Eveline
Klęczała
na ziemi, spazmatycznie chwytając oddech. Rozszerzonymi do granic możliwości
oczyma wpatrywała się w miejsce, gdzie chwilę wcześniej znajdowała się
Violett – albo raczej coś, co tylko z kształtu dziewczynkę przypominało. Z wolna
uniosła drżącą dłoń, przyciskając ją do ust i za wszelką cenę próbując
zwalczyć pustkę w głowie. W pierwszym odruchu pomyślała, że to
przecież niemożliwe, ale ten argument zdążył stracić na mocy przez wszystko to,
czego zdążyła doświadczyć w tak krótkim czasie. Po tym, jak znalazła się w tym
domu, już niczego nie potrafiła uznać za nieprawdopodobne.
– Eveline?
Aż wzdrygnęła się, kiedy znajomy głos wyrwał ją z zamyślenia.
W pośpiechu poderwała głowę, by móc spojrzeć na zmierzającą ku niej Lanę.
Wampirzyca poruszała się w szybki, niemalże bezszelestny sposób, na krótką
chwilę przystając tuż naprzeciwko Eve i niespokojnie rozglądając się po
korytarzu. Coś w jej zachowaniu sprawiło, że dziewczyna odniosła wrażenie,
że przybyszka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że coś mogłoby być
nie tak. Przez dłuższą chwilę obie milczały, każda na swój sposób spięta,
chociaż Eveline nie potrafiła określić, co takiego miałby oznaczać ten stan w przypadku
Lany.
Nawet nie drgnęła, przynajmniej do momentu, w którym
wampirzyca dosłownie zmaterializowała się przed nią. Wyglądała na zmęczoną,
zresztą tak jak i Castiel podczas wcześniejszego spotkania, co najpewniej
miało związek z porą dnia. Jasne włosy opadły Lanie na twarz, kiedy ta
lekko przechyliła głowę, wydając się nad czymś zastanawiać. Eveline
zawahała się, ostatecznie decydując spojrzeć nieśmiertelnej w oczy. Mogła
tylko zgadywać jak wyglądała, gotowa przysiąc, że najpewniej prezentowała obraz
nędzy i rozpaczy. Biorąc pod uwagę fakt, że wciąż się trzęsła, wytrącona z równowagi
i bliska obłędu, to wydawało się dość prawdopodobne.
– Co się stało? – usłyszała, ale w odpowiedzi tylko potrząsnęła
głową. Chociaż dobrze rozumiała, co takiego próbowała mówić do niej Lana, nie
była w stanie tak po prostu odpowiedzieć. – Eve, do cholery…
Nie odezwała się nawet słowem, zdolna co najwyżej wpatrywać
się w przestrzeń i kucającą przy niej kobietę. Dopiero w chwili,
w której ta zacisnęła szczupłe palce na jej ramionach, delikatnie nią
potrząsając, Eveline drgnęła i chcąc nie chcąc spróbowała skoncentrować na
niej wzrok.
– Ja… – zaczęła, po czym urwała. Przełknęła z trudem,
coraz bardziej podenerwowana. – Sama nie wiem – powiedziała w końcu,
wyrzucając z siebie pierwsze słowa, które przyszły jej na myśl.
– A konkretnie? – ponagliła, wyraźnie zniecierpliwiona.
W następnej sekundzie poderwała się na równe nogi, dodatkowo chwytając Eveline
za ramię i zmuszając dziewczynę do tego samego. Zachwiała się, ale silny
uścisk jej towarzyszki nie pozwolił na to, żeby upadła. – Co takiego widziałaś?
Pytanie Lany ją zaskoczyło, choć nie sądziła, że to w ogóle
możliwe w obecnej sytuacji. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, tępo
wpatrując się w stojącą przed nią nieśmiertelną. Jak…?, miała ochotę zapytać, ale i na to się nie zdecydowała,
zbyt oszołomiona, by zdobyć się na jakąkolwiek reakcję. Myślami wciąż była przy
Violett, czy może raczej tym, co ją udawało, a co z największą chęcią
uznałaby za iluzję. W gruncie rzeczy każde rozwiązanie wydawało się
lepsze, aniżeli konieczność przyznania przed samą sobą, że naprawdę mogłaby
widzieć kolejną nieludzką istotę.
Usłyszała przeciągłe westchnienie i to wystarczyło,
żeby skoncentrowała wzrok na Lanie. W następnej sekundzie zamarła,
napotykając przenikliwe spojrzenie lśniących oczu wampirzycy. Z jakiegoś
powodu zapragnęła natychmiast odwrócić wzrok, ale z zaskoczeniem
przekonała się, że nie jest w stanie tego dokonać. Potrzebowała dłuższej
chwili, żeby przypomnieć sobie o zdolnościach, którymi dysponowali
nieśmiertelni, a tym bardziej uprzytomnić sobie, że Lana naprawdę mogłaby posunąć
się do ingerencji w jej wolną wolę.
– Powiedz mi –
rzuciła łagodnym, hipnotyzującym tonem. To wystarczyło, żeby poczucie pustki w głowie
zaczęło jeszcze bardziej dawać się Eveline we znaki, nie wspominając o tym,
że skutecznie dziewczynę oszołomiło.
– Widziałam… – zaczęła i zaraz z jękiem
spróbowała się wycofać. – Ale to nie ma sensu!
– Co takiego? Eveline, do cholery… Przecież czuję, że coś
jest nie tak – oznajmiła z wyraźnym niepokojem wampirzyca. Coś w wypowiedzianych
przez nią słowach wystarczyło, żeby skutecznie przyprawić Eve o dreszcze.
– Cały korytarz przesycony jest złą energią… Poza tym mam przeczucie, że
właśnie coś się wydarzyło – dodała z naciskiem. – Tak po prawdzie, to
wiedziałam, że powinnam tutaj przyjść. Jesteś tutaj, na dodatek w takim
stanie i… Cóż, to w zasadzie wszystko wyjaśnia – stwierdziła, ale te słowa
w najmniejszym nawet stopniu dziewczyny nie uspokoiły.
– Taak? – W pośpiechu wycofała się, sama niepewna czy
powinna się śmiać, czy może płakać. Z niejaką ulgą przekonała się, że Lana
nie próbowała jej zatrzymywać, natychmiast luzując uścisk, ledwo tylko dziewczyna
zaczęła wyrywać się z krępującego ją uścisku. – To cudownie, bo ja nie
rozumiem niczego!
Och, to było niedopowiedzenie stulecia, ale nie chciała się
nad tym zastanawiać. W zasadzie nie była nawet pewna, czy miała ochotę na
słuchanie jakichkolwiek tłumaczeń Lany, nie wspominając o tym, że nie
wyobrażała sobie logicznego uporządkowania tego, co działo się wokół niej.
Słowa wampirzycy wzbudziły w niej tylko i wyłącznie silniejsze niż do
tej pory wątpliwości, sprawiając, że bardziej niż do tej pory zapragnęła uciec z krzykiem
– z tego miejsca, a najlepiej całego Haven. Skoro tutaj takie rzeczy
były na porządku dziennym…
– Dobra… Rany, w porządku. – Lana westchnęła, wyraźnie
sfrustrowana. – Chodźmy stąd, bo zaraz oszaleję. Ty zresztą też –
zaproponowała, po czym jak gdyby nigdy nic odwróciła się, by bez choćby słowa
wyjaśnienia ruszyć przed siebie.
Eveline otworzyła i zaraz zamknęła usta, co najmniej
zaskoczona. Wiedziała, że Lana bywała trudna – i to najdelikatniej rzecz
ujmując – ale na pewno nie spodziewała się takiej reakcji. Co więcej, zanim
zdążyła się zastanowić nad tym co i dlaczego robi, podążyła za wampirzycą,
raz po raz potykając się o własne nogi. Do głowy przyszło jej, że być może
nadal była pod wpływem nieśmiertelnej, co zresztą wydawało się dość
prawdopodobne, ale nie miała pewności. W gruncie rzeczy nawet o to
nie dbała, stopniowo zaczynając dochodzić do wniosku, że tak naprawdę jest jej
wszystko jedno.
Początkowo miała problem z dotrzymaniem Lanie kroku.
Dopiero po kilku minutach wampirzyca zorientowała się, że narzuciła
zdecydowanie zbyt wymagające jak dla roztrzęsionego człowieka tempo. Z wyraźną
niechęcią zatrzymała się, po czym z jękiem oparła o ścianę korytarza,
wydając się Eveline bardziej zmęczoną i podenerwowaną niż do tej pory.
Zawahała się, zaczynając martwić się pomimo tego, że ledwo panowała nad
własnymi emocjami. Z wolna podeszła bliżej, w milczeniu obserwując
Lanę i ostatecznie dochodząc do wniosku, że ta wyglądała tak, jakby za
moment miał trafić ją szlag.
– Co tutaj się dzieje? – zapytała z wahaniem Eve. Nie
sądziła, że jednak pokusi się o zadanie tego pytania, przynajmniej do
momentu, w którym milczenie nie zaczęło jawić jej się jako jedna z najgorszych
możliwości. – Lana, ja…
– To Marco powinien ci wszystko wytłumaczyć, już dawno
zresztą, ale on oczywiście wie lepiej – wycedziła gniewnie wampirzyca. Była
zła, całą sobą dając to do zrozumienia samą tylko postawą czy sposobem, w jaki
napinała mięśnie. – Jasne, jesteś roztrzęsiona i tak dalej, ale mimo
wszystko… – zaczęła i prawie natychmiast urwała. – Są rzeczy o których
wciąż nie wiesz, chociaż powinnaś. Pewnie uznasz mnie za sukę, ale serio nie obchodzi
mnie, że dopiero co tutaj przyszłaś. Jakbyśmy mieli czas, żeby prowadzić cię za
rączkę, wtedy chętnie bym się w to bawiła, ale tak…
Zamilkła, po czym z uwagą zmierzyła dziewczynę
wzrokiem, wydając czekać się na jakiekolwiek oznaki protestu. Eve milczała,
próbując przynajmniej sprawiać wrażenie kogoś, kto wcale nie czuje się tak,
jakby miał zamiar zemdleć od nadmiaru emocji. Za wszelką cenę próbowała
uporządkować w głowie to, co słyszała i połączyć z ostatnimi
wydarzeniami, ale to okazało się o wiele trudniejsze, niż dotychczas mogłaby
przypuszczać.
– Jakich rzeczy znowu nie rozumiem? – odezwała się,
ostrożnie dobierając słowa. Miała wrażenie, że Lana właśnie tego od niej
oczekiwała. – Na tę chwilę wiem, że macie jakąś cholerną wojnę, po świecie
chodzą wampiry i demony, a ja z jakiegoś powodu mam przez was
wszystkich kłopoty. Nie ma to jak przypadki i…
– Żeby to przynajmniej były przypadki! – mruknęła z nutą
goryczy Lana.
Zaraz po tym roześmiała się w zimny, pozbawiony
wesołości sposób. Eveline zamarła, niespokojnie obserwując swoją rozmówczynię, a zwłaszcza
dwa wysunięte kły, które z równym powodzeniem mogły w pewnym momencie
znaleźć się w jej tętnicy. Jakaś jej cząstka próbowała przekonać ją, że to
niemożliwe, żeby akurat Lana spróbowała ją zaatakować, ale po spotkaniu z Castielem
wcale nie była taka pewna, czy powinna komukolwiek ufać. Nie znała ich, a poczucie
bezpieczeństwa wydawało się czymś irracjonalnym, jawiąc jako prawdziwe
szaleństwo. Lana może i była dla niej miła, ale wciąż pozostawała
niebezpieczna, zresztą – Eveline była wręcz gotowa się o to założyć,
przyjmując samo tylko stwierdzenie jako coś najbardziej oczywistego na świecie
– na pewno miała na sumieniu niejedno życie.
Machinalnie napięła mięśnie, nagle zaniepokojona. W tamtej
chwili uświadomiła sobie, że nie miała już ze sobą kołka, który zdobyła po
spotkaniu z Castielem. Idiotka, pomyślała,
ale zarazem miała wrażenie, że tak naprawdę jest jej wszystko jedno. Cokolwiek się
działo…
– Co masz na myśli? – Och, gdyby do tego wszystkiego
wiedziała, czy faktycznie chciała to wiedzieć… – Drake i Aurora na mnie
polowali, tak? Wciąż nie wiem dlaczego, ale…
– Ponieważ jesteś naszą nadzieją – stwierdziła Lana takim
tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – A my jak głupi od
lat wypatrywaliśmy nadejścia dziedziczki Nightów i chaosu, który miała
wywołać… Ale wiesz co? Ja tam zawsze byłam na tyle naiwna, żeby wierzyć w bajki.
Eveline jedynie spojrzała na nią z niedowierzaniem,
mając wrażenie, że Lana zwracała się do niej w jakimś innym, obcym jej
języku. Szukała zrozumienia, to jednak nie nadchodziło, dziewczyna zaś była w stanie
co najwyżej z obawą czekać na tłumaczenia, które wcale nie musiały niczego
wyjaśnić.
– Marco… – zaczęła z wahaniem, ale i tym razem
doczekała się wyłącznie podenerwowanego śmiechu.
– Walić Marco – stwierdziła z powagą Lana. – Chroni
cię i bardzo miło z jego strony. Wiem, że wcześniej sama chciałaś
uciekać przed prawdą, ale trochę ciężko, skoro niektórzy wierzą, że twój los
został już przypieczętowany, co?
To wciąż niczego nie tłumaczyło, ale nie chciała się
przejmować. Wciąż czuła się oszołomiona, chyba jedynie cudem wciąż będąc w stanie
spokojnie stać i prowadzić tę rozmowę. Pomyślała, że to szok, ale nawet
jeśli tak było, to i tak niczego nie zmieniało. Słuchała, Lana zaś
wyraźnie uparła się powiedzieć o wszystkim, co sobie zaplanowała.
Jakby na potwierdzenie tych przypuszczeń, wampirzyca nagle
wyprostowała się niczym struna. W następnej sekundzie zaczęła niespokojnie
krążyć, wyraźnie nie będąc w stanie ustać w miejscu.
– Mówią, że mam wyjątkową intuicję… Coś w tym jest, bo
czasami wyczuwam rzeczy, które innym nie przyszłyby do głowy. Wiem więcej niż
bym chciała, zanim ktokolwiek zdecyduje się mnie o nich poinformować.
Jestem też bardzo wrażliwa na demony, więc… – Lana westchnęła, po czym
wzruszyła ramionami. – Zresztą nie o to chodzi. Teraz też przyszłam, bo
czułam, że powinnam i wcale tak bardzo się nie pomyliłam.
– Też poczułaś coś w tamtym korytarzu? – wyrwało się
Eveline. Tylko taki wniosek była wysnuć na podstawie tego, jak wampirzyca się
zachowywała.
Jakaś jej cząstka pragnęła zapytać o wcześniejszą
część wypowiedzi – tę, która mogłaby dotyczyć jakiejkolwiek formy wyjątkowości i „powrotu
dziedziczki Nightów” – ale ostatecznie się na to nie zdecydowała. Być może
kolejny raz tchórzyła, ale miała wrażenie, że istniały o wiele ważniejsze
kwestie, które w pierwszej kolejności należało omówić.
– Też… – Lana
rzuciła jej niepokojące, przenikliwe spojrzenie. – Tak… Można to w ten
sposób ująć – przyznała niechętnie. – Ale co z tobą, Eveline? Wciąż mi nie
odpowiedziałaś, a jednak…
– Ponieważ nie wiem, czy właśnie nie postradałam zmysłów.
Samą siebie zaskoczyła brzmieniem własnego głosu, a już
zwłaszcza tym, jak spokojnie pokusiła się o wysnucie tego jednego
stwierdzenia. Szaleństwo, tak… Możliwe, że było jej pisane od chwili, w której
zdecydowała się tutaj przyjechać.
– Gdybym rozważała w ten sposób każde ze swoich
przeczuć, najpewniej już dawno wylądowałabym u czubków… Albo na stosie –
dodała po chwili zastanowienia Lana. – W czasach mojej młodości żadne z tych
rozwiązań nie było szczególnie dobre. Chociaż… Hm, gdybym miała wybierać,
wolałabym stos. Daleko mi do dziewicy Orleańskiej, ale śmierć godna Joanny D'Arc brzmi jak zaszczyt.
W zasadzie sama nie była pewna, co wytrąciło ją z równowagi
bardziej – wzmianka żywcem wyjęta z historii Francji, czy wiek, który z taką
swobodą sugerowała jej Lana. Mogła tylko zgadywać jak wiele ta naprawdę
widziała ta kobieta, co zresztą było o tyle trudne, że miała przed sobą
kogoś, kto wyglądał na jej rówieśniczkę. Problem polegał na tym, że wampiry się
nie zmieniały, po wieczność zaklęte w ciele, którym dysponowały w chwili
swojej przemiany, a więc… również śmierci. Tyle przynajmniej zrozumiała z rozmowy
z Marco, w efekcie mimowolnie zaczynając zastanawiać nad tym, czy
Lana również pochodziła z jakiegoś wyjątkowego rodu, który nieśmiertelność
przekazywał dzieciom w genach.
Jakkolwiek by nie było, wampirzyca wyraźnie nie zamierzała
tak po prostu odpuścić dalszej rozmowy. Kiedy cisza zaczęła być zbyt uciążliwa,
nagle wyprostowała się, by bez jakiegokolwiek ostrzeżenia nachylić w stronę
Eveline.
– Nie pamiętam swojego ludzkiego życia… To znaczy pamiętam
– poprawiła się pośpiesznie, parskając nieco wymuszonym śmiechem – ale jak
przez mgłę, bo nie było warte uwagi. Nie wiem, może już wtedy byłam dziwna… Na
pewno od zawsze miałam wyjątkową intuicję, ale zrozumiałam to dopiero później. I wiesz
mi, mogę się założyć, że wtedy czułam się niewiele lepiej od ciebie, chociaż to pewnie marne pocieszenie. – Wywróciła oczami. – Pewnie też doszłabym do
wniosku, że oszalałam, ale…
– Dzięki wielkie – mruknęła z przekąsem Eveline.
Lana najzwyczajniej w świecie ją zignorowała.
– Ale – podjęła z naciskiem
– to w tym świecie nic nie da. Mam na myśli strach… To jest tylko w twojej
głowie, rozumiesz? Możesz się bać, ale to i tak niczego nie zmieni. Co
najwyżej pogorszy sytuację, ale… nic nie stanie się od tego łatwiejsze. Od
próby ucieczki też nie – dodała, nie odrywając wzrok od Eveline. – Kiedy się
temu poddasz… Cóż, to będzie koniec. Prędzej czy później, bo tutaj wszystko
dzieje się bardzo szybko. Jesteśmy dziećmi śmierci, a skoro tak… – Lana
wyprostowała się, po czym z wolna uniosła rękę. W nieco teatralnym
geście ułożyła palce na kształt broni, nieprawdziwą lufę kierując wprost na
stojąca przed nią dziewczynę. Z jakiegoś powodu dziewczyna poczuła się
nieswojo, kiedy wampirzyca pociągnęła za niewidzialny spust. – Puff… Nie ma cię.
Było w jej głosie coś, co wydało się Eveline co
najmniej hipnotyzujące. Zwłaszcza w przypadku wampira takie doświadczenie
nie wydawało się niczym dziwnym, ale i tak poczuła się jeszcze bardziej
zagrożona. Nerwowo napinała mięśnie, próbując uspokoić się na tyle, by sprawiać
wrażenie choć odrobinę pewniejszej siebie, ale czuła, że wszystko w niej
aż krzyczy, że jest inaczej. Bała się, całą sobą komunikując, że była przerażona
i aż prosząc się o to, żeby ktoś spróbował ją z tego powodu
skrzywić. Jeśli zachować się jak zwierzyna, kiedy miało się do czynienia z drapieżcą…
– Bredzisz od rzeczy, Lana – powiedziała cicho, ale prawda
była taka, że instynkt podpowiadał jej zupełnie coś innego.
– Tak uważasz? – Wampirzyca wywróciła oczami, bynajmniej
nie sprawiając wrażenia przejętej takim stanem rzeczy. – Więc wytłumacz mi, w którym
miejscu się mylę… I co w takim razie stało się na korytarzu. Wciąż wyczuwam,
że coś jest nie tak, z kolei ty… Och, jesteś przerażona. I to wcale
nie ma związku ze mną.
Eveline zacisnęła usta, zwłaszcza słysząc naglący,
nieznoszący sprzeciwu ton. Lana była wręcz przesadnie pewna siebie i swoich
słów, nie bez powodu zresztą, co wcale nie wydało się Eve dziwne. Czuła się
wręcz osaczona, gotowa przysiąc, że właśnie działo się coś bardzo złego, co…
– Czym jest nekromancja, Lano? – wypaliła pod wpływem
impulsu.
Od nadmiaru wrażeń kręciło jej się w głowie, ale nie
była na tyle roztrzęsiona, by nie zorientować się, że cokolwiek mogłoby być na
rzeczy. To jedno słowo nie dawało jej spokoju od chwili zniknięcia dziewczynki,
którą widziała – i o której nie była w stanie myśleć jak o prawdziwej
Violett. Jakkolwiek by jednak nie było, Eveline czuła, że to była wskazówka,
jeśli nie wręcz odpowiedź na wszystkie dręczące ją pytania. Wciąż nie miała
pewności, ale…
Z chwilą, w której Lana pobladła, nagle jeszcze
bardziej podenerwowana, ostatecznie nabrała pewności, że coś było na rzeczy.
– Co takiego…?
– Nekromancja –
powiedziała z naciskiem Eveline. Czuła, że puls gwałtownie jej
przyśpiesza, a serce wali tak mocno, że doświadczenie samo w sobie
okazało się niemalże bolesne. – Skoro mam się nie bać i udawać, że wcale
nie zwariowałam, to wiedz, że dopiero co zobaczyłam tutaj moją… zmarłą
przyjaciółkę. A przynajmniej coś, co wyglądało jak ona – poprawiła się po
chwili zastanowienia. – Ale to nie jest możliwe. Vi nie żyje i…
– Właśnie sama odpowiedziałaś sobie na pytanie, Eve –
uświadomiła ją łagodnie Lana.
Powinna poczuć się jeszcze bardziej przerażona, a jednak
nic podobnego nie miało miejsca. Być może to jednak świadczyło o tym, że
postradała zmysły, ale tak naprawdę już o to nie dbała. Zdawała sobie
sprawę wyłącznie z tego, że nic nie było takie, jak powinno – i że
jakimś cudem wciąż mogło być gorzej, choć nie sądziła, że to w ogóle możliwe.
Przełknęła z trudem, dziwnie oszołomiona. Pustka w głowie
tym razem nie wydała jej się niczym dziwnym, jawiąc się raczej jako coś
bezpiecznego – otoczka, która w jakiś niepojętny sposób wydawała się
chronić ją przed ostatecznym postradaniem zmysłów. Z drugiej strony, jak w ogóle
miałaby tego oczekiwać, skoro wszystko sprowadzało się do jednego – czegoś, co
sama rozumiała i co wyraźnie sugerowała jej Lana, choć z uporem
próbowała tę myśl od siebie odsuwać.
Widzenie umarłych…
Czy to możliwe, żebym ja…?
– Wyglądasz, jakbyś zaraz miała zemdleć – stwierdziła cicho
wampirzyca, skutecznie wyrywając Eveline z zamyślenia. Dziewczyna
spojrzała na nią z wahaniem, nawet nie będąc w stanie skoncentrować się
na twarzy obserwującej ją kobiety. – Nie żeby mnie to zdziwiło, ale… Hej, po to
tutaj jesteś, tak? Po to, żebyśmy mogli zapewnić ci bezpieczeństwo – dodała z naciskiem.
– Ale w tym sama musisz nam pomóc. Z doświadczenia powiem ci, że nie
ma niczego gorszego od niewiedzy. Jakkolwiek zła nie byłaby prawda…
Być może mówiła coś jeszcze, ale Eveline już nie była w stanie
skoncentrować się na poszczególnych słowach. Poruszając się trochę jak w transie,
z wolna przeszła kilka kroków, posuwając się w głąb
korytarza. Z wahaniem musnęła palcami gładką ścianę, chcąc upewnić się, że
zdoła utrzymać równowagę, tym bardziej, że wciąż miała wrażenie, iż ciało w każdej
chwili będzie mogło odmówić jej posłuszeństwa.
– Co jeszcze? – zapytała tak cicho, że ledwo była w stanie
samą siebie zrozumieć. – Co jest ze mną nie tak, skoro nie jestem tutaj
przypadkiem?
Wampirzyca jedynie westchnęła. Zaraz po tym dosłownie
zmaterializowała się u bok Eveline, bez słowa chwytając dziewczynę pod
ramię i ciągnąc za sobą.
– Chodź, to dłuższa historia – zapowiedziała z powagą.
Zaraz po tym jakimś cudem zdołała wysilić się na blady uśmiech. – I obawiam
się, że po wszystkim będziesz potrzebowała czegoś więcej niż porcji melisy…
Świetnie.
Z opóźnieniem, ale musiałam dodać ten rozdział akurat teraz. Co prawda praktycznie nie myślę, a ostatnich kilka godzin psułam sobie nerwy bezsensowną prezentacją (studia tak bardzo), ale mniejsza z tym. Rozdział jest, kosztem „Zagubionych w czasie” i wszystkiego innego, o tyle specjalny, że właśnie stuknął pierwszy roczek tej historii. Tak, tak – prolog „Forever you said” pojawił się równo dwanaście miesięcy temu.Powinnam chyba zarzucić jakąś mówką, ale już nie wiem, co się dzieję, więc napiszę tylko, że dziękuję wszystkim, którzy ze mną są. I że jestem cholernie dumna z tej historii, tym bardziej, że czekała na swoją premierę tyle czasu. Może i nie jest idealna, a ja znalazłabym sporo niedociągnięć, ale… jest moja – w końcu, po latach planowania. Czterdzieści sześć rozdziałów pierwszej księgi to chyba nie taki zły wynik, a jak dobrze pójdzie, wkrótce dojdziemy do końca tej części.Dziękuję wszystkim, którzy ze mną są. Pełne podziękowania zachowam sobie na zakończenie, a na tę chwilę… Och, po prostu dziękuję, tym bardziej, że piszę dla Was!
Oh fuck. O ja. O mój Boże.
OdpowiedzUsuńPołknęłam wszystkie rozdziały w 2 dni.
Zachwycam się jak małe dziecko.
Aż nie potrafię złożyć do kupy normalnego, mądrego komentarza.
Wciąga bardziej niż czarna dziura. W dodatku główna bohaterka nie jest głupią kozą. No i wampiry. No i Marco. No i klimat no i w ogóle i w ogóle i no ja nie mogę chcę nowy rozdział:D
Szmiri
Hej ^^
UsuńBardzo dziękuję za komentarz! Zawsze cieszę się jak dziecko, kiedy okazuje się, że kogoś zainteresowała którakolwiek z moich historii. Przy tej podwójnie, bo była planowana tyle czasu… Mam nadzieję, że dalsza część również Ci się spodoba. Kolejny rozdział najpewniej powinien pojawić się dzisiaj albo jutro, a przynajmniej postaram się, żeby tak właśnie było :)
Cieszę się, że się podpisałaś. Anonimowe komentarze zawsze mile widziane, bo nie każdy ma konto, ale o wiele lepiej wiedzieć do kogo później się zwracać ^^
Pozdrawiam!
Nessa.
Wybacz za przerwę, ale tak jak się spodziewałam powrót do pracy okazał się ciężkim doświadczeniem i ledwie ogarniam życie, heh.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Lana oleje zalecenia Marco i w końcu porozmawia z Eve, bo póki co każdy mówi jej, że niewiedza jest niebezpieczna jednocześnie ją w niej utrzymując. >.<
1. się w szybki, niemalże bezszelestny sposób,*się szybko, w niemalże
2. wydając się nad czymś zastanawiając*zastanawiać
3. Jakkolwiek by jednak nie było, Eveline czuła, że to była wskazówka, jeśli nie wręcz odpowiedzi*lepiej brzmiałoby odpowiedź w tym przypadku
4. z wolna przeszła kilka kroków, z wolna posuwając się w głąb korytarza.*niepotrzebne powtórzenie