Eveline
Trudno było jej stwierdzić, jak tak naprawdę się
czuła. W pamięci wciąż miała spojrzenie przystojnego nieznajomego, jego
czarujący uśmiech oraz zapach skóry i piżma, które tak skutecznie
przyprawiły ją o zawroty głowy. Chociaż nie sądziła, że to w ogóle
możliwe, wciąż było na swój sposób nienaturalne, co nagle wydało jej się co
najmniej dziwne i nie na miejscu. To nie było normalne, a Eve
wiedziała, że właśnie była świadkiem czegoś dziwnego i bardzo, ale to
bardzo nietypowego. Sama myśl o tym sprawiła, że poczuła się jeszcze
bardziej nieswojo, czując narastający z każdą kolejną sekundą niepokój,
chociaż starała się nie zwracać na to uwagi.
Słowa kobiety wystarczyły, by ją
rozproszyć, choć na moment pozwalając zapomnieć o Drake'u i skoncentrować
się na czymkolwiek innym. W zasadzie jeśli miała być ze sobą szczera, to
zaczynała mieć wyrzuty sumienia z powodu tego, jak zachowywała się przy
tamtym mężczyźnie, nawet jeśli oszołomienie przy kimś o tak pięknych,
niebieskich oczach, wydawało się czymś w pełni uzasadnionym. Nie potrafiła
tego opisać, ale czuła się prawie tak, jakby została wyrwana z transu,
choć i to wydawało się niedorzeczne. Od nadmiaru bodźców i myśli
zaczynała boleć ją głowa, co również nigdy wcześniej jej się nie zdarzało, bo
do tej pory nie należała do osób, które łatwo wytrącić z równowagi.
– Przepraszam, ale… – Zamilkła, by
łatwiej zebrać myśli. Raz jeszcze przyjrzała się stojącej przed nią kobiecie,
wciąż obawiając się tego, że właśnie w pięknym stylu robi z siebie idiotkę. – Czy ja panią znam? Proszę mi wybaczyć, że pytam, ale…
– Nie masz za co przepraszać,
Eveline – przerwała jej nieznajoma. – To naturalne, że mnie nie pamiętasz.
Byłaś wtedy malutka – dodała, a na jej ustach z miejsca pojawił się
łagodny, troskliwy uśmiech, w niczym nie przypominający tego wymuszonego,
pozornie uprzejmego wyrazu, którym potraktowała Drake'a.
Otworzyła i zaraz zamknęła
usta, co najmniej skonsternowana słowami kobiety. Z jakiegoś powodu coś
ścisnęło ją w gardle, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Ostatecznie
zdecydowała się na milczenie, zdolna co najwyżej wpatrywać się w staruszkę,
bezskutecznie wysilając umysł. Miała pięć lat, kiedy wyjechała z Haven,
poza tym wyparła z pamięci wszystko to, co wiązało się z tym miejscem,
jednak gdyby się postarała…
Z tym, że w głowie miała
pustkę, a przywołanie do siebie czegoś tak odległego, okazało się
niemożliwe. Jak przez mgłę pamiętała nawet twarze rodziców, najpewniej dlatego,
że wciąż pozostawały jej zdjęcia, które pozwalały zachować w pamięci
te dwie, jakże ważne dla niej twarze. Była skłonna przysiąc, że tę kobietę
widziała po raz pierwszy, co niekoniecznie musiało być prawdą; nie była w stanie
jednoznacznie tego stwierdzić, wiedziała zresztą, że działanie umysłu bywało
skomplikowane, a ten miał w zwyczaju dopasowywać do siebie fakty,
często zakrzywiając rzeczywistość, gdyby uprzeć się, że coś powinno się
pamiętać.
Milczała, co najwyraźniej nie
przeszkadzało jej rozmówczyni, bo ta wciąż uśmiechała się w uspokajający,
niezwykle sympatyczny sposób. Podeszła bliżej, a Eveline z zaskoczeniem
przekonała się, że czuje się przy niej wyjątkowo swobodnie, czego raczej nie
dało się powiedzieć po czasie, który spędziła w towarzystwie przystojnego
pana Stearnsa. Z ulgą zauważyła, że dotychczasowe oszołomienie zaczęło
przechodzić, stopniowo znikając, dzięki czemu poczuła się o wiele
swobodniej, nawet jeśli wystrój i panująca w sklepie cisza wciąż
miały w sobie coś przygnębiającego. Jej oczy zdążyły przywyknąć do
półmroku, dzięki czemu łatwiej mogła przyjrzeć się zarówno zakurzonym,
zastawionym książkami półkom, jak i właścicielce opustoszałego sklepu.
– Mam na imię Danielle i bardzo
dobrze znałam twoich rodziców. Do tej pory pamiętam twoją mamę, kiedy chodziła w ciąży…
Jesteście do siebie bardzo podobne – oznajmiła kobieta, tym samym skutecznie
przykuwając uwagę wciąż milczącej Eveline. – Ale oczy, moja kochana, to ty masz
po tacie.
– No cóż… Tak mówią – przyznała,
nagle mając ochotę odwrócić się na pięcie i po prostu wyjść.
Było dokładnie tak, jak
podejrzewała, bo już druga napotkana w Haven osoba okazywała się doskonale wiedzieć z kim miała do czynienia. Co więcej, tym razem miała do czynienia
z kimś, kto osobiście znał Nightów, przez co konieczność odniesienia
do przeszłości stała się jeszcze bardziej materialna. Chociaż starała się nie
kierować stereotypami, na myśl momentalnie przyszło jej, że pewnie właśnie
trafiła na jedną z tych wścibskich sąsiadek, które snuły niestworzone
historie, tylko czekając na okazję do plotek… A w końcu kto mógłby
być lepszym źródłem informacji, jeśli nie powracająca po latach dziedziczka
małżeństwa, które straciło życie w najmniej oczekiwanych, wciąż niejasnych
okolicznościach?
Danielle uśmiechnęła się i w najzupełniej
naturalny sposób chwyciła Eve za rękę. Coś w jej spojrzeniu złagodniało, a Eveline
z zaskoczeniem pomyślała, że kobieta wyglądała tak, jakby podejrzewała, co
takiego chodziło po głowie jej rozmówczyni. Uścisk miała lekki i przyjemnie
ciepły, tak, że gdyby Eveline tylko zechciała, mogłaby bez trudu oswobodzić
dłoń. Nie zrobiła tego, bezwiednie zdając się na instynkt i narastające z każdą
kolejną sekundą przekonanie o tym, że właśnie natrafiła na kogoś, kto
zasłużył sobie na przynajmniej odrobinę zaufania. Walczyła ze sobą i wątpliwościami,
nie chcąc zrażać do siebie ludzi, nawet jeśli najbezpieczniejszą perspektywą
wciąż wydawało jej się zamknięcie w domu i spędzenie tam kilku
następnych dni.
– Powiem ci tylko, że jest mi
bardzo przykro i to nawet po tylu latach. Twoi rodzice byli bardzo lubiani
w Haven, a ja… Beatrice była dla mnie jak córka, a ja wiem, że
ani ona, ani twój ojciec nie mieli nikogo bliskiego – powiedziała z powagą
kobieta, starannie dobierając słowa. – Pozwoliłam jej tutaj pracować, wiesz?
Nie było lepszego towarzystwa od twojej matki. Wybacz mi taką zuchwałość, ale
kiedy dowiedziałam się, że tutaj wracasz, miałam wielką nadzieję, że prędzej
czy później będę miała okazję cię zobaczyć. Bardzo mi to ułatwiłaś – dodała z bladym
uśmiechem. – To tym dziwniejsze, że kiedy widziałam cię po raz ostatni, mogłam
nosić cię na rękach.
– Proszę pani…
Pokręciła głową.
– Danielle, proszę. Ta „pani” mnie
postarza – obruszyła się, po czym w pośpiechu cofnęła rękę. – Mam
wrażenie, że wyszło trochę niezręcznie. Pewnie nie powinnam była, ale twoja
obecność naprawdę jest dla mnie niezwykła.
Eveline z niedowierzaniem
pokręciła głową, aż nazbyt dobrze rozumiejąc, co takiego miała na myśli
kobieta. Obserwowała ją z uwagą, kiedy ta ruszyła w głąb sklepu, a jej
srebrzyste włosy zafalowały łagodnie w odpowiedzi na ruch. Poruszała się
pewnie i wyjątkowo zwinnie jak na kogoś w podeszłym już wieku, przez
co Eve tym trudniej było oderwać od niej wzrok. Zanim zdążyła zastanowić się
nad tym, co robi, ruszyła za Danielle, wciąż jednoznacznie nie potrafiąc
określić tego, co powinna względem niej czuć albo o czym myśleć. Nie tego
spodziewała się po wejściu do tego sklepu i chociaż wciąż obawiała się
tego, co mogłaby usłyszeć od mieszkańców Haven, coś w tej kobiecie
sprawiało, że chyba faktycznie zaczynała ją lubić.
Danielle… Czy pamiętała
jakiekolwiek wzmianki o jakiejś kobiecie, która była dla jej matki ważna?
Bez wątpienia słyszała to imię po raz pierwszy, ale kiedy wysiliła pamięć,
momentalnie zapragnęła wrócić do domu, a potem w bagażach odnaleźć
list od Beatrice i kilka postarzałych, nielicznych zdjęć, które zostały
jej po rodzicach.
– Przepraszam, ale czy pani… To
znaczy ty – poprawiła się pośpiesznie, chociaż czuła się
dziwnie mówiąc do dopiero co poznanej kobiety jak do starej znajomej – nie
miałaś przypadkiem kiedyś czarnych włosów? Wydaje mi się, że… Ech, mam kilka
zdjęć z urodzin – dodała i coś ścisnęło ją w gardle; wszystko,
co tak bardzo ją dręczyło, miało miejsce zaledwie kilka miesięcy później.
– A jak ci się wydaje,
kochanie? – zapytała uprzejmym tonem, oglądając się przez ramię, by posłać
wciąż zmieszanej Eve olśniewający uśmiech.
Wypuściła powietrze ze świstem,
powoli zaczynając sobie wszystko uporządkowywać. Nie pamiętała, kiedy ostatnim
razem znalazła w sobie dość siły i chęci do tego, żeby przeglądać
rodzinne pamiątki, ale nie mogła zaprzeczyć, że na jednym ze zdjęć faktycznie była
z kimś, kto bardzo przypominał Danielle. Tamta kobieta miała równie
lśniące włosy i to jakby znajome, zdecydowane spojrzenie stalowoszarych
oczu. Wcześniej o tym nie pomyślała, mając oszałamiającą wręcz wprawę
w zapominaniu o tym, co mogłoby się okazać dla niej
bolesne i co miało jakikolwiek związek z Haven, ale zastanawiając się
nad tym w tamtej chwili…
– Moja mama tutaj pracowała? –
zapytała, uczepiając się pierwszej i zarazem jedynej względnie bezpiecznej
kwestii. Zmiana tematu wydała jej się najbardziej sensowna, chociaż wciąż
zakrawała o rodzinę – a więc przeszłość, którą dotychczas poruszała
bardzo sporadycznie wyłącznie podczas rozmów z Amandą.
– Kilka lat. – Danielle westchnęła,
po czym wzruszyła ramionami. – Beatrice kochała książki… I dobrze się
tutaj odnajdywała, chociaż sama widzisz, że nie ma co liczyć na ruch. Nigdy mi
na tym nie zależało, bo księgarnia od zawsze była dla mnie wyłącznie rozrywką.
Sama uwielbiam tę atmosferę, chociaż… – Urwała, a jej spojrzenie jakby od
niechcenia przesunęło się po zakurzonych półkach. – Nie mam już do tego tyle
serca, co kiedyś. Może nigdy nie miałam.
– W domu jest dużo książek…
Tak mi się wydaje, chociaż dopiero wszystko sobie przypominam – odezwała się z wahaniem,
ostrożnie dobierając słowa. – W gabinecie ojca i w biblioteczce
mamy… Chyba mieliśmy bibliotekę – poprawiła się po chwili, a uśmiech
Danielle utwierdził ją w przekonaniu, że najpewniej niczego nie
pomieszała.
– Mówiłam, że Beatrice kochała
książki – przypomniała usłużnie. – Gdybyś potrzebowała pomocy w uporządkowaniu
domu…
– Dziękuję, ale nie chcę być
problematyczna – zapewniła pośpiesznie. Problem leżał również w tym, że
czuła, iż w pierwszej kolejności sama powinna uporządkować nie tylko
pozostawione w domu rzeczy, ale przede wszystkim przeszłość. – W zasadzie
to przyszłam tutaj, bo zauważyłam ogłoszenie. Jeśli już nikogo nie szukasz, w porządku
– dodała pośpiesznie; znajoma mamy czy też nie, ta kobieta zdecydowanie nie
była jej niczego winna.
– Ogłoszenie? O czym ty…? –
zaczęła w roztargnieniu, jednak prawie natychmiast na pięknej twarzy
pojawiło się zrozumienie. – Och, mój Boże, tak. Pewnie nie zdajesz sobie z tego
sprawy, ale właśnie przeżywam déjà vu – wyznała, a głos kobiety wydał się Eveline nieco zdławiony, zdradzając całą mieszankę skrajnych,
sprzecznych ze sobą emocji.
Od tamtej chwili było już tylko
łatwiej, chociaż nie sądziła, że to w ogóle możliwe. Prowadzenie rozmowy
okazało się niemalże naturalne, nawet jeśli nawiązywanie do rodziny, domu na
wzgórzu i tego, co miało związek z Haven, momentami przychodziło jej z trudem.
Danielle się starała, zwykle wiedząc, co takiego powiedzieć i kiedy się
wycofać, gdy atmosfera zbytnio gęstniała, stając się niemalże nie do
zniesienia. Eveline nie pamiętała, kiedy i w jakich okolicznościach z kimkolwiek
tak dobrze rozmawiało się zarówno o drobiazgach, jak i o tych
kwestiach, które dotychczas stanowiły temat tabu. Nawet podczas spotkań z Amandą
nie potrafiła mówić tak dużo i tak swobodnie, a przecież z założenia
jej terapeutka i – teoretycznie – najlepsza przyjaciółka powinna była być w stanie
do niej dotrzeć.
Straciła poczucie czasu, ale to
było dobre, tym bardziej, że potrzebowała okazji do tego, żeby oswoić się z Haven.
W pamięci wciąż miała wszystkie ostrzeżenia Amandy i własne obawy, te
jednak przynajmniej na moment zeszły na dalszy plan. Nie sądziła, że rozmowa na
jakikolwiek temat może mieć znaczenie, jednak każda kolejna minuta
w pogrążonym w półmroku sklepie wydawała się przynosić
dziewczynie ukojenie, którego potrzebowała od chwili pojawienia się w tym
miejscu. Spokój był dobry, zresztą tak jak i świadomość istnienia przynajmniej
jednej dobrej duszy do której w razie potrzeby mogła się zwrócić. Jasne,
była jeszcze Bella, chociaż Eveline wciąż jednoznacznie nie stwierdziła, co
powinna zrobić z entuzjastyczną sąsiadką. Być może wypadało, by
przynajmniej dała jej szansę, co zresztą postanowiła jeszcze podczas rozmowy z Danielle,
dochodząc do wniosku, że samotność jest ostatnim, czego tak naprawdę
potrzebowała, jednak podęcie decyzji jeszcze o niczym nie świadczyło. Co
więcej Bella – jakkolwiek nie byłaby urocza i otwarta na wszystkich wokół
– nie mogła wesprzeć Eve w takim stopniu jak kobieta, która
nie tylko znała jej rodziców, ale w równym stopniu przeżyła ich śmierć.
Chociaż była pewna, że jakiekolwiek
pytania są zbędne, zdecydowała się wrócić do tematu ogłoszenia. Wciąż czuła się
dziwnie z myślą, że Danielle mogłaby podchodzić do niej życzliwie tylko i wyłącznie
przez wzgląd na wspólną przeszłość, ale nie zamierzała się tym przejmować.
Potrzebowała zajęcia i nawet najmniejszego źródła dochodów, a jeśli
do tego mogłaby przebywać z kimś, komu naprawdę zaczynała ufać, tym
lepiej. Mimowolnie pomyślała, że takie rozmowy i coraz częstsze
nawiązywanie do tego, co miało miejsce dwadzieścia lat wcześniej, mogą okazać
się o wiele lepszą terapią, aniżeli wyparcie i wszystkie spotkania z Amandą.
Co prawda przez myśl przeszło jej, że być może powinna zapytać o radę
przyjaciółkę, ale z drugiej strony… Czy sama najlepiej nie miała pojęcia,
co takiego będzie dla niej najlepsze? Gdyby znajoma jakkolwiek była w stanie
jej pomóc, już dawno uporządkowałaby wszystkie sprawy, więc z równym
powodzeniem mogła zacząć szukać innych metod, zwłaszcza teraz, po powrocie do
Haven. Czekała ją kolejna noc w tym domu, a potem następna i jeszcze
jedna, a to mogło skończyć się naprawdę różnie; wciąż liczyła się z koszmarami
albo jakąkolwiek inną formą gwałtowniejszego odreagowania czegoś, co było dla
niej trudne.
– Gdybyś czegokolwiek potrzebowała,
zawsze możesz zwrócić się do mnie… Albo do tej swojej znajomej, bo z tego,
co słyszę, to dziewczyna dobrze gada – oznajmiła z powagą Danielle, ledwo
tylko wspomniała o Belli. – Michael to złoty chłopak, który działa cuda.
– A Bella? – zapytała.
Okej, być może to nie było uczciwe,
ale ciekawość wydała się najzupełniej naturalna. Dziewczyna była miła,
otwarta i bardzo sympatyczna, co jednak nie znaczyło, że Eve nie mogła
pokusić się o dowiedzenie na jej temat czegoś więcej. Danielle mieszkała w Haven
całe życie, więc znała wszystkich mieszkańców – lepiej lub gorzej, ale jednak. W takim
wypadku Eveline tym bardziej zamierzała zdać się na ocenę kobiety, podświadomie
czując, że to najlepsza alternatywa. Przyjaciółka matki bez wątpienia nie
zamierzała jej okłamywać i chociaż takie myślenie wydało się czymś
abstrakcyjnym, co zupełnie do niej nie pasowało, nie próbowała ze sobą walczyć.
Skoro nigdy wcześniej nie spotkała na swojej drodze kogoś, komu mogłaby zaufać,
a w tym miejscu już na wstępie była świadoma jakiegokolwiek rodzaju
więzi z pozornie obcą osoba, mogła chyba uznać, że coś jest na rzeczy.
– Hm… Ma ranczo w pobliżu
twojego domu, prawda? – rzuciła jakby od niechcenia Danielle. – Miła
dziewczyna.
– Tak, to wiem – zniecierpliwiła
się. Próbowała panować nad językiem, starannie dobierając słowa, by nie
zabrzmieć zbyt roszczeniowo i wścibsko, jednak do jej głosu i tak
wkradła się irytacja. – Tylko tyle? – zaryzykowała w końcu.
Kobieta westchnęła, po czym
wzruszyła ramionami.
– Widziałam tę małą zaledwie kilka
razy. Wydaje się miła, ale pojawia się w mieście bardzo rzadko – wyjaśniła
w końcu. – Najwyraźniej ceni sobie prywatność, ale to nic złego. Jeśli
chcesz znać moje zdanie, to powinnaś dać jej szansę – stwierdziła, po czym uśmiechnęła
się w nieco cyniczny sposób. – Co nie oznacza, że z zaufaniem trzeba
przesadzać, zwłaszcza tutaj.
– A co to niby…? – zaczęła,
jednak coś w spojrzeniu stalowoszarych oczu Danielle skutecznie przekonało
ją do tego, żeby jednak zamilknąć.
– Po prostu bądź ostrożna, Eve. To
małe miasteczko, tak, ale ludzie są tylko ludźmi, jeśli wiesz, co takiego mam
na myśli. Jesteśmy lepsi albo gorsi, a od niektórych lepiej trzymać się z daleka,
co już ci mówiłam – wyjaśniła z powagą, spoglądając dziewczynie w oczy.
– Rozumiesz?
Wzdrygnęła się, nagle
zaniepokojona. Nie zapytała o to wprost, ale i bez tego wiedziała, że
uwaga dotyczyła przede wszystkim Drake’a, którego Danielle w tak
nieuprzejmy sposób dosłownie wyrzuciła ze sklepu. Co prawda sam zainteresowany
zachował się w szarmancki, godny dżentelmena sposób, przyjmując
złośliwości niemalże z klasą, jednak dało się wyczuć, że nie był
zachwycony – najdelikatniej rzecz ujmując. Eveline wciąż kręciło się w głowie
na wspomnienie niebieskich oczu mężczyzny, nie mówiąc już o aurze, którą
ten wokół siebie roztaczał, kiedy jednak pomyślała o spotkaniu z mężczyzną
będąc daleko od niego, coś w oszołomieniu i emocjach, które w niej
wzbudzał, skutecznie przyprawiło ją o dreszcze.
Z pewnym opóźnieniem skinęła głową,
aż nazbyt świadoma tego, że Danielle wciąż ją obserwowała. Nie wydawała się
zachwycona taką formą odpowiedzi, ostatecznie jednak zdecydowała się nie
komentować tego nawet słowem. W zamian po raz kolejny nachyliła się w stronę
Eve, w najzupełniej naturalnym, swobodnym geście, ujmując ją za dłoń,
jakby fizyczny kontakt mógł być w stanie pozwolić jej lepiej przekazać to,
co planowała powiedzieć.
– Chcę, żebyś była bezpieczna. I to
nie tylko przez wzgląd na Beatrice, jeśli akurat to przyszło ci do głowy –
oznajmiła z powagą, starannie dobierając kolejne słowa. – To nie jest dla
ciebie łatwe i bez wątpienia jesteś zagubiona, ale najważniejsze jest to,
żebyś przez to wszystko nie zapomniała o zdrowym rozsądku. Haven jest
piękne, chociaż czasami potrzeba czasu, żeby dostrzec jego faktyczną naturę…
Jest dzikie – dodała z naciskiem. – Jesteśmy pośrodku nicości, co pewnie
już sama zdążyłaś zauważyć. Z daleka od większych miast, w samym
środku lasów… Tutaj ludzie żyją w innym rytmie niż w metropoliach, w zgodzie
z naturą, chociaż to może być dla ciebie abstrakcją. Uznaj to za ględzenie
starej kobiety, która widziała to i owo, ale… Cóż, po prostu postaraj się
wziąć pod uwagę to, co ci mówię. Czasami nie wszystko jest takie oczywiste, jak
mogłoby się wydawać. – Zamilkła, być może wyłącznie po to, by złapać oddech, a może
usiłując zebrać myśli – Eveline było wszystko jedno, skoro tak czy inaczej
czuła się oszołomiona. – Uważaj, kogo zapraszasz do domu. Nie chcę cię
straszyć, ale w Haven działo się dość złych rzeczy, bym z całym
przekonaniem mogła powiedzieć ci, że nie ma niczego lepszego od zasady
ograniczonego zaufania. Postaraj się zaufać sobie, a wtedy nikt ani
nic cię nie skrzywdzi.
Czy moi rodzice to wiedzieli?, przeszło Eve przez myśl, jednak nie miała odwagi, by
zadać to pytanie. Wywód Danielle wydawał się pokrywać z niektórymi częściami listu Beatrice, chociaż oczywistym było to, że kobieta nie miała prawa widzieć
go na oczy. Co więcej, choć ta nie powiedziała tego wprost, mówiąc o „złych
rzeczach” bez wątpienia miała na myśli to, co wydarzyło się w rezydencji
Nightów; to wydawało się oczywiste, jednak Eveline i tak poraziła liczba
mnoga, którą posłużyła się jej rozmówczyni. To mogłaby być niewinna, nic
nieznacząca rada, jednak coś w tonie i kierunku, który ostatecznie
przybrała rozmowa, momentalnie sprawiło, że poczuła się bardzo nieswojo, nagle
nie będąc w stanie myśleć o niczym innym, prócz tego, żeby jak
najszybciej wydostać się na zewnątrz. Ciasny sklep bez wyraźniejszej przyczyny
wydał jej się o wiele za mały, przez co czuła się w niemalże
klaustrofobiczny sposób.
– Ja… Dziękuję ci, Danielle –
wyrzuciła z siebie w końcu. Jej głos zabrzmiał dziwnie, a przy
tym o wiele spokojniej niż mogłaby się spodziewać. – Za wszystko. Wpadnę
jutro, ale teraz… Obawiam się, że muszę już iść.
Nie dodała niczego więcej, kobieta
zresztą tego nie oczekiwała. Sądziła, że poczuje ulgę, kiedy w końcu
opuściła niepozorną księgarnię, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
Na krótko po tym, jak starannie
zamknęła i zablokowała drzwiczki auta, zachmurzone niebo otworzyło się i jednak
zaczął padać deszcz.
Kolejny rozdział za nami – tym razem szósty, chociaż to, że piszę tę historię, wciąż do mnie nie dociera. Wciąż czuję się bardzo niepewnie, a ulgę poczuję chyba dopiero w chwili, w której przekroczę dziesiątkę, tym bardziej, że nadal boję się, że w pewnym momencie po prostu się zatnę albo coś pójdzie nie tak. Z drugiej strony, muszę przyznać, że z każdą kolejną linijką, ta historia coraz wyraźniej klaruje się w mojej głowie, nabierając kształtu, który próbowałam nadać jej przez te wszystkie lata. Mam już zarys najbliższych wydarzeń, ładnie scalający to, co umyśliłam sobie już lata temu, a czas pokaże, czy zdołam wszystko oddać w taki sposób, jak mogłabym tego oczekiwać.Pięknie dziękuję za wszystkie dobre słowa, wyświetlenia i komentarze. Staram się, a Wy bardzo mnie motywujecie za co jestem bardzo wdzięczna. Cieszy mnie też to, że zdołałam napisać ten rozdział dzisiaj, tym bardziej, że przez ostatnie dni nie miałam czasu na nic więcej prócz wrzucanie notek na „Zagubionych w czasie”. Tutaj udaje mi się pisać zaskakująco regularnie, więc z czystym sumieniem mogę obiecać kolejny rozdział w przyszłym tygodniu – z tym, że jeszcze nie mam pojęcia, kiedy powinniście go wypatrywać. Wkrótce sesje i wtedy się ciekawie, chociaż nie sądzę, żeby to w jakiś rażący sposób odbiło się na mojej pisaninie, tym bardziej, że weny mi nie brakuje.Nie przedłużając, raz jeszcze dziękuję i do napisania. Sądzę, że rozdział siódmy może okazać się niemałym zaskoczeniem, chociaż…
Moje <3
OdpowiedzUsuńCześć i czołem!
UsuńTy wiesz, jak ja bardzo się cieszę, że napisałaś kolejny rozdział. Już VI, a niedawno dawałaś nam dopiero prolog. Ja Cię podziwiam, że w ciągu jednego dnia potrafisz napisać taki świetny rozdział. Chociaż Ty doskonale wiesz, co ja o tym wszystkim myślę, czyż nie? :) Jak zawsze czyta się lekko i zdecydowanie zbyt szybko :c
Ja się nadal nie dziwię, że Eveline tak zareagowała na widok Drake'a. Więc niech nie czuje żadnych wyrzutów sumienia, bo to w pełni normalne i uzasadnione zachowanie - chociaż pewnie niektórzy chcieliby się w tej chwili ze mną kłócić. To musi być dziwne uczucie, gdy osoby znają Cię osoby, których się w ogóle nie kojarzy. A w Haven zapewne takich osobó jest więcej niż tylko Danielle. W końcu jest jeszcze Marco, a no i Drake wiedział kim jest nowo przybyła :D Pewnie wiedzą nawet o niej więcej, niż ona sama.
Jestem pewna, że końcowe słowa Danielle dały Eveline do myślenia. Sama jej reakcja mówi za siebie. Tylko jestem bardzo ciekawa, o czym dokładnie kobieta mówiła. Wiem, że tego dowiem się z kolejnymi rozdziałami, więc uzbrajam się w cierpliwość i nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział <3
Życzę więc dużo weny i czasu na pisanie kolejnych rozdziałów na tym blogu jak i na innych <3
Mrs.Cross <333
Chcesz oberwać? :D Ja wiem, że nie mam neta, ale mogłaś wspomnieć, że już dodałaś rozdział! :p
OdpowiedzUsuńPrzyjdę z komentarzem jak tylko będę mogła, ewentualnie wieczorem jak juz znajdę chwile dla siebie i nie będę wszędzie widzieć pełnych pudeł. xD
Hej^^
UsuńJa tak bardzo chciałabym wreszcie mieć internet, żeby podczas czytania rozdziału posłuchać sobie jakiejś daj ej muzyczki, a niestety nie mogę. :< Mój telefon nie jest zaopatrzony w to czego w danej chwili chce posłuchać. :[
Przechodząc do rozdziału... długo się zastanawiałam nad tym kim jest ta kobieta. Mogła być każdym, ale chyba w życiu bym nie wpadła na to, że była przyjaciółka mamy Eveline. Ten rozdział był dojść tajemniczy, a znowu zamiast jakiś odpowiedzi dostajemy znacznie więcej pytań. Ale jaka byłaby radość z czytania, gdybyś podała nam na tacy wszystkie odpowiedzi i wyjaśniła o co chodzi w opowiadaniu w zaledwie kilku rozdziałach?^^
Klaudia się już na Tobie poznała i wie, że nie powinno się od razu ufać niektórym postaciom! Ja jak na razie wole być ostrożna, podobnie jak w przypadku Belli. No niby jest miła, uprzejma i nie wścibska, ale to równie dobrze może być przykrywka. Tak samo jak Danielle, przyjaciółka jej matki, pamięta Eve jak była mała, ale... Tajemnice. Każdy je ma i jestem pewna, że tej pani one też nie ominęły.^^
Nie mogę się juz doczekać kolejnego rozdziału, a czytanie tego bardzo mi umiliło dzień. Wiadomo miałam dużo roboty, a jak już siadłam i przeczytałam to zapomniałam o wszystkim i na moment mogłam się skupić tylko i wyłącznie na tej historii.
Czekam niecierpliwie. Mam nadzieje, ze nowy rozdział pojawi się na dniach.^^
Postaram się też nadrobić ostatnie rozdziały LITT:D
Pozdrawiam,
Gabi. :*
Witam! c:
OdpowiedzUsuń*Odpala Eyes On Fire, którym ją (nie)szczęśliwie zaraziłaś i zabiera się za komentarz*
No co ja mogę powiedzieć? Rozdział jak zwykle cudowny, pełen jakże emocjonalnych opisów, które tak u Ciebie uwielbiam... Eve ma niewątpliwie trudną przeszłość za sobą i nawet wiele lat po tak traumatycznych wydarzeniach zmaga się ze swoimi demonami. To zrozumiałe. Zgrabnie udaje ci się wplatać jej troski, zmartwienia i lęki w codzienność, co wychodzi ci niesamowicie lekko. Wszystko płynnie przechodzi jedno w drugie; tu toczy się względnie przyjemna rozmowa, a w głowie Eve formują się liczne pytania i nawiązania do nieznanej Czytelnikom przeszłości kobiety. Nienawidzę cię za takie trzymanie nas w niepewności, ale doskonale wiem, że bez tej dawki tajemniczości nie byłoby żadnego opowiadania - szczególnie tego, którego głównymi bohaterami są wampiry.
Danielle jest postacią, której nie sposób nie polubić, ale jestem już na tym etapie LITT, że wiem doskonale, że po Tobie trzeba się spodziewać niespodziewanego :D (Nadal 8 rozdział Północy, ale w końcu ruszę do przodu ;-;) Dlatego staram się nie przywiązywać do tej milutkiej staruszki, żeby później nie musieć się skopać za łatwowierność. Danielle zna Evelyne, znała jej rodziców; a to nigdy nie wróży nic dobrego - przynajmniej moim zdaniem. Tajemnice są tajemnicami. A jeżeli poznaje je ktoś trzeci... Wtedy może się zrobić nieprzyjemnie.
Dawno już nie było Castiela ;-; Zrobisz z tym coś w następnym rozdziale, co?
Nie wiem czemu, ale mam złe przeczucia co do kolejnych notek... Tym bardziej, że już teraz przekonujesz nas o niemałym zaskoczeniu. A ja nie lubię niespodzianek! A już szczególnie tych Twoich! ;p
Na dziś tyle ode mnie c: Weny i czasu ci nie życzę, bo już pokazałaś nam, że Ty jesteś ponad to :D Jedyne co może ci się przydać, to nowa piosenka - zarówno dla mnie jak i dla ciebie - bo z trwogą stwierdzam, że Eyes On Fire wkrótce nam zbrzydnie na maksa, a wtedy już nie będziemy miały żadnej przyjemności ze słuchaniem jej po raz etny. Ty chociaż mieszasz ją z TDG. A ja nie ;-;
Buziaki!
Klaudia99
Hej
OdpowiedzUsuńHmm Danielle kojarzy mi się z taką starą czarownicą- pozytywną postacią. Mam wrażenie, że z matką dziewczyny łączył ją nie tylko kontakty zawodowe. Wspólna praca zbliża, a staruszka wzbudza zaufanie. No i to ostrzeżenie skierowane do Eve- jakby ta wiedziała kim jest Drake.. albo podejrzewa. Niechęć kobiety nie wzięła się znikąd- tak sądzę. Musi coś wiedzieć- pytanie tylko co wie i czy podzieli się tym z główną bohaterką. Odnoszę wrażenie, że uczynisz z niej mentorkę Eve. Pasowałaby do tej roli:P
Sama Danielle wydaje mi się być ostrożna w wydawaniu osądów- chociażby o Belli- jednak sama wzbudza zaufanie. Ciekawa jestem jak będzie wyglądała praca u tej pani, bo ruchu w tej księgarni raczej nie ma. No i czy opłaca jej się dopłacać do interesu- a to będzie musiała robić aby zatrudnić Eve.
Cóż.. czekam na więcej i ową niespodziankę:)
Weny kochana
Guśka
No i jestem.
OdpowiedzUsuńDanielle to miła, mądra staruszka, jedna z tych postaci, których nie da się nie lubić. Ciepła, kochana i ma dużą wiedzę o tym, co dzieje się w tym miasteczku. Ciekawe, czy wie też o wampirach. Sądząc po ostrzeżeniach, które skierowała do Eve, raczej wie. Wcale mnie nie dziwi, że Eve tak przyjemnie się z nią rozmawiało. Może ona pomoże jej jakoś uporać się z przeszłością.
Rozdział jak zwykle czytało się szybko i przyjemnie, nie mam żadnych uwag. Znalazłam może jedną literówkę i to było bodaj brak "ć" albo coś takiego, ale już nawet nie pamiętam gdzie.
Moja wena na komentarze wyraźnie uległa wyczerpaniu, chyba jestem już zmęczona. Nawet oczy mnie bolą i mrużę oczy jak głupek. q.p
No nic, następny rozdział przeczytam pewnie dopiero jutro. :)
Pozdrawiam,
Sight
Hejcia :D
OdpowiedzUsuńKurcze im więcej czytam tym bardziej drażni mnie ta niewiedza na temat śmierci Nightów i co z nimi jest, a raczej było, takiego nadzwyczajnego? Mięli jakiś związek z wampirami, że wszyscy nocni się tak nagle ocknęli i zwrócili uwagę na dziewczynę? A może wręcz przeciwnie, polowali na nich? Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to drażni xD oczywiście w dobrym znaczeniu tego słowa! Zwróciłam uwagę, że strasznie wolno leci jej czas, bo jakby nie patrząc, przyjechała do miasteczka, żeby załatwić konkretne rzeczy, wpadła na nieznanego, w którego ramionach tkwiła i tkwiła... a później długo i długo rozmawiała ze staruszką. Tak jakby czas dla Eve stawał w miejscu w niektórych momentach XD W każdym razie...
1. Bella wydawała się dosyć ciekawą osobą, choć... jakoś specjalnie się do niej nie przekonałam, ale to może dlatego, że pojawiła się dopiero raz. W każdym razie chciała sprawiać wrażenie takiej, która nie interesuje się dziedziczką Nightów, ale jednak ostatecznie, według mnie, wyszło na to, że się nią zainteresowała i trochę chciała się dowiedzieć co nieco xd Może i gdy ona przyjechała do miasta też wszyscy o niej mówili, ale jednak to nie ona jest dziedziczką, tej wielkiej rodziny. (Cholera i znowu mnie to drażni, że nie wiem co się stało z nimi xd Robię domysły, że zostali zamordowani O.o).
2. Zwróciłam uwagę na to, że Eve jest zbyt nieufna wobec wszystkich i drażni mnie tym swoim podejściem ;-; Tak każdego chciałaby trzymać z rezerwą, nie angażować się w nic i kurde później jest zła, że wszyscy o niej mówią. Zawsze tak jest niestety, że mówi się o gwiazdach i największych mruko/gburach, a ona właśnie mi na taką wygląda. Jakby okazała więcej empatii, ludzie by ją polubili i nie miałaby na głowie tylu ploteczek. Poza tym, sama sobie ze wszystkim nie poradzi niestety...
3. Drake <3 Boże ten facet to mnie samej się spodobał, ale nie przez to jak się zachował wobec Eve. Ależ skąd XD Kocham go za to, że jest kanibalem <3 No i jeszcze jak dowiedziałam się, że wampir ma zapędy sadystyczne to już w ogóle, lofffki <3 Ja to mam słabość do takich złych facetów xD W każdym razie będę czekać aż znajdzie się go więcej w rozdziałach, bo mnie strasznie zainteresował :D
4. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić staruszkę z długimi włosami O.O Ale też wydaje się całkiem przyjemną osóbką i oby Eve przyjęła pracę u niej, bo tak jak wspominała, odrobina grosza na pewno się jej przyda. Poza tym, może to być pierwsza osoba, do której ta mruczka się odezwie i w jakimś stopniu otworzy. Jestem ciekawa, jacy byli rodzice dziewczyny, ale jakoś nie wyobrażam ich sobie jako socjopatów, a tym bardziej takich z mruczącymi myślami xD Odnoszę wrażenie, że byli dobrym małżeństwem xD
Oprócz tego strasznie podobają mi się te słowa, których używasz w opisach, które są fenomenalne (chociaż ciut ich za dużo xd). Przez Ciebie ,,rekonesans" chodził za mną wszędzie XD Kurczę no! Naprawdę historia się świetnie zapowiada, a o wykonaniu już nie wspomnę, bo bijesz na głowę nawet książki, które czytałam! Naprawdę podziwiam talent :*
Pozdrawiam kochana :*
Ciekawa osóbka z tej Danielle :) Nadal jestem strasznie ciekawa przeszłości Eveline.
OdpowiedzUsuńNo dobra na początek muszę, po prostu muszę, przyczepić się do tego, że Amanda zachowuje się jak totalnie nieprofesjonalna terapeutka! xD O ile faktycznie tą terapeutką miała być i nie jest to jedynie zabieg litetracki określający przyjaciółkę. Zakładam jednak, że tą terapeutką była, a skoro tak to: naturalnym jest, że nie mogła być ani przyjaciółka, ani udzielającym porad, czy oceniającym. Wybacz, musiałam! xD Mimo wszystko, to opowiadanie fantasy więc pozwoliłam sobie wtrącić tę uwagę ten jeden raz i nie będę już do tego wracać. :D Co do samego rozdziału, to był bardzo dobry! Chyba najlepszy z dotychczasowych. Dobre wyważenie opisów, przemyśleń i dialogów. Duży plus! Danielle jako postać budzi sympatię, myślę, że stanie się kimś na wzór mentorki, ale może jednak nie? Nie wiem, jestem ciekawa. :) Błędów w tym rozdziale nie wyłapałam. ^^
OdpowiedzUsuńCo do Amandy… Ograniczę się do: owszem, świadome, zobaczysz. ;) Aczkolwiek też bym zwróciła uwagę.
UsuńI zaś dziękuję. Powtórzę to jeszcze wielokrotnie, tak czuję. :D