Eveline
Nie miała pewności, ile czasu
minęło, zanim zdecydowała się opuścić sypialnię. W głowie miała mętlik,
ciało rwało się do ucieczki, a jakaś jej cząstka pragnęła rzucić się na
łóżko, nakryć głowę kołdrą i albo zacząć krzyczeć, albo modlić się o to,
żeby wszystko to, co działo się wokół niej, okazało się nieprawdziwe.
Sprzeczność emocji i krążących w głowie myśli sprawiła, że po wyjściu
Marco przez dłuższą chwilę była w stanie tylko tkwić w miejscu,
bezmyślnie wpatrując się w punkt, w którym zniknął mężczyzna i próbując
zrozumieć, jakim cudem wplątała się w całe to szaleństwo.
Próba
uspokojenia się szła jej dość marnie, sprowadzona przede wszystkim do
bezcelowego krążenia tam i z powrotem. Uwaga Eveline mimo wszystko raz po
raz uciekała w stronę balkonu, co miało związek z ostatnimi słowami
jej niechcianego gościa. Jeśli miała być ze sobą szczera, to po tym, jak
zdecydowała się wyskoczyć z samochodu, naprawdę byłaby zdolna do tego,
żeby próbować wydostać się tą drogą, bez względu na wysokość i ewentualne
konsekwencje. Mogła to zrobić, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego,
że w ten sposób nie osiągnęłaby niczego. Marco zdążył już udowodnić, że
jest od niej pod wieloma względami lepszy – dużo szybszy, silniejszy, zdolny
przenikać jej myśli i…
Och, nie. Ucieczka
zdecydowanie nie wchodziła w grę, tym bardziej, że Eve nagle naszły
wątpliwości co do tego, czego tak naprawdę chciała.
Nie miała
pewności, co tak naprawdę podkusiło ją do tego, żeby ostatecznie powędrować do
łazienki, ale to nie miało znaczenia. Musiała doprowadzić się do porządku, a przynajmniej
to próbowała sobie wmówić, kiedy z przesadną starannością, metodycznie
wykonywała kolejne czynności – czy to podczas doboru ubrań, czy rozczesywania włosów. Potrzebowała tego, bo to wydawało się normalne; stanowiło namiastkę
realnego życia, które – jak przynajmniej dotychczas jej się wydawało – przez
cały ten czas wiodła. Pojawienie się Marco, który tak po prostu wyciągnął ją z tego
szaleństwa, które na oczach Eve zorganizował Drake, stanowiło jednoznaczne
potwierdzenie tego, iż mogłaby się mylić, ale mimo wszystko nie czuła się na to
gotowa.
Ani trochę.
Kiedy w końcu
zdecydowała się opuścić piętro, czuła się trochę tak, jakby trwała w transie,
sama niepewna kolejnych wykonywanych ruchów. Poruszała się ciężko i niezgrabnie,
mając wrażenie, że wszelakie bodźce dochodzą do niej jakby zza grubej,
zaparowanej szyby – odległe i tak przytłumione, jak tylko było to możliwe.
Kolejne sekundy wydawały się ciągnąć w nieskończoność, Eveline zaś do
ostatniej chwili miała nadzieję na to, że coś pomyliła – i że salon
ostatecznie okaże się pusty.
Marco nawet
słowem nie skomentował jej pojawienia się. Nie wydawał się zaskoczony tym, że w końcu
przyszła, co zresztą było do przewidzenia, skoro najpewniej wciąż kontrolował
każdą myśl. Eve doszła do wniosku, że to nie tyle uciążliwe, co wręcz
przerażające, tym bardziej, że miała do czynienia z kimś, kto bez
wątpienia mógł okazać się niebezpieczny. Nie pojmowała tego, jakim cudem istota
przed nią do tej pory zachowywała się w aż tak ludzki, porażająco wręcz
uprzejmy sposób, niemniej przykład Drake’a zdążył uświadomić jej, jak niewiele
trzeba było, by pewne kwestie uległy natychmiastowej zmianie.
– Nie bój
się używać właściwego określenia mojej rasy, proszę – odezwał się mężczyzna, uważnie
mierząc Eveline wzrokiem, ledwo tylko przystanęła przy schodach. – Kiedy w końcu
zaczniesz nazywać rzeczy po imieniu, będzie ci łatwiej.
– Żartujesz
sobie? – wyrwało jej się.
Nie,
zdecydowanie nie wyobrażała sobie, żeby przyjęcie do wiadomości tego, że miała
pod swoim dachem potencjalnego mordercę, jakkolwiek ułatwiło zrozumienie tego,
czego się dowiedziała. Nie sądziła też, by dzięki tej świadomości tak po prostu
przestała się bać, a wręcz przeciwnie – za każdym razem kiedy mu się
przyglądała, przypominając sobie o tym, że miał kły, momentalnie czuła
narastającą z każdą kolejną sekundą słabość.
– Nie
powiedziałem, że masz przestać się bać – zniecierpliwił się Marco. – Szczerze
powiedziawszy, to naprawdę zmartwiłbym się, gdybyś zachowywała się tak, jakby
nic się nie stało.
– Nie
wydaje mi się, żeby to było szczególnie dziwne. O ile się nie mylę, tak
objawia się szok – zauważyła przytomnie. To, że zaczynała pleść trzy po trzy,
chyba również miało z tym związek.
– Jak
uważasz. – Mężczyzna podejrzliwie zmrużył oczy. – Podejdziesz bliżej?
Ustaliliśmy już, że nie zamierzam cię zabić. Ja z kolei czuję się
niezręcznie z tym, że pani domu mogłaby z mojego powodu tkwić w przedpokoju.
Zaskakiwał
ją raz za razem, nie tylko sposobem w jaki się wypowiadał, ale przede
wszystkim doborem priorytetów. Miała przez to rozumieć, że martwił się, że
mogłaby poczuć się źle we własnej rezydencji, chociaż dopiero co sam do niej
wtargnął? Cóż, na to było zdecydowanie za późno, tym bardziej, że nawet gdyby
się wyniósł, nie poczułaby się lepiej. Wręcz przeciwnie; była gotowa przysiąc,
że prędzej zwariowałaby przez nadmiar wątpliwości, aniżeli tak po prostu
zapomniała o tym, że dopiero co gościła pod swoim dachem… wampira.
Wypuściła
powietrze ze świstem, za wszelką cenę próbując zachować spokój. Weź się w garść! Jeszcze cię nie
pogryzł!, pomyślała, po czym zmusiła się do tego, żeby zrobić stanowczy
krok naprzód. Wiedziała, że Marco wciąż uważnie ją obserwuje, śledząc każdy
kolejny krok, jednak starała się o tym nie myśleć. Bez słowa podeszła do
kanapy, ostatecznie siadając w kącie i próbując zajmować jak najmniej
miejsca. To wydawało się co najmniej niedorzeczne (w zasadzie wszystko takie
było), ale czuła się bardziej tak, jakby to ona pojawiła się w charakterze
jego gościa – nie odwrotnie.
– Nie
rozluźnisz się przy mnie, prawda? – zapytał z powątpiewaniem i zabrzmiało
to tak, jakby faktycznie było mu z tego powodu przykro.
Coś w tym
pytaniu sprawiło, że zapragnęła roześmiać się w histeryczny, pozbawiony
jakichkolwiek oznak wesołości sposób.
– Masz kły
– przypomniała mu.
Kąciki ust
mężczyzny drgnęły, ale ostatecznie darował sobie uśmiech.
– W istocie
– przyznał i wydał jej się rozbawiony. – To już prawie nazywanie rzeczy po
imieniu – zauważył, a Eveline wyrwał się zdławiony jęk.
– To nie jest
normalne! Nie wmówisz mi, że powinnam się z tym pogodzić, bo zdecydowanie
nie mam takiego zamiaru – oznajmiła z powagą. Mimo wszystko wyrzucenie z siebie
tych kilku słów kosztowało ją mnóstwo energii, tak jak i dobieranie ich w taki
sposób, by nie musieć wspominać o tym, co napawało ją największym
przerażeniem. – Ja nie…
– Obawiam
się, że w tej jednej kwestii nie masz już nic do powiedzenia – przerwał w niemal
łagodny sposób. – Im szybciej to zrozumiesz, tym dłużej pożyjesz… Albo ułatwisz
mi zadanie, bo z twojej śmierci nie wynikłoby nic dobrego – poprawił się
po chwili, a ona zamarła, sama niepewna tego, jak powinna interpretować
jego słowa.
Ukryła
twarz w dłoniach, przez dłuższą chwilę będąc w stanie wyłącznie tkwić
w miejscu i raz po raz energicznie pocierać skronie. Ból głowy dawał
się jej we znaki, jednak uznała to za małą cenę za to, że zdołała przeżyć
ostatnie godziny. Pytanie o to, co tak naprawdę miało miejsce, niezmiennie
cisnęło się Eve na usta, jednak nie potrafiła wykrzesać z siebie dość
odwagi, żeby je zadać. Czuła, że w ten sposób wszystko utrudnia i że
pogrąża samą siebie, zwłaszcza w oczach Marco, ale nie dbała o to.
Nie w tym celu wyjechała do rodzinnego domu, zostawiając za sobą
dotychczasowe życie, żeby mierzyć się z… czymś takim, jakkolwiek powinna była
to nazwać.
Zacisnęła
powieki, dłuższą chwilę poświęcając na próbę powstrzymania się od płaczu i zebrania
myśli. Wiedziała, że niechciany towarzyszysz wciąż ją obserwuje, ale była w stanie
go ignorować, tym bardziej, że nie próbował w żaden sposób na nią
naciskać. Była mu za to wdzięczna, zresztą tak jak i za czas, który jej
dawał, ale mimo wszystko…
– Jak? –
zapytała w końcu, tak cicho, że ledwo była w stanie zrozumieć samą
siebie, Marco jednak usłyszał bez najmniejszego nawet problemu.
– Co
takiego?
Zmusiła się
do tego, żeby unieść głowę i aż wzdrygnęła się, kiedy uprzytomniła sobie,
jak blisko niej się znalazł. Nie zarejestrowała momentu, w którym
zmaterializował się przy kanapie, tak po prostu kucając naprzeciwko niej. Gdyby
tylko zechciał, mógłby dotknąć jej ramienia, chociaż nic nie wskazywało na to,
żeby zamierzał tego próbować.
– Jak to
się zaczęło? – uściśliła, choć to wciąż nie było pełnią tego, czego chciała się
dowiedzieć. – Haven było… Przecież tutaj nic nigdy…
– Szczerze powiedziawszy,
to było w Haven od zawsze – uświadomił ją.
Zamarła,
coraz bardziej wytrącona z równowagi kolejnymi informacjami. W oszołomieniu
spojrzała na swojego rozmówcę, w pierwszym odruchu zdolna wyłącznie do
tego, żeby otworzyć i prawie natychmiast zamknąć usta. Miała dziesiątki
pytań, jednak nie była w stanie zdecydować, które z nich powinna
zadać w pierwszej kolejności. Tak naprawdę nie miała pewności, czy
cokolwiek z tego, co działo się wokół niej, było prawdziwe.
Marco
odczekał dłuższą chwilę, uparcie milcząc i wydając się nad czymś
intensywnie myśleć. Eveline odetchnęła, kiedy wyprostował się, stając na równe
nogi i ostatecznie zaczynając niespokojnie krążyć. Gdy trzymał się na
dystans, łatwiej było jej swobodniej oddychać, chociaż i to nie gwarantowało
lepszego samopoczucia.
– To
miejsce… Od zawsze było niezwykłe – podjął w końcu Marco. Starannie
dobierał słowa, być może w trosce o jej reakcję, a może w obawie
przed tym, że mógłby powiedzieć za dużo. Eve nie wątpiła w to, że byłby w stanie
ją okłamać, gdyby tylko uznał, że będzie mu to na rękę. – Nawet nie potrafię
tego opisać, zresztą nie sądzę byś była w stanie zrozumieć, co takiego
tacy jak ja czują tutaj na co dzień. Nawoływanie… Nie jestem pewien, czy w jakimkolwiek
pobliskim mieście znalazłabyś aż tyle istot nieśmiertelnych, co w tutejszych
lasach. Przybywamy, bo jest nam tu dobrze. Nie pytaj mnie dlaczego, bo nie
potrafię odpowiedzieć. Haven, te ziemie, te lasy… To jak latarnia morska –
świeci tak intensywnie, że żaden z nas nie byłby w stanie przejść
obok tej okolicy obojętnie.
Słuchała go
i nie wierzyła, co najmniej oszołomiona każdym kolejnym słowem. Wszystko
brzmiało jak bajka albo raczej straszna opowieść, którą można było opowiedzieć
przy ognisku – historia, która przyprawiała o dreszcze nawet pomimo
świadomości tego, że była nieprawdziwa. Prawdziwy problem polegał na tym, że
ona nie miała co liczyć na wybuch śmiechem i informację o tym, że
chyba całkiem upadła na głowę, jeśli wierzyła w to, co usłyszała.
Marco
zamilkł, wciąż uważnie ją obserwując i najwyraźniej czekając na jakąś
reakcję. Dopiero kiedy przez dłuższą chwilę trwała w ciszy, niezdolna odezwać się
chociaż słowem, mężczyzna cicho westchnął i chcąc nie chcąc odezwał się
ponownie:
– Tak jest
już od lat, a my już dawno przestaliśmy zadawać pytania. Nie ma sensu
przejmować się głupstwami, skoro trwamy w konflikcie.
– Konflikt… – powtórzyła, tym razem nie
będąc w stanie zachować obojętności. – Jest jakiś konflikt.
Marco
spojrzał na nią z powątpiewaniem, wyraźnie zaskoczony wyczuwalną w jej
głosie obojętnością, ale ostatecznie skinął głową.
– Sama
mogłaś to zauważyć – przypomniał usłużnie; nie miała wątpliwości, że mówił o Drake’u.
– A teraz na dodatek pojawiłaś się ty i jest jeszcze gorzej.
Zdawała
sobie sprawę z tego, że prędzej czy później zostanie poruszony temat
bezpośrednio związany z jej osobą. Czuła to całą sobą od samego początku,
aż nazbyt świadoma tego, że w jakiś niepojęty dla niej sposób, została
powiązana z czymś, czego nawet nie rozumiała. Stearns na nią polował –
wyraźnie dał to do zrozumienia podczas rozmowy na cmentarzu, chociaż zarówno
wtedy, jak i teraz, nie była w stanie niczego zrozumieć. Marco mógł
przynieść jakże upragnione odpowiedzi, ale…
Och, nie
była pewna. To zaczynało doprowadzać Eveline do szału, ale pomimo usilnych
starań, nie była w stanie wykrzesać z siebie nawet częściowego
entuzjazmu.
– Możesz…
opowiedzieć mi o was? – poprosiła pod wpływem impulsu. – Tak na początek,
żeby… Sam wiesz.
Mężczyzna
uniósł brwi.
– Nie, nie
wiem – powiedział, a w niej aż się zagotowało. Dlaczego musiał jej to
robić? – Zacznij nazywać rzeczy po imieniu. O czym mam ci opowiedzieć, Eveline? –
zapytał z naciskiem, po raz kolejny próbując wymóc na niej to jedno,
jedyne słowo.
Bezwiednie
zacisnęła palce na krawędzi kanapy, czując narastającą z każdą kolejną
sekundą frustrację. Musisz być taki
irytujący?, pomyślała, ale choć była przekonana, że Marco doskonale ją
usłyszał, ostatecznie nie doczekała się żadnego komentarza z jego strony –
ani złośliwego, ani przesadnie uprzejmego, mogącego świadczyć o tym, że
faktycznie miała przed sobą kogoś z innego stulecia.
Niech go
szlag, mogła przewidzieć, że spokojna, cywilizowana rozmowa nie wchodzi w grę.
Aż gotowało się w niej na myśl o tym, że mógłby mieć nad nią
jakąkolwiek kontrolę, chociaż bez wątpienia tak było. Eveline czuła, że to
najmniej odpowiedni moment, żeby unieść się dumą, a jednak potrzebowała
mnóstwa samozaparcia, by zamiast całej wiązanki przekleństw, wyrzucić z siebie
dwa, pozornie proste słowa:
– O wampirach.
Jej głos
nie po raz pierwszy zabrzmiał tak cicho i niepewnie, że ledwo była w stanie
zrozumieć samą siebie. Spróbowała dyskretnie odchrząknąć, za wszelką cenę
usiłując doprowadzić się do porządku, ale nie była w stanie. Raz po raz
traciła kontrolę, aż nazbyt świadoma tego, że wszystko to, co próbowała
osiągnąć, ucieka jej między palcami – tak po prostu, całkowicie poza zasięgiem
Eve. Już nie była pewna niczego, zaś zachowanie Marco w najmniejszym nawet
stopniu nie pomagało dziewczynie w oswojeniu się z sytuacją.
– Przykro
mi to słyszeć – stwierdził mężczyzna, lekko przekrzywiając głowę. Było coś
przenikliwego w jego spojrzeniu, co z miejsca sprawiło, że poczuła
się jeszcze bardziej nieswojo. – Prawda jest jednak taka, że nie mam czasu na
to, żeby prowadzić cię za rączkę. Dzisiaj mogło wydarzyć się coś naprawdę
złego… Cóż, dalej może – dodał po chwili zastanowienia.
– Bo na
przykład zgłodniejesz? – dopowiedziała, nie mogąc się powstrzymać.
Wampir jedynie prychnął, bynajmniej
nierozbawiony taką uwagą. Czuła, że igra z ogniem, ale z drugiej
strony… Jaki sens miałoby zabijanie jej po całym tym wysiłku, który włożył w ratunek?
– Żaden,
ale nie zawsze myślimy w ten sposób – uświadomił ją cierpkim tonem. – Skoro
już rozmawiamy o takich jak ja, to wiedz, że łatwo się denerwujemy. Nie
drażniłabyś wściekłego drapieżnika, więc dlaczego próbujesz wystawić moje nerwy
na próbę?
– Drapieżnik
to zwierzę – zauważyła przytomnie. – Atakuje, jeśli poczuje się zagrożony albo
przez to, że to podpowiada mu instynkt. Nie mówię, że to dobrze, ale w przypadku
zwierząt zabijanie da się wytłumaczyć, bo…
– Czym? –
Marco spojrzał na nią z góry. Coś w pobłażliwym tonie sprawiło, że
Eveline z miejsca poczuła się jak głupie, skarcone dziecko. – Instynktem?
Sama to powiedziałaś – dodał, a ona z niedowierzaniem pokręciła
głową.
– Tak
działa natura, prawda? Zwierzęta zabijają się nawzajem – wyjaśniła, by nie miał
wątpliwości co do tego, co mogłaby mieć na myśli. – W ten sposób mogą
przetrwać, więc to mimo wszystko właściwe. Co innego, jeśli robią to ludzie,
zwłaszcza kiedy z czystą premedytacją niosą śmierć i… Wtedy to morderstwo
– dodała z uporem. Zaraz po tym głos zaczął jej drżeć, kiedy w pełni
uświadomiła sobie inną, dość istotną kwestię. – O Boże…
Prawda była
taka, że na własne oczy widziała śmierć – to, jak Drake zamordował kogoś sobie podobnego,
jak gdyby nigdy nic przebijając klatkę piersiową innego mężczyzny, by tak po
prostu wyrwać mu serce. To było dla niej nie do pomyślenia, do tej pory zresztą
wzbraniała się przed tym wspomnieniem, raz po raz powtarzając sobie, że nie ma
powodów do obaw. Niestety, na dłuższą metę okłamywanie samej siebie nie
wchodziło w grę, a Eveline była coraz bardziej świadoma tego, że
siedziała w jednym pokoju z samą śmiercią – bo Marco był kimś równie
niebezpiecznym, co i jej niedoszły oprawca.
Właśnie to
stanowiło istotę wampiryzmu, czyż nie? Zabijali, bo chcieli krwi. Potrafili bez
mrugnięcia okiem pozbawić życia nawet własnych pobratymców, żeby tylko
zawalczyć o posiłek – dokładnie tak jak zwierzęta, o których dopiero
co sama powiedziała. W tamtej chwili uświadomiła sobie, że ocalenie przez
Marco wcale nie musiało być równoznaczne temu, że stała się bezpieczna. Skoro
mówił o konflikcie, z którym mogłaby mieć jakikolwiek związek, równie
dobrze mogło się okazać, że w tym wszystkich chodziło po prostu o zawartość
jej żył; może pachniała jakoś inaczej, smakowała lepiej albo…
– Na trudny
żywot matki wampirów, zdecydowanie nie! – Głos Salvadora wyrwał ją z zamyślenia,
przy okazji prawie że przyprawiając o zawał serca, tym bardziej, że
mężczyzna po raz kolejny znalazł się o wiele bliżej, aniżeli mogłaby sobie
tego życzyć. – Zaręczam, że Drake nie miałby żadnego pożytku z twojej
krwi. Porównywanie nas do siebie również jest dla mnie niezwykle krzywdzące –
dodał urażonym tonem, w dramatycznym geście kładąc dłoń w miejscu,
gdzie znajdowało się serce.
– O,
przepraszam – zreflektowała się, ledwo będąc w stanie powstrzymać wybuch
histerycznego śmiechu. – Ty jesteś ten uprzejmiejszy i lepiej ułożony, bo
żywisz się tylko krwią dziewic czy jak?
– Gdybym
tak wybrzydzał w ówczesnych czasach, prawdopodobnie już dawno zdechłbym z głodu.
Otworzyła i prawie
natychmiast zamknęła usta, porażona aż tak rozbrajającą szczerością. Co ona
właściwie robiła? Siedziała z całkowicie obcym facetem i rozmawiała z nim
na temat tego, jaką krew preferował? To nie brzmiało bardziej niedorzecznie niż
wszystko to, czego dowiedziała się w ostatnim czasie, ale i tak
przyprawiło Eveline o zawroty głowy.
Marco
obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem, być może próbując stwierdzić, czy
powinien obawiać się tego, że nagle zemdleje. Nie miała pojęcia, jakie
ostatecznie wyciągnął wnioski, ale najwyraźniej nie wyglądała aż tak źle, bo ostatecznie cicho
westchnął i mówił dalej:
– Być może
będzie to dla ciebie zaskoczeniem, ale my również kierujemy się instynktem.
Zabijamy, bo to leży w naszej naturze. Natura działa tak od zawsze;
również dla przetrwania mordujecie zwierzęta, chociaż z częścią z nich
potraficie żyć w zgodzie. My mamy taki sam stosunek do ludzi – oznajmił,
wypowiadając tych kilka zdań takim tonem, jakby to stanowiło najoczywistszą
rzecz na świecie. – Drake… to coś zupełnie innego. Rodzaj anomalii, która nigdy
nie powinna mieć miejsca. Traktujesz nas na równi, ale prawda jest taka, że to
jego i jemu podobnych powinnaś się obawiać, bo już od dawna nazywanie
istot takich jak on wampirami, jest
problematyczne.
Spojrzała
na niego z niedowierzaniem, coraz bardziej zdezorientowana.
– On nie
pije krwi? – zapytała, sugerując się jego wcześniejszymi słowami o tym, że
zawartość jej żył byłaby Stearnsowi całkowicie zbędna. – To znaczy…
– Och,
pije. – Kiedy Marco na nią spojrzał, odniosła wrażenie, że jego błękitne
dotychczas tęczówki pociemniały. – Problem w tym, że ludzka osoka już od
dawna mu nie wystarcza. Upadł, zresztą jak i wielu moich pobratymców. Nie
istnieje większa zbrodnia od zwrócenia się przeciwko swoim braciom, a Drake…
Z chwilą, w której pierwszy raz skosztował wampirzej krwi, stał się
wyklętym, którego żadne z nas nie toleruje – oznajmił z powagą. –
Zwrócił się ku istocie, która od lat nawiedza Haven i to jej tak naprawdę
powinnaś się obawiać. Nikt nigdy nie chciał cię zabić, Eveline. – Mężczyzna
zawahał się na moment, skoncentrowany na starannym doborze słów. – Wróciłaś do
domu i to najgorsze, co mogłabyś zrobić. Od lat krążą historie o tym,
że kiedy dziedziczka Nightów wróci w swoje rodzinne strony, przyniesie
jednej ze stron wybawienie, a drugą doprowadzi do upadku… I wiesz co?
To chyba właśnie zaczyna się sprawdzać.
Eveline
zamarła.
Dzień dobry! Zeszło mi troszeczkę dłużej niż zazwyczaj, ale nie sądzę, by dwa dni zwłoki wyszły temu rozdziałowi na gorsze. Szczerze powiedziawszy, początkowo zakładam, że ta część będzie dłuższa niż jej poprzedniczki – że powinnam pokusić się o wyjaśnienie wszystkiego tu i teraz. Ostatecznie z tego zrezygnowałam, decydując się urwać w tym a nie innym miejscu. Sądzę, że tak będzie lepiej, tym bardziej, że ta rozmowa jest istotna, a ja muszę dobrze ją przemyśleć. Wam pozostawiam ocenę tego, czy mi to wychodzi.Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnią częścią. Wciąż mnie zachwycacie. Jasne, powtarzam to za każdym razem, ale taka jest prawda, a gdyby nie czytelnicy, prowadzenie tej historii mijałoby się z celem.No cóż, na dzisiaj to tyle. Do napisania, już najpewniej we wrześniu. Sama jeszcze miesiąc siedzę w domu, więc mogę z czystą przyjemnością dla Was pisać (nie żebym z początkiem roku akademickiego zamierzała przestać).
Moje!
OdpowiedzUsuńPuk, puk! To znów ja. Przeszkadzam?
UsuńZaakceptowanie faktu, że istnieją kreatury z legend, które na dodatek czytają Ci w myślach, to nie jest coś łatwego. A do tego są tak seksowne... no, nie ważne. Jak powiedziałam już kilka razy i tak podziwiam Eve, że jest w stanie normalnie rozmawiać i jej mózg w miarę normalnie pracuje :D Ale całe szczęście, że nie zrobiłaś z niej bohaterki, która przyjmuje informacje łagodnie, jak o pogodzie. W końcu czasami i takie bywają. Wampiry? Och, cudownie!
Konwersacja Marco - Eve jest świetna w każdym rozdziale, gdzie występują razem. Dlatego zaczęłam ich team naprawdę naprawdę lubić. Biedny Marco. Ale już omówiłyśmy kwestie dziewic :D Piwnica.
Na zakończenie poczułam ciarki. Jak mogłaś zakończyć w takim momencie? No wiesz? Jak nas męczyć? Ale w końcu coraz więcej spraw zaczęło się wyjaśniać. I z Haven dałaś trochę rozjaśnienia sytuacji i z powrotem Eveline.
Rozdział mi się podobał ^^ Ale czekam na kolejny, bo zakończyć w takim momencie? To zbrodnia! Bierz się lepiej za nowy, skoro dziś wena dopisuje :*
Ściskam,
Mrs.Cross!
I moje! <3
OdpowiedzUsuńCześć!
UsuńPo pierwsze, nowy szablon. Dalej się nie mogę przyzwyczaić do tego, że te zakładki są poziomo, a nie pionowo. Ale to kwestia przyzwyczajenia, a poza tą drobną rzeczą to śliczny on jest. Chociaż jednak ten poprzedni chyba bardziej mi się podobał. Ale to nie ważne, bo ważniejsza jest treść niż wygląd. Zresztą i tak szablon zachwyca, a temat już kończę i biorę się za pisanie o tym, o czym powinnam. :D
I jeszcze jak przy tematach wyglądu jesteśmy, to fajny gif tam na górze. :D
Oj tam, co ona tak przeżywa to, że wampiry chodzą po świecie? Niech się cieszy, że Marco faktycznie jej nie podziobał, bo mogłaby wtedy się zastanawiać jak przed nim zwiać, skoro ma zaproszenie do domu. Poza tym to wydaje się być trochę śmieszne. Znaczy to, że on się czuje w jej domu tak pewnie, a ona w miejscu, które zna, które jest jej wręcz przeciwnie. Jeszcze trochę i się przyzwyczai do nowych znajomych. Kiedyś będzie musiała, a całe to miasteczko jest pełne wampirów, więc prędzej czy późnej musi to zaakceptować.
Nie, kurde Marco. Jak chcesz ją przyzwyczaić do wampirów to weź się tak nie skradaj. Człowiekowi serce może nie wytrzymać, ale Eve jest silna. Da sobie radę. Taki Mietek z piwskiem w ręku mógłby mieć już drobne problemy, ale Eveline nie. xD
To jak jej opowiedział o tym, że ich tu ciągnie... Jestem ciekawa co się za tym kryje. Bo nie chodzi tylko o Eveline, a o nią w jakimś stopniu na pewno chodzi, prawda? ;> Więc... co tutaj takiego jest, że ciągnie tu nieśmiertelnych?
No i wreszcie to powiedziała! Myślałam, że jeszcze się zejdzie zanim powie zakazane słowo na W. Zupełnie jak Imię Sama Wiesz Kogo. Znaczy, że też zakazane xD Boże, pie#dolę od rzeczy, nie? XD
Ej, co oni chcą od mojego przyszłego męża. :< Przecież on nie robi nic złego, poza tym jest spoko. Tylko trochę się znęca, zabija bez większego powodu, jest niebezpieczny, zły i dopier#oli jak będzie trzeba, ani jak nie będzie. Ot, zwykły wampir. Kto nie lubi facetów z krwią na rękach?
– Ty jesteś ten uprzejmiejszy i lepiej ułożony, bo żywisz się tylko krwią dziewic czy jak?
– Gdybym tak wybrzydzał w ówczesnych czasach, prawdopodobnie już dawno zdechłbym z głodu.
Jesteś moim mistrzem. Boże, hahaha. Naprawdę jesteś genialna z tymi tekstami. A jeśli Marco chciałby dziewicę to ja wyżej niż gimnazjum bym nie patrzyła. Może pojedyncze przypadki, ale głównie to już nie znajdzie czystej, niewinnej etc. dziewczyny. Takie czasy, sorka. Było się wyszaleć jak jeszcze takie były. Ewentualnie, prze każdym pożywieniem się może je zaciągać na takie spotkania, gdzie coś tam się robi i od nowa można się stać dziewicą lub prawiczkiem. Dean i Sam tak robili. :D Ta, Dean zbyt długo nie wytrzymał, ale to nie temat na teraz. XD Ten tekst z rozdziału dalej mnie bawi. xD
Przysięgam, że jak zabijesz Drake Alex będzie słodki! Zapamiętaj to sobie, nie wolno mi zabijać męża. Pamiętasz? Żadnej więcej śmierci dla Drake! .-. Ta, po tamtym Drake nadal mi smutno, nadal go chcę z powrotem.
I mam ochotę Cię zabić za tą końcówkę. Czemu zawsze musisz nam to robić i kończyć w tak zajebiście fajnych momentach? Ta, wiem. Następny rozdział będzie pewnie z perspektywy kogoś innego, a na dokładnie wyjaśnienie możemy liczyć za X rozdziałów. Ja już Cię znam parę lat, wiem jak będzie, oj wiem. Albo przynajmniej przeczuwam. Bo mimo wszystko lubisz nas zaskakiwać.
Nie mogę się doczekać, aż będzie w rozterce. Komu pomóc, bo raczej tak będzie. Ja mówię Drake, bo Drake jest zajebisty. Bo Drake to Drake. Bo Drake ma oczy Iana. Chyba wygrałam ze swoimi powodami, dlaczego ma pomóc tym wampirom-nie-wampirom. :D
Czekam na nowy rozdział, trochę bardzo niecierpliwie. <3
Buźka,
Gabi.
Podium ;p
OdpowiedzUsuńHejo kochana! :3
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój styl pisania *-*
Szczerze powiedziawszy to coś na początku mi mówiło, że Eveline zdecyduje się uciec xD Z drugiej strony ucieczka i tak nie miałaby sensu.
To, że Eve obawia się Marco, jest zrozumiałe. W końcu kto nie bałby się, gdyby przebywał w tym samym pomieszczeniu, co wampir?
Drake jest jeszcze bardziej niebezpieczny, niż myślałam o.O Ciekawe do czego jeszcze jest zdolny :D Tak sobie myślę... Drake nie chciał zabić Eve, lecz chciał ją mieć po swojej stronie? To jak na razie wydaje mi się rozsądnym posunięciem.
No to w końcu wiadomo, co zwiastuje pojawienie się Eveline! :D Od samego początku dręczyło mnie to, a dowiedziałam się dopiero teraz. Jednak czekanie opłacało się. Ciekawe w jaki sposób Eve może przyczynić do do upadku jednej ze stron :))
Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :*
Maggie
Puk-puk, to znowu ja! Dziś pędzę jak burza. W takim tempie może nadrobię wszystko, zanim wyzdrowieję i przyjdzie mi wrócić do zakuwania biologii…
OdpowiedzUsuńBiedna Eve. Zaakceptowanie przekazanych jej przez Marco informacji musi być dla niej trudnym orzechem do zgryzienia. Już łatwiej byłoby jej przyjąć do wiadomości, że Bella (tęsknię za nią! <3) diluje lawendą na fuksjowych jednorożcach, aniżeli w to, że istnieją wampiry. A tu proszę. Jeden z nich grzecznie siedział sobie z nią w sypialni, popijając kawkę. W jednym momencie cały jej utopijny świat legł w gruzach, dlatego nie dziwię się, że sama jest zdruzgotana.
Mimo tego, że uwielbiam Marco (ale nie tak jak pozostałych panów, wybacz) irytuje mnie tym, że w tak perfidny sposób, jakim jest czytanie w myślach boga winnej Eve, próbuje mieć cała sytuację pod kontrolą. Ktoś tak dobrze wychowany powinien znać wartość prywatności. Zabiłabym, gdyby ktoś kiedyś otworzył zaadresowany do mnie list, czy bez mojej wiedzy zaczął przeglądać mój telefon.
„– Nie rozluźnisz się przy mnie, prawda?” Co z ciebie za dżentelmen, Marco? Może byś tak pani pomógł, hm? To znacznie przyśpieszyłoby akcję…
Boże, chyba wyszłam z wprawy. Tak dawno nie pisałam, że nie umiem tak jak wcześniej nie spoglądać od czasu do czasu na klawiaturę ;-; Dobry Boże, jak się pisało komentarze?!
Niezwykłość Haven jest… niezwykła. Dotychczas myślałam, że tu się rozchodzi o Eve – bo w jakimś stopniu i tak rozchodzi, prawda? Niemniej teraz już wiadomo, że to coś tkwiło w tym małym, sennym miasteczku od dawna, a pojawienie się Eve tylko wszystko przyśpieszyło…
Eve wie więcej, niż jej się wydaje, a mimo to wciąż za mało, by i czytelnikowi rozjaśnić pewne kwestie. Jak ty to robisz? Zdradzasz tyle, żeby zaspokoić czytelnika, jednocześnie nadal trzymając go w napięciu na tym samym poziomie. I chociaż nieraz mam cię ochotę zabić, jednocześnie cię za to uwielbiam ;-;
Czy ten facet nie może tak po prostu rzucić sobie zdrowym „kurwa!”, żeby sobie ulżyć, zamiast posługiwać się eufemizmami? „Na trudny żywot matki wampirów!” Opatentujmy to! :D
Komentarz odnośnie dwudziestego pierwszego wieku a dziewic… Echem, pińcest plus, kochanie, robi swoje.
Ej. Dawno nie groziłam Ci łopatą, co? Co to ma być za końcówka? Ty sadystko! Mam gorączkę, katar, ogółem czuję się jak gówno. A TY KOŃCZYSZ W TAKIM MOMENCIE? Niby powinnam przywyknąć, nołale na trudny żywot matki wampirów, jak?!
Lecę dalej. Teraz nie ma to, czy tamto.
Klaudia99
Wow! Nie przypuszczałam, że Eveline jest taka ważna. A więc Haven to takie Mystic Falls albo Beacon Hills? Czy jej rodzice byli ludźmi? Czuję, że ich śmierć jest z tym wszystkim powiązana. Biedna, ale twardo się trzyma :)
OdpowiedzUsuńTen tekst o dziewicach mnie wciąż bawi. Proszę zostawić pana Drake w spokoju. Biedny nikomu nic nie zrobił, a oni się uwzięli. Bo będę gryźć.
OdpowiedzUsuńPowoli się uspokoiłam, ale to nie znaczy, że tak zostanie. ;> Evka to niech już tak nie przeżywa, będzie za jakiś czas gorzej!
Buźka!!!!
Mrs. Przyszła żona Drake
Kolejny znakomity rozdział. :D
OdpowiedzUsuńPlusowałam już poczuciue humoru? Jeśli nie to oddaję ukłon. Wymiana zdań między Eve i Marco naprawdę nieraz bawi - tekst o dziewicach szczególnie, haha. ;D
Pomalutku też wychodzi jakaś prawda, a więc Eve jest jak "ten chłopiec, który przeżył" - obiektem tajemniczej przepowiedni? Pytanie jeszcze dlaczego? :D
Ponownie błędów nie wyłapałam. :)