Eveline
Zauważyła, że Bella
sztywnieje, co najmniej zaskoczona. Zaraz po tym dziewczyna błyskawicznie
odwróciła się w jej stronę, tak gwałtownie, że chyba jedynie cudem nie potknęła
się przy tym o własne nogi. Eveline miała okazję widzieć dziewczynę w kilku
różnych sytuacjach, począwszy od gniewu, który okazała przy Michaelu, po czystą
euforię, kiedy mogła jeździć konno, jednak nigdy dotąd nie miała sposobności
zaobserwować strachu – aż do tamtej chwili.
– O rany,
przepraszam! – wyrwało jej się. Wydawała się zdezorientowana, jakby sama nie
miała pewności, co i dlaczego usiłowała zrobić. – Nie powinnam była tutaj
wchodzić, ale… Zresztą nieważne – zreflektowała się pośpiesznie.
Eve uniosła
brwi. Teoretycznie powinna była czuć się rozczarowana albo rozeźlona, ale nic
podobnego nie miało miejsca. Jeśli miała być ze sobą szczera, chyba nawet
cieszyła się, że to właśnie ta dziewczyna znalazła się w tym pokoju, tym
samym zmuszając ją do przełamania się – po tych wszystkich dniach, kiedy
omijała to miejsce szerokim łukiem, momentami czując się jak więzień pod
własnych dachem. Jak miałaby ruszyć naprzód, skoro wciąż obawiała się
przeszłości, usiłując trzymać ją na dystans w miejscu, gdzie nie powinno
być to możliwe?
Podeszła
bliżej, chociaż nie sądziła, że będzie do tego zdolna. W pomieszczeniu
panował półmrok, ale wciąż była w stanie zaobserwować zarys mebli, a zwłaszcza
dużego, dwuosobowego łóżka. Sama sypialnia nie wyróżniała się niczym
szczególnym, utrzymana w jasnych barwach i niezwykle porządna nawet
pomimo zalegającej w każdym możliwym kącie warstwie kurzu. Widziała
kremową, miejscami odłażącą od ścian tapetę z jakimś kwiatowym motywem;
pamiętała, że mama kochała rośliny, a już zwłaszcza lawendę, co wyjaśniało
liczne spacery na pobliskie pole. Meble były proste, miejscami przykryte
płachtami, bo ten pokój stanowił jedyny, gdzie od chwili przyjazdu nie tknęła
niczego. Łóżko wciąż przykrywała ta sama, chociaż zapewne nieco już pożółkła
pościel, chociaż wspomnienia były zbyt odległe i bolesne, by była w stanie
jednoznacznie to potwierdzić.
Sama nie
była pewna, co i dlaczego tak naprawdę spodziewała się poczuć, ale było zupełnie
inaczej, aniżeli początkowo zakładała – na czymkolwiek miałaby ta różnica
polegać. Chyba oczekiwała tego, że jeśli zbyt wcześnie otworzy drzwi i wejdzie
tutaj, wszystko ot tak do niej wróci; że znowu będzie miała pięć lat, w przypływie
euforii wparuje tutaj, a później wszystko przybierze tak niefortunny,
niemożliwy do wyrzucenia z pamięci kierunek. Oczekiwała bólu, zniechęcenia
i czystej paniki – czegokolwiek, co zmusiłoby ją do zmiany decyzji,
natychmiastowego zapakowania się do samochodu i powrotu
do swojego dawnego życia, o ile tak można było nazwać jej dotychczasowy
dom, nielicznych znajomych i porządek dnia, które porzuciła bez choćby
cienia strachu czy większego żalu. Bała się zaprzepaścić wszystko właśnie
teraz, kiedy zdołała podjąć tak wiele trudnych, pozornie ostatecznych decyzji,
bo to oznaczałoby, że Amanda miała rację – i że jednak była za słaba na
to, żeby uporać się z przeszłością.
Tym
większym zaskoczeniem było dla niej to, że nic podobnego nie miało miejsca.
Jedynym, co w tamtej chwili czuła, była pustka i lekka dezorientacja,
choć ta druga zaczęła stopniowo zanikać, w miarę jak do Eveline
ostatecznie dotarło, że wypatrywanie opóźnionej reakcji organizmu nie ma sensu.
Czuła się dziwnie, ale nic ponadto – dokładnie tak, jak w każdym innym
pokoju w tym domu, jakby nic szczególnego nigdy się nie wydarzyło.
– Eve? –
Głos Belli sprowadził ją na ziemię, sprawiając, że na powrót skoncentrowała
spojrzenie na dziewczynie. Sąsiadka przystanęła pomiędzy nią a drzwiami,
chyba sama niepewna tego czy powinna wyjść, czy może zostać. – Jesteś na mnie
zła? Jeśli mam wracać do domu…
– Dlaczego
byś miała? – zapytała ze spokojem.
Bella
otworzyła i zaraz zamknęła usta, wyraźnie zbita z tropu. Nie
uśmiechała się, a z lekko rozchylonymi ustami wyglądała całkiem zabawnie, choć
Eveline wcale nie było w tamtej chwili do śmiechu. Jej gościowi również,
co z jakiegoś powodu uznała za dobry znak; skoro dziewczyna była zmieszana
i już na wstępie nie zarzuciła jej dziesiątkami natrętnych pytań, to
jedynie utwierdzało ją w przekonaniu, że mogła sąsiadce ufać i że ta
wcale nie interesowała się nią tylko i wyłącznie w nadziei na
poznanie szczegółów historii Nightów.
– Ja… Sama
nie jestem pewna, dlaczego tutaj weszłam – przyznała po chwili Bella. Znowu
próbowała się tłumaczyć, najwyraźniej nie będąc w stanie znieść panującej
ciszy. Wciąż wpatrywała się w Eveline, próbując doszukać się w wyrazie
twarzy dziewczyny jakichkolwiek oznak irytacji albo niechęci. – Miałam
wrażenie, że ktoś tutaj jest i…
– Byłam na
dole, tak jak ustaliłyśmy – zauważyła przytomnie. – Długo nie wracałaś, więc
poszłam cię szukać.
– Jak
długo…? – zapytała z wahaniem Bella.
Coś w jej
pytaniu sprawiło, że Eve z miejsca poczuła się nieswojo. Miała wrażenie,
że w ułamku sekundy temperatura w pokoju gwałtownie spadła, tym samym
sprawiając, że włoski na ramionach i karku stanęły jej dęba. Nie miała
pojęcia, jak powinna rozumieć tłumaczenia Belli, a tym bardziej to, że po
wejściu do sypialni, zastała dziewczynę na środku pomieszczenia, zastygłą w bezruchu
i bezmyślnie wpatrującą się w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni,
ale to było co najmniej niepokojące. Jakby tego było mało, sama zainteresowana
wydawała się nie być tego świadomą, a to również wydawało się co najmniej…
dziwne.
Przez
chwilę wahała się nad tym, czy nie powinna o to zapytać, ale momentalnie
odrzuciła od siebie tę myśl. To było niedorzeczne, poza tym wcale nie była
pewna, czy chciała rozwodzić się nad czymś, czego nawet nie potrafiła
wytłumaczyć.
– Tak
naprawdę nic się nie stało – powiedziała w zamian, decydując się zmienić
temat. Nawet jeśli Bella to zauważyła i miała jakieś obiekcje, ostatecznie
nie dała niczego po sobie poznać. – Ten pokój… Po prostu go nie lubię – wyjaśniła,
chociaż to akurat było niedopowiedzeniem stulecia. – To ich sypialnia – dodała z nikłym, pozbawionym jakichkolwiek
oznak wesołości uśmiechem.
– Twoich
rodziców? – upewniła się Bella, po czym prawie natychmiast się zaczerwieniła. –
Nie chciałam, żeby to zabrzmiało w ten sposób. Mam na myśli… Nie musisz mi
o tym mówić, serio. Ja nigdy nie…
– Wiem. –
Eveline zawahała się, po czym spojrzała dziewczynie w oczy. – Rzadko
jestem w stanie zaufać ludziom, zwłaszcza takim, których słabo znam,
wiesz? Ale od samego początku czułam, że tobie mogę.
Udało jej
się ją zaskoczyć i była tego świadoma. W gruncie rzeczy zdołała
zaskoczyć również samą siebie, już od dłuższego czasu czując, że jej relacje z Bellą
czy Danielle w znacznym stopniu różnią się od tych, do których się
przyzwyczaiła. Było inaczej, chociaż wciąż nie miała stuprocentowej pewności
czy lepiej, czy może wręcz przeciwnie. Mogła tylko zgadywać, eksperymentować i wyciągać
wnioski, co zresztą niezmiennie robiła od chwili przyjazdu do Haven. Za sprawą
jednej decyzji przewróciła całe swoje dotychczasowe życie do góry nogami i teraz
musiała spróbować się do tego przyzwyczaić, niezależnie od możliwych
konsekwencji.
Tak było i tym
razem, a Eveline chciała wierzyć w to, że wybiera dobrze. Odrzucenie
kogoś tak pozytywnego jak Bella, byłoby poważnym błędem, przez co nie była w stanie
tak po prostu się na to zdecydować. Już wcześniej uznała, że potrzebuje
towarzystwa, zresztą jej sąsiadka była osobą na tyle upartą i zdecydowaną,
że pewnie nawet gdyby została odrzucona, tak łatwo nie zrezygnowałaby z próby
nawiązania dobrych relacji. Kto inny potrafiłby zamartwiać się o kogoś,
kogo nawet nie znał, bez chwili wahania zaproponować nocleg, a ostatecznie
niemalże stawać na głowie, byleby zapewnić pomoc? Miała wrażenie, że w tak
krótkim czasie Bella zrobiła dla niej więcej niż ktokolwiek inny, zachowując
się w sposób, który zamkniętą, zwykle nieufną względem ludzi osobę skutecznie
wprawił w konsternację.
– Chyba
powinnam ci podziękować – podjęła ze spokojem, jak gdyby nigdy przechodząc się
po pokoju i z uwagą rozglądając dookoła. – Sama pewnie jeszcze długo bym
tutaj nie weszła, ale teraz… Teraz mi głupio, bo chyba nie ma się czego bać.
– Strach
jest naturalny, jeśli widziało się coś takiego – wtrąciła pośpiesznie Bella, po
czym zamilkła, kiedy Eveline obrzuciła ją zaciekawionym spojrzeniem.
– To znaczy
co?
Dziewczyna
się zawahała.
– Wiem
tyle, co usłyszałam, kiedy okazało się, że masz tutaj przyjechać – przyznała,
nie kryjąc zażenowania. – Mówiłam ci, że jestem tutaj niewiele dłużej od
ciebie. Wiem tylko, że twoi rodzice umarli w tym domu, a ty mogłaś to
wiedzieć.
Eveline westchnęła
cicho. Coś w słowach Belli sprawiło, że poczuła nieprzyjemny uścisk w żołądku,
kiedy chcąc nie chcąc wróciła pamięcią do tego, co przez tyle czasu usiłowała
ignorować.
– Nie
widziałam niczego i może tylko to mnie uratowało. – Urwała, po czym
zawahała się na dłuższą chwilę. – Zabawne, ale chyba czasami tego żałuję.
Nie musiała
spoglądać na Bellę, żeby wiedzieć, że ta poczuła się co najmniej nieswojo po
jej wyznaniu. Prawie udało jej się uśmiechnąć, chociaż nie sądziła, by
cokolwiek w zaistniałej sytuacji wzbudzało jakiekolwiek pozytywne emocje,
sama zresztą ich nie czuła. Była tylko pustka – przejmująca, ale dobra, tym
bardziej, że pierwszy raz od dawna czuła się gotowa do tego, żeby rozmawiać z kimś
innym prócz Amandy, nie przejmując się przy tym, że jej słowa zostaną odebrane w jakikolwiek
niewłaściwy sposób. Jeśli istniała jakaś osoba, która wydawała się być w stanie
zrozumieć dosłownie wszystko, bez wątpienia była nią Bella, a przynajmniej
Eveline chciała wierzyć w to, że tak właśnie jest.
Bez
pośpiechu przemaszerowała przez pokój, chcąc znaleźć się bliżej łóżka. Zaraz po
tym zrobiła coś, o co zdecydowanie by się nie podejrzewała, jak gdyby nigdy
nic siadając na materacu – zaledwie na skraju, ale to i tak wystarczyło,
by poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.
– Nie patrz
na mnie w ten sposób – powiedziała i westchnęła cicho. – Nigdy nie
myślałam o śmierci… A przynajmniej nie o swojej. Po prostu
czasami miałam wrażenie, że gdybym rozumiała to, co się wydarzyło, wtedy byłoby
mi łatwiej.
– Więc
niczego tak naprawdę nie wiesz? – upewniła się Bella. Pytanie samo w sobie
nie było wścibskie, brzmiąc raczej jak próba uporządkowania faktów i upewnienia
się, że właściwie rozumiała kierunek, który przybrała rozmowa.
Eve z wolna
skinęła głową.
– Wydaje mi
się, że w Haven urosło do rangi legendy albo czegoś równie dziwnego, ale
tak to bywa z małymi miejscowościami, gdzie zwykle nic się nie dzieje. To
miejsce zresztą… jest specyficzne – dodała i w tamtej chwili doszła do
wniosku, że to jedno słowo idealnie opisywało sytuację. Haven było specyficzne. – Powiedziałabym nawet, że ta oficjalna
wersja… moja
wersja – poprawiła się pośpiesznie – jest najzwyczajniej w świecie
nudna.
– Nie
żartuj sobie! – obruszyła się Bella. – Śmierć nie jest nudna, zwłaszcza, że ty…
Och, Eve, wiesz, że mi przykro – dodała pośpiesznie, uświadamiając sobie, że
jej rozmówczyni nie potrzebuje przypomnienia co do tego, że mogłaby stracić
dwie najważniejsze osoby.
Tym razem
jednak udało jej się uśmiechnąć w szczery, pełen wdzięczności sposób. Och,
tak, to właśnie było w stylu Belli – współczucie i pocieszenie, nawet
jeśli wciąż nie usłyszała nawet części tego, czego mogłaby się dowiedzieć od
swojej rozmówczyni.
– Dziękuję
ci. Chociaż to niepotrzebne, bo ja nigdy nie oczekiwałam współczucia. –
Bezwiednie przesunęła dłonią po pościeli, by zdecydowanym ruchem spróbować strzepnąć
z łóżka przynajmniej część zalegającego na nim kurzu. – Pamiętam, że to
było w moje urodziny… Od tamtego czasu nigdy tak naprawdę już ich nie
obchodziłam – powiedziała w zamyśleniu. Coś ścisnęło ją w gardle,
więc odchrząknęła i mimo obaw zmusiła się do tego, żeby spokojnie mówić
dalej: – Chyba byłam żywym dzieckiem, poza tym już wtedy rozumiałam dość, by
wiedzieć, jak powinien wyglądać taki dzień. Zawsze byliśmy wtedy we trójkę, ale
mamie nie przeszkadzało to w urządzeniu pełnowymiarowego przyjęcia… Sama
wiesz: prezenty, tort i tak dalej. – Eveline wywróciła oczami. W tamtej
chwili przyszło jej do głowy, że Beatrice bez większego problemu porozumiałaby
się z równie energiczną, pełną życia Bellą. – Nie wszystko pamiętam, ale
wiem, że byłam podekscytowana. Dzieci zawsze z wytęsknieniem czekają na
takie rzeczy.
– Ale
wtedy… było inaczej, prawda? – wtrąciła nieśmiało Bella, próbując wszystko sensownie
poukładać. – Tamtego dnia…
– Tamtego
dnia – podjęła Eveline – obudziłam się wcześnie rano, a po zejściu na dół,
czekały na mnie pusty salon i nienagannie czysta kuchnia. – Spuściła wzrok
na swoje ułożone na udach dłonie. – Pomyślałam wtedy, że rodzice wciąż śpią,
więc przyszłam tutaj, ale…
– Ale… nie
spali – dopowiedziała łagodnie dziewczyna.
– Nie spali – potwierdziła i coś ścisnęło
ją w gardle do tego stopnia, że przez dłuższą chwilę nie była w stanie
wykrztusić z siebie nawet słowa.
Pomimo
upływu czasu i tego, jak długo uciekała przed wspomnieniami, wciąż pamiętała
wszystko tak dobrze, jakby wydarzyło się dzień wcześniej. Była w stanie
przywołać tamtą dezorientację i rozczarowanie, kiedy chodziła od
pomieszczenia do pomieszczenia, czując się co najmniej nieswojo, kiedy widziała
pusty, pozbawiony jakichkolwiek dekoracji salon. Nie było niczego, czego jako
dziecko nauczyła się spodziewać – żadnych kolorowych ozdóbek, baloników czy
prezentów, którymi rozpieszczano ją co roku.
Sądziła, że
rodzice traktowali ją w tak wyjątkowy sposób dlatego, że była jedynaczką, a poza
nimi nie miała nikogo. Byli ostatni – ona, mama i tata. Wtedy nie
zastanawiała się nad tym, jak bardzo nietypowym mogło być to, że żadne z jej
rodziców nie posiadało dalszej rodziny. Do tej pory nie próbowała się nad tym
rozwodzić, w zamian zakładając, że przecież takie rzeczy się zdarzały, a po
świecie chodziły miliony osób w podobnej sytuacji, co i ona. Domy
dziecka pełne były maluchów, które z jakiegoś powodu zostały na świecie
same, dokładnie tak jak ona, a jedyna różnica polegała na tym, że nie
każdy miał okazję znaleźć martwych bliskich.
A przecież w jej
przypadku tak właśnie było i właśnie to w tym wszystkim wydawało jej
się najbardziej przerażające.
Weszła do
pokoju, bez chwili wahania dopadając do łóżka, ledwo tylko zorientowała się, że
rodzice w istocie nie opuścili sypialni. W przeszłości już nie raz
budziła ich w ten sposób, czasami po tym, jak dręczyły ją koszmary, a innym
razem dlatego, że faktycznie zdarzało im się zaspać albo to ona obudziła się
wcześniej. Nigdy nie mieli do niej pretensji o to, kiedy wskakiwała na
łóżko, wpychała się między nich i wykrzykując jakieś ponaglenia, wręcz
domagała się natychmiastowej uwagi. Spodziewała się śmiechów, przytulania, a może
nawet przeprosin za to, że właśnie w tym
dniu kazali jej czekać, całkowicie niegotowi na to, żeby odpowiednio uczcić
jej urodziny. Była dzieckiem, gotowym wybaczyć im tak okropne zaniedbanie bez chociażby cienia wahania czy irytacji,
początkowo wręcz przekonana o tym, że całkowity brak reakcji z ich
strony, jest wyłącznie żartem. Tata czasami specjalnie ją ignorował, by potem
bez ostrzeżenia przyciągnąć ją do siebie, początkowo strasząc gwałtowną
reakcją, a ostatecznie doprowadzając do śmiechu.
Tamtego
dnia nie wydarzyło się nic, a ona jeszcze długo próbowała nawoływać, podskakiwać,
a później w przypływie desperacji nawet błagać, zanim w pełni
pojęła, że coś jest nie w porządku.
Nie mogło
być, skoro było tak, jak już powiedziała Belli, a oni nie spali…
A może po
prostu śnili snem wiecznym, skoro byli martwi – tak po prostu, jakby to była
najoczywistsza rzecz na świecie. Z perspektywy dziecka sprawy miały się
trochę inaczej, ale ani jej wiek, ani niewiedza nie były w stanie zmienić
niczego: a więc tego, że od tamtego jednego poranka wszystko miało być
inne.
Właściwie
nie pamiętała kto i kiedy ostatecznie ją znalazł – zapłakaną i przerażoną
– by później wezwać policję. Być może była to sama Danielle, chociaż Eveline
nie znalazła do tej pory okazji ani powodu, by móc o to kobietę zapytać.
Od tamtej pory pamiętała wszystko jak przez mgłę, świadoma przede wszystkim
tego, że jeszcze tego samego dnia została zabrana z Haven i aż do tej
chwili nie wróciła do miasteczka nawet na chwilę. W tamtym okresie nie
rozumiała i nie wiedziała niczego, może pomijając to, co łaskawie
napomnieli obcy jej dorośli – że mamy i taty już nie było, więc nie mogła
wrócić, a tym bardziej nie miała gdzie. Potem był najgorszy z etapów
przerzucania z miejsca na miejsce, ubarwiony przez incydent z martwą
koleżanką oraz etykietkę dziwadła, która ciągnęła się za nią przez kilka
następnych lat. To nie było coś co chciała pamiętać, chociaż nie unikała tych
wspomnień z aż takim uporem, jak tego jednego, jedynego dnia w Haven
– jej ostatniego na całych dwadzieścia lat.
Oczywiście
nie zostawiła tak tej sprawy, po latach próbując dowiedzieć się więcej. Udało
jej się dotrzeć do starych artykułów z tamtego okresu, a przez wzgląd
na nazwisko i spadek, które jej przypadły, również do raportów
policyjnych, które dotyczyły tej konkretnej sprawy, jednak rezultaty były
rozczarowujące…
A przy tym
bardzo, ale to bardzo niepokojące.
Wyniki śledztwa
wykazały, że w grę nie wchodziło morderstwo – a przynajmniej nie
istniał żaden dowód na to, że do śmierci Nightów mógłby przyczynić się ktoś trzeci.
Również na ich ciałach nie znaleziono niczego, co mogłoby wskazać jakiekolwiek
nieprawidłowości, co zresztą wydało się Eveline zrozumiałe – w końcu sama
nie dostrzegła niczego, a bez wątpienia wpadłaby w panikę na widok
krwi. Najbardziej niejasną, może wręcz przerażającą kwestią było to, że
wszystko wydawało się sugerować, że dwójka młodych, zdrowych ludzi z dnia
na dzień umarła – tak po prostu, śmiercią najzupełniej naturalną. Ich serca
najzwyczajniej w świecie powiedziały „dosyć” i się zatrzymały, jakby
to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. To wystarczyło, żeby zakończyć
śledztwo, a sprawa została opatrzona bezdusznym napisem „umorzone” i ostatecznie
zmieciona pod dywan.
Tę część historii
Bella akurat znała, więc jakiekolwiek tłumaczenia wydały się zbędne. Eveline
przyjęła to z ulgą, tym bardziej, że cały jej dotychczasowy spokój nagle
gdzieś uleciał, pozostawiając tylko i wyłącznie gorycz oraz dezorientację.
Nie była nawet świadoma tego, że mogłaby wyglądać na rozbitą, póki towarzysząca
jej dziewczyna tak nagle nie podeszła, by w najzupełniej naturalnym geście
wziąć ją w ramiona. Eve nie pamiętała, kiedy i z kim ostatnim razem
przytulała się w tak swobodny, pełen ciepła sposób, nie mając przy tym wrażenia,
że to wymuszony gest. Uścisk Belli był zdecydowany i przyjemny, a ona
sama pachniała stajnią i sianem – końmi, z którymi przez tyle
czasu przebywała. Co więcej, nagle poczuła na bluzce wilgoć i uświadomiła
sobie, że dziewczyna płakała, chociaż zdecydowanie nie miała po temu powodów.
W końcu nic
się nie stało, prawda? Nie było krwi, makabrycznych scen i wydarzeń rodem z jakiegoś
horroru. Sam dzień wydawał się spokojny, a Eveline miała wrażenie, że z perspektywy
wielu osób nie istniała żadna przyczyna do tego, żeby odczuwać lęk albo mieć
ciągnącą się przez długie lata traumę.
Oni po
prostu się nie obudzili…
Tylko tyle i aż
tyle.
Dłuższą
chwilę trwała w bezruchu, sama niepewna tego, kto kogo tulił – Bella ją
czy może odwrotnie. Dopiero po kilku ciągnących się w nieskończoność
minutach zdecydowała się wyprostować i jednak spojrzeć siedzącej przy niej
dziewczynie w oczy.
– Mogłabyś…
dać mi chwilę? – zapytała cicho, ostrożnie dobierając słowa. Sama nie była
pewna tego, jakim cudem udało jej zapanować nad drżącym, dziwnie zdławionym
głosem. – Chciałabym pobyć chwilę sama – wyjaśniła i spróbowała
przepraszająco się uśmiechnąć, ale miała wrażenie, że wyszło jej to w dość
marny, nieprzekonywujący sposób.
Bella nawet
nie odpowiedziała, w zamian bez słowa kiwając głową. Zaraz po tym wstała i jak
gdyby nigdy nic wyszła, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.
Nie sądziłam, że cokolwiek pojawi się akurat dzisiaj, ale w nagłym przypływie weny udało mi się napisać ten dość ważny dla fabuły rozdział. To miłe zaskoczenie, tym bardziej, że jeszcze kilka dni temu sama nie byłam pewna, jak powinnam się do tego zabrać, chociaż w teorii przecież dobrze wiedziałam, co i dlaczego powinno się wydarzyć. Mam również pełną świadomość tego, co wydarzy się w kolejnym, który powinien popchnąć całą akcję do przodu… Co oczywiście nie oznacza, że z dnia na dzień cokolwiek się wyjaśni, bo przecież to nie w moim stylu, prawda?Bardzo, ale to bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, opinie i wejścia! To dla mnie wiele znaczy, tym bardziej, że nie spodziewałam się, że to opowiadanie zostanie tak pozytywnie przyjęte. Przygotowywałam się do niego długo, tym bardziej, że to moje pierwszy autorski projekt, więc tym bardziej chcę, by wszystko wyszło tak, jak powinno. Wciąż walczę o klimat i odpowiednie tempo fabuły, ale sądząc po opiniach (których wciąż napływa, tak swoją drogą; witam serdecznie nowych czytających!), jak na razie nie mam się czego obawiać.Na dzisiaj to tyle. Oddaję w Wasze ręce to, co napisałam w nadziei, na to, że się spodoba. Sama jestem zadowolona, a to mnie samej zdarza się dość sporadycznie. Głos Floor Jansen z tego małego cuda, o którym przypomniałam sobie podczas pisania tego rozdziału i które zalinkowałam na górze, również może mieć na to jakiś wpływ, ale…Jutro pracuję, niemniej rano pojawi się rozdział drugi na moim staro-nowym autorskim blogu [KLIK], więc zapraszam również tam.Do napisania!
Moje miejsce!
OdpowiedzUsuńHej, dzień dobry!
UsuńDotarłam tutaj, w końcu!
Wcale nie dziwię się Eve, że czuła takie opory, a także strach, przed wejściem do pokoju rodziców. W końcu tam ich znalazła, martwych. Jestem pewna, że każdy na jej miejscu tak by się poczuł. Widziała coś, czego prędko się nie zapomina. A już na pewno ja ;-; Ostatnio robię się strasznie strachliwą osóbką. Jak to było ostatnio w książce: "Witamy w paranoi!". Ciężko byłoby jej zapomnieć, gdyby znalazła kogoś innego, a co dopiero gdy chodzi o jej rodziców! W sumie dobrze się złożyło, że Bella tam weszła. Inaczej Eve odkładałaby to i odkładała. A tak ma to już za sobą. Jak to się mówi: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mimo iż minęło sporo czasu, ja się Eveline wcale nie dziwię.
Po raz któryś z kolei powtórzę, że lubię Bellę. Wydaje się być naprawdę sympatyczną osóbką, o dobrym sercu. W końcu coś w niej musi być, skoro nieufna Eveline jej potrafiła zaufać. Nie jest wścibska i nie wymusza na Eveline powiedzenia całej prawdy, by mogła polecieć i się z kimś podzielić nowinkami. Do tego zachowała się naprawdę odpowiednio. Nie zarzucała jej żadnymi słowami pocieszenia, a po prostu ją przytuliła co czasami jest o wiele lepszą alternatywą.
Bardzo podoba mi się to, jak przeprowadziłaś rozmowę pomiędzy Bellą a Eve. Nie było takiego BUM i Eveline nie zaczęła opowiadać całej historii od razu, na przykład po wejściu do pokoju. Rozłożyłaś to na części, zbudowałaś napięcie i wszystko przeprowadziłaś po mistrzowsku, nie robiąc z tego nudnej historii (nawet jeśli chodzi o śmierć).
Jestem w szoku! Naprawdę! Nie było żadnego zakończenia, za które człowiek ma chęć sięgać po łopatę. Aż nieprawdopodobne! Ale jestem pewna, że szybko to się zmieni, co? Znając Ciebie...
Hej, Ness! Nie ma rozdziału już sporo czasu. To teraz musisz brać się za Forever (wcale Ci nie każę, wcale... ^.^) Znów będę odświeżała stronę co 5 sekundek... ;> Życzę duuużo weny i wytrwałości. Choć w Twoim przypadku nie muszę się martwić :)
Pozdrawiam,
Prześladowca <3
PS. Gdzie są koty? :D
Natalia, uspokój się z tym! I przestań mnie wyprzedzać! Człowiek się męczy, czeka robiąc ciasto, a tu przychodzi Mrs. Cross i mnie wyprzedza! :<
OdpowiedzUsuńDrugie jest moje. <3
Cześć :3
UsuńNie wiem czemu, ale byłam przekonana, że Eveline wchodząc do sypialni rodziców zobaczy ich całych we krwi, rozrzuconych po sypialni niczym lalki. Zdecydowanie za dużo oglądam horrorów, gdzie się tak dzieje. A wydaje mi się, że to jest nawet gorsze niż zastanie takiego widoku. Podchodzi do rodziców, jest przekonana, że śpią, a potem się okazuje, że jednak nie żyją. Szczerze? Byłam pewna, że to wampiry. Może Marco i Castiel się do nich dobrali, a może Drake? Ale teraz to, że oni po prostu zasnęli sprawia, że odrzucam na bok takie myśli. Jakaś inna supernaturalna istota, hm?^.^ Ha, pomyślałam teraz, że to może nawet wina Danielle, ale kobieta wydaje się być nieszkodliwa. A Poz tym, skoro niby była przyjaciółką jej matki... To czy mogłaby to zrobić? Tak sobie tylko na głos myślę, a nie mówię niczego z przekonaniem. Z Tobą nic nie wiadomo. Chyba nawet by mnie nie zdziwiło, gdyby się okazało, że jej rodzice żyją. xD
Rozdział przeczytałam bardzo szybko. To musiało być bardzo dla niej trudne opowiadać Belli o tym co się wydarzyło, ale najważniejsze chyba, że kobieta się otworzyła i trochę zdradziła ze swojej przeszłości. Co prawda to tylko namiastka tego co się działo, a tak przynajmniej myślę i przed nami jeszcze wiele nieodkrytych tajemnic z przeszłości Eveline. :3
Czekam teraz niecierpliwie na kolejny rozdział i niezmiernie się cieszę, że udało Ci się tak szybko dodać nowy. Też chciałabym mieć tyle weny ile ty, żebym mogła pisać rozdziały tak często. :D
Ściskam,
Gabi.
Trzecia! Dołączam się do wyścigu ;)
OdpowiedzUsuńLubiłam Bellę od początku, ale mam coraz więcej powodów to uzasadniających. Jest idealnym przyjacielem. Nie myśli tylko o sobie, jest uprzejma, życzliwa i taktowna (a jednocześnie nie sztuczna), potrafi uszanować drugą osobę i okazać współczucie. I jest wulkanem pozytywnej energii. Nie dziwię się, że Eve jest w stanie jej zaufać. Też bym tak zrobiła. Chociaż... cały czas mam z tyłu głowy ostrzeżenie Danielle.
UsuńNie widziałam niczego i może tylko to mnie uratowało. [...] Zabawne, ale chyba czasami tego żałuję.
Rzuciłaś nam takim kontrowersyjnym (kiedy wyrwane z kontekstu), intrygującym wyznaniem w twarz. Yikes! Dodajesz dreszczyku nawet w takich momentach!
Eve... Jak. Mogłaś. Zmienić. Temat! Czy Belli wydawało się, że jest w pokoju tylko chwilę, albo wpadła w jakiś trans i nie czuła upływu czasu, stało się coś dziwnego? Ten dom jest coraz dziwniejszy. Całe Haven jest... no właśnie. Specyficzne.
Aż mam przed oczami ten flashback. Dziecko biegające po domu, od pokoju do pokoju, podekscytowane, zaniepokojone. Nie opisałaś żadnej sceny gore, ale... to było wystarczająco straszne. Ten kontrast - z dnia na dzień wszystko w jej życiu się zmienia. Długo czekałam na odpowiedź na to pytanie - co się stało z jej rodzicami. I chyba jeszcze poczekam. Bo chociaż dałaś nam odpowiedź, wraz z nią pojawiło się mnóstwo nowych pytań. Czy to było morderstwo? Raczej nie zostali wyssani do dna przez wampiry, nie było żadnych śladów, zresztą rodzina sierpa księżyca też ma w sobie coś z ponadnaturalności... A może oni z własnej woli zdecydowali się umrzeć? Niee, przecież coś by jej powiedzieli. Kurde, nie wiem, czekam na wyjaśnienia :p
Mam również pełną świadomość tego, co wydarzy się w kolejnym, który powinien popchnąć całą akcję do przodu… Co oczywiście nie oznacza, że z dnia na dzień cokolwiek się wyjaśni, bo przecież to nie w moim stylu, prawda? <3 serduszko tu zostawiam
Cóż Ci życzyć, jak nie weny? Zresztą muszę Ci powiedzieć, że dzięki Tobie sama zaczęłam w końcu coś skrobać i strasznie mi z tym dobrze, więc dziękuję.
xoxo
Hej! Czwarte miejsce, a do tego niezaklepywane. Cholera. Umrę?
OdpowiedzUsuńNutka na pętli :') Dziękować!
Powiem tak - zaskoczyłaś mnie. Doskonale wiedziałam, że prędzej czy później poruszysz temat śmierci rodziców Eve. No i dobrze, bo za nami prawie dwadzieścia rozdziałów, a ten temat traktowany był po "macoszemu" - co dziwne, bo to on był "kołem napędowym" pozostałych wydarzeń. Jednak... No nie spodziewałam się czegoś takiego. Zdecydowanie podzielam "krwawą" wizję Gabi. Sama dotychczas uważałam, że to wampiry stoją za śmiercią Nightów. (I chyba nadal tak uważam, choć teraz patrzę na to przez zupełnie inny pryzmat. Gabi, słońce, to nie PLL. Oni NIE żyją. Prawda, Ness? Błagam, powiedz, że to prawda i że nie upozorowali swojej własnej śmierci! Chociaż... Hmm, to daje do myślenia. I nawet podoba mi się taka wizja, no ale na dziś koniec publicznych rozważań; ile niby można pisać w nawiasie?) Bo za dużo wiedzieli, bo podpadli w taki czy taki sposób. Albo dlatego, że Drake i reszta mieli takie widzimisię. Ale oczyma wyobraźni zawsze widziałam cały pokój we krwi, zwisające z sufitu flaki i czyjś mózg rozbryźnięty na ścianie. (Bez komentarza, błagam. Piszę rozdział na AC. Chyba wciąż jestem w klimacie Nocnych.) Początkowo wręcz dziwiłam się Eve, że wraca do miejsca tej masakry, podobnie też interpretowałam to, że omijała ich sypialnię szerokim łukiem - bo się bała, brzydziła. Prawda, niby taka banalna, ale wbiła mnie w fotel.
Nie dziwię się Eve i temu, że wręcz żałuje tego, że niczego nie widziała. Ma całą masę pytań, na które w żadnym ze źródeł nie znalazła odpowiedzi. Jako dziecko wbiła sobie do głowy, że jej rodzice zasnęli i już się nie obudzili, co jest pewnie o niebo lepsze niż gdyby miała odnaleźć ich zmasakrowane ciała i jakoś otrząsnąć się po właśnie takim widoku. Ja na jej miejscu pewnie nigdy nie otrząsnęłabym się z takiej traumy. Tym bardziej że jako dziecko wbiegałam w ten sam sposób do sypialni rodziców, wskakiwałam na ich łóżko, dopominając się o należną mi uwagę i troskę. Gdybym pewnego dnia nie mogła ich dobudzić... Boże.
Podoba mi się sposób, w jaki ukazałaś "przemianę" Eve. Stopniowo obrazowałaś nam jej odczucia. Każde wyznanie wzbudzało w niej co innego - przez żal, smutek i skrywaną rozpacz, po falę niezrozumienia i przytłaczającą pustkę. To było takie naturalne, podobnie jak reakcja Belli, którą po tym rozdziale jeszcze bardziej polubiłam. Pani wyżej ma rację - jest wspaniałym materiałem na przyjaciółkę; nawet jeśli z lekka nadpobudliwym.
Korzystaj z weny, bo wspominałaś, że masz jej ostatnio w nadmiarze. Lecę jeszcze na Alyssę, zobaczyć, co tam zmajstrowałaś :p
Btw ploteczki w małych miejscowościach, jak ja dobrze znam ten temat :') Ludziom się nudzi, szukają sensacji. Szkoda tylko, że biedna Eve musi potem wysłuchiwać niestworzonych historyjek o wydarzeniu, które zdecydowanie chciałaby wyrzucić z głowy.
Czekam na następny. Mam nadzieję na odrobinę któregoś z moich ukochanych wampirków :D (Nie wiem, którego wolę bardziej, więc pozostawiam wybór Tobie. Największy dylemat mam między Castielem a Drake'iem, bo Marco to Marco - jak go nie kochać? :p)
Buziaki!
Klaudia99
Hejo kochana! :3
OdpowiedzUsuńTen rozdział zalicza się do tych smutniejszych. Tak podejrzewałam, że będzie w nim coś o rodzicach Eve.
To smutne, że to wszystko wydarzyło się akurat w dniu urodzin dziecka. Mała Eve budzi się z myślą, że są jej urodziny, wszystko będzie fajnie itd., a tu nagle taka sytuacja... Nie chciałabym tego doświadczyć. To musiało być bardzo bolesne.
Teraz zastanawiam się, co tak naprawdę się stało, że jej rodzice umarli. Śmierć naturalna nie wchodzi w grę. To niemożliwe, żeby obydwoje umarli w tym samym czasie. Na początku na myśl mi przyszło, że zostali otruci, ale to chyba mało prawdopodobne. A może znajdzie tu swoje miejsce jakaś magia? Choć nie wiem, czy ona będzie u Ciebie występowała...
Coraz bardziej zaczynam lubić Bellę. Od kiedy się pojawiła, zrobiła na mnie dobre wrażenie. Tak jak Eve uważam, że można jej zaufać. I cieszę się, że Eveline się z nią zadaje... Czemu na myśl mi przyszło, że przez to Bella może wpaść w jakieś kłopoty? xD
Zastanawia mnie również, dlaczego Eveline obawia się przeszłości. Co takiego się kiedyś wydarzyło?
Ech. Myślałam, że w tym rozdziale pojawi się Drake xd
Czekam na kolejny rozdział! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko xoxo :*
Maggie
Bardzo lubię Belle ma dobry wpływ na Eveline no i cieszę się że Eveline się otworzyła przed nią. Hm... zastanawia mnieteż śmierć rodziców Eve, jak umarli, ktoś ich zabił? Czy wampiry lub istoty miały z tym coś wspólnego?
OdpowiedzUsuńRozdział dość zaskakujący, ale bardzo dobry jak zawsze. :) Od czego by tu zacząć? Przede wszystkim nie wiem, dlaczego wyobrażałam sobie dzień śmierci rodziców Eve jako jakąś krwawą masakrę. Może dlatego, że w opowieści występują wampiry, a Eve okazywała wyraźne oznaki traumy? Nie wiem, ale tym bardziej zaskoczył mnie opis tamtych wydarzeń, jednocześnie zasiewając nowe wątpliwości. Dam sobie uciąć małego palca za to, że rodzice Eve jednak nie umarli w tak zwyczajnych okolicznościach!
OdpowiedzUsuńCo do Belli to cieszę się, że jest jej więcej w historii i Eve nie musi wyłącznie pogrążać się we własnych rozmyślaniach. :)
Z wyłapanych:
1.Meble były proste, miejscami przykryte płachtami, bo ten pokój stanowił jedyny, gdzie od chwili przyjazdu nie tknęła niczego.*coś tu jest nie tak w tym zdaniu
2. Łóżko wciąż przykrywała ta sama, chociaż za pewne nieco już pożółkła pościel, chociaż wspomnienia były zbyt odległe i bolesne, by była w stanie jednoznacznie to potwierdzić.*zapewne
3. Zaraz po tym zrobiła coś, o co zdecydowanie by się nie spodziewała, jak gdyby nigdy nic siadając na materacu*nie podejrzewała?
4. Uścisk Belli był zdecydowany i przyjemny, a ona sama pachniała stajnią i sianem – końmi z którymi przez tyle czasu przebywała.*końmi – przecinek. :D
Heh, miło mi to czytać. O taki efekt mi chodziło. Uznałam, że… cóż, nie zawsze trzeba krwi i wielkiej masakry, by stała się tragedia. Te ciche chyba nawet bolą bardziej.
UsuńA za błędy dziękuję. <3 Jedynie z jedyneczką się nie zgadzam, wszystko tam gra. =P