Starając się jak
najciszej stawiać kolejne kroki, Castiel był w stanie myśleć wyłącznie o tym,
że mieli przejebane. I to pod każdym możliwym względem.
Poruszył się
niespokojnie, wciąż nasłuchując. Nie miał innego wyboru, jak założyć, że
Eveline grzecznie usiedzi na tyłku w sypialni, w której ją
zostawił. Przynajmniej na razie nie czuł, by wpakowała się
w kłopoty. Cóż, nie większe niż dotychczas. Wciąż żadna cudowna siła
nie wzywała go do natychmiastowego odszukania wampirzycy, co uznał za okoliczność
sprzyjającą. Miał dużo większe szanse na przeżycie i ocalenie również
jej, jeśli zdołałby się skupić.
Przywarł do ściany,
nie chcąc ryzykować, że ktoś przypadkiem zajdzie go od tyłu. Zaczynał
mieć dość zabawy w kotka i myszkę, zwłaszcza że wszystko w nim
aż krzyczało, że znalazł się na pozycji tej drugiej. Dla kogoś, kto
przywykł do roli łowcy, nagła zamiana miejsc zdecydowanie nie była na rękę.
Niech to szlag.
Do głowy by mu nie przyszło, że na wszystkie możliwe
miejsca trafią na takie, które miało jakiś związek z wilkołakami. Nic
dziwnego, że wciąż działa, uświadomił sobie, w końcu pojmując, co
takie miejsce robiło na samym skraju miasta. To, że nie rzucało się
w oczy, musiało być wyjątkowo sprzyjającą okolicznością. Castiel co prawda
kilkukrotnie słyszał, że dzieci nocy miały swoje miejsca, wyjątkowo praktyczne
podczas pełni księżyca, kiedy instynkt wymykał się spod kontroli nawet tym
najbardziej doświadczonym bestiom. W chwili, w której uświadomił
sobie, że jakaś niewidzialna siła najwyraźniej uwięziła go w motelu,
wszystko stało się jasne.
Przystań.
O mroczna matko…
Nie
pierwszy raz spotykał się z tym konkretnym zaklęciem. Był pewien, że
Danielle przygotowałaby podobną barierę w minutę, jeśli akurat miałaby
taki kaprys. Sam zamysł okazał się nader prosty, nagle uświadamiając
Castielowi funkcję, którą zazwyczaj musiał pełnić motel. Och, kto wie – może
gdyby pozaglądał do innych pokoi, znalazłby wskazówki w postaci
poniszczonych mebli czy śladów ostrych pazurów na ścianach albo drzwiach.
Wszystkie przejawy frustracji okazałyby się w pełni uzasadnione,
zwłaszcza w przypadku istot, które przez jedną noc w miesiącu
pozostawały równie nieświadome, co i każde inne dzikie zwierzę.
Haven może
i było przeklęte, jeśli wziąć pod uwagę obecność wszystkich istot nadnaturalnych,
ale niezależnie od wszystkiego pewne kwestie pozostawiało się w cieniu.
Nadmiar ciał i biegające po okolicy krwiożercę potwory szybko
przyciągnęłyby uwagę i ludzi z zewnątrz. Co gorsza, gdyby jakiś
wyjątkowo zatwardziały łowca wymknął się do sąsiednich miejscowości,
wszyscy mieliby kłopoty. To, że zwykle trzymające się na uboczu
wilkołaki, wolały tego uniknąć, nie wydało się Castielowi ani trochę
dziwne.
Powiedz
to Lanie, zadrwił cichy głosik w jego głowie.
Potrząsnął
głową. To nie był dobry moment, by roztrząsać przeszłość.
Musiał się
stąd wydostać. Problem polegał na tym, że nie miał pewności, gdzie
szukać źródła trzymającej go wewnątrz bariery. Podejrzewał, że na dobry
początek powinien znaleźć właściciela, ale do tego zdecydowanie mu się
nie paliło. Wilkołaki podczas pełni zdawały się na instynkty, co
czyniło je niebezpiecznymi i nieprzewidywalnymi, zwłaszcza że księżyc
wyzwalał z nich wszystko to, co odróżniało te istoty od ludzi. W pozostałe
dni efekt nie był aż tak porażający i to w teorii mogło
brzmieć kojąco, ale Castiel nie czuł się ani trochę
pewniej.
Słabsze czy nie,
to nie miało znaczenia. Nie, skoro gdzieś w budynku czaił się w pełni
świadomy swoich działań wróg.
Zaklął po raz
wtóry, ledwo powstrzymując się przed wyrzucenia z siebie całej
wiązanki na głos. To nie mogło skończyć się dobrze. Gdyby
przynajmniej wiedział, czego powinni się z Eve spodziewać…
Cóż,
szczerze wątpił, by chodziło wyłącznie o nieopłacony pokój. Samo to,
że akurat to miejsce naruszył ktoś lubujący się w piciu krwi i szczycący
parą kłów, stawiało ich w najgorszym możliwym położeniu. Demony mogły
namieszać w sposobie, w jaki świat nieśmiertelnych funkcjonował na co
dzień, ale nie miały wpływu na naturę. Kiedy w grę wchodził
instynkt, sam diabeł pozostawał bezradny.
Chyba że
oni też polują na nekromantkę.
Natychmiast
odrzucił tę myśl. Ten konflikt ich nie dotyczył. Castiel wolał się
nie zastanawiać, jak źle sprawy mogłyby się potoczyć, gdyby jednak
ktoś rozpoznał dziedziczkę Nightów i uznał ją za dobry cel. Tego, że
dziewczyna dopiero co zyskała nieśmiertelność i z jakiegoś powodu
niczego nie pamiętała, raczej nie przyjęliby cierpliwie.
Bezszelestnie
przemknął przez kolejny korytarz, próbując dobrnąć z powrotem do recepcji.
Potrzebował wskazówek. Nie miał pod ręką rozmownego ducha
recepcjonisty, zresztą miał wrażenie, że to ten dzieciak ściągnął na nich
kłopoty. Skoro tu pracował, istniała szansa, że wiedział więcej niż
mogłoby się wydawać. Kto wie, może nawet osobiście dał znać szefostwu, że
potrzebuje pomocy. Choć Castiel był gotów przysiąc, że wpływ zadziałał, po tym
jak Eve wyruszyła na samotne polowanie mogło wydarzyć się wszystko.
Wślizgnął się
do recepcji, ale i tam panowała nienaturalna wręcz cisza.
Jedynie charakterystyczny, zdecydowanie zbyt intensywny zapach utwierdził
wampira w przekonaniu, że przeciwnik znajdował się gdzieś w pobliżu.
Instynkt mówił sam za siebie, aż wyrywając się do ucieczki.
Gdyby to w ogóle wchodziło w grę! Salvador i bez sprawdzania
wiedział, że jeśli tylko spróbuje się dematerializować, napotka
niewidzialną ścianę. Utknął tu, przynajmniej chwilowo.
Mógł tylko zgadywać,
z iloma przeciwnikami miał do czynienia. Gdyby chodziło o jednego,
miałby szansę to ugrać. Cokolwiek zatrzymywało go wewnątrz motelu, również
musiałoby znajdować się w środku. Castiel musiał ustalić źródło, a potem
jak najszybciej wrócić po Eve i ewakuować się w bezpieczne
miejsce. Przynajmniej w teorii plan wydawał się prosty. O wiele
bardziej skomplikowane było to, by utrzymać zainteresowanie na sobie,
by przypadkiem nie napuścić pogoni na dziewczynę.
To wcale
nie tak, że pewnie sama wpakuje się w kłopoty…
Potrząsnął
głową. Jakby to w ogóle miało znaczenie! Życie buło o wiele
prostsze, kiedy musiał troszczyć się tylko o siebie.
Okrążył
kontuar, sam niepewny, na co tak naprawdę liczył. Po ciele
recepcjonisty nie został nawet
ślad, pomijając plamy krwi na podłodze. Osobiście zmiażdżył telefon
chłopaka i choć dalej uważał to za słuszne posunięcie, wciąż
żałował, że wcześniej nie udało mu się przejrzeć komórki. Nie żeby
w notatniku spodziewał się znaleźć odpowiedzi na dręczące go
pytania, ale zawsze warto było spróbować.
Powiódł
wzrokiem dookoła, wciąż nasłuchując. Nie podobało mu się, ile to trwało.
To, że intruz mógł znajdował się dosłownie wszędzie. Dla pewności zajrzał
na zaplecze, ale i tam nie znalazł choćby śladu cudzej bytności.
Świetnie, przynajmniej nie musiał obawiać się ataku od tyłu.
Uspokojony, odblokował komputer, z ulgą odkrywając, że przynajmniej tam
nie pojawił się monit o hasłu. Bez większego
zainteresowania prześledził wzrokiem ekran, szukając czegokolwiek, co mógłby
uznać za pomocne.
Jedynym
odpalonym programem okazała się przeglądarka internetowa. Castiel wywrócił
oczami, dostrzegając zminimalizowane, przesunięte w róg okienko,
wyświetlające witrynę portalu społecznościowego. Nie żeby chłopak wyglądał
na aż tak zapracowanego, by nikt nie zorientował się, co
robił w wolnym czasie…
A potem Castiel zauważył odpalony czat. Kimkolwiek była
Beth, chłopak nie zdążył odebrać od niej kilku wiadomości.
Beth 22:21: spisz?
Beth 22:33: Elliott…
Beth 22:35: …
Beth 22:46:
… mam złe przeczucia
Beth 23:01:
jeśli nie odpiszesz w ciągu 5 minut, piszę do Hannah
Przesunął
konwersacje wyżej, chcąc zorientować się o czym ta dwójka
rozmawiała wcześniej. Nie miał pojęcia, kim była Hannah, ale obawiał
się, że odpowiedź czaiła się gdzieś w motelu. Gdyby przynajmniej miał
pewność, ilu osób powinien się spodziewać…
Elliott
21:07: jest temat, zaraz zadzwonię
Castiel w zamyśleniu
przekrzywił głowę. Cóż, zakładał, że mniej więcej wtedy obudziła się Eveline.
To wiele wyjaśniało. Nie żeby ta wiedza jakkolwiek poprawiała
jego położenie, ale na dobry początek musiała wystarczyć.
A skoro o złych
przeczuciach mowa…
Poderwał
głowę w chwili, w której w ciemnościach tuż przed nim zalśniła
para żółtych oczu. W następnej sekundzie coś poruszył się, dosłownie
rzucając w stronę kontuaru. Castiel błyskawicznie odskoczył, próbując
osłonić przed kawałkami tego, co zostało z kontuaru.
Ekran z hukiem
upadł na podłogę. Dookoła zapanowała ciemność, kiedy również światła w korytarzu
zdecydowały się poddać.
Spięcie…?
Nie miał
pojęcia. To tak naprawdę nie miało dla niego znaczenia. Błyskawicznie
przemknął nad walającymi się po podłodze resztkami mebli, by w pośpiechu
wypaść wprost na korytarz. Tym razem podążające w ślad za nim
zwierzę nawet nie próbowało ukrywać swojej obecności, głośno powarkując i kłapiąc
zębami. Wilkowi również poruszanie się w ciemnościach nie sprawiało
żadnego problemu.
Korytarz
skręcił, nie pozostawiając Castielowi innego wyboru, poza gwałtownym
zmienieniem kierunku. Szybko zorientował się, dlaczego ktoś zdecydował się
pozbawić go drogi wyjścia. Ucieczka wąskim korytarzem okazała się najgorszym
możliwym pomysłem, zwłaszcza że ten prowadził tylko i wyłącznie
w jedno miejsce: do ślepego zaułku. Dopiero wtedy wampir uświadomił
sobie, jak mały w rzeczywistości był motel. Jak długo nie mógł
wydostać się na zewnątrz, pole manewru pozostawało niemalże zerowe.
Zostało mu
tylko jedno.
Znów
skręcił, tym razem wpadając do najbliższego z mijanych pokoi.
Otworzył drzwi gwałtownie, nie dbając o to, że te praktycznie
wyleciały z zawiasów. Kolejna niewielka, bliźniaczo podobna do innych
sypialnia ani trochę nie nadawała się na kryjówkę przed
zawziętym wilkiem. Castiel czuł, że zwierzę wciąż znajdowało się zbyt
blisko. Lśniące, ciemne futro niemalże natychmiast wypełniło wolną przestrzeń,
kiedy bestia skoczyła w jego stronę, roztrącając po drodze stolik i zamieniając
łóżko w stos desek.
Bestia z impetem
cisnęła nim o ścianę. Kłapiąc zębami, spróbowała chwycić go za ramię,
ale w porę pochwycił ją za pysk. Olbrzymie cielsko naparło na Castiela,
kiedy wilk zaczął wyrywać się do ataku, warcząc i popiskując.
Żółte ślepia zdawały się lśnić, utkwione bezpośrednio w twarzy
wampira. Choć robił wszystko, by trzymać rozwarte szczęki na dystans,
czuł, że nie mogli ciągnąć tego w nieskończoność.
Jasna
cholera!
Z trudem
odrzucił miotające się zwierzę na bezpieczna odległość. Usłyszał
żałosny pisk, kiedy pokaźnych rozmiarów basior uderzył o ścianę. Tynk
posypał się, ukazując niewielkie wgłębienie.
Castiel
natychmiast wykorzystał okazję do ucieczki. Przemknął do drzwi,
zataczając się, by uniknąć ponownego ataku. Przeciwnik nie zamierzał się
poddać, wciąż o krok za nim, wyraźnie rozjuszony chwilowym
niepowodzeniem.
Mogło być
gorzej. To brzmiało jak najgorsze na świecie pocieszenie, ale wampir
dobrze wiedział, co działo się podczas pełni. Istota, która za nim
podążała, niewiele różniła się od swojego mniej świadomego, w pełni
zwierzęcego brata. Co prawda basior wyglądał o wiele roślej od przeciętnego
wilka, a już na pewno miał w sobie dość siły, by bez chwili
wahania rozerwać nawet najbardziej doświadczonego wampira, ale to wciąż
nie było najgorsze stadium. Dopiero wraz z nadejściem pełni, budziły się
prawdziwe potwory.
Tyle że
ani trochę nie czuł się jak ktoś, komu dopisywało szczęście.
Wręcz przeciwnie, zwłaszcza gdy – wraz z dzikim charkotem – wilk za nim
nagle przyspieszył, rzucając się do ataku. Castiel aż zachłystnął się
powietrzem, kiedy coś z całą mocą uderzyło go w plecy. Zanim zdążył się
zastanowić, wylądował w resztkach tego, co wcześniej składało się na kontuar.
Żebra zaprotestowały, kiedy spróbował się podnieść. Zignorował to,
natychmiast podrywając się na równe nogi, ale nie miał okazji
choćby porządnie pochwycić pionu, momentalnie znów posłany na ziemię.
Tym razem
wilk nie zamierzał stracić przewagi. Zaatakował bardziej gwałtownie niż
wcześniej, kłapiąc zębami i wściekle ujadając. Szczęki z siłą imadła
zacisnęły się na ramieniu Castiela, wżynając się niemal do kości.
Ból go oszołomił, ale nie na tyle, by nie próbował się
bronić. Resztkami zdrowego rozsądku powstrzymał się przed próbą wyrwania
ręki, woląc nie sprawdzać, ile siły potrzebował przeciwnik, by spróbować
ją oderwać.
Palce
wolnej dłoni zacisnął wokół pierwszej rzeczy, którą zdołał odnaleźć pośród odłamków
mebli i zamachnął się, bez wahania wbijając prowizoryczną broń w gardło
zwierzęcia. Wilk zawył, natychmiast zwalniając uścisk i wycofując się. Raz
po raz potrząsał głową, bezskutecznie próbując pozbyć się wżynającego się
w szyję drewnianego odłamka. Świeża krew spłynęła na posadzkę,
mieszając z tą, która zdążyła wypłynąć z rany Castiela.
Wampir z trudem
stanął na nogi. Zaklął, czując jak ramie zaczyna dawać o sobie znać.
Przycisnął dłoń do ugryzienia, pod palcami czując wciąż płynącą krew.
Żebra paliły, ale ten ból przynajmniej był znajomy, jednoznacznie świadcząc
o tym, że kości już zaczynały się zrastać. Jeśli jednak chodziło o ramię…
Nie miał
na to teraz czasu.
Wycie
wilka dawało mu się we znaki. Zwierzę miotało się na prawo i lewo,
brocząc krwią nie tylko ze zranionej szyi. Kiedy wilkołak rozwarł
pysk, do Castiela dotarło, że musiał trafić w tętnicę. Dla pewności
odsunął się, z rezerwą obserwując jak stworzenie dławi się własną
krwią. Podchwycił spojrzenie żółtych oczu i to wystarczyło, by przeciwnik
znów spróbował zaatakować, ale słabnące ciało skutecznie go przed tym powstrzymało.
W następnej sekundzie wielkie cielsko zwaliło się na ziemię, w końcu
nieruchomiejąc.
Castiel
odetchnął. Oparł się o ścianę, z opóźnieniem uświadamiając
sobie, że się trzęsie. Natychmiast spróbował nad sobą zapanować, ale
to okazało się równie trudne, co i całkowite zignorowanie palącego
bólu. Zacisnął zęby, mocniej przywierając plecami do ściany, by nie osunąć się
na podłogę. Musiał stąd spadać i to tak szybko, jak tylko było
to możliwe.
Z powątpiewaniem
spojrzał na drzwi wejściowe. Coś się zmieniło. Nie miał pojęcia,
skąd brało się to przekonanie, ale wyraźnie to poczuł.
Chwiejnie ruszył ku wyjściu, chcąc się upewnić. Jeśli byłby w stanie
wyjść, mógłby wrócić po Eveline i…
Cios w plecy
wytrącił go z równowagi. Wyleciał przed motel razem z drzwiami,
boleśnie lądując na podjeździe. Olbrzymie cielsko zaległo na nim,
dociskając na podłoża. Uderzył go zapach krwi wilkołaka; tuż przy uchu
usłyszał dziwny charkot, zupełnie jakby ktoś właśnie dławił się krwią.
Bez
żartów…
– Ej, ty!
Nie miał
pojęcia, co zaskoczyło go bardziej – kobiecy głos czy huk wystrzału, który
rozległ się sekundę później. Ciężar na plecach znikł, kiedy ciało
wilka zwaliło się na bok. Castiel natychmiast wykorzystał okazję,
żeby się odsunąć, by nie ryzykować, że jedna kula nie wystarczyła.
Skoro mimo rozerwanej tętnicy wilkołak znalazł w sobie dość siły, by wciąż
próbować go zabić…
Jeden rzut
oka na ciało utwierdził go w przekonaniu, że tym razem przeciwnik
został unieruchomiony na dobre. Albo raczej przeciwniczka, bo zamiast
basiora o czarnej sierści, oczom Castiela ukazała się kobieta. Naga,
drobniutka blondyneczka, która ani trochę nie przypominała dzikiego
zwierzęcia, które ganiało go po całym motelu. Leżała w szybko
powiększającej się kałuży własnej krwi, twarzą do ziemi i w całkowitym
bezruchu. Wampir nie musiał się wysilać, by zauważyć, że nie oddychała.
Przyspieszony puls należał do kogoś innego i dochodził z zupełnie
innej strony.
Powoli
odwrócił się, starając nie okazywać żadnych emocji. Co prawda palący ból w ramieniu
zaczynał doprowadzać go do szału, ale udało mu się nawet nie skrzywić,
kiedy przeniósł wzrok na stojąca zaledwie kilka metrów dalej postać. Uniósł
brwi, dostrzegając lufę wymierzonej w niego dubeltówki. I bez pytania
wiedział, że amunicja musiała mieć w sobie domieszki zabójczego dla istot
nocy srebra.
Dopiero po chwili
zwrócił uwagę na dzierżącą broń kobietę. A potem już tylko siedział
i na nią patrzył, przez moment bliski tego, by roześmiać się
w głos.
Wszędzie
rozpoznałby te delikatne rysy i burzę płomiennorudych loków. Brązowe oczy
dosłownie taksowały go wzrokiem, może i przerażone, ale wciąż
wystarczająco czujne, by utwierdzić wampira w przekonaniu, że dziewczyna
zareagowałaby, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. To, że zapewniłaby mu
kulkę między oczami, jeśli spróbowałby podnieść na nią rękę, wydało mu się
aż nazbyt oczywiste.
Dobrze.
Może jednak wyciągnął niewłaściwe wnioski w tamtej ciemnej uliczce. Wtedy
nie miała przy sobie broni, ale teraz…
Mała
Johna… Jak jej tam było…? Elise?
Nie miał
pewności. Z równym powodzeniem mógłby mieć przed sobą matkę Teresę.
Castielowi było już wszystko jedno.
Spróbował się
podnieść, ale tym razem to okazało się ponad jego siły. Z zaskoczeniem
spojrzał na swoje drżące dłonie. Podpierał się jedną ręką, ale i
ta wydawała się bliska tego, żeby odmówić mu posłuszeństwa.
– To… ty –
doszedł go zaskoczony, nerwowy szept. Jeśli Elise mówiła coś więcej, całkowicie
mu to umknęło. – O rany… Czekaj.
Wyczuł, że się
poruszyła. Mimo wszystko drgnął, zaskoczony tym, jak szybko znalazła się obok.
Rude włosy znalazły się w zasięgu jego wzroku, kiedy dziewczyna
przykucnęła tuż obok. Spojrzał na nią w roztargnieniu, mimowolnie
zastanawiając nad tym, czy przypadkiem nie zgubiła gdzieś po drodze
instynktu samozachowawczego. Zdecydowanie nie przypominała tego przestraszonego
pisklaka, którego uratował przed demonami… Och, kiedy to było? W tamtej
chwili Castiel miał wrażenie, że w samym motelu spędził całe wieki.
Musiał się
skupić. Gniewnie zmrużył oczy, kiedy dziewczyna spróbowała wyciągnąć ku niemu
rękę. Chciał warknąć, ale ostatecznie wyrwał mu się sfrustrowany jęk.
To, że Elise w ogóle nie spoglądała na niego jak na zagrożenie,
ubodło go bardziej niż cokolwiek innego. Jak źle w takim razie wyglądał,
skoro…?
Zacisnął
zęby. Nie miał na to czasu. Znajdował się na zewnątrz, a to o czymś
świadczyło. Chciał się dematerializować, pochwycić Eveline i stąd
zniknąć. Pojawienie się córki jednego z łowców mówiło samo za siebie.
Jakkolwiek
dobrze nie brzmiałby szybko ułożony plan, okazał się całkowicie poza
jego zasięgiem.
– Krwawisz
– wyszeptała rozgorączkowanym tonem Elise. Odłożyła broń, przezornie kładąc ją
po swojej stronie. Co prawda Castiel bez problemu mógłby po nią sięgnąć,
zwłaszcza że dziewczyna przykucnęła aż tak blisko, ale nie ruszył się
z miejsca. – I to mocno. To ona? – zapytała, ale nawet nie czekała
na odpowiedź. – Źle to wygląda. Muszę…
– Po… pomóż
mi… wstać – wycedził przez zęby, bezceremonialnie wchodząc jej w słowo.
Nie
wyglądała na przekonaną, ale nie zaprotestowała. Nadążenie za jej ruchami,
choć w pełni ludzkimi, okazało się wyzwaniem. Castiel z zaskoczeniem
przekonał się, że obraz zamazywał mu się przed oczami. Sama Elise
przypominała płomień – zbyt jasny, by na niego patrzeć; zbyt żywy i…
Odwrócił
głowę, nie chcąc patrzeć na jej odsłonięte gardło, kiedy przesunęła się
na tyle, by posłużyć mu za oparcie. Z jej pomocą dźwignął się
na nogi, próbując ignorować fakt, że obejmowała go w pasie. Nie powstrzymał
przekleństwa, czując rwący ból w ramieniu. Wyczuł, że dziewczyna drgnęła,
ale nawet jeśli miała coś do powiedzenia, zachowała wszelakie uwagi
dla siebie. Widział jak kurczowo ściskała broń, choć z dodatkowym obciążeniem
miałaby problem, by właściwie ją wykorzystać.
– Chodź.
Tu za bardzo rzucamy się w oczy – zadecydowała, wciąż niespokojnie
wodząc wzrokiem na prawo i lewo. – Nie przyszłam sama. Jeśli ktoś
by cię zauważył…
– Czemu? –
wyrwało mu się.
Zrozumiała,
o co pytał. Lekko przekrzywiła głowę, pozwalając, by loki opadły jej na twarz.
– Spłacam
dług. Wampiry są honorowe, prawda? – zauważyła przytomnie. – Ludzie również.
Parsknął i zaraz
tego pożałował, tym razem nie powstrzymując się od jęku. Ani trochę
mu się to nie podobało. Mętlik w głowie tym bardziej, zwłaszcza
że nadal miał coś do zrobienia. Musiał wrócić do motelu, zwłaszcza że…
Ale nie był
w stanie. Posłanie tej dziewczyny po Eveline mogło skończyć się co
najmniej źle. Starcie cudownie nieświadomej, podążającej za instynktami
młodej wampirzycy i uzbrojonej łowczyni brzmiało jak najgorszy na świecie
pomysł. I, cholera, mógł tylko zgadywać, która z nich wyszłaby z tego
żywa.
W chwili,
w której z pomocą Elise przekroczył linie drzew, Castielowi nie pozostało
nic innego, jak spróbować jej zaufać.
Witam w nowym roku! Bardzo chciałam wrzucić coś wczoraj, ale ostatecznie nie wyszło. Cóż, może i lepiej, bo ten rozdział jest dla mnie istoty. Myślę, że wyszło całkiem nieźle, zwłaszcza że długo czekałam na okazję, by wrzucić więcej Elise.
Zostawiam was z tym, miejscem na trochę teorii i… do napisania! ;>
Oho, skąd tam się wzięła Elise. Wcześniej wydawała się dość niepozorną postacią, nie wiedziałam, jaki masz na nią zamysł (spodziewałabym się, że gdzieś po drodze umrze), ale chyba szykuje się postać powracająca. A do tego widzę, że szykuje się jakaś bliższa relacja z Castielem. Na razie pewnie nie romantyczna, bo od śmierci Kateriny minęło za mało, ale kto wie, co będzie w przyszłości. Czekam na więcej tego duetu. Dziewczyna na pewno pomoże mu z ugryzieniem, które - jestem pewna - jest dla wampira szkodliwe.
OdpowiedzUsuńJakie to w ogóle Castielowe - uciec z hotelu, ale zostawić Eve w okolicy. Ja rozumiem jego motywację, ale, halo, przecież już się przekonał, że jest nieprzewidywalna i wcale go nie słucha...
Zaintrygowałaś mnie dodatkowo postacią Eliotta. Być może zarówno Castiel, jak i Eve nie docenili go, tak jak powinni. "jest temat" - może chodziło o nadnaturalny temat? Ewentualnie przypalał sobie coś pod ladą, jak nie było gości...
Czekam na więcej, bo zaczyna pojawiać się coraz więcej pytań. Mam wrażenie, że komentarz wyszedł trochę nieskładny, ale jestem przed sesją i ostatnio złożenie składnego zdania u mnie graniczy z cudem...
Pozdrawiam!
G.
Proszę mi zostawić Elise. ;O; Uświadomiłam sobie właśnie, że nie dodałam jej do zakładki z bohaterami. Nie żeby to jakoś broniło przed umieraniem, ale jednak… Hm, zasadniczo nie mam w zwyczaj prowadzić narracji osobami, które nie mają znaczenia. Na Elise czekałam długo, bo tak – jak najbardziej szykuje się tutaj coś więcej. ;>
UsuńHahaha, uwielbiam stwierdzenie „Castielowe”. Mam wrażenie, że to jedna z tych postaci, którą idzie opisać właśnie prostym „Castiel jest Castielem” i nagle nic więcej nie trzeba dodawać. ;P
Och, z Elliottem poniekąd trafiłaś. Bądźmy szczerzy: nie da się przeżyć w Haven dłużej, siedzieć w hotelu robiącym za przykrywkę dla wilkołaków i nie wejść w ten świat. Chłopak może i był niepozorny, ale nie głupi. Nie przepadam za papierowymi postaciami, które jedynie ładnie umierają w tle, więc… wyszedł bardziej wymiarowy, mam nadzieję. :3
Więcej będzie wkrótce, bo już mam prawie cały. Chociaż nie wiem, czy odpowie na jakiekolwiek pytania. Powiedziałabym raczej, że będzie bardziej… psychodelicznie.
Również pozdrawiam. I powodzenia z sesją! :D
Ness