Eveline
Zmrużyła oczy w bladym
świetle poranka. Ciężkie chmury zasnuwały niebo, sprawiając, że wszystko
dookoła wydawało się szare i bez wyrazu. Nie była pewna, która jest
godzina, ale czuła, że musi być wcześnie, tym bardziej że dookoła panowała
idealna, nieprzenikniona cisza. Było w tym coś przygnębiającego, co
sprawiło, że na krótką chwilę zawahała się, tkwiąc w miejscu i niespokojnie
wodząc wzrokiem na prawo i lewo, póki nie utwierdziła się w przekonaniu,
że jak najbardziej była sama.
W porządku,
o to chodziło. Przy odrobinie szczęścia wciąż miała szansę stąd wyjść, nie
ściągnąwszy na siebie zbędnej uwagi. Podejrzewała, że wciąż miała przynajmniej
kilka godzin, zanim ktokolwiek miał zareagować jej zniknięcie. Poranek był jej
sprzymierzeńcem i zamierzała to wykorzystać.
Nie musiała
się zastanawiać, by przypomnieć sobie, gdzie znajdowała się główna brama.
Dobrze pamiętała moment, w którym wraz z Marco znalazła się na
terenie tego domu, wciąż oszołomiona tym, co stało się w rezydencji
Nightów. Teraz zamierzała tam wrócić, aż nazbyt świadoma, że właśnie decydowała
się na coś co najmniej szalonego. Instynkt jasno dawał Eveline do zrozumienia,
że nie powinna tego robić, a jednak nie była w stanie ot tak się
powstrzymać, raz po raz powtarzając sobie, że siedzenie w zamkniętym
pokoju zdecydowanie nie miało okazać się pomocne. Musiała… zrobić cokolwiek,
byleby nie oszaleć, zresztą nie mogła powstrzymać się przed sprawdzeniem…
czegoś istotnego.
To nie ma sensu, prawda?, pomyślała
mimochodem, oczywiście nie spodziewając się odpowiedzi. Wciąż się zawahała,
niespokojnie rozglądając dookoła i próbując wypatrzeć cokolwiek, co
mogłaby uznać za oznakę niebezpieczeństwa. Wciąż miała wrażenie, że ktoś ją
obserwuje, choć zarazem nie była w stanie wypatrzeć ani żywej duszy. Cóż, martwej różniej nie…
Zadrżała na
samą myśl, po czym w pośpiechu odrzuciła od siebie niechciane
przemyślenia. Nie mogła popadać w paranoję, zresztą wracanie do wydarzeń
ostatnich godzin zdecydowanie nie ułatwiało jej koncentracji. Łatwiej było
skupiać się na nawet najbardziej prowizorycznych czynnościach, takich jak
oddychanie albo stawianie kolejnych kroków. O tak, to zdecydowanie było
bezpieczniejsze, a przynajmniej próbowała sobie wmówić, że tak jest. Co
więcej, jak długo taki system działał, nie zamierzała narzekać, woląc nie
zastanawiać się nad konsekwencjami opuszczenia teoretycznie bezpiecznego
miejsca.
– Hm…
Wybierasz się dokądś?
Z wrażenia
aż potknęła się o własne nogi. Natychmiast zamarła, machinalnie wsuwając
rękę do kieszeni, by zacisnąć palce na drewnianym kołku. W następnej
sekundzie zareagowała w najzupełniej instynktowny sposób, błyskawicznie
wyszarpując broń i niemalże rzucając się na skrytą w rzucanym przez
otaczający teren mur cieniu.
Usłyszała
ciche przekleństwo, zdradzające bardziej irytacje, aniżeli jakikolwiek niepokój
ze strony jej potencjalnego przeciwnika. Zaraz po tym ktoś bezceremonialnie
chwycił ją za nadgarstek, unieruchamiając z taką łatwością, jakby była co
najwyżej słaby, niezdolnym do zranienia kogokolwiek dzieckiem.
– Serio? –
Tym razem zdołała rozpoznać głos Liama, zwłaszcza że chwilę później stanęła z wampirem
oko w oko. Spoglądał na nią w trudny do zidentyfikowania sposób,
wciąż stanowczo trzymając za rękę. – Sama wystrugałaś, czy może Lana cię na
mnie napuściła? – mruknął i choć wszystko wskazywało na to, że żartował,
jego ton zdecydowanie nie sugerował dobrego nastroju.
– Ja… Ja
wcale nie…
Zamilkła,
po czym energicznie potrząsnęła głową, bezskutecznie próbując nad sobą
zapanować. Z powątpiewaniem spojrzała na Liama, po chwili dochodząc do
wniosku, że wampir zdecydowanie nie wyglądał na kogoś zainteresowanego
jakimikolwiek wyjaśnieniami z jej strony. Ostatecznie oboje pogrążyli się w ciszy
– ona wciąż napięta i drżąca, podczas gdy jej niechciany towarzysz
wyraźnie ociągał się z tym, by uwolnić ją ze swojego uścisku.
– Tak czy
inaczej… – odezwał się w końcu, odsuwając się równie błyskawicznie, co
wcześniej znalazł się przy niej. – Pozwól, że to zabiorę, w porządku? Nie
po to sam cię uzdrawiałem, żebyś teraz zrobiła sobie krzywdę.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, dopiero po kilku następnych sekundach orientując się, że Liam z dziecinną
wręcz łatwością pozbawił ją kołka. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści,
obserwując jak mężczyzna jakby od niechcenia bawi się bełtem, leniwie obracając
go w palcach. Odniosła wrażenia, że unikał jej spojrzenia, choć to równie
dobrze mogło być sposobem, by jeszcze bardziej ją rozdrażnić. Najwyraźniej
ignorowani jej uważał za najlepsze, co mógłby zrobić, chociaż sama nie była
pewna, co takiego chciał dzięki temu osiągnąć.
Zawahała
się, uparcie milcząc i próbując przynajmniej udawać, że w pełni nad
sobą panowała. Z wolna wyprostowała się, wciąż zagubiona, tym bardziej że
bez broni czuła się niemalże tak, jakby w jednej chwili została wystawiona
na niebezpieczeństwo. Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, aż nazbyt
świadoma, że gdyby faktycznie ktoś spróbował ją zaatakować, nie miałaby
najmniejszych szans. Nie żeby zamierzała tak po prostu odpuścić, mimowolnie
dochodząc do wniosku, że z równym powodzeniem mogłaby spróbować komuś
przyłożyć – ot tak dla zasady – to jednak zdecydowanie nie było czymś, co
choćby w niewielkim stopniu wydało się Eveline satysfakcjonujące.
Spojrzała
na Liama, niemalże wyczekująco, przez krotką chwilę mając ochotę go ponaglić,
by w końcu się odezwał, ostatecznie jednak zdecydowała się tego nie robić.
W zamian z wolna zaczęła się wycofać, nawet pomimo tego, że logicznym
wydawało się, iż wampir nie pozwoli jej tak po prostu odejść. Tym bardziej
zaskakujące wydało się Eveline to, że nie doczekała się żadnego protestu ze
strony Liama, kiedy z wolna przesunęła się bliżej bramy, ostatecznie
napierając na nią plecami.
– Wiesz…
Żeby wyjść na zewnątrz, wypadałoby ją najpierw otworzyć – odezwał się niemalże
uprzejmym tonem wampir. Chociaż nie patrzył w jej stronę, była gotowa
przysiąc, że jakimś cudem wciąż ją obserwował. – Nawet my nie przenikamy przez
ciała stałe, więc…
– Żartujesz
sobie ze mnie? – warknęła, a Liam uniósł głowę, w końcu decydując się
na nią spojrzeć.
– Dlaczego
miałbym? – obruszył się.
Nie
odpowiedziała, wciąż niepewna, czego tak naprawdę powinna się po nim
spodziewać. Miał w sobie coś, co ją niepokoiło i to zwłaszcza po tym,
jak pokazał jej swoje laboratorium. Chociaż wszystko wskazywało na to, że nie
zamierzał jej zabić, to w najmniejszym nawet stopniu nie wyjaśniało jego
intencji. Jasne, teoretycznie zarówno on, jak i Lana, wydawali się być po
stronie Marco, jednak Eve wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że z Liamem
sprawy wcale nie były takie proste. W gruncie rzeczy przewidzenie tego,
czego powinna spodziewać się po Castielu, wydawało się o wiele prostsze, a to
zdecydowanie nie wróżyło dobrze. Stojący przed nią mężczyzna był zagadką,
Eveline zaś nawet samej sobie nie potrafiła wyjaśnić, co tak naprawdę to
oznaczało.
Milczała, raz
po raz nerwowo spoglądając na swojego towarzysza. Wciąż czekała na moment, w którym
Liam da jej do zrozumienia, że zamierzał ją powstrzymać – zrobić cokolwiek,
byleby wróciła do budynku – jednak po dłuższej chwili doszła do wniosku, że
wampir nie ma niczego takiego w planach. Wymownie uniosła brwi, przez
krótką chwilę mając ochotę drążyć temat, by zrozumieć, czego powinna się po nim
spodziewać, ale zrezygnowała, dochodząc do wniosku, że to i tak nie miało
znaczenia.
– Nie masz
nic lepszego do roboty? – rzuciła jakby od niechcenia. Cisza zaczynała ją
drażnić, jedynie podsycając odczuwane przez Eveline wątpliwości. – Co ty tutaj
właściwie robisz i…?
– Nie
uważasz, że zasypywanie praktycznie obcej osoby pytaniami, nie należy do
najuprzejmiejszych zachowań?
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, co najmniej zaskoczona tym, w jaki sposób jej przerwał.
Wciąż czuła ten sam dystans, co i w chwili, kiedy zabrał ją do
laboratorium, chociaż tym razem nie czuła się aż do tego stopnia osaczona.
Znajdowali się na zewnątrz, co w pewnym stopniu wszystko ułatwiało,
chociaż z drugiej strony…
–
Przepraszam? – rzuciła z powątpiewaniem.
Zauważyła,
że Liam westchnął, po czym z wolna przesunął się w jej stronę.
– Tak
lepiej. – Zamilkł na dłuższą chwilę, wydając się nad czymś zastanawiać. Wciąż
obracał w palcach kołek, bawiąc się w nim w sposób, który sam w sobie
wydał się Eveline niepokojący. – Wracając do tematu… Cóż, sam mógłbym zadać ci
te same pytania.
– Nie
zamierzam się tłumaczyć – odwarknęła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Przez twarz
wampira przemknął cień.
– Ja
również.
Skinęła
głową, dochodząc do wniosku, że mogła się tego spodziewać. Co więcej, to
wydawało się sprawiedliwe, niezależnie od tego, czy brak satysfakcjonujących
odpowiedzi ją irytował. Nie rozumiała, co takiego kierowało Liamem, ale jak
długo nie próbował jej przeszkadzać, postanowiła ignorować jego obecność. W zamian
na powrót skupiła się na bramie, obserwując ją uważnie i szukając
czegokolwiek, co mogłaby uznać za rodzaj zamka albo wskazówkę, która pomogłaby
jej się przedostać na drugą stronę.
Nie była
pewna, jak długo oboje trwali w ciszy – ona skoncentrowana na szukaniu
drogi ucieczki, Liam zaś… na biernej obserwacji. Kilka razy spróbowała
dyskretnie zerknąć w jego stronę, niezmiennie przekonując się, że
pozostawał bierny, co najwyżej od czasu do czasu leniwie spoglądając na jej
poczynania. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że chociaż na zewnątrz było
stosunkowo jasno, nic nie wskazywało na to, by światło słoneczne czyniło
mężczyźnie jakąkolwiek szkodę. Samo to odkrycie wystarczyło, by na dłuższą chwilę
wytrącić Eve z równowagi, jednocześnie wzbudzając w kobiecie jeszcze
więcej wątpliwości. Może wciąż wiedziała o wiele za mało o tym
świecie, ale oczywistym wydawało jej się to, że kontakt z promieniami UV
był dla wampirów co najmniej szkodliwy. Sama miała okazję obserwować zachowanie
Castiela, który w pośpiechu wracał do domu, być może wyłącznie dzięki
wczesnej porze rezygnując z kolejnej próby pozbawienia Eveline życia. Ba!
Dopiero co rozmawiała z Laną o systemie, który wyczuwał nadejście
świtu i aktywował zasłony, a jednak…
– Za dużo
myślisz, dzieciaku – stwierdził nieoczekiwanie Liam.
Drgnęła, po
czym spojrzała na wampira z niedowierzaniem. Już wcześniej zorientowała
się, że nieśmiertelni potrafili przenikać cudze umysły, nie wspominając o możliwości
kontroli czyichkolwiek zachowań, ale przez większość czasu udawało jej się to
ignorować. Aż zagotowało się w niej, kiedy uświadomiła sobie, że Liam
musiał już od dłuższego czasu lustrować jej myśli, najpewniej mając niezły ubaw
z tego, jak bardzo była sfrustrowana.
– Mógłbyś
przestać?! – jęknęła, nie kryjąc frustracji. Zacisnęła dłonie w pięści, co
– była gotowa przysiąc – jedynie rozbawiło jej rozmówcę. Takie przynajmniej odniosła
wrażenie, bo choć wampir wydawał się niezwykle poważny, w jego oczach
dostrzegła swego rodzaju błysk satysfakcji. – Na litość boską, musicie mi to
robić za każdym razem?
Och, na
dodatek właśnie on miał czelność przypominać jej o manierach? Być może
faktycznie miał powody, by czuć się zirytowanym jej pytaniami, ale to wydawało
się niczym w porównaniu z przeniknięciem czyjegokolwiek umysłu.
– Myślisz
za głośno – oznajmił ze spokojem, a Eveline prychnęła.
– A co
to niby miało znaczyć? – rzuciła mimochodem.
Liam
wzruszył ramionami.
– Dokładnie
to, co powiedziałem – stwierdził takim tonem, jakby właśnie tłumaczył jej
wyjątkowo oczywistą kwestię. Nie miała pojęcia, jakim cudem to było w ogóle
możliwe, ale kilkoma odpowiednio dobranymi słowami potrafił sprawić, żeby
poczuła się naprawdę głupia. – Podejrzewam, że musiałabyś doświadczyć tego, co
każde z nas, by mnie zrozumieć. Niektórych myśli… po prostu nie da się
ignorować. I w tym problem – dodał po chwili wahania.
– Cudownie!
Kolejny problem!
Dlaczego to
musiało być aż do tego stopnia skomplikowane? Miała wrażenie, że niemalże na
każdym kroku doświadczała czegoś, czego nie potrafiła albo po prostu nie mogła
zrozumieć. To wszystko wciąż wydawało się zbyt nowe i zbytnio
skomplikowane, by mogła ot tak to uporządkować. To zresztą było jednym z powodów,
dla których nie zamierzała spokojnie siedzieć w sypialni i czekać aż
cokolwiek nabierze sensu, w zamian próbując zrobić… Cóż, być może coś
wyjątkowo głupiego, ale jaki miała wybór?
Wciąż
próbowała to uporządkować, kiedy usłyszała przeciągłe, po części sfrustrowane
westchnienie. Zaraz po tym Liam przemieścił się, materializując tak blisko
niej, że z wrażenia aż się zatoczyła, nie wywracając wyłącznie dzięki
dłoni, która bezceremonialnie zacisnęła się na jej ramieniu.
– Nie mogę
na to patrzeć – stwierdził z rezerwą wampir, patrząc na nią z politowaniem.
Jego uścisk był silny, chociaż nie na tyle, by poczuła się zagrożona, odniosła
zresztą wrażenie, że Liam wcale nie był zachwycony tym, że jej dotykał. Nie
lubił jej? Nie miała pojęcia, ale… – Cóż, Lana jest dobra w tym, co robi.
Mam na myśli sprawy techniczne, oczywiście. – Skinął głową na zamkniętą bramę. –
Nikt nie wyjdzie ani nie wejdzie bez jej zezwolenia, chyba że…
Nie
dokończył, to jednak okazało się zbędne. Eveline zamrugała oszołomiona, kiedy
otaczająca ich sceneria bezceremonialnie zmieniła się, a ona uprzytomniła
sobie, że stoi na aż nazbyt znajomym podjeździe. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza
do płuc, wdychając słodki zapach lawendy. Zadrżała niekontrolowanie, sama
niepewna tego, jakim cudem wciąż trzymała się na nogach. Co więcej, nadal nie
docierało do niej to, że Liam tak po prostu ją przeniósł, dokładnie w ten
sam sposób, co wcześniej Marco.
Zwariuję przy nich… Jak nic prędzej czy
później do tego dojdzie…, pomyślała i przez krótką chwilę miała ochotę
zaśmiać się histerycznie. Tym razem nawet nie tkwiła we śnie, kolejny raz
doświadczając czegoś niewiele normalniejszego od portali, w które w świecie
marzeń sennych wciągnął ją jej niechciany gość. Podświadomie czuła, że Marco
faktycznie wniknął wtedy do jej umysłu, jakimś cudem będąc w stanie
kreować sny po swojemu, to jednak wydawało się czymś w pełni
akceptowalnym, przynajmniej w porównaniu do ewentualnej teleportacji.
– Hm… Nie
zamierzasz zemdleć, co? – Liam spojrzał na nią z powątpiewaniem. Zauważyła,
że odsunął się od niej przy pierwszej możliwej okazji, stając we względnie
bezpiecznej odległości i wsuwając dłonie w kieszenie marynarki. – O ile
się nie mylę, chciałaś się tutaj znaleźć. Proszę bardzo, tak sądzę.
Z
niedowierzaniem potrząsnęła głową, niezdolna wykrztusić z siebie chociażby
słowa. Wampir przez krótką chwilę czekał jeszcze na jakąkolwiek reakcję z jej
strony, po czym wzruszył ramionami, ostatecznie decydując się odpuścić. Eveline
wciąż nie odrywała od niego wzroku, coraz bardziej zdezorientowana i bliska
tego, żeby jednak zacząć krzyczeć albo… Och, zrobić cokolwiek innego, być może
nie do końca rozsądnego. Wciąż miała dziesiątki pytań, które ją dręczyły, zaś
zachowanie wampira w najmniejszym stopniu jej nie pomagało. Co więcej, nie
mogła pozbyć się wrażenia, że Liam był w pełni tego świadom – z tym,
że odczuwana przez nią frustracja czy zagubienie nie robiły na nim
najmniejszego nawet wrażenia.
Mężczyzna
bez słowa ruszył w stronę frontowych drzwi. Wydawał się w pełni
rozluźniony, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Eve nie miała pewności, co tak
naprawdę czuł, zwłaszcza że zdążyła się już przekonać, że nieśmiertelni mieli
wyjątkowy wręcz talent do ukrywania emocji. Szczególnie Liam jawił jej się jako
ktoś, kogo z łatwością mogła uznać za wręcz niepokojąco dobrego aktora, a to…
mogło się skończyć naprawdę różnie.
– Zostań
tutaj przez moment. Muszę się skupić – odezwał się ponownie wampir.
Zawahała
się, ostatecznie decydując się ulec. Nerwowo powiodła wzrokiem dookoła, aż
nazbyt świadoma, że z równym powodzeniem mogła na własne życzenie wpakować
się w kłopoty. To wydawało się wręcz aż nadto prawdopodobne, skoro przy
wyostrzonych zmysłach nie miała szans, by w porę wyczuć ewentualne
niebezpieczeństwo. Z zaskoczeniem uświadomiła sobie, że w takim
wypadku nie miała innego wyboru, jak tylko spróbować zaufać Liamowi, chociaż
wciąż nie docierało do niej to, że ten tak po prostu zdecydował się na
dotrzymanie jej towarzystwa.
Dała mu
zaledwie kilka sekund, zanim zdecydowała się podążyć jego śladem. Westchnął,
ale nie skomentował tego nawet słowem, co Eveline ostatecznie potraktowała jako
oznakę, że nikt nie zamierzał skoczyć na nich zaraz po przekroczeniu progu.
Ewentualnie Liamowi było wszystko jedno, chociaż to wydawało się dość mało
prawdopodobne po tym, jak zarzucił jej, że mogła zmarnować starania, które
włożył, by móc ją uleczyć.
– Tutaj nie
jest bezpiecznie, prawda? – mruknęła, a wampir zatrzymał się z dłonią
na klamce, po czym obejrzał się w jej stronę.
–
Przypominam, że sama zażyczyłaś sobie, żeby tutaj przyjść – zauważył przytomnie.
– Nie, nie jest. Aczkolwiek na tę chwilę nie wyczuwam niczego… niewłaściwego.
Innymi
słowy, na razie nikt nie zamierzał ich zabić. Na dobry początek postanowiła
uznać to za dość dobrą wiadomość.
– Cudownie.
Liam
przystanął, po czym rzucił jej naglące spojrzenie.
–
Spacerowanie po słońcu to nie jest szczyt moich marzeń… Zwłaszcza że robi się
coraz jaśniej – powiedział, usuwając się na bok.
Spojrzała
na niego z powątpiewaniem, kolejny raz mając ochotę zapytać, dlaczego
dopiero teraz zaczął się tym przejmować, ale powstrzymała się. W zamian
prześlizgnęła się tuż obok niego, ledwo tylko odkryła, że drzwi do domu nie
były zamknięte. Cholerna Ama… Aurora,
przeszło jej przez myśl i nie pierwszy raz w ostatnim czasie poczuła
nieprzyjemny ucisk w żołądku na samo wspomnienie byłej przyjaciółki.
Teoretycznie nie powinna się już przejmować ani tym, że została oszukana, ani
tym bardziej stanem domu, skoro i tak musiała go opuścić, ale…
Westchnęła,
czując swego rodzaju ulgę, ledwo tylko przekroczyła próg posiadłości. Wrażenie
było takie, jakby budynek tylko czekał na jej powrót, chociaż to wciąż wydawało
się Eveline irracjonalne. Wiele z tego, czego doświadczała w ostatnim
czasie, takie było, jedynie wzbudzając w kobiecie coraz więcej
wątpliwości. Odkąd tutaj przyjechała, czuła się naprawdę dziwnie, teraz zaś
uczucia te w naturalny sposób się nasiliły, wydając się dręczyć ją przy
każdej możliwej okazji.
Bez słowa
odwróciła się, z opóźnieniem przypominając sobie, że powinna zaprosić
Liama, to jednak okazało się zbędne. Uniosła brwi, kiedy wampir jak gdyby nigdy
nic przekroczył próg, wydając się negować wszystko to, co wcześniej mówił
Marco. Jakim cudem mógł tutaj wejść? Jakby nie patrzeć, dom wciąż należał do
niej, a przynajmniej tak sądziła. Czy w ogóle istniał sposób na to,
by wampiry mogły obejść cały ten cyrk z zapraszaniem? Nie miała pojęcia,
to zresztą wydawało się pozbawione sensu. Przecież musiała wpuścić zarówno
Marco, jaki i Aurorę, a jednak Liam…
–
Nieuprzejmie jest się tak gapić – usłyszała i to wystarczyło, żeby sprawdzić
ją na ziemię.
– Ja wcale
nie… – Potrząsnęła głową, w ostatniej chwili rezygnując z wyjaśnień.
Jakie to w ogóle miało znaczenie? – Zresztą nieważne. Dlaczego od razu nie
teleportowałeś nas tutaj? – wypaliła, nie mogąc się powstrzymać.
– Nie mam w zwyczaju
wpychać się komuś do domu, nawet jeśli mogę.
Nie miała
pojęcia, jak powinna rozumieć jego słowa. W gruncie rzeczy nie rozumiała
niczego, zwłaszcza w kwestii tego, co wiązało się z Liamem. Nie miała
nawet pojęcia, czego od niej oczekiwał i dlaczego postanowił jej
towarzyszyć. Wcześniej nie zachowywał się jak ktoś, kto przejmowałby się nią,
wydając się wręcz poirytowany tym, co robił Marco, a jednak…
Mimowolnie
pomyślała o tym, że być może popełniła błąd. Nie miała pojęcia na czym
miałby polegać, ale wiedziała, że zawierzenie komuś, kogo nie znała, nie było
rozsądne. Po tym, jak oszukała ją Aurora, wszystko wydawało się o wiele
bardziej skomplikowane, zwłaszcza w kwestii zaufania.
Nie powinna
ufać, ale… z jakiegoś powodu miała wrażenie, że obecność Liama w tym
domu była czymś właściwym. Nie pojmowała tego, ale czuła się… bezpieczna.
– Dlaczego?
Liam uniósł
brwi. Mniej więcej wtedy zorientowała się, że nieświadomie wypowiedziała to
pytanie na głos.
– Cóż… –
Nie sądziła, że w ogóle zamierzał pokusić się o odpowiedź, przez co
jego głos tym bardziej ją zaskoczył. – Nie będę ukrywał, że wiem, dlaczego
tutaj przyszłaś. Może… po prostu jestem ciekawy.
– Ciekawy… –
powtórzyła niczym echo.
Z jakiegoś powodu
nie mogła pozbyć się wrażenia, że kłamał, ale postanowiła tego nie okazywać.
Jakkolwiek by nie było, wciąż czuła, że może mu zaufać, a to…
Cóż, na
dobry początek musiało wystarczyć.
No i jest ;3 Hm, bez komentarza, w porządku? Miałam trochę problemów z tym, żeby zabrać się za pisanie, ale prawda jest taka, że tego potrzebowałam. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem zrobiłam sobie dłuższą przerwę, ale to nie ma znaczenia, skoro ostatecznie prezentuję Wam coś, z czego jestem zadowolona. Resztę jak zwykle pozostawiam do Waszej oceny.Powiem szczerze, że jestem podekscytowana tym, co wydarzy się w niedługim czasie. Planowałam to od dłuższego czasu, więc tym bardziej się cieszę. No i znów mamy Liama, którego rola sklarowała mi się w pełni dopiero niedawno i… Hm, czas pokaże, co mi z tego wyjdzie.Jak zwykle dziękuj za komentarze i obecność, bo to dla mnie bardzo ważne ^^ No i za cierpliwość, bo tym razem była potrzebna. Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się dużo szybciej.Do napisania!
🖤🖤🖤
OdpowiedzUsuń*patrzy na saye ostatniego komentarza*
Usuń*bierze głęboki wdech*
Jezu, nie było mnie tu od lipca... ;'o Taki szmat czasu... I wiesz, że ja myślałam, że tych rozdziałów od lipca będzie co najmniej z 20, a tu taka mała garstka?=D Ale no ja tu gadu gadu, a to trzeba rozdział skomentować!;) I jak tu się skupić, kiedy z gifa patrzy mąż nr 18373727282726169 i zachwyca swoją niesamowicie przystojną twarzą?;)
Pamiętasz jak mówiłam dawno temu, że Castiel i Eveline to ship? To chyba zmieniam to na Liama i Eveline.
Jest - dla mnie - środek nocy i nie wiem czy dobrze zrozumiałam ten rozdział, który swoją drogą był bardzo przyjemny i lekki w czytaniu. Tak dawno nie czytałam Twoich opowiadań, że zdążyłam się za nimi stęsknić. A zwłaszcza za Forever, które zdecydowanie należy do moich ulubieńców. =3 Liam jest niezwykle dziwna postacią, ale taka która na swój słowo człowieka do siebie przyciąga. Strasznie podoba mi się ta jego naukową strona, nie ukrywajmy wiedzą jest sexy, a z taka twarzą to +200. Te ich przekomarzanki są cudne^-^ Naprawdę tęskniłam za czytaniem u Ciebie i mam zamiar wrócić do czytania, choćby nie wiem co. Trochę mi się zapomniało co się tu działo, moje komentarze mnie naprowadzają na właściwy tor.^^
Ehh, mógł człowieka teleportowac to wolał iść. A może to tylko ja jestem takim leniem dla którego teleportacja to byłoby wybawienie?;D
Na razie nie lecę dalej, ale lecę spać, bo widzę że pisze głupoty. Spodziewaj się spamu ode mnie. Dużego.
Buźka,
Gabi.🖤
Hej
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam od początku wszystkie rozdziały i mimo, że spałam w tamtym tygodniu po 2 godziny na dobę jakoś mi się to udało. A dzięki temu, że wciąż czułam niedosyt. I wciąż czuję! Pragnę więcej:D
Nie podoba mi się zachowanie Marco- w częci dotyczącej obietnicy wyjaśnień. Tak się rwał do tego na początku, że nie przejmował się uczuciami Eve (nie interesowało go, że dziewczyna musi sobie wszystko przemyśleć) tak, że nawet siedział przy niej po ataku Drake'a aby wyjaśnić, a teraz co? Nic. Zero wyjaśnień, bo takimi nie można nazwać rozmowy o naturze wampirów i jak można zostać wampirem. Oczekiwałam jakiejkolwiek informacji od niego dlaczego Eve jest w to wplątana, a na razie tylko Lana kwapiła się cokolwiek jej wyjaśnić (co też trudno jakoś nazwać wyjaśnieniami).
Poza tym jest jeszcze kwestia relacji Marco z Evelin. Wiem, że chcesz budować ich relacje powoli i naturalnie, ale zbytnie przeciąganie też nie jest naturalne. Albo ktoś się komuś podoba albo nie. Wyczuwam, że Marco jest zainteresowany Eve i vice versa, ale tutaj coś mi lekko zgrzyta. Czyni podchody do niej to biorąc ją za rękę, czy głaskając po twarzy, ale nie jest pewien jak ona zareaguje? Z tym się mogę zgodzić, ale ona udowadnia, że nie jest strachliwym dzieckiem i nie trzeba obchodzić się z nią jak z jajkiem.
Mam wrażenie, że to twoje lekkie przeciąganie teraz się zreflektuje.. i będzie się działo:) Nie tylko w fabule, ale również w kwestii tej ich relacji? Mam nadzieje, bo czekam na to niecierpliwie:)
Aga