Castiel
Słyszał, że serce dziewczyny
przyśpiesza, zdradzając zdenerwowanie. Jej zachowanie go nie dziwiło, zwłaszcza
po tym, jak kilka godzin wcześniej dusił ją za sam fakt tego, że znalazła się w pokoju
Kateriny. Jeśli miał być ze sobą szczery, taki stan rzeczy wręcz go bawił,
sprawiając, że uśmiechnął się mimowolnie, odsłaniając kły. To wystarczyło, żeby
Eveline spojrzała na niego z jeszcze większą obawą, przez krótką chwilę
sprawiając wrażenie kogoś, kto przy pierwszej możliwej okazji najchętniej
rzuciłby się do ucieczki.
Nie był
pewien jak długo oboje trwali w milczeniu. Był świadom zbliżającego się
świtu, zaś instynkt podpowiadał mu, że powinien jak najszybciej wejść z powrotem
do budynku, ale zignorował to uczucie, zbytnio skoncentrowany na dziewczynie.
Mimowolnie pomyślał o słodkiej krwi, której miał okazję skosztować nie tak
dawno temu. Pomijając niefortunne zakończenie tamtej nocy, a więc
nadpobudliwego, altruistycznego Marco, który dla tej śmiertelniczki przebił go
kołkiem, samo wspomnienie było niezwykle interesujące. Co więcej, Castiel był
jak najbardziej świadom tego, że dziewczyna nie pamiętała tamtego incydentu, o powodach
dla których uganiała się po lesie w samej tylko koszuli nocnej nie
wspominając. Teraz z kolei znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki,
aż prosząc się, żeby ktoś zdecydował się sprawdzić, czy faktycznie była taka
niezwykła. Biorąc pod uwagę fakt, że sprawiała wrażenie kogoś, kto najchętniej
by uciekł, wampir zdecydowanie wątpił, żeby czymkolwiek się wyróżniała.
Tym
bardziej zaskoczył go moment, w którym Eveline nagle napięła mięśnie i wyprostowała
się niczym struna. Zaraz po tym spojrzała na niego w co najmniej
wyzywający sposób, całą sobą wydając się koncentrować na próbie zapanowania nad
targającymi nią emocjami.
– Czego
chcesz?
Uniósł
brwi, przez krótką chwilę mając ochotę roześmiać się z niedowierzaniem.
Pomijając to, że jak najbardziej był w stanie wyczuć jej lęk, ostateczna
reakcja wydawała się co najmniej intrygująca. Nie miał pojęcia, czy to ze
strony śmiertelniczki przejaw głupoty, czy może wyjątkowej odwagi, ale z drugiej
strony…
–
Absolutnie niczego – zapewnił, po czym lekko przekrzywił głowę, jakby
spojrzenie na Eveline pod innym kątem mogło pomóc w dostrzeżeniu
jakichkolwiek istotnych szczegółów. Bawiła go, intrygowała i niezmiennie
irytowała, co w przypadku Castiela stanowiło dość niebezpieczną mieszankę.
– Wiesz, chyba wolałem cię, kiedy biegałaś w koszuli nocnej… Kobieta w bieliźnie
to interesujący widok – oznajmił z rozbrajającą wręcz szczerością.
Spojrzała
na niego z niedowierzaniem, wcześniej wydając z siebie zdławiony jęk.
Zauważył, że zacisnęła dłonie w pięści w taki sposób, jakby właśnie planowała
go uderzyć. No, dalej! To dopiero byłoby
ciekawe!, pomyślał, ale chociaż mił ochotę się roześmiać, zmusił się do
zachowania powagi. Wpatrywał się w nią w co najmniej wyzywający
sposób, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy gdyby usunął z jej pamięci
blokady, które stworzył Marco, mógłby spodziewać się co najmniej osobliwej
reakcji z jej strony. Jakaś jego cząstka chciała, żeby sobie go przypomniała
– i zrozumiała, że ochrona jego brata wcale nie sprawiała, że nagle stała
się nietykalna. Castiel od zawsze lubił stawiać sprawy jasno, o chłonięciu
strachu swoich ofiar nie wspominając, a ona…
Och, miała w sobie
coś, co sprawiało, że tym bardziej pragnął udowodnić, że ma władzę. Nie miał pojęcia,
czy frustracja względem dziedziczki Nightów miała swoje źródło w zachowaniu
Marco, czy może – co bardziej prawdopodobne – obietnicy, którą wymogła na nim
Aurora, ale to na dłuższą metę nie miało znaczenia. Wiedział jedynie, że
zdecydowanie nie miałby nic przeciwko wymuszenia na Eveline odrobiny
wdzięczności, ot w ramach rekompensaty, że w ogóle musiał tracić
przez nią czas. Nie przeczył, że możliwość walki z Drake’m była mu na
rękę, ale… to wciąż było za mało.
– O czym
ty mówisz? – usłyszał z opóźnieniem. Wyraźnie czuł wahanie w głosie
dziewczyny, co zresztą jak najbardziej mu odpowiadało.
– Marco ci
się nie pochwalił? – zapytał z udawanym szokiem, nie odrywając od niej
wzroku. Bez trudu nakłonił ją do spojrzenia sobie w oczy, bardziej niż
wcześniej świadom, że gdyby tylko zechciał, miałby nad nią całkowitą kontrolę.
Nie potrafiła bronić się przed wpływem, pozostając niemniej podatną na
mieszanie w głowie, co i znamienita większość mieszkańców Haven. –
Taka wyjątkowa… W jakim sensie, skoro już o tym rozmawiamy, hm? Ile
jest prawdy w tym, co mówią o krwi Nightów?
Właściwie
sam nie był pewien, co podkusiło go do zadania tych pytań. To był impuls,
zresztą ta kwestia dręczyła go już od dłuższego czasu – być może już od dnia
jej powrotu, kiedy równie wyraźnie, co i wszyscy wokół, wyczuł zamieszanie
w Haven. Już wcześniej wielokrotnie słyszał przepowiednię i plotki,
nieraz mając wręcz ochotę zamordować Lanę, gdy ta powielała te cholerne
wierzenia. Wtedy sądził, że to nie ma sensu, ale teraz… Nie miał pojęcia, co
powinien sądzić, przez co bliskość dziewczyny, która wzbudzała w jego
pobratymcach aż tyle emocji, tym bardziej działała mu na nerwy.
Do cholery,
miał do czynienia z najzwyklejszą w świecie śmiertelniczką. Ta
dziewczyna nie różniła się niczym w porównaniu z tymi, które spotykał
na co dzień i… Och, była dokładnie tak sama, jak dziesiątki takich, których
krew w przeszłości miewał na rękach. Ludzie byli słabi, z perspektywy
Castiela stanowiąc co najwyżej zwierzynę łowną – istoty, które miały rację bytu
jedynie przez wzgląd na prawa, którymi rządziła się natura. Zasady były nader
proste; bez nich, czy też raczej krążącej w żyłach każdego człowieka krwi,
wampiry nie mogłoby przetrwać. Trwali, ponieważ mieli czym się pożywić i nic
ponad to, może pomijając sytuacje, w której którakolwiek z tych istot
otrzymywała zaszczyt, by do nich dołączyć. Mimo wszystko takie rozwiązanie
wydawało się Castielowi śmieszne, bowiem ludzka istota, której ktoś z jakiegokolwiek
powodu podarował nieśmiertelność, wciąż pozostawała nieczysta. Z racji
dziedziczenia krwi, przemienieni pozostawali co najwyżej kolejnym z błędów,
które popełniała ewolucja – przypadkiem, który z jakiegoś powodu
zaakceptowano, chociaż coś podobnego zdecydowanie nie powinno mieć miejsca.
Dziewczyna milczała,
wpatrując się w stojącego przed nią nieśmiertelnego rozszerzonymi do
granic możliwości oczami. Było coś przenikliwego w jej spojrzeniu i tęczówkach
– dużych, jasnych i zapadających w pamięć. Castiel wyraźnie słyszał
przyśpieszone bicie jej serca, niezmiennie pompującego krew, która – och, tak,
musiał to przyznać – jak najbardziej przypadła mu do gustu. To sprawiało, że
wręcz pragnął ukąsić ją raz jeszcze, tym bardziej teraz, kiedy znajdowała się
dosłownie na wyciągnięcie ręki. Skoro nie chciała albo nie potrafiła udzielić mu
odpowiedzi, mógł zadowolić się przynajmniej tym.
– Będziemy
milczeć? – Uśmiechnął się w nieco wymuszony sposób, po czym przesunął
jeszcze bliżej dziewczyny. Tym razem nie tylko spróbowała się odsunąć, ale też postarać się uciec, być może licząc na to, że jeśli wydostanie się z rzucanego
przez budynek cienia, wtedy zdoła poczuć się bezpieczniej. Castiel w odpowiedzi
jedynie wywrócił oczami, w następnej sekundzie chwytając zaskoczoną śmiertelniczkę za ramiona i w zdecydowanie niedelikatny sposób
przyciskając ją do ściany domu. – Nie tak szybko! – rzucił z rozdrażnieniem,
decydując się postawić sprawę jasno.
– Puść! – jęknęła
i szarpnęła się, ale z równym powodzeniem mogłaby siłować się z górującą
nad nimi rezydencją.
Mężczyzna
jedynie się roześmiał, chociaż zdecydowanie nie było mu do śmiechu. Zmęczenie
coraz bardziej dawało mu się we znaki, jedynie potęgując głód, który odczuwał.
– To jest
rozkaz? – zasugerował, spoglądając na Eveline z błyskiem w oczach. –
Nie sądzę, byś znajdowała się na pozycji, która pozwalałaby ci wydawać
polecenia… Taki ton bywa zgubny – stwierdził, przesuwając się jeszcze bliżej.
Właściwie
sam nie był pewien, czego się po niej spodziewał. Czasami lubił igrać z potencjalnymi
ofiarami, jednak tym razem w grę wchodziło coś zgoła innego. W przypadku
tej dziewczyny… Pragnął ją sprowokować, po cichu licząc na zrozumienie –
materialny dowód na to, że faktycznie była kimś więcej, aniżeli jedną z wielu
śmiertelniczek, która znalazła się w złym miejscu o nieodpowiedniej
potrze. Dlaczego wszyscy wokół mieliby na nią polować, skoro poza nazwiskiem
nie miała w sobie niczego wyjątkowego? Wzbudzała sensację, a jednak…
Przyśpieszone
tętno i sposób, w jaki łapała oddech, coraz bardziej działały mu na
nerwy. Czekał, w duchu odliczając kolejne sekundy i mimowolnie zastanawiając,
jak długo uda mu się wytrzymać, zanim ostatecznie straci cierpliwość. Nie
znosił momentów, w których ktokolwiek próbował go ignorować, a ona
właśnie to robiła – przynajmniej teoretycznie, bo nie uważał strachu za
wystarczający powód do milczenia. Nie, skoro wcześniej okazała się
wystarczająco zdecydowana, by zwracać się do niego w sposób, który zdecydowanie
nie był miły.
Wysunął
kły, po czym naparł na Eveline bardziej stanowczo, zmuszając dziewczynę do
wtulenia się w ścianę. Napięła mięśnie, wyraźnie próbując trzymać go na
dystans, ale nie miała szans. Nie próbowała walczyć, jednak uznał to za przejaw
resztek zdrowego rozsądku – coś, co ludzie mieli w zwyczaju robić
instynktownie, a nie ze świadomością, że w ten sposób zapewnią sobie
bezpieczeństwo. W tamtej chwili oboje wiedzieli, że mógłby zrobić dosłownie
wszystko, co zresztą zamierzał wykorzystać. Skoro znalazła się w tym
miejscu, mogła co najwyżej podporządkować się zasadom, które narzucał. Co
więcej, jeśli faktycznie była taka niezwykła, wciąż mogła spróbować to udowodnić,
poza tym…
– Przestań
– usłyszał, chociaż tym razem miał do czynienia z nieco zdławionym, ledwo
słyszalnym szeptem. Gdyby nie wyostrzone zmysły, najpewniej nie miałby szans
zauważyć, że cokolwiek mówiła.
– Dlaczego?
– Uśmiechnął się drapieżnie, nie kryjąc rozbawienia. W zamyśleniu spojrzał
na jej odsłonięte gardło, wabiące go w równym stopniu, co i słodki
zapach wypełnionej adrenaliną krwi. Teraz wszystko zależało od niego. – Daj mi
przynajmniej jeden powód… Dlaczego miałbym? – naciskał, nie kryjąc
zafascynowana ewentualną reakcją, której mógł spodziewać się z jej strony.
Sądził, że
tym razem otrzyma odpowiedź, tym bardziej że już właściwie nie pozostawiał
dziewczynie innego wyboru, ta jednak z uporem milczała, aż prosząc się o nieszczęście.
Naprawdę chciała go sprowokować? Jasne, nie robiła tego specjalnie, jednak
liczył się efekt, a ten wydawał się dość jednoznaczny, przynajmniej w tamtej
chwili. Wszystko zależało od decyzji, którą mógł podjąć, a skoro tak… z równym
powodzeniem mógł zażyczyć sobie jej krwi, bo czemu nie?
Wciąż o tym
myślał, kiedy coś innego przykuło jego uwagę. Początkowo nawet nie
zarejestrował momentu, w którym Eveline się poruszyła, a tym bardziej
nie wziął pod uwagę tego, że mogłaby być zdolna wsunąć dłonie pod poły jego
kurtki. Tym bardziej zaskoczyła go z chwilą, w której zorientował
się, że śmiertelniczce jakimś cudem udało się dobrać do jednego z kołków, które
ukrył pod ubraniem – drewnianego, ostro zakończonego i, co najbardziej
wytrąciło wampira z równowagi, posrebrzanego. Jakby tego było mało,
dziewczyna jakimś cudem zdołała ustawić się tak, by broń znalazła się idealnie pomiędzy
nimi, mierząc wprost w jego klatkę piersiową… A konkretnie miejsce, w którym
znajdowało się serce.
W pierwszym
odruchu poczuł gniew, mając ochotę jednym ruchem wybić kołek z jej rąk.
Zdążyłby to zrobić, tym bardziej że stała przed nim drżąca i tak
podenerwowana, że ledwo mogła utrzymać drewniany bełt w rękach. Wiedział,
że bardzo niewiele brakowało, żeby ostatecznie wytrącić ją z równowagi, a wtedy
mogłoby wydarzyć się dosłownie wszystko. Co więcej, wpatrywała się w niego
tymi wielkimi, zdradzającymi czyste przerażenie oczami, wydając się wręcz
błagać o to, żeby się odsunął. Instynkt również podpowiadał Castielowi, że
takie rozwiązanie byłoby najrozsądniejsze, zwłaszcza jeśli nie chciał skończyć
jako szaszłyk. Co jak co, ale kołek, do którego dorwała się Eveline, potrafił
być zabójczy, o ile posługiwałby się nim ktoś świadom sposobu, w jaki
powinien go używać. Nie sądził, żeby była w stanie uderzyć na tyle
mocno, żeby go zranić, a tym bardziej by posunęła się aż tak daleko, ale z drugiej
strony… Im dłużej ją obserwował, tym więcej wątpliwości miał.
Och, poza
tym to również go bawiło. Sama myśl wydawała się szalona, a jednak jak
najbardziej tak było.
– No,
dalej! – zachęcił, a oczy dziewczyny jakimś cudem stały się jeszcze
większe. Tym razem spoglądała na niego tak, jakby miała przed sobą szaleńca.
Cóż, jeśli dobrze się nad tym zastanowić, może tak właśnie było. – Zrobisz to?
– Jeśli
mnie zmusisz.
Nie
spodziewał się, że w ogóle będzie zdolna mu odpowiedzieć. Samo brzmienie
jej drżącego głosu go zaskoczyło, zresztą tak jak i sposób, w jaki wciąż
się w niego wpatrywała. Chociaż wykrztuszenie z siebie chociaż słowa
wydawało się przychodzić dziewczynie z trudem, coś w tonie dało
Castielowi do zrozumienia, że faktycznie byłaby w stanie zrobić to, o czym
mówiła – i to najpewniej ze świadomością konsekwencji, które pociągnęłaby
za sobą taka decyzja.
Nieprawdopodobne…
Chwilę
jeszcze tkwił w bezruchu, dosłownie taksując Eveline wzrokiem i aż
prosząc się o nieszczęście. Widział, że jej palce z całej siły zaciskała
wokół kołka, tak mocno, że aż zbladły jej kłykcie. Serce dziewczyny waliło tak
szybko i mocno, że nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie tego
dźwięku prowokować. W zasadzie Castiel nie zdziwiłby się, gdyby wszyscy
wokół byli świadomi rytmicznego dźwięku i w każdej chwili mogli
spróbować przyjść dziewczynie z pomocą.
Raz jeszcze
zmierzył dziewczynę wzrokiem, przelotnie spoglądając na jej odsłonięte gardło… A potem
najzwyczajniej w świecie się odsunął, znacznie zwiększając dzielącą go od
Eveline odległość. Wciąż tkwiła w tym samym miejscu, tuląc się do ściany i drżąc
tak bardzo, że aż zaczynała go drażnić. Nie od razu dotarło do niej, co się
stało, zresztą pewnie nawet gdyby zdecydował się ją zostawić i po prostu
się dematerializował, nie poczułaby się lepiej. Co jak co, ale potrafił zapadać
innym w pamięć, zaś w przypadku tej śmiertelniczki…
Hm, nie
miał pewności, czego tak naprawdę chciał, ale to, co zrobił, musiało na dobry
początek wystarczyć.
– Zatrzymaj
go – rzucił jakby od niechcenia, wymownie spoglądając na wycelowany w przestrzeń
kołek. – Może kiedyś ci się przyda… Na przykład następnym razem – doradził, uśmiechając
się drapieżnie.
Wraz z tymi
słowami ostatecznie się oddalił, zostawiając wyraźnie oszołomioną dziewczynę
samą.
Eveline
Tkwiła w miejscu, samej
sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, co właśnie się wydarzyło. Czuła pulsujący ból w dłoniach,
w miarę jak drewniana powierzchnia ściskanego w rękach bełtu wżynała
się w jej zaciśnięte palce, ale i to nie miało dla Eveline większego
znaczenia. W milczeniu wpatrywała się w bliżej nieokreślony punkt
przestrzeni, podczas gdy obraz raz po raz rozmazywał się przed oczami. Weź się w garść!, przeszło jej przez
myśl, ale o wiele łatwiej było mówić, niż choćby spróbować wprowadzić którąkolwiek
z rzekomo dobrych rad w życie. Gdyby to faktycznie było takie proste,
może nie czułaby się jak ktoś tak kruchy, że w każdej chwili mógłby
rozpaść się na kawałeczki.
Oddychała
szybko i płytko, bezskutecznie próbując wyrównać oddech. Nawet nie
zarejestrowała momentu, w którym kolana dosłownie się pod nią ugięły, a ona
z nieco zdławionym jękiem osunęła się po ścianie, ciężko siadając na
ziemi. Czuła chłód poranka, tym uciążliwszy, że nie miała na sobie nawet
kurtki, w planach mając wyjść zaledwie na chwilę, żeby zaczerpnąć świeżego
powietrza. To był błąd i teraz dobrze o tym wiedziała, jednak ta
świadomość w najmniejszym nawet stopniu nie poprawiła jej nastroju. Wręcz
przeciwnie – trudno było czuć się bezpiecznie i dobrze po spotkaniu z wampirem,
który…
– O cholera
– wyrwało jej się.
Z
opóźnieniem poluzowała uścisk wokół kołka, pozwalając, żeby ten upadł z głuchym
pacnięciem na ziemię. Pierwsze promienie słonecznego słońca sprawiły, że
podłużny przedmiot zalśnił łagodnie, utwierdzając Eveline w przekonaniu,
że jak najbardziej miała do czynienia z co najmniej śmiercionośną bronią.
Nie znała się na wampirach, ale miała okazję słyszeć o srebrze – historie,
które w naturalny sposób przez całe lata uznawała za brednię, zresztą tak
jak i możliwość, żeby te istoty chodziły po ziemi. Teraz – jak na ironię –
przebywała w miejscu, gdzie aż roiło się od krwiopijców, dopiero co musząc
mierzyć się z jednym z nich, na dodatek takim, który kilka godzin
wcześniej próbował zmiażdżyć jej krtań.
Jakby tego
było mało, właśnie zamierzyła się na Castiela posrebrzanym kołkiem, który
prawie na pewno mógłby go zabić, gdyby…
Nie,
zdecydowanie nie chciała o tym myśleć. I to nie tylko dlatego, że
sytuacja wydawał się co najmniej nieprawdopodobna, ale… Cóż, przede wszystkim
przez świadomość tego, że zrobiłaby to, gdyby tylko dał jej po temu sposobność.
Nie miała
pojęcia, co tak naprawdę czuła. Podejrzewała, że to szok, co zresztą nie byłoby
dziwne, bo trwała w nim od chwili, w której Aurora zaatakowała ją w jej
własnym domu. Od tamtego momentu wszystko niezmiennie się komplikowało,
ostatecznie stawiając dziewczynę przed perspektywą walki z uczuciami,
których nawet nie rozumiała, o próbie odnalezienia się w absolutnie
obcym dla niej świecie nie wspominając. Co gorsza, już chyba przywykała do
myśli o tym, że dosłownie na każdym kroku ktoś próbował ją zabić, chociaż
nie sądziła, że to w ogóle możliwe.
W głowie
jej wirowało, ale prawie nie zwracała na to uczucie uwagi. W myślach raz
po raz rozpamiętywała słowa Castiela, bezskutecznie próbując pojąć, dlaczego
ten traktował ją w taki sposób. Nie znała go – nie tak dobrze jak Marco –
ale była gotowa przysiąc, że ten wampir byłby jednym z pierwszych, którzy
bez chwili wahania zakończyliby jej żywot, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie
miała pojęcia, czym tak naprawdę mu zawiniła, to zresztą wydawało się
pozbawione znaczenia. Cóż, wszystko jedno, prawda? Czym miałaby się przejmować w sytuacji,
w której mogła co najwyżej zginąć, nie mając przy tym wpływu na to, co
działo się wokół niej? Już od chwili powrotu do Haven nie miała co marzyć, żeby
mieć los w swoich rękach. Co więcej, wciąż nie rozumiała w czym
rzecz, ale…
„Taka
wyjątkowa… W jakim sensie, skoro już o tym rozmawiamy, hm? Ile jest
prawdy w tym, co mówią o krwi Nightów?” – przypomniała sobie i tych
kilka słów wystarczyło, żeby poczuła się jeszcze bardziej niespokojna.
Wiedziała już, że z jakiegoś powodu wszyscy czegoś od niej chcieli, ale to
nie wystarczyło. Nie miała ochoty odpowiadać na pytania Castiela, zresztą
największym problemem pozostawało to, że nawet gdyby chciała, nie potrafiłaby
niczego wyjaśnić. Jak miałaby, skoro wiedziała równie niewiele, więc… Cóż, w zasadzie
nic, co zdecydowanie nie poprawiało jej nastroju. W pamięci miała wciąż
to, co wydarzyło się w nocy – niespójne wspomnienia, sprowadzające się
przede wszystkim do strachu, który… pozostawał dla niej niejasny, chociaż
zarazem czuła, że powinna go rozumieć. To zdecydowanie nie miało sensu,
dezorientując dziewczynę o wiele bardziej niż atak Castiela, a to
bez wątpienia o czymś świadczyło.
Poruszając
się trochę jak w transie, napięła mięśnie, po czym z trudem dźwignęła
się na nogi. Wcześniej właściwie pod wpływem impulsu pochwyciła wciąż leżący na
ziemi kołek, dochodząc do wniosku, że porzucanie go w sytuacji, w której
brat Marco mógł wrócić, byłoby najgłupszym z możliwych rozwiązań. Tak
czuła się bezpieczniej, poza tym…
Och, kogo
tak naprawdę próbowała oszukać? Przecież miała dość czasu, żeby zorientować
się, że może liczyć co najwyżej na siebie. Sam Marco powiedział, że nie ma
czasu, żeby prowadzić ją za rękę, więc tym bardziej musiała liczyć się z tym,
że nie zawsze pojawi się ktoś, kto może jej pomóc. Chciała tego czy też nie,
teraz była zamieszana w całe to szaleństwo, a skoro tak… Cóż, w takim
wypadku mogła zrobić tylko jedno.
Cokolwiek
się działo, musiała poznać prawdę.
I to teraz,
zanim wydarzy się coś, po czym przekona się, że jak najbardziej jest już za
późno.
Dzień dobry! Kolejny rozdział, dość istotny, a przynajmniej takie mam wrażenie. Dla mnie o tyle ważny, że taki przebieg spotkania Eveline i Castiela miałam zaplanowany… właściwie od początku istnienia tego pomysłu. I to naprawdę niezwykłe opisywać coś, co miało się przed oczami od lat, na dodatek w taki sposób, by całość w znacznym stopniu zgadzała się z wyobrażeniem. Tak więc jak najbardziej jestem zadowolona.Eve stopniowo się przełamuje i oswaja z sytuacją, w dość naturalny sposób, mam nadzieję. Wkrótce zamierzam wrócić do kogoś równie kluczowego w tej historii, co może okazać się dość ciekawe, ale na tę chwilę zachowam szczegóły dla siebie. Dziękuję za komentarze i obecność, zresztą tak jak i zwykle; jesteście cudowni, a mnie kolejne rozdziały pisze się z prawdziwą przyjemnością.Tak więc do napisania wkrótce!
I KOLEJNY Z PERSPEKTYWY CASTIELA! <3
OdpowiedzUsuńChyba moje urodziny przyszły dzień wcześniej :D
"Kobieta w bieliźnie to interesujący widok" - no i mamy wyjaśnienie, skąd bierze się u Marco fetysz różowych koronek. To po prostu rodzinne :')
O MÓJ BOŻE. Czy tylko ja wyczułam pomiędzy nimi tę chemię? Nie? Mam nadzieję, bo oni są tacy... o cholera. W porównaniu do brata Marco to ciapa. Eve, bierz się za szwagra, nie będziesz żałować.
A tak serio, to nadal jestem oczarowana postacią Castiela. Dupków w literaturze jest mnóstwo, ten jednak wyjątkowo mnie urzeka. Ma w sobie coś z Damona z TVD, jeszcze za czasów jego największej świetności. Naprawdę nie wiem, czemu mam słabość właśnie do tych złych...
Eve jest świetna, uwielbiam ją za jej charakter i chęć stawiania się każdemu, nawet takiemu dupkowi jak Castiel. Akcja z kołkiem była genialna. Mimo strachu, wytrwale groziła wampirowi, dając mu do zrozumienia, że może i jest słabym człowieczkiem, ale tak łatwo z nią nie wygra.
W sumie to spodziewałam się Marco, który wpadłby niczym bohater na białym koniu, gotowy ponownie uratować swoją księżniczkę. Na szczęście w tej historii księżniczka nie jest kompletną ciapą i potrafi sama o siebie zadbać.
Nadal obstaję przy parringu Eve-Castiel. Sorry, Marco, odpadłeś w przedbiegach. Tych dwoje ewidentnie ma się ku sobie. Pierwsze spotkanie (no, w sumie drugie) a Eve już pakuje Cassowi łapy pod koszulę.
K.
""Kobieta w bieliźnie to interesujący widok" - no i mamy wyjaśnienie, skąd bierze się u Marco fetysz różowych koronek. To po prostu rodzinne :'),, - czytam i płacze. Kocham ten komentarz wyżej. XD
OdpowiedzUsuńOgólnie to ja mam nadzieję na spin-off albo alternatywną wersję, w której Eve wybiera Castiela. Widzę ich jako Power Couple I jak wspólnie spuszczają w#ierdol w mieście. 😎 Na pewno świetnie by im to wyszło, także Ten, podesłać ci pomysł na nazwę dodatkowej księgi?😆
Buźki, serduszka <333
💜💜💜💜
Po nieco krótkiej przerwie jestem. :) Niestety, najpewniej będę miała mniej czasu na czytanie, bo jednak ciężko wracać do pracy po prawie półrocznej przerwie i już czuję jakbym złapała wirusa, ale to najpewniej moje własne wyobrażenia paranoika, haha.
OdpowiedzUsuńW każdym razie... Spotkanie Eve i Castiela jak najbardziej wypadło interesująco. Niestety czuję, że ten kołek napewno jej się przyda w przyszłości. Trochę dziwne, że żaden z wampirów obecnych w domu nie wyczuł jej strachu, ale z drugiej strony to dobrze, że sama zaczyna się przełamywać. Jak napisałaś, wyszło to naturalnie za co duży plus. :)
1. przez krotką chwilę sprawiając wrażenie kogoś*krótką
2. pomyślał, ale chociaż miła ochotę się roześmiać, zmusił się do zachowania powagi.*miał
3. Tym razem nie tylko spróbowała się odsunąć, ale wręcz spróbować uciec,*coś mu nie tak, może lepiej byłoby ale wręcz chciała?
4. w następnej sekundzie chwytając zaskoczona śmiertelniczkę za ramiona*zaskoczoną
5. Nie sądził, żeby bywała w stanie uderzyć na tyle mocno, żeby go zranić,*była
6. Wraz z tymi słowami ostatecznie się oddalić, zostawiając wyraźnie oszołomioną dziewczynę samą.*oddalił
7. ostatecznie stawiając dziewczynę przed perspektywa walki z uczuciami*perspektywą
8. Nie znała go – nie tak dobrze niż Marco*jak
Już wszystko poogarniałam, jak zwykle dziękuję Ci bardzo. <3 Oj, po przerwie na pewno trudno wrócić do pracy, ale za tydzień czy dwa na spokojnie przywykniesz do nowego trybu. Trzymam kciuki! :3
UsuńHm, czy ja wiem, czy to takie dziwne, że nikt nie zareagował? Mamy środek dnia. O tej porze większość niekoniecznie funkcjonuje tak jak powinna, zresztą sam dom bywa pod tym względem problematyczny. =P Zresztą to była jedna z tych scen, które miałam przed oczami od zaczątków tego opowiadania. Żaden wampir by mi tego nie popsuł! :3
Haha, rozumiem, przyjmuję takie wytłumaczenie. ^^
UsuńCo do powrotu to mam nadzieję, że szybko się przyzwyczaję i znowu nie każą nam siedzieć w domach, bo mimo wszystkiego nic dobrego z tego nie wynika. :(