Pożałowała swoich słów, ledwo
tylko pozwoliła im rozbrzmieć. Natychmiast zorientowała się, że Liam się
spiął – tylko na chwilę, ale to wydało jej się wystarczająco
wymowne. Fakt, że nawet na nią nie spojrzał, w odpowiedzi
przyspieszając kroku, również okazał się dość jasnym komunikatem.
Mimo
wszystko nie wycofała się. Nie miała problemu z tym, żeby
dotrzymać mu kroku, nawet jeśli na początku wytrącił ją z równowagi.
Poczuła się dziwnie, kiedy tak szli w ciszy, ona czekając na wyjaśnienia,
ale starała się nad tym nie zastawiać. Chciała zrozumieć.
Wystarczająco długo zbierała się na rozmowę z kimś, komu
najpewniej zawdzięczała życie.
–
Wystarczy, że podziękowałaś – mruknął w końcu wampir. Bella spojrzała na niego
z niedowierzaniem, przez moment bliska tego, żeby nerwowo się roześmiać.
Żartował sobie? – Nie ma sensu zadręczać się rzeczami, które i tak nie mają
znaczenia.
– Nie mają
znaczenia? – powtórzyła, nie kryjąc zdenerwowania. – Ale…
–
Zachowałaś się nieodpowiedzialnie, co już ustaliliśmy. Miałaś to szczęście,
że akurat byłem obok, bo przy dwójce niedoświadczonych ludzi… Cóż, sama pewnie się
domyślasz. – Liam wzruszył ramionami. – Przemiana dobiegła końca. Żyjesz i tego się
trzymajmy.
Ale to wciąż
nie była odpowiedź na jej pytanie. Może gdyby wciąż przelewała mu się
w rękach, spragniona wyłącznie krwi, przyjęłaby takie wyjaśnienia bez większych
protestów. Nie wątpiła, że takie rozwiązanie byłoby Liamowi na rękę,
choć nie miała okazji bliżej go poznać. Nie zmieniało to jednak
faktu, że miała oczy. Och, no i intuicję, zwykle z łatwością
rozpoznając osoby, z którymi miałaby szansę się zaprzyjaźnić. Tak było
z Eve, którą z miejsca obdarzyła sympatia, nawet jeśli dziewczyna nie sprawiała
wrażenia najbardziej towarzyskiej osoby na świecie.
Bella w pośpiechu
odrzuciła od siebie myśl o przyjaciółce, nie chcąc prowokować
łez. Czuła, że jej towarzysz bez wahania wykorzystałby okazję, żeby
ją zostawić, a na to nie zamierzała pozwolić. Nie, póki…
Póki co?
Potrząsnęła
głową. Musiała z nim porozmawiać. Tak po prostu. Po sposobie,
w jaki właśnie ją potraktował, tym wyraźniej czuła taką potrzebę.
– Chcesz
omówić coś jeszcze, czy już skończyliśmy? – zapytał niemalże uprzejmym
tonem Liam, ale po jego tonie zorientowała się, że oczekiwał tylko jednego:
żeby jak najszybciej oddaliła się w przeciwnym kierunku.
Niedoczekanie
twoje…
– Jeszcze
nawet nie zaczęliśmy! – obruszyła się, próbując zapanować nad brzmieniem
głosu. Siliła się na stanowczy ton, ale coś w tym wampirze
sprawiało, że ten okazał się prawdziwym wyzwaniem. – Dla mnie to ma
znaczenie. Chcę zrozumieć – nie dawała za wygraną.
– Niby co?
Pomogłem ci przejść przemianę, o której dobrze wiedziałaś, że
nadejdzie. Ja jakoś nie pytam o lekkomyślne zignorowanie tematu,
choć mógłbym się założyć, że od dziecka byłaś do tego
przygotowana. Oczywiście, to było głupie, aczkolwiek…
– I dlatego
na każdym kroku mi to wypominasz? – zniecierpliwiła się.
Liam
zatrzymał się gwałtownie, błyskawicznie zwracając w jej stronę.
Zesztywniała, co najmniej zaskoczona jego reakcją. Wzburzenie na moment
ustąpiło miejsca wątpliwościom, zwłaszcza gdy mężczyzna z uwagą zmierzył
ją wzrokiem. Był od niej wyższy – wystarczająco, by poczuła się nieswojo,
kiedy tak spoglądał na nią z góry. Choć jego sylwetka nie wyróżniała się
niczym szczególnym, Bella nie mogła powiedzieć, że miała przed sobą kogoś
słabego. W zasadzie spoglądając na swojego samozwańczego Opiekuna,
poczuła się co najmniej nieswojo. Miała wrażenie, że stoi przed nią ktoś
wiekowy, kto przeżył o wiele więcej, niż mogłaby przypuszczać. Takie
zjawisko nie było niczym nowym, kiedy obracało się pośród
nieśmiertelnych, ale mimo wszystko w przypadku tego mężczyzny okazało się
zaskakująco wyraziste.
Napięła
mięśnie, niemalże siłą zmuszając się do pozostania w miejscu.
Wciąż pełna sprzecznych uczuć, spojrzała mu w oczy. Mogła tylko zgadywać,
co wyrażały jej własne, podczas gdy te Liama pozostały po prostu…
nieprzeniknione.
– Do diabła…
– wyrwało mu się. W roztargnieniu przeczesał ciemne włosy palcami. – Z pokolenia
na pokolenie jesteście coraz bardziej bezczelni.
– Zadawanie
pytań to coś złego?
Przez twarz
wampira przemknął cień.
–
Teoretycznie nie – przyznał wymijająco. – Tyle że właśnie uwzięłaś się
na mnie, chociaż nie jestem ci niczego winny. Ty mnie
również. – Jego oczy rozszerzyły się nieznacznie, jakby coś sobie
uświadomił. – Tego się obawiasz? Nie zrobiłem tego dla korzyści,
jeśli to akurat przyszło ci do głowy. Przysługa ze strony twojej
rodziny też jest mi zbędna. Uznajmy to za jednorazowy incydent, to wszystko.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, zaskoczona jego tokiem myślenia. W zasadzie ani przez
moment nie przyszło jej do głowy, że mogłaby być mu coś winna.
Nie w taki sposób. Nie chodziło już nawet o to, że zgodnie
z założeniami, to zwykle Opiekun wprowadzał przemienionego w wampirze
życie. Nie oczekiwałaby po tym mężczyźnie aż takiego poświęcenia,
zwłaszcza że już i tak zrobił dość. Wystarczyło, że wciąż nawiedzały ją co
prawda odległe, ale wciąż obecne wspomnienia tych wszystkich ran, które
osobiście mu zadała, kiedy pozwalał jej się kąsać. Na szczęście nie pozostał
nawet ślad, ale to nie zmieniało najważniejszego – nie miała prawa
oczekiwać od Liama niczego więcej. Egzekwowanie od niego innych
obowiązków standardowego Opiekuna nie wchodziło w grę.
Bella mogła
tylko zgadywać, jakimi prawami rządził się świat wiek temu albo jeszcze
wcześniej. Sama miała zaledwie dwadzieścia pięć lat, o przeszłości
słuchając co najwyżej od bliskich, choć i ci nie byli w temacie
zbyt wylewni. O pewnych rzeczach i tak się nie mówiło, zwłaszcza
odkąd doszło do konfliktu, a większość znamienitych rodów upadła.
Zupełnie jakby wspominanie o złych rzeczach mogło sprowadzić nieszczęście
również na nich. Takie podejście dręczyło ją od zawsze, wydając się
być raczej prośbą o marny koniec. Od zawsze uważała, że chowanie pod kloszem
wcale nie należało do najrozsądniejszych posunięć. Nie, odcinanie się
od zagrożenia, nigdy nie było rozsądne, szczególnie gdy przy okazji
pozbywało się szansy na poznanie metod walki.
Tak czy siak,
o przeszłości wiedziała niewiele. Co najwyżej tyle, że starsze wampiry
potrafiły być irytująco dumne i wciąż nastawione na spoglądanie na świat
przez pryzmat czasów, w których przyszło im przyjść na świat. Mogła
tylko zgadywać, czy Liam wywodził się z jakiegoś starego
rodu, czy może został przemieniony w bardziej specyficznych
warunkach. Oczywiście nie zamierzała go o to pytać, choć nie mogła
zaprzeczyć, że jakaś jej cząstka się nim fascynowała. W końcu –
jakby nie patrzeć – to dzięki jego krwi zyskała nieśmiertelność.
– Nie o
to mi chodziło – przyznała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. –
Chociaż to nie tak, że nie jestem wdzięczna. A moja rodzina…
– Już
poznałem twojego brata. Zostańmy przy tym jednym spotkaniu, jeśli łaska. Powiedzmy,
że… jego pojęcie wdzięczności nie do końca do mnie
przemawia – dodał z nieco gorzkim uśmiechem Liam. – Ale w porządku.
Ja nie oczekuję niczego od ciebie, ty ode mnie. Żyjesz. Uznaj to za pozytywne
zrządzenie losu, jeśli tak ci wygodniej.
Gdyby to w ogóle
było takie proste…!
Ale dla
niego najwyraźniej było, o czym przekonała się, kiedy bezceremonialnie
spróbował ją wyminąć. W pierwszym odruchu przepuściła go, wciąż zaskoczona
sposobem, w jaki zdecydował się ująć sprawę. Potrzebowała chwili,
żeby ruszyć się z miejsca, choć sama nie potrafiła stwierdzić,
czego oczekiwała. Skoro Liam nie palił się do odpowiedzi na jej pytanie,
najpewniej traciła czas, ale…
– Czekaj! –
Skrzywiła się, sama zaskoczona tym, że zdecydowała się podnieść głos. – To wciąż
nie jest odpowiedź. Ja przecież nie…
Urwała, bo
w tym samym momencie wampir zwrócił się ku niej. Przemieścił się
błyskawicznie, choć dzięki wyostrzonym zmysłom nie miała problemów z prześledzeniem
jego ruchów. Mimo wszystko zaskoczył ją, sprawiając, że z miejsca
zapragnęła się wycofać. Cała zesztywniała, gdy dłonie mężczyzny zacisnęły się
na jej ramionach – nie na tyle, by pogruchotać Belli kości,
ale wciąż wystarczająco mocno, by to okazało się nieprzyjemne.
Tym razem
Liam nie wyglądał ani na rozbawionego, ani nawet zmęczonego.
W jego spojrzeniu doszukała się wyłącznie irytacji. Och, oraz niepokojącego
błysku, który z miejsca sprawił, że zapragnęła się ewakuować. To nie tak,
że w ogóle brała pod uwagę fakt, że mógłby zrobić jej krzywdę,
ale…
– Dość –
wycedził przez zaciśnięte zęby. Ich spojrzenia na moment się spotkały
i odniosła wrażenie, że coś w wyrazie jego twarzy złagodniało,
ale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Wręcz przeciwnie. – Chcesz
pierwszej lekcji w tym świecie? W porządku. Ujmę sprawę krótko:
milczenie jest złotem. Och, a poza tym zasada ograniczonego zaufania
sprawdza się zawsze, zwłaszcza jeśli masz do czynienia z nieśmiertelnymi.
Przyswój to sobie, skoro nie zrobiłaś tego przez te wszystkie lata.
Prowokowanie kogoś, kogo nawet nie znasz, to bardzo zły pomysł,
dziecino.
Słuchała,
wciąż niespokojnie spoglądając mu w oczy. Uścisk na ramionach
nieznacznie zelżał i może nawet zdołałaby się oswobodzić, ale nie odważyła się
ruszyć. Trwała w bezruchu, przez chwilę świadoma wyłącznie trzepoczącego się
w piersi serca. Czuła się niewiele lepiej od człowieka, prawie
jak w rodzinnym domu, kiedy raz w istocie przypadkiem sprowokowała
jednego z gości ojca. Nie miała co prawda poczucia, żeby zrobiła coś
złego, po prostu przez nieuwagę wpadając na jednego mężczyzn w korytarzu,
ale to wystarczyło. Bella po dziś dzień pamiętała błysk gniewu i poczucie,
że gdyby nie błyskawiczna interwencja Caine’a, nieznajomy tamtego wieczora
rozerwałby jej gardło.
Obserwując
wzburzonego Liama, znów to poczuła. Różnica polegała na tym, że nie miała
przy sobie nikogo, kto stanąłby w jej obronie. W zasadzie… Czy w ogóle
powinna tego oczekiwać? Teraz sama mogła się bronić, jednak wcale się
tak nie czuła. Niemoc okazała się gorsza niż cokolwiek innego,
zaś słowa wampira i sposób, w jaki ten na nią patrzył,
jedynie utwierdziły Bellę w przekonaniu, że przemiana nie zmieniła
niczego. W oczach kogoś takiego jak Liam, wciąż pozostawała niewiele
silniejszym od człowieka dzieckiem.
Chciała coś
powiedzieć. Zrobić, choćby tylko po to, żeby zaprzeczyć niechcianej
myśli, która nagle pojawiła się w jej głowie, ale nie potrafiła się
ruszyć. Ostatecznie skapitulowała, bezradnie zwieszając głowę. Toczenie
dalszego pojedynku na spojrzenia nie brzmiało jak najrozsądniejsze
posunięcie w tej sytuacji.
– Ja…
Wybacz, proszę. – Głos Liama doszedł do niej jakby z oddali. Tym
razem zabrzmiał łagodniej, zaraz też wycofał się, jakby z opóźnieniem
pojmując, że się zapędził. Bella nie ruszyła się nawet o milimetr,
z uporem wpatrując się w posadzkę. – Nigdy więcej tego nie rób.
–
Przepraszam.
Powiedziała
to tak cicho, że równie dobrze mogłaby poruszyć wargami. Mogła tylko zgadywać,
czy usłyszał, zresztą to nie miało dla niej znaczenia.
Co było z nim
nie tak? Albo z nią, skoro tego nie rozumiała? Nie miała
pewności. Pustka w głowie dawała jej się we znaki, równie intensywna,
co i wciąż targające wampirzycą wątpliwości. Nie odważyła się unieść
głowy, nie chcąc sprawdzać, w jakim nastroju tak naprawdę był
jej rozmówca. Wystarczyło, że utwierdziła się w przekonaniu, że
Liam zdecydowanie nie należał do osób, które oczekiwały czyjegokolwiek
towarzystwa. Wtedy zrozumiała, że jego obowiązek w istocie skończył się
w chwili, w której odzyskała siły – i to pod każdym
możliwym względem.
– Jeśli
chodzi o twoje pytanie… Skoro tak bardzo ci na tym zależy,
proszę bardzo: bo szkoda byłoby skazać na śmierć kogoś, w czyich
żyłach krąży czysta krew – rzucił jeszcze wampir. Tym razem zabrzmiał
spokojnie, prawie jakby dyskutowali o pogodzie. Jakby to, jak potraktował
ją chwilę wcześniej, w ogóle nie miało miejsca… – Zakładam, że sama
trafisz do pokoju. Miłego dnia, Isabello.
Podejrzewała,
że odszedł, ale i tak nie od razu zdecydowała się to sprawdzić.
Dopiero po dłuższej chwili poderwała głowę, utwierdzając się w przekonaniu,
że została sama. Z powątpiewaniem spojrzała w ślad za wampirem,
wciąż czując się tak, jakby ktoś zdzielił ją z całej siły po głowie.
A potem dodatkowo prosto w żołądek, choć może mogła się tego
spodziewać. W końcu sama poprosiła, żeby wyjaśnił jej swoje motywy.
Czysta krew…
Oczywiście. Dobrze wiedziała, że w którymś momencie wampiry częściej
powstawały poprzez śmierć i zmartwychwstanie, nie zaś geny.
Takich jak ona zostało bardzo niewiele, co w teorii powinno być powodem do dumy,
ale Bella wcale tak tego nie odbierała. Nie czuła się
ani trochę wyjątkowa, zaś myśl, że ktokolwiek zlitował się nad nią
tylko dlatego, że nosiła odpowiednie nazwisko…
Zacisnęła
usta. Powoli wyprostowała się, niemalże siłą zmuszając do tego, żeby
przestać drżeć.
Bez znaczenia. To naprawdę nie miało żadnego znaczenia. Przecież i tak nie miała tutaj zostać dłużej niż to konieczne, prawda? Musiała wrócić do domu, a odbyta dopiero co do domu jedynie utwierdziła ją w przekonaniu, że powinna.
Przez jakiś czas krążyła
korytarzami, nie wyobrażając sobie powrotu do sypialni. Co prawda w pewnym
momencie zmęczenie zaczęło dawać jej się we znaki, ale Bella z uporem
je ignorowała, nie wyobrażając sobie, że miałaby tak po prostu zamknąć
oczy. Wiedziała, że jako młody wampir była o wiele bardziej wrażliwa na wpływ
słońca, ale również to nie uznała za argument wystarczający,
żeby się położyć. Wolała poczekać, aż senność osiągnie apogeum, dzięki
czemu mogłaby zasnąć niemal od razu, nie obawiając się zbędnych
myśli albo złych snów.
Mimo
wszystko błądzenie po opustoszałym, zbyt wielkim domu, okazało się
pod każdym względem przygnębiające. Żałowała, że Lana najpewniej spała, choć
zarazem zazdrościła wampirzycy spokoju ducha. Och, albo doświadczenia, bo
szczerze wątpiła, by kobieta pozostawała aż tak obojętna na wszystko,
co się wydarzyło. Jeśli wierzyć temu, co wspominała na temat nocy,
którą Bella spędziła na wpół przytomna i skulona pod łóżkiem…
Nie. Nie chciała
o tym myśleć.
Bardziej
wyczuła niż faktycznie zauważyła, że ma towarzystwo. Wciąż przywykała do tych
nowych, zbyt czułych zmysłów, czasami mając wrażenie, że te próbowały podsunąć
jej wszystko na raz. W pierwszym odruchu spięła się, obawiając,
że jakimś cudem znów napatoczyła się na Liama, ale prawie
natychmiast uświadomiła sobie pomyłkę.
Postacią,
która przyczaiła się przy jednym z zasłoniętych okien, okazał się
Marco. Siedział nieruchomo, skryty we wnęce okiennej, obojętnie spoglądając w przestrzeń.
Zupełnie jakby świt zastał go właśnie w takiej pozycji, a sam wampir
nawet nie zauważył, że automatycznie zamykające się żaluzje opadły,
by chronić go przed słońcem. Bella zawahała się, przez moment niepewna,
czy właśnie nie wpadła z deszczu pod rynnę. To, że ten mężczyzna
mógłby nie życzyć sobie towarzystwa, wydało jej się bardziej
oczywiste niż w przypadku Liama, chociaż…
– Nie obrażę się
za to, że tutaj jesteś – oznajmił ze swojego miejsca Marco. Dziewczyna aż
podskoczyła, zaskoczona spokojnym brzmieniem jego głosu. – Wybacz. Po prostu
myślisz za głośno.
– No, tak… –
Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Musiała nad sobą zapanować, tym
bardziej że już się tego uczyła. Zbyt wiele razy słyszała podobne
uwagi w rodzinnym domu, by ryzykować regularne naruszanie
prywatności. – Przepraszam. Ja tylko…
– Nie musisz się
spinać. Mętlik w głowie też jest naturalny – zapewnił wampir, przenosząc
na nią spojrzenie lśniących, intensywnie niebieskich oczu. Uśmiechnął się,
choć przyszło mu to z wyraźnym trudem. – Potrzebujesz czegoś? Możesz
śmiało prosić. Mnie również, skoro wszyscy śpią – dodał, siląc się na uprzejmość.
Z wolna
podeszła bliżej, wciąż z uwagą go obserwując. Wyglądał gorzej niż w kuchni,
kiedy zobaczyła go po raz pierwszy. Wydawał się wyjątkowo blady i to nawet
jak na wampira. Co prawda nie na tyle, by pomyślała, że się
głodzi albo doszła do jakichkolwiek innych niepokojących wniosków,
ale jednak. W ostatnim czasie widywała go zbyt mało i krótko, by wyrobić
sobie jakąkolwiek opinię, ale przypatrując się Marco Salvador, na myśl
nasuwało jej się tylko jedno określenie: głęboki smutek.
Z drugiej
strony, już nie czuła względem wampira dystansu. Wręcz przeciwnie, choć
sama nie potrafiła stwierdzić, skąd brała się sympatia, którą w niej
wzbudzał – z tego, że faktycznie wydawał się miły, czy może
świadomości, że…
– Powiesz mi,
jak się poznałyście?
Aż się
wzdrygnęła. W roztargnieniu spojrzała na Marco, wciąż zaskoczona pytaniem.
Przez chwilę zaczęła się obawiać, że myśli wciąż wymykały się jej spod
kontroli, prowokując go, choć zdecydowanie nie miała tego w planach,
ale coś w wyrazie twarzy mężczyzny utwierdziło ją w przekonaniu,
że to nie tak. Pytał, bo najwyraźniej tego właśnie chciał.
– Och, my… Jesteśmy…
Byłyśmy sąsiadkami. – Bella wysiliła się na blady uśmiech,
chociaż miała wrażenie, że wyszedł jej z tego jakiś grymas. Użycie
czasu przeszłego również wydawało się co najmniej nienaturalne. Czuła się,
jakby przemawiała w jakimś obcym języku. – Mam małą stadninę obok domu
Nightów i… Wiesz, naprawdę się ucieszyłam, kiedy okazało się, że ktoś
wprowadził się obok. Ona chyba mniej, kiedy wpadłam się przywitać,
ale ostatecznie mnie nie pogoniła. Chyba sukces, no i prawie
udało mi się zaprosić ją na sernik, więc… – Urwała, nagle zawstydzona.
– Znów gadam za dużo. I od rzeczy. I…
Przyłożyła
dłoń do ust, próbując się powstrzymać. Zwykle tak się zachowywała,
zwłaszcza gdy emocje zaczynały wymykać się spod kontroli. Co prawda przy
Liamie nie poczuła się aż tak swobodnie, by zacząć paplać,
w szczególności gdy ten ot tak stracił cierpliwość, ale Marco…
Przy nim to okazało się zaskakująco proste.
Wampir
spojrzał na nią z zaciekawieniem, w końcu się ożywiając. Co
prawda Bella wciąż czuła przede wszystkim przygnębiający smutek, ale…
– Chyba
rozumiem – ocenił, kolejny raz wprawiając dziewczynę w konsternację. A co
to niby miało…? – Tym bardziej żałuję, że nie poznaliśmy się
w innych okolicznościach.
Nie
potrafiła znaleźć sensownej odpowiedzi, więc po prostu skinęła głową.
Zresztą co miała mu powiedzieć? W gruncie rzeczy pozostawali sobie obcy,
nawet jeśli Bella miała wrażenie, że mogliby się porozumieć – i to nie tylko przez
wzgląd na Eveline.
To wcale
nie tak, że nie przedstawiła mi swojego chłopaka…
Uścisk w gardle
wrócił, choć próbowała go ignorować. Wciąż trwała u boku Marco, nie mogąc
pozbyć się wrażenia, że oboje balansowali gdzieś na granicy czegoś,
czego nawet nie potrafiła nazwać. Wiedziała za to, że właśnie pojawiła się
między nimi nić porozumienia, choć nie potrafiła określić, czy to dobrze,
ta zresztą wydawała się zbyt świeża i krucha, by ryzykować
jej zniszczenie.
Może
powinna się wycofać. Tak dla pewności, by znów wszystkiego nie zepsuć.
Gdyby powiedziała o słowo za dużo albo nieudolnie zaczęła pocieszać…
– Pójdę już
– zadecydowała, nerwowo przestępując z nogi na nogę. – Nie chciałam
przeszkodzić, naprawdę. No i jest późno… Znaczy wcześnie. – W nerwowym
geście zaczęła nawijać kosmyk włosów na palec. – Rany, jakie to dziwne…
Tak czy siak – zreflektowała się pospiesznie – idę się położyć.
Nie chcę nic sugerować, ale ty też powinieneś.
– Tak…
Pewnie tak. – Marco rzucił jej bliżej nieokreślone spojrzenie. – Dziękuję
za miłą rozmowę.
Zawahała się.
Brzmiał szczerze, ale kto go tam wiedział. Może po prostu bywał
milszy od Liama, jeśli chodziło o ukrywanie zniecierpliwienia.
Wciąż o tym
myślała, z wolna wycofując się w głąb korytarza. Tym razem
zamierzała udać się wprost do pokoju, nawet jeśli wciąż nie wyobrażała
sobie tego, że miałaby zasnąć. Z drugiej strony, może w końcu
zmęczenie miało zrobić swoje.
Zdążyła
odejść zaledwie kilka kroków, kiedy za plecami usłyszała spokojny głos
Marco:
– Ach…
Bello? – mruknął, więc w pośpiechu się odwróciła. – Nie przejmuj się
Liamem. Zwykle nie ma złych intencji, nieważne co mówi… Och, no i pamiętaj,
że jesteś tutaj mile widziana tak długo, jak tylko potrzebujesz. –
Wampir poruszył się, w końcu podrywając na równe nogi. Miała
wrażenie, że się zachwiał, ale prawie natychmiast odzyskał pion. –
Jakiekolwiek masz plany… Cóż, wierzę, że będziesz chciała wziąć udział w jej pogrzebie.
Pomyślałem, że… to dobry pomysł. A może to po prostu ja tego
potrzebuję.
Nie dodał
niczego więcej, ale nie musiał. W zamian po prostu skinął jej głową
i w pełni ludzkim krokiem oddalił się w swoją stronę.
Hm… Dzisiaj wyjątkowo chyba nie mam nic do dodania. Co najwyżej tyle, że rozdział pisało mi się wyjątkowo lekko. Poza tym to mój mały łącznik przed czymś bardziej konkretnym. Enjoy! :D
Zgadnij, komu blogger znów usunął komentarz pisany z telefonu? Jasne, że mi. Oddał konto, ale o komentarze wciąż się kłócimy... No, dobra, ale czas odnieść się do rozdziału.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Bellę, bo jest niezwykle naturalna, ludzka i sympatyczna, wyróżnia się na tle postaci. Chociaż uważam Lanę czy Eve za bardziej interesujące dla mnie bohaterki, to nie mogę odmówić Belli tego, że jest dobrze napisaną postacią. Wprowadza do domu bardziej żywą (he, he) atmosferę i po cichu liczę, że zostanie tam na dłużej. Może uda jej się rozruszać trochę Liama, bo nie oszukujmy się, jego odpowiedź była niemal tak enigmatyczna jak on sam. Chętnie poznałabym konkretną motywację jego czynów, bo tak jak pomógł Eve zapewne ze względu na relację z jej matką, tak pomoc Belli jest zagadkowa. Może po prostu jest mniej zimny niż się wydaje?
Poza tym czekam na powrót Eve do grona Żywych dla świata. A może nieżywych? Oj, wiesz o co chodzi. Ale by było jakby wpadła na własny pogrzeb, nie? Chociaż znając ciebie, masz już coś przyszykowane na tę okazję ;)
"Cóż, wierzę, że będziesz chciała wciąż udział w jej pogrzebie" -> wziąć?
Heh, znajome. Blogger to czasami sama radość. I stan umysłu, tak przy okazji. xD
UsuńCieszę się, że odbierasz Bellę w ten sposób. Lubię kreować takie postacie, bo są właśnie takimi małymi promyczkami pośród innych charakterów. Rozumiem też, dlaczego Eve czy Lana wydają się ciekawsze, ale… Hm, poczekaj chwilę. Mam takie przeczucie, że niedługo wszyscy będą czekać na chociaż kawałek oczami Belli. Nic więcej nie zdradzę. ;P
Ach, Liam, Liam… Haha, jasne, że nie jest taki zimno. On po prostu bardzo chce, ale na ile mu to wychodzi, to chyba widać. :D Ale w jego przypadku również rozwinie się z czasem.
Pogrzeb Eve będzie kluczowy. Mam jako taką wizję tego, co teraz chciałabym zrobić, ale pewnie jak zawsze wyjdzie w praniu, jak już usiądę do pisania.
A Tobie jak zawsze dziękuję za komentarz i czujność – już poprawiam. ;>
Miłego dnia!