Eveline
Początkowo miała wątpliwości.
Podążała za Laną, uważnie obserwując wampirzycę i nie mogąc pozbyć się
wrażenia, że traci czas. Już przez to przechodziła, nie będąc w stanie
zliczyć, jak wiele razy w ciągu co najwyżej doby przenosiła się z miejsca
na miejsce, szukając odpowiedzi i zarazem próbując przed nimi uciec. Jakaś
jej cząstka obawiała się, że kobieta również grała na czas, przy najbliższej
okazji zamierzając zacząć ją zwodzić. Co prawda Lana nie wyglądała na kogoś,
kto miał w zwyczaju owijać w bawełnę i udawać, że nic wartego
uwagi nie miało miejsca, ale z drugiej strony…
Z tym, że
Lana wyglądała na co najmniej zdeterminowaną. Poruszała się szybko i pewnie,
raz po raz niespokojnie rozglądając się dookoła, zupełnie jakby podejrzewała,
że w każdej chwili będzie mógł pojawić się ktoś, kto spróbuje je
zaatakować. Co więcej, kolejny raz narzuciła tempo wystarczająco duże, by
Eveline miała problem z dotrzymaniem jej kroku. Miała wrażenie, że obie
pozostawały na swój sposób roztrzęsione, co w przypadku Lany objawiało się
w postaci nadpobudliwości, podczas gdy ona ledwo utrzymywała się na
nogach.
– Mam
nadzieję, że Marco śpi – stwierdziła spiętym tonem wampirzyca. Chociaż szła
przodem, przez co Eveline widziała wyłącznie jej plecy, coś w tonie
wampirzycy podpowiedziało jej, że ta najpewniej wywróciła oczami. – Uwielbiam
tę jego uprzejmość, ale teraz nie ma czasu na prowadzenie cię za rączkę. Ja po
prostu…
– Kto
powiedział, że chcę taryfy ulgowej? – zniecierpliwiła się. – Zresztą nieważne.
Tak, Marco śpi… A przynajmniej tak było, kiedy widziałam go po raz ostatni.
Lana
przystanęła, po czym obejrzała się przez ramię, wyraźnie zaintrygowana. Jej
oczy zabłysły w sposób, który wydał się Eve co najmniej… niepokojący.
– Byłaś u niego
w pokoju? – usłyszała i to wystarczyło, żeby wytrącić ją z równowagi.
Miała to uznać za jakąś sugestię?
– Lana! –
wyrzuciła z siebie na wydechu, co najmniej oszołomiona.
Wampirzyca
wciąż ją obserwowała, tym samym uświadamiając Eveline, że właśnie zaczynała się
pogrążać. Nie miała pojęcia, czy jej rozmówczyni zawsze była aż do tego stopnia
złośliwa, nie wspominając o żartach kosztem innych, ale to i tak jej
się nie spodobało. Wręcz przeciwnie – była tak poirytowana, że przez krótką
chwilę miała ochotę kimś porządnie potrząsnąć.
– No co? –
Lana uśmiechnęła się słodko. – Po prostu to nie w stylu Marco, żeby
zapraszać kobietę do sypialni… No, nie tak od razu – wyjaśniła, kolejny raz
wytrącając Eve z równowagi.
– Możemy w końcu
zmienić temat? – niemalże warknęła. Cedziła kolejne słowa przez zaciśnięte
zęby, coraz bardziej rozeźlona. Powoli zaczynała dochodzić do wniosku, że nawet
Bella miała więcej taktu, zadając o wiele mniej wścibskie pytania.
– Tak sobie
tylko gdybam i… Rany, ale się denerwujesz – rzuciła pogodnie Lana. Wyglądała na
chętną, żeby dodać coś jeszcze, ale wyraz twarzy Eveline musiał przekonać ją,
że to nie najlepszy pomysł. – Okej, nie było tematu… Chyba.
Zacisnęła
dłonie w pięści, mimowolnie zaczynając zastanawiać nad tym, jak bardzo
ucierpiałaby, gdyby zdecydowała się kogoś uderzyć – chociażby pewną wścibską
wampirzycę, która chyba powinna ją przerażać. Jak nic jesteś w szoku, pomyślała, ale nawet to stwierdzenie
nie sprawiło, że poczuła się jakkolwiek lepiej. Wiedziała jedynie, że
przebywanie z Laną przychodziło jej zadziwiająco swobodnie, być może
dlatego, że ta wydawała się ją rozumieć – i to może w o wiele
większym stopniu, aniżeli Eveline mogłaby sobie tego życzyć. Po tym, co
powiedziała w korytarzu, wspominając o swojej intuicji i tym,
jak łatwo można było popaść w szaleństwo, Eve była świadoma tej bliskości
bardziej niż do tej pory. To był inny rodzaj relacji, aniżeli ta, którą
wytworzyła z Bellą – bardziej kruchy i skomplikowany, przez co nie była
w stanie go zinterpretować. Wiedziała jedynie, że Lana miała w sobie
coś, co dodawało jej pewności siebie, choć zarazem znała wampirzycę o wiele
zbyt krótko, żeby określić, dokąd mogłoby to zmierzać.
Resztę
drogi pokonały w ciszy, co przyjęła z ulgą. Z niejakim
opóźnieniem uprzytomniła sobie, że wróciły do salonu, który miała okazję
zobaczyć zaraz po przekroczeniu progu domu. W milczeniu powiodła wzrokiem
po pomieszczeniu, próbując skoncentrować się na szczegółach, te jednak raz po
raz jej umykały. Ostatecznie skupiła się na Lanie, obserwując jak wampirzyca
niespokojnie krąży tam i z powrotem, zamyślona i skoncentrowana na
czymś, czego Eveline mogła co najwyżej się domyślać. Nadążenie za tą kobietą
wydawało się graniczyć z cudem, zresztą tak jak i próba uporządkowania
wszystkiego, co działo się w tym miejscu.
– Dobra… Po
kolei, tak sądzę – mruknęła z wahaniem Lana. Westchnęła, po czym
błyskawicznie przemieściła się, poruszając tak szybko, że na ułamek sekundy
zniknęła Eveline z oczu. Dziewczyna wzdrygnęła się mimowolnie, po czym
ciężko opadła na najbliższy fotel, dochodząc do wniosku, że niewiele brakuje,
żeby ciało odmówiło jej posłuszeństwa. – Ustalmy sobie coś, okej? Ty powiesz
mi, co stało się w tamtym korytarzu, a ja wyjaśnię tyle, ile sama
wiem albo podejrzewam. Sądzę, że to uczciwe – stwierdziła, a Eve jedynie potrząsnęła
głową.
– I tak
czuję się jak wariatka – stwierdziła, tym samym uznając, że niejako nie ma
wyboru. Nie sądziła zresztą, żeby Lana tak po prostu pozwoliła jej się wycofać.
–
Szaleństwo zawsze jest w cenie. – Wampirzyca westchnęła, jednocześnie
wzruszając ramionami. – Mam kły, piję krew i wiem więcej niż powinnam.
Serio uważasz, że coś jeszcze mnie zaskoczy? – zapytała z powątpiewaniem.
– Dzięki za
przypomnienie mi, jakie to wszystko jest nienormalne – mruknęła z przekąsem,
nie szczędząc sobie złośliwości.
– Do usług.
Na ustach
Lany pojawił się blady uśmiech, ten jednak prawie natychmiast zniknął, kiedy
wampirzyca raptownie spoważniała. To wystarczyło, żeby uświadomić Eveline, że
sprawy jak najbardziej nie miały się za ciekawie. Teoretycznie powinna poczuć
się z tego powodu zaniepokojona, a jednak nic podobnego nie miało
miejsca. Wręcz przeciwnie – coś w podejściu Lany było dziewczynie na rękę,
tym bardziej, że miała poczucie, iż ma przed sobą kogoś, kto jak najbardziej
chciał ją wysłuchać.
Ze świstem
wypuściła powietrze, próbując łatwiej nad sobą zapanować. Kiedy ostatnim razem
próbowała się komuś zwierzać? Pomijając rozmowę z Bellą, do głowy
przychodziły jej wyłącznie liczne rozmowy z… Amandą, chociaż o nich za wszelką cenę usiłował nie myśleć. Tak
czy inaczej, pomijając osobę, która ostatecznie ją zdradziła, nie opowiadała o tych
nienaturalnych wydarzeniach nikomu
innemu. No, może pomijając to, co zasugerowała Marco, ale to wciąż o niczym
nie świadczyło – nie, skoro wampir nie wymagał od niej aż tyle, co taksująca ją
wzrokiem Lana.
– Właściwie
nie jestem pewna, co się stało… Poza tym to naprawdę nie ma sensu, wiesz? Dla
mnie nie ma – poprawiła się, podchwyciwszy spojrzenie wampirzycy.
– Pozwól
mnie to ocenić – zasugerowała niemalże łagodnym tonem.
Eve
westchnęła, chcąc nie chcąc dając za wygraną.
– Jak
chcesz. – W gruncie rzeczy zaczynała dochodzić do wniosku, że jest jej
wszystko jedno. – Vi… Wiesz, kiedyś miałam przyjaciółkę. Bardzo dawno temu…
Obie byłyśmy dziećmi. Taka pierwsza prawdziwa przyjaźń – przyznała, po czym
wzruszyła ramionami. – Tak przynajmniej sądzę, bo nigdy nie byłam w tym
dobra… W nawiązywaniu znajomości, oczywiście – sprostowała, nie tyle chcąc
wszystko jak najdokładniej wytłumaczyć, co przede wszystkim spróbować zyskać na
czasie.
– Twoja
przyjaciółka umarła. – To nie było pytanie, ale i tak skinęła głową. Lana
westchnęła cicho, wyraźnie zmartwiona. – Przykro mi w takim razie. Inaczej
spoglądamy na śmierć, ale to nie znaczy, że jej nie rozumiemy – powiedziała, a przez
jej twarz przemknął cień. Cokolwiek w tamtej chwili chodziło wampirzycy po
głowie, zachowała wszelakie uwagi dla siebie. – Więc… zobaczyłaś dawną
przyjaciółkę. To jest…
– To nie
była Vi.
Potrzebowała
dłuższej chwili, żeby zrozumieć, że wypowiedziała tych kilka słów na głos. Coś
ścisnęło ją w gardle, ale nie próbowała się wycofywać, całą sobą wierząc w prawdziwość
poszczególnych słów. W milczeniu wpatrywała się w Lanę, czekając na
reakcję wampirzycy i po wyrazie jej twarzy próbując stwierdzić, co takiego
kobieta myślała o zaistniałej sytuacji. Powoli zaczynała mieć dość tego,
że wszyscy wokół tak idealnie panowali nad emocjami, bez trudu odcinając się od
tego, co nie było im na rękę. Było coś przerażającego w masce obojętności,
którą z taką łatwością potrafili przybrać, chociaż jednocześnie zaczynała
im tego zazdrościć. Gdyby miała choć cień szansy na dokonanie tego samego, być
może wszystko stałoby się prostsze.
– Nie? –
zapytała z wahaniem Lana. – Co masz na myśli? – drążyła, świadoma tego, że
chodziło o coś więcej, niż tylko niedowierzanie.
– To było…
coś innego – oznajmiła z naciskiem Eveline. – Już kiedyś widziałam Vi i…
Ona nie potraktowałaby mnie w taki sposób. Violett o nic by mnie nie
obwiniała.
Odniosła
wrażenie, że mówi trochę jak dziecko, próbujące przekonać swojego opiekuna do
tego, że mogłoby mówić prawdę. Jednocześnie usiłowała przekonać samą siebie, z każdym
kolejnym słowem pewniejsza, że jej przeczucia były prawdziwe. Przecież znała
Vi… Choć teraz wszystko było aż do tego stopnia odległe, dobrze pamiętała tamtą
rozmowę – szokującą, odległą, a jednak…
– Widziałaś
ją po raz drugi? – Lana nagle zmaterializowała się tuż przed nią, wpatrując w Eveline
tak intensywnie, że ta poczuła się nieswojo. Kolejny raz odniosła wrażenie, że
ma przed sobą chwiejną, bliską wybuchu istotę, która w każdej chwili mogła
stracić nad sobą kontrolę. – Więc to nie zaczęło się dzisiaj… Eve, do cholery!
Dziewczyn
drgnęła, po czym mocniej napięła mięśnie, coraz bardziej podenerwowana. Z cichym
jękiem ukryła twarz w dłoniach, energicznie ją pocierając i próbując
zwalczyć coraz bardziej dający jej się we znaki ból głowy. Cokolwiek się
działo, sprawiało, że zaczynała czuć się naprawdę źle, nie tylko mając
poczucie, że właśnie została otoczona, ale przede wszystkim mając problem z poradzeniem
sobie z mętlikiem w głowie.
– Co się
zaczęło? – zniecierpliwiła się. – Byłam dzieckiem, Lana. Z kolei Vi… To
było tak dawno temu – westchnęła, nie będąc w stanie choćby spojrzeć
swojej rozmówczyni w twarz. – Już wtedy nic nie miało dla mnie sensu… A jednak
jestem gotowa przysiąc, że nie śniłam, kiedy ostatnim razem rozmawiałam z Violett.
Przyszła do mnie i… wydawała się smutna. Bardzo smutna, poza tym mówiła takie
dziwne rzeczy… – Musiała urwać, żeby zaczerpnąć tchu. Poczuła pieczenie pod
powiekami, ale za wszelką cenę próbowała powstrzymać cisnące jej się do oczu
łzy. – Dopiero rano dowiedziałam się, że nie żyje. To był zwykły wypadek… Po
prostu spadła ze schodów. Ale kiedy zaczęłam o tym myśleć… Wciąż mam
wrażenie, że wtedy chciała się ze mną pożegnać. Dlaczego teraz miałaby mnie o cokolwiek
obwiniać, skoro zdążyłyśmy się pożegnać?
Czuła, że
zaczyna pleść od rzeczy, ale to nie miało dla niej znaczenia. Plątała się, w pewnym
momencie zwracając bardziej do siebie, aniżeli wpatrzonej w nią,
zamyślonej Lany. Przez krótką chwilę przeżywała to wszystko raz jeszcze –
zagubione dziecko, szukającego sensu w wydarzeniu, którego go nie miało.
Tak samo niejasna pozostawała śmierć jej rodziców i wszystko to, co działo
się w Haven, a do czego chcąc nie chcąc wróciła, podejmując jedną z najgłupszych
decyzji, jakie tylko były możliwe. Teraz z kolei była tutaj, po tak długim
czasie mierząc się z przeszłością i czując się niewiele lepiej, co
tych kilkanaście lat temu.
Lana
uparcie milczała, biernie ją obserwując. Coś w panującej ciszy i przenikliwym
spojrzeniu wampirzycy sprawiło, że dziewczyna z miejsca zapragnęła błagać
ją, żeby przestała i powiedziała cokolwiek, niezależnie od tego, jak
bardzo naiwnie by to zabrzmiało. W tamtej chwili nawet najbardziej proste
słowa – również kłamstwa – wydawały się lepsze od przeciągającej się w nieskończoność
ciszy. Cokolwiek, ale…
– Spójrz na
mnie, Eveline.
Usłuchała,
poruszając się trochę jak w transie i w końcu unosząc głowę. Prawie
natychmiast napotkał przeszywające spojrzenie jasnych oczu Lany, na krótką
chwilę zamierając z poczuciem, że wampirzyca dosłownie przenika ją na
wskroś.
Zawahała
się, w pamięci wciąż mając to, jak łatwo można było wpłynąć na jej umysł.
Co prawda nie miała poczucia, żeby Lana próbowała to zrobić, ale…
– Sama już
nazwałaś to, co robisz – stwierdziła, starannie dobierając słowa. – Nazwałaś to
po imieniu, kiedy cię znalazłam… Pamiętasz? – ciągnęła, a dziewczyna
nieznacznie skinęła głową. Nekromancja. Użyła
tego terminu, ale… – Myśl sobie, co tylko chcesz, ale widzenie duchów wcale nie
jest dziwniejsze od wampiryzmu i…
– Widzenie
duchów!
To brzmiało
źle, najdelikatniej rzecz ujmując. Jęknęła, po czym stanowczo poderwała się na
równe nogi, przy okazji omal nie zwalając Lany z nóg. Wampirzyca
niechętnie usunęła się na bok, żeby zapewnić Eveline więcej swobody i wciąż
uważnie dziewczynę obejmując. Eveline miała wrażenie, że jej towarzyszka bez
trudu powstrzymałaby ją, gdyby do głowy przyszło jej coś równie idiotycznego,
jak próba ucieczki, to jednak miało okazać się zbędne. Zdążyła się już
przekonać, że w ten sposób nie miała być w stanie dokonać niczego,
nie wspominając o tym, że wszystko tak naprawdę sprowadzało się do
odcięcia od samej siebie.
Nie
zmieniało to jednak faktu, że była przerażona. Słuchała, próbując łączyć ze sobą
poszczególne fakty, ale to wcale nie sprawiało, że czuła się jakkolwiek lepiej.
Wręcz przeciwnie – z każdą kolejną sekundą nabierała pewności, że nic nie
było takie jak powinno. Jak nic mogła liczyć się z szaleństwem, o ile
już w nie nie popadła, a jakby tego było mało…
– Istoty
takie jak ty chodzą po świecie od pokoleń… Zresztą tak jak i my, chociaż
ludzie już dawno wyparli się naszego istnienia. To najzupełniej naturalne, że
to, czego nie jest się w stanie pojąć, uznaje się za zwykłą bajkę –
oznajmiła z powagą Lana. Eveline do szału doprowadzało to, jak bardzo
opanowana się wydawała. – Nekromancja… Mogłam się domyślić, ale to teraz
nieistotne. Wiem za to, że dysponujesz potężnym darem, który…
– Który co?
– warknęła Eveline, prostując się niczym struna. – Mam przywyknąć do widzenia
rzeczy, których inni nie dostrzegają? Zresztą to nie ma sensu i… Dlaczego
teraz, co Lana? – zapytała wprost, w pośpiechu wyrzucając z siebie
kolejne słowa. – Lata temu byłam dzieckiem. Dzieci wyobrażają sobie różne
rzeczy, prawda? Dlaczego przez tyle lat nie widziałam żadnej pierdolonej duszy,
która…
Musiała
urwać, zbyt wzburzona, żeby mówić dalej. Oddychała spazmatycznie, tak szybko i płytko,
że obraz zaczął rozmazywać jej się przed oczami. Natychmiast spróbowała nad
sobą zapanować, nie chcąc ryzykować utraty przytomności, choć zarazem omdlenie
wydawało się kuszącą perspektywą. Sen nie rozwiązywał niczego, ale może
przynajmniej na chwilę przestałaby się czuć tak, jakby nadmiar emocji za chwilę
miał rozerwać ją na kawałeczki.
– Ponieważ
dzieci bardzo łatwo stłamsić. – Głos Lany wyrwał ją z amoku. Wciąż był
spokojny i rzeczowy, a przy tym zdradzający tak wielką pewność siebie
i poszczególnych stwierdzeń, że tym bardziej nie potrafiła uznać ich za
kłamstwa. – Nieużywane umiejętności będą zanikać. Dzieci często widują rzeczy,
które wydają się czymś nie do pomyślenia, ale… To takie proste, prawda?
Wmawiaj, że złe sny to niegroźne koszmary, a dziecko z czasem na
pewno w to uwierzy. Powtarzaj, że coś nie istnieje, a czasem i to
przyniesie efekty. – Lana z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – To takie
krótkowzroczne… Ale teraz jesteś tutaj, Eveline. Haven jest… inne, bardziej
specyficzne, poza tym aż naładowane mocą, która przyciąga nas wszystkich. Skoro
było w tobie coś niezwykłego, musiało się uaktywnić.
– Haven
sprawia, że nie jestem normalna? – zapytała z powątpiewaniem.
Pamiętała
rozmowę z Marco na temat inności tego miejsca, ale i tak z trudem
była w stanie to sobie wyobrazić. Chociaż słowa Lany składały się w zadziwiająco
logiczną całość, wciąż z uporem odpychała od siebie poszczególne
stwierdzenia, w niemalże gorączkowy sposób szukając luki w toku
rozumowania wampirzycy. Gdyby tylko jakąś znalazła…
– Dlatego
tak lubimy to miejsce. – Lana zaśmiała się w nerwowy, pozbawiony wesołości
sposób. – Widziało tyle, że chyba nie jestem zdziwiona, że zostało naznaczone…
Pewne wydarzenia pozostawiają ślady, Eve. Dla kogoś, kto porusza się pomiędzy
światem żywych a umarłych, bywają aż nazbyt wyraźne, zwłaszcza jeśli
nauczyć się je rozpoznawać. My z kolei wciąż trwamy w konflikcie,
który jedynie to pogłębia… Mam wrażenie, że to błędne koło, bo żadne z nas
się nie podda. Nie sądzę też, żeby jedna strona w końcu stłamsiła drugą, a przynajmniej
nie na dłużej. Demony może i są niebezpieczne, ale my… – Lana urwała, na
dłuższa chwilę zagłębiając się we własne myśli. – Tak czy inaczej, gdyby ten
konflikt miał sens, już dawno doszłoby do przełomu. Przez te wszystkie lata…
No, aż do teraz – dodała, a jej spojrzenie jak na zawołanie skoncentrowało
się na Eveline.
Dziewczyna
zaczynała już przywykać zarówno do niedopowiedzeń, jak i na swój sposób
trudnego do zrozumienia zachowania Lany, jednak coś w słowach i reakcji
wampirzycy sprawiło, że zaczęła się wahać. Napięła mięśnie, zamierając w bezruchu
i próbując zrozumieć, dlaczego jej rozmówczyni znów spoglądała na nią w tak
dziwny sposób.
– Co…?
Lana z westchnieniem
przeczesała jasne włosy palcami. Co prawda uciekła wzrokiem gdzieś w bok,
ale Eveline wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej.
–
Ustaliłyśmy już, że mam intuicję… I wierzę w bardzo wiele rzeczy –
przypomniała łagodnie. Eve milczała, próbując znaleźć powiązanie pomiędzy tym
wyznaniem a kierunkiem, który przybrała ich rozmowa. – Ty z kolei
powiedziałaś mi, że to nie jest pierwszy raz, kiedy widziałaś przyjaciółkę… I że
tym razem to nie była ona – ciągnęła, po czym urwała, wyraźnie oczekując
reakcji.
– Tak mi
się wydaje… – przyznała niechętnie Eveline. – Chociaż wyglądała jak Vi, ale…
– Rozumiem
– zapewniła pośpiesznie Lana. To
świetnie, bo ja niekoniecznie…, pomyślała z przekąsem, nim jednak
zdążyła wypowiedzieć tych kilka słów na głos, wampirzyca odezwała się ponownie.
– Chociaż nie mam pojęcia, w jaki sposób powinnam wytłumaczyć ci, co się
stało. Wiem jedynie, że czułam bardzo złą energię, a ta… Czegoś takiego
nie wywołałaby dusza dziecka – oznajmiła z naciskiem, a Eveline
zadrżała.
Przez
krótką chwilę miała ochotę wspomnieć o tym, czego doświadczyła wcześniej,
kiedy na korytarzu znalazł ją Marco. Gdzieś w pamięci zamajaczyło jej
wspomnienie rzucanego przez płomienie ciepła, towarzyszącej jej paniki oraz
poczucie, że wszystko zaczyna wymykać się spod kontroli. Znów słyszała te
szepty, coraz bardziej zaniepokojona tym, czego doświadczała i…
Teraz mogła
przynajmniej po części to zrozumieć, ale nie była pewna, czy faktycznie tego
chce. Z chwilą, w której spróbowała spojrzeć na sytuację przez pryzmat tego,
czego się dowiedziała, poczuła przejmujące wręcz poczucie winy – i to zwłaszcza
w chwili, w której przypomniała sobie przybierające na sile
nawoływania. Te wszystkie błagania o ocalenie, którego ostatecznie i tak
nie była w stanie nikomu dać…
– Powiedz
mi jeszcze jedną rzecz, dobrze? – odezwała się ponownie Lana, skutecznie
wyrywając Eveline z zamyślenia. Dziewczyna zamrugała nieco nieprzytomnie,
po czym chcąc nie chcąc skupiła się na bladej twarzy swojej rozmówczyni. – Miałaś
kiedyś problemy ze snem? Mam na myśli… Zdarza ci się może lunatykować? –
wypaliła, zaś serce Eveline omal nie wyskoczyło z piersi ze zdenerwowania.
– Dlaczego
pytasz…?
Lana
zawahała się. Wciąż nie mówiła wszystkiego, a przynajmniej Eveline
odniosła takie wrażenie.
– Bez
powodu – stwierdziła wymijająco, jak nic kłamiąc. Eve była tego pewna, a jednak
wcale nie miała o to do wampirzycy pretensji. – Teraz ja, tak jak ci
obiecałam, ale… Obawiam się, że niekoniecznie spodoba ci się to, co ode mnie
usłyszysz – zapowiedziała, zaś jej słowa sprawiły, że dziewczyna zapragnęła się
histerycznie roześmiać.
Biorąc pod uwagę
to, czego doświadczyła w ostatnim czasie… Cóż, jeśli po tym wszystkim
miało okazać się, że jednak może być gorzej, zdecydowanie było pisane jej szaleństwo.
I jest kolejny rozdział. Mam do niego mieszane uczucia, bo nie mogę pozbyć się wrażenia, że panuje w nim chaos, ale… tak poniekąd powinno być. W zasadzie trudno mi wyobrazić sobie, żeby w obecnej sytuacji Eveline doświadczała czegoś innego.Dziękuję za obecność i komentarze. Przy okazji witam nowych czytelników, bo wiem, że wciąż Was przybywa. Pozostaje mi mieć nadzieję, że zostaniecie na dłużej!Tak więc raz jeszcze dziękuję i do napisania wkrótce.
Yey! Rozdział punktualnie tak jak obiecałaś. Wszystko cacy, ale miałam szczerą nadzieję, że to jednak Marco będzie ją wtajemniczał we wszystko bo już się właśnie na niego napaliłam. Nie dawkuj mi go xD
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy dziwi mnie trochę ta mała ilość komentarzy lub gdzieniegdzie ich nawet całkowity brak. Nie wiem jak wygląda liczbowa sytuacja odwiedzin bloga, ale wydawało mi się, że całkiem łatwo trafić na twojego bloga, tym bardziej że tematyka nadal jest porządana przez liczne grono osób, a ja sama długo nie szukałam przebierając w listach opowiadań. Cóż, może po prostu tak mają akurat czytelnicy tych kategorii, na niektórych nawet mało odwiedzanych blogach roi się od komentarzy...
Ale już cię nie dobijam dalej :>, życzę weny i niezniszczalnej klawiatury.
Szmiri
Hej :3
UsuńMarco będzie, więc spokojnie. Kiedy nadejdzie odpowiednia pora :D Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu, bo zwykle przy takich kluczowych momentach mam wątpliwości.
Nie dobijasz mnie takimi przemyśleniami, więc spokojnie ;) Wiesz, sądzę, że to bierze się stąd, że ja nigdy nie miałam parcia na cyferki i komentarze. Nie bawię się w czytanie za czytanie, a Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że wolę dostać porządny komentarz raz na jakiś czas niż pełno takich, co nic nie wnoszą. Nigdy też nie miałam parcia do tego, żeby ludzie byli u mnie na bieżąco, bo nie o to chodzi – czytanie ma być przyjemnością, bo inaczej nie ma sensu :) Mam wierne osoby, które zawsze ze mną są, chociaż czasami pojawiają się z opóźnieniem. Podejrzewam, że gdybym chciała, mogłaby prosić i naciskać, a wtedy opinii byłoby więcej, ale po co? :D
Raz jeszcze dziękuję za komentarz, bo ciepłe słowa zawsze poprawiają nastrój ^^ Cieszę się, że wciąż tutaj jestem i mam nadzieję, że kolejnym wpisem nie rozczaruję ;>
Nessa.
Lanaaaaa gadaj wreszcie co wiesz!
OdpowiedzUsuńCzasem czytając miałam ochotę nakrzyczeć lub potrząsnąć nimi, aby się ogarnęli, haha. :D
Mam też nadzieję, że akcja trochę przyspieszy, bo po bardzo dobrych fragmentach z ujawnieniem Amandy i przeniesieniem do domu wampirów całość trochę zaczęła się dłużyć, zwłaszcza temat tych wyjasnień. Tym bardziej jest to irytujące kiedy Lana z jednej strony mówi, że nie można prowadzić Eve za rączkę, a z drugiej na koniec daje wymiajającą odpowiedź na temat lunatykowania.
1. Miałą to uznać za jakąś sugestię?*miała
2. Amandą, chociaż o nic za wszelką cenę usiłował nie myśleć.*nich
3. Zawahała się, w pamięci wciąż mają to*mając
4. Z chwilą, w której spróbowała na sytuację przez pryzmat tego, czego się dowiedziała,*spojrzała