5/12/2021

☾ Rozdział VI

Castiel

Sen przypominał bardziej czuwanie niż cokolwiek innego. Z drugiej strony, okazał się spokojniejszy, aniżeli Castiel mógłby się spodziewać. Przypominał trwanie w pustce, co wydało się wampirowi nader adekwatne. Gdyby miał coś do powiedzenia, bez wahania rzuciłby się w tę nicość, pragnąć trzymać się jej tak długo, jak tylko byłoby to możliwe.

Kiedy pierwszy szok minął, pozostał mu wyłącznie spokój. Być może oszukiwał samego siebie, ale czuł się tak, jakby doszło do tego, co podejrzewał od dłuższego czasu – z tym, że bardzo długo odmawiał przyjęcia do wiadomości do tego, jak prezentowały się sprawy w rzeczywistości. Może to oznaczało, że zdążył do tego przywyknąć: do udawania.

Bez znaczenia.

Prawda była taka, że już od dawna nic nie łączyło go z Kateriną. Nie w sposób, którego mógłby oczekiwać. Jak inaczej miał wyjaśnić to, że poza otępieniem, nie odczuwał niczego więcej. Już nie miał ochoty miotać się na prawo i lewo, krzyczeć albo zalewać łzami, o ile to ostatnie w ogóle wchodziło w grę. Co prawda samo wspomnienie chwili, w której jej drobne ciało zamieniło się w nic nieznaczący pył, okazało się nader bolesne, ale na dłuższą metę również nie znaczyło niczego. Och, albo raczej stało się dla Castiela dowodem zdrady, która czyniła każdy z jego ostatnich czynów jeszcze bardziej niewłaściwym.

Oboje upadliśmy zbyt daleko…

Zacisnął usta. Jak w ogóle doszło do tego, że ostatecznie wylądował w tym miejscu?

Wierzył, że to dokładnie ta sama malutka sypialnia, którą obserwowali wraz z Marco, kiedy Eveline znalazła schronienie pod tym samym dachem. Oczywiście nie potrafił tego stwierdzić, bo zapach dziewczyny już dawno się zatarł, ale wampir i tak wiedział swoje. Dużo lepszym pytaniem wydawało się to, co kryło się za postępowaniem Danielle, bo w bezinteresowną pomoc już dawno przestał wierzyć. Może miało to jakiś sens w przypadku dziedziczki Nightów, ale żadna wiedźma ot tak nie pojawiłaby się przed przypadkowym wampirem, by zaoferować mu pomoc. W normalnym wypadku na pewno by jej nie przyjął, ale…

Castiel zawahał się. Przynajmniej na razie wszystko wskazywało na to, że kobieta mówiła prawdę. Nie pytała o nic. Nie naciskała. W żaden sposób nie okazała tego, że jego obecność go męczy albo że jakkolwiek mogłaby obawiać się niestabilnego emocjonalne krwiopijcy, którego wpuściła pod swój dach. Do diabła, chyba do samego końca wątpił, czy wiedźma naprawdę planowała go zaprosić. A nawet jeśli, podświadomie wyczekiwał momentu, w którym zamachnęłaby się na niego posrebrzanym kołkiem. W gruncie rzeczy pozostawał zdany na jej łaskę, pozbawiony broni. To, że z łatwością mogłaby go powalić na kolana, zdążyła już udowodnić.

„Wyczułam, że w pobliżu jest ktoś, kto potrzebuje pomocy” – dokładnie to powiedziała, kiedy zażądał wyjaśnień.

Co za bzdura.

Wraz z tą myślą, ponownie zamknął oczy.

W którymś momencie musiał przysnąć, ale i tym razem nie wypoczął aż tak, jak mógłby oczekiwać. Kiedy znów otworzył oczy, towarzyszyły mu przede wszystkim wątpliwości. Miał wrażenie, że balansuje gdzieś na krawędzi świadomości i resztek snu, ale nie miał pojęcia, które przeważyło. Jakby tego było mało, towarzyszyło mu dziwne, inne niż dotychczas uczucie, przebijające się nawet przez odrętwienie, które towarzyszyło mu przez cały ten czas.

Jakby ktoś go wzywał… Jakby istniało miejsce, w którym powinien się znaleźć, ale…

Zacisnął usta. Bezwiednie przycisnął dłoń do piersi, z opóźnieniem pojmując, że szarpie przód wciąż pokrytej pyłem koszuli. Nie przejmował się tym, że najpewniej wyglądał jak siódme nieszczęście, a przynajmniej ktoś, kto dopiero co ewakuował się z rozpadającej rezydencji.

Wciąż zdezorientowany, usiadł na skraju łóżka. Spojrzenie utkwił w przestrzeni, jakby w panującym dookoła półmroku mógł dostrzec… cóż, cokolwiek. Odpowiedzi. A może wciąż prześladującą go kobiecą sylwetkę, która – przy odrobinie szczęścia – łaskawie odpowiedziałaby na dręczące go pytania. Skoro go wzywała, równie dobrze mogła pofatygować się tu osobiście. W końcu czy nie na tym polegał związek, zwłaszcza w rozumieniu nowoczesnych, dążących do równouprawnienia czasów?

Tyle że przecież nie było nikogo, kto mógłby go oczekiwać. Obowiązek Castiela dobiegł końca zaledwie kilka godzin wcześniej.

Więc czemu…?

Sfrustrowany, poderwał się na równe nogi. Nie zawracając sobie głowy malutką sypialnią i tym, co chciał zrobić, instynktownie podążył ku drzwiom. Nagle poczuł się jak w potrzasku, a pokój i napierające ze wszystkich stron ściany ani trochę nie pomogły w opędzeniu się od tej myśli. Castiel czuł, że niewiele brakowało, żeby kruchy spokój runął, a jego ostatecznie przytłoczyło to, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Problem polegał na tym, że wciąż nie miał pewności, co ostatecznie by się za tym kryło. Wiedział jedynie, że nie mógł pozwolić sobie na chwilę słabości – i to nie tylko dlatego, że znajdował się pod cudzym dachem.

Właśnie dlatego zdecydował się rozejrzeć po mieszkaniu. Danielle osiedliła się tuż nad prowadzoną przez siebie księgarnią, choć Castiel szczerze wątpił, żeby ta zapewniła jej jakikolwiek dochód. O ile się nie mylił, sklep prosperował od lat, choć nie był jakiś szczególnie popularny. Chyba, bo zwykle trzymał się z daleka od miejsca, które miało jakikolwiek związek z czarownicą. Tak było prościej dla obu stron; mijanie się pod wieloma względami pozostawało przede wszystkim wygodne. Przez to tym bardziej nie rozumiał jakim cudem zabrnął aż do tego miejsca.

Nie musiał się wysilać, by znaleźć panią domu. Zastał Danielle w pokoju, który na pierwszy rzut oka przypominał niewielki, przytulny salonik. W zasadzie samo mieszkanko okazało się wystarczająco małe, by Castiel poczuł się jeszcze bardziej klaustrofobicznie. Przystanął w progu, przez moment mając ochotę skorzystać z okazji, żeby wycofać się do drzwi i po prostu wyjść, nie trudząc się pytaniami czy podziękowaniami. Miał wrażenie, że nawet by jej taką decyzją nie zaskoczył.

Nie zrobił tego. W zamian z powątpiewaniem spojrzał na spokojną, zajętą swoimi sprawami kobietę. Nie miał pojęcia, co było z nią nie tak, ale uderzyło go to, jaka wydawała się rozluźniona. Siedziała przy stole, popijając herbatę i czytając książkę. Wampir uniósł brwi, dziwnie zafascynowany tym widokiem – łagodnym wyrazem twarzy, okularami na nosie i falą srebrzystych, spływających na plecy kobiety włosów. W tamtej chwili nie wyglądała ani trochę groźnie. Gdyby nie to, co o niej wiedział, z łatwością pomyliłby ją z nieszkodliwą starszą panią, za którą przecież starała się uchodzić. Oczywiście pod warunkiem, że jakiejkolwiek śmiertelniczce dałoby dane zestarzeć się w tak piękny sposób.

Ludzie naprawdę byli ślepi. Co prawda ta kwestia pozostawała dla Castiela oczywista od dawna, ale i tak niezmiennie go zadziwiała. Cholera, przecież na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że miało się do czynienia z kimś, kto krył w sobie sekret. Co prawda mniej niepokojący niż para kłów, ale…

– Zaoferowałabym ci coś do picia, ale nie sądzę, żeby earl grey, nieważne jak dobra, jakkolwiek cię zadowoliła.

Drgnął, instynktownie cofając się o krok. Danielle nawet na niego nie spojrzała, ale musiała dobrze zdawać sobie sprawę z tego, że tkwił w progu. W tamtej chwili Castiel sam nie był pewien, czy jednak pozostawała naiwna, czy może pozostawała silniejsza niż przypuszczał, co wyjaśniałoby aż taką pewność siebie.

Nie odpowiedział, chociaż w normalnym wypadku nie powstrzymałby się od złośliwej uwagi. Swoją drogą, herbata w istocie pozostawała ostatnim, czego potrzebował

– Jeśli masz ochotę, wchodź śmiało. Pomilczeć też możemy, o ile właśnie tego potrzebujesz – podjęła, przerzucając stronę.

Nerwowo zacisnął dłonie w pięści. Uderzyła go niedorzeczność tej sceny – tego, jak bardzo bezbronny się nagle poczuł. Wciąż towarzyszyło mu to dziwne uczucie, które wyrwało go ze snu. Jakby tego było mało, coś w możliwości przebywania z Danielle przynosiło mu swego rodzaju ukojenie, choć tego za żadne skarby nie zamierzał przyznać. Prawda była taka, że potrzebował towarzystwa. Czegokolwiek, co pozwoliłoby mu zająć myśli, ale…

I ona o tym wiedziała. Nie miał co do tego wątpliwości, choć sama Danielle całkiem wprawnie ukrywała faktycznie intencje. Nawet gdyby chciał, nie potrafiłby ot tak niczego jej zarzucić.

– Wciąż nie wiem, czego ode mnie chcesz – powiedział wprost, decydując się przerwać przeciągającą się ciszę.

To z pewnością nie były właściwe słowa w rozmowie z kimś, komu w teorii coś zawdzięczał, ale nie dbał o to. Nie prosił, żeby przyszła do niego z jakąkolwiek propozycją. Zresztą sposób, w jaki potraktowała go na powitanie, sprawiał, że – przynajmniej teoretycznie – byli kwita.

Brwi Danielle powędrowały ku górze. W końcu uniosła głowę, decydując się obdarować go spojrzeniem. Coś w wyrazie jej twarzy sprawiło, że Castiel zapragnął parsknąć pozbawionym wesołości śmiechem. Och, niczym surowa nauczycielka, którą właśnie bardzo rozczarowano. Gdyby przynajmniej kiedykolwiek był materiałem na wzorowego ucznia!

– Niczego – odparła z przekonaniem. – Wydawało mi się, że to jasne od samego początku. Nie zamknęłam drzwi na klucz, jeśli o to ci chodzi.

– Bardzo to nierozważne.

– I twierdzisz, że zamek by cię powstrzymał? – Nawet nie czekała na odpowiedź. – Jeśli twoim życzeniem będzie odejść, proszę bardzo. Sądzę, że dość jasno określiłam moje powody, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, panie Salvador.

Wraz z tymi słowami, wróciła do czytania książki. Castiel tkwił w bezruchu, przez chwilę czując się tak, jakby jednak trafił na zamknięte drzwi – i to tylko po to, żeby boleśnie się z nimi zderzyć. Żartowała sobie? Gniewnie zmrużył oczy, jednocześnie próbując znaleźć jakiekolwiek dowody na to, że ta kobieta nie była aż do tego stopnia bezczelna. Nie mogła. Tak przynajmniej sądził, nie mogąc sobie wyobrazić, że mogłaby z taką swobodą przejść do porządku dziennego z tym, że wpuściła pod swój dach obcego wampira.

Przemieścił się, nie mogąc zapanować nad własnymi odruchami. Wiedział, że najpewniej popełnia błąd, ale i tak doskoczył na tyle blisko Danielle, na ile był w stanie, bez przewracania stolika, który nagle stanął mu na przeszkodzie. Nachylił się nad nim, chcąc jakkolwiek zmusić kobietę do tego, żeby spojrzała mu w oczy.

– Nie uwierzę w to – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Może mój brat, ale nie ja. Bezinteresowność…

Urwał, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Jej spokój zaczynał go drażnić, coraz bardziej prowokując, choć Castiel nie był pewien dlaczego. Niczego już nie wiedział. Przez Danielle z kolei czuł się jak bezradne, rzucające się dziecko, które i tak nie miało niczego wywojować.

– Twoja wiara to również nie mój problem.

Otworzył i zaraz zamknął usta. Nie tego się spodziewał, ale powoli zaczynał przywykać do tego, że przewidzenie reakcji tej istoty najwyraźniej go przerastało. Przez moment miał wręcz ochotę się roześmiać. Och, a myślał, że to Leana bywa bezczelna!

Wycofał się, choć wcale nie miał na to ochoty. Gdyby przed sobą miał normalnego śmiertelnika, bez wahania rzuciłby mu się do gardła – ot tak dla zasady, byleby poczuć się lepiej. Co prawda wątpił w to, żeby pomogło, ale zawsze mógł spróbować. Perspektywa skupienia się na pierwotnych odruchach, choćby tylko dla zaspokojenia głodu, wydawała się kusząca. Na pewno lepsza niż dalsze trwanie w ciszy albo ucieczka w sen, zwłaszcza że ten i tak wydawał się prowadzić donikąd.

Tyle że to też nie było rozwiązaniem. Z powątpiewaniem spojrzał na Danielle, aż za dobrze pamiętając, że wcale nie miał przed sobą bezbronnej śmiertelniczki. Ktoś, kto pałał się magią, na dodatek w miejscu takim jak Haven, musiał potrafić się obronić. Jej wiek mówił sam za siebie, nawet jeśli z perspektywy wampira to i tak wydawało się niczym.

– Co chcesz wiedzieć? – mruknął, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.

– Więc masz ochotę porozmawiać? – Na ustach Danielle pojawił się cień uśmiechu. – W tej chwili to nie ja zadaję pytania, więc…

– Przestań.

Zamilkła, ale i tak poczuł się, jakby to była łaska z jej strony. Wciąż czuł się jak dziecko, zwłaszcza gdy traktowała go w ten sposób. Spróbował nad sobą zapanować, ale to okazało się trudniejsze, niż mógłby sobie tego życzyć. Śmierć Kateriny, wszystko to, co bezskutecznie poświęcił, a teraz to dziwne uczucie… Skoro kobieta, dla której walczył, odeszła, czemu wciąż miał wrażenie, że gdzieś tam ktoś na niego czekał…?

Zmęczenie pojawiło się nagle. Z równym powodzeniem mogło towarzyszyć mu od samego początku, dotychczas przysłonięte przez mieszankę frustracji, żalu i gniewu, za którym z łatwością mógł się ukryć. Zachwiał się, dla pewności chwytając krawędzi stołu. Podchwycił przenikliwe spojrzenie Danielle, ale nawet jeśli miała jakieś uwagi, zachowała je dla siebie. Castiel również zdecydował się udawać, że nic szczególnego nie miało miejsca, w zamian w końcu decydując się zająć miejsce naprzeciwko niej. Zupełnie jakby to, że mieliby normalnie usiąść i porozmawiać, od samego początku było kontrolowaną, wybraną przez niego opcją.

– Co chcesz wiedzieć? – ponowił pytanie.

– Najpewniej się domyślasz – stwierdziła Danielle, ostrożnie dobierając słowa. – To nie tak, że zaprosiłam cię tylko po to, żeby rozeznać się w sytuacji, aczkolwiek… jest jedna rzecz, którą chciałabym wiedzieć.

– Cóż… Jeśli myślimy o tym samym, to obawiam się, że muszę cię rozczarować  – odparł beznamiętnym tonem. – W najlepszym wypadku nekromantka jest martwa.

Szukał jakichkolwiek oznak żalu, wątpliwości… Czegokolwiek. Przez moment naprawdę miał nadzieję dostrzec w zachowaniu wiedźmy cokolwiek, co mógłby wykorzystać. Wystarczyłoby, żeby mógł poczuć się nie tyle lepiej, co przynajmniej odzyskać kontrolę nad sytuacją. Oczekiwał czegokolwiek, ale…

Tyle że Danielle pozostała równie spokojna, co i wcześniej. Po prostu skinęła głową, w ciszy przyjmując to, co miał jej do powiedzenia. To okazało się gorsze niż cokolwiek innego, kolejny raz sprawiając, że poczuł się jak dziecko. I to niby wampiry określano mianem bezdusznych morderców…?

– Słyszałaś, co powiedziałem? Ona…

– Owszem. Ująłeś to również jako „najlepszy wypadek”, więc to dla mnie żadna odpowiedź. – Kobieta wzruszyła ramionami. – Aczkolwiek dziękuję.

Skrzywił się na te słowa. Nie chciał jej podziękować, miał zresztą wrażenie, że nie mówiła mu całej prawdy. Nie wierzył, żeby chodziło tylko o naiwną nadzieję, której przywykli trzymać się śmiertelnicy. Przynajmniej ona nie wyglądała na taką, która po tylu latach wciąż kierowałaby się czymś aż tak banalnym.

– Ile tak naprawdę wiesz, co? – Zacisnął usta. – Zresztą to bez znaczenia. Wszystko i tak się spierdoliło.

Nawet się nie skrzywiła, ze spokojem przyjmując to, że zaczynał przeklinać.

– Jestem w stanie to wyczuć. Również to, że nie tylko niepewność co do losu mojej małej Eve jest tu największym problemem – stwierdziła. Srebrzyste włosy opadły jej na twarz, kiedy przekrzywiła głowę. – Wyczuwam tak silny żal…

– To nie żal, tylko wściekłość.

Usłyszał huk. Z opóźnieniem uprzytomnił sobie, że z impetem uderzył pięścią w stolik, sprawiając, że ten po prostu się rozpadł. Obojętnie spojrzał na potrzaskane drewno i resztki tego, co zostało z filiżanki herbaty. Resztki napoju wsiąkły w zdobiący podłogę dywan, zostawiając nań ciemne plamy.

Zerknął na Danielle, ale ta nie wyglądała na rozeźloną. Wciąż siedziała na fotelu, z rękoma złożonymi na podołku. Palcami delikatnie gładziła okładkę książki.

– Widzę coś zupełnie innego – oceniła, tym samym ostatecznie wytrącając Castiela z równowagi.

Roześmiał się, nie mogąc się powstrzymać – w całkowicie pozbawiony wesołości sposób. Nie sądził, że stać go na coś podobnego, ale to już nie miało znaczenia. Uświadomił sobie, że drży, nade wszystko pragnąc znieść z powierzchni ziemi pierwsze, co tylko wpadłoby mu w ręce. Resztki spokoju, których próbował się trzymać od chwili przebudzenia, bezpowrotnie zniknęły. Dotychczasowe otępienie wymykało mu się z rąk, a on już nawet nie próbował tego powstrzymywać.

Mimo wszystko wybuch przy Danielle wydał mu się lepszy, niż gdyby miało dojść do tego w domu. Nie chodziło nawet o to, że nie wyobrażał sobie tak po prostu stanąć przed Laną czy Liamem, o Marco nie wspominając. Co prawda przy odrobinie szczęścia mógłby zająć umysł walką, ale szczerze wątpił, żeby to mu pomogło. O ile w ogóle potraktowaliby go tak jak powinni, zwłaszcza biorąc pod uwagę spojrzenie i ton Lany – to cholerne współczucie, które towarzyszyło mu od chwili, w której Katerina…

Nie chciał o tym myśleć.

Ale już nie potrafił inaczej.

– Coś innego… Oczywiście, że to coś innego. Oczywiście! – wyrzucił z siebie na wydechu. Podniósł głos, ale i to przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. – Spóźniłem się. Po tym wszystkim… tak po prostu się spóźniłem.

– Ale nie chcesz współczucia.

To nie było pytanie, ale i tak zdecydował się odpowiedzieć.

– Nie. – Ale wcale nie był tego taki pewien. Tak jak i tego, czy naprawdę miał coś przeciwko przenikliwego spojrzeniu Danielle. Z jakiegoś powodu… ona wydawała się rozumieć. Ta jej obojętność wydawała się lepsza niż cokolwiek innego. – W żadnym razie.

– Więc ode mnie go nie dostaniesz – zapewniła i zabrzmiało to jak wiążąca obietnica.

Rzucił jej podejrzliwe, zdystansowane spojrzenie. Wciąż tak siedziała, równie spokojna, co i wyniosła. Mogłaby okazać się idealną ofiarą, ale… nie potrafił zmusić się do tego, żeby podnieść na nią rękę. W cokolwiek by nie wierzył, wydawała się dawać mu to, czego potrzebował. Miał wręcz wrażenie, że gdyby nagle wpadł w szał i rozniósł całe mieszkanie, nie mrugnęłaby okiem.

Jeśli to była jakaś sztuczka, wychodziła jej znakomicie. Castiel od zawsze wiedział, że wiedźmom nie wolno ufać. Nie żeby miało to jakiekolwiek znaczenie w tej sytuacji.

Przez dłuższą chwilę trwali w ciszy, ale to wydawało się właściwe. Czuł, że go obserwowała, jednak i w tym spojrzeniu nie doszukał się niczego, co uznałby za niewłaściwe – ani wrogości, ani współczucia. To mogłoby być spojrzenie, którym starsza pani mogłaby obrzucić niesfornego wnuka.

– Możesz zostać tak długo, jak uznasz to za stosowne… Pamiętasz o tym? – rzuciła ze spokojem, nagle znów sięgając po książkę.

Zamrugał. Ze świstem wypuścił powietrze, choć to wcale nie było mu niezbędne do normalnego funkcjonowania.

Tak po prostu. Prawie jak za pierwszym razem, kiedy ot tak zaproponowała mu schronienie, wydając się z góry zakładać, że przystanie na jej propozycję. Jakby wiedziała, że burza minęła i powinna oczekiwać przede wszystkim spokoju.

– To… nie będzie konieczne. Nie na długo.

Ale po opuszczeniu salonu wcale nie skierował się ku drzwiom wejściowym. Starannie zamknął za sobą drzwi sypialni, po czym oparł się o nie plecami. Chwilę tkwił w bezruchu, bezmyślnie spoglądając w przestrzeń i próbując zapanować nad mętlikiem w głowie.

Co to, do diabła, miało być? Ta kobieta, ta rozmowa, sposób, w jaki go traktowała… Nie miał pojęcia, czego chciała Danielle. Tym bardziej nie wiedział, co działo się z nim samym, ale to pozostawało sprawą drugorzędną.

Nerwowo zacisnął dłoń na klamce, chcąc w ten sposób powstrzymać niekontrolowane drżenie. Prawda była taka, że przez krótką chwilę miał ochotę zacząć mówić. Myśl o tym, żeby zwierzyć się Danielle, dręczyła go nawet bardziej niż ta dziwna mieszanka uczuć, ze złością na czele. Nie miał pojęcia, czy wiedźma właśnie nim manipulowała, czy może prawdą było, że o nieszczęściach łatwiej rozmawiało się z obcymi, ale nie chciał o tym myśleć.

Nie żeby w ogóle mógł rozmawiać. Jak miałby wytłumaczyć komukolwiek coś, czego sam nie rozumiał? Gdyby chodziło po prostu o stratę Kateriny, może mógłby się z tym pogodzić. Prawda była taka, że opuściła go już dawno temu, ale…

Padający śnieg.

W pamięci wciąż miał jej błagalny wyraz twarzy, nim tak po prostu rozpadła się w pył. Umarła w sposób, który nie powinien mieć miejsca, bo…

Ale Katerina zgrzeszyła.

Jej śmierć mówiła sama za siebie, choć Castiel za wszelką cenę próbował opędzić się o tej myśli. Poświecił tyle tylko po to, żeby zaprzepaściła wszystkie starania, zdradzając go w najgorszy możliwy sposób – i to okazało się gorsze niż moment, w którym osobiście wbił kołek w plecy własnego brata.

Dobry wieczór. :D Przestawiam się na nocki w pracy, więc to doskonała pora, żeby trochę popisać. A jako że widziałam już pytanie o śmierć Kateriny… Hm, zostawiam was z tym i odrobiną miejsca na teorie. Jakieś pomysły? Wszystko się wyklaruje, ale wierzę, że pojawiło się kilka wskazówek, które mogą naprowadzić na właściwy trop…

Dzięki śliczne za obecność i komentarze, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz