Eveline
Krzyknęła, po czym gwałtownie spróbowała
się cofnąć. Bella również wydała z siebie zaskoczony, zduszony
okrzyk, przez dłuższą chwilę sprawiając wrażenie kogoś, kto nie jest pewien,
gdzie i dlaczego się znalazł. Dłonie dziewczyny momentalnie zacisnęły się
na ramionach Eveline, pomagając jej utrzymać równowagę. Wyprostowała się,
koncentrując przede wszystkim na próbie utrzymania w pionie, chociaż i tak
czuła się, jakby ktoś porządnie zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Nie
miała pojęcia, co takiego właśnie miało miejsce, ale podświadomie wyczuwała, że
to nie było ani normalne, ani tym bardziej dobre. W głowie miała mętlik,
spotęgowany wrażeniem, którego czasami doznawała, kiedy zbyt gwałtownie została
wybudzona ze snu. To sprawiało, że drżała na całym ciele, ledwo będąc w stanie
nad sobą zapanować, choć wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała tego
dokonać.
Bella
wyprostowała się i – wciąż trzymając dłonie na ramionach wytrąconej z równowagi
Eve – w pośpiechu cofnęła się o krok, by móc lepiej przyjrzeć się
dziewczynie. Jej oczy błyszczały niespokojnie, przez ułamek sekundy dziwnie
rozszerzone i jakby nieludzkie, choć wrażenie to zniknęło równie nagle, co się
pojawiło.
– Hej, to
tylko ja – rzuciła na wydechu, wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym
geście. – Wszystko w porządku? Wydaje mi się, że…
– Nie
jestem pewna – wymamrotała w pośpiechu Eveline, energicznie potrząsając
głową. Ledwo rozumiała swoje własne słowa, tak roztrzęsiona i niespokojna,
że nawet formułowanie kolejnych zdań przychodziło jej z trudem. – To
znaczy… Chyba tak. Daj mi chwilę – poprosiła, próbując zmusić dziewczynę do
tego, żeby ją puściła.
Nie
doczekała się protestu, a chwilę później dłonie Belli zniknęły, choć ta
nadal stała w pobliżu, gotowa do natychmiastowej reakcji. W ciemnościach
skóra sąsiadki wydawała się nienaturalnie blada, zwłaszcza w zestawieniu z długimi,
ciemnymi włosami. Sama zainteresowana wydawała się mocno zaniepokojona,
zwłaszcza kiedy raz po raz niespokojnie spoglądała na stojącą przed nią Eve.
– Jesteś
pewna, że wszystko okej? Wyglądasz, jakbyś za moment miała zwymiotować –
oceniła w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – Nie żebym mówiła to
złośliwie.
Potrząsnęła
głową, gestem ręki dając Belli do zrozumienia, że nie miała nic przeciwko temu,
żeby zamilkła. Dziewczyna usłuchała, a wokół znowu zapanowała cisza, ta
jednak w najmniejszym nawet stopniu nie przyniosła Eveline ukojenia. Stała
w bezruchu, drżąca i niespokojna, dla pewności nasłuchując i próbując
wychwycić… cokolwiek, jeśli tylko okazałoby się niewłaściwe, jednak wszystko
wskazywało na to, że przed domem ani w jego pobliżu nie ma nikogo. Słońce
zdążyło zniknąć za horyzontem, pogrążając okolicę w półmroku, wciąż jednak
nie było na tyle ciemno, by Eveline zaczęła mieć problemy z rozróżnianiem
kształtów. Rosnące nieopodal drzewa kołysały się, łagodnie szeleszcząc przy
każdym kolejnym ruchu. W powietrzu czuło się przenikliwy chłód oraz
wilgoć, to jednak również nie wydawało się niczym dziwnym, zwłaszcza w miejscu,
gdzie opady wydawały się dość powszechne.
Nic. Cisza.
Wszystko wydawało się być w porządku, a przynajmniej miała takie
wrażenie. Wodziła wzrokiem na prawo i lewo, coraz bardziej zdezorientowana, zwłaszcza, że była gotowa przysiąc, że zaledwie chwilę wcześniej…
To głupota, pomyślała w niemalże
rozgorączkowany sposób, za wszelką cenę próbując przywołać się do porządku.
Miała wrażenie, że oszukuje samą siebie i że to nie prowadzi do niczego
dobrego, ale nie dbała o to. Już i tak zaczynała czuć się jak
wariatka, zwłaszcza w obecności wystraszonej Belli, która najpewniej
liczyła na wyjaśnienia. Co prawda Eve nie sądziła, że jest dziewczynie cokolwiek
winna, ale z drugiej strony…
– Jest
dobrze – oznajmiła, choć jej wciąż drżący głos sugerował zupełnie coś innego. –
Wydawało mi się… Zresztą nieważne – zapewniła, w pośpiechu decydując się
zmienić temat. – Co tutaj robisz?
Mimowolnie
skrzywiła się, porażona wydźwiękiem własnych słów, tym bardziej, że te nie
zabrzmiały szczególnie miło. Niespokojnie spojrzała na Bellę, niemalże
spodziewając się tego, że ta wycofa się albo jakkolwiek zareaguje na jawną
wrogość ze strony gospodyni, ta jednak sprawiała wrażenie przede wszystkim
zatroskanej. Kiedy na dodatek po chwili zdołała uśmiechnąć się w słodki,
niezwykle sympatyczny sposób, Eveline ostatecznie doszła do wniosku, że
zrażenie tej istoty wręcz graniczyło z cudem.
– Nudziło
mi się w pojedynkę, więc postanowiłam, że zajrzę. Sama nie chciałaś przyjść,
co oczywiście doskonale rozumiem, ale mimo wszystko… – Urwała, po czym jakby od
niechcenia wzruszyła ramionami. – Zauważyłam, że w domu jest ciemno, więc
nawet nie byłam pewna, czy kogokolwiek zastanę. Nie przeszkadzam?
–
Sprzątałam – odpowiedziała machinalnie. Bella uniosła brwi, po czym wymownie zerknęła
na pogrążony w ciemnościach korytarz. – To znaczy… robiłam to, póki było
jasno. Dopiero muszę pozałatwiać kilka spraw – zreflektowała się, chociaż sama
nie była pewna, dlaczego próbowała się tłumaczyć.
Tak, dosłownie kilka… Ciepła woda, światło,
zakupy. Innymi słowy: drobiazgi, prawda?, pomyślała z przekąsem, nie
mogąc się powstrzymać. Złośliwości wydawały się całkiem bezpieczną opcją, tym
bardziej, że nadal pozostawała zdenerwowana. Nie miała pojęcia, jak tak
naprawdę się czuła, a tym bardziej co miało miejsce zaledwie chwilę
wcześniej, jednak starała się o tym nie myśleć. W końcu wszystko było
w porządku, a przynajmniej próbowała przekonać samą siebie, że tak
jest. Z drugiej strony, jak na kogoś, kto był aż do tego stopnia pewien,
że nic szczególnego nie miało miejsca i że jest w stanie sobie
poradzić, była zaskakująco zdeterminowana, byleby tylko nie pozwolić Belli
odejść…
– Serio
zamierzałaś spędzić wieczór w takich warunkach? – zapytała z niedowierzaniem
Bella. – O gotowaniu też nie ma mowy? – dodała po chwili, a Eve
zawahała się na moment.
– W zasadzie…
Dziewczyna
nawet nie pozwoliła jej dokończyć.
– Szczerze.
Lodówka też nie działa? – drążyła, a Eveline westchnęła i wymownie
wywróciła oczami.
– I tak
nie byłam głodna – odpowiedziała wymijająco.
Cóż, to
akurat była prawda, choć wątpiła, by Bella była w stanie to zrozumieć.
Trudno było jej myśleć o czymś tak przyziemnym, jak gotowanie obiadu czy
kolacji, skoro uwaga raz po raz zwracała się albo ku nieprzespanej nocy,
albo wszystkim, co miało związek z domem. Dziwnie czuła się w rezydencji,
poza tym wciąż nie dawało jej spokoju to, gdzie się obudziła. Miała wrażenie,
że coś jest nie tak, choć nadal nie potrafiła sprecyzować, czy problem leżał w Haven,
czy może… w niej samej. Wiedziała jedynie, że to wzbudzało w niej
najgorsze z możliwych odczuć i że w końcu musiała coś z tym
zrobić, jednak do tego potrzebowała czasu. Co więcej, na dobry początek
wypadało zadbać o normalność, co z kolei sprowadzało się do doprowadzenia
budynku do stanu używalności. Tu koło się zamykało, Eveline zaś wiedziała, że
tak czy inaczej musiała poczekać do poniedziałku, by po raz kolejny udać się do
miasta.
– Chyba
sobie żartujesz. – Głos Belli skutecznie przywołał ją do porządku. – Przecież
mówiłam ci, że mieszkam obok. Wystarczyło przyjść i zapukać – oznajmiła
niemalże karcącym tonem, wspierając obie dłonie na biodrach.
Eveline
spojrzała na dziewczynę w osłupieniu, sama niepewna tego, co powinna
myśleć albo czuć. Czy Bella właśnie robiła jej wymówki o to, że nie
poprosiła o pomoc, choć praktycznie się nie znały, a podczas
pierwszego spotkania niczego konkretnego nie obiecała? Na to wychodziło, ale
– ku własnemu zaskoczeniu – nawet nie potrafiła mieć o to pretensji.
Wiedziała jedynie, że dawno nie spotkała takiej
osoby, przez co tym trudniej było jej sobie wyobrazić, że ktoś taki mógłby nie
mieć znajomości. Z tego, co powiedziała Danielle, jej sąsiadka była
skryta i mało towarzyska, choć zdecydowanie nie zachowywała się jak ktoś,
kogo można opisać w ten sposób. W zasadzie miała wrażenie, że to sama
Bella decydowała z kim i dlaczego zdecyduje się zaprzyjaźnić, nie
pozostawiając drugiej osobie najmniejszego nawet wyboru.
Świetnie,
więc w najgorszym wypadku trafiła na spragnioną towarzystwa wariatkę –
materialny dowód na to, że życie na odludziu nie sprzyjało zachowaniu zdrowych
zmysłów.
Bella
musiała wyczuć konsternację dziewczyny, bo westchnęła, po czym z wolna zaczęła
się rozluźniać. Eveline drgnęła, kiedy jej rozmówczyni w najzupełniej
naturalnym geście chwyciła ją za rękę, po raz kolejny wytrącając z równowagi
zaskakującą wręcz pewnością siebie.
– Nie patrz
na mnie w ten sposób – powiedziała, uśmiechając się blado. – Czasami mam
serdecznie dość tego, że nikogo tutaj nie ma. Ludzie w mieście są dziwni, a ja
zdecydowanie pewniej czuję się tutaj… Wiesz, dla nich wciąż jestem nowa – wyjaśniła, wznosząc oczy ku górze
w poddańczym geście. – Dlatego ucieszyłam się, kiedy okazało się, że masz
przyjechać, bo… Wiesz, jesteśmy w tej samej sytuacji – zauważyła
przytomnie. – To znaczy… No, prawie! Osoba
z przeszłością i tak dalej… Pamiętam – zapewniła, a Eveline
uświadomiła sobie, że Bella niejako parafrazowała to, co powiedziała jej
podczas ostatniego spotkania. – Tutaj robi się dziwnie po zmroku…
– Z tym
akurat się zgadzam – przyznała niechętnie. – Ehm… Zaprosiłabym cię do środka,
ale nie sadzę, żeby siedzenie po ciemku było ci na rękę – dodała po chwili
wahania, po części licząc na to, że dziewczyna zrozumie aluzje i wróci do
siebie, chociaż paradoksalnie jakaś cząstka Eve wcale tego nie chciała.
– Fakt. –
Bella posłała jej uroczy, promienny uśmiech. – U mnie wszystko działa.
Idziemy?
To się ciesz… Och, chwila, znowu wracamy do
tematu serniczka?, pomyślała, jednak tym razem zdecydowała się na
milczenie. Wątpiła zresztą, by ta rozentuzjazmowana dziewczyna chciała jej
słuchać.
Nerwowo
obejrzała się przez ramię, niespokojnie spoglądając na pogrążony w ciszy
dom. Coś w tym budynku niezmiennie przyprawiało ją o dreszcze, choć
do tej pory starała się tego nie okazywać, raz po raz rzucając niepokój na
wytwory wyobraźni. Pielęgnowała ten strach w sobie przez tak długi okres
czasu, że teraz pewnie nawet nie powinna być zdziwiona. Od samego początku
zresztą wiedziała, że prędzej czy późnej w końcu będzie musiała przełamać
się na tyle, żeby zacząć oswajać się z tym miejscem. Jak inaczej miałaby
nauczyć się tutaj mieszkać…?
Z drugiej
strony, otwarcie się na ludzi i jakiekolwiek towarzystwo, wcale nie były
taką złą perspektywą. Przecież wcale nie próbowała stąd uciekać, licząc na to,
że po ostatniej nocy uda jej się odpocząć…
Wcale a wcale.
W milczeniu
wycofała się do przedpokoju, by pochwycić kurtkę. Miała wrażenie, że źle
postępuje, kiedy z powrotem wyszła na zewnątrz, starannie zamykając za sobą
drzwi. Odniosła wrażenie, że czuje wewnętrzny opór, kiedy wsunęła znaleziony w kieszeni
klucz do zamka, jakby coś w rezydencji nie chciało, by wychodziła – nie
nocą i nie z tą dziewczyną. W pośpiechu odrzuciła od siebie tak
irracjonalne myśli, na powrót odwracając się w stronę Belli i pierwszy
raz tego wieczora zdobywając się na gest, który od biedy można było określić
mianem uśmiechu.
– Niech ci
będzie – odezwała się i mimo obaw, jej głos zabrzmiał o wiele pewniej
niż dotychczas. – Możemy iść.
Lana
Lana jakby od niechcenia
przeciągnęła się na krześle, czując nagłe odrętwienie. Nawet wampiry
doświadczały zmęczenia, choć równie dobrze mogło okazać się, że tylko ona jest
pod tym względem jakimś cholernym ewenementem. W końcu… dlaczego miałoby
być inaczej? Już i tak była inna, doświadczona przez los i na swój
sposób wyjątkowa, o czym miała okazję wielokrotnie przekonać się w przeszłości.
W końcu jako jedyna czuła,
a czasami wiedziała o rzeczach,
które dopiero miały się wydarzyć, choć nie zawsze udawało jej się interpretować
wszystko dostatecznie wcześnie. Och, jeśli miała być ze sobą szczera, to było
niczym jakaś pieprzona Rosyjska Ruletka, w której jej intuicja mogła
okazać się albo wybawieniem, albo źródłem frustracji, gdyby okazało się, że
zwykły przypadek mógł sprawić, by nie dopuściła do nieszczęścia.
Najgorsze
było to, że znacznie częściej doświadczała rozczarowania.
Przeczesała
jasne włosy palcami, ostatecznie ukrywając twarz w dłoniach, energicznie ją pocierając. Zmęczenie przybrało na sile, choć przecież doskonale
czuła, że słońce zaszło jakiś czas temu. W teorii noc była tą porą dnia,
która sprawiała, że istoty jej podobne funkcjonowały najlepiej, trudno jednak
było oczekiwać całkowitej jasności umysłu, skoro w ostatnim czasie na
nogach utrzymywała ją tylko i wyłącznie kawa – bardzo dużo kawy, często
przeplatanej kolejnymi kubkami krwi. Czuła, że w najbliższym czasie będzie
musiała zapolować, tym bardziej, że osoka z plastikowego woreczka już
dawno przestała satysfakcjonować jej organizm. Co prawda na ciepło smakowała
lepiej, nawet jeśli połączenie mikrofali, kubeczka i zawartości
czyichkolwiek żył brzmiało… dość osobliwie.
Usłyszała
kroki Marco na krótko przed tym, jak ten zdecydował się wejść do pracowni,
w której przesiadywała. Pierwszy raz od dłuższego czasu oderwała wzrok od
ekranu komputera, tym samym uwalniając się od kolejnej przyczyny odczuwanego
zmęczenia. Nie, nie mogła zaszkodzić sobie zbyt długim przesiadywaniem przed
monitorem, ale psychicznie sprawy miały się trochę inaczej. Żyła w ciągłym
napięciu, próbując rozpracować coś, czego nawet nie rozumiała, opierając się
wyłącznie na przypuszczeniach, własnych przeczuciach i nadziei na to, że
przynajmniej ten jeden raz w porę wpadnie na trop, który okaże się choć
odrobinę przydatny, nawet jeśli w ostatnim czasie nic na to nie
wskazywało.
– Przed
wejściem do jakiegokolwiek pokoju, wypadałoby wcześniej zapukać – wymamrotała
gniewnie, wymownie spoglądając w stronę drzwi.
Marco
przystanął w progu, opierając się o framugę. Chcąc nie chcąc okręciła
się na obrotowym krześle, by spojrzeć na dobrze zbudowanego, ciemnowłosego
mężczyznę o znajomych, niebieskich oczach. Jak zwykle nosił się na czarno,
kiedy zaś zauważyła, że na sobie miał czarną, skórzaną kurtkę – idealna do
tego, żeby w razie potrzeby ukryć w kieszeniach nawet cały arsenał
śmiercionośnych, drewnianych kołków i różnorakiej broni – doszła do wniosku,
że albo wracał z rekonesansu, albo dopiero się na niego wybierał.
– Coś
nowego? – rzucił już na wstępie, darując sobie jakiekolwiek przywitanie i puszczając
jej wcześniejsze słowa mimo uszu.
Wymownie
uniosła brwi, bo zdecydowanie nie do tego ją przyzwyczaił. Marco był
dżentelmenem, więc wielokrotnie traktował ją o wiele lepiej, aniżeli sobie
na to zasłużyła. W zasadzie jego zachowanie często ją bawiło, bo zdążyła
przywyknąć do realiów ówczesnych czasów. „Nowocześni” mężczyźni zachowywali się
momentami w sposób, który sprawiał, że nie miała najmniejszych oporów
przed rozerwaniem cudzego gardła, nawet jeśli to pozostawało… nie do końca humanitarną metodą.
Och, dobra
– wcale takie nie było.
Tak czy
inaczej, Marco był jednym z nielicznych przedstawicieli ginącej już rasy
dżentelmenów, a przynajmniej w ten sposób o nim myślała. To
odróżniało go od Castiela, który z wielką wręcz przyjemnością starał się
wytrącić ją z równowagi, choć w razie potrzeby i on miał
zaskakujący talent do czarowania kobiet. Jego bratu przychodziło to
naturalnie, jednak spoglądając na wampira w tamtej chwili, Lana odniosła
wrażenie, że mężczyzna jest wyjątkowo wręcz spięty. Miała wrażenie, że coś jest
nie tak, choć sama nie była pewna, co powinna o tym myśleć. W ostatnim
czasie okolica była zaskakująco wręcz spokojna, choć to mogło równie dobrze
okazać się ciszą przed burzą.
– Nic
szczególnego – odpowiedziała z opóźnieniem, kiedy spojrzał na nią
sfrustrowany. Okej, coś zdecydowanie było na rzeczy. – To samo, co i rano…
I dzień wcześniej. I jeszcze dzień wcześniej – dodała, a wampir
wydał z siebie przeciągłe westchnienie. Wyprostowała się na swoim miejscu
i – wcześniej założywszy nogę na nogę – nachyliła się w jego stronę,
by móc uważniej mu się przyjrzeć. – A ty? Coś jest nie tak? – zapytała,
raptownie poważniejąc.
– Zero
niewyjaśnionych zgonów, żadnych zniknięć i ani jednego niewyjaśnionego
wypadku – rzucił jakby od niechcenia, więc wymownie uniosła brwi ku górze.
Cudowny Marco zaczynał być sarkastyczny, czy to ona od nadmiaru kofeiny
miała przywidzenia? – Pewnie powinniśmy się z tego cieszyć, ale
jak dla mnie to podejrzana sprawa. Obawiam się, że jak tak dalej pójdzie,
wkrótce wyczytamy w gazetach coś w stylu: „Masowe mordy w Haven”,
o ile ktokolwiek zainteresuje się tym, co dzieje się na tym zadupiu.
– Bez
przesady – obruszyła się, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Pojawiają
się i znikają, nie? To chyba nic, czym należy się przejmować – zauważyła
przytomne, ale Marco nie wyglądał na przekonanego. – Dlaczego tak nagle…?
Wampir
obrzucił ją poirytowanym spojrzeniem tych swoich hipnotyzujących, niebieskich
oczu.
– Ponieważ ona wróciła? – To zabrzmiało jak
pytanie, chociaż zdecydowanie nim nie było. Przynajmniej Lana odniosła
wrażenie, że Marco wiedział swoje, rozmawiając z nią tylko dla zasady. –
Sama mi to powiedziałaś – dodał, a kobieta wymownie wzniosła oczy ku
górze.
– Rany…
Zaczynasz być równie irytujący, co i Castiel – oceniła, po czym ciągnęła
dalej, obojętna na ostrzegawcze spojrzenie, które jej rzucił: – Oczywiście poszedł
na „zwiady” – dodała, kreśląc w powietrzu cudzysłów. Oboje dobrze
wiedzieli, w jaki sposób to rozumieć, tym bardziej, że zwłaszcza w ostatnim
czasie nieśmiertelny dawał im się we znaki swoimi dziwnymi zwyczajami. – Zarzekał się, że zabije cię, jeśli spróbujesz za nim
pójść. Mówił też coś o tym, że osobiście wetknie ci kołek… No, sam wiesz. Jak
dla mnie brzmiało to bardzo poważnie – dodała, a Marco po raz pierwszy
wysilił się na blady uśmiech. – Jest coś, o czym nie wiem? – zapytała
podejrzliwym tonem.
– Nawet
jeśli, uznaj to za typowo braterskie porachunki – uciął stanowczo,
jednoznacznie dając jej do zrozumienia, że nie zamierza się zwierzać. –
Szczerze mówiąc, najchętniej porządnie bym mu nakopał, chociaż dzisiaj nie mam
na to czasu. Jak znam życie, znowu siedzi w barze i bajeruje jakąś
naiwną panienkę, o ile już nie namieszał którejś w głowie… Mam tylko
nadzieję, że chociaż tym razem będzie ostrożny, bo zaczynam mieć dość ciągłego
ratowania mu tyłka – niemalże warknął, a Lana prychnęła, aż nazbyt dobrze
pamiętając, jakie problemy mieli, kiedy ostatnim razem ekscesy wampira
ściągnęły do Haven zaalarmowaną policję.
Milczała,
leniwie kręcąc się na obrotowym krześle. Jakby od niechcenia wpatrywała się
w swoje pomalowane krwistoczerwonym lakierem paznokcie, pozwalając swoim
myślom krążyć swobodnie. To czasami pomagało, chociaż…
– Tajemnicza istota z pradawnego rodu;
sierp potęgi jej znakiem, śmierć partnerką w mroku… – zanuciła już
dawno wyuczoną pieśń. W ostatnim czasie tych kilka linijek nie dawało jej
spokoju, o czym zresztą już jakiś czas temu wspomniała Marco. – Córka
Nightów jednak wróciła, nie?
Wampir
uniósł brwi, nagle się spinając. Lana odniosła wrażenie, że nie mówił jej
o czymś istotnym, jednak wydawał się być w tak specyficznym nastroju,
że postanowiła darować sobie jakiekolwiek pytania.
– Wciąż
sugerujesz, że…? – zaczął w końcu, więc energicznie pokręciła głową, nie
zamierzając czekać, aż zbyt daleko posunie się w swoich przypuszczeniach.
– Ja nic
nie sugeruję – zapewniła go pośpiesznie. – Co najwyżej uważam, że to ładnie się
składa i że pewne osoby mogłyby
dojść do wniosku, że ona może mieć z tym jakiś związek. Biorąc pod uwagę
to, co mówiłeś o ciszy na zewnątrz, ryzykowałabym stwierdzenie, że
dziewczyna już wywołała poruszenie, a to bardzo, bardzo niedobrze, jeśli
wiesz, co takiego mam na myśli – wyjaśniła, Marco jednak wydawał się już jej
nie słuchać, myślami będąc gdzieś daleko. – Ech, słyszałeś, co takiego…?
– Hm? Tak,
tak… – przerwał zniecierpliwionym tonem. Aż syknęła, kiedy tak po prostu
ruszył w stronę drzwi, najwyraźniej nie czując się zobowiązanym do tego,
by cokolwiek jej tłumaczyć. – Sam się wszystkim zajmę. Informuj mnie na bieżąco
– zarządził jeszcze, a potem po prostu wyszedł, zostawiając zaskoczoną Lanę
samą.
Wampirzyca
prychnęła, po czym wygodniej usadowiła się na krześle, lekko odchylając się do
tylu. Wzrok wbiła we wciąż uchylone drzwi, mimochodem myśląc o tym, że być
może powinna za wampirem ruszyć, ostatecznie jednak zdecydowała się tego nie
robić.
Nie miała
pojęcia, co powinna o tym wszystkim myśleć, ale jeśli miała być ze sobą
szczera, poważnie zaczynała się martwić.
Kolejny rozdział, który napisałam właściwie w przypływie chwili, nie mając konkretnej koncepcji na to, co powinnam z nim zawrzeć. Co więcej, drugą część pisałam na podstawie notatek sprzed lat – pierwszej, roboczej wersji, którą trzymałam aż do tej pory. Oczywiście uległa znacznym modyfikacjom w trakcie przepisywania, jednak z efektu jestem zadowolona.Wciąż jestem przed sesją – wszystko zacznie się tak naprawdę od wtorku – jednak jestem o wiele spokojniejsza, a egzaminy nie powinny wpłynąć na moją częstotliwość w pisaniu. Przyczyna jest prosta: starsze roczniki i terminy „zerówki”, dzięki którym wiem wszystko, czego potrzebuję, by swobodnie zdać. Oczywiści czas pokaże, co z tego wyjdzie, ale na tę chwili jestem w pełni spokojna.Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Witam również nowych czytelników, bo zauważyłam kilka świeżych komentarzy pod pierwszymi notkami – mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej. Dodajecie mi skrzydeł! Jeszcze dzisiaj postaram się uzupełnić zakładkę z bohaterami, więc ciekawskich zapraszam doDo napisania w przyszłym tygodniu.PS. Jak widać, na blogu pojawił się nowy szablon. Jestem z niego całkiem zadowolona, choć znając mnie, zmienię go jeszcze wielokrotnie w trakcie pisania. W razie jakichś uwag technicznych, śmiało pisać; niektóre usterki zwykle wychodzą w trakcie użytkowania.
Hej^^
OdpowiedzUsuńNie było mnie pod poprzednim rozdziałem, ale już jestem i nadrabiam zaległości. Na LITT pojawię się trochę później.^^
O wow, zupełnie nie spodziewałam się tego, że Eveline jako dziecko widziała... duchy? Nie wiem czy to jest dobre określenie, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Po tym wydarzeniu z jej przyjaciółką z domu dziecka nie wiem co powiedzieć. Szczęśliwego dzieciństwa to ona nie miała, a mnie wciąż dręczy co takiego tak naprawdę się wydarzyło w ich domu dwadzieścia lat wcześniej. Czasami naprawdę mam ochotę zrobić Ci krzywdę za to, że kończysz w takich momentach rozdziały, ale zaraz sobie przypominam, że ja robię dokładnie to samo i mi przechodzi. ;p
Bardzo mnie ciekawi kto wolał Eve. Może to Castiel po tym jak Marco ja od niego zabrał? Albo jakaś inna supernaturalna (hehe) moc o której jeszcze nie wiemy. :D No i pojawiła się znowu Bella! :D Jestem ciekawa po co tym razem przyjechała do Eveline, ale tego się dowiem może w następnym rozdziale. Ten bardzo mi się podobał i pochłonęłam go bardzo szybko.
Tobie życzę tego, aby wszystkie egzaminy zaliczyła! A poza tym Within Temptation, znowu *__* Pozazdrościć!
No i już wiemy po co Bella przyszła. ;D Sama z chęcią bym się skusiła na tego serniczka. Jeśli Eve nie chce to ja bardzo chętnie!^^ Dobrze jest mieć tutaj kogoś kto jest przyjaźnie nastawiony, chociaż wciąż nie wiem co powinnam sądzić o Belli. Zaczynam ja coraz bardziej lubić i mam nadzieję, że nie okaże się być ta zła :p Chociaż, ona jest taka miła... możliwe, że potrafiłaby zrobić komuś krzywdę?;)
Lana wydaje mi się być całkiem ciekawa wampirzyca. :D Kurde, wampir i kawa? Tego się nie spodziewałam. Ciekawe ile jeszcze czeka niespodzianek związanych z wampirami, które występują w tym opowiadaniu. ^^ Ten rozdział był taki... Sama nie wiem, przyjemny? Takie odniosłam wrażenie, kiedy czytałam.
Czyli jednak Castiel nie zabił Marco za to, że mu wbił kołek w serducho;D Ach, ta braterska miłość. Oni sobie wszystko wybacza, prawda?:D
Czekam niecierpliwie na dwunasty rozdział, a Tobie życzę weny oraz czasu na pisanie. :*
Gabi.😁😊
Ojej, mój wczorajszy komentarz się nie opublikował?
OdpowiedzUsuńNo dobra, to jeszcze raz. Ach! Jest moja ulubiona Bella! Chociaż muszę przyznać, że Lana też zaczyna mnie intrygować. Fajnie zbudowałaś jej postać, jest taka żywa. W ogóle scena z Marco bardzo dobrze napisana. Kurczę, dziewczyno, musisz nas tak męczyć? Pradawny ród, sierp potęgi... Kim ona jest?
Powodzenia na sesji i dużo weny!
Hej
OdpowiedzUsuńMarco nie powiedział Lanie co stało się w lesie, a oczekuje, że ta znajdzie jakieś informacje? Cóż.. jeśli nie zdradza wszystkiego to niech nie oczekuje zbyt wielu rezultatów..ciekawa jestem co jeszcze potrafi ta wampirza dziewczyna.
Niepokojąca sprawa- te szepty wołające Eve. Ale to pojawienie się Belli to nie tylko zbieg okoliczności? Takie mam wrażenie, ciekawa jestem czy słuszne..
Poza tym to wyjście wieczorem.. moim zdaniem niepotrzebnie wtrąciłaś zdanie pod koniec perspektywy Eve, że wyjście po zmroku nie jest dobrym pomysłem. Dzięki temu wiem, że coś się wydarzy. Zresztą Marco też wyszedł więc sądzę, że się spotkają:) Marco i Eve:D Czekam na to:)
Weny kochana i powodzenia na sesji:)
Guśka
Ciąg dalszy...
OdpowiedzUsuńA więc jestem! Znów. Chociaż nie tego samego dnia. Przepraszam! Ale jak zwykle gdy już się do czegoś zabieram, to mnie ktoś odciąga.
Ciągle mnie zastanawiam, jaką rolę w tym wszystkim odgrywa Eveline, a nawet jej dom. Normalną dziewczyną to ona nie jest na pewno, ale tylko tyle potrafię powiedzieć na jej temat.
Zapomniałam wspomnieć wcześniej, ale cieszę się, że Bella przyszła. Ochroniła Eve przed... czymś. Nie sądzę by było to coś bezpiecznego i nie ma się co dziwić, że Eveline była roztrzęsiona i na pewno potęgował to fakt, że nie miała zielonego pojęcia co się działo.
Zaciekawiła mnie rozmowa Marco i Lany - która wydaje się być ciekawą osóbką (?) - ale Ty jak zawsze nic nie wyjawiasz. Bo z ich rozmowy to ja się nic nie dowiedziałam. Co jednak nie znaczy, że to złe. W sumie wręcz przeciwnie :3 Lubię takie zagadkowatowate sprawki, Ty to wiesz.
I miałam tego nie mówić, ale naprawdę podobają mi się Twoje opisy. Ta, powtarzam się - wiem. Od samego początku nie mam wrażenia, że czytam zwykłego bloga, lecz naprawdę bardzo dobre opowiadanie. Które gdyby było książką podróżowałoby ze mną cały czas, póki bym jej nie przeczytała w wolnych chwilach.
Więc co? Ja czekam już na XII! :3 Życze dużo czasu i weny do pisania! <333
Mrs.Cross!
Kłaniam się w ten paskudny wieczór! Przejdźmy może od razu do rzeczy, bo nie wypiłam dziś kawy - jakbym zaczęła pieprzyć trzy po trzy, wyhamuj mnie.
OdpowiedzUsuńBella. Mam mieszane uczucia względem niej. Z jednej strony jest postacią pozytywną - nadaje kolorków opowiadaniu o mrocznych, bezwzględnych wampirach swoim pozytywnym nastawieniem do życia.(Nadal uważam, że diluje. A potem piecze serniczek, częstuje znajomych i całe Haven wesolutkie). Z drugiej strony jednak jej zachowanie jest z lekka podejrzane. Bo niby kto normalny włóczy się po nocy? I zakrada do sąsiadów? (Hipoteza oparta na założeniu wyżej: Eve nie dała się zaprosić na serniczek z amfą, no to Bellusia postanowiła zakraść się do niej w nocy i wepchnąć jej go siłą do gardła. Wiadomo, trzeba opchnąć póki towar świeży).
Nie, Boże, nie. Kawy, dajcie mi kawy. To się wytnie jakby co ;-;
Tak jak pisała Gabi - czy ktoś taki jak Bella mógłby komuś zrobić krzywdę? Naoglądałam się jednak w swoim życiu wiele horrorów/thrillerów i innych pierdół. Zwykle to właśnie ci, których o to nie podejrzewamy, okazują się być mordercami o socjopatycznych skłonnościach. Więc Bellę naprawdę trudno wyczuć. A to tylko dodaje pikanterii tej historii.
Eve... Jej wątek zaczyna się rozwijać, co bardzo mnie cieszy. Co było tym tajemniczym głosem z poprzedniego rozdziału? Co by się stało, gdyby nie wpadła Bella? Jaka tajemnica wiąże się z domem Nigtów, jak i samą jego dziedziczką? Co się, u diabła, dzieje w Haven?
Więcej pytań, co raz mniej odpowiedzi...
Lana. W końcu ją poznajemy. Bo o ile mnie pamięć nie myli, jedynie bracia Salvadore co nieco o niej wspominali.
Nawet Lana pija kawę ;-; A ja złapałam lenia i nie chciało mi się zrobić. Wypicie jej teraz mogłoby jednak wywołać niepożądane skutki ;___;
Castiel żyje! Masz szczęście; już szykowałam łopatę.
Ona. Wiecznie wspominają o niej w ten sposób. Brzmi to jednocześnie mrocznie, ale i... Hm, sama nie wiem. Majestatycznie? Może to głupie, ale ja tak to odbieram. Tak jakby nawet wampiry bały się wypowiadać jej imię...
Dobra, na dziś to chyba tyle. Trochę zwlekałam z komentarzem, ale byłam zawalona nauką ;_; Czerwiec to jednak jeden z gorszych miesięcy w ciągu roku szkolnego...
No, także tego. Ja tak jak panie na górze czekam na next! Weny! :*
Pozdrawiam,
Klaudia99
Na miejscu Eve też bym się wystraszyła, gdybym natknęła się na kogoś w takiej sytuacji. Z drugiej strony to dobrze, że Bella pojawiła się na horyzoncie. Podejrzewam, że gdyby tak nie było, coś mogłoby się stać.
OdpowiedzUsuńTak wracam do tych szeptów... Jak było wspomniane o Castielu, to zaczęłam podejrzewać, że to właśnie on zaczął nawoływać Eveline. Pewnie się mylę xD
Ciekawe o co w tym wszystkim chodzi. No dobra. Eve wróciła, ale co z tego? Widać, że wampiry są tym przejęte, ale jak na razie za bardzo nie wiadomo o co z tym wszystkim chodzi.
Maggie
No w końcu pojawiła się Lana! O co chodzi z tą pieśnią? No i Bella, mam nadzieję, że będzie można jej zaufać :)
OdpowiedzUsuńNo wróciłam, wybacz, ale miałam dość zabiegany weekend ciesząc się urokami wakacji. :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... zaskoczyłaś mnie. To w jaki sposób dom próbował zaalarmować Eve, aby jednak nie wychodziła z Bellą dało mi do myślenia. Czyżby jednak dziewczyna stanowiła jakieś zagrożenie dla Eve? Byłby to ciekawy zwrot akcji. :D
Lana wypadła interesująco, narazie mając zbyt krótki epizod żeby jakoś lepiej ocenić jej postać. :D
Co do błędów:
1. Krzyknęła, po czym gwałtownie spróbowała cofnąć się w tył*wiadomo, że cofamy się w tył więc myślę, że lepiej brzmiało by po prostu cofając się lub odsuwając w tył, nie wiem jak uważasz :)
Haha, na spokojnie. Zabiegane weekendy też się zdarzają. Niemniej mega miło Cię tu znowu widzieć. :D
UsuńBłąd już poprawiam. Teraz też już jestem na niego uczulona, więc naturalnie masz rację. :P