Marco
Spodziewał się wielu rzeczy, ale to, co zrobiła ta
dziewczyna, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Zaskoczyła go do tego
stopnia, że w pierwszym odruchu nawet nie zareagował na to, co zamierzała
zrobić, nie wspominając o próbie powstrzymywania jej. Zaklął i gwałtownie
skręcił, próbując jak najszybciej wyhamować samochód, kiedy towarzysząca mu
dziewczyna tak po prostu go zaatakowała, by w następnej chwili –
zdradzając przy tym zaskakującą wręcz odwagę albo, co wydało się Marco bardziej
adekwatnym określeniem, porażającą głupotę – wyskoczyć z pojazdu.
Odzyskanie kontroli nad autem
przyszło mu z łatwością, co zresztą nie było niczym zaskakującym przy tak
rozwiniętym refleksie. Wysiadł, ledwo tylko pojazd się zatrzymał, po czym z uwagą
rozejrzał dookoła. Wiedział, że dziewczyna nie będzie w stanie uciec
daleko, tym bardziej, że prędkość zrobiła swoje i Eveline ostatecznie
wylądowała na ziemi. Wywrócił oczami, poniekąd rozbawiony paniką, którą
dostrzegł w jej oczach, kiedy spojrzała w jego stronę. Naprawdę sądzisz, że to mnie powinnaś się
obawiać?, pomyślał z niedowierzaniem, bez chwili wahania ruszając ku
dziewczynie. Nie śpieszył się, stawiając na w pełni ludzkie tempo,
zwłaszcza kiedy zauważył, że Eveline najwyraźniej czuła się zbyt oszołomiona i obolała,
by próbować się podnieść.
Westchnął cicho, w duchu
błogosławiąc to, że poza kilkoma obtarciami, najpewniej nie zrobiła sobie
krzywdy. Czuł słodki zapach jej krwi, ale nie w takim natężeniu, jakiego
mógłby spodziewać się, gdyby w grę wchodziła jakaś poważna, głęboka rana.
Co prawda to jeszcze nie oznaczało, że niczego nie złamała, ale doszedł do
wniosku, że nawet gdyby do tego doszło, być może to wcale nie byłoby takie złe
– przynajmniej miałaby nauczkę na przyszłość. Nie, zdecydowanie nie życzył
dziewczynie źle, ale trudno było należycie zapewnić bezpieczeństwo komuś, kto
na własne życzenie pakował się w kłopoty.
– Nie… – usłyszał, więc
zatrzymał się wpół kroku. Jego spojrzenie spoczęło na Eveline, ostatecznie
koncentrując się na parze lśniących oczu o niezdecydowanym kolorze z pogranicza
zieleni i błękitu. – Nie podchodź – zażądała, a przynajmniej
próbowała, bo jej głos zabrzmiał dziwnie piskliwie. Zadziwiające wydało mu się
to, że nawet w takiej sytuacji potrafiła być stanowcza.
– Jak sobie życzysz – powiedział
przesadnie uprzejmym tonem. – Zostańmy tutaj i poczekajmy na Drake’a
– zaproponował, a ona jakimś cudem jeszcze bardziej pobladła, wyraźnie
zaniepokojona.
Zacisnął usta, coraz bardziej
zniecierpliwiony. Nie lubił tracić czasu, zwłaszcza w takiej sytuacji, a ta
dziewczyna już kolejny raz próbowała mu się stawiać – i to w ciągu
niecałej godziny. Sądził, że po tym, w jaki sposób zaciągnął ją do
samochodu, zdążyła uświadomić sobie, że to nie ma sensu, ale najwyraźniej to
był jakiś niezwykły gatunek przesadnie butnej kobiety, która prędzej spróbuje
wydrapać potencjalnemu wrogowi oczu, aniżeli podda się bez walki.
Marco zawahał się, ledwo będąc w stanie
powstrzymać uśmiech. Wiedział dobrze, czym jest duma, zresztą dzięki
wyostrzonym zmysłom bez trudu zorientował się, że nawet jeśli Eveline próbowała
udawać silną, w rzeczywistości była przerażona. Całe ciało dziewczyny w zdradziecki
sposób dawało mu sygnały, które w zupełności wystarczyły, by zorientował
się, jaka jest prawda. Czuł ten strach zarówno w postaci metalicznego
posmaku na języku, jak i na podstawie innych bodźców, które podsuwały mu
zmysły – przyśpieszonego pulsu, krążącej energicznie w jej żyłach krwi,
błysku niepokoju w rozszerzonych tęczówkach…
Ale starała się i musiał
przyznać, że była w tym bardzo dobra, choć zdecydowanie nie miała prawa
wiedzieć, jak powinna zachowywać się przy wampirach. W tamtej chwili
doszedł do wniosku, że będzie musiał ją tego nauczyć, zwłaszcza teraz, kiedy
utwierdził się w przekonaniu, że ponowna manipulacja wspomnieniami i niewiedza
są o wiele bardziej niebezpieczne od pozwolenia na to, żeby poznała tę
mroczniejszą, prawdziwą stronę Haven.
Odczekał jeszcze kilka sekund,
po czym – wciąż utrzymując względnie bezpieczną odległość i nie odrywając
wzroku od jej rozszerzonych ze strachu tęczówek – ostrożnie przykucnął, chcąc,
żeby ich twarze znalazły się na zbliżonym poziomie. Eveline drgnęła, ale nie
próbowała się odsuwać, w niemalże wyzywający sposób spoglądając mu w oczy.
Czuł, że walczyła ze sobą, powstrzymując się przed powiedzeniem czegoś, czego w istocie
mogłaby później pożałować.
Cholerny,
piekielnie uparty wa… Och, nie, to zdecydowanie nie jest możliwe!
Powstrzymał uśmiech, dochodząc
do wniosku, że komentowanie tego, co działo się w jej głowie nie jest
najlepszym pomysłem. Już i tak zdążył ją tym rozjuszyć i to nie
skończyło się dobrze; igranie z dziewczyną, która przejawiała cechy
desperatki, było niczym prośba o kolejne nieszczęścia, a Marco miał
ich jak na jedną noc serdecznie dość. To, że Eveline z takim uporem
odpychała od siebie prawdę, zbyt przerażona, by tak po prostu ją przyjąć,
jedynie wszystko dodatkowo komplikowało, tym samym uświadamiając mu, że musiał
zmienić taktykę.
– Gdybym chciał twojej śmierci,
już byłabyś martwa – oznajmił z powagą, ostrożnie dobierając słowa. – Myśl
sobie, co tylko chcesz, ale na tę chwilę jestem najlepszym, co mogło cię
spotkać.
Prychnęła, ale i na to był
przygotowany. Cóż, gdyby spróbowała spojrzeć na sytuację z jego perspektywy,
szybko przekonałaby się, że w istocie było tak, jak mówił. Mając za
alternatywę pozostanie z Drake’m albo opiekuna w postaci Castiela,
przebywanie w jego towarzystwie jak najbardziej mogła uznać za olbrzymie
szczęście.
– Gadaj sobie zdrów –
wymamrotała, kolejny raz wprawiając Marco w konsternację. To i tak
było lepsze od ponownego usłyszenia, że jest się „pierdolonym
porywaczem-filozofem”.
Pod tym względem naprawdę
zaczynała być urocza.
– Nie omieszkam – zapewnił ze
spokojem. – No cóż, jak sobie życzysz… Bylebyś później nie miała do mnie
pretensji – dodał po chwili zastanowienia.
– Jakich znowu…?
Zamilkła, ledwo tylko w większym
skupieniu zajrzał jej w oczy. Chociaż była niespokojna i wciąż
roztrzęsiona, wpłynięcie na umysł przyszło Marco z dziecinną łatwością.
Przyjął to z ulgą, tym bardziej, że takie rozwiązanie wydało mu się nagle
jedynym właściwym. Nie mieli być w stanie się porozumieć, skoro ona na
każdym kroku próbowała z nim walczyć, a skoro tak, musiał rozwiązać
pewne sprawy w inny, odrobinę mniej cywilizowany sposób.
– Eveline – rzucił łagodnym
tonem. Drgnęła w odpowiedzi na swoje imię, wciąż przypatrując mu się nieco
błędnym wzrokiem. – Czy pozwalałaś Drake’owi wejść do swojego domu? Zaprosiłaś
go kiedyś? – zapytał, bo to w tamtej chwili wydało mu się najbardziej
istotną kwestią.
– Nie – odpowiedziała
machinalnie, bez chociażby cienia wątpliwości.
Skinął głową, nie kryjąc ulgi.
Nie wyczuwał, by ktokolwiek inny próbował manipulować jej umysłem, zresztą gdyby
tak było, okazałaby jakiekolwiek wątpliwości przed udzieleniem odpowiedzi. Była
szczera, poniekąd dlatego, że nie dał jej innego wyboru.
– W porządku… A komukolwiek
innemu? – drążył, jednocześnie przesuwając się ku niej. Miał dość tkwienia przy
leśnej drodze, wciąż niepokojąco blisko miejsca, gdzie znalazł ją w towarzystwie
Drake’a.
– Tylko tobie – zapewniła.
Odetchnął, bo to przynajmniej
tymczasowo rozwiązywało kilka najważniejszych kwestii. Skoro w rezydencji
Nightów pozostawała bezpieczna, przynajmniej nie musiał rozwodzić się nad
szukaniem jej jakiegoś bezpiecznego miejsca.
– Znakomicie.
Nie dodał niczego więcej, jakiekolwiek
słowa zresztą wydawały się zbędne, tym bardziej, że Marco już nie widział
powodu, dla którego miałby utrzymywać Eveline przytomną.
Kiedy tylko dziewczyna zamknęła oczy,
bez chwili wahania porwał ją na ręce i jak gdyby nigdy nic się dematerializował.
Eveline
Przebudzenie przyszło nagle i miało w sobie coś
gwałtownego. Pierwszym, co powitało ją po otwarciu oczy, był ból głowy, który
sprawił, że momentalnie zapragnęła ułożyć się na łóżku i ponownie
zasnąć. Niespójne wspomnienia mieszały się w umyśle Eve, tworząc trudny do
zrozumienia i opanowania kalejdoskop obrazów, zapachów i bodźców,
które jej zmysły zdążyły przetworzyć na krótko przed tym, jak zamknęła oczy.
Dopiero po dłuższej chwili
uprzytomniła sobie, że leży na czymś miękkim i że powietrze wokół jest
podejrzanie ciepłe. Jak przez mgłę pamiętała moment, w którym wyskoczyła z pędzącego
samochodu, ostatecznie lądując na poboczu, co samo w sobie wydawało się
jawić jako co najwyżej koszmar. To wszystko było dla niej czymś nie do pojęcia,
zresztą tak jak i wszystko to, co wydarzyło się wcześniej – cmentarz,
Drake, widok walczących ze sobą mężczyzn… A zwłaszcza Marco, który
ostatecznie uprowadził ją z pola
walki, by próbować wywieźć cholera
wie gdzie. W tamtej chwili wręcz modliła się o to, żeby to wszystko
okazało się jakimś pokrętnym snem.
Nie miała pewności ile czasu
walczyła z sobą samą, zanim w końcu zdecydowała się otworzyć oczy.
Ostrożnie uniosła się na łokciach, już na krótko przed rozejrzeniem się dookoła
podświadomie czując, gdzie się znajduje. Uczucie déjà vu skutecznie wytrąciło ją z równowagi, spychając strach
na dalszy plan. W milczeniu powiodła wzrokiem po swojej dawnej sypialni –
tej samej, którą zajmowała jako dziecko i której ściany pokrywały liczne szkice
półksiężyców. Natychmiast wyprostowała się niczym struna, odrzucając kołdrę i zamierzając
poderwać się na równe nogi, ale w porę zmieniła zdanie, nagle
uprzytomniając sobie, że nie jest sama.
Jasna
cholera…
Marco obserwował dziewczynę z uwagą,
spokojnie siedząc na stojącym przy biurku, drewnianym krześle. Wydawał się
absolutnie nie pasować do tego małego pokoiku, w ten niepokojący sposób
przystojny i tak nienaturalnie opanowany. Para błękitnych oczu mężczyzny
dosłownie przenikała Eveline, niezmiennie wprawiając dziewczynę w oszołomienie,
co w znacznym stopniu utrudniało jej zebranie myśli. Zadrżała mimowolnie,
nerwowo zaplatając ramiona na piersiach i przez moment nie będąc w stanie
zmusić się do zrobienia niczego innego, prócz bezmyślnego przypatrywania się
intruzowi.
Obcy facet. W jej sypialni.
Na dodatek nie będący człowiekiem i prawie na pewno mający dostęp nie
tylko do cudzego umysłów, ale również snów…
– To dobrze, że już się
obudziłaś – usłyszała i w tamtej chwili serce omal nie wyskoczyło
Eveline z piersi.
Otworzyła i zaraz zamknęła
usta, z niedowierzaniem przypatrując się mężczyźnie. Stwierdzić, że była
po prostu zdezorientowana, stanowiłby niedopowiedzenie stulecia, zwłaszcza w chwili,
w której do tego wszystkiego poczuła intensywny zapach kawy. Kiedy ponadto uprzytomniła sobie, że Marco dzierżył w rękach filiżankę, bez
pośpiechu popijając zawartość naczynia (W tamtej chwili naprawdę chciała
wierzyć, że to kawa.), omal nie spadła z łóżka, tak bardzo niedorzeczna
wydała jej się cała ta sytuacja.
– Jaja sobie ze mnie robisz –
wyrwało się Eve, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Mężczyzna wymownie uniósł brwi,
po czym spojrzał na nią z zaciekawieniem.
– Jeśli masz ochotę na
śniadanie, wystarczy poprosić – stwierdził niemalże pogodnym tonem. – Nie
przywykłem do tego, żeby komukolwiek usługiwać, aczkolwiek wychowałem się w przekonaniu,
że kobiecie należy się szacunek.
Świetnie!
I dlatego wykorzystałeś sytuację do tego, żeby bez zaproszenia wparować mi
do sypialni?,
przeszło jej przez myśl.
Myślała, że wyjdzie z siebie,
kiedy na ustach jej niechcianego gościa pojawił się cień uśmiechu.
– Mogę cię zapewnić, że sama pozwoliłaś
mi wejść do tego domu. W innym wypadku nie byłbym do tego zdolny – dodał z powagą,
kolejny raz wytrącając Eveline z równowagi.
Być może powinna była czuć
przerażenie, to jednak zniknęło, wyparte przez dezorientację i narastającą
z każdą kolejną sekundą irytację. Z drugiej strony, chyba zaczynała
wierzyć w to, że wciąż śniła, bo tylko w ten sposób była w stanie
wytłumaczyć sobie to, że Marco mógłby przebywać z nią w pokoju. Co
prawda istniała jeszcze możliwość tego, że postradała zmysły, ale tę kwestię
zdecydowała się rozpatrzyć dopiero przy innej okazji, tymczasowo woląc
koncentrować się na wszystkim tym, co podsuwał jej umysł.
Czuła się o wiele lepiej niż w samochodzie,
być może dlatego, że dom sprawiał, że miała wrażenie, iż jest bezpieczna. Co
więcej, jeśli mężczyzna ostatecznie zabrał ją tutaj, być może faktycznie nie
zamierzał posunąć się do zrobienia komukolwiek krzywdy. Rezydencja Nightów od
zawsze miała w sobie coś, co dodawało Eveline pewności siebie, nawet
pomimo złych wspomnień, które w niej rozbudzała. Sama kwestia odczuwania czegokolwiek względem tego
budynku wydawała się skomplikowana, niemniej w tamtej chwili dziewczyna
doświadczała przede wszystkim jakże upragnionego ukojenia.
– Dlaczego znowu ten pokój? –
zapytała po chwili wahania, decydując się wypowiedzieć pierwsze słowa, które
przyszły jej do głowy.
Samą siebie zaskoczyła lekkością,
z jaką zadała to pytanie, tym bardziej, że wciąż nie miała pewności, czy
jakiekolwiek podejrzenia względem Marco były słuszne. Samej sobie nie potrafiła
wytłumaczyć, dlaczego powiązała tę sytuację z pierwszym niewyjaśnionym
przebudzeniem właśnie w swojej starej sypialni, jednak nie próbowała się
nad tym rozwodzić.
– Ponieważ wydawało mi się, że
należy do ciebie – odpowiedział ze spokojem mężczyzna, a ona na moment
zamarła, uświadamiając sobie, że właśnie potwierdził wszelakie jej
przypuszczenia.
– O Boże…
Wyprostował się na krześle, po
czym z zaciekawieniem nachylił w stronę łóżka.
– Wierzysz w niego? –
zapytał, nie po raz pierwszy wprawiając dziewczynę w konsternację.
Momentami już sama nie miała pewności czy sobie żartował, czy może był w pełni
poważny.
Nie odpowiedziała, dochodząc do wniosku,
że kwestia religii jest ostatnią, którą chciała w tamtej chwili omawiać.
Swoją drogą, nagle zwątpiła w to, czy rozmowa akurat na ten temat w jego
przypadku miała sens. Jeśli faktycznie miała przed sobą…
Przecież
to śmieszne… Po prostu śmieszne!, warknęła na siebie w duchu, ale powtarzanie tego
wcale nie sprawiało, że problem znikał. Wręcz przeciwnie – była coraz bardziej
świadoma tego, że właśnie oszukuje samą siebie.
– Nazywanie rzeczy po imieniu
nie jest złe – odezwał się ponownie Marco, wciąż uważnie jej się przypatrując.
Jeszcze kiedy mówił, bez pośpiechu odłożył filiżankę na biurko (na spodeczek –
skądkolwiek go wziął, choć może nie powinna być zdziwiona, skoro wciąż nie
przejrzała wszystkich znajdujących się w domu rzeczy) i poderwał się
na równe nogi. – Zwłaszcza teraz, kiedy nie mam zamiaru odbierać ci ostatnich
wspomnień – dodał z powagą.
W oszołomieniu zdołała jedynie
prychnąć.
– Dziękuję pięknie, łaskawco –
wyrzuciła z siebie na wydechu. Kasowanie
wspomnień? W końcu czemu nie, prawda…?
– Za jakiś czas to przestanie
być aż do tego stopnia szokujące – podjął, puszczając jakiekolwiek złośliwości
mimo uszu. – Chciałbym rozegrać to inaczej, niemniej sama widziałaś, że to nie
takie proste. Drake przywołał cię do siebie… Zaatakował otwarcie, więc trwanie w niewiedzy
zaczyna być niebezpieczne – przyznał, po czym westchnął, jakby faktycznie
żałował wszystkiego, co musiał powiedzieć. – Skończyły nam się zarówno czas,
jak i możliwości.
Miała ochotę zapytać go o to,
co tak naprawdę miał na myśli, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Wciąż tkwiła
w tym samym miejscu, siedząc na materacu i bezmyślnie wpatrując się w swojego
rozmówcę. Już nie wzbudzał w niej aż tak skrajnych emocji jak wtedy, gdy
czuła się tak, jakby zamierzał ją uprowadzić. Cóż, niejako to zrobił, ale była w stanie
to zaakceptować, skoro ostatecznie znalazła się we własnym domu.
Nerwowo spojrzała na siebie, by
przekonać się, że wciąż miała na sobie swoje ubranie – żadnych koronek,
różowych materiałów albo… czegokolwiek innego. Nie wiedziała, dlaczego to
wygląd nagle wydał jej się aż tak istotny, ale poczuła się pewniej, że
prezentowała się we względnie znośny sposób, skoro znajdowała się w jednym
pokoju z obcym mężczyzną. Jasne, znała jego imię, poza tym zdążyła
zaobserwować, że mógł pochwalić się parą… ostrych kłów, ale to wciąż niczego
nie tłumaczyło. To, że lubił kawę i najwyraźniej lubował się w samoobsłudze,
również.
Poza tym istniał cień szansy na
to, że jednak był zboczeńcem – cholernym fetyszystą, który lubował się w przebieraniu
kobiet w różowe koszule nocne. Jedni przesadnie lubili dzieci, inni z kolei…
– Twój umysł naprawdę bywa
fascynujący.
Być może jego słowa – przy
okazji jednoznacznie potwierdzające, że wciąż siedział jej w głowie –
powinny były sprawić, żeby się zawstydziła, jednak nic podobnego nie miało
miejsca. Wręcz przeciwnie – coś w tym stwierdzeniu ją rozjuszyło,
sprawiając, że momentalnie zapragnęła zacisnąć obie dłonie na czyimś gardle.
– Przestań to robić! – wybuchła,
podrywając się na równe nogi. W pierwszym odruchu aż się zachwiała i zatoczyła
w tył, mając problem z tym, żeby utrzymać się w pionie. – Do
jasnej…
– Wybacz – zreflektował się
pośpiesznie. – To silniejsze ode mnie… A twój umysł jest dość…
charakterystyczny – dodał po chwili zastanowienia.
Nie po raz pierwszy spojrzała na
niego w co najmniej oszołomiony sposób, nie potrafiąc nadążyć
za tym, co musiał mieć na myśli. Równie prawdopodobne było to, że po prostu nie
chciała rozumieć, ale tę kwestię zdecydowała się odsunąć na dalszy plan.
Wciąż obserwując Marco, uważnie
powiodła wzrokiem po pokoju, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że w sypialni
jest ciemniej niż zazwyczaj. Zauważyła, że zasłony zostały starannie pozaciągane,
zwłaszcza w miejscu, gdzie znajdowały się przeszklone balkonowe drzwi. Coś
ścisnęło ją w gardle, zwłaszcza kiedy znowu pomyślała o tym, co
widziała: o nadludzkiej szybkości, wyostrzonych kłach, latających kołkach…
– Która godzina?
Marco z zaciekawieniem
przekrzywił głowę, najwyraźniej nie spodziewając się aż tak niewinnego pytania.
– Jakoś przed południem –
powiedział w końcu. – Troszeczkę odpłynęłaś… Sam pewnie bym to zrobił,
zwłaszcza teraz, ale uznałem, że to byłoby troszeczkę niestosowne. Chyba nie
masz mi za złe tej kawy?
– Kawy – powtórzyła z niedowierzaniem. – W tym wszystkim
miałabym mieć pretensje właśnie o kawę?
Wzruszył ramionami.
– W twoim mniemaniu jestem już
filozofem, fetyszystą i zboczeńcem – przypomniał usłużnie. W tamtej
chwili pomyślała, że w którymś momencie jednak dokona cudu i go
zabije. – Nie mam pojęcia, co jeszcze może przyjść ci do głowy.
– Może jeszcze to sobie
wymyśliłam, co? – wymamrotała gniewnie. Dlaczego miała wrażenie, że doskonale
bawił się jej kosztem? – Te kły to też mój wymysł? – wypaliła, nie będąc w stanie
dłużej unikać tego tematu.
O dziwo, momentalne spoważniał.
Eveline po raz kolejny poraził błękit jego tęczówek, co prawda nie aż tak
hipnotyzujących jak w przypadku Drake’a, ale i tak zaskakująco
szczerych… I znajomych, bo o tym również nie była w stanie tak
po prostu zapomnieć.
– Nie – powiedział w końcu.
– Kły to akurat fakt – przyznał, chociaż w tamtej chwili zdecydowanie nie
obraziłaby się za kłamstwo.
– Czym ty jesteś? – wyszeptała
po raz wtóry.
Wciąż jej się przypatrując,
Marco ostrożnie podszedł bliżej.
– Przecież wiesz. Po prostu w końcu
powiedz to na głos – zasugerował łagodnie; do jego głosu wkradła się jakaś
specyficzna, kojąca nuta. – Musimy porozmawiać, Eveline. Chociaż ten jeden raz
ułatw mi zadanie i zaakceptuj to, co widziałaś. W innym wypadku oboje
możemy mieć poważne kłopoty – dodał i wydał się tym faktem naprawdę
zmartwiony.
Energicznie pokręciła głową,
bezwiednie zaczynając protestować, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że
to prowadziło donikąd. Jestem w szoku…
Jak nic. To wszystko, a on wcale nie jest…, pomyślała gorączkowo,
jednak dalsze okłamywanie samej siebie nie miało sensu. Chociaż wciąż próbowała, nie potrafiła tego dokonać, zwłaszcza mając przed sobą Marco – materialny
dowód na to, że wszystko to, co w ostatnim czasie miało miejsce, było
prawdziwe. Nawet gdyby zamknęła oczy albo spróbowała wypchnąć go za drzwi, to niczego
by nie zmieniło, może pomijając to, że miałaby większą szansę na to, żeby po
raz kolejny wpakować się w kłopoty.
Wampiry.
Właśnie widziała wampiry, a teraz jeden z nich
jak gdyby nigdy nic popijał sobie kawę pod jej dachem. To brzmiało irracjonalnie,
ale wszystko w ostatnim czasie takie było, a Eve stopniowo zaczynała
dochodzić do wniosku, że obecność Marco jest z tego wszystkiego
najnormalniejsza – o ile cokolwiek w jej życiu jeszcze takie było.
– Dam ci chwilę, żebyś doszła do
siebie – odezwał się ze spokojem mężczyzna, tym samym przerywając przeciągającą
się ciszę. – Będę na dole… Tak tylko dodam, że ucieczka przez balkon to bardzo
zły pomysł – doradził na odchodne.
Zaraz po tym na oczach Eveline
rozpłynął się w powietrzu.
Powiem szczerze, że początkowo nie miałam żadnej koncepcji tego rozdziału – przynajmniej do momentu, w którym zaczęłam go pisać. Od tamtej chwili wszystko poszło tak lekko, że już właściwie nie zastanawiałam się nad doborem słów. Ostateczną ocenę pozostawiam Wam, ale muszę przyznać, że jestem z efektu bardzo zadowolona. Z tego, jak układają się relacje Eveline i Marco, również.Dziękuję za wszystkie opinie, wyświetlenia i uwagi. W tym miejscu przepraszam, że sama mam pewien zastój w czytaniu i komentowaniu Waszych blogów, ale zaręczam, że wciąż jestem – po prostu w ostatnim czasie brakuje mi chęci na cokolwiek, może pomijając pisanie. Nie lubię zostawiać krótkich, bezsensownych komentarzy, więc na razie się wstrzymam; za pewne wkrótce pojawię się i nadrobię wszystko, zresztą tak jak zwykle, więc spokojnie.Kolejny rozdział w przyszłym tygodniu, zresztą tak jak i zwykle. Do napisania!
Moje!
OdpowiedzUsuńLeżę w łóżku i tak myślę co by tu robić. No i sobie przypomniałam, że mam zaległości i wypadałoby chociaż troszkę je nadrobić.
UsuńDobrze, że Eveline nie poddaje się bez walki. Jak pisałam wcześniej (chyba) cieszę się, że nie jest taką sierotką Marysią, która liczy, że jakiś książę na białym koniu wpadnie i ją uratuje. Nie użała się, jaka to jest biedna, że spotkał ją taki czy taki los. Tylko działa, choć na pewno wie, że uciekanie przed Marco nie ma sensu. Ale jej odwaga jest warta podziwu. Prawda?
Też chciałabym na jej miejscu zacisnąć palce na czyimś gardle. Najpierw wpływa na jej myśli, a do tego siedzi sobie jak gdyby nigdy nic i popija kawę. To mogłoby człowieka zdezorientować XD
No, powoli zaczynają do nas dopływać nowe informacje. Choć co nieco już wiem, to i tak jestem ciekawa co będzie dalej ;> Dlatego też już się nie mogę doczekać następnego rozdziału - choć pewnie w terminie go nie przeczytam :c
Filozof, Zboczeniec i Fetyszysta. To mi się podoba :D Jestem też ciekawa jakie kelejne określenia padną z ust Eveline - albo raczej z jej myśli.
Jej zdezorientowanie wcale nie jest niczym dziwnym. Żyjesz sobie jak każdy inny człowiek, aż tu nagle orientujesz się, że wampiry istnieją. I nie tylko. To i tak, że nie zadzwoniła do psychiatryka czy mają wolne miejsca xd
W sumie też się nie dziwię temu, że Marco siedzi w jej głowie. Wysłuchiwać takich myśli... xD chyba każdy by sie skusił, co nie? :D
Jeśli coś pomieszałam - z góry przepraszam. A dziś jest wszystko ze mną możliwe.
No nic... ja czekam na rozdział kolejny i mam nadzieję, że pojawi się w miarę szybko ^^ Skoro są już w jednym pokoju... to czy już jest w ciąży? O.o
Ściskam!
Mrs.Cross :*
Zaklepuje!:D
OdpowiedzUsuńCześć. :3
UsuńMiałam tutaj wpaść wcześniej, ale dopadł mnie leń i jestem z małym poślizgiem. Jestem pewna, że to już mówiłam, ale dla pewności powtórzę może jeszcze z raz – uwielbiam postać Marco. Facet jest po prostu genialny. To na swój sposób urocze, kiedy w ten sposób się opiekuje Eveline. Myślę, że gdyby była świadoma tego, że używa na jej swoich zdolności, to dziewczyna byłaby najzwyczajniej w świecie wściekła.
Sama nie wiem jakbym się zachowała na jej miejscu. Na pewno nie byłabym spokojna, zdenerwowana na pewno.
Widok Marco siedzącego na krześle musiał być zajebisty. I ta filiżanka. Rozwalasz mnie, wiesz? :D Jak gdyby nic parę godzin wcześniej uciekał razem z nią przed moim przyszłym mężem, a teraz popija sobie herbatkę/kawę/krew. O, a jeszcze później ona wyskoczyła z samochodu i prawie się zabiła. Serio, chciałabym być tak zajebiście opanowana jak on. Anielska... wampirska (xD) cierpliwość?
– Jaja sobie ze mnie robisz – wyrwało się Eve, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Mężczyzna wymownie uniósł brwi, po czym spojrzał na nią z zaciekawieniem.
– Jeśli masz ochotę na śniadanie, wystarczy poprosić – stwierdził niemalże pogodnym tonem.
Ten facet mnie rozwala. Przysięgam, że gdybym teraz coś piła, zawartość wylądowałaby na klawiaturze i ekranie laptopa. XD
– O Boże…
Wyprostował się na krześle, po czym z zaciekawieniem nachylił w stronę łóżka.
– Wierzysz w niego?
Przysięgam, że mam wrażenie, jakby Eve rozmawiała z Castielem z SPN. On czasami też potrafi zadawać takie durne pytanie, które nie powinny się w ogóle pojawić. Ale Marco jest zdecydowanie bardziej ogarnięty, niż Cas. Cas by nie przebrał Eve. On by ją zostawił tak jak znalazł. Aż mi się przypomniało jak go Dean zabrał do domu publicznego. XD Dobra, koniec nie spoileruję już. XD
Wcale nie jestem zdziwiona, że główna bohaterka nie dopuszcza do siebie myśli, że wampiry mogą istnieć. W końcu dowiedzenie się o tym z całą pewnością musi być niezłym szokiem. No i wieczorem ją zaatakowano, widziała rzeczy, których przeciętny Mietek nie widzi. I oby nie skakała przez ten balkon, bo może straci przytomność i tym razem obudzi się w koronkowej bieliźnie. :D
Rozdział był świetny tak jak zawsze, a ja już z niecierpliwością czekam na kolejny, który mam nadzieję pojawi sę niedługo.
Ściskam,
Gabi. ^^
Podium
OdpowiedzUsuńPrzeczytany <3 Moje serce nadal należy do Castiela, ale zaczynam akceptować Marco :p I chcę go bardziej poznać! Jego przeszłość, poglądy, upodobania... Fajna będzie z nich (z niego i z Eve) para. Wampir pijący kawę. Filiżanka ze spodeczkiem. Kocham Cię.
UsuńRozdział bardzo mi się podoba, wciągający, spójny z resztą. Ty po prostu piszesz dobrą powieść, a nie opko na blogu. Jestem już pewna, że nie zawiodę się na dalszej treści i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Może już niedługo dowiemy się, na czym polega dziedzictwo Nightów?
Buziaki i lecę na drugiego bloga
Hejo kochana! :3
OdpowiedzUsuńA więc jednak nie próbowała dalej uciekać. To chyba dobrze. Nie wydaje mi się, że Marco chciałby zrobić Eve jakąś krzywdę.
To, co Eveline uświadomiła sobie, musiało być dla niej wielkim szokiem. W końcu okazuje się, że takie istoty, jak wampiry, jednak istnieją.
,,...więc trwanie w niewiedzy zaczyna być niebezpieczne’’ to utwierdziło mnie w fakcie, że Marco musi coś wiedzieć. Tylko co? Jestem prawie pewna, że już niedługo Eve dowie się, o co w tym wszystkim chodzi. Sama jestem tego ciekawa, także z niecierpliwością czekam na wyjaśnienia. Mam nadzieję, że nie będę długo czekała :3
To miłe, że na końcu Marco zostawił Eve samą. Dziewczyna na spokojnie będzie mogła wszystko na spokojnie sobie przemyśleć, nie będąc pod wpływem czyjegoś spojrzenia. Hah. Ciekawe czy wtedy Marco będzie siedział w jej głowie :D
Czekam na kolejny. Pozdrawiam cieplutko! xoxo :*
Maggie
Hej! O tak, kochana, córka marnotrawna powraca! Troszku mi zeszło, ale - nie wyolbrzymiając przy tym ani troszkę! – mam wrażenie, że ostatnio nie miałam czasu chociażby na chwilę usiąść i… posiedzieć. Naprawdę, gdy już siadałam, to tylko po to, by coś zrobić. Pomyśleć, że człowiek musi się rozchorować, żeby znaleźć chwilę dla siebie…
OdpowiedzUsuńCzytałam ten rozdział już daaawno temu, niemniej miło było go sobie przypomnieć. Przekomarzanki Marco i Eve były przerozkoszne. Pamiętam, że sama byłaś z nich dumna, bo gładko i sprawnie ci poszły. I naprawdę tak było. Mimo że to było ich takie pierwsze, poważne spotkanie – nie liczę sceny w lesie i akcji w aucie, kiedy to Eve nie dała dojść mu do głosu, zarzekając się, iż ją porwał i jest zboczeńcem-filozofem mającym słabość do różowych fatałaszków – nie zrobiłaś z tego mdłej komedyjki romantycznej z tym całym chłamem jak miłość od pierwszego wejrzenia. Sorry not sorry. Angelina i Bard się rozwodzą. Definitywnie przestałam wierzyć w tró laf.
Eve w końcu zostaje w pewne sprawy wtajemniczona… Co nie do końca jest prawdą, bo w końcu jak można wtajemniczać kogoś w coś, z czego zdaje sobie sprawę, ale wyraźnie temu zaprzecza? Niejednokrotnie udowodniłaś, że nie ma zbrodni bez kary, ani śmierci bez bardziej złożonego podłoża psychologicznego. Na Forever wszystko się zgrabnie łączy, chociaż mnie ciągle uciekają pewne wątki. Nadal nie mam absolutnej pewności co do tego jak, gdzie, kiedy…
Dobra, tu krótko, bo zżera mnie ciekawość, co kryje się w kolejnych rozdziałach. W końcu Eve już nie jest głupiutkim żółtodziobem. Ruszamy z akcją, o tak!
Ściskam cieplutko!
Klaudia99
To mój ulubiony rozdział. Marco, uwielbiam tego wampira, jego teksty są świetne :) Czy między nim a Eve coś będzie? ^^ Oby!
OdpowiedzUsuńRozdziały z Eve i Marco razem są naprawdę urocze. Przy scenach, w których zwymyślała go w myślach sama uśmiechałam się pod nosem. Marco musi być doprawdy opanowany, aby reagować w tak spokojny spobób, haha. :D Mam też nadzieję, że w końcu dojdzie do przełomowej rozmowy i dowiemy się czegoś. :) Cieszę się jednak, że "dawkujesz" nam stopniowo informacje, bo dzięki temu zachowania bohaterów są naprawdę autentyczne i jest sporo miejsca na ich emocje i przeżycia wewnętrzne.
OdpowiedzUsuńBłędów nie wyłapałam, albo wciągnęłam się za bardzo, haha. ;D
PS: Eve zaprosiła do domu także Bellę, ale zakładam, że to nie było istotne w "pytaniu". :D
OdpowiedzUsuńHeeej, ja sobie będę komentować rozdziały nieregularnie, ale w tym jest perspektywa Marco i po prostu muszę skomentować. Uwielbiam go po prostu. Cóż, ma twarz Bena, więc co tu ukrywać, od początku byłam kupiona. Aleee poza tym podoba mi się jego charakter, bo wydaje się być "tym lepszym" z braci, ale jednocześnie nie na siłę idealnym. Poza tym uwielbiam jego rozmowę z Eve, pierdolony porywacz-filozof - nawet się zaśmiałam. Mam wrażenie, że to co napisałam jest strasznie nieskładne, ale mam nadzieję, że zrozumiesz, o co mi chodzi.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się jak opisałaś reakcję Eve na to wszystko. Trochę niedowierzenia, złości, ale też taka nieprzewidywalność. Jej zachowanie było bardzo naturalne, sama nie umiałabym przewidzieć jak zachowałabym się w takiej sytuacji, a tobie opisanie tych emocji wyszło naprawdę dobrze.
Bardzo zaintrygowało mnie powiązanie Marco ze sprawą Eve. Myślałam, że wszytskie wampiry są po tej samej stronie, a tu niespodzianka jednak nie. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie z jego słów.
Mimo, że Marco jest moim ulubionym bohaterem, to nie mogę nie docenić postaci Drake. Lubię go, chociaż jest dość bezwzględny i okrutny choćby względem Katariny, to potrafi grać na emocjach Eve, no i jest inteligentny. Dużo też "robi" jego perspektywa, bo wydajesz się w niej dobrze odnajdywać. Dla mnie villian idealny.
Historia rozkręca się w coraz ciekawszą stronę ;)
Pozdrawiam,
G.
Ojej, dziękuję. :D Dużo dla mnie znaczy to, co piszesz, serio. Od samego początku zależało mi na naturalności. Wierzę, że nie ma postaci stricte dobrych albo złych, więc… Tak, bardzo się cieszę, że wyszło.
UsuńCieszę się również, że lubisz Drake'a, bo to jedna z istotniejszych postaci. A jeśli do tego udało mi się przedstawić go jako dobrze wykreowanego „złego”, to tym bardziej ulga. Dziękuję bardzo! :3