12/28/2021

☾ Rozdział XV

Eveline

Stojąc nago przed lustrem, pomyślała, że powinna się pospieszyć. To przynajmniej podpowiadał jej zdrowy rozsądek. Castiel nie wyglądał na najcierpliwszą na świecie osobę i zadziwiająco łatwo mogła sobie wyobrazić, jak wchodzi nieproszony do łazienki. Eve miała wrażenie, że nie powinna mu na to pozwolić, choć nie potrafiła stwierdzić z jakiego powodu. Skoro był jej stwórcą, to tak jakby na swój sposób należała do niego… Tak?

Miała wrażenie, że to wcale nie było takie proste. Co prawda na pewno łatwiej mogła utożsamić ze swoim opiekunek Castiela niż Leliela, zwłaszcza że coś przyciągało ją do tego pierwszego, ale… to wciąż nie było wszystko. Eveline wciąż czuła się, jakby umykał jej dość istotny kawałek układanki. Albo jakby miejsce, w którym tak naprawdę powinna się znaleźć, znajdowało się gdzieś indziej – zbyt daleko, by mogła go dosięgnąć.

W zamyśleniu przekrzywiła głowę. Uważnie prześledziła każdy skrawek nagiej, miejscami pokrytej krwią skóry, mając przy tym dziwne wrażenie, że tak naprawdę spoglądała na kogoś innego. Czuła się, jakby lustrzane odbicie nie należało do niej. Spokojna, umazana zaschniętą posoką kobieta o niepokojąco przenikliwym spojrzeniu, pod każdym względem wydawała się obca. Eveline nie znalazła choćby śladu zadrapania, a co dopiero rany po pręcie, który osobiście wyszarpnęła z rany. I choć to odkrycie poprawiło jej nastrój, jednocześnie poczuła się jeszcze bardziej zagubiona.

Castiel też patrzył na nią tak dziwnie… Aż za dobrze pamiętała sposób, w jaki przygarnął ją do siebie i badał wysuwające się kły, choć sam dysponowała dokładnie takimi samymi.

Eve w zamyśleniu przekrzywiła głowę, pozwalając, by poplątane włosy częściowo przysłoniły jej policzki. Rozchyliła usta i postukała koniuszkiem języka w zęby, pozwalając, by dwa z nich momentalnie się wydłużyły. Wciąż czuła smak krwi Elliotta, choć ta już nie sprawiała wampirzycy aż takiej przyjemności.

Jej niespodziewanego towarzysza z recepcji nie dostrzegła nigdzie w pobliżu, ale to akurat było kobiecie na rękę. Nie chciała, żeby chodził za nią do łazienki. Jeśli miała być ze sobą szczera, wciąż nie miała pewności, co powinna z nim zrobić. Mogła podziękować mu za ubrania, dopilnować, żeby Castiel zapłacił za pokój, ale… co dalej? Sprawy się skomplikowały i to nie tylko dlatego, że przypadkowo pozbawiła chłopaka życia.

Właściwie nawet tego nie pamiętała. Co najwyżej głód i zadowolenie, jakie poczuła, kiedy krew już spłynęła w dół jej gardła. To było miłe – bez poczucia, że ktoś celował w nią bronią albo mdłości spowodowanej tym, co znajdowało się w krwiobiegu ofiary. Krew Elliotta okazała się po prostu smaczna, nawet jeśli nie miała zaspokoić Eveline na długo.

Jakby tego było mało, obserwując zdezorientowanego recepcjonistę, Eve nie mogła pozbyć się wrażenia, że powinna mu pomóc. Cokolwiek się za tym kryło, ale…

Och, w jakiś pokrętny sposób widziała w nim siebie. On też błądził w ciemnościach, cudownie nieświadomy sytuacji, w której się znalazł.

Eveline wciąż nie miała pojęcia, jak powiedzieć mu, że był martwy i że powinien odejść… gdzieś tam. Cokolwiek kryło się za wspomnianym „tam”.

Kiedy w końcu wylądowała pod prysznicem, w końcu zdołała się rozluźnić. Już nie czuła się senna, a zebranie myśli okazało się dużo łatwiejsze. Stała spokojnie, pozwalając, by woda spływała po całym jej ciele – wciąż obcym, ale… zarazem jakby należącym do niej. Czuła ciepło, a to chyba o czymś świadczyło. W to przynajmniej próbowała uwierzyć, jednocześnie czekając na jakieś cudowne olśnienie w kwestii tego, co powinna zrobić później.

Co miała powiedzieć Castielowi? Dokąd iść? Obawiała się, że mężczyzna nawet gdyby chciał, nie potrafiłby jej tego powiedzieć. Jakaś cząstka Eve lgnęła do niego, zwłaszcza że widziała w nim opiekuna, ale to nie zmieniało najważniejszego: że pojawienie się wampira cudownie nie rozwiązywało żadnego z dręczących ją problemów. Na pewno nie sprawiło, że pustka w głowie magicznie zniknęła. Wręcz przeciwnie – kiedy zmęczenie i pierwszy szok minęły, Eveline zaczęła mieć jeszcze więcej wątpliwości.

Odgarnęła wilgotne włosy z twarzy. W zamyśleniu przeczesała je palcami, próbując zająć czymś ręce.

Okej, więc musiała dopilnować, żeby Castiel zapłacił za pokój. Chociaż tak mogła podziękować Elliottowi, zwłaszcza że wydawał się wyjątkowo tą kwestią zmartwiony.

– To bardzo ważne, proszę pani. Właściciel zabije mnie, jeśli stan kasy nie będzie się zgadzał – powtórzył przynajmniej kilka razy, kiedy siedziała na kontuarze, kiwając głową w odpowiedzi na każde kolejne słowo.

Obawiam się, że właśnie go ubiegłam, pomyślała wtedy, ale powstrzymała się od komentarza. Obawiała się, że nie pomogłaby mu aż taką bezpośredniością.

Nie żeby w ogóle wiedziała, jak obchodzić się z kimś takim. Czy to było normalne dla duchów? Nie miała pojęcia. Może wiedziała to kiedyś, tak jak i rozumiała działanie wampirów, ale teraz nie potrafiła sobie przypomnieć. Mogła co najwyżej działać na wyczucie albo w wolnej chwili zapytać Castiela.

Tak czy siak, spełnienie prośby chłopaka wydało jej się bardzo ważne. Zwłaszcza że coś w jego gorączkowym tonie i uporze, z jakim powtarzał prośbę o uregulowanie rachunku, dało jej do myślenia.

– Właściciel naprawdę jest taki straszny?

– Aha. – Chłopak wyraźnie się zawahał. Zmierzwił już i tak pozbawione ładu rude włosy, robiąc sobie na głowie jeszcze większy bałagan. – To… bardziej skomplikowane.

Nie miała pewności, czy to możliwe. To wcale nie tak, że rozmawiał z kimś, kto mógł pochwalić się parą kłów, chłeptał krew i właśnie radośnie dyskutował z duchem…

Mimo wszystko zdecydowała się nie pytać. Później pojawił się Castiel, więc i tak nie miała po temu okazji. Jakby tego było mało, Eve nie mogła pozbyć się wrażenia, że wyjątkowo łatwo przychodziło jej skupienie się na czymś innym. To pomagało, nawet jeśli trochę przypominało ucieczkę. Nie żeby miała coś przeciwko. Możliwość skupienia się na prostych rzeczach okazała się wyjątkowo kojąca. Miała zresztą wrażenie, że będzie tego potrzebować – i to szczególnie w towarzystwie Castiela.

Nie miała pojęcia, czy to łącząca ich więź, czy coś innego, ale kiedy spojrzała na wampira w recepcji, z całą mocą poczuła, że potrzebował jej równie mocno, co i ona niego. Nie potrafiła tego nazwać, ale to nie miało znaczenia. Wiedziała za to, że za jej stwórcą ciągnęło się coś ciężkiego i wyjątkowo bolesnego. Przypominało cień, nierealne i na swój sposób niepokojące. Eveline była pewna, że nie chodziło o osobę, tym bardziej nie o ducha, ale… emocje. Albo negatywną energię, która nie potrafiła znaleźć ujścia.

Taki stan rzeczy wydał jej się zaskakująco wręcz oczywisty i naturalny. Prawie jak krążące po domu postaci, które miała okazję obserwować zaraz po przebudzeniu. I choć zdrowy rozsądek podpowiadał Eve, że to zdecydowanie nie było normalne, zaakceptowała to ze spokojem.

Musiała porozmawiać z Castielem i wyciągnąć od niego, co go martwiło. Kto wie, może przy odrobinie szczęścia miała go pocieszyć.

Coś w możliwości ułożenia nawet tak prowizorycznego planu działania sprawiło, że Eveline udało się uśmiechnąć.

Okej, więc z nim pogadam i…

– Eveline!

Aż podskoczyła, kiedy ktoś załomotał w drzwi. Natychmiast zakręciła wodę i wychyliła się zza zasłonki, niespokojnie spoglądając ku wejściu. Zadrżały, gdy Castiel znów w nie załomotał, ale przynajmniej miał dość przyzwoitości, by nie wyrwać ich z zawiasów.

– Jeszcze się nie ubrałam – ostrzegła, dla pewności próbując osłonić się zasłonką.

– Ty nie… – Mężczyzna urwał. Przynajmniej spuścił z tonu i darował sobie dalsze dobijanie do łazienki. – Wychodź stamtąd. Byle szybko.

Brzmiał poważnie. Tyle wystarczyło, by zorientowała się, że coś musiało być nie tak – i to bynajmniej nie dlatego, że zbyt wiele czasu spędziła pod prysznicem. Natychmiast usłuchała, wręcz rzucając się do tego, by się ubrać. W tamtej chwili nawet nie zastanawiała się nad tym, że wciąż ociekała wodą.

Potrzebowała raptem kilku sekund. Ubrania, które znalazła na zapleczu, okazały się luźne i trochę za długie, ale nie zamierzała narzekać. Na to, że ostatecznie skończyła w fartuszku i sukience, która jak nic musiała zostać kupiona z myślą o pokojówce, starała się nie myśleć.

Otworzyła drzwi. Castiel niemal wleciał do łazienki, jednak prawie natychmiast odzyskał równowagę. Eve spodziewała się wielu rzeczy, łącznie z jakaś kąśliwą uwagą, ale nic podobnego nie miało miejsca. W zamian wampir bezceremonialnie przygarnął ją do siebie, dla pewności zakrywając jej usta dłonią.

– Mamy kłopoty – szepnął jej wprost do ucha. Poczuła ciepły, przyspieszony oddech na wciąż wilgotnych policzkach. – Bądź cicho i trzymaj się blisko mnie. Zrozumiałaś? – dodał rozgorączkowanym tonem.

Miała pytania. Co najmniej kilka, ale jeden rzut oka na stwórcę wystarczył, by pojęła, że to najmniej odpowiedni moment na zadanie któregokolwiek z nich. Pełna złych przeczuć, sztywno skinęła głową, szybko orientując się, że Castiel czekał na odpowiedź. Najwyraźniej tyle mu wystarczyło, bo momentalnie poluzował uścisk, w zamian chwytając ją za rękę i ciągnąć w głąb korytarza.

Szybko zorientowała się, że nie szli do recepcji. Z powątpiewaniem spojrzała na prowadzącego ją mężczyznę, nagle jeszcze bardziej zdezorientowana. Skoro chciał stąd wyjść, mieli dwa proste wyjścia. Nawet ona wiedziała, że mogli albo skorzystać z drzwi, albo się dematerializować, zwłaszcza że Castiel zrobił to już wcześniej. Wciąż nie miała pewności, w jaki sposób działała akurat ta wampirza zdolność, ale przecież mógł zabrać ją ze sobą. Skoro jednak tego nie robił…

Niespokojnie powiodła wzrokiem dookoła. Kątem oka wychwyciła ruch i to wystarczyło, by serce podeszło jej aż do gardła. Potrzebowała chwili, by w czającej się w cieniu postaci, która nagle znalazła się obok niej, rozpoznać Elliotta. Wbiła w niego spanikowane, pytające spojrzenie, bez słów próbując przekazać najbardziej oczywiste w tej sytuacji pytanie.

– Właściciel – wyjaśnił nerwowym szeptem chłopak. Najwyraźniej wciąż nie zdawała sobie sprawy z tego, że nikt poza nią nie mógł go usłyszeć. – Mówiłem, że to nieprzyjemny typ.

Eveline z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Teraz już nie miała wątpliwości, że za jego słowami kryło się coś więcej.

Przystanęła, posłusznie dostosowując się do tego, co robił Castiel. Rzuciła mu niespokojnie spojrzenie, ale nawet tego nie zauważył. Wzrok wbił w głąb korytarza i wtedy do Eve dotarło, że najwyraźniej nasłuchiwał.

Nie mając innego wyboru, zdała się na zmysły. Bodźce, które odbierała, wciąż wydawały się zbyt żywe i liczne, ale tym razem nie miała problemu ze zrozumieniem tego, co próbowały jej przekazać. „Niebezpieczeństwo!” – zdawały się krzyczeć i to nawet głośniej niż wtedy, gdy Eveline niespokojnie krążyła po dworze, w napięciu wyczekując zbliżającego się świtu. Tym razem to nie światło dnia okazało się śmiertelną pułapką, ale… coś bardziej materialnego, jednak wcale nie poczuła się z tą świadomością lepiej.

Ktoś był w hotelu. Właściciel, jeśli wierzyć Elliottowi, ale…

To jest właściciel!?, rozbrzmiał w jej głowie mentalny głos Castiela. Wzdrygnęła się, z opóźnieniem pojmując, że mężczyzna najwyraźniej nie miał oporów przed buszowaniem po cudzych myślach.

Co się dzieje? To niedobrze? Co…?

Nie miała pewności, czy chciała poznać odpowiedzi. Z całą mocą zwątpiła w to, gdy uderzyło w nią jeszcze więcej podsuwanych przez zmysły bodźców. Urywki wypełniających umysł myśli okazały się gorsze niż cokolwiek innego.

Coś było w hotelu. Coś złego, co zdecydowanie nie miało dobrych zamiarów. Chciała uciekać, ale nie była pewna gdzie i dlaczego. Choć dookoła panowała martwa cisza, Eveline z łatwością mogła wyobrazić sobie jak wroga istota przemyka korytarzami, szuka ich, węszy…

Mogła być gdziekolwiek. Nawet za nimi.

Niespokojnie obejrzała się przez ramię. Korytarz był pusty, ale ta świadomość jej nie uspokoiła. Mimowolnie pomyślała, że wolałaby stanąć oko w oko z wrogiem, niż dalej trwać w niepewności.

Stłumiła zaskoczony okrzyk, kiedy Castiel bez ostrzeżenia wciągnął ją do najbliższego pokoju.

– Zostań tu – syknął i znikł, zanim zdążyła zakomunikować mu, że chyba upadł na głowę.

Rozejrzała się po zacienionej sypialni. Klitka niewiele różniła się od tej, którą zajęła wraz ze swoim opiekunem, kiedy pojawili się w hotelu po raz pierwszy. Widziała łóżko, szafę i okno, które momentalnie przykuło jej uwagę. W pośpiechu przemknęła na skraj pokoju, drżącymi dłońmi chwytając za klamkę. Przez chwilę ślizgała się w jej wciąż wilgotnych dłoniach.

W szybie dostrzegła odbicie rudych włosów. Elliott wciąż tam był, bezradnie obserwując jej starania.

– Musisz wyjść. Będzie kiepsko, jeśli cię znajdzie.

Coś zmieniło się w wyrazie jego twarzy. Spojrzenie wydawało się inne, bardziej świadome, choć Eve nie od razu uświadomiła sobie, co to oznaczało. Skupienie się na czymkolwiek poza mętlikiem w głowie nagle okazało się wyzwaniem.

– A Castiel? – zniecierpliwiła się. – Co on wyprawia? Powinniśmy…

– Nie wyjdzie, póki zaklęcie nie przestanie działać. Skoro tego nie czujesz, to znaczy, że ciebie nie zatrzyma – przerwał chłopak. W tamtej chwili nie brzmiał ani trochę jak nieporadny, znudzony dzieciak, który przypadkiem znalazł się w złym miejscu i czasie. – Jesteś młodziutka, co? Najwyraźniej wciąż sporo z ciebie człowieka – ocenił, uśmiechając się w nieco wymuszony sposób.

– Nie rozumiem.

Elliott potrząsnął głową.

– Pamiętam. To, jak mnie zabiłaś – oznajmił nagle, a Eveline zesztywniała, przez chwilę czując się tak, jakby ktoś zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. – Cholera… Wiedziałem, że tak to się skończy.

To nie brzmiało ani trochę optymistycznie. Jeśli do tej miała wątpliwości, słuchając swojej nieszczęsnej ofiary poczuła się jeszcze gorzej… I to nie tylko dlatego, że w tej sytuacji chłopak nie miał żadnych powodów, by chcieć jej pomóc.

Potrząsnęła głową. Nie miała czasu, żeby o tym myśleć. Dookoła panowała cisza, ale ta okazała się gorsza niż cokolwiek innego. Castiel mógł być gdziekolwiek i najwyraźniej utknął, nie mając większego wyboru, jak bawić się w chowanego z… Właśnie, czym? Wciąż nie miała pojęcia, ale wątpiła, by mogła mu pomóc.

Tym razem okno ustąpiło bez większego problemu. Do wnętrza pokoju wdarło się chłodne, wieczorne powietrze.

– Zanim pójdziesz… Mogę mieć prośbę, Eve? – doszedł ją ponownie niepewny głos Elliotta.

W szybie wciąż widziała jego odbicie. Uśmiechał się – bardzo niepewnie, wcale nie jak ktoś, kto życzył jej źle. Nie miała pojęcia, co ot oznaczało. Kto wie, może śmierć sama w sobie nie była taka zła, ale…

– Obawiam się, że nie zapłacimy za pokój – wymamrotała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.

– Trudno. – Elliott westchnął. – Chcę tylko… Przeproś ode mnie moją siostrę, okej? Ma na imię Beth. Powiedz jej, że zmieniłem zdanie. Niech zbiera manatki i jedzie na te studia… Cokolwiek, byleby poza Haven.

Eveline zawahała się. O, tak! Już widziała, jak udaje jej się namierzyć kogokolwiek z rodziny faceta, którego bez wahania zabiła i przekazać mu wiadomość zza grobu. Nie żeby w ogóle wiedziała, gdzie szukać, ale…

Czemu nie? Jeśli dzięki temu poczuje się lepiej…

Może była mu winna chociaż tyle. Niewinne, białe kłamstwo.

– Powiem.

Nawet jeśli Elliott wątpił w jej zapewnienia, nie dał niczego po sobie poznać. Nie odezwał się więcej nawet słowem, kiedy wyskoczyła na zewnątrz. Tym razem skok okazał się prostszy niż z pierwszego piętra. Wystarczyła zaledwie chwila, by wylądowała na trawie, a w następnej sekundzie puściła biegiem, by jak najszybciej skryć się między drzewami. Nie obejrzała się, nie chcąc sprawdzać, czy duch wciąż tkwił w pobliżu okna.

Poczuła ulgę, ledwo tylko znalazła się poza budyniem. Tylko przez chwilę, w pamięci wciąż mając to, że nie mogła zostawić Castiela. Starając trzymać się we względnie bezpiecznej odległości, zatoczyła koło wokół hotelu, próbując dostać się do głównego wejścia. Słowa Elliotta o zaklęci czy czymkolwiek innym, co najwyraźniej powinno zatrzymać intruzów w środku, były dla niej niejasne, ale i o tym wolała nie myśleć. Chciała wierzyć, że skoro jej udało się wyjść, musiało istnieć jakieś cudowne rozwiązanie.

Własne kroki wydały się Eveline o wiele za głośne. Chłodne powietrze przenikało ubranie i igrało z wciąż wilgotnymi włosami. Mimo wszystko zimno nie dawało jej się we znaki, choć jeszcze jakiś czas temu skończyłaby kuląc się i drżąc na całym ciele.

Jakaś samolubna, skupiona na przeżyciu cząstka aż rwała się do tego, by skorzystać z okazji i rzucić się do ucieczki. Castiel sobie poradzi, pomyślała i naprawdę była w stanie w to uwierzyć. Mogła nie pamiętać większości tego, co działo się, nim otworzyła oczy w ciemnościach, ale jednego była pewna: wampir miał o wiele większe doświadczenie od niej. Nie bez powodu sama jego obecność wystarczyła, by Eve poczuła się bezpiecznie. Skoro zdecydował się działać w pojedynkę…

Niech cię szlag, jęknęła w duchu.

Skryła się między drzewami, niespokojnie obserwując wejście. „Przystań” – odczytała częściowo tylko podświetloną nazwę motelu. Coś ścisnęło ją w żołądku, choć sama nie była pewna dlaczego.

Przystań… To nigdy nie będzie moja Przystań, pomyślała pod wpływem impulsu. Coś w tych słowach sprawiło, że zapragnęła histerycznie się roześmiać.

Dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, bynajmniej nie za sprawą przenikliwego chłodu. Dla pewności przywarła do pnia najbliższego drzewa, nie ufając własnemu ciału na tyle, by stać o własnych siłach. Nasłuchiwała, ale dookoła panowała wyłącznie cisza. Patrząc na pogrążony w ciemnościach motelu, nie potrafiła sobie wyobrazić, że ktokolwiek znajdował się w środku.

Mogła coś pomylić. Albo Castiel próbował żartować sobie jej kosztem. On i Elliott, choć to wydawało się mało prawdopodobne. Jeśli jednak zamierzał w ten sposób zemścić się za to, że skoczyła mu do gardła…

Znów zadrżała. Poczucie zagrożenia wróciło i to ze zdwojoną siłą. Chociaż niczego nie słyszała, zmysły wciąż podpowiadały jej, że coś czaiło się w pobliżu. Coś niedobrego. Zagrożenie, od którego rozsądniej było trzymać się z daleka. Czuła to każda komórką ciała, w napięciu czekając na sposobność, by rzucić się do ucieczki.

Chciała zawołać Castiela, ale nie odważyła się nawet jęknąć. Dla pewności wstrzymała oddech, nie chcąc ryzykować, że ktoś…

Ledwo wychwyciła zmierzające w jej stronę kroki.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Rzuciła się do biegu, bez wahania ruszając w głąb lasu. To było niczym impuls; iskra, która wznieciła płomień. Napięcie sięgnęło zenitu, nie pozwalając jej zignorować świadomości, że najwyraźniej intruzów było więcej niż tylko ten, który wdarł się do wnętrza motelu.

W chwili, w której zaczęła biec, wyraźnie poczuła, że coś ją goni. Słyszała, jak przeciwnik przedziera się przez gęstwinę. Czuła jak ziemia drży od naprzemiennie opadającego, to znów wznoszącego się cielska. Cokolwiek znajdowało się za nią, poruszało się błyskawicznie. Tempo, które sama zdołała rozwinąć, nie wystarczyło.

Kluczyła między drzewami, instynktownie wymijając kolejne przeszkody. Zostawiła motel za sobą, ale w tamtej chwili nie potrafiła się tym przejąć. Musiała uciekać, znaleźć się jak najdalej i…

Jednak przeciwnik nie zamierzał się poddać.

Skręciła, bez zastanowienia zmieniając kierunek. Próbowała zgubić pogoń, ale podświadomie czuła, że to nie zadziała. Musiała wymyślić coś innego. Gdyby przynajmniej wiedziała, gdzie była i jakie miała szanse, by dostać się do miasta albo…

Zabrakło jej tchu, kiedy coś z siłą uderzyło ją w plecy. Jak długa poleciała na twarz, nie mając okazji choćby próbować zamortyzować upadek. Przetoczyła się po trawie, boleśnie lądując na ziemi. Natychmiast spróbowała się podnieść, ale już w chwili, w której poderwała się do siadu zorientowała się, że dalsza ucieczka nie wchodziła w grę.

Cokolwiek za nią było, dopadło ją. Wyczuła, że przemknęło tuż obok, bez wahania odcinając drogę ucieczki. Słyszała dyszenie – o wiele cięższe niż jej własny, chwytany z trudem oddech.

Świadoma wyłącznie narastającego przerażenia, Eveline poderwała głowę. Rozszerzonymi oczyma spojrzała wprost w pysk szczerzącego się, powarkującego wilka.

Pogoń dobiegła końca.

Także tego. Taki spóźniony prezent świąteczny. ;> Zaskoczyłam? Mam nadzieję. Ale czekałam na możliwość wprowadzenia kolejnych dzieci nocy zdecydowanie zbyt długo, a teraz w końcu mam wizję jak to zrobić. Chociaż jeśli ktoś śledzi tę historię na Wattpadzie i uważnie prześledził tagi, nie powinien być jakoś szczególnie zdziwiony. :D

Nie wiem jak wy, ale ja doskonale się bawię. To najpewniej ostatni rozdział w tym roku, więc już teraz życzę wam wszystkiego, co najlepsze w nadchodzącym 2022. Czas leci, prawda? Ale my nie zwalniamy tempa. Nie lubię rzucać terminami, ale umówmy się wstępnie, że zarzucę czymś na początek stycznia, może nawet w moje urodziny.

Do następnego!

2 komentarze:

  1. No dobra, tego się nie spodziewałam. W sumie mogłam się domyślić, że w twoim opowiadaniu wilkołaki gdzieś tam istnieją, ale kompletnie nie skojarzyłam, że mogą pojawić się w tym momencie opowiadania.
    Ciekawe, jak Eve uda się uciec. Wątpię, by sami z Castoramę dali mu radę, szczególnie, że Eve jest młoda wampirzycą. Może ktoś przyjdzie im z pomocą? Chyba, że uda im się przenieść. Ewentualnie właściciel ich goni, bo chce dostać kasę za pokój.
    Hm, czyli Eve jednak wiedziała, że zabiła Eliota. Wcześniej odniosłam wrażenie, że o tym nie wie, ale pewnie udawała dla dobra chłopaka. Swoją drogą, wiedział chyba więcej o istotach nadnaturalnych niż można się było spodziewać. Dziwne, że nie miał przy sobie żadnego kołka.

    Pozdrawiam,
    G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, więc bardzo się cieszę, że udało mi się zaskoczyć. Co z tego wyjdzie… Cóż, gdyby chodziło tylko o zapłatę za pokój, to byłoby dziwnym, choć całkiem fajnym zwrotem akcji. Za dużo nie zdradzę, ale mogę obiecać, że będzie fajnie. :D
      Jeśli chodzi o Eve… Tak, wiedziała. Tak jak i była świadoma zabijania łowców, którzy ją gonili. A że tutaj dodatkowo podążał za nią całkiem przyjazny, choć skołowany duszek, doszłam do wniosku, że nie byłoby dziwne, gdyby przeszła z tym do porządku dziennego. Chwilowo jest na takim etapie. Gdzieś między byciem młodym, kierowanym instynktem wampirem, tym bardziej wrażliwym na swój dar i z mocno przytłumioną ludzką cząstką, bo ta zgubiła się gdzieś po drodze… Czy to ma sens? Mam nadzieję.
      Elliott nie należy do najbardziej ogarniętych osób na świecie. Taki jego urok, tak sądzę. Podejrzewałabym raczej, że w szufladzie trzymał srebrne kule i różaniec, bo i kto spodziewałby się dwóch przypadkowych wampirów szukających schronienia akurat tutaj… ;P
      Miłego wieczorka!

      Ness

      Usuń