Castiel
Wyprostował się, po czym z wolna
podszedł do skulonej pod ścianą dziewczyny. Wpatrywała się w niego w zdradzający
niepokój – czy też może raczej czyste przerażenie – sposób, choć bez
wątpienia usiłowała nad sobą panować. Uniósł brwi, po czym mimowolnie uśmiechnął
się, bardziej niż wcześniej pewien, że miał do czynienia z kimś bardziej
świadomym, niż zwykły, przypadkowy człowiek. Kto jak kto, ale ta panienka
najpewniej doskonale zdawała sobie sprawę z tego, kogo ma przed sobą i w jaki
sposób powinna się w związku z tym zachować.
Wampir
zawahał się, z pewnym wysiłkiem powstrzymując przed nieco złośliwym,
cisnącym mu się na usta uśmieszkiem. Zachował powagę, pewien, że w ten
sposób uda mu się jeszcze bardziej wytrącić śmiertelniczkę z równowagi.
Podejrzewał, że to nieuczciwe, ale nie widział powodu, dla którego miałby
traktować ją jakkolwiek inaczej. Jeśli miał być ze sobą szczery, nie miał nawet
pewności, dlaczego spróbował ją uratować, ale to na dłuższą metę i tak nie
miało znaczenia. Poniekąd chodziło o kaprys – miał na to ochotę, więc
to zrobił, tym samym zapewniając sobie całkowitą kontrolę nad życiem tej
dziewczyny. Inną kwestią pozostawało to, że tego potrzebował – chwili
wytchnienia i ferworu walki, który pomógłby mu zająć myśli… w zasadzie
czymkolwiek. Inną kwestią pozostawało zainteresowanie, choć i to ta istota
w nim wzbudzała. Nie chodziło nawet o jej wygląd, bo nie wyróżniała
się niczym szczególnym, ale sam fakt, że znalazła się w towarzystwie
demonów. Zrobienie istotom mroku na złość zawsze wydawało się dobrą opcją, a jeśli
dzięki temu mógł dowiedzieć się czegoś więcej…
Musiał się
zastanowić, zwłaszcza teraz, kiedy w grę wchodził również układ z Aurorą.
Być może istniał sposób, żeby rozegrać wszystko w inny, bardziej korzystny
dla niego sposób. Chciał tego, zdecydowanie nie zamierzając trwać ze
świadomością, że jakaś cholerna wampirzyca – kobieta na dodatek –
mogłaby decydować o jego dalszych postępowaniach.
– No
cóż… – mruknął, jakby od niechcenia obracając w palcach wciąż jeszcze
nagrzany pistolet.
Jakby od
niechcenia spojrzał na trzy leżące na ziemi ciała. Niczym nie różniły się od
ludzkich, może pomijając to, że sącząca się z nich krew przypominała
raczej atrament, aniżeli coś, co mogłoby znaleźć się w krwiobiegu żywej
istoty. Różnica polegała na tym, że strzał w głowę i zabicie tej
bardziej kruchej, ludzkiej powłoki, niczego nie rozwiązywało. Nieśmiertelność w przypadku
demonów pozostawała terminem o wiele bardziej ostatecznym, niż w przypadku
wampirów, co niezmiennie doprowadzało Castiela do szału. Wiedział, że gdyby
strzelił srebrnym pociskiem w głowę komuś ze swojego gatunku, to byłby
definitywny koniec wieczności dla takiego delikwenta. Dla demonów to zwykle
wiązało się z odrobiną cierpienia i irytacji, mężczyzna z kolei
nie miał wątpliwości, że właśnie zagwarantował sobie trzech dodatkowych
wrogów – rozwścieczone dusze, które prędzej czy później miały powrócić.
I
właśnie dlatego mamy z nimi przejebane, przeszło mu przez myśl.
Chwilami szczerze wątpił, żeby istniał sposób na wygranie konfliktu. Mogli po
prostu to ciągnąć, próbując nie dać się pozabijać i eliminować jak
najwięcej nieproszonych gości, by zmusić ich do ponownego przechodzenia przez
cykl powrotu. Nie miał pewności, ile czasu demon potrzebował na odzyskanie sił
na tyle, żeby stworzyć sobie ludzką formę, ale to w gruncie rzeczy nie
miało znaczenia, przynajmniej na kilka tygodni pozbawiając tych trzech kretynów
materialnej powłoki.
– Co…
takiego…? – usłyszał i to zaskoczyło go na tyle, że aż uniósł brwi,
by móc spojrzeć na siedzącą pod ścianą dziewczynę. Wpatrywała się w niego z obawą,
ale czujnie, a kiedy przyjrzał się jej uważnie, doszukał się w wyrazie
jej twarzy swego rodzaju determinacji. – Mam na myśli…
– Jakoś
średnio mnie to interesuje – rzucił oschle, tym samym ucinając jakąkolwiek
dyskusję.
Cokolwiek
sobie myślała, zdecydowała się dostosować, co jak najbardziej Castielowi
odpowiadało. Lubił mieć kontrolę nad sytuacją, zresztą był w na tyle
podłym nastroju, by nie mieć cierpliwości do otaczających go osób. Nie miał
pojęcia, czy ta śmiertelniczka mogła to wyczuć albo zauważyć, ale jak długo
zamierzała dostosowywać się do jego oczekiwań, być może miał powstrzymać się
przed wymierzeniem pistoletu również w jej głowę albo – co bardziej
prawdopodobne i praktyczne – rozerwaniem gardła.
Wciąż
obracając pistolet w rękach, raz jeszcze powiódł wzrokiem dookoła, dopiero
po chwili koncentrując spojrzenie na powrót na swojej niechcianej towarzyszce.
Wdział, że spróbowała się podnieść, bardzo niepewnie, być może w obawie
przed tym, że mogłaby sprowokować go do ataku. Przez krotką chwilę faktycznie
miał ochotę dać jej do zrozumienia, żeby siedziała na tyłku, póki nie
zadecyduje, co takiego powinien z nią zrobić, ale ostatecznie powstrzymał
się. W zamian beznamiętnie obserwował tego drżącego rudzielca, milcząc
również z chwilą, w której chwiejnie stanęła na nogi, plecami
opierając o ścianę budynku, żeby łatwiej uchwycić równowagę.
Był w stanie
wyczuć jej zdenerwowanie, tym bardziej że ludzkie ciało pozostawało jednym z najbardziej
zdradliwych, jakie istniało. Z drugiej strony, być może to on przez lata
nieśmiertelnego życia, nauczył się zwracać uwagę na szczegóły, które
nowicjuszom wydałyby się nieistotne. Dzięki temu bez trudu mógł stwierdzić, że
dziewczyna wciąż była roztrzęsiona. W zasadzie komunikowała to całą sobą,
począwszy od przyśpieszonego pulsu, urywanego oddechu albo błyskawicznie
krążącej w żyłach, przepełnionej adrenaliną krwią. Wszystkiego dopełniał
aż nazbyt charakterystyczny, nieco drażniący Castiela metaliczny posmak na
języku, ale był w stanie go zignorować. Już od dawna nie był marnym,
porywczym dzieciakiem, który kierował się tymi najbardziej prymitywnymi
instynktami, zabijając każdego, kto stanąłby na jego drodze… Cóż, przynajmniej
nie w sytuacji, w której nie miałby na to ochoty.
–
Tak… – Zamilkł, po czym nerwowo zacisnął usta. Starannie dobierał kolejne
słowa, specjalnie zwlekając z niektórymi odpowiedziami, żeby jeszcze
bardziej swoją towarzyszkę zestresować. – Cóż za niefortunna
sytuacja – dodał, a dziewczyna cicho jęknęła.
– Czego
chcesz?
To pytanie
go zaskoczyło, tym bardziej że zabrzmiało niemalże butnie, czego zdecydowanie
się po niej nie spodziewał. Spojrzał na nią z zaciekawieniem, gniewnie
mrużąc oczy i mocniej zaciskając dłoń na broni. Palcem jakby od niechcenia
musnął spust, wcześniej upewniwszy się, że dziewczyna dobrze ten gest widziała.
Udało się, bo wyraźnie usłyszał, że jej puls znów przyśpiesza, ale zdołał
powstrzymać się od pełnego satysfakcji uśmiechu. To był rodzaj gry, którą
zamierzał poprowadzić najlepiej, jak tylko miało być to możliwe – ot tak
dla zasady, chociaż śmiertelniczka zdecydowanie nie była godną przeciwniczką do
tego rodzaju zagrywek.
Przynajmniej
teoretycznie, bo sposób, w jaki się w niego wpatrywała, wydał się
temu stanowczo zaprzeczać. Być może to było wyłącznie pozbawione sensu i większego
znaczenia wrażenie, ale Castiel mógł wręcz przysiąc, że stał przed nim ktoś,
kto z istotami nieśmiertelnymi miał styczność nie raz. To go intrygowało,
wzbudzając dość wątpliwości, by poczuł się zdecydowanie mniej pewnie niż do tej
pory.
Z wolna
podszedł bliżej, zaledwie w ułamku sekundy materializując się naprzeciwko
śmiertelniczki. Z wrażenia aż zatoczyła się w tył, czy też raczej
próbowała, bo sprowadzało się to do mocniejszego przywarcia do ściany, którą
miała za plecami. Castiel w zamyśleniu przekrzywił głowę, uważnie
lustrując wzrokiem jej twarz, żeby lepiej ją zapamiętać. Już wcześniej zwrócił
uwagę na gęste, kręcone włosy, swoim kolorem przypominające mu płomienie.
Zwłaszcza w zestawieniu z drobniutką, delikatną twarzyczką, nadawało
jej to wyjątkowo kruchy, niemalże słodki wygląd. Nie miał pewności, ile tak
naprawdę musiała mieć lat, ale gdyby miał zgadywać, z dużym wahaniem
uznałby ją za pełnoletnią. Jedynie oczy wydawały się stanowczo zaprzeczać temu,
że mogłaby być taka niewinna i bezbronna – brązowe tęczówki, choć
rozszerzone i zdradzające niepokój, miały w sobie coś zadziwiająco
świadomego; rodzaj zrozumienia i doświadczenia, którego w tym wieku
zdecydowanie nie powinna mieć.
– Jak się
nazywasz? – nie tyle zapytał, co wręcz zażądał odpowiedzi. Jej
wcześniejsze pytanie z premedytacją zignorował, dochodząc do wniosku, że
jedyną osobą, która miała prawo decydować o przebiegu tej rozmowy,
pozostawał on.
– Ale…
Zacisnął
usta.
– Nigdy nie
pytam dwa razy – wycedził przez zaciśnięte zęby.
To
wystarczyło, żeby natychmiast zamilkła, po czym uciekła wzrokiem gdzieś w bok.
Widział jej napięte mięśnie i mocno zaciśnięte w pięści dłonie, które
dodatkowo utwierdziły go w przekonaniu, że wcale nie była taka butna, jak
usiłowała to okazywać. Cóż, tak było zdecydowanie lepiej, chociaż zarazem
podobało mu się, że nie miał do czynienia ze skończoną, histeryzującą idiotką,
której najpewniej w przypływie frustracji skręciłby kark, nie będąc w stanie
cierpliwie znosić pojękiwania i bezsensownych błagań, często do jakiegoś
bezimiennego, obojętnego na cały świat Boga.
–
Elise – wykrztusiła z siebie z opóźnieniem. Zmrużył podejrzliwie
oczy, jeszcze uważniej koncentrując się na śmiertelniczce, żeby określić, czy
próbowała go okłamać, ale wszystko wskazywało na to, że była szczera. –
Jestem… Elise – powtórzyła i z jakiegoś powodu to imię wydało
się Castielowi znajome.
Potrzebował
dłuższej chwili, żeby zebrać myśli i zrozumieć, w czym rzecz.
Początkowo nie miał pewności, ale kiedy się zastanowił, uprzytomnił sobie, że
to jak najbardziej miało sens, zwłaszcza w zestawieniu z rozmową
demonów, której był świadkiem. Co prawda to wciąż nie tłumaczyło wszystkiego,
ale jeśli się nie pomylił… Och, może jednak opatrzność nad nim czuwała, a uratowanie
dziewczyny mogło przynieść przynajmniej odrobinę korzyści.
Uśmiechnął się drapieżnie, odsłaniając kły. Serce Elise omal
nie wyrwało się z piersi, ale nie zwrócił na to najmniejszej nawet uwagi, w zamian
jak gdyby nigdy nic nachylając się w jej stronę. Już i tak tuliła się
do ściany tak mocno, że pewnie gdyby mogła, stałaby się z nią jednością.
Wyczuł, że napięła mięśnie, tak mocno, że aż zaczęła drżeć, ale również to nie
zrobiło na Castielu najmniejszego nawet wrażenia.
– Powiedz Johnowi, żeby lepiej cię pilnował, malutka. Jak na
jego oczko w głowie, zadziwiająco prosto się do ciebie zbliżyć –
stwierdził niemalże pogodnym tonem, a dziewczyna jęknęła. – Z kolei
ja… jeszcze się odezwę. Chyba będziesz mi coś winna – stwierdził, po czym jak
gdyby nigdy nic wyprostował się, zamierzając odejść – Miłego dnia, Elise.
– Zaczekaj! – zaoponowała, kiedy tak po prostu ruszył przed
siebie, nawet nie próbując oglądać się za siebie. Jedynie wywrócił oczami,
zadziwiony tym, że w obecnej sytuacji mogłaby jeszcze go wołać. Jak na
kogoś, kto wychowywał się w tym miejscu, zwłaszcza u boku Johna,
wydawała się zaskakująco naiwna. Z drugiej strony, być może była na tyle
roztrzęsiona, że logiczne myślenie ją przerastało, ale to w gruncie rzeczy
nie miało najmniejszego nawet znaczenia. – Kim właściwie jesteś? Jak…?
Castiel nawet się nie odwrócił, w zamian najzwyczajniej w świecie
ignorując wszelakie pytania pod swoim adresem. Mimowolnie pomyślał, że Elise i tak
powinna się cieszyć, że jednak nie pokusił się o to, żeby zawrócić,
chociażby dlatego, że to mogłoby skończyć się dla niej bardzo źle. Wciąż był w podłym
nastroju, potęgowanym dodatkowo przez zmęczenie, które stopniowo zaczynało
dawać mu się we znaki. Co więcej, coraz wyraźniej czuł, że przebywanie na
zewnątrz wkrótce mogło okazać się bardzo złym pomysłem; już teraz ciemność
stopniowo ustępowała szarości poranka, co dla bardzo młodego wampira mogłoby
okazać się ostatnim widokiem w całej egzystencji. Jemu tylko odrobinę
dawało się we znaki, w dość uciążliwy sposób przypominając, że najwyższa
pora zniknąć wszystkim z oczy i przeczekać do ponownego zachodu
słońca.
Nie był pewien, czy Elise jeszcze próbowała go nawoływać. Nie
miał też absolutnej gwarancji, czy zostawienie jej samej w tamtej uliczce
było rozsądnym posunięciem, ale z drugiej strony… Och, nie był jej niańką.
Nie zamierzał bawić się w Marco i brać odpowiedzialności za
dziewczynę, która była na tyle durna, by wpakować się w kłopoty. Jeśli
miała choć trochę rozumu, już teraz była w drodze w jakieś bezpieczne
miejsce, a jeśli nie… Trudno. Jasne, dodatkowa przysługa zawsze mogła się
przydać, ale też nie była mu niezbędna – nie w takim stopniu, jak
znalezienie sposobu na odkręcenie tej chorej sytuacji z Aurorą.
Odrzucił od siebie niechciane myśli, w zamian kierując
się w stronę samochodu. Podejrzewał, że Marco zabiłby go, gdyby wiedział, w jaki
sposób Castiel rozwiązał sprawy z demonami, na dodatek zostawiając martwe
ciała niemalże na widoku, ale to również nie robiło na wampirze wrażenia. Haven
już takie było, nawet jeśli większość ludzi wciąż udawała, że niektóre dziejące
się nocą rzeczy, w niczym nie odbiegają od normalności – i że to
tylko koszmary, które na dłuższą metę nie miały racji bytu. To był ten rodzaj
właściwej dla istot, które przejawiały człowieczeństwo, naiwności, która w równym
stopniu go bawiła, co i drażniła. Cholerny gatunek, który aż prosił się,
żeby zostać co najwyżej nic nieznaczącą ofiarą w konflikcie, którego na
własne życzenie nie byli świadomi. Nie wszyscy, ale jednak, przynajmniej z jego
perspektywy.
Gdyby to zależało od niego, dawny porządek nigdy nie ustąpiłby
miejsca temu, co działo się teraz – ukrywaniu w cieniu, co najmniej jakby
byli zwierzętami. W którymś momencie coś poszło nie tak, a oni do tej
pory nie potrafili się wybić. Marco też nie pomagał, trwając w czymś,
czego Castiel chyba nigdy nie miał być w stanie zrozumieć, a jakby
tego było mało…
och, nie. Zdecydowanie nie zamierzał znów rozważać ani błędów
swojego cholernego brata, ani tym bardziej nienormalnego stanu rzeczy, który
sprawiał, że Marco zawsze miał być krok przed nim, niezależnie od tego, czy się
nadawał, czy może wręcz przeciwnie.
Niektóre prawa bywały wyjątkowo uciążliwe.
Samochód stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym
go zostawił. Bez słowa wsiadł do środka, zatrzaskując drzwiczki o wiele
bardziej gwałtownie niż by wypadało. Wciąż nie miał ochoty na to, żeby wracać,
ale bliskość świtu nie pozostawała mu większego wyboru. Teraz tym bardziej
musiał się stąd wynosić, woląc nie sprawdzać, ile czasu potrzeba, żeby doczekać
się reakcji ze strony demonów na to, że jacyś marni przedstawiciele gatunku
zostali zaatakowani. Och, oczywiście, że mieli się poskarżyć, ale zanim do tego
dojdzie, Castiel zamierzał znaleźć się gdzieś daleko.
☾
Powrót do rezydencji trwał o wiele
krócej, niż mógłby sobie tego życzyć. Takie wrażenie przynajmniej odniósł Castiel,
chociaż rzeczywistość musiała prezentować się zgoła inaczej, skoro przed
dotarciem na miejsce na zewnątrz zrobiło się całkiem jasno. Jedynym pozytywem
wydawało się to, że poranek zapowiadał się wyjątkowo pochmurnie, zresztą mocno
przyciemniane, niezgodne z przepisami szyby samochodu skutecznie chroniły
wampira przed nieprzyjemnościami, które mogła nieść ze sobą konieczność
poruszania się w środku dnia.
Nie miał problemu z dostaniem się na teren budynku,
poniekąd dlatego, że dobrze wiedział, gdzie
ten się znajduje. Nie do końca rozumiał na czym polegał cały sens zabezpieczeń,
które stosowali – zwłaszcza kwestię techniczną, za którą odpowiadała Lana – ale
to nie miało dla niego większego znaczenia. Bardziej istotne pozostawało to, że
bez trudu byli w stanie zamydlić oczy niechcianym gościom, stosując
sztuczki, które rozumiał chyba Liam. O ile Castielowi było wiadomo,
niektóre sposoby przewijały się przez ich tradycję od wieków, a ten wampir
bez wątpienia je znał. Tak czy inaczej, wszystko sprowadzało się do tego, że
dostanie się do rezydencji wymagało przede wszystkim świadomości, że ona
istnieje. Manipulowanie umysłami i rzeczywistością bez wątpienia
wychodziło im doskonale, przez co nieproszeni goście nie byli w stanie
zobaczyć budynku nawet w sytuacji, w której stali tuż przed nim.
Tak to działo kiedyś, ale od czasu konfliktu wszystko
pozostawało o wiele bardziej skomplikowane. Lana i Liam pozornie
działali każde na swój rachunek, ale prawda była taka, że nieświadomie
uzupełniali się w tym, co robili. W efekcie ona zajmowała się
wszystkimi kwestiami technicznymi, łącznie z licznymi kamerami,
„inteligentnymi” oknami i wszystkim tym, co dało się podpisać pod
informatykę, choć to wydawało się dość ironiczne – to, że za wszystko mogłaby
odpowiadać pozornie krucha kobieta. W przypadku Liama chodziło o coś
więcej, ale Castiel nigdy nie dowiedział się w czym rzecz. Och, nie
chodziło nawet o to, że nie pytał albo niekoniecznie dobrze dogadywał się
z tym nieśmiertelnym. Problem polegał przede wszystkim na tym, że
mężczyzna nie chciał niczego zdradzić, przez
co rozmowy z nim niejednokrotnie doprowadzały wampira do szału.
Zaparkował samochód w cieniu, bardzo blisko wejścia,
żeby nie mieć problemu z odstaniem się do środka. Dłoń oparł na
drzwiczkach po stronie kierowcy, ale nie wysiadł na zewnątrz, po prostu tkwiąc w bezruchu
i czekając na coś, czego nawet nie potrafił opisać słowami. Potrzebował
spokoju, przynajmniej teoretycznie i chociaż wiedział, że o tej porze
jak najbardziej miał prawo go doświadczyć, nie śpieszył się z koniecznością
powrotu do miejsca i towarzystwa, które tak bardzo go męczyło. Jakby tego
było mało…
Ciche kroki skutecznie wyrwały go z zamyślenia. Uniósł
głowę akurat w chwili, w której na zewnątrz wyszła drobna, znajoma mu
już dziewczyna. Zawahał się, z zaciekawieniem obserwując Eveline, która
jak gdyby nigdy nic przystanęła w progu, wydając się wahać nad tym, czy w ogóle
powinna wychodzić. Po wyrazie jej twarzy trudno było stwierdzić, co takiego
chodziło jej po głowie, chociaż nic nie wskazywało na to, żeby zamierzała
uciekać. Był pewien, że wtedy zachowywałaby się w zupełnie inny, bardziej
nerwowy sposób, zwłaszcza, że ludzie zawsze bywali aż do bólu przewidywalni. Gdyby
miał zgadywać, w jej przypadku założyłby, że potrzebowała dokładnie tego samego,
co i on: możliwości, żeby odetchnąć.
Ostrożnie przesunął się, żeby niepostrzeżenie móc wysiąść z auta.
Wyprostował się, po czym bez pośpiechu ruszył w jej stronę, korzystając z tego,
że go nie zauważyła. Wystarczył zaledwie ułamek sekundy, żeby zmaterializował
się przy niej, równie niezauważenie, co i w chwili, w której
zaatakował ją w pokoju Kateriny. No, Marco… Jeśli to
ma być twój sposób na pilnowanie jej, zginie szybciej niż się spodziewasz,
pomyślał z przekąsem, mimowolnie wywracając oczami. Sama jej obecność w tym
domu była drażniąca, Castiel zresztą nie był w stanie tak po prostu
zapomnieć ich pierwszego spotkania – wtedy w lesie, kiedy miał okazję
skosztować krwi tej dziewczyny. Co więcej, podobała mu się, mając w sobie
coś wyjątkowego, co z miejsca przypadło mu do gustu, niezmiennie
wzbudzając zainteresowanie.
Och, gdyby miał możliwość, nie zawahałby się przed
skosztowaniem zawartości żył Eveline raz jeszcze. Tak dla zasady, bo za ten
cholerny kołek była mu coś winna.
– Już nas opuszczasz? – rzucił jakby od niechcenia, tym samym
omal nie przyprawiając jej o zawał, a przynajmniej tyle wywnioskował
ze sposobu, w jaki zachowało się trzepoczące dotychczas dość regularnie
serce.
Błyskawicznie
odwróciła się w jego stronę – przynajmniej na tyle, na ile to było możliwe
w przypadku człowieka. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, kiedy go
zauważyła, zaraz też cofnęła się o krok, żeby zwiększyć dzielący ich
dystans. Powstrzymał uśmiech, zwłaszcza kiedy zauważył, że jej ręka drgnęła,
gdy – był tego pewien – Eveline zapragnęła w mniej lub bardziej świadomy
sposób unieść dłoń do gardła.
Castiel
rozchylił usta, po czym wysunął kły. To był szczegół, który jednak bez
wątpienia nie umknął uwadze dziewczyny, o co zresztą od samego początku mu
chodziło. Nie zamierzając tak po prostu odpuścić, zrobił kolejny krok naprzód,
nie odrywając wzroku od stojącej przed nim śmiertelniczki. Wiedział, że nie
może jej skrzywdzić, ale to jeszcze nie znaczyło, że miał powstrzymać się przed
poprawieniem sobie nastroju – chociaż trochę, kosztem kogoś, kto i tak nie
był w stanie się z nim mierzyć.
Przesunął
się, by móc zablokować drogę powrotną do domu. Dziewczyna zesztywniała, po czym
spojrzała na niego z wyraźną obawą, co dodatkowo poprawiło mu humor. W efekcie
jednak zdołał się uśmiechnąć – w drapieżny, pozbawiony wesołości sposób.
– No i co
teraz?
Obiecałam i jest. Zostawiam tutaj, jak zwykle pozostawiając ostateczną ocenę Wam. Osobiście jestem zadowolona, ale… Cóż, piszę tak praktycznie za każdym razem. Nie ukrywam jednak, że już od dłuższego czasu pisze mi się bardzo lekko i przyjemnie, co zresztą jak najbardziej mi odpowiada.Dziękuję za obecność i komentarze – zawsze jestem za to wdzięczna. Kolejny rozdział już wkrótce, z kolei dzisiaj chciałabym Was jeszcze zaprosić na nową historię, której pojawienie się zapowiadałam już od jakiegoś czasu: „Blank Dream”.Do napisania!
<3 po prostu jej! ��
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńKolejny z perspektywy Castiela! <3 O Boże, rozpieszczasz mnie.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że po dość burzliwej czterdziestce jedynce miałam pewne opory przed zaglądaniem na Forever. Moją reakcję na końcówkę tamtego rozdziału już dostałaś prywatnie - nic tylko szok i niedowierzanie. Nigdy nie sądziłam, że Forever będzie banalne i cukierkowe, pełne szczęśliwych związków, tęczy, fuksjowych jednorożców czy lawendy, zresztą nie raz dawałaś nam akcje kompletnie przeczące tej tezie. Wampiry to zazwyczaj masa krwi, zła i zabijania - w tym przypadku nie jest inaczej. Z demonami również nie jest tak uroczo, jak to zdarza się w niektórych historyjkach - tam zawsze znajdzie się ten jeden "dobry" demon, w którym Sierotka Marysia się zakochuje i jest happy end. To, niestety bądź stety, nie jest taka historia.
Pisałaś mi, że nie lubisz, gdy postacie są po prostu "zimnymi sukami do akcji" i w pełni się zgadzam z tym stwierdzeniem. Każda z Twoich postaci ma coś na sumieniu, ma historię, która w mniejszym bądź większym stopniu jakoś na nią wpłynęła. Nawet jeśli któryś z Twoich bohaterów z początku wydaje się typowym bad assem, w trakcie trwania opowieści odkrywasz nieco jego sekretów, nawet z największego skurwiela robiąc postać skłonną wzbudzić w czytelniku współczucie. Jednocześnie jednak nie czynisz z nich ofiar, co jest piękne. Oni po prostu są - choć nieco zmienieni przez bagaż doświadczeń ciążących na ich barkach.
Akcja z demonami, Castielem i tą Rudą... "Miła" odskocznia od dość traumatycznych wydarzeń z Aurorą. Nie powiem, tęskniłam za rozdziałem, który nie byłby pełen niedopowiedzeń czy monotonnych rozmów o wampirzej menopauzie, a który po prostu od początku do końca byłby wypełniony jakąś akcją. Nie mówię, że na Forever nic się nie dzieje, bo dzieje się dużo, niekiedy wręcz aż za dużo i moje wrażliwe serduszko nie jest w stanie znieść takiej dawki emocji. Tutaj, jak i rozdział wcześniej, mieliśmy po prostu typową nawalankę, że tak to nazwę, która pozwoliłam nam odpocząć od zagadek (cóż, nie licząc Rudej) i mieszających w głowie wampirów.
Castiel w całej swej okazałości przez dwa rozdziały. Czy to już niebo?
Nie wiem, co takiego w nim jest, ale po prostu go uwielbiam. Jest tym wyszczekanym bratem, buńczucznym, oschłym i zdecydowanie nie tak dobrze wychowanym jak Marco. Chyba samo to, że swoim sposobem bycia wpasowuje się w wampirzą naturę tak mi imponuje. Nie dba o nikogo, jest nieczuły i obojętny na krzywdę ludzką - przyznaje przed samym sobą, że obronił Elise tylko dlatego, by zrobić demonom na złość. Na pewno gdzieś głęboko siedzi w nim dobro, które ktoś wkrótce wyciągnie, jednak mam nadzieję, że do samego końca pozostanie tym wyszczekanym dupkiem, który skradł moje serce już na samym początku.
Wiem, że to złe, ale nadal shippuję go z Eve...
Skoro zagrożenie minęło, lecę dalej, ciekawa, jak rozwinie się relacja tych dwojga :D
Buziaki! xx
Castiel i Eve to moi cichy ship, ale o tym wiesz. <3
OdpowiedzUsuńŻ kolei każdy łowca który nazywa się John i ma dzieci to skończony chuj. Wiem, widziałam już parę razy. Nie polecam.
Łap serduszko: 💛💛💛💛
Widzę, że Castiel dostał dla siebie kolejny rozdział. :D Jak tak czytałam to doszłam do wniosku, że jest postacią nieco kapryśną, mam wrażenie, że pragnie wydawać się groźniejszy niż jest w rzeczywistości, ale być może to tylko jego chwiejna natura. Jakoś nie dziwi mnie fakt, że uratował Elise jedynie po to, aby zrobić na złość demonom. :D CO do samej Elise to zgaduję sobie, że może pochodzić z jakiejś rodziny obeznanej w sprawach wampirów/demonów.
OdpowiedzUsuń1. Inną kwestią pozostawało zainteresowania, choć i to ta istota w nim wzbudzała.*zainteresowanie
2. – i że to tylko koszmar, które na dłuższą metę nie miały racji bytu.*koszmary
3. W którymś momencie coś poszło nie tak, a oni do tej pory nie potrafili się wybyć.*wybić?
4. och, oczywiście, że mieli się poskarżyć, ale zanim do tego dojdzie, Castiel zamierzał znaleźć się gdzieś daleko.*z wielkiej litery
5. łącznie z licznymi kamerami, „inteligentnymi” kamerami*powtórzenie
6. Och, nie chodziło nawet o to, że nie pytała*pytał
7. co takiego chodziło jej pp głowie, chociaż nic nie wskazywało na to, żeby zamierzała uciekać.*po
8. mając w sobie coś wyjątkowego, co z miejsca przypadła mu do gustu, niezmiennie wzbudzając zainteresowanie.*przypadło?