czegoś bardziej niepokojącego.

Wyczuła ruch, a chwilę później Lana zajęła miejsce u jej boku. Sama nie spieszyła się ze swoją porcją, bawiąc się szklanką. Gdy do tego wszystkiego Bella faktycznie dostrzegła słomkę, prawie zdołała się uśmiechnąć.

– Jak chcesz więcej, to się nie krępuj – rzuciła wampirzyca, zakładając nogę na nogę. – Skoro już wszyscy mamy się w miarę dobrze, pomyślmy, co dalej. Już wspominałam Belli, że brat wie, gdzie jest. Pytanie, czy chcemy dawać mu znać już teraz, ale…

– Nie!

Nie była pewna, co bardziej ją zaskoczyło – dźwięk pękającego szkła czy fakt, że krzyk wyrwał się z jej własnego gardła. Wzdrygnęła się, z zaskoczeniem spoglądając na to, co zostało z naczynia. Przynajmniej zdążyła wybrać całą porcję, ale to nie zmieniało najważniejszego. Uniosła dłonie, pozwalając szklanym odłamkom upaść na blat. Nie potrafiła stwierdzić, czy ślady krwi, które na nich dostrzegła, to efekt niedawnej zawartości, czy może do tego wszystkiego się pokaleczyła.

Lana natychmiast nachyliła się w jej stronę. Obrzuciła wzrokiem resztki szkła, by w następnej sekundzie przemknąć przez kuchnię.

– Dobra, wszystko jasne. Poczekamy dzień czy dwa. – Podsunęła dziewczynie czysty ręcznik. – Tak może będzie lepiej. Każdy w tej sytuacji musiałby odreagować.

– Nie to miałam na myśli – wymamrotała, ocierając dłonie.

Nawet jeśli przecięła się szkłem, skóra zasklepiła się zbyt szybko, by mogła to zauważyć. Do takiego wniosku przynajmniej doszła, próbując doprowadzić się do porządku – i to nie tylko pod względem fizycznym. Wciąż drżącymi rękoma, spróbowała zgarnąć resztki szkła w jednym miejscu, ale zrezygnowała, gdy podchwyciła spojrzenie Lany.

– Daj spokój. Potem to sprzątnę – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Pomyślimy, co dalej, kiedy przyjdzie na to pora.

– Pokaż jej pokój, skoro już jesteś taka pomocna – zasugerował Liam.

Cokolwiek sądził o gwałtownej reakcji, nie dał niczego po sobie poznać. Wciąż stał w tym samym miejscu, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Coś w jego postawie sprawiło, że Bella poczuła się nieswojo. Miała wrażenie, że spoglądał na nią jak na dziecko – w nieco pobłażliwy, pełen rezerwy sposób.

Pod wieloma względami tak właśnie było; wiedziała, że dla wielu swoich pobratymców pozostawała co najwyżej małolatą, która dopiero co została rzucona w świat nocy. Gdyby do tego wszystkiego wiedziała, czy to dobrze…

– Nie chcę być problemem. Sama zadzwonię do Caina – zapewniła pospiesznie. Jak tylko zdecyduję, co mu powiedzieć, dopowiedziała w myślach. – Przepraszam za to. Ja tylko…

– Wciąż nad sobą nie panujesz. Impulsywność w twoim przypadku to normalna sprawa, Isabello.

Zacisnęła usta. Liam już wcześniej zwracał się do niej pełnym imieniem, choć szczerze go nie lubiła. Co prawda w jego ustach brzmiało inaczej, dziwnie właściwie, ale tym razem zdecydowała się zareagować.

– Mam na imię Bella.

Była gotowa przysiąc, że z premedytacją ją zignorował. Tak przynajmniej sądziła, ale nie miała okazji potwierdzić swojej teorii, nagle koncentrując się na czymś innym.

Kroki. Spokojne i zmierzające w ich stronę.

Odwróciła się w chwili, w której Lana doskoczyła do wejścia, by powitać nowo przybyłego mężczyznę. Bella wyprostowała się na swoim miejscu, z zaciekawieniem i swego rodzaju obawą spoglądając na kolejnego wampira. To, że musiał być nieśmiertelny, dało się dostrzec na pierwszy rzut oka, choć gdyby miała oceniać, z czystym sumieniem stwierdziłaby, że wyglądał na chorego. Och, albo przynajmniej bardzo, bardzo zmęczonego, trochę jak Liam i Lana, choć w przypadku tej dwójki to aż do tego stopnia nie rzucało się w oczy. Nie, odkąd mogła przyjrzeć się przybyszowi.

Sama nie była pewna, na co zwróciła uwagę w pierwszej kolejności – na bladej cerze, cieniach pod oczami czy samych tęczówkach. Wydawały się lśnić łagodnie w ciemnościach, jasne niczym bezchmurne niebo. Pomyślała, że mogłaby zachwycać się ich odcieniem, gdyby nie to, że okazały się… niepokojąco puste.

– Tak mi się wydawało, że wyczuwam dodatkową osobę – rzucił na powitanie, podchwyciwszy spojrzenie Belli. – Dobrze, że nic ci się nie stało – dodał i nawet się uśmiechnął, ale i to wydało się dziewczynie wymuszone.

Cokolwiek kryło się za jego zachowaniem, nie powstrzymało go od zachęcającego wyciągnięcia ku niej ręki. Ujęła ją niepewnie, by przekonać się, że uścisk miał pewny i przyjemnie ciepły. Coś w postawie mężczyzny sprawiło, że mimowolnie się rozluźniła.

– Dziękuję. Jestem Bella – powtórzyła, z ulgą przyjmując, że jej głos brzmiał normalnie.

Mężczyzna skinął głową.

– Okoliczności mogłyby być dużo lepsze, ale i tak miło cię poznać. – Westchnął, w pośpiechu się wycofując. – Mogę się założyć, że Lana już o wszystko zadbała, ale gdybyś czegoś potrzebowała…

– Na pewno dam znać.

Skinął głową. Wciąż wydawał jej się odległy, trochę jakby patrzyła na zjawę. W zasadzie gdyby nie oczy, łatwo mogłaby go określić mianem światłocienia. Blada skóra mocno kontrastowała z ciemnymi, wciąż zmierzwionymi włosami. Jeśli dodać do tego fakt, że nosił się na czarno…

Coś jest nie tak, uświadomiła sobie. Nie znam go, ale zdecydowanie nie wygląda dobrze.

Dyskretnie zerknęła na Liama i Lanę, ale po ich twarzach nie potrafiła stwierdzić, czego się spodziewać. Jedynie wampirzyca przestąpiła naprzód, wyraźnie czymś poruszona.

– Marco… – szepnęła niemalże pojednawczym, kojącym głosem. – A co z tobą? Potrzebujesz czegoś?

Bella drgnęła, w końcu pojmując, kogo miała przed sobą. Mogła się spodziewać, że prędzej czy później przyjdzie jej poznać Marco, ale zdecydowanie nie wyobrażała sobie tego w ten sposób. O nim samym nie wspominając. Och, ani trochę nie czuła się, jakby miała przed sobą kogoś potężnego czy ważnego. „Marco od dawna nie uważa się za króla” – przypomniała sobie słowa Lany, jednak patrząc na wampira w tamtej chwili, była gotowa przysiąc, że chodziło o cos więcej.

Przystanął, słysząc pytanie wampirzycy. Nie zaprotestował, kiedy ta spróbowała dotknąć jego twarzy. Przeciwnie – pozwolił jej na to, choć prawie natychmiast chwycił ją za nadgarstek. W tamtej chwili Bella sama nie potrafiła stwierdzić, które z nich zachowywało się mniej naturalnie, szukając słów pocieszenia, które ostatecznie nigdy nie padły.

Marco uśmiechnął się smutno.

– Niczego, co mogłabyś mi zapewnić, Lano – mruknął, odsuwając się. – Chciałem po prostu sprawdzić, czy wszystko w porządku. I przywitać Bellę. – Raz jeszcze przeniósł wzrok na dziewczynę, zdawkowo kiwając głową. – Nie patrzcie tak na mnie. Wszystko ze mną dobrze, jasne? Jeśli coś się będzie działo, natychmiast chcę o tym wiedzieć – dodał, raptownie poważniejąc.

– Ale…

Zmierzył Lanę wzrokiem. Natychmiast zamilkła.

– Nie traktuj mnie w ten sposób, proszę – powiedział, patrząc jej w oczy. Jego głos brzmiał nienaturalnie spokojnie, zbyt uprzejmie, tak bardzo… niewłaściwie. Bella mogła to wyczuć, choć przecież widziała go po raz pierwszy. – W ten sposób mi nie pomożesz.

– Odpychając mnie też nic nie zdziałasz – zaoponowała wampirzyca.

– Bardzo mi przykro.

Brzmiał, jakby faktycznie tak myślał. To, że stało się coś niedobrego, stało się dla Belli równie jasne, co i jej własna przemiana. W pamięci wciąż miała migające światła, poruszenie Liama i czas, który spędziła skulona pod łóżkiem. Wszystko powoli zaczynało składać się w całość, choć wciąż brakowało najważniejszych elementów, by mogła w pełni zrozumieć sytuację.

Nie chciała pytać. Czuła, że nie powinna, choć obserwowanie cudzej tragedii okazało się dużo gorsze, niż gdyby mogła w niej uczestniczyć. W zasadzie patrzenie na Marco w niepokojący sposób skojarzyło się Belli z ojcem, kiedy ten przyszedł do niej oznajmić, że mamy już nie ma. Choć od tego momentu minęły całe lata, wciąż pamiętała ten moment aż za dobrze.

Właśnie dlatego nie mogła się powstrzymać. Zanim zdążyła ugryźć się w język, zadała jedno, dręczące ją pytanie:

– Jak… miała na imię?

Marco przystanął w pół kroku. Nie obejrzał się i przez chwilę była pewna, że po prostu pójdzie dalej, ale on postanowił ją zaskoczyć.

W chwili, w której usłyszała jego kolejne słowa, uświadomiła sobie, że dużo łatwiej byłoby nie zadawać pytań.

– Eve – wyszeptał, ale i tak doskonale go usłyszała. – Miała na imię Eveline.

Zaraz po tym Marco Salvador w pośpiechu opuścił kuchnię.

Uff… Zastanawiałam się, jak wtajemniczyć Bellę i ostatecznie wyszło tak. I chyba jestem zadowolona, choć ostateczną ocenę jak zawsze zostawiam Wam.

W ogóle ciekawostka. Moje pisanie be like… [KLIK].

Miłego wieczoru, kochani!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz