1/02/2022

☾ Rozdział XVI


Castiel

Starając się jak najciszej stawiać kolejne kroki, Castiel był w stanie myśleć wyłącznie o tym, że mieli przejebane. I to pod każdym możliwym względem.

Poruszył się niespokojnie, wciąż nasłuchując. Nie miał innego wyboru, jak założyć, że Eveline grzecznie usiedzi na tyłku w sypialni, w której ją zostawił. Przynajmniej na razie nie czuł, by wpakowała się w kłopoty. Cóż, nie większe niż dotychczas. Wciąż żadna cudowna siła nie wzywała go do natychmiastowego odszukania wampirzycy, co uznał za okoliczność sprzyjającą. Miał dużo większe szanse na przeżycie i ocalenie również jej, jeśli zdołałby się skupić.

Przywarł do ściany, nie chcąc ryzykować, że ktoś przypadkiem zajdzie go od tyłu. Zaczynał mieć dość zabawy w kotka i myszkę, zwłaszcza że wszystko w nim aż krzyczało, że znalazł się na pozycji tej drugiej. Dla kogoś, kto przywykł do roli łowcy, nagła zamiana miejsc zdecydowanie nie była na rękę.

Niech to szlag. Do głowy by mu nie przyszło, że na wszystkie możliwe miejsca trafią na takie, które miało jakiś związek z wilkołakami. Nic dziwnego, że wciąż działa, uświadomił sobie, w końcu pojmując, co takie miejsce robiło na samym skraju miasta. To, że nie rzucało się w oczy, musiało być wyjątkowo sprzyjającą okolicznością. Castiel co prawda kilkukrotnie słyszał, że dzieci nocy miały swoje miejsca, wyjątkowo praktyczne podczas pełni księżyca, kiedy instynkt wymykał się spod kontroli nawet tym najbardziej doświadczonym bestiom. W chwili, w której uświadomił sobie, że jakaś niewidzialna siła najwyraźniej uwięziła go w motelu, wszystko stało się jasne.

Przystań. O mroczna matko…

Nie pierwszy raz spotykał się z tym konkretnym zaklęciem. Był pewien, że Danielle przygotowałaby podobną barierę w minutę, jeśli akurat miałaby taki kaprys. Sam zamysł okazał się nader prosty, nagle uświadamiając Castielowi funkcję, którą zazwyczaj musiał pełnić motel. Och, kto wie – może gdyby pozaglądał do innych pokoi, znalazłby wskazówki w postaci poniszczonych mebli czy śladów ostrych pazurów na ścianach albo drzwiach. Wszystkie przejawy frustracji okazałyby się w pełni uzasadnione, zwłaszcza w przypadku istot, które przez jedną noc w miesiącu pozostawały równie nieświadome, co i każde inne dzikie zwierzę.

Haven może i było przeklęte, jeśli wziąć pod uwagę obecność wszystkich istot nadnaturalnych, ale niezależnie od wszystkiego pewne kwestie pozostawiało się w cieniu. Nadmiar ciał i biegające po okolicy krwiożercę potwory szybko przyciągnęłyby uwagę i ludzi z zewnątrz. Co gorsza, gdyby jakiś wyjątkowo zatwardziały łowca wymknął się do sąsiednich miejscowości, wszyscy mieliby kłopoty. To, że zwykle trzymające się na uboczu wilkołaki, wolały tego uniknąć, nie wydało się Castielowi ani trochę dziwne.

Powiedz to Lanie, zadrwił cichy głosik w jego głowie.

Potrząsnął głową. To nie był dobry moment, by roztrząsać przeszłość.

Musiał się stąd wydostać. Problem polegał na tym, że nie miał pewności, gdzie szukać źródła trzymającej go wewnątrz bariery. Podejrzewał, że na dobry początek powinien znaleźć właściciela, ale do tego zdecydowanie mu się nie paliło. Wilkołaki podczas pełni zdawały się na instynkty, co czyniło je niebezpiecznymi i nieprzewidywalnymi, zwłaszcza że księżyc wyzwalał z nich wszystko to, co odróżniało te istoty od ludzi. W pozostałe dni efekt nie był aż tak porażający i to w teorii mogło brzmieć kojąco, ale Castiel nie czuł się ani trochę pewniej.

Słabsze czy nie, to nie miało znaczenia. Nie, skoro gdzieś w budynku czaił się w pełni świadomy swoich działań wróg.

Zaklął po raz wtóry, ledwo powstrzymując się przed wyrzucenia z siebie całej wiązanki na głos. To nie mogło skończyć się dobrze. Gdyby przynajmniej wiedział, czego powinni się z Eve spodziewać…

Cóż, szczerze wątpił, by chodziło wyłącznie o nieopłacony pokój. Samo to, że akurat to miejsce naruszył ktoś lubujący się w piciu krwi i szczycący parą kłów, stawiało ich w najgorszym możliwym położeniu. Demony mogły namieszać w sposobie, w jaki świat nieśmiertelnych funkcjonował na co dzień, ale nie miały wpływu na naturę. Kiedy w grę wchodził instynkt, sam diabeł pozostawał bezradny.

Chyba że oni też polują na nekromantkę.

Natychmiast odrzucił tę myśl. Ten konflikt ich nie dotyczył. Castiel wolał się nie zastanawiać, jak źle sprawy mogłyby się potoczyć, gdyby jednak ktoś rozpoznał dziedziczkę Nightów i uznał ją za dobry cel. Tego, że dziewczyna dopiero co zyskała nieśmiertelność i z jakiegoś powodu niczego nie pamiętała, raczej nie przyjęliby cierpliwie.

Bezszelestnie przemknął przez kolejny korytarz, próbując dobrnąć z powrotem do recepcji. Potrzebował wskazówek. Nie miał pod ręką rozmownego ducha recepcjonisty, zresztą miał wrażenie, że to ten dzieciak ściągnął na nich kłopoty. Skoro tu pracował, istniała szansa, że wiedział więcej niż mogłoby się wydawać. Kto wie, może nawet osobiście dał znać szefostwu, że potrzebuje pomocy. Choć Castiel był gotów przysiąc, że wpływ zadziałał, po tym jak Eve wyruszyła na samotne polowanie mogło wydarzyć się wszystko.

Wślizgnął się do recepcji, ale i tam panowała nienaturalna wręcz cisza. Jedynie charakterystyczny, zdecydowanie zbyt intensywny zapach utwierdził wampira w przekonaniu, że przeciwnik znajdował się gdzieś w pobliżu. Instynkt mówił sam za siebie, aż wyrywając się do ucieczki. Gdyby to w ogóle wchodziło w grę! Salvador i bez sprawdzania wiedział, że jeśli tylko spróbuje się dematerializować, napotka niewidzialną ścianę. Utknął tu, przynajmniej chwilowo.

Mógł tylko zgadywać, z iloma przeciwnikami miał do czynienia. Gdyby chodziło o jednego, miałby szansę to ugrać. Cokolwiek zatrzymywało go wewnątrz motelu, również musiałoby znajdować się w środku. Castiel musiał ustalić źródło, a potem jak najszybciej wrócić po Eve i ewakuować się w bezpieczne miejsce. Przynajmniej w teorii plan wydawał się prosty. O wiele bardziej skomplikowane było to, by utrzymać zainteresowanie na sobie, by przypadkiem nie napuścić pogoni na dziewczynę.

To wcale nie tak, że pewnie sama wpakuje się w kłopoty…

Potrząsnął głową. Jakby to w ogóle miało znaczenie! Życie buło o wiele prostsze, kiedy musiał troszczyć się tylko o siebie.

Okrążył kontuar, sam niepewny, na co tak naprawdę liczył. Po ciele recepcjonisty  nie został nawet ślad, pomijając plamy krwi na podłodze. Osobiście zmiażdżył telefon chłopaka i choć dalej uważał to za słuszne posunięcie, wciąż żałował, że wcześniej nie udało mu się przejrzeć komórki. Nie żeby w notatniku spodziewał się znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania, ale zawsze warto było spróbować.

Powiódł wzrokiem dookoła, wciąż nasłuchując. Nie podobało mu się, ile to trwało. To, że intruz mógł znajdował się dosłownie wszędzie. Dla pewności zajrzał na zaplecze, ale i tam nie znalazł choćby śladu cudzej bytności. Świetnie, przynajmniej nie musiał obawiać się ataku od tyłu. Uspokojony, odblokował komputer, z ulgą odkrywając, że przynajmniej tam nie pojawił się monit o hasłu. Bez większego zainteresowania prześledził wzrokiem ekran, szukając czegokolwiek, co mógłby uznać za pomocne.

Jedynym odpalonym programem okazała się przeglądarka internetowa. Castiel wywrócił oczami, dostrzegając zminimalizowane, przesunięte w róg okienko, wyświetlające witrynę portalu społecznościowego. Nie żeby chłopak wyglądał na aż tak zapracowanego, by nikt nie zorientował się, co robił w wolnym czasie…

A potem Castiel zauważył odpalony czat. Kimkolwiek była Beth, chłopak nie zdążył odebrać od niej kilku wiadomości.

 

Beth 22:21: spisz?

Beth 22:33: Elliott…

Beth 22:35: …

Beth 22:46: … mam złe przeczucia

Beth 23:01: jeśli nie odpiszesz w ciągu 5 minut, piszę do Hannah

 

Przesunął konwersacje wyżej, chcąc zorientować się o czym ta dwójka rozmawiała wcześniej. Nie miał pojęcia, kim była Hannah, ale obawiał się, że odpowiedź czaiła się gdzieś w motelu. Gdyby przynajmniej miał pewność, ilu osób powinien się spodziewać…

 

Elliott 21:07: jest temat, zaraz zadzwonię

 

Castiel w zamyśleniu przekrzywił głowę. Cóż, zakładał, że mniej więcej wtedy obudziła się Eveline. To wiele wyjaśniało. Nie żeby ta wiedza jakkolwiek poprawiała jego położenie, ale na dobry początek musiała wystarczyć.

A skoro o złych przeczuciach mowa…

Poderwał głowę w chwili, w której w ciemnościach tuż przed nim zalśniła para żółtych oczu. W następnej sekundzie coś poruszył się, dosłownie rzucając w stronę kontuaru. Castiel błyskawicznie odskoczył, próbując osłonić przed kawałkami tego, co zostało z kontuaru.

Ekran z hukiem upadł na podłogę. Dookoła zapanowała ciemność, kiedy również światła w korytarzu zdecydowały się poddać.

Spięcie…?

Nie miał pojęcia. To tak naprawdę nie miało dla niego znaczenia. Błyskawicznie przemknął nad walającymi się po podłodze resztkami mebli, by w pośpiechu wypaść wprost na korytarz. Tym razem podążające w ślad za nim zwierzę nawet nie próbowało ukrywać swojej obecności, głośno powarkując i kłapiąc zębami. Wilkowi również poruszanie się w ciemnościach nie sprawiało żadnego problemu.

Korytarz skręcił, nie pozostawiając Castielowi innego wyboru, poza gwałtownym zmienieniem kierunku. Szybko zorientował się, dlaczego ktoś zdecydował się pozbawić go drogi wyjścia. Ucieczka wąskim korytarzem okazała się najgorszym możliwym pomysłem, zwłaszcza że ten prowadził tylko i wyłącznie w jedno miejsce: do ślepego zaułku. Dopiero wtedy wampir uświadomił sobie, jak mały w rzeczywistości był motel. Jak długo nie mógł wydostać się na zewnątrz, pole manewru pozostawało niemalże zerowe.

Zostało mu tylko jedno.

Znów skręcił, tym razem wpadając do najbliższego z mijanych pokoi. Otworzył drzwi gwałtownie, nie dbając o to, że te praktycznie wyleciały z zawiasów. Kolejna niewielka, bliźniaczo podobna do innych sypialnia ani trochę nie nadawała się na kryjówkę przed zawziętym wilkiem. Castiel czuł, że zwierzę wciąż znajdowało się zbyt blisko. Lśniące, ciemne futro niemalże natychmiast wypełniło wolną przestrzeń, kiedy bestia skoczyła w jego stronę, roztrącając po drodze stolik i zamieniając łóżko w stos desek.

Bestia z impetem cisnęła nim o ścianę. Kłapiąc zębami, spróbowała chwycić go za ramię, ale w porę pochwycił ją za pysk. Olbrzymie cielsko naparło na Castiela, kiedy wilk zaczął wyrywać się do ataku, warcząc i popiskując. Żółte ślepia zdawały się lśnić, utkwione bezpośrednio w twarzy wampira. Choć robił wszystko, by trzymać rozwarte szczęki na dystans, czuł, że nie mogli ciągnąć tego w nieskończoność.

Jasna cholera!

Z trudem odrzucił miotające się zwierzę na bezpieczna odległość. Usłyszał żałosny pisk, kiedy pokaźnych rozmiarów basior uderzył o ścianę. Tynk posypał się, ukazując niewielkie wgłębienie.

Castiel natychmiast wykorzystał okazję do ucieczki. Przemknął do drzwi, zataczając się, by uniknąć ponownego ataku. Przeciwnik nie zamierzał się poddać, wciąż o krok za nim, wyraźnie rozjuszony chwilowym niepowodzeniem.

Mogło być gorzej. To brzmiało jak najgorsze na świecie pocieszenie, ale wampir dobrze wiedział, co działo się podczas pełni. Istota, która za nim podążała, niewiele różniła się od swojego mniej świadomego, w pełni zwierzęcego brata. Co prawda basior wyglądał o wiele roślej od przeciętnego wilka, a już na pewno miał w sobie dość siły, by bez chwili wahania rozerwać nawet najbardziej doświadczonego wampira, ale to wciąż nie było najgorsze stadium. Dopiero wraz z nadejściem pełni, budziły się prawdziwe potwory.

Tyle że ani trochę nie czuł się jak ktoś, komu dopisywało szczęście. Wręcz przeciwnie, zwłaszcza gdy – wraz z dzikim charkotem – wilk za nim nagle przyspieszył, rzucając się do ataku. Castiel aż zachłystnął się powietrzem, kiedy coś z całą mocą uderzyło go w plecy. Zanim zdążył się zastanowić, wylądował w resztkach tego, co wcześniej składało się na kontuar. Żebra zaprotestowały, kiedy spróbował się podnieść. Zignorował to, natychmiast podrywając się na równe nogi, ale nie miał okazji choćby porządnie pochwycić pionu, momentalnie znów posłany na ziemię.

Tym razem wilk nie zamierzał stracić przewagi. Zaatakował bardziej gwałtownie niż wcześniej, kłapiąc zębami i wściekle ujadając. Szczęki z siłą imadła zacisnęły się na ramieniu Castiela, wżynając się niemal do kości. Ból go oszołomił, ale nie na tyle, by nie próbował się bronić. Resztkami zdrowego rozsądku powstrzymał się przed próbą wyrwania ręki, woląc nie sprawdzać, ile siły potrzebował przeciwnik, by spróbować ją oderwać.

Palce wolnej dłoni zacisnął wokół pierwszej rzeczy, którą zdołał odnaleźć pośród odłamków mebli i zamachnął się, bez wahania wbijając prowizoryczną broń w gardło zwierzęcia. Wilk zawył, natychmiast zwalniając uścisk i wycofując się. Raz po raz potrząsał głową, bezskutecznie próbując pozbyć się wżynającego się w szyję drewnianego odłamka. Świeża krew spłynęła na posadzkę, mieszając z tą, która zdążyła wypłynąć z rany Castiela.

Wampir z trudem stanął na nogi. Zaklął, czując jak ramie zaczyna dawać o sobie znać. Przycisnął dłoń do ugryzienia, pod palcami czując wciąż płynącą krew. Żebra paliły, ale ten ból przynajmniej był znajomy, jednoznacznie świadcząc o tym, że kości już zaczynały się zrastać. Jeśli jednak chodziło o ramię…

Nie miał na to teraz czasu.

Wycie wilka dawało mu się we znaki. Zwierzę miotało się na prawo i lewo, brocząc krwią nie tylko ze zranionej szyi. Kiedy wilkołak rozwarł pysk, do Castiela dotarło, że musiał trafić w tętnicę. Dla pewności odsunął się, z rezerwą obserwując jak stworzenie dławi się własną krwią. Podchwycił spojrzenie żółtych oczu i to wystarczyło, by przeciwnik znów spróbował zaatakować, ale słabnące ciało skutecznie go przed tym powstrzymało. W następnej sekundzie wielkie cielsko zwaliło się na ziemię, w końcu nieruchomiejąc.

Castiel odetchnął. Oparł się o ścianę, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że się trzęsie. Natychmiast spróbował nad sobą zapanować, ale to okazało się równie trudne, co i całkowite zignorowanie palącego bólu. Zacisnął zęby, mocniej przywierając plecami do ściany, by nie osunąć się na podłogę. Musiał stąd spadać i to tak szybko, jak tylko było to możliwe.

Z powątpiewaniem spojrzał na drzwi wejściowe. Coś się zmieniło. Nie miał pojęcia, skąd brało się to przekonanie, ale wyraźnie to poczuł. Chwiejnie ruszył ku wyjściu, chcąc się upewnić. Jeśli byłby w stanie wyjść, mógłby wrócić po Eveline i…

Cios w plecy wytrącił go z równowagi. Wyleciał przed motel razem z drzwiami, boleśnie lądując na podjeździe. Olbrzymie cielsko zaległo na nim, dociskając na podłoża. Uderzył go zapach krwi wilkołaka; tuż przy uchu usłyszał dziwny charkot, zupełnie jakby ktoś właśnie dławił się krwią.

Bez żartów…

– Ej, ty!

Nie miał pojęcia, co zaskoczyło go bardziej – kobiecy głos czy huk wystrzału, który rozległ się sekundę później. Ciężar na plecach znikł, kiedy ciało wilka zwaliło się na bok. Castiel natychmiast wykorzystał okazję, żeby się odsunąć, by nie ryzykować, że jedna kula nie wystarczyła. Skoro mimo rozerwanej tętnicy wilkołak znalazł w sobie dość siły, by wciąż próbować go zabić…

Jeden rzut oka na ciało utwierdził go w przekonaniu, że tym razem przeciwnik został unieruchomiony na dobre. Albo raczej przeciwniczka, bo zamiast basiora o czarnej sierści, oczom Castiela ukazała się kobieta. Naga, drobniutka blondyneczka, która ani trochę nie przypominała dzikiego zwierzęcia, które ganiało go po całym motelu. Leżała w szybko powiększającej się kałuży własnej krwi, twarzą do ziemi i w całkowitym bezruchu. Wampir nie musiał się wysilać, by zauważyć, że nie oddychała. Przyspieszony puls należał do kogoś innego i dochodził z zupełnie innej strony.

Powoli odwrócił się, starając nie okazywać żadnych emocji. Co prawda palący ból w ramieniu zaczynał doprowadzać go do szału, ale udało mu się nawet nie skrzywić, kiedy przeniósł wzrok na stojąca zaledwie kilka metrów dalej postać. Uniósł brwi, dostrzegając lufę wymierzonej w niego dubeltówki. I bez pytania wiedział, że amunicja musiała mieć w sobie domieszki zabójczego dla istot nocy srebra.

Dopiero po chwili zwrócił uwagę na dzierżącą broń kobietę. A potem już tylko siedział i na nią patrzył, przez moment bliski tego, by roześmiać się w głos.

Wszędzie rozpoznałby te delikatne rysy i burzę płomiennorudych loków. Brązowe oczy dosłownie taksowały go wzrokiem, może i przerażone, ale wciąż wystarczająco czujne, by utwierdzić wampira w przekonaniu, że dziewczyna zareagowałaby, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. To, że zapewniłaby mu kulkę między oczami, jeśli spróbowałby podnieść na nią rękę, wydało mu się aż nazbyt oczywiste.

Dobrze. Może jednak wyciągnął niewłaściwe wnioski w tamtej ciemnej uliczce. Wtedy nie miała przy sobie broni, ale teraz…

Mała Johna… Jak jej tam było…? Elise?

Nie miał pewności. Z równym powodzeniem mógłby mieć przed sobą matkę Teresę. Castielowi było już wszystko jedno.

Spróbował się podnieść, ale tym razem to okazało się ponad jego siły. Z zaskoczeniem spojrzał na swoje drżące dłonie. Podpierał się jedną ręką, ale i ta wydawała się bliska tego, żeby odmówić mu posłuszeństwa.

– To… ty – doszedł go zaskoczony, nerwowy szept. Jeśli Elise mówiła coś więcej, całkowicie mu to umknęło. – O rany… Czekaj.

Wyczuł, że się poruszyła. Mimo wszystko drgnął, zaskoczony tym, jak szybko znalazła się obok. Rude włosy znalazły się w zasięgu jego wzroku, kiedy dziewczyna przykucnęła tuż obok. Spojrzał na nią w roztargnieniu, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy przypadkiem nie zgubiła gdzieś po drodze instynktu samozachowawczego. Zdecydowanie nie przypominała tego przestraszonego pisklaka, którego uratował przed demonami… Och, kiedy to było? W tamtej chwili Castiel miał wrażenie, że w samym motelu spędził całe wieki.

Musiał się skupić. Gniewnie zmrużył oczy, kiedy dziewczyna spróbowała wyciągnąć ku niemu rękę. Chciał warknąć, ale ostatecznie wyrwał mu się sfrustrowany jęk. To, że Elise w ogóle nie spoglądała na niego jak na zagrożenie, ubodło go bardziej niż cokolwiek innego. Jak źle w takim razie wyglądał, skoro…?

Zacisnął zęby. Nie miał na to czasu. Znajdował się na zewnątrz, a to o czymś świadczyło. Chciał się dematerializować, pochwycić Eveline i stąd zniknąć. Pojawienie się córki jednego z łowców mówiło samo za siebie.

Jakkolwiek dobrze nie brzmiałby szybko ułożony plan, okazał się całkowicie poza jego zasięgiem.

– Krwawisz – wyszeptała rozgorączkowanym tonem Elise. Odłożyła broń, przezornie kładąc ją po swojej stronie. Co prawda Castiel bez problemu mógłby po nią sięgnąć, zwłaszcza że dziewczyna przykucnęła aż tak blisko, ale nie ruszył się z miejsca. – I to mocno. To ona? – zapytała, ale nawet nie czekała na odpowiedź. – Źle to wygląda. Muszę…

– Po… pomóż mi… wstać – wycedził przez zęby, bezceremonialnie wchodząc jej w słowo.

Nie wyglądała na przekonaną, ale nie zaprotestowała. Nadążenie za jej ruchami, choć w pełni ludzkimi, okazało się wyzwaniem. Castiel z zaskoczeniem przekonał się, że obraz zamazywał mu się przed oczami. Sama Elise przypominała płomień – zbyt jasny, by na niego patrzeć; zbyt żywy i…

Odwrócił głowę, nie chcąc patrzeć na jej odsłonięte gardło, kiedy przesunęła się na tyle, by posłużyć mu za oparcie. Z jej pomocą dźwignął się na nogi, próbując ignorować fakt, że obejmowała go w pasie. Nie powstrzymał przekleństwa, czując rwący ból w ramieniu. Wyczuł, że dziewczyna drgnęła, ale nawet jeśli miała coś do powiedzenia, zachowała wszelakie uwagi dla siebie. Widział jak kurczowo ściskała broń, choć z dodatkowym obciążeniem miałaby problem, by właściwie ją wykorzystać.

– Chodź. Tu za bardzo rzucamy się w oczy – zadecydowała, wciąż niespokojnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. – Nie przyszłam sama. Jeśli ktoś by cię zauważył…

– Czemu? – wyrwało mu się.

Zrozumiała, o co pytał. Lekko przekrzywiła głowę, pozwalając, by loki opadły jej na twarz.

– Spłacam dług. Wampiry są honorowe, prawda? – zauważyła przytomnie. – Ludzie również.

Parsknął i zaraz tego pożałował, tym razem nie powstrzymując się od jęku. Ani trochę mu się to nie podobało. Mętlik w głowie tym bardziej, zwłaszcza że nadal miał coś do zrobienia. Musiał wrócić do motelu, zwłaszcza że…

Ale nie był w stanie. Posłanie tej dziewczyny po Eveline mogło skończyć się co najmniej źle. Starcie cudownie nieświadomej, podążającej za instynktami młodej wampirzycy i uzbrojonej łowczyni brzmiało jak najgorszy na świecie pomysł. I, cholera, mógł tylko zgadywać, która z nich wyszłaby z tego żywa.

W chwili, w której z pomocą Elise przekroczył linie drzew, Castielowi nie pozostało nic innego, jak spróbować jej zaufać.

Witam w nowym roku! Bardzo chciałam wrzucić coś wczoraj, ale ostatecznie nie wyszło. Cóż, może i lepiej, bo ten rozdział jest dla mnie istoty. Myślę, że wyszło całkiem nieźle, zwłaszcza że długo czekałam na okazję, by wrzucić więcej Elise.

Zostawiam was z tym, miejscem na trochę teorii i… do napisania! ;>

2 komentarze:

  1. Oho, skąd tam się wzięła Elise. Wcześniej wydawała się dość niepozorną postacią, nie wiedziałam, jaki masz na nią zamysł (spodziewałabym się, że gdzieś po drodze umrze), ale chyba szykuje się postać powracająca. A do tego widzę, że szykuje się jakaś bliższa relacja z Castielem. Na razie pewnie nie romantyczna, bo od śmierci Kateriny minęło za mało, ale kto wie, co będzie w przyszłości. Czekam na więcej tego duetu. Dziewczyna na pewno pomoże mu z ugryzieniem, które - jestem pewna - jest dla wampira szkodliwe.
    Jakie to w ogóle Castielowe - uciec z hotelu, ale zostawić Eve w okolicy. Ja rozumiem jego motywację, ale, halo, przecież już się przekonał, że jest nieprzewidywalna i wcale go nie słucha...
    Zaintrygowałaś mnie dodatkowo postacią Eliotta. Być może zarówno Castiel, jak i Eve nie docenili go, tak jak powinni. "jest temat" - może chodziło o nadnaturalny temat? Ewentualnie przypalał sobie coś pod ladą, jak nie było gości...

    Czekam na więcej, bo zaczyna pojawiać się coraz więcej pytań. Mam wrażenie, że komentarz wyszedł trochę nieskładny, ale jestem przed sesją i ostatnio złożenie składnego zdania u mnie graniczy z cudem...
    Pozdrawiam!
    G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę mi zostawić Elise. ;O; Uświadomiłam sobie właśnie, że nie dodałam jej do zakładki z bohaterami. Nie żeby to jakoś broniło przed umieraniem, ale jednak… Hm, zasadniczo nie mam w zwyczaj prowadzić narracji osobami, które nie mają znaczenia. Na Elise czekałam długo, bo tak – jak najbardziej szykuje się tutaj coś więcej. ;>
      Hahaha, uwielbiam stwierdzenie „Castielowe”. Mam wrażenie, że to jedna z tych postaci, którą idzie opisać właśnie prostym „Castiel jest Castielem” i nagle nic więcej nie trzeba dodawać. ;P
      Och, z Elliottem poniekąd trafiłaś. Bądźmy szczerzy: nie da się przeżyć w Haven dłużej, siedzieć w hotelu robiącym za przykrywkę dla wilkołaków i nie wejść w ten świat. Chłopak może i był niepozorny, ale nie głupi. Nie przepadam za papierowymi postaciami, które jedynie ładnie umierają w tle, więc… wyszedł bardziej wymiarowy, mam nadzieję. :3
      Więcej będzie wkrótce, bo już mam prawie cały. Chociaż nie wiem, czy odpowie na jakiekolwiek pytania. Powiedziałabym raczej, że będzie bardziej… psychodelicznie.
      Również pozdrawiam. I powodzenia z sesją! :D

      Ness

      Usuń