Eveline
Zrozumienie pojawiło się
nagle, ale i tak poczuła się zaskoczona, kiedy w pełni dotarło do
niej, czym jest szybko poruszający się kształt. Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy,
był koń – smukły, brązowy i zwinny, o czym mogła się przekonać nawet z tak znaczącej
odległości. Promienie słoneczne igrały z lśniącą sierścią,
sprawiając, że zwierzę wydawało się jeszcze bardziej majestatyczne i niezwykłe.
Z drugiej strony, być może wrażenie brało się stąd, że po raz pierwszy
widziała konia na własne oczy, nie w książce albo telewizji, ale dosłownie
na wyciągnięcie ręki.
Wciąż
zaskoczona, dopiero po chwili zwróciła uwagę na dosiadającą wierzchowca postać.
Sylwetka i długie włosy jednoznacznie wskazywały na to, że była to
kobieta. Kiedy znalazła się bliżej, Eveline dostrzegła wzburzone przez pęd kręcone włosy. Z odległości trudno było określić ich kolor, oscylujący
gdzieś pomiędzy jasnym brązem a miedzią. Promienie słoneczne wydobywały z jej
loków rudawe refleksy, przez co dziewczynie tym trudniej było oderwać od nieznajomej
wzrok. Obserwowała przybyszkę, zachwycona tym, z jaką wprawą przychodziła
jej jazda konna. W siodle trzymała się pewnie, dumna i wyprostowana,
co uprzytomniło Eve, że nie robiła tego po raz pierwszy. Jej ruchy były zbyt
precyzyjne, harmonijne i zdecydowane, by mogło być inaczej, a sama
możliwość obserwowania młodej jeźdźczyni i jej wierzchowca okazała się
niezwykłym doświadczeniem.
Wszystko
trwało zaledwie krótką chwilę, zanim przybyszka bez większego problemu
nakłoniła konia do tego, żeby się zatrzymał. Stworzenie przebyło jeszcze kilka
metrów, po czym posłusznie się zatrzymało – i to na tyle blisko, by
Eveline mogła dokładniej przyjrzeć się zarówno koniowi, jak i jego
właścicielce. Nieznajoma odgarnęła długie włosy, odrzucając je na plecy, po
czym uniosła głowę, by spojrzeć wprost na tkwiącą na balkonie Eve. Jej twarz
jak na zawołanie się rozpogodziła; ręka wystrzeliła ku górze, kiedy
najzwyczajniej w świcie uniosła ją, by móc energicznie pomachać do
zaskoczonej dziewczyny.
Przez
dłuższą chwilę po prostu stała, niepewna tego, jak powinna zareagować. Zrób coś, głupia!, warknęła na siebie w duchu,
uprzytomniając sobie, że bezmyślne wpatrywanie się w dziewczynę nie jest
najlepszym pomysłem. Z pewnym opóźnieniem odwzajemniła gest, chociaż sama
nie była pewna, co takiego podkusiło ją do tego, by z równie wielkim
entuzjazmem odmachać, a chwilę później – całkowicie pod wpływem impulsu –
gestem dała nieznajomej do zrozumienia, by ta na nią zaczekała.
Przemknęła
przez pokój, tym razem nie zwracając najmniejszej uwagi na rysunki, które
pokrywały ścianę. Poczuła nieopisaną wręcz ulgę, kiedy ponownie znalazła się na
parterze, w pośpiechu chwytając kurtkę i niedbale zarzucając ją na
ramiona. Nie trudziła się zamykaniem drzwi na klucz, kiedy wypadła przed dom,
obchodząc go i wpatrując dziewczyny na koniu. Kiedy w końcu ją
zauważyła, kasztanowłosa spokojnie stała u boku leniwie skubiącego trawę
stworzenia, raz po raz klepiąc go po pysku i mrucząc jakieś pocieszające
słowa. Eveline wywróciła oczami, nie mając pojęcia, jaki sens miałoby mówienie
do zwierzęcia, skoro to i tak nie było w stanie zrozumieć
poszczególnych słów.
– Dzień
dobry! – Dziewczyna odsunęła się od konia, prostując się niczym struna i odwracając
w jej stronę tak gwałtownie, że ta aż się wzdrygnęła. Tym razem wyraźnie
zobaczyła uśmiech, który rozjaśnił jej twarz; jasnobrązowe oczy barwy mlecznej
czekolady zabłysły, natychmiast skupiając się na Eve. Wyglądała młodo i niewinnie,
przez co Eveline przez dłuższą chwilę nie była w stanie stwierdzić czy są w podobnym
wieku, czy może jej rozmówczyni jest młodsza. – Mam nadzieję, że cię nie
obudziłam? Jeśli tak, to przepraszam! Słyszałam, że w domu Nightów ma ktoś
zamieszkać, ale nie przypuszczałabym, że to już. Zawsze tutaj jeżdżę, więc… –
wyrzuciła z siebie na wydechu, nagle zaczynając wypowiadać kolejne słowa
tak szybko, że Eveline ledwo była w stanie za nią nadążyć.
– Hej, hej!
– Uniosła obie ręce ku górze w poddańczym geście. Dziewczyna natychmiast
zamilkła, spoglądając na Eve przepraszająco. – Po kolei. Nie masz za co
przepraszać – zapewniła pośpiesznie.
Nieznajoma
zaśmiała się nerwowo.
– Wybacz!
Zawsze za dużo mówię – stwierdziła, po czym energicznie potrząsnęła głową. –
Gdzie ja mam głowę? Jestem Bella!
Jej
entuzjazm kolejny raz wytrącił Eve z równowagi, przez co nie od razu
zareagowała na to, że dziewczyna wyciągnęła rękę ku niej. Ujęła ją z pewnym
opóźnieniem, ściskając lekko, wciąż dziwnie spięta i skonsternowana
sytuacją. Nie była przyzwyczajona do nawiązywania znajomości, czego raczej nie
dało powiedzieć się o Bell – a więc osobie na tyle otwartej i sympatycznej,
by każdemu z łatwością przyszło wyobrażenie sobie dziewczyny w otoczeniu
całej grupki dobrych znajomych.
– Eveline –
rzuciła z opóźnieniem.
Bella
posłała jej kolejny, tym razem o wiele bardziej olśniewający uśmiech.
Obserwując ją, Eve była coraz bardziej oczarowana wyglądem, począwszy od
regularnych rysów twarzy, po długie do pasa, lśniące włosy. Powiedzieć, że była
po prostu „ładna” byłoby niedopowiedzeniem i obrazą dla kogoś, kto
dosłownie zachwycał wyglądem i – co było dla Eveline o wiele
ważniejsze – również charakterem, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
– Wiem –
zapewniła, po czym westchnęła cicho. – Nie zrozum mnie źle. To jest po prostu
małe miasteczko – wyjaśniła pośpiesznie.
– No jasne…
– Skrzywiła się mimowolnie, nagle tracąc nastrój. – Mogę się założyć, że jestem
nowinką tygodnia.
– Roku –
sprostowała Bella – ale nie przejmuj się tym. Ludzie tutaj nie są aż tak
irytujący, jak mogłoby się wydawać.
To było
marne pocieszenie, chociaż jeszcze przed wyjazdem podejrzewała, że mieszkańcy będą
plotkować. Trudno, by mogła spodziewać się czegoś innego, skoro dobrze
wiedziała, jakim szokiem musiało być dla wszystkich to, co spotkało jej
rodzinę. Powrót jedynej córki Nightów po latach do domu, w którym wszystko
się zaczęło, również nie mógł pozostać niezauważony.
Raz jeszcze
zmierzyła Bellę wzrokiem, próbując ocenić, czego powinna się po dziewczynie
spodziewać. Kobieta bez wątpienia była za młoda, by pamiętać cokolwiek z tego,
co działo się dwadzieścia lat wcześniej, a to samo w sobie mogło okazać się
problematyczne. Nie chciała nawet wyobrażać sobie tego, że nagle mogłyby ją
zacząć nachodzić liczne, podobno współczujące duszyczki, w rzeczywistości
mające na celu tylko i wyłącznie to, by wyciągnąć od niej jak najwięcej
informacji. Spodziewała się szczegółowych pytań i fałszywej uprzejmości,
przez co tym bardziej zapragnęła wycofać się do domu i zabarykadować się w nim
na kilka następnych tygodni. Nie chciała bycia w centrum uwagi, tych
wszystkich plotek i spekulacji, chociaż zdawała sobie sprawę z tego,
że nie będzie w stanie ich uniknąć. To nie była wielka metropolia, gdzie
na jakąkolwiek formę przemocy, wypadek albo napaść patrzono przez rozstawione
palce, skoro podobne sytuacje były na porządku dziennym. Urokiem Haven, prócz
nietypowej pogody, była również właśnie ta zażyłość mieszkańców; jeśli coś się
działo, to wszyscy tym żyli, niezależnie od tego czy było to dobre, czy też
nie.
Z tym, że
Bella taka nie była. Eveline zrozumiała to, gdy tylko zauważyła w jaki
sposób dziewczyna jej się przyglądała – nie jak zwierzęciu na wybiegu w ogrodzie
zoologicznym, ale komuś, kogo można było obdarzyć sympatią.
– Mieszkam
tutaj niedaleko – oznajmiła bez ogródek, machnięciem ręki wskazując na linię
drzew, które otaczały posiadłość Nightów. – Nic specjalnego. Takie małe ranczo
ze stadniną, ale… – Bella wzruszyła ramionami. – Można powiedzieć, że jesteśmy
sąsiadkami.
– Hodujesz
konie? – zapytała, nie kryjąc zaskoczenia.
– Też,
chociaż to tylko kilka sztuk. Savannah jest najmłodsza – dodała, po czym z czułością
odwróciła się w stronę klaczy. Wyciągnęła dłoń, a zwierzę jak na
zawołanie podeszło bliżej, pozwalając żeby Bella dotknęła jego pyska. Było w tym
coś olśniewającego, zresztą tak jak i we wprawionych, pełnych uczucia ruchach
dziewczyny, jednoznacznie świadczących o tym, że przebywanie z końmi naprawdę musiało sprawiać jej przyjemność. – Tak naprawdę jestem tutaj, żeby
pisać. Wiesz, spokój i tak dalej… Rodzicie się ze mnie śmieją, ale ja i tak
wiem swoje. Jasne, że książek nie wydaje się ot tak, ale…
Ale najpewniej zagadasz i potencjalnego
wydawcę, i wszystkich innych, pomyślała mimochodem, jednak nie było w tym
nic złośliwego. W Belli było coś, co sprawiało, że z miejsca
zaczynało się pałać do niej sympatią. To mogło być wyłącznie wrażenie, ale
Eveline była gotowa przysiąc, że trafiła na najbardziej szczerą i otwartą
osobę, jaką kiedykolwiek miała okazję spotkać. Zawsze była nieufna, pomimo
rozmowy z kobietą czując wciąż obecne napięcie i wątpliwości, te
jednak z wolna zaczynały znikać, wyparte przez wciąż ostrożną, ale jednak
narastającą sympatię.
– Pisarka –
powtórzyła, próbując wszystko uporządkować. – I na dodatek miłośniczka
koni, która jest moją sąsiadką.
– I mieszka
tutaj niewiele dłużej od ciebie – wtrąciła Bella, jak gdyby nigdy nic mówiąc o sobie
w trzeciej osobie. – Przyjechałam jakieś dwa miesiące temu. Dlatego wiem,
że ludzie będą mówić, ale to nic niewłaściwego.
– Nowa osoba
w mieście to nie to samo, co ktoś z przeszłością – zauważyła
przytomnie.
Dziewczyna
momentalnie spoważniała, uświadamiając sobie, że jej sugestia faktycznie mogła
zabrzmieć niewłaściwie. Eveline ledwo powstrzymała się od westchnienia, uświadamiając
sobie, że być może niechętnie nawiązała do swojego pochodzenia, tym bardziej,
że Bella wydawała się uświadomiona. Zauważyła, że spojrzenie dziewczyny
powędrowało w stronę domu, a jej tęczówki rozszerzyły się
nieznacznie, jakby nagle przypomniała sobie coś wyjątkowo nieprzyjemnego.
– Być może
– powiedziała w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – Ale ludzie zawsze
będą mówić. Prędzej czy później im przechodzi, a w twoim przypadku…
Cóż, może po prostu w grę będzie wchodzić to „później”.
– Więc
proszę bardzo. – Eveline rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie, po czym wzruszyła
ramionami. – Nie żałuj sobie – zaproponowała, nie mogąc dłużej znieść napięcia.
Poczuła na
sobie zaskoczone spojrzenie Belli, chyba faktycznie skonsternowanej jej
słowami. Dziewczyna nie odezwała się od razu, po raz pierwszy milcząc dłużej niż
kilka sekund i najwyraźniej próbując coś zrozumieć.
– Co
takiego? – zapytała w końcu.
Eveline
ledwo powstrzymała się od grymasu.
– Ludzie
będą mówić, a ja nie chcę żadnych plotek. Jak chcesz o coś zapytać,
to zrób to teraz. Wolę mieć to za sobą – rzuciła o wiele bardziej oschle
niż zamierzała.
– Naprawdę
sądzisz, że przyjechałam tutaj tylko dlatego, że byłam ciekawa? – obruszyła się
Bella, nie brzmiała jednak tak, jakby była oburzona albo zła. – W porządku,
tak – chciałam dowiedzieć się, czy już tutaj mieszkasz. Poza tym zawsze
jeździmy tutaj z Savanną, ale mogę przestać, jeśli chcesz prywatności. Nie
przyszłoby mi do głowy, że… – Urwała, po czym z niedowierzaniem pokręciła
głową. – Nie szukam plotek, okej? Znasz mnie pięć minut. Nie upadłam na głowę,
by oczekiwać tego, że ot tak zaczniesz mi się zwierzać.
Jeszcze
kiedy mówiła, Eveline nabrała pewności, że była szczera. Z miejsca
pożałowała swoich wcześniejszych słów, momentalnie rozluźniając się i czując,
że zaczyna darzyć Bellę coraz większą sympatią. Czuła na sobie spojrzenie
dziewczyny, widziała jej uśmiech i była coraz pewniejsza tego, że jej
towarzyszka nie ma w planach sama z siebie wypytywać ją o coś,
czego sama Eve nie miała prawa pamiętać. To był trudny, odległy temat, którego
się obawiała i który sprawiał, że instynktownie pragnęła trzymać wszystkich wokół z daleka od siebie, nawet jeśli na dłuższą metę to nie miało racji
bytu. Skoro miała tutaj zostać, musiała oswoić się z mieszkańcami, ale z drugiej
strony…
– Wybacz –
zreflektowała się pośpiesznie. – Ja wcale nie…
– Też bym
taka była, gdyby mówiono o mnie tyle, co o tobie – zapewniła ze
spokojem Bella. – Nie słucham plotek, chociaż lubię rozmawiać. Jakbyś chciała
się wygadać, proszę bardzo, ale nie zamierzam wypytywać cię o dom, jeśli
akurat to masz na myśli. – Dziewczyna wysiliła się na uśmiech, po czym krótko
skinęła w stronę towarzyszącej jej klaczy. – Powinnam ją odprowadzić.
Jakbyś chciała wpaść, to nie mam nic przeciwko. Przez większość czasu i tak
jestem sama, a to mi nie służy.
– Wydawało
mi się, że pisarze to lubią – zauważyła, niemalże z ulgą zmieniając temat.
Bella parsknęła
śmiechem.
– Nie ja –
stwierdziła, wymownie wywracając oczami. – Więc jak? Mam sernik! – oznajmiła z rozbrajającym
uśmiechem.
– Kusisz,
kobieto – rzuciła zaczepnym tonem, przez ułamek sekundy mając ochotę
zaryzykować i jednak się zgodzić. To byłoby normalne, ludzkie i najzupełniej
naturalne, by dać szansę nowej znajomej, dać zaprosić się do obcego domu, może
jednak zaufać i… – Ale mam już plany. Muszę pojechać do miasta i… Cóż, sama
wiesz. Dom stał pusty przez lata – wyjaśniła, sama niepewna tego, dlaczego
próbowała się tłumaczyć.
– Jasne. –
Bella na ułamek sekundy posmutniała, po chwili jednak jej twarz rozjaśnił
promienny uśmiech. – W centrum jest warsztat samochodowy. Możesz popytać o Michaela,
gdybyś miała jakiś problem. Ten chłopak potrafi zdziałać cuda, zwłaszcza kiedy
chodzi o sprawy techniczne – stwierdziła, wywracając oczami. – Ja dręczę
go cały czas.
– Och, nie
wątpię – wyrwało jej się. Brwi dziewczyny powędrowały ku górze, jednak tym
razem Eveline nie dała rozmówczyni dość do słowa. – Dziękuję ci bardzo. Może później do
ciebie wpadnę – dodała, chociaż sama nie była pewna, czy ma taki zamiar.
Cokolwiek
myślała o jej zapewnieniach Bella, najwyraźniej była zadowolona, bo
energicznie skinęła głową. Momentami zachowywała się jak dziewczynka,
entuzjastyczna i tak pełna siły, że trudno było za nią nadążyć. To
wzbudzało sympatię, ale i swego rodzaju oszołomienie, zwłaszcza u kogoś,
kto przywykł do samotności. Zawsze potrzebowała czasu, by zadecydować o zaufaniu,
nie wspominając o tym, że otwarcie się na kogokolwiek, kto pochodził
właśnie z Haven, nie było łatwe.
Stała w bezruchu
jeszcze dłuższą chwilę, spoglądając w ślad za Bellą, kiedy ta dosiadała
konia, a później zniknęła między drzewami. Po raz kolejny uderzyła ją
lekkość w ruchach dziewczyny i zaskakująca wręcz pewność siebie,
którą dało się wyczuć nawet po kilku minutach znajomości. Sąsiadka mogłaby
okazać się osobą, która pozwoliłaby jej dość swobodnie wejść w nowe życie i przyzwyczaić
się do niego, ale z drugiej strony… Być może na podjęcie pewnych
decyzji było jeszcze zbyt wcześnie.
– Sernik…
Ta.
Wywróciła
oczami, po czym z wolna odwróciła się w stronę domu. Wyglądał o wiele
lepiej niż dzień wcześniej, kiedy obserwowała go przez zniekształcającą go
ścianę deszczu, ale i tak wzdrygnęła się niekontrolowanie, zanim
ostatecznie zdobyła się na to, żeby wejść do środka. Wciąż myślała o tym,
co powiedziała jej Bella, chcąc nie chcąc dochodząc do wniosku, że podróż do
miasta jest najlepszą perspektywą na spędzenie dnia. Musiała załatwić kilka
spraw, by doprowadzić rezydencję do stanu względnej używalności, począwszy
chociażby od doprowadzenia ciepłej wody i prądu. Kolejna noc w ciemnościach
mogła okazać się problematyczna, tym bardziej, że Eve szczerze wątpiła w to,
żeby po raz kolejny udało jej się spokojnie zasnąć.
Cóż, gdyby
jeszcze doszła do wniosku, jak radzić sobie z ewentualnymi plotkami i Bellą,
wtedy mogłoby być naprawdę przyjemnie.
☾
Haven było małe, przynajmniej
na pierwszy rzut oka. Eveline nie pamiętała, jak miasteczko wyglądało przed jej
wyjazdem, ale podświadomie wyczuła, że niewiele od tamtego czasu uległo
zmianie. Główny plac skupiał najważniejsze budynki, poza tym zwykle tętnił
życiem, o ile w tak małym miejscu to w ogóle było możliwe. Ostrożnie
posuwając się naprzód, obserwowała przez okno kolorowe szyldy, oznaczające kilka
małych sklepików, kwiaciarnie i wciśniętą w boczną uliczkę,
niepozornie wyglądającą księgarnię. Jak na tak małą mieścinę to i tak było
dużo, zresztą większość domów i jeszcze kilka instytucji rozrzucono po
okolicy, przez co bez samochodu poruszanie się po otoczonym lasami Haven bywało
dość problematyczne.
Jej uwagę przykuł
znak, wskazujący drogę do warsztatu, o którym wspominała Bella, ale
zdecydowała się go zignorować. Nie czuła się dobrze z myślą o proszeniu
o pomoc kogoś, kogo nie znała, a już zwłaszcza sprowadzania do domu
obcych, których do tej pory nie miała okazji poznać. Bijąc się z myślami,
zaparkowała samochód przy chodniku, po czym wysiadła, machinalnie spoglądając w zachmurzone
niebo. Pogoda nie zachwycała, poza tym wszystko wskazywało na to, że znowu
zbierało się na deszcz, chociaż na razie nic nie zapowiadało tak gwałtownej
ulewy jak dzień wcześniej. Gdyby się pośpieszyła, miałaby szansę wrócić do
posiadłości przed ostatecznym zarwaniem pogody, co jak najbardziej jej
odpowiadało. Miała czas na zakupy, mały rekonesans i – być może – podjęcie
decyzji o tym, żeby jednak zajrzeć do Belli, chociaż sama nie miała
pewności, dlaczego wciąż czuła potrzebę, żeby jednak to zrobić.
Zamierzała
ruszyć w stronę najbliższego ze sklepików, kiedy uwagę Eve przykuło coś
zgoła innego. Przystanęła wpół kroku, raz po raz spoglądając w stronę księgarni
i bezwiednie zmierzając w jej stronę. Spojrzenie jak na zawołanie
zatrzymała na zwykłej, białej kartce papieru, którą ktoś niedbale przykleił do
drzwi kawałkiem taśmy klejącej.
ZATRUDNIĘ
PRACOWNIKA
Zastygła w bezruchu,
wpatrując się w ręcznie nakreślone litery. Nawet nie zorientowała się,
kiedy zacisnęła dłoń na klamce, wahając się nad wejściem do środka. Dziedziczka
czy nie, potrzebowała pracy, chociaż znalezienie zajęcia ot tak wydawało się
czymś całkowicie nierealnym. Takie doświadczenia wyniosła chociażby z Virginii,
gdzie na jedno stanowisko zwykle znajdowała się cała grupa ochotników, mniej
lub bardziej doświadczonych, przez co przebicie się wydawało się graniczyć z cudem.
W Haven mogło być inaczej, ale i tak miała wątpliwości co do tego, by
znalezienie pracy mogło być aż takie proste. Jasne, musiała próbować, a podjęcie
się zajęcia na miejscu było o wiele lepsze niż codzienne pokonywanie
dziesiątek kilometrów, które dzieliły ją od najbliższego miasta, jednak z drugiej
strony…
Westchnęła i nie
dając sobie czasu na wątpliwości, pośpiesznie weszła do środka. Drzwi ustąpiły
bez najmniejszego nawet wysiłku; ciemne i dotychczas ciche wnętrze
wypełnił delikatny dźwięk wiszącego na framudze dzwoneczka, który najpewniej
miał informować właściciela o przybyciu ewentualnego klienta. Poczuła się
nieswojo, tym bardziej, że już na wstępie powitała ją pustka i dziwny,
odrobinę stęchły zapach, trochę jak w dawno nieotwieranej piwnicy albo
innym, równie rzadko uczęszczanym miejscu. Czuła kurz, chociaż nie w takim
natężeniu jak w domu, który dopiero co zajęła i który musiała
gruntownie wysprzątać. Jakkolwiek by nie było, miała wrażenie, że księgarnia
jest opustoszała, choć otwarte drzwi i względnie świeża oferta pracy
stanowczo temu przeczyły.
Poczucie
niepokoju pojawiło się nagle, a Eveline całą sobą poczuła, że powinna się
wycofać. Zamarła w progu, wahając się nad tym czy wyjść i raz po raz
nerwowo oglądając się przez ramię. Być może coś jej umknęło, chociażby wzmianka
o tym, że lokal jest na sprzedaż albo właściciel zaraz wraca, ale…
– Dzień
dobry, piękna pani.
Nie usłyszała
żadnych kroków ani niczego, co świadczyłoby o czyjejkolwiek obecności. W efekcie
omal nie wyszła z siebie, kiedy usłyszała głęboki, przyjazny dla ucha
baryton. Zaraz po tym odwróciła się, omal nie wpadając na wysoką, postawną
postać, która nie wiadomo kiedy pojawiła się tuż przed nią. Z wrażenia aż
zatoczyła się do tyłu, potykając się o własne nogi i nie upadając tylko
i wyłącznie dlatego, że nieznajomy chwycił ją za ramiona. Z gardła
wyrwał jej się zaskoczony, zdławiony okrzyk, a kilka sekundy
później została bezceremonialnie ustawiona do pionu, dosłownie wpadając w ramiona
swojego nieoczekiwanego wybawcy.
Wyprostowała
się powoli, unosząc głowę, by móc spojrzeć wprost w oszałamiająco przystojną
twarz obejmującego ją mężczyzny. Uderzył ją zapach skórzanej kurtki, którą miał
na sobie, a także oszałamiająca, odrobinę korzenna nuta. To była niezwykła
mieszanka, która na moment ją oczarowała, zresztą jak i najbardziej
czarujący uśmiech, który pojawił się na ustach ciemnowłosego mężczyzny.
Zaraz po
tym spojrzała w najpiękniejsze, najbardziej intensywnie niebieskie oczy,
jakie w życiu zdarzyło jej się zobaczyć i zamarła.
Nieładnie. Wiem. Znowu. Też wiem, ale… No nie mogłam inaczej! Zresztą jestem pewna, że kilka osób już domyśla się na kogo wpadła Eve (przez te oczy, ach…). Chociaż to pewnie żadne pocieszenie, a wręcz przeciwnie, prawda?Dziękuję za komentarze i wsparcie. Mam nadzieję, że ten rozdział również przypadnie Wam do gustu, chociaż sama mam poczcie, że może wydawać się… średnio ciekawy. Cóż, początki – dopiero wprowadzam bohaterów i oswajam Eveline z nową sytuacją. Wkrótce zacznie się dziać naprawdę dużo, zresztą końcówka tej części to wstęp do czegoś większego.Na koniec z przyjemnością oznajmiam, że ten rozdział dedykuję Mrs. Cross, która w poniedziałek ma urodziny. Mogłabym opóźnić tę część jako prezent, ale nie potrafię trzymać na dysku czegoś, co jest skończone, więc macie i krytykujcie do woli.Do napisania!
Moje! <3 :*
OdpowiedzUsuńO Boże.
Usuń*___________*
Ja Cię kiedyś zabije za kończenie rozdziałów w takich momentach. Obiecuje, ale zanim to zrobię upewnie się najpierw, że wszystkie Twoje opowiadania są skończone i nie będę miała na sumieniu biednych ludzi, którzy nie będą znali dalszych losów bohaterów. C:
Wiem, że powinnam pisać po kolei, ale nie mogę nic poradzić na to, że końcówka spodobała mi się najbardziej. Te Twoje dziewczyny to mają szczęście, że trafiają im się takie ciasteczka. :3 Ian! Damon! Gabriel! Alex... nie. Niestety żaden z tych panów, ale to nie zmienia faktu, że ja doskonale wiem kto to jest i juz się nie mogę doczekać piątego rozdziału z udziałem (pożyczę od Klaudii łopatę, jak mi go nie dasz w następnym rozdziale) tajemniczego pana z najpiękniejszymi niebieskimi oczami. Wiele bym dała, żeby na ten moment być na miejscu Eveline i móc się znaleźć w jego ramionach. Mam nadzieje, ze imię tego pana nie okaże się być pechowe... A ty juz dobrze wiesz co mam na myśli. ._.
Bella jest urocza. W pierwszej chwili myślałam, że to sam, zbłąkaby konik się pojawił na posiadłości Eveline, a tu się okazuje, że jednak nie. Bella wydaje mi się być naprawdę przyjemna osoba z którą dobrze byłoby spędzić trochę czasu, ale wolę nie pisać niczego na pewno, bo wiadomo to dopiero pierwszy rozdział w którym się pojawiła i może się okazać zupełnie kimś innym. ;)
Rozdział czytało mi się przyjemnie, a po końcówce czekam jeszcze bardziej niecierpliwie na następny rozdział, który mam nadzieje pojawi się niedługo.
Teraz jednak zasadzę Ci porządnego kopa, żebyś poszła i pisała Cienie! :D
Ściskam mocno i przesyłam dużo weny!
Gabi. :*
TE OCZY... *__________*
OdpowiedzUsuń(Dłoń zaciska na łopacie, ale nie wygląda na to, żeby miała jej użyć. Jeszcze nie...)
Wrócę tu jutro. To jest dzisiaj, ale nieco później, albo też wcześniej... Cholerka, lepiej już pójdę spać ;___;
Jak na razie przesyłam całą masę uścisków!:*
Kladia99
Dzień dobry! Na wstępie zaznaczam, że wszelka chaotyczność i niereformowalność tego komentarza spowodowane są nieprzespaną nocą, nadal wczesną porą i oczywiście niebieskimi oczami *-*
UsuńKoń. Jezu, Ness, spodziewałam się po tobie wszystkiego. Lokomotywy, ciągnika, stada małp czy nawet poruszającej się z prędkością światła łopaty. A ty serwujesz nam konia. I kto tu kogo zaskakuje, co? Mój Mason to nic w porównaniu z tym, co ty odwalasz!
Bella. Już ją lubię. To taka pozytywna istotka, mały, wesoły skrzat, którego wszędzie pełno. Przypomina mi troszkę Alice ze Zmierzchu c:
A Eve po tym rozdziale znielubiłam. No bo jak można odmówić serniczka?! Eve, idiotko, wiem że ty miastowa, ale rezygnować z sernika? Skandal! Teraz to dopiero będą o tobie we wsi gadać!
Sama chciałabym pracować w księgarni c: Dlatego fakt, że Eve natknęła się na to ogłoszenie musiało być cudem. Ale ja takie zbiegi okoliczności lubię. Szczególnie gdy mają takie cudowne, błękitne oczka... *_____*
I tak, ja mogę zapewnić łopaty wszystkim tym, którzy będą mieli jakieś zażalenia odnośnie końcówki. (Bo ja mam!)
Jak zwykle pochłonęłam rozdział jednym tchem, przez co znowu wydawał mi się za krótki :cc Pisz piąteczkę, co?
Moc uścisków i najlepszych życzeń urodzinowych dla Mrs. Cross! :** Iana i jego błękitnego spojrzenia każdego dnia! :>
A tobie, Ness, dużo weny i czasu na pisanie.
*pomaga ci na pożegnanie* :D
Buziaki!
Klaudia99
Dobry wieczór, Straszaku :3
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, to ponownie Ci dziękuję za dedykację cudownego rozdziału. Mój drugi prezent przedpremierowy, o czym doskonale wiesz, bo Ty wiesz wszystko. Jesteś taką osobką, informowaną o wszystkim - że jeszcze nie masz tego dosyć.
Już mogę śmiało powiedzieć, że lubię Bellę - przynajmniej na razie. Jest taką energiczną osóbką i wydaje mi się, że ciut roztrzepaną. A takie osoby zawsze są fajne :3 Była tym typem osoby, której nie dało się nie lubić i roztaczała wokół siebie pozytywną aurę. To są tylko chwilowe spostrzeżenia, wszystko przecież może ulec zmianie, bo któż tam wie, co czai się w Twojej łepetynce? Ale wydaje mi się, że Bella będzie jedną z osób, które będą trwały u boku Eveline.
Wada małych miejscowości jest właśnie taka, że plotki roznoszą się z prędkością światła. Wiem co mówię, bo sama mieszkam na małej wsi. Nawet jeśli coś jest nieprawdą, to i tak się to roznosi XD Więc o przybyciu Eve wie już całe Haven :D
Podoba mi się końcówka, chociaż ta Twoja tendencja do urywania w najmniej odpowiednich momentach... Mimo wszystko zła nie jestem, linczowała nie będę, bo po pierwsze: jestem wtajemniczona, ja wiem. A po drugie: jestem pewna, że już na dniach zaszczycisz nas piąteczką ^^
Oczywiście nie będę się już powtarzała, bo Ty doskonale wiesz, jak cudownie piszesz. A jak nie wiesz, to już wiesz :D Podoba mi się Twój styl i te wszystkie opisy, że jak to czytam to się zastanawiam jaki prawem ja zaśmiecam internnet swoim pisaniem i jakim cudem Tobie się moje pisanie podoba :D Ale nie ważne, nad tym rozwodziła się nie będę. Masz talent, o czym Ci już mówiłam i naprawdę cieszę się, że piszesz kolejnego bloga i dajesz nam taką cudowną historię do czytania. Wprawdzie wiele się nie działo jeszcze, ale wiem, że nas nie zawiedziesz ^^
Mrs.Cross
(surykatka) ^^
Hej
OdpowiedzUsuńCzekałam na twoje autorskie opowiadanie i choć miałam już jego próbkę wcześniej to wciąż było mi mało. Dalej tak jest. Historia zapowiada się bardzo ciekawie. Budujesz napięcie niedopowiedzeniami i tajemnicą z przeszłości. No i poza tym Marco. Chociaż imię tego wampira już zawsze będzie mi się źle kojarzyć z LITT- niestety.
Masz parę małych błędów (literówek) i powtórzenia oczywiście, ale to nic w świetle tego co wymyśliłaś. Czekam niecierpliwie na więcej, bo w tej historii nic nie jesteśmy w stanie przewidzieć- nawet bohaterów, których umieściłaś na jej łanach, czego nie można powiedzieć o innych, gdzie przynajmniej cześć jest nam znana z powieści Meyer.
Liczę na to i będę Cię do tego zachęcać, że wydasz to kiedyś jako powieść. Ba, skopię Ci tyłek jeśli nie wyślesz tego na debiut literacki:)
Czekam na ciąg dalszy:)
Weny kochana
Guśka
Hej! :3
OdpowiedzUsuńNo i jestem, tak jak obiecałam. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej jestem zafascynowana tą historią. Ale po kolei.
A więc tajemnicza postać okazała się Bellą - energiczną, skoczną pisarką urodzoną w siodle. Jej sposób bycia faktycznie wzbudza sympatię, toteż nie dziwię się wcale Eve, która - nawet mimo przyzwyczajenia do samotności - w jakiś sposób chyba zaczyna ją lubić. Choć na ten moment to może za mocne słowo, bo w końcu ile one się znają? Kilka minut zaledwie.
Wiem też, że Belli nie wprowadziłaś, żeby "zapchać" rozdział. Zastanawiam się więc, jaką odegra rolę? Czy Eveline zaryzykuje kiedyś i wyjawi jej swoje tajemnice? Stawiam, że między tymi dwoma nawiąże się jakaś bliższa relacja, bo mimochodem dostrzegłam w najnowszym rozdziale imię "Bella". :D
Jedyne, co mi lekko zazgrzytało, to ta oschłość Eveline. Najpierw uważa, że Bella to faktycznie ciekawa osóbka i wzrasta jej sympatia do niej, a potem nagle przechodzi w taki dość niegrzeczny ton, jakiego zwykle używa się przy rozmowie z ludźmi, których nie lubimy albo nas denerwują. Ale umiem sobie usprawiedliwić ten zabieg - Eve ciągle trzyma jakiś stres i napięcie, a jak już dowiaduje się, że całe Haven żyje jej przyjazdem... Powiedzmy, że ta reakcja to skutego tego, co usłyszała od Belli na temat swojego powrotu, no i swoich uczuć z nim związanych.
Oczywiście, że się domyślam, na kogo wpadła Eveline. I domyślam się również, że całe zajście nie było przypadkiem. Zupełnie, jakby nasz wampir przewidział jej dzisiejszą wizytę w mieście i to, że zdecyduje się poszukać jakiejś pracy. Ale co z tego wyniknie? Przeczuwam, że nic dobrego, niestety. ;_;
Jeszcze powiem znalazłam literówkę, jedną jedyną!
"oczy bartwy mlecznej czekolady" I przemknęło mi gdzieś jedno powtórzenie, ale nie pamiętam już nawet gdzie. Poza tym - wszystko idealne. :)
Niedługo wrócę i przeczytam piąteczkę.
Pozdrawiam! :3
Sight
No, no czyżby Eveline przepadła? Hm... :D
OdpowiedzUsuńAch te uroki małego miasteczka, wszyscy o wszystkich wiedzą! Sama mieszkam na wsi więc wiem, co nie co o tym.
Mam nadzieję, że niedługo dowiem się więcej o tajemnicy rodziny Eveline. O i Bella fajnie, że to ją właśnie Eveline spotkała pierwszą. Taka fajna oraz sympatyczna. No i ten koń :D Może dziewczyny się zaprzyjaźnią?
Niezmiernie cieszę się, że Eve przestała jedynie rozmyslać i wpadła na inną żywą duszę. :D Bella wydaję się przyjazna, przypomina mi moją przyjaciółkę z dzieciństwa, co już na wstępnie wzbudziło sympatię. :D Zastanawiałam się jedynie, czy nie jest wampirem, ale wydała się zbyt niewinną istotką. Co do samego rozdziału nie uważam żeby był mało ciekawy. Wiadomo, że na wstępnie trzeba wprowadzić czytelnika w stworzony świat więc nie mam nic przeciwko pomału rozwijającym się relacjom, co więcej to wydaje się bardziej realistyczne. :)
OdpowiedzUsuńNie mam żadnych zarzutów jeśli chodzi o język lub ewentualne błędy, nie wyłapałam takowych. :)
Ano osobiście uwielbiam Bellę. To chyba taka postać, której nie da się nie obdarzyć sympatią, niemniej i tak miło czytać takie słowa. O tym, że rozdział nie wypadł nudno, tym bardziej. To fakt, początki mają to do siebie, że wprowadzają w akcję, ale i tak mam zwykle przy nich wątpliwości. :3
Usuń