5/09/2018

☾ Rozdział LX

Eveline
Przebudzenie przyszło powoli i bardzo leniwie. Przez dłuższą chwilę leżała z zamkniętymi oczami, świadoma wyłącznie pustki w głowie i nienaturalnego wręcz spokoju. Czuła się wręcz zadziwiająco dobrze, ogarnięta nieopisaną euforią, która dopiero po dłuższej chwili nabrała dla niej sensu.
Eveline zamrugała nieco nieprzytomnie, wciąż zaspana. Zaraz po tym zamarła, uświadamiając sobie, że cudze ramię dociska ją do materaca. Natychmiast otworzyła oczy, czując się niemalże tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. To, że słyszała cudzy, obcy oddech, a ktoś jak gdyby nigdy nic obejmował ją w pasie, tak po prostu trzymając w ramionach…
Poderwała się tak gwałtownie, że omal nie spadła przy tym z łóżka. Jej spojrzenie jak na zawołanie powędrowało ku twarzy leżącego tuż obok, wciąż pogrążonego we śnie mężczyzny. Wampir nawet nie drgnął, ale nie zwróciła na to uwagi, bardziej przejęta tym, że był tuż obok – i że naprawdę aż tak ich poniosło. To nie był sen, nawet jeśli w jej pamięci właśnie na taki wyglądał. Sposób w jaki się czuła, wszystko co robiła i że naprawdę pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia… Z jej perspektywy brzmiało to jak czysta abstrakcja – naiwne marzenie, które być może gdzieś tam w sobie nosiła, ale nie przypuszczało, że mogłoby się ziścić.
No i Marco…!
Nerwowym gestem przeczesała poplątane włosy palcami. Ostrożnie wyplątała się z pościeli, pilnując przy tym, by przypadkiem go nie obudzić, chociaż coś podpowiadało jej, że musiałaby się naprawdę postarać, żeby do tego doprowadzać. Mogła tylko zgadywać, która jest godzina, ale wciąż zasłonięte okna wydawały się czymś wystarczająco wymownym. Inna sprawa, że zastanawianie się nad czymś tak przyziemnym jak to, ile czasu zostało do zachodu słońca, zdecydowanie nie było czymś, na co miała w tamtej chwili ochotę.
Wzięła kilka głębszych wdechów, próbując się uspokoić. Dopiero w chwili, w której stanęła na nogi, uświadomiła sobie, jak bardzo obolała była. Skrzywiła się, po czym z powątpiewaniem spojrzała na siebie, z opóźnieniem uprzytomniając sobie, że była… Cóż, naga. Z miejsca poczuła, że robi jej się gorąco i to bynajmniej nie za sprawą wspomnień, które zamajaczyły w jej umyśle. Wybuch namiętności czy wzajemne przyciąganie to jedno, ale to, co stało się później…
Rozejrzała się po pokoju, w poszukiwaniu ubrań. Znalazła porzuconą na podłodze bieliznę, po czym w pośpiechu założyła ją, raz po raz nerwowo oglądając się w stronę łóżka. Ta… I akurat teraz najbardziej przejmuje się tym, czy zobaczy cię nago?, odezwał się cichy, nieco złośliwy głosik w jej głowie. Eve zaklęła pod nosem, w pośpiechu odsuwając niechciane myśli. Przynajmniej próbowała, ale to okazało się o wiele trudniejsze, niż mogłaby przypuszczać – zwłaszcza że wszystko w niej aż krzyczało, że zrobiła coś, czego zdecydowanie nie powinna.
Właśnie przeżyła swój pierwszy raz. Z wampirem.
Z Marco.
Słodki Jezu, całkiem już zwariowałam!
A jednak wcale nie czuła się z tym aż tak źle, jak mogłaby tego oczekiwać. Nie żałowała, a przynajmniej nie w takim stopniu, by mieć do siebie pretensje o to, jak bardzo ją poniosło. Być może wciąż trwała w szoku, tak naprawdę nie dopuszczając do siebie pełnej świadomości tego, co miało miejsce, ale to nie miało znaczenia. Czuła, że powinna się uspokoić, tym bardziej że tuż obok wciąż spał Marco, aż nazbyt wrażliwy na zbyt chaotyczne myśli czy emocje.
 Świetnie, na dodatek facet ot tak może wejść ci do głowy. I pije krew… Dobra robota, Eve!
W milczeniu wciągnęła na siebie spodnie. Dłonie drżały jej, kiedy próbowała uporać się z zapięciem, przesadnie wręcz koncentrując się na poszczególnych czynnościach. Dopiero gdy założyła koszulkę, poczuła się pewniej, już przynajmniej nie obawiając się, że ktoś przyłapie ją w sypialni bez ubrań i z mężczyzną w łóżku. Co prawda ten drugi problem nie zniknął, a na dodatek był półnagi i – cóż, nie ukrywajmy – niemniej pociągający, co i kiedy ją całował, dotykał  i pieścił, ale mimo wszystko… Co miała zrobić? Tak po prostu wyrzucić go z sypialni i udawać, że nic się nie stało? Miała wrażenie, że to najgorsze, co mogłaby zrobić.
Nigdy wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji. Już nawet nie chodziło o to, że jej życie towarzyskie praktycznie nie istniało, o jakichkolwiek relacjach z mężczyznami nie wspominając. Zawsze była przesadnie ostrożna, poniekąd wręcz zimna, co skutecznie zniechęcało potencjalnych adoratorów. Tak naprawdę nigdy nie myślała o jakimkolwiek związku, przez palce patrząc na zakochane party, wszystkie te naiwne romanse i iście walentynkową otoczkę, którą propagowały media. To było coś, co od samego początku wydawało się jej nie dotyczyć – rodzaj bezpiecznej otoczki, w której trwała odkąd tylko sięgała pamięcią.
Teraz to wszystko zniknęło, a Eveline czuła się co najmniej skołowana. Zawsze planowała z wyprzedzeniem. Lubiła mieć kontrolę nad swoimi decyzjami, życiem i wszystkim, co działo się wokół niej. Analizowała, czasem wręcz do przesady, ale dzięki temu czuła się pewniej i bardziej stabilnie. Sęk w tym, że od przyjazdu do Haven, co samo w sobie stanowiło odstępstwo od reguł, którymi zazwyczaj się kierowała, przestałą panować nad czymkolwiek. Była tutaj uwięziona, mierząc się z czymś, co wciąż wydawało się nierzeczywiste, z kolei teraz…
I to z wampirem. Na dodatek takim, który ją uratował i któremu pozwoliła napić się swojej krwi.
Ona sama piła jego krew.
Coś przewróciło jej się w żołądku, bynajmniej nie za sprawą obrzydzenia. Wręcz przeciwnie – przeszedł ją przyjemny dreszcz na samo wspomnienie wypełniającej usta słodyczy. To przerażające, ale smakowało jej, choć to zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. Na litość boską, była człowiekiem! W piciu krwi, zwłaszcza wampirzej, nie mogło być niczego dobrego, zwłaszcza dla niej, a jednak…
Z pewnością nigdy nie doświadczyła czegoś takiego. Nawet nie miała pewności, do czego mogłaby porównać ten smak – pociągający i upajający jak dobry alkohol; rodzaj wyjątkowego wina, dla którego nie miała żadnego lepszego przybliżenia. Zwłaszcza pomiędzy kolejnymi pocałunkami, wzajemnym dotykiem i tym, jak sama się czuła, kiedy Marco wbił kły w jej skórę, moment w którym piła z niego wydawał się czymś jeszcze bardziej abstrakcyjnym.
Prawie jak sen…
Naprawdę mogłaby wtedy śnić.
Przez krótką chwilę pomyślała nawet, że może faktycznie tak jest. Szukała jakichkolwiek oznak tego, że to coś innego, niż rzeczywisty świat – wyobrażenie, które z taką łatwością kreował Marco, manipulując jej snami. Sęk w tym, że przecież doskonale wiedziała, że już nie śpi, a to wszystko wydarzyło się naprawdę. Obolałe ciało jednoznacznie ją o tym informowało, coraz bardziej dając się Eve we znaki. Gdyby to działo się wyłącznie w jej głowie, zdecydowanie nie czułaby teraz dyskomfortu, nie wspominając o tym, że wtedy jej wspomnienia byłyby… Cóż, idealne. Chyba tak działał umysł, prawda? Zwłaszcza w przypadku czegoś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyła, podsunąłby jej informacje w oparciu o wyidealizowane wyobrażenia, które w sobie nosiła. Czegokolwiek nie sądziłaby o romansach, jednak było coś ujmującego w sposobie, w jaki przedstawiały rzeczywistość – tę miłosną otoczkę i fizyczne uniesienia, które w takich historiach zawsze wypadały jako coś naturalnego.
Gdyby to była wyobraźnia, teraz zdecydowanie nie czułaby się jak mała, zagubiona dziewczynka. Poddała się Marco, ale tak naprawdę nie miała pojęcia, co robi. To on przejął kontrolę, on podejmował decyzję i on w każdej chwili mógł zmienić zdanie, gdyby tylko miał takie życzenie. Mogła tylko zgadywać, co myślał o jej nieporadności i tym, że cała przyjemność i pewność siebie zniknęła w chwili, w której znalazł się w niej. Wyczuła, że mimo wszystko traktował ją z ostrożnością, która znacznie odbierała od wybuchu namiętności, który doprowadził ich do tego miejsca,  tym bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że pierwszy raz boli, ale mimo wszystko…
Och, mogła tylko zgadywać, jak to wyglądało z jego perspektywy. Dla kogoś, kto zdecydowanie nie pierwszy raz był z kobietą, obserwowanie jej nieporadności musiało być zabawne… o ile nie wręcz żałosne. To nie powinno być tak, a jednak co mogła poradzić na coś, co tak czy inaczej już się wydarzyło?
Uniosła dłonie do gardła, machinalnie pocierając skórę w miejscu, w którym ją ukąsił. Tak przynajmniej sądziła, bo pod palcami nie wyczuła niczego, co świadczyłoby o obecności jakiejkolwiek rany; skóra była równie gładka, co do tej pory, choć Eve mimo wszystko wydała się wrażliwa. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę to, że w tamtej chwili czuła się jak roztrzęsiony kłębek nerwów, równie prawdopodobne było to, że do tego wszystkiego dochodziło również przewrażliwienie.
Wciąż o tym myślała, przystając przed toaletko. Oparła dłonie o blat, po czym nachyliła się, uważnie wpatrując się w swoje lustrzane odbicie. Wyglądała… dziwie, zarumieniona i z błyszczącymi niezdrowo oczami. Poplątane włosy kleiły się do spoconego czoła, a pośpiesznie wciągnięte, pomięte ubranie prezentowało się co najmniej źle. Miała wrażenie, że gdyby ktoś zobaczył ją w takim wydaniu, natychmiast zorientowałby się, że miała coś na sumieniu. Jeśli dodać do tego wszystkiego fakt, że znajdowała się w domu pełnym wampirów, a na sobie najpewniej nosiła zapach Marco…
– Nie możesz spać?
Omal nie wyszła z siebie, słysząc tuż za plecami znajomy głos. Drgnęła, po czym błyskawicznie odwróciła się w stronę łóżka. W chwili, w której napotkała w pełni przytomne, przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu, zamarła, nagle gotowa przysiąc, że serce za moment wyskoczy jej z piersi ze zdenerwowania.
Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, świadoma wyłącznie tego, że palą ją policzki. To było silniejsze od niej – impuls, któremu poddała się, zanim zdążyła choćby pomyśleć o tym, co robi. Dłonie nerwowo zacisnęła na krawędzi toaletki, mając wrażenie, że wyłącznie dzięki obecności mebla była w stanie utrzymać się w pionie. Jakaś jej cząstka chciała patrzeć na Marco, by upewnić się jaki miał wyraz twarzy, ale mimo wszystko nie potrafiła się na to zdobyć.
Cisza, która nagle zapadła, okazała się gorsza niż dzień wcześniej, kiedy oboje trwali w napięciu, a ona miała ochotę rzucać się i wyklinać, byleby tylko pojąć, co działo się w głowie tego mężczyzny. Już nie wydawał jej się taki niewinny, obojętny i przesadnie uprzejmy, ale wcale nie miała dzięki temu poczucia, że cokolwiek stało się łatwiejsze. Wręcz przeciwnie – czuła się jeszcze bardziej skołowana niż do tej pory, bezskutecznie usiłując poskładać to wszystko w całość. Cała ta namiętność, tęsknota, którą czuła w jego pocałunkach i sposobie, w jaki wypowiadał jej imię…
Serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania. Gdyby tylko wiedziała, co o tym wszystkim sądzić!
Czuła, że Marco wciąż ją obserwował. W zasadzie nagle zaczęła podejrzewać, że robił to już wcześniej, podczas gdy miotała się po pokoju, nie potrafiąc znaleźć dla siebie miejsca. To była niepokojąca myśl, zresztą tak jak i perspektywa tego, że mógłby przenikać jej umysł albo analizować emocje. Już wcześniej dawał jej do zrozumienia, że nie potrafiła nad sobą panować, przez co chcąc nie chcąc wiedział więcej, niż mogłaby sobie wyobrazić. W takim wypadku teraz musiała być dla niego niczym otwarta księga, zwłaszcza że zapanowanie nad emocjami i tym, co działo się w jej głowie, zdecydowanie nie wchodziło w grę.
– Eve… Eveline – poprawił się Marco, nagle przerywając przeciągającą się ciszę. Brzmiał na zatroskanego, co na dłuższą chwilę wytrąciło ją z równowagi. – Czy wszystko w porządku?
Jednak przeniosła na niego wzrok, tym samym utwierdzając się w przekonaniu, że ją obserwował. Musiała wręcz powstrzymywać się przed wodzeniem po jego odsłoniętym torsie, ale i tak przyłapała się na tym, że jej spojrzenie na moment uciekło ku blizny na piersi. Czuła, że niebieskie oczy dosłownie przenikają ją na wskroś, podczas gdy Marco z wyraźnym zniecierpliwieniem oczekiwał odpowiedzi.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Co miała mu powiedzieć, skoro w głowie miała kompletną pustkę? Nie wspominając o tym, że samej sobie nie potrafiła wyjaśnić, co takiego czuła. W tamtej chwili nie potrafiła nawet ot tak spojrzeć mu w oczy, chociaż…
– Skrzywdziłem cię?
To pytanie sprawiło, że na moment zamarła, co najmniej zaskoczona. Nie tego się spodziewała, a jednak Marco wydawał się szczerze zmartwiony taką perspektywą. Do tej pory się uśmiechał, w pełni rozluźniony, ale w chwili, w której wypowiedział te słowa, nagle znów spoważniał, przesadnie uprzejmy i… tak bardzo odległy.
– Mój Boże, nie – wykrztusiła z siebie w pośpiechu, jednak będąc w stanie się odezwać. Zrobiła krok naprzód, z wahaniem zbliżając się do łóżka, ale ostatecznie przystanęła, sama niepewna, co powinna ze sobą zrobić.
– Więc o co chodzi? – drążył i wydał jej się szczerze zaintrygowany.
Nie chciała, by po tym wszystkim wrócili do punktu wyjścia. Nie wyobrażała sobie, że ot tak miałaby znów zacząć traktować go jako kogoś w gruncie rzeczy obcego, uprzejmego i jakby żywcem wziętego z innej epoki. Miała wrażenie, że dotychczas mijali się, niepewnie krążąc wokół czegoś większego, choć żadne z nich nie zdawało sobie z tego sprawy. Co więcej, im dłużej przebywała z Marco, tym wyraźniej widziała, że przy niej coraz częściej zachowywał się inaczej – bardziej swobodnie, zupełnie jakby jej obecność i to, że mógłby ją chronić, było czymś więcej, niż tylko przykrym obowiązkiem, który z jakiegoś powodu na siebie wziął.
Przełknęła, a przynajmniej próbowała, bo w ustach miała sucho. Zaczęła nerwowo bawić się końcówkami włosów, niepewna gdzie powinna podziać wzrok, żeby poczuć się pewniej. Wciąż się miotała, próbując określić to, co tak naprawdę czuła i zarazem nie będąc w stanie sensownie nazwać. To wszystko było skomplikowane, zwłaszcza że tak naprawdę nie znała Marco – i właśnie to stanowiło największy problem.
– Wszystko jest nie tak – wyrwało jej się.
Jej słowa wydawały się brzmieć nienaturalnie w panującej ciszy. Wciąż z uporem unikała wzroku wampira, podczas gdy on przypatrywał jej się z niemniejszą uwagą, co i przez cały ten czas. Wydawał się spokojny, w pełni opanowany, przez co nie potrafiła stwierdzić, co takiego sobie myślał. Mogła tylko zgadywać, czy swoim zachowaniem jakkolwiek go uraziła, a tym bardziej czego mógłby oczekiwać po tym, co zrobili.
– Cóż… To prawda – przyznał cicho Marco, starannie dobierając słowa. – Kiedyś coś podobnego byłoby nie do pomyślenia.
– I akurat to przyszło ci do głowy w tym momencie? – zapytała z niedowierzaniem. Zupełnie jakby ją obchodziło, czy kilkadziesiąt albo kilkaset lat temu nie obyłoby się przyzwoitek, wiszących nad cnotliwymi panienkami!
– W zasadzie… Wiesz, nie wiem jak ty, ale moje zachowanie niewiele ma ostatnio związku z myśleniem.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem, sama niepewna czy powinna się śmiać, czy może płakać. Ba! Nie miała nawet pewności, w jaki sposób powinna interpretować jego słowa! Miała rozumieć, że bredził od rzeczy, czy może właśnie żartował sobie jej kosztem? Swoją drogą, takie zachowanie o wiele bardziej pasowałoby jej do Castiela, ale postanowiła tego nie komentować, tak naprawdę woląc nie poznać odpowiedzi.
Ze świstem wypuściła powietrze. Krótko spojrzała na Marco, po czym wzdrygnęła się, z zaskoczeniem przekonując, że wampir w którymś momencie ruszył się z miejsca. Zdążył nawet po części się ubrać, chociaż nadal nie miał na sobie koszuli, kiedy nagle zmaterializował się tuż przed nią.
– Wybacz mi, jeśli jakkolwiek uraziłem cię tym, że my… – Zamilkł, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. – Ale sądzę, że oboje wiedzieliśmy, co robimy. Nie broniłaś się ze mną, a ja w żaden sposób nie wpłynąłem na twoją wolę, więc…
– Cholera, przecież niczego ci nie zarzucam! – obruszyła się.
Skinął głową, chociaż nie wyglądał na przekonanego. Cokolwiek jednak myślał sobie w tamtej chwili, postanowił zachować to dla siebie.
– W porządku – stwierdził, po czym nieoczekiwanie chwycił ją za ręce. – Powiedz mi w takim razie tylko jedną rzecz… Czy żałujesz?
Jego pytanie po raz kolejny wprawiło Eveline w konsternację – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, kiedy spojrzała na niego w panice, nie marząc już o niczym innym prócz tego, żeby odwrócić się na pięcie i uciec z krzykiem. Nie zrobiła tego, w zamian z uporem milcząc i tylko spoglądając na niego w oszołomieniu, niezdolna wykrztusić z siebie chociaż słowa.
Czy żałowała? O Boże, jakby miała o tym jakiekolwiek pojęcie! Nie skrzywdził jej, a po wszystkim wciąż tutaj był, poza tym bez wątpienia pragnął jej niemniej, co i ona jego, ale… to nadal nie miało sensu.
Marco przez dłuższą chwilę obserwował ją, w milczeniu czekając na odpowiedź. Kiedy ta nie padła, wampir jedynie skinął głową, po czym jak gdyby nigdy nic uniósł jej dłonie do ust.
– Nie ma pośpiechu – stwierdził ze spokojem, bynajmniej nie brzmiąc na urażonego. – Może później mi powiesz, kiedy już będziesz pewna. A do tego czasu… Jak bardzo niewłaściwe – podjął z naciskiem – będzie, jeśli dopiero teraz zaproponuję ci kawę?
To pytanie wydało jej się tak absurdalne i zarazem aż nadto przyziemne, że aż uniosła brwi. Uświadomiła sobie, że nieznacznie się rozluźniła, nawet pomimo tego, że bliskość i dotyk Marco wciąż wzbudzały w niej sprzeczne odczucia, potęgując mętlik w głowie.
– W filiżance ze spodeczkiem? – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, że w odpowiedzi usłyszy jego śmiech: w pełni naturalny i szczery, tak jak to, czego doświadczyła pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Mimo wszystko czuła ulgę widząc go takim, wciąż nie mogąc pozbyć się wrażenia, że na co dzień zdecydowanie zbyt często udawał. Teraz była coraz bardziej ciekawa tej „drugiej strony” – kogoś, kim był naprawdę, jakkolwiek irracjonalne by się to nie wydawało.
– Oczywiście, że tak. – Oczy Marco zabłysły figlarnie, kiedy na nią spojrzał. – Życzysz sobie jakiś konkretny wzorek na porcelanie, czy pozwolisz mi wybrać?
– Wiesz co? Idź już – wymamrotała, teraz już nie mając wątpliwości, że świetnie bawił się jej kosztem. Czuła, że się czerwieni, ale mimo wszystko była bliska tego, żeby również się uśmiechnąć. – I, do cholery, ubierz w końcu tę koszulę, bo naprawdę…
– Naprawdę co?
Spojrzał na nią z zaciekawieniem, ale – dzięki Bogu! – w żaden więcej sposób nie skomentował tego, co mówiła. Eveline założyła ramiona na piersiach, próbując ukryć zdenerwowanie, ale wiedziała, że wychodziło jej to marnie. Czuła, że się trzęsie, do tego wszystkiego nie mając pojęcia, gdzie oczy podziać, zwłaszcza że jej wzrok sam z siebie uciekał ku jego odsłoniętemu torsowi. W całym tym szaleństwie miała ochotę przesunąć się bliżej, dotknąć go i znów poczuć napinające się pod ciepłą skórą mięśnie, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze jej zdrowiu psychicznemu.
Marco nie śpieszył się z wyjściem, wyraźnie ociągając się z doprowadzaniem do porządku. Nie przypominała sobie, czy kiedykolwiek dotąd widziała go w takim dobrym nastroju, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że nie tak dawno temu wyglądał na chętnego, by porządnie nią potrząsnąć po tej nieszczęsnej wycieczce do domu.
– Pamiętasz może drogę na taras? – zagaił nagle, uśmiechając się blado. – Mam po ciebie przyjść, czy może…?
– Znajdę! – warknęła, bez wahania wchodząc mu w słowo.
Nie odpowiedział, ale – była tego pewna – w odpowiedzi na jej reakcję jedynie wywrócił oczami. Zaraz po tym w końcu wyszedł, zostawiając ją sama, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej.
Chwilę jeszcze tkwiła w bezruchu, próbując zebrać myśli stwierdzić, co tak naprawdę się wydarzyło. Kiedy doszła do wniosku, że wciąż nie potrafi tego stwierdzić, wróciła do łóżka, po czym z jękiem opadła na materac, wbijając wzrok w sufit.
A niech to szlag…
Dzień dobry (chociaż raz)! Przychodzę do Was nie dość, że szybko, to jeszcze z rozdziałem… o którym nie wiem, co myśleć. Wyszło trochę poważnie, trochę śmiesznie i chociaż nie byłam pewna, co robię, to całość pisało mi się nader przyjemnie. Wiem jedynie, że jeszcze nie prowadziłam takiej pary – praktycznie sobie obcej, ale połączonej wzajemną fascynacją, zwłaszcza że przez tyle czasu po prostu ocierali się o siebie i… Hm, dawałam i daję się temu rozwijać po swojemu, ale nie mnie oceniać, co powinnam o tym wszystkim sądzić.
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia. To wiele dla mnie znaczy, zresztą tak jak i zawsze. Z wielkim dziękuję dla AriiAgi, bo po prostu jesteście. Mam nadzieję, że całość dalej wypada satysfakcjonująco ;)
A ja na koniec zapraszam w kilka miejsc. Po pierwsze, Katalog Opowiadań o Wampirach ruszył pod nową nazwą i z rozszerzoną działalnością, tym razem jako Katalog Fantastyka: KLIK. Po drugie, wena mnie rozpiera i stąd… Cóż, „Niosąca Radość”, czyli coś mocno powiązanego z „Zagubionymi w czasie”: KLIK. No i na koniec… taki mały one shot, który w sumie kusi mnie obietnicą czegoś większego: KLIK.
Cóż, z mojej strony to tyle. Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz