Eveline
Po wyjściu Belli jeszcze długo
siedziała w jednym miejscu, w milczeniu wpatrując się w bliżej nieokreślony
punkt przestrzeni. Trudno jej było określić, co tak naprawdę czuła, to zresztą wydało
się Eveline najmniej istotne. W gruncie rzeczy dominowała… pustka, jakby wraz
z koniecznością opowiedzenia sąsiadce wszystkiego, co się wydarzyło, uszła
z niej cała dotychczasowa energia. To było ponad jej siły, a może po prostu
nie potrafiła dłużej czuć – coś z tego zdecydowanie musiało być prawdziwe.
Nie tego spodziewała
się po wejściu do tego pokoju. Ten spokój wciąż do niej nie docierał, co zresztą
było przyczyną, dla którego przez tyle czasu trwała w bezruchu, jakby spodziewając
się, że wszystko jeszcze ulegnie zmianie – i to zwłaszcza teraz, kiedy została
sama. Oczekiwała bólu, kolejnych wspomnień… Czegokolwiek, w pewnym sensie chyba
nawet rozczarowana rażąca wręcz obojętnością, którą otrzymała w zamian.
Z jej perspektywy to było coś wyjątkowego, czego nie potrafiła jednoznacznie
określić, a co w jakiś pokrętny sposób wydało jej się… czymś wystarczająco
ważnym, by musiała odpowiednio się tym przejąć. Oczywiście zarazem bała się pełni
emocji, które spodziewała się poczuć, jednak mimo wszystko…
Czego ty tak naprawdę chcesz, co?, pomyślała
mimochodem i westchnęła, ostrożnie prostując się na łóżku. Wiedziała, że powinna
ruszyć się z miejsca i wrócić do Belli, tym bardziej, że już i tak
ignorowała ją od dłuższego czasu. Nie miała pewności, jak długo zwlekała
z podjęciem jakiejkolwiek decyzji, ale w pewnym momencie doszła do
wniosku, że jeśli natychmiast nie wyjdzie, wtedy jednak oszaleje, jakkolwiek
miałoby do tego dojść.
Zamierzała
ruszyć ku drzwiom, kiedy coś innego przykuło jej uwagę. Na moment przystanęła,
po czym sięgnęła dłonią do kieszeni spodni, by wyjąć starannie złożony skrawek
papieru. Nie była pewna, dlaczego od chwili powrotu nosiła list matki cały czas
przy sobie, już przynajmniej nie wyjmując go co kilka minut, by powrócić do
zapisanych starannie słów, których przez cały ten czas zdążyła wyuczyć się
niemalże na pamięć. Być może miało to związek z tym pokojem i rozmową,
którą dopiero co odbyła z Bellą, jednak miała wrażenie, że w ciągu
kilku zaledwie minut otworzyła coś, o czym do tej pory starała się nie
pamiętać.
Jej spojrzenie przez długi czas błądziło po starannie
zapisanych słowach, które dwadzieścia lat wcześniej wyszły spod ręki Beatrice
Night. Dopiero po dłuższej chwili obraz wyostrzył się na tyle, by poszczególne
litery i zdania nabrały sensu.
Kochana Eveline.
Jest mi przykro
w związku z tym, co musisz czuć, trzymając ten list. Chciałabym, by nigdy tak
naprawdę nie znalazł się w Twoich rękach, bowiem każde zawarte w nim słowo powinno kiedyś paść z moich ust. Chyba właśnie tak każda matka chciałaby rozmawiać ze swoją córką – osobiście, w cztery oczy, bez świadomości tego, że najpewniej nigdy
nie będzie w stanie powiedzieć tego, co ma dla niej aż tak wielkie
znaczenie.
Mam wrażenie, że w moim przypadku nic nigdy nie było takie, jak mogłabym tego oczekiwać… Nic oprócz Ciebie, moja mała radości.
Nie wiem, czy
kiedykolwiek wybaczysz mi i tacie to, że moglibyśmy Cię zostawić. Gdyby to był mój wybór, nigdy bym do tego nie dopuściła, ale życie bywa trudne –
wiem o tym doskonale, dlatego wolę mieć pewność, że niezależnie od tego, co się wydarzy, dowiesz
o tym, jak bardzo oboje Cię kochaliśmy. Kochamy. Tak będzie zawsze, bo nie wierzę, że śmierć cokolwiek zmienia. To tylko pewien etap – początek i koniec, chociaż czasami może się wydawać, że w grę wchodzi wyłącznie to pierwsze. Być może to naiwne z mojej strony, ale bardzo
chciałabym, żebyś w to uwierzyła.
Moja Eve, wierzę w to, że jesteś mądra i pełna zrozumienia dla
wszystkiego, co dzieje się wokół Ciebie. Nawet jeśli żadnego z nas nie będzie, nie przestaniemy się o Ciebie
troszczyć – robimy to już teraz, bo wszystko, co kiedykolwiek było nasze, teraz przypada Tobie. Zdaję sobie sprawę z tego, jak wielkim wyzwaniem jest przyjęcie tego domu, właśnie tutaj, pośrodku niczego, ale
coś podpowiada mi, że okażesz się równie wytrwała, co i ja –
i całą sobą wierzę w to, że będziesz dość silna i zdeterminowana, by pokochać Haven. Problem z tym miastem leży w tym, że albo je kochasz,
albo nienawidzisz. Czasem czuję się jak w pułapce i chciałabym uciec, ale
potem przypominam sobie, że ten dom i to miejsce są najlepszym, co mogłoby mnie w życiu spotkać. Jeśli dopisze Ci szczęście, sama również kiedyś to pojmiesz, dostrzegając to, co i ja
sama przez te wszystkie lata.
Haven to nasza Przystań – miejsce, gdzie każde z nas prędzej czy później wróci. To nasze
dziedzictwo i jedyny dom, który tak naprawdę miałam.
Boję się, lecz moje serce raduje się na myśl o tym, że kiedyś uda Ci się mnie zrozumieć.
I pamiętaj, że niezależnie od tego, co
przyniesie przyszłość, my zawsze będziemy przy Tobie.
Na
wieczność.
Mama
Ręce jej
zadrżały, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Niezależnie od tego, jak wiele
razy czytała albo przypominała sobie poszczególne słowa, ogarniało ją niejasne,
przejmujące uczucie niepokoju, niezmiennie przyprawiające dziewczynę o dreszcze.
Czuła, że chodzi o coś więcej, zwłaszcza teraz, kiedy w końcu zmusiła
się do myślenia o śmierci rodziców. Sama sprawa pozostawała najbardziej
zagadkową kwestią, która wciąż nie dawała jej spokoju. Teraz dodatkowo miała
silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej wrażenie, że Beatrice doskonale zdawała
sobie sprawę z tego, że kiedyś coś mogłoby jej się stać – i że
Eveline zostanie sama. To było coś zdecydowanie więcej, aniżeli zwykła zapobiegliwość,
a wszystko to… miało jakiś niepojęty związek z Haven.
To miejsce
zaczynało ją przerażać, chociaż wciąż nie potrafiła stwierdzić dlaczego.
Pośpiesznie
złożyła list, po czym niedbale wsunęła go do kieszeni. Czuła się jeszcze
bardziej zdezorientowana niż chwilę wcześniej, wytrącona z równowagi w sposób,
którego dotychczas nie zaznała. Chciała ruszyć w stronę drzwi, niezależnie
od tego, jak wyglądała i czy w ogóle miała być zdolna do tego, żeby
nad sobą zapanować. Wiedziała, że ma do tego pełne prawo, nie wspominając o tym,
że Bella nie należała do osób, które jakkolwiek próbowałyby komentować
zachowanie kogoś w swoim otoczeniu. Ta dziewczyna rozumiała o wiele
więcej, aniżeli Eveline mogłaby się spodziewać, dając jej tak wiele zrozumienia
i ciepła, że wydawało się to wręcz czymś nieprawdopodobnym. To wszystko
takie było, chociaż…
Ciche
skrzypnięcie sprawiło, że aż podskoczyła na swoim miejscu, by w następnej
sekundzie błyskawicznie obejrzeć się za siebie. Dopiero po dłuższej chwili
uprzytomniła sobie, że dźwięk musiał pochodzić ze starej szafy na ubrania, tym
bardziej, że jedno ze skrzydeł było uchylone. Wzdrygnęła się, przez moment
mając wrażenie, że temperatura w pokoju gwałtownie opadła, chociaż to
wydawało się niemożliwe. Zaraz po tym w pośpiechu chwyciła za klamkę,
chcąc jak najszybciej znaleźć się na korytarzu; zdecydowanie nie miała ochoty
sprawdzać, jakie były szanse na to, że meble zaczynały być rozregulowane, a tym
bardziej co takiego kryło się wewnątrz.
Nie teraz.
Miała
wrażenie, że jak na jeden dzień, w związku z przeszłością wydarzyło
się wystarczająco dużo.
☾
Bella wyszła dopiero
wieczorem, kiedy na zewnątrz powoli zaczynało robić się ciemno. Eveline wyczuła
niechęć dziewczyny do tego, żeby zostawić ją samą, tym bardziej, że wszystko
wskazywało na to, iż zbiera się na burzę, ale pomimo obiekcji nie skomentowała
decyzji Eve o samotnym spędzeniu nocy nawet słowem. Co prawda perspektywa
zostania razem miała w sobie coś kuszącego, a Nightówna przez dłuższy
czas miała wrażenie, że sam dom jest przychylny takiemu rozwiązaniu, ale
stanowczo zignorowała wszelakie przeczucia. Potrzebowała spokoju, a przynajmniej
próbowała samą siebie przekonać do tego, że tak mogłoby być.
Cisza miała
w sobie coś kojącego, nawet jeśli coś w atmosferze rezydencji i panującej
na zewnątrz zawierusze, niezmiennie przyprawiało Eveline o dreszcze.
Zdecydowała się na to, żeby rozsiąść się w salonie, jak zwykle zamierzając
okupować kanapę i w ten sposób przeczekać do rana. Słyszała szum wiatru,
stopniowo przybierającego na sile i z czasem tak agresywnego, że pęd
powietrza powodował przenikliwe, niepokojące świsty. Kiedy wyglądała przez okno,
miała wrażenie, że pogoda jest równie nieprzychylna, co i w dniu jej
przyjazdu, kiedy Haven musiało mierzyć się z opadami deszczu i śniegu.
Tym razem było podobnie, a Eve doszła do wniosku, że leżenie na kanapie i bezmyślne
wpatrywanie się w sufit wcale nie jest aż takim złym zajęciem.
Nie miała
pewności, kiedy tak naprawdę zaczęła odczuwać znużenie. Nigdy nie bała się ani
burzy, ani wiatru, a panująca na zewnątrz zawierucha miała w sobie
coś, co w jakiś pokrętny sposób wydało jej się niezwykle kojące. Dobrze było
wiedzieć, że istniało cokolwiek bardziej wzburzonego od niej samej, choć pomimo
upływu czasu we wnętrzu czuła przede wszystkim dominującą pustkę. Była w stanie
wyrzucić z pamięci wszystkie te nieprzychylne wydarzenia, które wzbudzały w niej
tak wiele skrajnych emocji, zupełnie jakby nic się nie stało, co zresztą
przyjęła z ulgą. Być może to oznaczało, że stopniowo radziła sobie z tym,
co przez tyle czasu wzbudzało w niej aż tak silny niepokój – ze śmiercią,
która była gdzieś obecna w tym domu i z którą do tej pory bała się
zmierzyć. Pomyślała, że Amanda byłaby z niej zadowolona, tym bardziej, że
przyjaciółka na długo przed wyjazdem martwiła się o to, jak Eveline
poradzi sobie z tą jedną, konkretną sprawą.
Gdyby
pewnego dnia udało jej się wejść do tamtej sypialni bez cienia strachu i przymusu,
wtedy naprawdę uwierzyłaby w to, że wychodzi na prostą.
Pozwoliła
myślom swobodnie błądzić, nie koncentrując się na niczym konkretnym. Z czasem
pojawiło się jeszcze silniejsze zmęczenie, a Eveline znalazła się gdzieś
na pograniczu jawy i snu, wciąż przytomna, ale bliska tego, by jednak
zapaść się w niebyt. Wciąż słyszała świst wiatru, ale ten dochodził do
niej jakby z oddali, niczym łagodna kołysanka, która miała szansę ułożyć
ją do snu. To było bardziej przyjemne, aniżeli niepokojące, a dziewczyna
poddała się temu w pełni, całą sobą chłonąc ciemność i upragniony
spokój, który…
Eveline…
Dźwięk własnego
imienia przyprawił ją o dreszcze, choć początkowo nie chciała zwracać
uwagi na cichy, łagodny szept, którego źródła w żaden sposób nie potrafiła
zinterpretować. To wiatr, pomyślała w pierwszym
odruchu, wciąż rozespana i skoncentrowana przede wszystkim na tym, żeby jednak
zasnąć. Potrzebowała tego, w duchu wręcz modląc się o to, żeby mieć
rację – by to był wyłącznie efekt jej wyobraźni, a ona mogła ot tak zapaść
się w jakże upragnioną pustkę. W końcu od dłuższego czasu spodziewała
się tego, że jej umysł jednak będzie musiał odreagować rozmowę z Bellą, wizytę
w tamtym pokoju i wspomnienia – bo to byłoby naturalne, czyż nie?
Problem
polegał na tym, że zdawała sobie sprawę z tego, iż chodzi o coś
więcej.
Pomocy…
Proszę…
Tym razem
usłyszała to wyraźnie, nawet pomimo szumu wiatru i własnej dezorientacji.
Szept wyróżniał się na tle wszelakich dźwięków, wypełniając jej umysł
błaganiami, których nawet pomimo usilnych starań nie była w stanie
zignorować. Walczyła z tym, pragnąć zrobić cokolwiek, byleby wyrwać się z letargu
i odciąć od wszystkiego, co działo się wokół niej, jednak nic podobnego
nie miało racji bytu. To było tak, jakby próbowała uciekać przed samą sobą –
całkowicie pozbawione sensu i niemożliwe, o czym zdążyła się
wielokrotnie przekonać w przeszłości. Ta myśl ją przerażała – to, że
wycofanie się mogłoby być nieosiągalne – jednak to wydawało się niczym w porównaniu
z perspektywą tego, że miałaby tak po prostu zignorować ten głos.
Błagalne
słowa… Ktoś ją wołał, prosząc o pomoc, której w żaden sposób nie
potrafiła mu udzielić. Jak mogłaby nie zareagować, kiedy…?
Proszę…
Poruszając się
trochę jak w transie, otworzyła oczy. Salon nie zmienił się w najmniejszym
nawet stopniu, pogrążony w znajomych, kojących ciemnościach. Nic nie
uległo zmianie również w chwili, w której odrzuciła koc i spuściwszy
nogi na podłogę, ostrożnie podniosła się do pionu. Czuła przenikliwy chłód,
który sprawił, że z miejsca zaczęła niekontrolowanie drżeć, ogarnięta
narastającym z każdą kolejną sekundą uczuciem niepokoju. To zły pomysł, pomyślała, jednak nawet
ta świadomość nie powstrzymała jej przed zrobieniem pierwszego kroku naprzód,
kiedy – dokładnie jak kilka dni wcześniej – ruszyła w stronę przedpokoju.
Tym razem
nie pojawił się nikt, kto powstrzymałby ją przed otwarciem drzwi i wyjściem
w noc. Wycie wiatru przybrało na sile, ledwo tylko otworzyła drzwi
wejściowe, jednak ani to, ani nawet przejmujący chłód lodowatego powietrza nie
otrzeźwił jej na tyle, żeby się wycofała. W pośpiechu zdążyła jeszcze
wciągnąć buty i pochwycić kurtkę, chociaż nawet wierzchnie okrycie nie
było w stanie w pełni ochronić jej przed uderzeniami deszczu i mieszających
się z nim kryształków lodu. Zmrużyła oczy, mimowolnie krzywiąc się w odpowiedzi
na lodowate ukłucia, kiedy zimno zaczęło raz po raz drażnić jej odsłoniętą
skórę. Wszystko w niej aż rwało się do tego, żeby wrócić do bezpiecznego
domu, jednak Eveline z premedytacją zignorowała te przeczucia, w zamian
zdecydowanym krokiem ruszając przed siebie. Poczuła dziwny smutek, jakby
pozostawiona za plecami rezydencja zaprotestowała, stanowczo sprzeciwiając się
jej wyjściu, ale i to zdołała pominąć, bardziej przejęta tym, że gdzieś
tam w zawierusze czekał na nią ktoś, kto nade wszystko potrzebował jej
pomocy.
To
przypominało jakiś pokrętny sen, którego w żaden sposób nie potrafiła
sprecyzować. Szła przed siebie, obojętna na chłód, ulewę i narastający z każdą
kolejną sekundą strach, zupełnie jakby te stanowiły jedynie zbędny dodatek do
ludzkiego, pełnego słabości ciała. Czuła przenikliwe zimno, kiedy wiatr raz po
raz smagał jej twarz i burzył już i tak wijące się wokół twarzy
włosy. Drżała, chociaż nie tyle za sprawą chłodu, ale dziwnego podekscytowania,
które nie opuszczało jej nawet na ułamek sekundy podczas tego szalonego,
wydającego się prowadzić donikąd biegu. Nie wiedziała, gdzie i dlaczego
pragnie się znaleźć, a tym bardziej w którą stronę powinna się
przemieszczać. Na oślep pędziła przed siebie, poddając się nocy, panującemu wokół chaosowi i przeczuciu, że postępuje słusznie – i to pomimo
tego, że z logicznego punktu widzenia to było czyste szaleństwo.
Zrobiło się
odrobinę spokojniej, kiedy nagle otoczyły ją drzewa. Myśl o tym, że o tak
później porze mogłaby znaleźć się w lesie, powinna była wzbudzić w niej
niepokój, a jednak nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie –
kluczyła pomiędzy drzewami, raz po raz potykając się na nierównościach terenu,
co znacznie utrudniało jej poruszanie się naprzód. Czuła, że gałęzie zaplątują
się w jej włosy, ciągnąc je i dodatkowo spowalniając, chociaż nawet
to nie było w stanie zmusić Eveline do tego, żeby się zatrzymała. To było prawie
jak amok – rodzaj dzikiego transu, w który popadła, w pełni zdana na
swoje przeczucia i bezwarunkowe, wykonywane bez przemyślenia odruchy. Biegnij, tłukło się w jej umyśle i to
jedno słowo wydawało się definiować wszystko, czego tak naprawdę chciała.
To, a także
nieustające nawoływanie, które wypełniało jej myśli, niezmiennie popychając do
przodu.
„Gdzie
jesteś?” – pragnęła zapytać, ale ostatecznie nie odezwała się nawet słowem.
Czuła, że nawet gdyby się na to zdobyła, nie otrzymałaby odpowiedzi, sądziła zresztą,
że sama powinna wiedzieć, czego tak naprawdę oczekiwała. Prawda była taka, że
chyba w istocie zdawała sobie sprawę z tego, gdzie powinna biec. Całe
jej ciało to czuło, zmuszając ją do podejmowania decyzji, które z logicznego
punktu widzenia nie miały sensu. Mieniło jej się w oczach, a za
sprawą pędu wszystko wokół wydawało się przypominać kalejdoskop bezkształtnych,
ciemnych plam, które z jej perspektywy zlewały się w jedno. Była ona,
mieszanka barw oraz niezdefiniowanych bodźców, które atakowały jej zmysły,
niezmiennie wprawiając w coraz silniejszą konsternację.
To musiało
wystarczyć.
Nie
wiedziała, gdzie jest, ale i to nie miało dla niej znaczenia. Przez ułamek
sekundy przeszło jej przez myśl, że to była ta sama część lasu, którą dopiero
co pokonywała w towarzystwie Drake’a. Nie miała pewności, skąd to wie, ale
była gotowa przysiąc, że właśnie pędziła dokładnie tą drogą, którą on próbował
jej pokazać, zanim chcąc nie chcąc zaprowadził ją na pole lawendy. W tamtej
chwili serce zabiło jej mocniej, tłukąc się w piersiach tak mocno, że
ledwo była w stanie oddychać, jednak i to zeszło gdzieś na dalszy
plan. W gruncie rzeczy nie czuła nic, prócz krążących w żyłach
adrenaliny i przeczucia, że musi zrobić cokolwiek, byleby pomóc osobie, która ją nawoływała.
Wszystko
działo się bardzo szybko, zmieniając niemniej gwałtownie, co i kadry w oglądanym
w telewizji filmie. W jednej chwili biegła przez las, by w następnej
sekundzie wypaść spomiędzy drzew na niewielkie, aczkolwiek wyczuwalne pole
otwartej przestrzeni. Mrok i zawierucha utrudniały widoczność, przez co
początkowo nie miała pewności, co takiego widzi. Wiedziała jedynie, że w mroku
majaczyły dziesiątki nieregularnych, ale jakby znajomych kształtów – mniejszych
i większych, momentami sięgających jej niemalże do piersi. W oszołomieniu
rozejrzała się dookoła, zatrzymując wzrok na górującym tuż przed nią budynku –
nawet w połowie nie tak okazałym, jak rezydencja Nightów, ale jednak
robiącym wrażenie, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że znajdowała się w samym
środku lasu. Dopiero po chwili w pełni dotarło do niej, co tak naprawdę
widzi i z wrażenia omal się nie wywróciła, porażona tym, co działo się na
jej oczach.
To był
cmentarz.
Całe pole
grobów oraz górująca nad tym wszystkim, wyniszczona kapliczka, która…
Dziwny
dźwięk wyrwał ją z zamyślenia, co najmniej oszałamiając. Uświadomiła
sobie, że to jęki – cała kakofonia, składająca się na pokrzykiwanie i rozpaczliwe
zawodzenie, które zagłuszyło wszystko inne, w zaledwie chwilę sprawiając,
że Eveline zapragnęła zatkać uszy dłońmi, a potem osunąć się na kolana i zacząć
krzyczeć. Problem polegał na to, że wycie wydawało się rozlegać gdzieś w jej
umyśle, jakby było jej częścią, co okazało się świadomością nawet gorszą od
tego, aniżeli myśl o tym, że otaczała ją śmierć. Gdyby chociaż mogła to
przerwać, wtedy byłaby w stanie uciec albo…
Na tle tego
całego szaleństwa usłyszała śmiech – melodyjny, uwodzicielski i na swój
sposób przerażający. Sam ten dźwięk wystarczył, żeby wytrącić ją z równowagi,
niwecząc jej dotychczasowy spokój na rzecz czystego przerażenia. Otworzyła
usta, chcąc krzyknąć, ale ostatecznie nie wydała z siebie żadnego dźwięku,
prócz zdławionego jęku. Zachwiała się i byłaby upadła, tym bardziej, że w ciągu
zaledwie ułamka sekundy zmieniło się wszystko, łącznie z otaczającym ją
krajobrazem. Kapliczka, groby – to wszystko zniknęło, zanim w ogóle
zdążyła się rozejrzeć, na dodatek równie nagle, co i się pojawiło,
zupełnie jakby nigdy nie było prawdziwe, stanowiąc co najwyżej wytwór jej
wyobraźni.
Nagle znowu
znalazła się w samym środku lasu, drżąca i przerażona, w głowie wciąż
słysząc echo wcześniejszych jęków. Teraz jedynie śmiech był prawdziwy,
ostatecznie pozwalając jej skupić się na majaczącej pomiędzy drzewami sylwetce.
Dostrzegła parę lśniących, niebieskich oczu, jakże niepasujących do sytuacji i mrocznego
mężczyzny, którego zdążyła już poznać i którego jedno spojrzenie
wystarczyło, żeby serce zechciało wyskoczyć jej z piersi. Lekko chwiała
się na nogach, niepewna niczego, a już zwłaszcza tego, co chciała albo
powinna w obecnej sytuacji zrobić.
Pomimo
ciemności zauważyła, jak twarz przybysza rozjaśnia olśniewający, chociaż
przerażający uśmiech. Zaraz po tym Drake zrobił krok naprzód i wciąż nie
przestając się uśmiechać, ostatecznie zwrócił się do niej:
–
Wiedziałem, że przyjdziesz, mademoiselle.
Proszę nie bić! Tak, ja wiem – końcówka. Mówi się trudno i czeka się na dziewiętnastkę, tym bardziej, że od tej chwili wydarzy się bardzo dużo, na co zresztą chyba wszyscy czekali, prawda? Ale ja nic nie mówię! Tego, że mam plan i że ta księga pewnie zajmie mi jakieś pięćdziesiąt rozdziałów, również.Ciągle mnie zachwycacie, czy to kolejnymi komentarzami, czy osobistymi rozmowami. Nie zliczę ile miałam pytań o nowy rozdział albo jak wiele pozytywnych reakcji zaobserwowałam, kiedy tylko wspomniałam, że zaczęłam pisać. Nie sądziłam, że to opowiadanie aż tak wielu osobom przypadnie do gustu, niemniej to motywuje mnie w sposób, który nawet trudno mi opisać. Nie mam pojęcia, jak powinnam Wam wszystkim dziękować za wszystko, co otrzymuję na co dzień – za dobre słowa, wsparcie i to, że zawsze mogę liczyć na rozmowę. Mogłabym teraz robić zbiorową dedykację, ale z tym poczekam na podziękowania, które podsumują tę część – i dopiero tam ubiorę wszystko w słowa tak, jak być powinno.Kolejny rozdział oczywiście w przyszłym tygodniu. Podejrzewam, że nie pozwolicie mi nawalić, więc chyba swobodnie mogę to obiecać. Z mojej strony to wszystko, więc… do napisania!
Tu miejsce dla Mrs. Cross :3
OdpowiedzUsuńHej!
UsuńMam chwilkę wolnego czasu, o czym dobrze wiesz, to i wpadam komentować. Szczególnie, że właśnie wzięłaś się za XIX! Z czego ogromnie się cieszę. Podejrzewam, że dużo osób będzie miało problem ze względu na gif... ale cii!
Minęło tyle rozdziałów i dopiero teraz dajesz nam do przeczytania list od matki Eve. Aż miałam ciarki, gdy go czytałam. Współczuję dziewczynie. Strata bliskich, szczególnie rodziców, to coś... okropnego, że tak powiem, choć to zdecydowanie jest zbyt słabym słowem. Jeszcze jeśli się ich znalazło.
Wchodząc do pokoju, na pewno wszystko do dziewczyny wróciło. Wszystkie wspomnienia. Ale czasami zamiast bólu czuje się po prostu zwyczajną pustkę.
Beatrice wiedziała znacznie więcej niż wie Eveline (jeszcze). Dlatego też podejrzewała, że może zginąć i dlatego napisała list do córki. Dla dziewczyny może to jeszcze nie jest zrozumiałe, ale przyjdzie wszystko z czasem, prawda? Nie spodziewam się, że zrozumie WSZYSTKO jednego dnia, szczególnie znając Ciebie :)
No i znając Ciebie przeczytam, że ta szafa to nie jest żaden przypadek i nie otworzyła się, bo tak. Mam swoje podejrzenia, które zachowam dla siebie, bo sporo mi pozwoliłaś się dowiedzieć podczas naszych rozmów ^^ wiesz, że ja nigdy nie mam nic przeciwko temu! Wiele rzeczy oczywiście jeszcze nie wiem, ale chcę też mieć jakieś niespodzianki i się główkować "co, kiedy i jak".
I znów taki koniec! Wiedziałam, że sobie to odbijesz x.x Nic, tylko Cie udusić! Przez cały czas się zastanawiałam nad tymi głosami. Podejrzewałam Drake'a, (szczególnie jak wspomniałaś o drodze) ale nie tylko. No ale jak widać pierwsze podejrzenia są słuszne. Jestem zaciekawiona tym, co ten wampir kombinuje. Dlatego czekam już na XIX! :*
Oczywiście opisy powalają, ale to nic niezwykłego. Zawsze zazdrościłam Ci talentu, w pozytywnym znaczeniu rzecz jasna :)
Pisz Ness, pisz! Ja czekam i nie tylko ja <3
Pozdrawiam,
Mrs.Cross!
Moje <3
OdpowiedzUsuńWcale nie patrzyłam co sekundę czy jest xD
SUUUPER! CZEKAM NA NEXTA, KIEDY NN?! :O
UsuńA tak w ogóle to dzień dobry. Słoneczny ten dzień. Idealnie się nadaje na czytanie Forever, a później pora na Sins of the Angel :3 Idealny poranek uważam za rozpoczęty, a jak jeszcze mi wysłałaś ten gif na GG to w ogóle dostałam mega kopa, żeby czytać!^^
Czytałam list jeszcze przed premierą rozdziału i nadal jestem przy tym samym zdaniu, co byłam wcześniej. Nie potrafię sobie naprawdę wyobrazić tego w jaki sposób musi się czuć przez to Eveline. Wróciła do Haven, miejsca, gdzie jej rodzina została zamordowana (?). Ich śmierć to na pewno nie była przypadkiem, a ja jestem cholernie ciekawa co takiego tak naprawdę się wydarzyło. I zapewne będę to powtarzać do momentu, aż się wszystkiego nie dowiem. A może znając siebie to nawet jak napiszesz już co się stało ja tego nie ogarnę.😅😅
Wybacz za ten "wybuch złości" na GG. Mood: Złota Rybka on c:
Ten dom zaczyna mnie przerażać. Serio, on się zachowuje tak jakby żył własnym życiem. ;_; A to trochę jest przerażające. Kojarzy mi się dom z bajki "Straszny dom". Mieszkał tam staruszek, który swoją żonę zabetonował w piwnicy czy jakoś tak z tym było. Ale wciąż straszne. Dobre mam skojarzenia, nie? XD
Dobra, kto do cholery tak wola Eve? Te głosy zaczynają się robić coraz bardziej niepokojące, a ja mam wrażenie, że znajdujemy się w jakimś horrorze. Zaraz wyskoczy nam na ekran straszna twarz, ludzie będą krzyczeć, a po seansie się zaśmieją, bo jak można się było tego przestraszyć!
Justyna, co ty masz do cmentarzy?:D Nasze spotkanie między grobami Ci nie wystarczyło to musiałaś jeszcze Eve i Drake wrzucić na cmentarz?!:D Ale to w końcu najlepsze miejsce na spotkania, więc ja się wcale nie dziwię. Naprawdę:D
Normalnie bym napisała co to za końcówka, dlaczego nam to robisz, ale ze w na to, że wiem co w tym momencie robisz się przed tym powstrzymam:D
Także czekam teraz niecierpliwie na kolejny rozdział i lecę teraz na Alyssę czytać. :3
Buźki,
Gabi. 😙
O kurde. Kurdekurdekurde! Czytanie tego od razu było błędem! Tak to zwykle zwlekam, objawiając się z komentarzem góra na dzień przed publikacją nowego rozdziału, a teraz zawaliłam sprawę. I przez swoją głupotę będę musiała czekać długi tydzień na nową notkę...
OdpowiedzUsuńNatalia, a może ty znów użyjesz swoich wpływów, co?
Tak, mam ochotę zabić cię za końcówkę. (A kiedy nie mam, hm?) Ale że na słuchawkach Evans Blue jakoś jestem w stanie odroczyć egzekucję na potem.
O! Właśnie leci Destroy the Obvious, więc mogę zaczynać :D
Ale najgorsze jest to, że nie bardzo wiem, co napisać. A właściwie od czego zacząć. Pisałaś mi dziś, że przewidujesz 50 rozdziałów, a my znajdujemy się już prawie w połowie i wypadałoby uświadomić Eve w pewnych kwestiach. Przytakiwałam, bo taka perspektywa naprawdę zapowiadała się interesująco. No ale potem ty wyskoczyłaś i z listem, i Drake'iem, i... I cholera jasna, mam mętlik w głowie.
Dobra, nie dam rady odwlekać końcówki, dlatego zacznę od niej. Wow. I jest to jedno z łagodniejszych słów, cisnących mi się w tym momencie na usta. Już wcześniej była wzmianka na temat przyjaźni Eve z duchem, ale teraz tylko potwierdzają się wszelkie przypuszczenia odnośnie jej paranormalności. Od początku można się było domyślić, że dziewczyna odegra tu jakąś ważną rólkę. Teraz to wszystko nabiera sensu. Przed oczami znów mam scenę z prologu (Ona nie była przypadkiem na cmentarzu? Kojarzę jakieś wzgórza, ale już niekoniecznie to, czy całość miała miejsce właśnie tam) pełną tajemniczości i mroku, którego w tej historii zaczynało pomału brakować. Wampiry oczywiście skutecznie dodawały pikanterii opowiadaniu, jednak dziś... Chyba mam ciary. Spodziewałam się wielu rzeczy, jak i tego, że to Drake jest jakoś zaplątany w tą akcję z "nawoływaniem", niemniej zaskoczyłaś mnie.
Teraz nareszcie szablon, głównie nagłówek, zgrabnie splata się z treścią.
Na temat listu mogę jedynie powiedzieć, że spodziewałam się tego, że śmierć Nightów nie była przypadkowa. Oni o niej wiedzieli. Insynuacje na temat jej powodu mogą być różne, a i ja sama mam wiele typów. Na pewno i w tym przypadku nas nie zawiedziesz.
Pogoda jak u mnie :') Uroczo. Haven jednak jest pod jakimś względem wyjątkowe. To ono tak działa na Eve, prawda? Ono, obecność wampirów... Wszystko to się jakoś ze sobą łączy i wybudza w niczego nieświadomej dziewczynie jej moce. Moce, które nieźle namieszają jej w życiu, co?
I ty mówisz, że to do czytania BATB nie można zasiadać na trzeźwo! Popadnę przez Was, dziewczyny, w alkoholizm jeszcze przed maturą. Jak babcię kocham.
Wyszukuj mi nowych perełek na yt, bo zabieram się za AC :*
A na tę chwilę życzę ci masy weny i czasu. Wciąż się martwię, że pewnego dnia nam się wyczerpiesz. No bo, cholera, ostatnio jesteś wszędzie. I reaktywowałaś Alyssę. I piszesz tutaj, i na LITT...
Ściskam!
Ta nielojalna wiedźma, Klaudia99
Hejo kochana! :3
OdpowiedzUsuńPo liście już jestem w 100% pewna, że śmierć rodziców Eve nie była przypadkowa. ,,Gdyby to był mój wybór, nigdy bym do tego nie dopuściła [...]’’ - te słowa chodzą mi po głowie i zmuszają do zastanowienia się, dlaczego umarli, ale jak na razie to nic nie przychodzi mi do głowy. Tak bardzo mnie to ciekawi... Mam nadzieję, że za jakiś czas (mam nadzieję, że nie długi) to się wyjaśni. Podejrzewam, że to będzie jedna z tych ważnych rzeczy w historii i może jakoś wpłynie na życie Eveline.
Kolejną sprawą jest ten głos. To wytwór jej wyobraźni, czy rzeczywiście ktoś ją wolała? Głos, o ile dobrze pamiętam, pojawia się już kolejny raz. Na początku wydawało mi się, że jest związany z domem, ale ona później wyszła...
Cmentarz. Od tego momentu serce zaczęło mi szybciej bić. Miałam wrażenie, że za chwilę coś się wydarzy. I niekoniecznie musiałaby to być dobra rzecz... Jak później okazało się, była to halucynacja, co było dla mnie kolejnym zdziwieniem. Zapewne nie bez powodu widziała cmentarz (może ktoś nawet specjalnie wywołuje u Eve te zwidy). Może to coś oznacza? Może ktoś chciałby jej coś przekazać? Nie mam pojęcia xD
A na sam koniec zjawia się Drake... Że też musiałaś na tym zakończyć xD Facet wiedział, że przyjdzie? Hm... Robi się interesująco. Ciekawe skąd wiedział, że Eve przyjdzie. Może to on odpowiada za ten głos i wizje?
Z niecierpliwością czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :*
Maggie
Znowu czwarta? :c A tak dzisiaj czatowałam...
OdpowiedzUsuńTen spokój wciąż do niej nie docierał – pięknie to ujęłaś. Też tak czasem mam. Przecież powinnam teraz płakać, zagryzać się z bólu, czemu jestem taka spokojna, taka obojętna?
UsuńNa wieczność, napisała. Forever, she said. Aaaaaaa... <3
Tak, tak, tak! Dobrze rozkminiałam, że rodzice musieli wiedzieć, że umrą! Tylko zapomniałam o tym liście...
No tak. Chciałam komentować na bieżąco, czytać po kawałku scrollować do komentarzy – a tu nie idzie się oderwać. Niesamowitą atmosferę stworzyłaś. Aż mam ciary! I ta końcówka! Rany, jak ona idzie w tym transie przez las, przez deszcz... Wow. Wszystko jak w jakimś koszmarze sennym, pięknie zamglone. Jej.
A następnym razem walczę o podium.
No cześć :*
OdpowiedzUsuńRozdział 16
Dobra… Włączyłam „Bal wszystkich świętych” i dałam na pętlę, więc przynajmniej mogę mieć nadzieję, że więcej nie wyobrażę sobie chodzącego domu.
Och, Drake. Jak u mnie zapunktowałeś, to straciłeś te punkty. Jak więcej nie będziesz zostawiał Eveline, to porozmawiamy o ich odzyskaniu. Cieszysz się?
(O Boże… Zaczynam gadać do nieistniejącej w realnym świecie osoby. Jest ze mną źle. Cholera! To wszystko przez ten chodzący dom… Jednak chyba do reszty zwariowałam ;__;)
Katerina. Współczuję jej. Brak wolności to na pewno nie jest nic przyjemnego ani to, że Drake zachowuje się wobec niej w taki sposób. (No teraz to już w pełni zgadzam się z Eveline. To „Cholerny dupek”.)
„On…”i w głowie takie „Kto to jest ten „On”?”(I tak znając życie moje hipotezy zawsze mogą być obalone, więc co do nich będę siedziała cicho.)
Rozdział 17
Rozumiem Eve. (Wiesz dlaczego.) Czytając ten rozdział… ech, byłam bliska płaczu, bo dopadły mnie wspomnienia, a nie chcę zaśmiecać komentarza własnym smutkiem. Więc po prostu w spokoju skomentuję osiemnastkę ;) Zostaje mi mieć nadzieję, że będziesz mi miała tego za złe.
Rozdział 18
To skrzypnięcie. Ech, sama się lekko przestraszyłam.
I głosy... Sama najprawdopodobniej w pierwszym momencie pomyślałabym, że to zwykły wiatr, a po prostu jedynie moja wyobraźnia płata mi figle.
No, ale ten cmentarz i to wszystko... Jęki, śmiech... Aż mam ciary i serce wali mi jak młot.
Tak czy siak wszystko mi się bardzo podobało i po końcówce, zostaje mi czekać na więcej.
Dobranoc życzę i miłych snów,
Crazy Girl.
Przez ciebie popadne w depresję! Siedzę aktualnie w pracy i za nic nie mogę się oderwać od tekstu.
OdpowiedzUsuńCzemu ten Drake wciąż pojawia się w snach Eveline? No i zaniepokoił mnie list matki Eve. Ta wieczność jakby kobieta wiedziała więcej...
No nie, Eve znowu biega po lesie w nocy? xD Mam nadzieję, że w końcu się wyjaśni dlaczego tak chętnie zapuszcza się tam po zmroku, mimo że intuicja wyraźnie podpowiada jej, aby tego nie robiła.
OdpowiedzUsuń1.Oczywiście zarazem bała się pełni emocji, których spodziewała się poczuć, jednak mimo wszystko…*które