Eveline
Zamrugała, dziwnie
oszołomiona. Zaraz po tym zamarła, uświadamiając sobie, że stoi na samym środku
okazałego, częściowo ginącego w mroku pomieszczenia, które już na pierwszy
rzut oka rozpoznała jako bibliotekę. Coraz bardziej zdezorientowana,
niespokojnie powiodła wzrokiem dookoła, machinalnie napinając mięśnie, niemalże
spodziewając się kolejnych niepokojących szeptów albo czegoś równie
nienormalnego. Co miało być następne? Stara, dawno zapomniana bibliotekarka
jeszcze z czasów szkolnych, która po tylu latach przypomniała sobie o jakimś
nieistotnym incydencie, który sama Eveline zdołała wyprzeć z pamięci, a za
który teraz miała zostać zganiana? Z dwojga złego wolała nawet to, choć
perspektywa sama w sobie wydała się dziewczynie co najmniej przerażająca.
– Więc
byłaś na tyle nieuprzejmym dzieckiem, by przetrzymywać książki z biblioteki?
Wypuściła
powietrze ze świstem, słysząc tuż za plecami spokojny, znajomy głos. Och, tylko nie znowu…, pomyślała w pierwszym
odruchu, w końcu zaczynając rozumieć co takiego się działo. Swoją drogą,
chyba powinna być pod wrażeniem, nie pierwszy raz stojąc przed problemem
odróżnienia snu od rzeczywistości.
Wywróciła
oczami, po czym z wolna odwróciła się w stronę swojego towarzysza.
Nie miała najmniejszego problemu z wypatrzeniem Marco, który jak gdyby
nigdy nic przystanął przy drzwiach biblioteki – czy może raczej wrotach, bo
zadziwił ją rozmiar wejścia. Uniosła brwi na widok dwóch mosiężnych skrzydeł,
które spodziewałaby się zobaczyć w jakimś samym zamczysku czy rezydencji, a nie
w zwykłej bibliotece. Z drugiej strony, jak sobie nagle uświadomiła,
to miejsce zdecydowanie nie wyglądało na przypadkowe i choćby po części
podobne do innych, w których miała okazję bywać na co dzień. Sala była
ogromna i – przynajmniej na pierwszy rzut oka – na swój sposób surowa, o czym
przekonała się, kiedy przyjrzała się dokładniej. W gruncie rzeczy poza
kamienną posadzką i zajmującymi powierzchnie, zastawionymi książkami
regałami, nie było w tym miejscu niczego innego.
Mimowolnie
zadrżała, ogarnięta dziwnym, przejmującym chłodem. Podobnie czuła się, kiedy
Liam prowadził ją do laboratorium, ciągając po podziemiach, przez co mimowolnie
zaczęła zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem znowu nie znajdowali się na
niższej kondygnacji. W gruncie rzeczy nie była pewna niczego, rozproszona
zarówno świadomością trwania we śnie, jak choćby czymś tak błahym jak światło –
łagodny, nieco anemiczny blask, który z równym powodzeniem mogłyby rzucać
świece. Co prawda nigdzie nie widziała źródła panującej tylko w centralnej
części pomieszczenia jasności, ale z łatwością była w stanie
wyobrazić sobie przytwierdzone do ścian kandelabry.
– Tak…
Kiedyś chyba faktycznie wyglądało to w ten sposób – przyznał po chwili
wahania Marco, kolejny raz decydując się przerwać ciszę. – Nie pamiętam już.
– Nie
pamiętasz? – powtórzyła z powątpiewaniem.
Odpowiedział
jej wzruszeniem ramion, najwyraźniej nie widząc powodu, żeby zacząć rozwodzić
się nad szczegółami. Zaraz po tym uciekł wzrokiem gdzieś w bok, jakby od
niechcenia rozglądając się po bibliotece. Choć widziała twarz wampira przez
zaledwie kilka sekund, była gotowa przysiąc, że kiedy mówił o pamięci,
nieznacznie się skrzywił. Co prawda to równie dobrze mogło być wyłącznie
wytworem wyobraźni, ale coś w tym grymasie nie dawało Eve spokoju. To, że
wyraźnie unikał konieczności rozwinięcia tematu, również dało jej do myślenia,
ale powstrzymała się od zadawania pytań. Przecież już dał do zrozumienia, że
znów był w stanie przeniknąć jej umysł; musiał wiedzieć, co takiego ją
dręczyło, a skoro nie reagował… Cóż, rozwiązanie było oczywiste, nie
wspominając o tym, że aż nazbyt dobrze wiedziała czym są tematu tabu.
Zawahała
się, kolejny raz pełna wątpliwości. Miała wrażenie, że pod wieloma względami są
do siebie podobni, choć na pierwszy rzut oka to wydawało się pozbawione sensu. A jednak
patrząc na Marco, myśląc o przeszłości, czuła się trochę tak, jakby
właśnie trafiła na bratnią duszę – a przynajmniej kogoś, kto mógł
zrozumieć o wiele więcej, niż początkowo mogłaby się spodziewać.
Ewentualnie bredzę od rzeczy, warknęła
na siebie w duchu, ale nawet to nie pozwoliło dziewczynie ot tak uwolnić
się od tych przemyśleć. Fakt, że Marco w każdej chwili mógł zareagować
bezpośrednio na to, czego nie chciała powiedzieć na głos, nie poprawiał Eveline
nastroju, ale w jakiś pokrętny sposób nie potrafiła się tym należycie
przejąć. To było tak, jakby w którymś momencie nieświadomie zaczęła
oswajać się z samą myślą o zdolnościach tego mężczyzny – tym, że ot
tak potrafił przenikać myśli albo wpływać bezpośrednio na to, o czym
śniła.
– Dlaczego
za każdym razem mi to robisz, co? – odezwała się już na głos. W końcu
zdołała ruszyć się z miejsca, mimo obaw decydując się skrócić dzielący ją
od wampira dystans. W końcu ten świat nie był prawdziwy, a skoro tak,
mogła chyba założyć, że nie stanie jej się krzywda. Swoją drogą, już przestała
wierzyć w to, że akurat Marco mógłby chcieć dla niej źle, choć oczywiście
nie zamierzała mu się do tego przyznawać. – No i… biblioteka? Naprawdę?
– Wolałaś
sypialnię? – zapytał w zamian, posyłając jej uprzejmy uśmiech.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, przez krótką chwilę niezdolna wykrztusić z siebie chociaż
słowa. Żartował z siebie? Nie miała pojęcia, ale z jakiegoś powodu
poczuła się co najmniej zażenowana. Cudownie,
Eve! Jak zwykle błyskasz intelektem!, zadrwiła i była gotowa przysiąc,
że kąciki ust Marco drgnęły nieznacznie, ale na szczęście wampir powstrzymał
się od uśmiechu. Nie pierwszy raz zadziwiał ją tym, jak oszałamiająco poprawny i opanowany
się wydawał. Wciąż jej to robił, mieszając w głowie czy to sposobem w jaki
się wysławiał, czy znów cierpliwością, którą okazywał jej nawet wtedy, gdy
wyraźnie nie miał już na to ochoty.
– Nieważne
– powiedziała w końcu, próbując wziąć się w garść. – To po prostu
jest… tak cholernie dziwne. Mógłbyś mnie następnym razem uprzedzić albo…?
– Wybacz,
proszę – zreflektował się, ledwo tylko zamilkła. – Ale uznałem, że to najlepszy
sposób, żeby się z tobą zobaczyć. Minęliśmy się trochę – zauważył,
raptownie poważniejąc.
Rozumiała,
co miał na myśli, tym bardziej że każde z nich funkcjonowało w całkowicie
odmienny sposób. Miała wrażenie, że skoro już nalazła się w tym domu,
chcąc nie chcąc musząc znosić towarzystwo dzieci nocy, prędzej czy później sama
będzie musiała przestawić zegar biologiczny, ale chwilowo nie było to takie
proste. Zwłaszcza po rozmowie z Laną jeszcze długo siedziała sama w pokoju,
czy to niespokojnie krążąc, czy znów siedząc na łóżku i choć na moment
próbując zająć czymś umysł. W efekcie zdążyła zapoznać się praktycznie z całą
komnatą, mimo początkowych wątpliwości przetrząsając zawartości mebli i zaglądając
w dosłownie każdy kąt. To i tak wydawało się lepszą perspektywą od
bezmyślnego siedzenia i walki z wątpliwościami, zresztą Eve kierowało
coś więcej, niż tylko zwykła ciekawość. Prawda była taka, że chciała upewnić
się, czy faktycznie przebywała w pokoju sama, prawie przez cały czas
spięta samą tylko myślą o tym, że za chwilę dostrzeże coś, czego
zdecydowanie nie powinna.
Ostatecznie
musiała zasnąć, co zresztą przyjęła z ulgą, bo samotność zdecydowanie jej
nie dłużyła. Zaczęła wręcz żałować, że Lana ostatecznie ją zostawiła, chociaż
obserwując bladą jak papier wampirzycę, Eveline dobrze rozumiała dlaczego
wampiry przesypiały całe dnie. Nie miała serca budzić nikogo z obecnych,
również Marco, jeśli zaś chodziło o szukanie innego towarzystwa… Cóż,
nawet jeśli Castiel albo Liam wciąż trzymali się na nogach, zdecydowanie wolała
nie napotkać żadnego z nich – i to najpewniej ze wzajemnością.
– Tak… Na
to wychodzi – rzuciła wymijająco, nie chcąc wnikać w szczegóły. – Więc
zrobiło się ciemno?
– Dopiero
zmierzcha – wyjaśnił usłużnie Marco. – To dla mnie pora równie niewdzięczna, co
i dla ciebie poranek.
– Ranny
ptaszek się znalazł – mruknęła pod nosem.
Wampir
spojrzał na nią z zaciekawieniem. Nie pierwszy raz coś w spojrzeniu
lśniących, niebieskich oczu przyprawiło ją o zawroty głowy. Chociaż
dopiero co to u Castiela widziała niemalże identyczne tęczówki, różnica
pomiędzy sposobem w jaki traktowali ją bracia pozostawała diametralna.
– Jesteś
podminowana… Co się stało?
Pytanie
Marco skutecznie wyrwało Eveline z zamyślenia. Drgnęła, po czym dla
pewności odsunęła się nieznacznie, w dość gwałtowny sposób zwiększając
dzielący ich dystans. Wampir nawet nie mrugnął, wciąż spoglądając na Eve w sposób
na tyle przenikliwy, by oczywistym stało się, że nie zamierzał odpuścić. Co
więcej, nie pierwszy raz wiedział o wiele więcej, niż była skłonna sobie
życzyć, co w najmniejszym nawet stopniu nie poprawiło dziewczynie
nastroju.
Zawahała
się, nie zamierzając mu odpowiedzieć. Mogła od raz wspomnieć o Castielu,
incydencie z Vi i rozmowie z Laną, ale nie była pewna czy chce
to zrobić. W głowie miała pustkę, sama niepewna ani tego, co powinna
zrobić, ani tym bardziej własnych pragnień. Wystarczyło, że dzień wcześniej już
i tak zdążyła wystarczyć Marco, kiedy znalazł ją błąkającą się po
korytarzu i zachowując co najmniej tak, jakby postradała zmysły. Wciąż jak
przez mgłę pamiętała to, jak ostatecznie znalazła się w jego pokoju i moment,
w którym zaczęła mu się zwierzać – przynajmniej po części, bo nie była
wtedy chętna na jakąkolwiek rozmowę. Jakkolwiek by jednak nie było, nie chciała
kolejny raz go denerwować, choć jeden raz chcąc udawać, że nic wartego uwagi
nie miało miejsca. Nie rozumiała, co tak naprawdę kierowało tym wampirem i dlaczego
z takim uporem próbował ją chronić, ale w gruncie rzeczy o to
nie dbała. Była mu wdzięczna, a skoro tak, przynajmniej tymczasowo mogła
powstrzymać się przed wystawianiem jego nerwów na próbę.
W milczeniu
ruszyła w głąb biblioteki, z dwojga złego woląc skoncentrować się na
pomieszczeniu. Gdzieś za plecami usłyszała sfrustrowane westchnienie Marco, ale
ostatecznie mężczyzna nawet słowem nie skomentował jej reakcji. Bardziej
wyczuła niż zauważyła, że wciąż ją obserwował, być może podejrzewając, że w którymś
momencie mogłaby jednak wystraszyć się tego, co działo się wokół niej.
Właściwie sama nie była pewna, czego powinna spodziewać się po samej sobie,
wciąż mając wrażenie, że niewiele brakuje, by kolejne bodźce i nadmiar
informacji jednak ją przytłoczyły. To, w jakiej sytuacji się znalazła,
wciąż wzbudzało w Eveline silny niepokój – i to najdelikatniej rzecz
ujmując. Czuła, że jest tego za dużo, gotowa wręcz przysiąc, że ktoś inny na
jej miejscu już dawno postradałby zmysły. Z drugiej strony, co również nie
dawało kobiecie spokoju, biorąc pod uwagę to, że zaczęła widywać rzeczy i osoby,
których nie było, mogła chyba założyć, że szaleństwo już dawno ją dosięgło.
Świetnie. A teraz na domiar złego
spaceruję sobie po bibliotece, której tak naprawdę nie ma…
Zawahała
się, przez krótką chwilę nie będąc w stanie uwierzyć we własne
stwierdzenie. To miał być sen? Tak twierdził Marco, zresztą nie pierwszy raz stawiał
ją w takim położeniu, ale i tak czuła się dziwnie. Czujnie rozglądała
się dookoła, lustrując wzrokiem kolejne regały z książkami i najzwyczajniej
w świecie nie będąc w stanie uwierzyć, że to miejsce mogłoby być po
prostu wytworem wyobraźni. Wydawało się zbyt rzeczywiste – iluzja tak idealna,
że wręcz musiała być prawdziwa. Jak umysł w ogóle miałby być w stanie
odtworzyć wszystko co do szczegółu, jednocześnie niejednokrotnie mając problem z odtworzeniem
najprostszych rzeczy? Nie pojmowała tego, dlaczego coś w równym stopniu
zawodnego, było w stanie dokonać czegoś, co wydawało się aż do tego
stopnia idealne.
Tak
przynamniej pomyślała w pierwszym odruchu, dopiero po dłuższej chwili
zaczynając dostrzegać, że biblioteka jednak miała w sobie coś
niepokojącego i na swój sposób nierzeczywistego. Nie chodziło nawet o to,
że wydawała się wręcz wyrwana z jakiegoś dawno zapomnianego, starego
miejsca i czasów, które komuś takiemu jak ona najzwyczajniej w świecie
pozostawały obce. Spoglądając w przestrzeń pomiędzy regałami, by łatwiej
określić jaką powierzchnię tak naprawdę zajmowało pomieszczenie, przekonała się,
że nie jest w stanie tego oszacować. Wrażenie było takie, jakby granice
biblioteki zamazywały się, ginąc gdzieś w ciemnościach, przez co Eveline
poczuła się jeszcze bardziej oszołomiona. Czegoś podobnego doświadczyła, kiedy
Marco odwiedził ją w domu Danielle, zawieszając sypialnie, którą
zajmowała, w pustce.
– Eve…
Zignorowała
to, że wampir spróbował zwrócić na siebie je uwagę, być może wciąż oczekując
odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie. Usłyszała, że znów westchnął, kiedy
wznowiła marsz przez bibliotekę, tym razem podchodząc do najbliższego regału,
by przyjrzeć się ustawionych na poszczególnych półkach dziełom. Wodziła
wzrokiem po zwróconych ku niej grzbietach, próbując doszukać się tytułów, ale
na większości pozycji nie dostrzegła choćby najmniej znaczącego znaku. Inne
oznaczone zostały symbolami, których mimo usilnych starań nie była w stanie
odczytać, sama niepewna czy to dlatego, że miała do czynienia z obcym
językiem, czy słowa po prostu nie miały sensu.
Wyczuła za
plecami ruch, ale zmusiła się do zignorowania podążającego za nią niczym cień
Marco. Wciąż poruszając się trochę jak w transie, z wolna wyciągnęła
rękę, w ostatniej chwili powstrzymując się przed dotknięciem którejkolwiek
z książek. Zawahała się, nagle niepewna tego, czy powinna, tym bardziej że
poszczególne pozycje wydały jej się nagle kruche i bardzo, ale to bardzo
łatwe do zniszczenia.
– Śmiało –
usłyszała niemalże przy uchu i aż wzdrygnęła się, zaskoczona tym jak
blisko niej znalazł się Marco.
Miała
ochotę na niego spojrzeć, żeby upewnić się, czy cokolwiek zmieniło się w jego
wyrazie twarzy, ale ostatecznie tego nie zrobiła. W zamian jednak odważyła
się sięgnąć po pierwszą z brzegu książkę, nieznacznie tylko zaskoczona
tym, że opasłe tomiszcze faktycznie zaciążyło jej w dłoniach. Świadomość
trwania w śnie czyniło wszystko o wiele bardziej nierealnym, przez co
tym dziwniej czuła się, kiedy niemalże na każdym kroku dostrzegała, że wszystko
jest o wiele bardziej skomplikowane niż do tej pory sądziła. Wciąż
zdezorientowana, obrzuciła okładkę pełnym powątpiewania spojrzeniem,
nieznacznie unosząc brwi, kiedy poza starannie wykonaną, być może skórzaną
oprawą nie dostrzegła niczego więcej.
– Tu też
nie ma tytułu – zauważyła mimochodem. – Prawie na żadnej nie ma, ale…
– Kiedyś
nie zwracano na to uwagi. Sama zobacz – rzucił niemalże pogodnym tonem Marco,
ponad jej ramieniem sięgając ku jednej z wyżej położonych tomów.
Zadrżała,
kiedy przypadkiem się o nią otarł. Stał tak blisko, że była w stanie
wyczuć bijące od jego ciała ciepło, zwłaszcza w stosunkowo chłodnym
pomieszczeniu. Pomyślała, że powinna czuć się co najmniej zaniepokojona tym, że
znajdował się tak blisko, zwłaszcza po incydencie z Castielem, ale nic
podobnego nie miało miejsca. Po tym jak Marco nosił ją na rękach, a ona
zwierzała mu się w jego sypialni, już nic z jego udziałem nie miało
wydać się jej dziwne… A przynajmniej tak sądziła, bezskutecznie próbując odsunąć
od siebie świadomość, że od chwili powrotu do Haven już niczego nie mogła być tak
naprawdę pewna.
Przestała o tym
myśleć, koncentrując się na swoim towarzyszu. Spojrzała z zaciekawieniem
najpierw na niego, a potem na książkę, którą z taką łatwością zdjął –
dużą i bez wątpienia ciężką, chociaż Marco zachowywał się tak, jakby
przytrzymywał co najwyżej pojedynczą kartkę papieru, a nie kilkuset
stronnicowe tomiszcze. Mimochodem zauważyła, że księga była we wręcz zadziwiająco
dobrym stanie, bez choćby grama kurzu czy zniszczeń. Wydawała się zbyt idealna,
choć bez wątpienia była stara. Przynajmniej Eveline nie przypominała sobie,
żeby w jakiejkolwiek współczesnej księgarni widziała tak starannie
wykonaną obwolutę, pełną wytłoczonych, misternych wzorów i kwiatowych
motywów. Po chwili wahania sięgnęła ku książce, chcąc przesunąć palcami po
okładce i upewnić się, że to faktycznie coś więcej niż iluzja albo zwykły
druk. Nie rozumiała ani tego miejsca, ani znajdujących się w nim
przedmiotów, ale czuła, że to wszystko było… po prostu inne.
– Pamiętam
czasy, kiedy introligatorstwo było sztuką… – Marco uśmiechnął się blado. –
Zresztą tak jak wiele innych rzeczy, które dzisiaj są nie do pomyślenia. Moja
rasa też była inna, ale… – Nagle urwał, po czym wzruszył ramionami. – Ale to
niekoniecznie cię interesuje, prawda Eveline? Chyba trochę się zapędziłem –
stwierdził przepraszającym tonem.
– Dlaczego?
To znaczy… – Westchnęła, po czym zmusiła się do tego, żeby spojrzeć mu w oczy.
– To jest fascynujące.
– Tak
uważasz? – Rzucił jej pełne powątpiewania, przenikliwe spojrzenie.
Zawahała
się, ale ostatecznie skinęła głową.
– Jestem…
zaskoczona – powiedziała w końcu. – To miejsce… Mówisz, że wszystko jest
snem, ale zdecydowanie tak nie wygląda – przyznała zgodnie z prawdą. – Nie
wiem dlaczego zabrałeś mnie akurat tutaj, ale czuję się… spokojniejsza. Wiesz,
nikt jeszcze nie rzucił mi się do gardła, nie słucham o walczących
demonach i tak dalej, więc chyba nie jest źle, prawda?
Miała
wrażenie, że bredzi od rzeczy, ale nie dbała o to. Sądziła wręcz, że ma do
tego prawo, tym bardziej że wciąż towarzyszyła jej świadomość, iż wampir w każdej
chwili mógł przeniknąć jej umysł. Możliwe, że przez cały czas to robił, chociaż
przynajmniej nie obnosił się z tym na tyle, by poczuła się osaczona.
Obserwowała go w milczeniu, bezskutecznie próbując zrozumieć jakie targały
nim emocje i czego właśnie od niej oczekiwał, zwłaszcza że do tej pory
wydawał się wyjątkowo skoncentrowany na opowiadaniu jej o rzeczach, o których
niekoniecznie chciała wiedzieć. Gdyby to faktycznie było takie proste, a ona
mogła ot tak odciąć się od tego całego szaleństwa – przynajmniej na chwilę –
wtedy może zdołałaby się przy Marco rozluźnić, ale do tego czasu…
– Poniekąd o to
mi chodziło – przyznał po chwili zastanowienia mężczyzna, przerywając
przeciągającą się ciszę. – Chciałbym, żebyś zaufała przynajmniej mnie…
Oczywiście w rozsądnym stopniu. Nie oczekuję cudów, Eveline – zapewnił
pośpiesznie.
– I dlatego
zabrałeś mnie do biblioteki?
Spojrzał na
nią z błyskiem w oczach, wyraźnie zaciekawiony.
– Nie
lubisz książek? – zapytał podejrzliwym tonem.
Przez
krótką chwilę miała ochotę wywrócić oczami. Żartował sobie z niej?
– Uwielbiam
– zapewniła pośpiesznie. – Pamiętam, że rodzice mieli dużo książek… Chyba wciąż
są w domu – dodała w zamyśleniu i jakimś cudem udało jej się
uśmiechnąć. – Nie miałam okazji ich przejrzeć… Teraz widzę, że nie zrobiłam
bardzo wielu rzeczy, chociaż w ostatnim czasie miałam okazję – stwierdziła
w zamyśleniu.
Spuściła
wzrok, dziwnie przygnębiona. Chociaż dopiero co nade wszystko pragnęła uciec z Haven
i rodzinnego domu, teraz pragnienie to zeszło gdzieś na dalszy plan. Skoro
i tak była tutaj uwięziona, tym prościej było jej myśleć o jedynym
miejscu w całym miasteczku, które było dla niej ważne. Ten dom… W gruncie
rzeczy pozostawał wszystkim, co miała – całą jej przeszłością, przed którą
uciekała tak długo. Myśl o tym, że na własne życzenie sprawiła, że przestał
być dla niej bezpieczny, bolała i to bardziej niż do tej pory, zwłaszcza
teraz, kiedy szok ustąpił, a Eveline w bardziej opanowany sposób
zaczęła spoglądać na swoją sytuację. Rezydencja Nightów należała do niej, a jednak
nie miała do niej wstępu – i to niezależnie od tego, czego tak naprawdę
chciała.
– Sądzę, że
jestem w stanie zrozumieć, co takiego masz na myśli.
Zawahała
się, słysząc te słowa. Gdyby usłyszała je od przypadkowego rozmówcy,
pomyślałabym, że to zwykłe frazesy – zapewnienia, które tak naprawdę nie miały
znaczenia, bo ludzie powtarzali je w nadziei na to, że zdołają pocieszyć
swojego rozmówcę. Z jakiegoś powodu z Marco było inaczej chociaż nie
potrafiła określić dlaczego. Po prostu to czuła – tę więź, którą tak nagle
pomiędzy nimi dostrzegła i która wydawała się warunkować poczucie tego, że
pod jakimkolwiek względem mogliby być do siebie podobni.
Czuła, że
oboje mieli swoje tajemnice – przeszłość, którą każde z nich wolało
zachować dla siebie, przynajmniej tymczasowo.
I, cholera,
to wydawało się jak najbardziej w porządku.
– Chodź,
oprowadzę cię – zaproponował nagle Marco. – O ile chcesz zobaczyć więcej.
Chociaż nie
sądziła, że będzie do tego zdolna, zgodziła się bez choćby cienia wahania.
Dzień dobry! W końcu udało mi się zabrać za ten rozdział. Wiem, że trochę mi zeszło, ale utknęłam w martwym punkcie, bo choć wiedziałam co w następnej kolejności chcę osiągnąć, brakowało mi łącznika… Aż do tego momentu. I jeśli mam być szczera, nie żałuję tej zwłoki, bo przynajmniej oddaję Wam coś, co jak najbardziej mi odpowiada. Dodatkowo kolejne rozdziały powinny trochę bardziej przybliżyć postać Marco, a to chyba dobrze, nie? ;)Dziękuję za wszystkie komentarze i obecność, to bardzo motywujące. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i wkrótce uda mi się wrócić do rytmu. Na tę chwilę mogę za to zaprosić na swego rodzaju Q&A, w którym biorę udział. Jeśli ktoś ma do mnie jakieś pytania, zapraszam tutaj: [KLIK].Do napisania!
Jeeeeest. *0* ❤
OdpowiedzUsuńHej. :)
UsuńWreszcie pojawiły się chęci i mogę wrócić do czytania oraz komentowania. Rozdział miałam za sobą już jakiś czas temu, ale zapomniałam skomentować, a że teraz mam spokój i mogę się do woli opierniczać w łóżku postanowiłam z tego skorzystać i trochę nadrobić zaległości w czytaniu. A że tymczasowo Forever należy do moich ulubieńców za niego też się biorę. :)
Kto by pomyślał, że randka w bibliotece może być tak interesująca? To zdecydowanie ciekawsze miejsce, niż dajmy na przykład jakiś park. Chociaż jak ktoś lubi no to... ale nie ważne. Facet się postarał, nie ma co. Ja byłabym zachwycona, chociaż pewnie wśród tych ksiąg nie znalazłabym niczego konkretnego dla siebie to sama możliwość dotknąć, przewrócić kartki takich książek... Marzenie książkoholika? ;)
Eveline, tak mi się przynajmniej wydaje, jest ciągle jakby to powiedzieć... hm, w szoku że to wszystko się dzieje? Na pewno spotkanie Liv i nagle mieszkanie z wanpirami pod jednym dachem to dość sporo. Bella nie myślała o tym, aby jej trochę lawendy na uspokojenie zaparzyć? Z pewnością dziewczynie teraz by się przydało. :D
> Facet chce zdobyć zaufanie kobiety
> Zabiera ja do wymyślonej biblioteki
> Działa
Marco ma dobry patent. Nie ma co. :D
Rozdział był bardzo przyjemny, a ja lecę. Ciekawa jestem dalszych losów bohaterów i po części nie mogę się też doczekać tego czekania na kolejny rozdział.^^
Ściskam mocno i życzę dużo weny!
Gabi🖤
Miło powrócić na rozdział, w którym możemy bliżej przyjrzeć relacji Eve i Marco. Mam szczerą nadzieję, że dziewczyna zaufa mi i pozwoli sobie na poznanie go. Przeszłość Marco wydaje mi się fascynującą opowieścią. :)
OdpowiedzUsuńRozdział spokojny, ale jak zawsze opisany fantastycznym językiem, opisy stawiają wręcz żywe obrazy przed oczyma czytelnika.
1. że skoro już nalazła się w tym domu,*znalazła
2. bo samotność zdecydowanie jej nie dłużyła. *jej się dłużyła
3. że wampir spróbował zwrócić na siebie je uwagę* jej
4. Świadomość trwania w śnie czyniło wszystko o wiele bardziej nierealnym *czyniła