1/30/2022

☾ Rozdział XVIII

Castiel

W normalnym wypadku tempo, które narzuciła Elise, pozostawiałoby wiele do życzenia. Ludzie mieli to do siebie, że poruszali się zbyt wolno, nawet jeśli z ich perspektywy sprawy wyglądały trochę inaczej. Castiel niewiele już pamiętał z tego, co oznaczało być człowiekiem, a jednak spoglądając na śmiertelników, regularnie odczuwał przede wszystkim frustrację.

Ten raz nie był inny. Do pewnego stopnia, bo po przejściu zaledwie kilku metrów, wampir odkrył, że dotrzymanie kroku dziewczynie zaczyna sprawiać mu trudność. Początkowo nie zwrócił na to uwagi, zbyt rozproszony nadmiarem podsuwanych przez zmysły bodźców i świadomością, że niejako musiał zdać się na niedoświadczoną łowczynie, ale…

– Coś nie tak? – doszedł go jej nerwowy szept.

Elise odwróciła się w jego stronę. Jej uścisk nieznacznie osłabł, kiedy przesunęła się na tyle, by móc zmierzyć go wzrokiem. Widok tej drobnej dziewczyny, kurczowo tulącej do siebie broń, okazał się co najmniej dziwny, zwłaszcza że w pamięci Castiela wciąż majaczyło wspomnienie nieporadnej śmiertelniczki, którą dla kaprysu wyrwał z rąk demonów.

Zamrugał, kiedy obraz nieznacznie zamazał mu się przed oczami. Nie odezwał się nawet słowem, poniekąd dlatego, że sam nie był pewien, co zabrzmiałoby sensownie w tej sytuacji. Nie żeby zamierzał jej się zwierzać, zwłaszcza że tak naprawdę wcale nie potrzebował pomocy. W to przynajmniej wierzył, raz po raz powtarzając sobie, że da sobie radę. No i miał coś do zrobienia, ale…

Gdzieś w całym tym szaleństwie czuł, że Eveline go potrzebowała. Wołała go w równie natarczywy sposób, co i za pierwszym razem, gdy jeszcze nie wiedział, co oznaczała ta dziwna burza emocjonalna, nakazująca mu rzucić wszystko i ruszyć cholera wie gdzie. Teraz łatwiej było mu zinterpretować dziwne uczucia, ale ani trochę nie miał ochoty szukać dziewczyny. Cóż, przynajmniej na razie, póki własne ciało odmawiało mu posłuszeństwa.

– Hej, zapytałam o coś. – Elise wciąż mówiła. Coś w jej tonie i brzmieniu głosu powoli zaczynało Castiela irytować. Miał wrażenie, że każde kolejne słowo boleśnie odbija się w jego umyśle, potęgując łomotanie w skroni. – Czy wszystko…?

– Z-zamknij się w końcu – wycedził przez zaciśnięte zęby.

Nie mieli na to czasu. Musieli iść dalej, choć nie miał pojęcia gdzie. Liczyło się, że ruch dawał przynajmniej pozory działania, nawet jeśli Castiel już dawno stracił jakiekolwiek poczucie celu. Nawet nie próbował myśleć w logiczny sposób, choć nie wątpił, że jakiś kwadrans temu dobrze wiedział, co chciał osiągnąć. W motelu plan klarował się bardzo jasno: znaleźć Eve, dotrzeć do wyjścia i zniknąć, nim sprawy bardziej się skomplikują. Bardzo proste!

Cóż, najwyraźniej nie miał na co liczyć. Palenie w ramieniu uświadomiło mu to w dobitny, zbyt wyrazisty sposób. Rozproszyło go na tyle, by pełne wyrzutu spojrzenie, którym obdarowała go Elise, nie zrobiło na nim najmniejszego nawet wrażenia. Sama twierdziła, że spłacała dług, który zaciągnęła u niego, kiedy uratował jej tyłek. Skoro tak, tym bardziej nie miał powodów, by silić się na nikomu niepotrzebne uprzejmości.

Bez słowa wyminął dziewczynę, stanowczym ruchem odpychając jej ręce. Udało mu się uchwycić równowagę na tyle, żeby utrzymać się w pionie. Teraz po prostu pozostawało iść przed siebie, byle jak najdalej od nowo przybyłego zagrożenia. W normalnym wypadku obecność ludzi, nieważne jak dobrze uzbrojonych, nie zrobiłaby na Castielu wrażenia, ale w tamtej chwili nie czuł się na siłach, żeby walczyć. Może gdyby miał do dyspozycji przypadkowego przechodnia, któremu mógłby skoczyć do gardła, żeby się posilić albo…

Kątem oka zerknął na Elise. Wciąż trzymała dubeltówkę i to w sposób zbyt zdecydowany, by uwierzył, że nie wystrzeliłaby, gdyby spróbował się na nią rzucić. W jej cel też już nie wątpił, aż za dobrze pamiętając z jaką łatwością pozbyła się wilkołaczycy sprzed motelu.

Trudno.

Zrobił kolejny krok. A potem jeszcze jeden, starając się nie myśleć o tym, że właśnie poruszał się o wiele bardziej niezgrabnie, aniżeli zwykły człowiek. Wszystkie zarzuty, które mógłby skierować pod adresem Elise, nagle straciły na znaczeniu, tym bardziej że dziewczyna w zaledwie kilka sekund się z nim zrównała. Nie musiała nawet przyspieszać kroku.

– Jak twoje ramię? Dalej krwawisz – oznajmiła grobowym tonem.

Powstrzymał się od warknięcia. Instynktownie zacisnął palce na ranie, krzywiąc się, kiedy nieprzyjemne pulsowanie przybrało na sile. Natychmiast wyczuł wilgoć; lepka, wciąż ciepła ciecz okazała się wystarczająco charakterystyczna, by rozpoznał krew. Wciąż się sączyła, przenikając przez koszulę.

I bez patrzenia na Elise zorientował się, że najpewniej wiedziała o wampirach dość, by zacząć podejrzewać, że coś było nie tak. Nie powiedziała tego na głos, ale ton jej głosu wydawał się mówić sam za siebie. Castiel nie zamierzał ani potwierdzać, ani zaprzeczać, jednak gdyby chciał to zrobić, musiałby przyznać jedno: mieli kłopoty.

Wampiry działały bardzo prostu. W większości przypadków nawet nie potrzebowali krwi, by wykaraskać się z ran, które dla ludzi okazałyby się śmiertelne. O ile w grę nie wchodziło srebro albo…

Och, albo ugryzienie wilkołaka.

Jesteś uparty, Cass… Zbyt uparty, usłyszał w głowie poirytowany kobiecy głos. Zesztywniał, przez moment mając wrażenie, że słyszy wyniosły głos poirytowanej jego zachowaniem Kateriny. Zupełnie jakby ta stała tuż obok, szepcąc mu wprost do ucha i…

Nie.

Zacisnął zęby. Stłumił instynktowne pragnienie, by rozejrzeć się dookoła. Przecież wiedział, że szukanie kobiety nie miało najmniejszego sensu.

Ruszył dalej. Przynajmniej planował, choć z równym powodzeniem mógłby tkwić w miejscu. Usłyszał kroki, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że to wciąż podążająca za nim niczym cień Elise. Jej zapach uderzył w niego z całą mocą, wyraźniejszy niż do tej pory. Castiel czuł, jak jego kły wysuwają się samoistnie, choć na przekór wszystkiego próbował utrzymać je schowane. Pulsowały boleśnie, upominając się o posiłek – o cokolwiek, w co mogłyby się zanurzyć, żeby…

– … się zatrzymać. Posłuchaj…

Znów mówiła. Wychwytywał zaledwie pojedyncze słowa, ale nie widział w nich żadnego sensu. Dlaczego wciąż musiała trajkotać, skoro nie tak dawno sama twierdziła, że powinni zniknąć, by nie rzucać się w oczy? Rosnące dookoła drzewa zapewniały swego rodzaju ochronę, ale miały okazać się niczym, jeśli łowcy wpadliby na właściwy trop. Może i mała Johna nie widziała problem w znalezieniu przez tych ludzi, ale Castiel zdecydowanie nie zamierzał zostać trofeum. Szlag trafiłby ją i taką pomoc!

Musieli iść dalej. Dużo dalej, żeby…

Zachwiał się. Tylko nieznacznie, ale i to i tak wytrąciło go z równowagi. Zdołał uchwycić równowagę, w porę przytrzymując najbliższego drzewa. Na usta cisnęła mu się cała wiązanka przekleństw. Na litość mrocznej matki wampirów, nie miał na to czasu. Ani trochę, zwłaszcza że…

Castielu, do kurwy nędzy…

Zamknął oczy. Takiej Kateriny nie słyszał od dawna. Nie pamiętał już, kiedy się kłócili, a jednak jej pełen frustracji głos wręcz zlał się z innym, również kobiecym.

– Zatrzymaj się w końcu!

Drgnął, czując na ramionach muśnięcie cudzych dłoni. Warknął ostrzegawczo i to wystarczyło, żeby uścisk zniknął, choć – och, mógł to wyczuć – intruz nie zamierzał się wycofać. Uniósł powieki na tyle, by gniewnie spojrzeć na stojącą tuż przed nim Elise. Co prawda w oczy wrzuciła mu się przede wszystkim burza rudych włosów, ale to wystarczyło.

Potrzebował chwili, by skupić się na jej twarzy. Oboje milczeli, co było mu na rękę, choć obawiał się, że ze strony łowczyni nie miał co liczyć na taki stan rzeczy dłużej niż pięć minut. Ostatecznie był gotów przysiąc, że nie dała mu nawet tyle, najwyraźniej nie potrafiąc usiedzieć w ciszy.

– Powinieneś odpocząć. Chwila nas nie zbawi – stwierdziła Elise, ostrożnie dobierając słowa. – No i ta krew…

– Sugerujesz… mi… coś? – wyrzucił z siebie na wydechu.

Miał nadzieję, że nie była w stanie wychwycić pobrzmiewającego w jego głosie wahania. Samego siebie zaskoczył tym, że nagle zwykłe złapanie oddechu okazało się problematyczne. Próbował zachować kontrolę nad sytuacją, ale to okazało się trudne – o wiele bardziej, aniżeli mógłby tego oczekiwać. Za żadne skarby nie zamierzał tego przyznać, ale prawda była taka, że jeszcze przed motelem wiedział, że sprawy bardzo szybko przybiorą niewłaściwy obrót. Jak inaczej miał wyjaśnić to, że właśnie stał przed ludzką dziewczyną, słaniając się na nogach i mając poczucie, że ich dwójki to ona mogła zdziałać znacznie więcej?

I krew… Wciąż czuł jej krew, zwłaszcza że ta znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki. Zamiast na twarzy Elise, skupił wzrok na smukłej, wyeksponowanej szyi. Widział pulsującą pod warstwą skóry tętnicę. Puls dziewczyny okazał się dużo szybszy niż powinien, a może to po prostu jemu zaczynało dudnić w głowie. Nie miał pewności. Nie żeby w tej sytuacji miało to jakiekolwiek znaczenie.

Przełkną z trudem. Chciał odwrócić wzrok, ale t okazało się równie trudne, co i stanie na nogach.

Nie powinieneś…

Tym razem nie miał pewności, czy ta myśl należała do niego, czy może znów usłyszał Katerinę. W gruncie rzeczy wciąż wątpił, by to drugie wchodziło w grę.

Nie był w stanie dłużej się powstrzymywać.

Choć nie sądził, że zdoła ruszyć się z miejsca, jego ciało zareagowało automatycznie. Usłyszał zduszony okrzyk, który wyrwał się z gardła Elise. W ułamek sekundy później to ona wylądowała na drzewie, dociskana przez wyczerpanego, coraz mniej świadomego Castiela. Kły wampira znów się wysunęły, gotowe zatopić się w żyle. Był głodny, tak bardzo, a jednak…

Coś wpiło się w jego pierś. Gdzieś jakby z oddali doszedł go dźwięk przeładowywanej broni.

– P-proszę… – szepnęła zdławionym tonem Elise.

Może to właśnie ta błagalna nuta go otrzeźwiła. To albo fakt, że dziewczyna okazała się na tyle przytomna, by w porę wycelować broń w jego pierś. Gdyby nacisnęła spust… Cóż, to miało zaboleć. Nie wspominając o tym, że dubeltówka jak nic wciąż musiała być załadowana posrebrzanymi nabojami.

Zamarł w bezruchu, spoglądając wprost w rozszerzone oczy śmiertelniczki. Nie wyglądała jak wtedy, gdy bez mrugnięcia strzeliła do wilkołaka. Cała ta pewność siebie uleciała, choć nie potrafił stwierdzić dlaczego. Wszystkim, czego chciał, pozostawała jej krew, a jednak…

– Nie radzę. Będzie gorzej – doszedł go ponownie jej rozgorączkowany szept. – Nie jestem głupia. Moja krew ci zaszkodzi – oznajmiła z naciskiem. – Posłuchaj…

Nie zamierzał. I tak nie był w stanie. Chwilę jeszcze wpatrywał się w Elise, z trudem łącząc fakty. Kiedy w końcu dotarło do niego to, co sugerowała, wybuchł pozbawionym wesołości, niemalże histerycznym śmiechem.

Niech to diabli, cholerni łowcy! Wiedział o mieszance, którą podobno pili, by powstrzymać wampiry przed atakiem. Co prawda nie przekonał się o tym na własnej skórze, ale słyszał dość. Jasne, mieszanka nie była zabójcza, ale podobno z łatwością powstrzymywała krwiopijców przed wysuszeniem żył, na takich jak Castiel działając niemal jak trucizna.

Poruszając się trochę jak w transie, wycofał się. Przynajmniej próbował, bo tym razem nie zdołał w porę uchwycić równowagi. Wylądował na kolanach, u stóp wciąż zaniepokojonej Elise, choć prawie tego nie zarejestrował. Tego, że dziewczyna jak na zawołanie ukucnęła tuż obok, również.

– Co mam robić? To przez ugryzienie? – zaniepokoiła się. Chciał odepchnąć jej ręce, ale nie miał na to siły. Zaczynało być mu wszystko jedno. – Powinnam… zatamować krew. I może to tylko ja, ale jesteś strasznie rozpalony…

Jej słowa mu umykały, coraz mniej wyraźne i jakby pozbawione sensu. W jakimś stopniu chciał na nie odpowiedzieć, zwłaszcza że wiedział jak. Ugryzienie, wilkołak… Pamiętał, jak to działało. Nie żeby miał okazję przekonać się o tym na własnej skórze, ale…


Castiel zaklął pod nosem. Wycofał dłoń tylko na chwilę, prawie natychmiast wplatając palce z powrotem w poplątane włosy Kateriny. Wilgotne kosmyki kleiły się do zarumienionych policzków, o wiele mniej lśniące niż zazwyczaj.

– Ty mała kretynko… – westchnął, choć w rzeczywistości miał ochotę ująć sprawę w dużo bardziej dobitny sposób.

Oczywiście, że musiała mu to robić. Jakby mało było, że regularnie wytrącała go z równowagi, o ostatniej kłótni nie wspominając. Mógł przewidzieć, że na dobry koniec dnia zdecyduje się dostarczyć mu rozrywki. A najlepiej od razu przyprawić o zawał serca, o ile w przypadku wampira w ogóle powinno być to możliwe.

Potrząsnął głową. Co prawda dużo bardziej wskazane było, by postąpił w ten sposób ze skuloną pod przykryciem kobietą, ale to mogło poczekać. Pragnienie, żeby zacząć niespokojnie krążyć po sypialni albo – jeszcze lepiej! – od razu chwycić broń i wybić pierwsze stado szczeniaków, jakie udałoby mu się wytropić, tym bardziej.

Próbując zachować względny spokój, Castiel poderwał się na równe nogi. Wyszedł tylko na chwilę, by przynieść miskę zimnej wody i czysty ręcznik. Co prawda zdaniem Liama gorączka miała spaść sama, ale wampir nie zamierzał do tego czasu siedzieć z założonymi rękoma. Zresztą skoro wszyscy upierali się, że Katerinie przyda się bardziej, nie zamierzał protestować. Swoją drogą, miał niejasne przeczucie, że Lana albo Marco przesiadywali pod drzwiami, dyskretnie pilnując czy „przypadkiem nie zrobi czegoś głupiego”.

Zacisnął usta. To, że był bardziej porywczy, jeszcze przecież o niczym nie świadczyło. No i wciąż to on pozostawał tym starszym w rodzinie.

Zwilżył ręcznik, tylko cudem nie rozrywając materiału, kiedy nerwowo wycisnął go, próbując pozbyć się nadmiaru wody. Nie zdążył nawet dobrze przyłożyć go do czoła Kateriny, kiedy na jego przegubie zacisnęły się drobne palce.

– Jesteś wściekły – usłyszał i coś w tych słowach sprawiło, że zapragnął się roześmiać.

– Myślisz?

Mimo wszystko kamień spadł mu z serca, kiedy podchwycił jej spojrzenie. Ciemne oczy spotkały się z jego własnymi, bystre jak zawsze, choć tym razem dostrzegł w nich niezdrowy błysk. Słyszał ciężki oddech Kateriny, choć tym razem przynajmniej nie sprawiała wrażenia kogoś, kto walczył o życie. Najwyraźniej to, co podał jej Liam, faktycznie działało.

Nie żeby w ogóle śmiał to wątpić. Podejrzewał zresztą, że wystarczająco dobitnie wampirowi do zrozumienia, co zrobi z jego wnętrznościami, jeśli coś pójdzie nie tak. Co prawda podejrzewał, że naukowiec przejął się tym równie mocno, co i każdą inną groźbą, która padała pod jego adresem, ale przynajmniej Castiel poczuł się lepiej. Tylko odrobinę.

O tym, że chyba miał u Liama dług (a przynajmniej powinien mu podziękować) wolał nawet nie myśleć.

Katerina znalazła w sobie dość siły, by wzmocnić uścisk. Pozwolił jej na to, by przycisnęła dobie jego dłoń do policzka, starając się ignorować to, jak bardzo rozpaloną miała skórę.

– Więc… – podjęła, choć zdaniem Castiela dużo lepiej byłoby, gdyby niczego nie mówiła. – Gniewasz się… na mnie…?

Udał, że nie dostrzega, że chwytanie oddechu wciąż pozostawało do niej problematyczne. Jak długo nie przelewała się w jego ramionach, mógł uwierzyć, że wszystko gra.

– A na kogo? – Wywrócił oczami. – Katerino, do diabła…

– To urocze, Cass.

Spojrzał na nią z niedowierzaniem. Prychnął, po czym w pośpiechu oswobodził ramię z jej uścisku, gwałtownie podrywając się na równe nogi.

Żartowała sobie? Świetnie bawiła jego kosztem? Nie miał pojęcia, co miała w głowie, a tym bardziej czy właśnie próbowała go prowokować. Jak ją znał, jak najbardziej. Jeśli to powinien uznać za swego rodzaju karę za to, że wcześniej powiedział o słowo za dużo…

Och, w zasadzie oboje powiedzieli.

Podejrzewał, że kolejną widowiskową kłótnię w ich wykonaniu słyszeli dosłownie wszyscy, choć Castiel sam już nie był pewien, o co poszło. W większości przypadków tak było, choć do tej pory konsekwencje nie okazały się aż tak opłakane w skutkach. Skąd mógł wiedzieć, że Katerina okaże się aż tak lekkomyślna, by zrobić coś tak głupiego?

Zacisnął dłonie w pięści, by powstrzymać drżenie. Miał wiele do powiedzenia, ale tym razem ugryzł się w język, nie chcąc ryzykować, że znów go poniesie. Nie żeby tym razem mogła w odpowiedzi tupnąć nogą, trzasnąć drzwiami i znów wylądować w jakimś nieodpowiednim miejscu Haven, ale kto ją tam wiedział. Jak znał upór tej kobiety, za kwadrans mógłby znaleźć ją czołgającą w stronę schodów, jeśli akurat uniosłaby się dumą na tyle, by stwierdzić, że dalsze przebywanie z nim na jednym piętrze, uwłaczało jej godności.

– Castielu…

Tym razem nie zdrobniła jego imienia. Jej głos zabrzmiał inaczej, choć równie dobrze mogło okazać się, że to wyłącznie zasługa pobrzmiewającego w nim zmęczenia. Mimo wszystko zaintrygowała go na tyle, by jednak zdecydował się przenieść na nią wzrok.

Wciąż wylądowała marnie. Z posklejanymi włosami rozrzuconymi na poduszce, zarumienionymi policzkami i…

Bez słowa usiadł obok, podwijając rękaw. Katerina uniosła brwi, kiedy bez zbędnych wyjaśnień podsunął jej nadgarstek.

– Po prostu pij – zasugerował i zabrzmiało to niemal łagodnie.

Nie próbowała się wzbraniać. Podejrzewał, że była głodna, bo prawie natychmiast poczuł nacisk dwóch wpijających się w skórę kłów. Piła powoli, wciąż się w niego wpatrując, kiedy nachylił się nad nią, wolną ręką chwytając za ręcznik. Tym razem pozwoliła obmyć sobie twarz, a ostatecznie przymknęła oczy, w końcu poddając się zmęczeniu.

Castiel wciąż czuł przede wszystkim frustrację, ale ta zelżała, wyparta przez nieopisaną wręcz ulgę. Mógł się miotać, a tym bardziej miał sporo do powiedzenia na temat tego, co sądził o całej sytuacji, ale nawet wtedy nie był w stanie zagłuszyć najważniejszego: wyrzutów sumienia. Chciał tego czy nie, czuł się winny. Tylko do pewnego stopnia, bo przecież to nie on popchnął Katerinę w ramiona jakiegokolwiek wilkołaka, jednak to nie było istotne. Gdyby był rozsądniejszy, poszedłby za nią dużo wcześniej.

Chyba tak to działało, tak? Może coś pomylił, ale powinien ją chronić. Przebywanie z tak nieprzewidywalną kobietą wymagało poświęceń…

– Nie rób tak więcej – poprosił pod wpływem impulsu, nachylając się na tyle, by móc wyszeptać jej te słowa wprost do ucha. – Krzycz, jeśli masz ochotę. Idź na strzelnicę albo spróbuj nakopać mi do dupy, skoro tak rozpiera cię energia… Kto wie, może za którymś razem ci się uda. – Gdyby nie sytuacja, może nawet udałoby mu się uśmiechnąć. – Ale, do diabła, nie próbuj więcej odgrywać się na mnie w ten sposób.

Natychmiast poluzowała uścisk wokół jego ramienia. Odsunęła usta od rany, delikatnie przesuwając językiem po ugryzieniach, by pomóc im się zasklepić. Na wargach wciąż miała ślady krwi i najwyraźniej była tego świadoma, bo zlizała je, nim sennie zdecydowała się odpowiedzieć:

– Chyba śnisz, Salvador… – Urwała, by złapać oddech. Na krótką chwilę przymknęła oczy i nawet pomyślał, że zasnęła, jednak wampirzyca prawie natychmiast zdecydowała się rozwiać jego wątpliwości. – Śnisz, jeśli sądzisz… że świat kręci się wokół ciebie…

Parsknął, nie mogąc się powstrzymać. Tak, to zdecydowanie było czymś, co spodziewał się usłyszeć po Katerinie. Na jej ustach zauważył nawet cień uśmiechu, choć najwyraźniej również to ostatecznie okazało się zbyt wymagające, by zdołała utrzymać go na dłużej. A może po prostu nie chciała, bezskutecznie próbując udawać, że wcale nie reagowała na jakiekolwiek przejawy troski.

– Oczywiście, że kręci – rzucił zaczepnym tonem. Zaraz po tym spoważniał i jakby od niechcenia przesunął wierzchem dłoni po nagrzanym policzku Kateriny. – Mówiłem poważnie… Nie rób mi tak więcej.

– Nie zamierzam – odparła sennie. – Cass…

Nachylił się, by lepiej ją słyszeć. Taki początkowo był plan, póki jego wzrok nie spoczął na wciąż rozchylonych ustach wampirzycy. Nie mogąc się powstrzymać, Castiel musnął jej wargi własnymi – tylko raz, niezwykle delikatnie, ale to wystarczyło. Miał wrażenie, że w tym krótkim pocałunku oboje przekazali sobie więcej, niż obecnie byli w stanie słowami.

„Nie rób mi tego więcej…”.

Naprawdę chciał, żeby ta obietnica okazała się wiążąca – równie mocno, co i pierścionek, o którym sądził, że wkrótce zalśni na jej dłoni.

Ojej. Ja nie wiem, co tutaj się dzieje, okej? Ani trochę, ale jak już zaczęłam pisać, to popłynęłam po całości – i to z naciskiem na drugą część. Katerina wiecznie żywa, ze tak się wyrażę. I liczę na jeszcze kilka okazji do wspominek. Mam tylko nadzieję, że spodobają wam się równie mocno, co i mnie. Zresztą czy tylko ja potrzebuję więcej Castiela w takim wydaniu? :D

Z dedykacją dla dwóch osóbek, które męczyły mnie z takim uporem. Poproszę tak częściej! Do napisania!

2 komentarze:

  1. Zerknęłam tylko na następny rozdział i bardzo się cieszę, że on również poświęcony jest prequlowi Cassa. Właściwie pewnie nawet bym nie narzekała, gdyby cały ten tom skupił się na jego przeszłości, nie mówiąc już o tym, że dałaś Kat pożyć za krótko. Zdecydowanie za krótko.
    Rozumiem, że ugryzienie wilkołaka jest bardzooo szkodliwe dla wampira, ale widocznie nie śmiertelne, skoro Kat przeżyła. Może to moment dla Castiela, by schował dumę do kieszeni i wrócił do domu, gdzie inni będą w stanie mu pomóc, a poza tym będzie mógł powiedzieć reszcie, że Eve żyje. No, może nie do końca "żyje", ale nie jest też do końca martwa. Po cichu liczę na takie rozwiązanie.
    Ostatnie zdanie rozdziału jest trochę smutne, znając finał tej relacji. Naprawdę szkoda mi Castiela w tym momencie, bo jednak miał podstawy sądzić, że Katerina będzie z nim wiecznie. Tu jeszcze bardziej intryguje mnie fakt, w jaki sposób dziewczyna trafiła pod niewolę Drake'a i mam nadzieję, że wkrótce i to wyjawisz. Może chciała się jakoś odegrać na Salvadorach i przez to opuściła ich, a nie spodziewała się, że tak skończy się znajomość z Drake'em (nie jestem pewna, czy dobrze odmieniam jego imię)? Ewentualnie jakiś podstęp, tylko takie teorie przychodzą mi do głowy.

    Życzę dużo weny i pozdrawiam,
    G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przymierzałam się do odpisania już wczoraj, ale zmęczenie zrobiło swoje. Ale już nadrabiam. I na początek jak zawsze pięknie dziękuję. ❤
      Ach, Kat… To jedna z tych ciężkich decyzji, bo już zbliżając się do rozwiązania pierwszego tomu, było mi żal. Naprawdę chciałam dać jej więcej czasu, ale zarazem śmierć tej dziewczyny była czymś, co widziałam od pierwszych, pierwszych wersji, gdy jako gimnazjalistka jeszcze nie miałam pojęcia, gdzie zaprowadzi mnie pisanie.
      Heh, powinien to zrobić, prawda? Wrócić do domu. No cóż, nie zaprzeczę, nie potwierdzę. Wkrótce okaże się, co zrobi Castiel… ;)
      Dobrze wiedzieć, że te retrospekcje to coś, co dobrze się czyta. Poniekąd ten tom bardziej niż do Eveline należy właśnie do wszystkich wokół i nakreśla przeszłość. Jeśli chodzi o Drake'a (Tak, dobrze odmieniasz! :D), odpowiedzi mogę obiecać szybciej niż można przypuszczać. Nie wiem czy ktokolwiek spodziewa się takiej formy, ale taaak… ;>

      Również pozdrawiam!
      Ness

      Usuń