Eveline
Czuła strach, chociaż nie
potrafiła wytłumaczyć jego przyczyny. Wiedziała za to, że ją wypełniał,
paraliżując i przyprawiając o zawroty głowy. Towarzyszył jej przez
cały czas, niczym dobry przyjaciel, którego nie widziała od dawna, a który
w końcu zdołał ją odnaleźć. Wiedziała, że już kiedyś tego doświadczyła,
jednak próba przywołania odpowiednich wspomnień jawiła się jako coś równie
trudnego i nierealnego, co i swobodne mówienie o tym, co
dwadzieścia lat wcześniej spotkało jej rodziców.
Wokół było
ciemno, ale prawie nie zwracała na to uwagi. Miała wrażenie, że się unosi,
niczym w transie podążając przed siebie – krok za krokiem, wciąż w pustkę,
choć perspektywa biegu w nieznane powinna była napawać ją przerażeniem.
Czuła się nienaturalnie wręcz lekka, jakby tworzyło ją powietrze –
niewidzialne, niematerialne, eteryczne… Śniła.
Musiała śnić, bo i nic innego nie mogło mieć racji bytu, zwłaszcza kiedy z przesadną
wręcz uwagą analizowała to, co działo się wokół niej. Całą sobą chciała wierzyć
w to, że tak właśnie jest i że to po prostu nocny majak, którego
charakteru wciąż nie potrafiła określić, a który stopniowo zaczynał jawić
się jako koszmar. No cóż, mogła się tego spodziewać, w gruncie rzeczy
wiedząc, że jej umysł prędzej czy później odwdzięczy
się za powrót do miejsca, które wzbudzało w niej tak silne,
negatywne emocje. Najwyraźniej właściwy moment w końcu nadszedł, a Eve nie pozostawało nic innego, jak tylko spróbować się z tym zmierzyć.
Natłok
niespójnych, gorączkowych myśli, skutecznie przyprawiał ją o zawroty
głowy, potęgując odczuwaną dezorientację. Nie była pewna, gdzie się znajduje, w którą
stronę biegnie i dlaczego to robi. Wiedziała jedynie, że powinna zdać się
na instynkt, nieprzerwanie podążając przed siebie i nawet nie próbując
zastanawiać się nad tym, czy w jej postępowaniu dało się doszukać
jakiegokolwiek sensu. Zresztą po co, skoro śniła? Jeśli zdawała sobie z tego
sprawę, najpewniej nie miało być tak źle, a może gdyby do tego wszystkiego
choć trochę się wysiliła, byłaby w stanie się obudzić. Tak przynajmniej
słyszała, w przeszłości spotykając się już z definicją świadomego
snu, ale wtedy nie przypuszczała nawet, że kiedykolwiek mogłaby tego
doświadczyć na własnej skórze. Jakkolwiek by nie było, jeśli coś posiadało
nazwę, musiało być normalne, nawet jeśli na pierwszy rzut oka zmysły i umysł
wydawały się sugerować jej coś zupełnie odwrotnego.
Myśl o tym,
że w rzeczywistości nadal była w domu, kolejną noc spędzając na
wąskiej kanapie, powinna była ją uspokoić, jednak nic podobnego nie miało miejsca.
Strach wciąż wydawał się wręcz nienaturalnie prawdziwy, ciało zresztą –
choć na swój sposób całkowicie poza kontrolą – wydawało się wrażliwe na
wszelakie bodźce, które atakowały zmysły ze wszystkich stron. To
uświadomiło jej, że odczuwała przejmujący wręcz chłód, kiedy zaś odważyła się
spojrzeć w dół, przekonała się, że na sobie ma cieniutką koszulę nocną.
Rozpoznała aksamitnie biały, bawełniany materiał, bo krótko po powrocie z miasta
sama wynalazła go w walizce, chcąc nie chcąc dochodząc do wniosku, że
cokolwiek jest lepsze od kolejnej nocy w noszonym przez tyle godzin
ubraniu. W jednym z pokoi znalazła zresztą grubą kołdrę i kilka
koców, które wydały jej się wystarczające do tego, żeby ochronić ją przed
panującym w budynku ziąbem.
Chłód był kolejną kwestią, która momentalnie zaczęła dziewczynie ciążyć. W miarę jak rozjaśniało jej się w głowie, do Eveline
docierało coraz więcej istotnych szczegółów. Jej ciało reagowało na panujące na
zewnątrz zimno, kiedy nocne powietrze raz po raz muskało odsłoniętą skórę ramion oraz obnażone uda i łydki. W tamtej chwili uprzytomniła sobie
również, że jest bosa i że drobne kamyczki oraz gałązki, wchodzące w skład
leśnej ściółki, przy każdym kolejnym kroku drażnią stopy. Mniej więcej
wtedy ciemność okazała się bardziej przystępna, a dziewczyna zrozumiała,
że biegnie przez gęstwinę – nieprzeniknioną i cichą, tak jak i ta,
która ze wszystkich stron wydawała się odcinać Haven od świata. To wyjaśniało,
dlaczego jej umysł stworzył akurat taką scenerię, w zaskakująco
rzeczywisty sposób odtwarzając najdrobniejsze detale, zapachy i dźwięki,
które spodziewałaby się usłyszeć, gdyby zdecydowała się na samotny spacer po
okolicznych lasach.
To tylko sen…
Skrzywiła się nieznacznie, czując coraz bardziej uciążliwe
palenie w płucach. Rwało ją w boku, a jednak wciąż z uporem
posuwała się naprzód, obojętna na mrok, pogodę oraz to, że znajdowała się w całkowicie
obcym miejscu. Ból również okazał się bez znaczenia, zaś Eve ze snu w pełni
zignorowała niedogodności związane z pozostawaniem w ciągłym ruchu.
Jej ciało wydawało się wręcz dopraszać o to, żeby się zatrzymała, jednak
nie potrafiła się do tego zmusić. Była niczym w transie, zdolna wyłącznie
podporządkować się temu, co nakazywało Eve biec przed siebie. Musiała to
zrobić, bo…
Właściwie dlaczego? Zresztą nieważne…
To tylko sen.
Powtarzała to z godnym pożałowania uporem, wydając się
oszukiwać samą siebie, choć zarazem tylko takie rozwiązanie miało jakikolwiek
sens. W głowie miała pustkę, ale i nad tym przestała się zastanawiać,
próbując zaufać samej sobie i narastającym z każdą kolejną sekundą pragnieniu, żeby trwać w tym szaleństwie; by ot tak zaufać sobie i założyć,
że wszystko jest w porządku, nawet gdyby prawda miała okazać się inna.
Czuła, że musi postąpić
w ten sposób, w pełni zdana na instynkt, jednak nie sądziła, że
mogłaby dysponować czymś tak wątpliwym i nieokreślonym. Już nie próbowała
szukać w tym logiki, nawet najprostszej, mając wrażenie, że to okazałoby
się tylko i wyłącznie stratą czasu. Z drugiej strony, być może
właśnie dlatego się bała – nie tylko wszystkiego, co działo się wokół niej, ale
przede wszystkim wniosków, które mogłaby wyciągnąć, gdyby poznała prawdę.
Lodowate powietrze chłostało ją po twarzy, zresztą tak jak i nisko
zawieszone gałęzie, które raz po raz zaplątywały się w długie, ciemne
włosy. Eveline skrzywiła się, po czym spróbowała osłonić się ramieniem,
zniecierpliwionymi ruchami usuwając z drogi kolejne przeszkody. Wątpiła,
by choć przez chwilę biegła wydeptaną przez mieszkańców ścieżką, w zamian coraz
głębiej zapuszczając się w te bardziej dzikie, niezbadane dotychczas
części lasu. Znacznie zwolniła, raz po raz potykając się na nierównościach
terenu i chyba jedynie cudem wciąż będąc w stanie utrzymać równowagę.
Do głowy przyszła jej irracjonalna myśl o tym, że rośliny wokół niej nie
tylko żyją, ale w złośliwy sposób nachylają się ku niej, za
wszelką cenę próbując ją powstrzymać – zmusić do zatrzymania się albo
sprawić, żeby upadła, bo gdyby do tego doszło, wtedy nastąpiłby koniec.
Coś w myślach, które krążyły Eve po głowie, skutecznie
przyprawiało ją o dreszcz niepokoju – inny od wpływu chłodu, zimno zresztą
zeszło na dalszy plan, wyparte przez adrenalinę i gorąco, które porażało
pulsujące od wysiłku mięśnie. Poczuła, że puls gwałtownie jej przyśpiesza, a serce
rozpaczliwie trzepoce się w piersi, jakby chcąc wyrwać się na zewnątrz i uciec
gdzieś daleko. Wciąż nie pojmowała przyczyny odczuwanego strachu, ale nagle
dotarło do niej, że nie tyle biegła bez celu, co za wszelką cenę próbowała
oddalić się od kogoś lub czegoś, co mogłoby stanowić zagrożenie. Uciekała z powodów,
które w najmniejszym nawet stopniu nie były dla niej jasne, co bynajmniej
nie powstrzymało jej przed wyciągnięciem wniosku, który samoistnie sformułował
się w głowie: jeśli się nie uda, wtedy konsekwencje byłyby
poważne, a ona…
Och, nie, zdecydowanie nie była gotowa na to, żeby
dokończyć tę myśl.
Eveline… Eveline, proszę.
Zesztywniała, z wrażenia omal nie wypadając z rytmu.
Z pewnym wysiłkiem zmusiła się do tego, by zapanować nad drżącym ciałem i biec dalej, uparcie ignorując szept, który tak nagle
rozbrzmiał w jej głowie. Słyszała go wyraźnie, całą sobą, a nie tylko
uszami, gotowa wręcz przysiąc, że głos rozbrzmiewał w umyśle. Słodkie
słówka oraz ton, który sprawiał, że jej imię brzmiało trochę tak, jakby zostało
wyśpiewane – melodyjnie, wdzięcznie, ale i… błagalnie. Głos wydawał się ją
wzywać, a jego właściciel niemiłosiernie cierpieć, Eve zaś natychmiast
przyszło do głowy, że tylko ona mogła przynieść mu ukojenie.
Zawahała się, bezwiednie zaczynając wytracać prędkość.
Wciąż podążała przed siebie, ale o wiele wolniej, ograniczając się kolejno
do truchtu, a później do szybkiego, pewnego kroku. Ostrożnie stawiała
kolejne kroki, starannie wymijając potencjalne przeszkody i usiłując nie
zwracać uwagi na to, że płuca coraz bardziej intensywnie dawały o sobie
znać, wciąż mszcząc się za szaleńczy bieg, który sobie zafundowała. Milczała,
uparcie zmuszając się do ruchu, zaraz jednak nasłuchiwała jakichkolwiek oznak
tego, że szept się powtórzy, skoncentrowana przede wszystkim na tym, by ustalić
jego pochodzenie. „Gdzie jesteś?” – chciała go zapytać – wykrzyczeć to pytanie,
by zwrócić na siebie uwagę i dać nadzieję – ale gardło miała zbyt
ściśnięte, by wydobyć z siebie chociaż najcichszy dźwięk.
Eveline…
Tym razem usłyszała go wyraźnie, zupełnie jakby właściciel
cudownego, głębokiego głosu stał tuż przy niej, szepcąc jej wprost do ucha.
Całym ciałem wstrząsnął rozkoszny dreszcz, który przemknął wzdłuż kręgosłupa. Strach przeinaczył się, przybierając
formę, której zdecydowanie nie potrafiła zinterpretować. Przez moment poczuła
się… niemalże zafascynowana, jakby w tym, czego doświadczała, było coś
wyjątkowego, czego mogłaby nade wszystko pragnąć, potrzebować i…
Och, nie tak. Jej ciało wyrywało się do właściciela głosu,
zarazem obawiając się, jak i pragnąc odszukać tego, który z takim
uporem ją wzywał. Chociaż nie sądziła, że to w ogóle możliwe, całą sobą tęskniła, pragnąc podążyć za
szeptami do miejsca i istoty, które jej duszy były tak bardzo bliskie.
Gdyby tylko powiedział, jak powinna go odnaleźć; dał jakąś wskazówkę
albo sam przyszedł do niej, by móc ją poprowadzić… W takim wypadku
wszystko byłoby o wiele prostsze, a Eveline pomyślała, że dzięki temu
w końcu poczułaby jakże upragniony spokój.
Być może popełniała błąd. Wciąż biegła, uciekała, ale skąd
miała mieć pewność, że to w istocie miało sens – i że faktycznie nie
powinna się zatrzymywać? W tamtej chwili po raz pierwszy zaczęła się
buntować, poddając w wątpliwość wszystko to, co robiła i myślała
przez ostatnie minuty. Nie potrafiła nawet stwierdzić, jak długo już trwała w tym
dziwnym stanie, świadoma wyłącznie niekończącego się biegu, który z taką
łatwością mogłaby zakończyć. Chciała zrobić cokolwiek innego, nawet gdyby miało
się to wiązać z osunięciem się na ziemię i przynajmniej chwilowym
odpoczynkiem, w nerwowym oczekiwaniu na konsekwencje, które mogłyby wiązać
się z taką decyzją. Gdyby tylko znalazła w sobie dość siły, żeby się
na to zdobyć, wtedy być może w końcu znalazłaby sposób na to, żeby
zrozumieć, jej ciało jednak na wszelakie sposoby wydawało się bronić przed
dokonaniem czegoś, co przecież powinno było przyjść z dziecinną wręcz
łatwością.
Nie od razu w pełni dotarło do niej to, że coś po raz
kolejny uległo zmianie. Poczucie bycia obserwowaną pojawiło się nagle, a Eveline
choć na moment zdołała zapomnieć o targających nią wątpliwościach. W następnej
sekundzie na powrót rzuciła się do biegu, ogarnięta paniką, której nie
rozumiała i w gruncie rzeczy nie chciała pojąć. Wiedziała jedynie, że
ma dość i że pragnie się obudzić, ale nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższym
czasie miało do tego dojść. Próbowała wszystkiego, począwszy od myślenia, błagania
i wizualizowania sobie wnętrza domu, w którym zasnęła, jednak pomimo
tego wciąż była w tym lesie – zagubiona, przemarznięta i drżąca.
A co, jeśli…
Nie! To musiał być sen – inna możliwość nie wchodziła w grę.
To, że nie miała wprawy w kontroli nad otaczającą ją rzeczywistością,
jeszcze o niczym nie musiało świadczyć.
Potknęła się i tym razem upadła, boleśnie lądując na
leśnym podszyciu. Poczuła przeszywający ból, kiedy instynktownie wyrzuciła obie
ręce przed siebie, chcąc zamortyzować upadek i wciąż mając naiwną nadzieję
na to, że znajdzie sposób, by utrzymać się na nogach. Łzy wściekłości
napłynęły jej do oczu, kiedy w pośpiechu zaczęła walczyć o to, żeby
poderwać się na równe nogi. Strach był coraz silniejszy, a Eve czuła, że
niezmiennie traci cenne sekundy, niezdolna do tego, żeby poruszać się tak
szybko, jak mogłaby oczekiwać.
Eveline…
Tym razem szept wzbudził w niej wyłącznie niepokój,
nie brzmiąc nawet po części tak uwodzicielsko, jak jeszcze chwilę wcześniej.
Włoski na ramionach i karku stanęły jej dęba, chociaż już i tak miała
gęsią skórkę, wciąż drżąc ze strachu i za sprawą panującego na zewnątrz
chłodu. Kiedy spojrzała na swoje piekące dłonie, zauważyła niewielkie
zadrapania, a miejscami kropelki krwi, co z jakiegoś powodu
przyprawiło ją o mdłości. Nerwowym ruchem potarła dłonie, po czym z trudem
dźwignęła się na równe nogi, zmuszając się do tego, żeby iść dalej, pomimo
tego, że wszystko w niej aż rwało się, żeby dać sobie spokój,
skulić się na ziemi i poczekać do rana.
Nie miała pojęcia, jak długo to trwało. Kolejne minuty
zlewały się ze sobą, a jedyne, co była w stanie rozróżnić, stanowił strach, wątpliwości oraz kolejne mijane drzewa. Miała wrażenie, że jeszcze
kilkukrotnie ktoś wypowiedział jej imię, nawołując i wydając się prosić o pomoc,
ale zmusiła się do myślenia o tym, że to tylko i wyłącznie wiatr.
Chciała wierzyć, że chłodne podmuchy powietrza wprawiały w ruch liście,
igrały z włosami oraz zmysłami, zwłaszcza słuchem, bo ten nagle wydał się wyjątkowo wręcz czuły. Była gotowa przysiąc, że las wokół niej tętni
życiem, choć w rzeczywistości czuła się prawie jak w grobie –
pozbawiona tchu i przytłoczona do tego stopnia, że ledwo mogła zmusić się, żeby wciąż się ruszać.
Była skłonna uwierzyć w to, że wszystkie dziwne,
niepokojące dźwięki, które słyszała, miały związek tylko i wyłącznie z wiatrem,
nic jednak nie było w stanie usprawiedliwić przeszywającego, kobiecego
wrzasku, który nagle usłyszała. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z czymś
takim, może pomijając te wszystkie horrory i dreszczowce, w których
upiorne sceny wydawały się czymś na porządku dziennym. W tamtej chwili
przekonała się, że film w niczym nie przypominał rzeczywistości; żaden
wrzask nie wzbudził w niej aż tylu skrajnych emocji, a już na pewno
nie wydawał się tak głośny. Miała wrażenie, że dźwięk ją ogłusza, sprawiając,
że zapragnęła chwycić się za głowę i osunąć na kolana, by w ten
sposób przeczekać kilka następnych, ciągnących się w nieskończoność sekund.
Słyszała go wyraźnie, gotowa przysiąc, że przenika ją na wskroś, przeszywając i sprawiając,
że wszystko wokół wydawało się wibrować, coraz bardziej i bardziej, jakby
było żywe.
Dźwięk urwał się równie gwałtownie, co wcześniej pojawił,
cisza jednak okazała się gorsza niż cokolwiek innego. Dzwoniło jej w uszach,
a każda kolejna chwila bezruchu jawiła się niczym najgorsza tortura. Zanim
zastanowiła się nad tym, co robi, instynktownie skierowała się w stronę z której
dochodził głos, obojętna na to, że zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że powinna
uciec w przeciwnym kierunku. Ktokolwiek tam był, bez wątpienia spotkało go
coś złego, więc nie mogła tego zignorować. Słyszała w tym głosie czyste
przerażenie, a to oznaczało, że ktoś miał kłopoty. To wystarczyło do
podjęcia decyzji, choć sama perspektywa zmierzenia się z zagrożeniem,
którego nawet nie potrafiła zinterpretować, sprawiała, że robiło jej się słabo.
Cisza utrudniała zadanie, jednak w jakiś pokrętny
sposób Eveline dobrze wiedziała, w którą stronę powinna się udać. Czuła to
całą sobą, mając wrażenie, że podąża po niewidzialnym sznurku do celu, którego
tylko mogła się domyślać. Coś w takim stanie rzeczy wydało jej się
niewłaściwe, nie tylko dlatego, że sam pomysł wydawał się niedorzeczny. Większy
niepokój wzbudzało w niej to, co mógł oznaczać ten krzyk, a już
zwłaszcza to, że tak niespodziewanie się urwał. Miała złe przeczucia, coraz
bardziej wątpiąc w to, że mogłaby tak po prostu śnić. To również nie poprawiało
jej nastroju, wręcz potęgując odczuwany strach, bowiem jakaś jej cząstka
chciała się mylić; przecież to nie mogło dziać się naprawdę, a ona… Dobry
Boże, nie potrafiła nawet stwierdzić kiedy i z jakiego powodu mogłaby
wyjść z domu! Nic już nie rozumiała, zresztą wcale nie potrzebowała
odpowiedzi na dręczące ją pytania, przynajmniej w tamtej chwili. Pragnęła
tylko i wyłącznie bezpieczeństwa, to jednak zdecydowanie nie miało racji
bytu, skoro błądziła w ciemnym, obcym lesie.
Zwolniła równie bezwiednie, co wcześniej rzuciła się do
biegu. Czuła, że jest blisko, ale nie potrafiła stwierdzić, skąd brała się ta
pewność. Miała wrażenie, że w ułamku sekundy świat wokół niej zamarł,
jakby nagle znalazła się w martwym punkcie z którego nie dało się
wydostać. Ogarnęło ją dziwne, niejasne uczucie, że wszystko wokół uległo
zmianie, a w powietrzu obecne jest coś, czego zdecydowanie powinna
była się obawiać. Nie chciała przyznać tego przed samą sobą, ale na usta cisnęło
jej się jedno, jedyne słowo, które wydało się przerażająco wręcz trafne,
kiedy w końcu odważyła się dopuścić je do świadomości.
Śmierć.
Czy to w ogóle było możliwe? Skąd mogła wiedzieć, jak
pachnie, skoro nigdy tak naprawdę jej nie doświadczyła? Być może gdzieś w pamięci
miała te wspomnienia, a dom
jedynie wyłowił je z jej umysłu, nie zmieniało to jednak faktu, że efekt
był przerażający – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Jakby tego było
mało, to wciąż nie wyjaśniało wszystkiego, kiedy zaś pomyślała o krzyku i jego
ewentualnych konsekwencjach…
Przestąpiła naprzód, poruszając się z równą lekkością,
co na samym początku. Czuła się jak w transie, zarazem chcąc i nie
chcąc przekonać się, co takiego kryło się pomiędzy drzewami. Serce waliło jej
jak oszalałe, przez co ledwo była w stanie oddychać, nie wspominając o swobodnym
utrzymaniu się w pionie. Pochyliła się naprzód, w duchu licząc na to,
że jeśli skuli się odpowiednio mocno, trudniej będzie ją zauważyć, choć przez
przyśpieszony puls to wydawało się niemożliwe. Była gotowa przysiąc, że
krążącą w jej żyłach krew słychać w promieniu kilku kilometrów, co
mogłoby skończyć się bardzo, ale to bardzo niedobrze. Gdyby ktoś niepożądany
zdecydował się ją znaleźć, nie miałaby najmniejszych szans i to pomimo
tego, że las stanowił idealną wręcz kryjówkę, jeśli tylko dobrze zastanowiłaby
się nad tym, dokąd uciec.
Wszelakie myśli uleciały z głowy Eveline z chwilą,
w której jej uwagę przykuł nieznaczny, ale ledwo zauważalny ruch. Zaraz po
tym w ciemnościach dostrzegła początkowo bliżej nieokreślony kształt,
który dopiero po dłuższej chwili zinterpretowała jako zarys dwóch splecionych
ze sobą w ciasnym uścisku postaci – kobiety i mężczyzny, choć nie
miała pojęcia skąd brała się ta pewność. Nic już nie wiedziała, może pomijając
jedną, istotną rzecz: mianowicie to, że nieznajomy trzymał wiotkie ciało w ramionach,
kurczowo tuląc je do siebie i wydając się raz po raz muskać wargami gardło
swojej wybranki. Tak mogliby wyglądać kochankowie, ale…
A potem dotarło do niej, że to wcale nie były pocałunki, a mężczyzna
przysysał usta do krwawiącej rany na szyi swojej ofiary, łapczywie spijając
osokę, i ostatecznie straciła nad sobą kontrolę.
Zanim zdążyła zastanowić się nad tym czy powinna krzyczeć,
czy może uciekać, postać poruszyła się, po czym gwałtownie odwróciła w jej
stronę. Poraził ją błękit pary lśniących oczu, które skoncentrowały się na
niej, sprawiając, że była już w stanie stać i bezmyślnie spoglądać
przed siebie.
Z chwilą, w której bestia w ludzkiej skórze
odepchnęła od siebie wiotkie ciało i z wolna ruszyła w jej stronę,
Eveline zaczęła krzyczeć.
No, tak… To ja to może tylko tutaj zostawię, okej?Wciąż mam mętlik w głowie, nie jestem pewna, co takiego myśleć – całkowity chaos, zresztą tak jak i w tym rozdziale, choć ten od samego początku musiał tak wyglądać. Akcja może wydawać się na pozór wyrwana z kontekstu i niejasna, ale i to było moim zamiarem. Zaręczam, że wszystko wyklaruje się w swoim czasie, poniekąd już w następnej części, choć wolę niczego nie obiecywać. Samo „Bleed”, które stanowi uzupełnienie tej notki, może stanowić swego rodzaju wskazówkę, jeśli odpowiednio wsłuchać się w tekst… A jak nie, to chyba nikt nie pogardzi cudownym wokalem Amy Lee, prawda?Zaczynam pisać od rzeczy, więc może przejdę do najważniejszej kwestii. Rozdział z dedykacją dla Klaudii, wraz z najlepszymi życzeniami urodzinowymi! Więcej już napisałam Ci prywatnie, ale powtórzę: wszystkiego najlepszego. Zapowiadałam, że coś dzisiaj napiszę, no i jest, co zresztą bardzo mnie cieszy.Kolejny najpewniej w przyszłym tygodniu, o ile wybaczycie mi tę okropną końcówkę.No cóż, na tę chwilę odmeldowuję się i do następnego!
Zaklęcie! :D <3
OdpowiedzUsuń(Ja i moje pory xD)
Hahaha. Uwielbiam swój słownik w telefonie. T-T Miało być "Zaklepane!", a zaczęłam czarować. To z całą pewnością musi być wina tej pory oraz tego, że mam za sobą bardzo nieprzyjemna i nie przespaną noc, a jedyne o czym marze to, aby przespać następne dziesięć godzin. Jak zacznę pisać od rzeczy to mi wybacz. ;-;
UsuńWracając jednak do rozdziału... Zawsze jestem pod wrażeniem Twoich opisów. Pamiętam jak jeszcze z samych początków, kiedy zaczynałam czyta LITT długość tekstu mnie trochę przerażała, a teraz wchłaniam rozdziały tak szybko jak na mnie to możliwe.
Ciemno na dworze, ja w ciepłym i miękkim łóżku, a na mnie gruba kołdra i dwa koce... A jak tylko zaczęłam czytać to nie dość, że zrobiło mi się chłodno to jeszcze zaczęłam sobie to, aż za bardzo wyobrażać... Ale to nic złego! Tylko leżałam nieco przestraszona, że zaraz mnie ktoś będzie chciał pożreć! :D
Do tej pory się zastanawiam czy Eveline spała czy jednak naprawdę znalazła się w lesie o złej porze i o złym czasie. Ta osoba z całą pewnością nie będzie zachwycona tym, że ktokolwiek śmiał mu przerwać posiłek. ^^
Przez te niebieskie oczy mam wrażenie, że to jest Drake, bo jak niebieski to oczywiście musi być Ian xD, ale z tego co mi mówiłaś... no nie ważne! :D
Stwierdzam tyle, że chce więcej, a zwłaszcza przez ta końcówkę. Mam nadzieje, ze nowy rozdział pojawi się dość szybko, a ja ze swojej strony mogę obiecać, że w piątek lub czwartek (zależy od firmy:)) pojawię się z Alexem! :D
Rozdział był cudowny, znalazłam jakieś literówki, a teraz nawet nie wiem jak je znaleźć. Wolałam się skupić na tekście juz je wypisywać, ale one z kolei w żaden sposób nie wpływają na treść rozdziału, wiec to nic ważnego. :D
Pozdrawiam serdecznie, dużo weny i czasu na pisanie!
Gabi. :*
Ja sobie Amy niestety posłuchać nie mogę, a przynajmniej nie, kiedy wykonuje ta piosenkę, wiec musze się zadowolić innymi, równie niesamowitymi piosenkami, które mam na telefonie;)
Jeszcze raz weny!
Mooooocno ściskam. <3333
Hejo! :3
OdpowiedzUsuńDanielle wydaje się być miłą osóbką. Teraz w końcu wiem, skąd zna Eve. A na początku myślałam, że Eveline też i ją zna :D Nie dziwię się, że jej nie skojarzyła. W końcu była jeszcze małą dziewczynką, choć gdyby nie te zdjęcia, to pewnie w ogóle by jej nie poznała. Przynajmniej tak mi się wydaje.
To miło, że Danielle troszczy się o Eve i nie chce, żeby coś jej się stało (:
Hm... Sama nie wiem, czy Eve śni, czy to może tak na serio się zdarzyło... Wiem tylko, że na jej miejscu prawdopodobnie padłabym na zawał. I tak zastanawiam się, czy ten wampir to czy czasem nie jest Drake. Bo to chyba on miał niebieskie oczy? Ale pewna nie jestem, bo mam kiepską pamięć do takich rzeczy (nawet nie pamiętam jakie oczy mają moi bohaterowie) xD
Wyłapałam jedną literówkę.
,,Pochyliła się naprzód, w duchu licząc na to, że jeśli skuli się odpowiednio mocno, trudniej będzie ją zauważy, choć...’’ zauważyć
Czekam na nn, potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
Maggie
Patrzę na tą cholerną ramkę na samym dole posta i nie dowierzam. Jak to już koniec? Jasna cholera, Ness!
OdpowiedzUsuń"Bleed" na pętli... Ech. Ale nawet po wczytaniu się w tekst i tak nie wiem, co się tutaj odpie... co się tutaj dzieje. Ale że tekst ładny - piosenka swoją drogą - to masz plusa. Małego, ale jednak masz.
Gabi rzuca zaklęcia, a ja przekleństwa. Widzisz, jaki masz na mnie zły wpływ? A to wszystko przez te twoje cholerne końcówki!
Błękit oczu. Znowu Drake? ;-; Uwielbiam skurczybyka, ale mogłaś mi sprezentować na urodziny któregoś z braci Salvadore... Bo dawno ich tu nie było, wiesz? Ale chwila... To była kobieta w sensie że ludzka? XD To może to jednak nie Drake? *-*
Laska gania nocą po lesie, w samej koszuli nocnej, a za nią goni jakiś niebieskooki wampir i jeszcze nawołuje ją z tęsknotą i czułością? Coś mi mówi, że ja sama dzisiaj się do lasu wybiorę XD
Jak zwykle uraczyłaś nas niesamowitym tekstem, obfitującym w te twoje cudne opisy, które tak uwielbiam! Ja mam ciary, autentycznie! To wszystko było tak realne... Czułam się, jakbym uciekała przez ten las razem z Eve. Albo nawet lepiej - jakbym była nią. Mimo trzecioosobowej narracji potrafisz bardzo wyraźnie przekazać emocje swoich postaci, to co siedzi im w głowie. Mnie samej ciężko to ująć przy pierwszoosobowej ;-;
Wspominałam coś na temat tego pięknego gifa? Chyba go kiedyś pożyczę c: Na AC może mi się przydać...
Cóż mogę więcej gadać, tudzież pisać... No nic. Jak zwykle powaliłaś mnie na łopatki kunsztem wykonania tego rozdziału. Spodziewałam się wkrótce jakiegoś "WOW", ale to... Nope, tego się nie spodziewałam. Ale najwidoczniej jeszcze za krótko obcuję z twoją twórczością ;)
Pięknie dziękuję za dedykację i życzenia - zarówno te tutaj jak i prywatnie! :*
Dużo weny, czasu do pisania i serniczka! No i udanego koncertu! (Grr! :/) Czekam na relację! c:
Ściskam,
Klaudia99
Jasna cholera, co się tu właśnie wydarzyło? To był sen, czy...? Musiałaś, przerwać w takim momencie?! Idę szybciutko dalej :)
OdpowiedzUsuńHmmm... szczerze mówiąc to mam mieszane uczucia. Z jednej strony kobieto naprawdę podziwiam, że z taką lekkością piszesz takie "bloki" tekstu, z drugiej ten czytało mi się jakoś ciężko. Za dużo chyba było tej wędrówki po lesie, myślę, że akurat opis tego można by spokojnie skrócić i nadal uzyskać fantastyczny efekt. :) Ale to moje subiektywne wrażenie. Całość faktycznie dość oderwana od poprzedniego rozdziału, przypuszczam jednak, że nie był to sen, a może bardziej coś w rodzaju wizji? Jegomość na końcu jak dla mnie to Drake. :D
OdpowiedzUsuńCo do błędów:
1.Całym ciałem wstrząsnął rozkoszny dreszcz, który przemknął wzdłuż kręgosłupa, skutecznie przyprawiając o dreszcze.*masło maślane z tymi dreszczami :D
Heh, masz tu moje zamiłowanie do opisów, emocji i psychodeli w pełnej krasie. Wciąż jestem zadowolona z tego rozdziału i wciąż nie wyobrażam sobie, bym mogła go jakkolwiek zmienić czy skrócić. ;>
UsuńA za uwagę co do zdania dziękuję, poprawione. ^^
Pewnie, pisz oczywiście tak jak czujesz! Ja tu jedynie zostawiam swoje małe, subiektywne opinie, ale całość jak dla mnie i tak jest napisana na bardzo wysokim poziomie. :D Poza tym, sama czułam podobnie kiedy ktoś z moich czytających mówił, że napisałby coś inaczej, a ja po prostu czułam, że tak właśnie miało to wyglądać i koniec kropka. ^^
UsuńHaha, żeby nie było – zawsze jestem wdzięczna za takie uwagi. Nawet jeśli się nie zgadzam, to zawsze ciekawe zobaczyć opinię drugiej strony. Więc spokojnie, nie odbieram tego jakoś niewłaściwie, wręcz przeciwnie; też zawsze w komentarzach lubię pogdybać, ponarzekać, ale to przecież nie oznacza od razu rzucania się na autora z „PISZ INACZEJ, BO TAK”. :D
Usuń