Eveline
Przystanęła w progu, po
czym uniosła brwi. W milczeniu powiodła wzrokiem po opustoszałym, aż
nazbyt znajomym korytarzu, coraz bardziej zdezorientowana.
– Jesteśmy w rezydencji
– oznajmiła, a Marco uśmiechnął się w niemalże pobłażliwy sposób.
– To prawda.
– Obrzucił ją zaciekawionym spojrzeniem. – Martwi cię to?
Nie
odpowiedziała, w pierwszej kolejności raz jeszcze wodząc wzrokiem dookoła,
zupełnie jakby spodziewała się dostrzec coś, co wydałoby się jakkolwiek
niewłaściwe. Szukała oznak, które świadczyłyby, że to miejsce czymkolwiek się
różni – jakimkolwiek szczegółem, mogącym potwierdzić, że w rzeczywistości
wciąż spała. Przecież musiało tu coś takiego być, chyba że…
– Nie
rozumiem – przyznała niechętnie. Obejrzała się przez ramię, chcąc na powrót
zajrzeć do biblioteki i serce prawie jej się zatrzymało, kiedy za plecami
dostrzegła litą, pozbawioną jakichkolwiek śladów drzwi ścianę. Z wrażenia
aż odsunęła się, przy okazji potykając o własne nogi i nie upadając
wyłącznie dzięki temu, że Marco pośpiesznie się przemieścił, w porę
chwytając oszołomioną dziewczynę w pasie. Machinalnie zacisnęła palce na
przedzie jego koszuli, przy okazji mnąc nienagannie wyprasowany materiał.
Czuła, że jej dotykał i to wydało się jak najbardziej prawdziwe, chociaż
nadal nie miało dla Eveline sensu. – Co do…?
– Wybacz,
proszę – zreflektował się pośpiesznie wampir. Zdecydowanym ruchem postawił ją
do pionu, pomagając utrzymać równowagę. – Ciężko mi przypomnieć sobie stary układ.
To znaczy… Jestem pewien, że gdzieś tutaj była biblioteka, ale nie wiem czy
akurat w tym korytarzu. Dużo łatwiej odtworzyć mi aktualny układ, ale… –
Urwał, po czym wzruszył ramionami. – Jeśli chciałabyś wrócić do biblioteki,
mogę to załatwić – zapewnił, wbijając wzrok w ścianę.
Wypuściła
powietrze ze świstem, bezskutecznie próbując się uspokoić. Z opóźnieniem
uprzytomniła sobie, że Marco wciąż ją obejmował, więc w pośpiechu
oswobodziła się z jego objęć, dodatkowo zakładając ramiona na piersiach,
zupełnie jakby w ten sposób mogła bronić się przed tym, co wzbudzało w niej
największe wątpliwości. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, wciąż oszołomiona
i niepewna, jak powinna interpretować słowa swojego towarzysza. Wiedziała już,
że nie są w… normalnym świecie,
jakkolwiek powinna to rozumieć, ale ta świadomość wcale nie sprawiała, że Eve
czuła się choć odrobinę lepiej.
– N-nie ma
takiej potrzeby – wyrzuciła z siebie na wydechu. Odchrząknęła,
bezskutecznie próbując doprowadzić się do porządku. Była na siebie zła za to,
że w ogóle mogłaby okazać słabość, chociaż tak bardzo pragnęła nad tym
uczuciem zapanować. – Serio, nie kłopocz się i… Cholera, wciąż śpię, prawda? –
dodała, nie mogąc się powstrzymać.
– Sądziłem,
że to oczywiste – przyznał z bladym uśmiechem Marco. Spojrzała na niego z powątpiewaniem,
bo choć w jego tonie nie było niczego, co sugerowałby, że właśnie ją
obrażał, poczuła się co najmniej głupio. Jasne, to nie był jej świat i wciąż
czuła się zagubiona, mając prawo nie rozumieć wszystkiego, co działo się wokół
niej, ale miała wrażenie, że to jedno akurat powinno być w pełni
pojmowalne. – Świat snów jest złożony. I bardzo łatwo nim manipulować,
jeśli wie się jak… Wszystko tak naprawdę zależy od wyobraźni.
– Więc
widzę to, co chcesz, żebym widziała – dopowiedziała, chcąc upewnić się, czy ma
rację.
Marco uśmiechnął
się, po czym skinął głową. Wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że jego
nastroju pozostawiał wiele do życzenia, ale nie była pewna dlaczego. Nie
rozumiała go, chociaż wciąż towarzyszyło jej wrażenie, że są do siebie bardzo
podobni. Może gdyby dopuścił ją do siebie, pozwalając dostrzec więcej, wtedy
wszystko stałoby się jaśniejsze. Sęk w tym, że nie istniał żaden powód,
dla którego miałaby tego oczekiwać… Nie, skoro tak naprawdę wciąż pozostawali
dla siebie obcy.
– Dokładnie
tak – zapewnił, a Eve poczuła nieprzyjemny ucisk w gardle. Skoro z taką
łatwością był w stanie przeniknąć jej umysł, o czym zresztą raz po
raz zapominała, jaka istniała szansa, że tak naprawdę reagował na jej
przemyślenia…? – W ten sposób to działa, przynajmniej teoretycznie. To jak
świadomy sen, o ile kiedykolwiek o tym słyszałaś… Jeśli wiesz, że
śpisz, masz pełną kontrolę nad tym, co cię otacza.
– Nie ma
co, postarałeś się. Zabrałeś mnie z rezydencji pełnej wampirów do tej
samej rezydencji, ale tylko z tobą – zadrwiła, nie mogąc się powstrzymać.
Rzadko
panowała nad językiem, kiedy była pod wpływem emocji, co zresztą kiedyś jak nic
miało ją zgubić. To przynajmniej kiedyś usłyszała od Amandy, chociaż…
Amandy już nie ma, warknęła na siebie w duchu
i to wystarczyło, żeby coś nieprzyjemnie ścisnęło ją w gardle. To
zdecydowanie nie był najlepszy temat do rozpamiętywania, zwłaszcza w miejscu,
gdzie podobno duże znaczenie miały wyobraźnia i myśli.
Cholera, to
wciąż brzmiało źle. Na każdym kroku otaczały ja rzeczy, których nie rozumiała i które
w jakiś pokrętny sposób wydawały jej się coraz mniej oszałamiające.
Jeszcze jakiś czas temu najpewniej zaczęłaby protestować i udawać, że
Marco jest wyłącznie wytworem jej wyobraźni, wywołanym przez nadmiar wrażeń w ciągu
dnia. Co prawda nie była pewna, dlaczego miałaby śnić akurat o nim, skoro o wiele
większe wrażenie zrobili na niej Castiel, Drake czy Aurora, raz po raz próbując
ją zabić, ale nie zamierzała narzekać z tego powodu. Przy tym z braci
Salvador czuła się absolutnie bezpieczna, choć to wydawało się dość nieprawdopodobne,
skoro przed sobą miała kogoś, kto posiadał kły. Z drugiej strony, facet
zdecydowanie nie wyglądał na kogoś, kto mógłby zrobić kobiecie krzywdę, w pełni
poważny, spokojny i sprawiający wrażenie kogoś, kto urwał się żywcem z wyższych
sfer.
Cóż, ten
dom w zasadzie wyglądał na miejsce, które mogłoby spodobać się
arystokracji. Sama biblioteka wydała jej się niezwykła, z miejsca kojarząc
z miejscem starym, pięknym i mogącym należeć do kogoś, kto posiadał
mentalność całkowicie odmienną od tej współczesnych ludzi. Wciąż miała wrażenie,
że czas nagle się zatrzymał, na dodatek dawno temu – że stanął w czasach,
które nie miały prawa być jej znajome, a które jak najbardziej pasowały
dziewczynie do Marco. Nie przywykła do regularnych spotkań z dżentelmenami,
dla których takie zachowanie byłoby naturalne. Zawsze sądziła, że mężczyźni,
którzy próbują prawić komplementy, całować po rękach albo zachowywać się jak
ich przodkowie, wypadają sztucznie, ale w przypadku tego nieśmiertelnego
po prostu było inaczej. Wszystko co robił i mówił wydawało się właściwe,
zdradzając doświadczenie, o którym inni mogli co najwyżej pomarzyć. To po
prostu w nim było, sprawiając, że Eve jak najbardziej mogła uwierzyć, że
ma przed sobą kogoś, kto przeżył wieki, chociaż wyglądem przypominał co
najwyżej dwudziestokilkoletniego mężczyznę.
Była pewna,
że ten świat należał do niego. Teraz śnili, a Marco z jakiegoś powodu
dopuścił ją do miejsca, którego nie miała prawa poznać, nagle zaczynając czuć
się prawie jak intruz. Nie miała pojęcia, dlaczego spotkało ją aż takie
wyróżnienie, ale nie chciała się nad tym zastanawiać, skupiona przed wszystkim
na próbie zebrania myśli i zdobycia się na jakąkolwiek sensowną odpowiedź.
– Ten dom… –
Zawahała się, po czym raz jeszcze wymownie powiodła wzrokiem dookoła. – Co miałeś
na myśli, kiedy powiedziałeś o odtworzeniu „aktualnego układu”? – zapytała
w końcu, decydując się postawić sprawę jasno.
Przez twarz
Marco przemknął cień i to wystarczyło, żeby Eveline z miejsca
zapragnęła się wycofać. Otworzyła usta, gotowa to zrobić, mężczyzna jednak nie
dał jej po temu okazji.
– W porządku
– zapewnił pośpiesznie, bez trudu orientując się, jakie miała intencje. Znów
wysilił się na uśmiech i tym razem przyszło mu to w zadziwiająco
wręcz łatwy, naturalny sposób. – Należał do mojej rodziny… Ja i Castiel
się tutaj wychowaliśmy, dość dawno temu – dodał wymijająco. Powstrzymała się od
zapytania, ile tak naprawdę miał lat, aż nazbyt świadoma, że usłyszenie
odpowiedzi mogłoby ostatecznie ją przerosnąć. – To miejsce… z pewnych
względów zmieniło się na przestrzeni lat. Nie jestem pewien jak bardzo, bo…
Cóż, to było dawno – powtórzył, po czym wzruszył ramionami. – Ludzka pamięć
jest o wiele bardziej ulotna od tej wampirzej.
Skinęła
głową, mimo wszystko rozumiejąc o wiele więcej, niż mogłaby sobie życzyć.
Więc trwali w świecie, który stworzył sobie Marco – zlepku wspomnień
miejsca, które jednocześnie było mu znajome i obce, skoro próbował odtworzyć
to, co było kiedyś. Nie zapytała o to wprost, ale miała wrażenie, że to
coś o wiele więcej, aniżeli przypadkowo wybrane miejsce, które w pośpiechu
wykreował, kiedy zdecydował się nawiedzić ją we śnie. Całą sobą czuła, że
chodziło o coś więcej, chociaż wciąż nie pojmowała, dlaczego pozwolił
sobie na to akurat w jej towarzystwie. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że
to coś osobistego, co zresztą sprawiło, że poczuła się niemalże jak intruz,
niezależnie od tego, czy była tutaj za jego zgodą. To nie miało sensu, ale…
Raz jeszcze
spojrzała na Marco, zanim ostatecznie uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Chyba
że miało, choć i tego nie była w stanie potwierdzić. Samej sobie nie
potrafiła wytłumaczyć, dlaczego jej myśli powędrowały ku rozmowie, którą odbyli
w jego pokoju – pytań o pożar i jego reakcji, kiedy
zasugerowała, że coś podobnego mogłoby mieć miejsce. To o niczym nie
świadczyło, ale skoro dom uległ zmianie, coś musiało być jego przyczyną. Fakt,
że znajdowała się w tak ogromnym miejscu, a jednak zarówno we śnie,
jak i w rzeczywsitości, wydawało się niemalże opustoszałe, również
nie dawał dziewczynie spokoju, jawiąc jako coś niepokojąco niewłaściwego. „Jestem
pewien, że gdzieś tutaj była biblioteka” – powiedział i mogła przysiąc, że
w tych słowach pobrzmiewała swoista gorycz. Nie potrafiła tego zignorować,
nawet jeśli powinna, niezależnie od tego, co tak naprawdę musiało to znaczyć.
Być może przesadzała, szukając dziury w całym, ale zwłaszcza po rozmowie z Laną
na temat intuicji, wszystko w Eveline aż krzyczało, że powinna zaufać
sobie i swoim przypuszczeniom.
– Chyba
rozumiem – powiedziała w końcu, z opóźnieniem decydując się ponownie
odezwać. Czuła, że Marco ją obserwował, ale nawet jeśli w tamtej chwili
pozwalał sobie na lustrowanie jej myśli, nawet słowem nie skomentował tego, co
chodziło dziewczynie po głowie. Mimo wszystko uznała, że to właściwe, tym
bardziej że żadne z nich nie wyglądało na skore do zwierzeń. – Może nawet
aż za dobrze…
W tamtej
chwili nie mówiła o pamięci, a przynajmniej nie tylko. Jeśli się nie
myliła, ona i Marco faktycznie byli do siebie podobni – i to o wiele
bardziej, aniżeli mogłaby do tej pory przypuszczać. Czuła, że łączyła ich
przeszłość, chociaż nie potrafiła określić w jakim stopniu. Wiedziała
jedynie, że gdyby zdecydowali się na zwierzenia, wtedy odkryłaby więcej podobieństw
– być może kolejną tragedię, która wiązała się z Haven. Ta nić
porozumienia nie dawała Eveline spokoju, wzbudzając w niej jednocześnie
żal, jak i swego rodzaju ulgę. Nie mogła i nie chciała tego
potwierdzać, ale była pewna, że istniał ktoś, kto miał prawo ją zrozumieć – i to
niezależnie od tego, czy chciała z nim rozmawiać, czy też nie.
Mniej
więcej wtedy dotarło do niej, że to miejsce – czy też raczej senny majak, który
za sprawą Marco przybrał taki, a nie inny kształt – było wręcz przesycone
czymś ciężkim; swego rodzaju smutkiem, który wyraźnie czuła i który z miejsca
skojarzył się Eve z atmosferą, która panowała w jej własnym domu. To
było tak, jakby niektóre wydarzenia, a już zwłaszcza te złe, pozostawały
ślady, których nie dało się tak po prostu zatrzeć i zapomnieć. Czas leczył
rany, a wspomnienia blakły, równie puste, co i stronnice ksiąg w bibliotece,
skoro Marco nie był w stanie odtworzyć poszczególnych tytułów i treści,
ale to niczego nie zmieniało. Historia pozostawała niezmieniona, wypalona
gdzieś w czasie i przestrzeni przez emocje tak silne, że wydawały się
niemalże materialne.
Wciąż o tym
myślała, kiedy poczuła, że coś ciepłego owija się wokół jej palców. Zamrugała
nieco nieprzytomnie, w pierwszym odruchu zaskoczona tym, że wampir jak
gdyby nigdy nic ujął ją za rękę. Ten gest wydał Eveline najzupełniej naturalny i właściwy,
bez choćby śladu dodatkowych podtekstów.
– Chodźmy
stąd, w porządku? – zaproponował Marco. Jego głos zabrzmiał inaczej,
bardziej pewnie i niemalże beztrosko, co w jakimś stopniu wydało się
Eve absolutnie do niego nie pasować. – Jeśli pozwolisz, coś ci pokażę… O ile
chociaż trochę mi zaufasz – dodał, a dziewczyna spojrzała na niego spod
uniesionych brwi.
– Te
wzmianki o zaufaniu sprawiają, że naprawdę zaczynam się bać – stwierdziła,
a oczy jej towarzysza zabłysły.
– Nie
jestem demonem. We śnie absolutnie nic ci nie zrobię – stwierdził z przekonaniem.
Eveline
prychnęła, coraz bardziej zdezorientowana.
– A one
mogą?
– Te
bardziej doświadczone pewnie tak – przyznał niechętnie. – Żywią się energią i negatywnymi
emocjami, a w świecie snów łatwo się do nich dobrać… Ingerencja w umysł
zawsze jest niebezpieczna, ale o tym możemy porozmawiać kiedy indziej –
zapewnił takim tonem, jakby właśnie rozprawiali o czymś równie neutralnym,
co i pogoda.
–
Uspokoiłeś mnie, nie ma co! – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. I to by było na tyle, jeśli chodzi o szukanie bratniej duszy,
zadrwiła, ledwo powstrzymując przed się przed parsknięciem wymuszonym, pozbawionym
wesołości śmiechem. – Przecież wcale teraz nie siedzisz mi w głowie,
prawda?
– Dopiero
teraz zaczęłaś się tym przejmować? – zapytał z powątpiewaniem, bynajmniej
nie oczekując odpowiedzi. – Przypominam ci po raz kolejny, że gdybym chciał cię
skrzywdzić, nie traciłbym czasu na ratowanie życia… Chociaż przyznaję, że
zasada ograniczonego zaufania zwykle się sprawdza – przyznał po chwili
zastanowienia.
– Nie wiem
czy mnie chwalisz, czy jednak masz za idiotkę…
Tym razem
spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Nie pierwszy raz
odniosła wrażenie, że lśniące, jasne oczy dosłownie przenikają ją na wskroś,
raz po raz sprawiając, że czuła się naprawdę nieswojo.
– Nie
sądzę, że brak zrozumienia jest domeną głupoty. Wspominałem już chyba, że nie
mamy szczególnie wiele czasu, żeby wprowadzić cię w ten świat w łagodniejszy
sposób, ale to nie znaczy, że zapomniałem, że wciąż jesteś człowiekiem. – W jego
ustach to, że mogłaby być słabą, ludzką istotą zabrzmiało niczym największa
zaleta. – Masz prawo czuć się przytłoczona… I równie naturalne jest dla
mnie, że zadziwia cię to, co dla moich pobratymców stanowi codzienność.
Coś w tych
słowach sprawiło, że poczuła się o wiele lepiej, być może dla tego, że
wyraźnie czuła, iż był z nią szczery. Wiedziała, że nie mówił tego tylko
po to, żeby poprawić jej nastrój. Był szczery, a może po prostu chciała w to
wierzyć – nie wiedziała, to zresztą wydało się Eveline najmniej istotne. Prawda
była taka, że chcąc nie chcąc mu ufała i to o wiele bardziej, aniżeli
którekolwiek z nich mogłoby podejrzewać.
– Miałeś mi
coś pokazać, pamiętasz? – rzuciła, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
Przełknęła z trudem,
wciąż czując, że coś nieprzyjemnie ściska ją w gardle. Spróbowała wysilić
się na blady uśmiech, za wszelką cenę usiłując sprawiać wrażenie kogoś, kto nie
jest ani przygnębiony, ani przerażony tym, co jeszcze mogło się wydarzyć. –
Dosłownie umieram z ciekawości…
– Czarny
humor wydaje się dość nietypowy w obecnej sytuacji – zauważył mimochodem
Marco.
Nie
odpowiedziała, nie mając cierpliwości do tego, żeby choć próbować się
tłumaczyć. W zamian spojrzała nagląco na swojego towarzysza, co
ostatecznie musiał uznać za przyzwolenie, bo odsunął się od niej, bez pośpiechu
podążając w głąb korytarza. W pierwszym odruchu zapragnęła ruszyć za
nim, ale powstrzymała się, zwłaszcza kiedy Marco przystanął – i to
dosłownie na ułamek sekundy przed tym, jak otaczająca ich rzeczywistość
dosłownie się rozpadła.
– Marco! –
wyrwało jej się, a serce prawie wyrwało się dziewczynie z piersi.
Oczy
Eveline rozszerzyły się do granic z możliwości na widok szybko
powiększającej, pulsującej plamie czerni. Natychmiast zrobiła krok naprzód, aż
rwąc się do tego, żeby spróbować w pośpiechu do wampira doskoczyć, a potem
spróbować go odciągnąć, zanim wydarzyłoby się coś co najmniej niepokojącego. Co
prawda niedorzecznym wydawało się, że akurat ona mogłaby chcieć ratować kogoś o wiele
silniejszego i szybszego do siebie, ale w tamtej chwili o to nie
dbała, świadoma wyłącznie tego, że powinna coś zrobić. Nie zastanawiała się ani
nad swoimi ruchami, ani kolejno podejmowanymi decyzjami, tym bardziej że…
A potem
zamarła, uświadamiając sobie, że Marco spoglądał wprost na nią, spokojny i w pełni
rozluźniony. Na jego ustach znów zamajaczył uśmiech, tym razem jak najbardziej
szczery i zdradzający rozbawienie. Niebieskie oczy zabłysły figlarnie,
kiedy zmierzył ją wzrokiem, najwyraźniej nie widząc powodu, dla którego mogłaby
być przerażona.
– Nie patrz
na mnie w ten sposób. Wszystko jest w porządku – oznajmił, po czym
jak gdyby nigdy nic cofnął się, wchodząc wprost w tak bardzo niepokojącą
ją plamę czerni.
Otworzyła
usta, chcąc zaprotestować, ale nie miała po temu okazji. W zamian Eveline wyrwał
się zdławiony okrzyk, kiedy zarówno Marco, jak i dziwne zjawisko,
najzwyczajniej w świecie zniknęli, zostawiając ją samą na korytarzu.
Chociaż wciąż miała wątpliwości, rzuciła się przed siebie, dosłownie doskakując
do miejsca, gdzie chwilę wcześniej widziała wampira, ale nie dostrzegła
niczego, co świadczyłoby o jego obecności. Tak po prostu ją zostawił,
wciąż roztrzęsioną i coraz bardziej oszołomioną, krążącą niespokojnie, w miarę
jak próbowała zrozumieć, co takiego właśnie miało miejsce.
Z bijącym
sercem przeszła jeszcze kilka kroków, nerwowo wodząc wzrokiem na prawo i lewo.
Dłonie zacisnęła w pieści tak mocno, że aż poczuła ból, kiedy paznokcie
wbiły jej się w skórę. Chciała się obudzić, ale nie miała pojęcia jak, nie
wyobrażając sobie, że tak po prostu miała być w stanie wyrwać się z miejsca,
które wydawało się aż do tego stopnia prawdziwe. To zdecydowanie nie wyglądało
jak sen, ale…
– Marco!
Tym razem w jej
głosie pobrzmiewało czyste przerażenie, wręcz desperacja, ale nie miała czasu,
żeby się tym przejmować. Nie dbała o nic, świadoma wyłącznie narastającego
z każdą kolejną sekundą strachu. Tego było dla niej za wiele, a jakby
tego było mało…
Usłyszała
cichy, melodyjny i jak najbardziej znajomy śmiech. Ten dźwięk skutecznie
wytrącił Eveline z równowagi, sprawiając, że dziewczyna zamarła, przez
krótką chwilę zdolna co najwyżej bezmyślnie rozglądać się dookoła. Słyszała go
wyraźnie, ale nie potrafiła stwierdzić skąd dochodzi, gotowa wręcz przysiąc, że
ze wszystkich stron jednocześnie.
– Ty dupku,
jeśli to ma być jakiś żart…! – Aż się zapowietrzyła, niezdolna dokończyć
groźby. I tak nie miała pojęcia, co takiego powinna mu powiedzieć, żeby
zabrzmiało jakkolwiek groźnie, zwłaszcza dla kogoś, kto z założenia był
nieśmiertelny. – Marco, do cholery…
Urwała, w zamian
ledwo powstrzymując się od krzyku, kiedy coś dotknęło jej policzka. Ciepłe
palce przesunęły się wzdłuż jej twarzy, uświadamiając Eveline, że tuż przed nią
– jakby zawieszone w pustce – znajdowało się ramię. Natychmiast
odskoczyła, chyba jedynie cudem w porę uchwytując równowagę, kiedy przy
cofaniu, potknęła się o własne nogi. Kiedy zapanowała nad sobą na tyle, by
móc się rozejrzeć, znów dostrzegła plamę czerni, dokładnie taką samą jak ta,
która pochłonęła Marco, nim jednak zdążyła się nad tym zastanowić, wszystko
potoczyło się bardzo szybko.
– Jestem
tutaj – zapewnił ją pośpiesznie wampir. Słyszała jego głos wyraźnie, tak jak i widziała
wyciągniętą ku niej dłoń, chociaż ta już przynajmniej nie próbowała jej
dotykać. Cóż, do czasu. – Nie bój się, Eveline. Po prostu chodź…
–
Niedoczekanie twoje, jeśli sądzisz, że ja… – zaczęła, ale i tym razem nie miała
okazji, żeby chociaż spróbować dokończyć.
Ciepłe
palce bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zacisnęły się wokół jej nadgarstka, na
tyle gwałtownie, żeby nie miała okazji się wyrwać. W następnej sekundzie
poczuła szarpnięcie, a potem Marco najzwyczajniej w świecie wciągnął
ją w pustkę.
Znowu mi zeszło, wiem, ale tak po prosu musiało być. Jestem za to bardzo zadowolona z tego, co prezentuję Wam dzisiaj i pozostaje mi mieć nadzieję, że podzielicie mój entuzjazm. Wszelakie uwagi mile widziane, zwłaszcza że bardzo obawiam się, że zepsuję budowanie relacji między Eveline a Marco.Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się dużo szybciej, ale niczego nie obiecuję – przede mną zaliczenia, zresztą siedzę nad opowiadaniem konkursowym, które muszę skończyć do pierwszego czerwca. Oby do wakacji, nie? Tymczasem zostawiam Was z równiutką pięćdziesiątką, poza tym jak zwykle dziękuję za komentarze i obecność – jesteście cudowni.Tak więc do napisania!
Cudowna historia ❤ . Przeczytałam już wszystkie rozdziały. Ani razu nie komentowalam,ponieważ nie jestem dobra w tych sprawach.Jednak jeśli mam być szczera twoja historia pochłonęła mnie całą .Ten dreszczyk emocji w każdym czytanym rozdziale ciągle mi towarzyszy. Z każdym Nowym rozdziałem mnie zaciekawiasz. Twoje postacie są barwne i intrygujące. Każdy bohater na swój sposób mnie zachwyca. Uwielbiam czytać perspektywę Marco i Castiela❤❤ Oczywiście nie zapominajac o "Anandzie". Mam nadzieję, że ta Pani da o sobie jeszcze znać :) Aktualnie czekam na jakas bliższa relację Eve+Marco i nie pogardzilabym o zdradzeniu więcej na temat ukochanej Castiela i ich relacji ����
OdpowiedzUsuńCóż z mojej strony to już wszystko . Życzę Ci dużo weny i wytrwałości w tym co robisz��
Pozdrawiam
-Julcza-
Hej :3
UsuńRany, dziękuję bardzo za tyle ciepłych słów! Niezwykle cieszę się z każdego nowego czytelnika i osoby, której choć trochę mogłam poprawić nastrój ^^ Mogę obiecać, że wszystkie postacie dojdą jeszcze do głosu, bo dla każdej mam plan. W sumie nie przywykłam do umieszczania postaci bez powodu ;)
Komentarzami się nie przejmuj. Ciesze się bardziej z kilku zdań bez przymusu i od serca niż gdyby ktoś miał przymuszać się do ich pisania :3 Aczkolwiek nie powiedziałabym, że nie jesteś w tym dobra. Mnie chociażby bardzo poprawiłaś humor tymi kilkoma linijkami, a to chyba coś znaczy, prawda? :D
Dziękuję raz jeszcze. Chwilowo mam małą zawiechę z pisaniem, bo studia i sesja pozbawiły mnie chęci (ewentualnie to Doctor Who, wciągnęłam się za bardzo >.<), ale rozdział wkrótce się pojawi! :D
Pozdrawiam!
Nessa.
Kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńNie cierpię takich pytań, zwłaszcza z anonima ;< Napiszę, to będzie. Mam gorszy okres i sesję, aczkolwiek mogę zdradzić, że planowałam wrzucić coś dzisiaj, bo wpis jest już na wykończeniu. Ja jeszcze nie mam pełnoprawnych wakacji, kochani!
UsuńPozdrawiam :)
Nessa
Nie mam konta więc pisze z anonima.A brakowało mi twoich rozdziałów,dlatego pytam.
UsuńNie mam nic do braku konta :) Miałam raczej na myśli brak jakiegokolwiek podpisu, nawet nie wiem jak się do Ciebie zwracać. Rozumiem intencje i bardzo mi miło. Po prostu czasami nie da stworzyć się czegoś ot tak, czy to przez czas, czy najzwyklejszy w świecie spadek formy, jeśli chodzi o pisanie ;)
UsuńNessa.
I jestem tutaj. ^^
OdpowiedzUsuńPierwsze co pozwolę sobie skomentować to ten uroczy gif. <3 Aż mnie naszła ochota obejrzeć Dary Anioła, ale to może wieczorem. Teraz mam znacznie ciekawsze zajęcie, a mianowicie Forever :D Piosenkę również chciałam skomentować. Na telefonie jest jednak niedostępna, więc jak tylko odpalę laptopa to polecę i sprawdzę. :)
Twoje uwielbienie do snów jest tak bardzo widoczne, a opisywanie tego wychodzi Ci bardzo zręcznie. Zresztą, wątpię że istnieje coś czego nie byłaby w stanie opisać. Nawet te trudne sceny idą Ci lekko, na pewno wiesz o czym mówię. To z jednej strony przerażające, a z drugiej trudno się nie cieszyć, że czytania tego jest przyjemnie... Brzmi strasznie, nie?;D Wracając jednak do rozdziału już sam początek bardzo mi się podobał, trudno też aby było inaczej. Eveline ma jak najbardziej być prawo zagubiona, a ja momentami się czuje jakbym gubiła się razem z nią. Jednak w moim przypadku jest to wina tego, że dawno nie czytałam, mam dziury w pamięci i przy okazji jestem trochę jak nasza kochana rybka Dory, łatwo zapominam. :(
Jestem zaciekawiona co się kryje przy historii z domem. A raczej dokładne jestem ciekawa pełnej historii Marco i Castiela. Mało o nich wiadomo tak naprawdę, a żaden z nich nie jest szczególnie chętny do tego, aby o sobie opowiadać. I po cichu liczę, że w przyszłości odbędzie się jakaś rozmowa w której swoją historię opowiedzą. ^-^
Wzmianka o demonach i o tym czym się żywią od razu sprawiła, że pomyślałam o dementorach z Harry'ego. Za dużo się go naoglądałam...?
Marco śmieszek. Nie na co. Z początku sama się zastanawiałam co i jak, a potem kiedy się okazało, że on tam jest naszła mnie ochota, aby mu przywalić. A ja nie jestem osobą, która by tylko tłukła, ale w takiej sytuacji... Ehh, facet by długo nie pożył. :D
Znowu ściskam i lecę dalej!
🖤
Jeśli Marco zamierza robić coś takiego za każdym razem kiedy prosi o zaufanie to kiepsko widzę jako przyszłość haha. :D Cóż, jestem ciekawa, co zamierza pokazać Eve i przypuszczam, że będzie to coś wyjątkowego. ^^
OdpowiedzUsuń1. się wrażenia, że jego nastroju pozostawiał wiele do życzenia *nastrój
2. skupiona przed wszystkim na próbie zebrania myśli i zdobycia się na jakąkolwiek sensowną odpowiedź.*przede