8/14/2016

☾ Rozdział XXI

Eveline
Nie miała pewności, co takiego działo się wokół niej. Wszystko miało miejsce o wiele za szybko, by mogła nadążyć i przynajmniej spróbować zrozumieć, czego powinna się spodziewać. Słowa Drake’a, jego zachowanie i moment, w którym wyrwał serce z piersi swojego przeciwnika…
Bezwiednie zadrżała, po czym zacisnęła powieki. To wciąż było dla niej nie do pojęcia, jawiąc się raczej jako szalony sen, aniżeli coś, co mogłoby mieć rację bytu. Coś, co przekraczało jej zdolności pojmowania, chociaż w tamtej chwili nie była w stanie się nad tym zastanawiać. Jak miałaby, skoro nagle uświadomiła sobie jedną rzecz: a mianowicie to, że najpewniej umrze. Czego innego miałaby spodziewać się po kimś, kto dopiero co z zimną krwią zamordował kogoś, kto chyba był jego współpracownikiem…? Po kimś, kto… nawet nie był… człowiekiem…?
To niemożliwe… niemożliwe…
Ale było i jakaś cząstka Eveline zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała to również w chwili, w której Drake ją pocałował i w której pod wpływem impulsu uderzała go w twarz, nie zamierzając przyznać się do tego, że pomimo strachu i oszołomienia pieszczota mogłaby sprawić jej przyjemność. Wciąż czuła na ustach smak jego warg, to jednak wydawało się dziwnie odległe i jakby pozbawione znaczenia. W głowie miała pustkę, co wydało się dość naturalne, chociaż zarazem irytowało ją to, że nie była w stanie na niczym się skoncentrować. Czuła, że powinna uciekać, ale zarazem nie potrafiła  zrobić niczego, mogąc co najwyżej tkwić w miejscu i bezmyślnie wpatrywać się w przestrzeń. Ta sytuacja po raz kolejny przywiodła jej na myśl sen – a zwłaszcza ten moment, w którym pragnęło się uciekać, ale pomimo wszelakich starań, ciało odmawiało posłuszeństwa, uparcie tkwiąc w tym samym miejscu.
To okazało się przerażające – a miało być jeszcze gorzej.
Nie miała pewności, co tak naprawdę poczuła w chwili, w której Drake został zaatakowany. Pojawienie się kolejnych, równie nadludzkich postaci sprawiło, że odniosła wrażenie, iż znalazła się w samym środku koszmaru. Któryś z nich mnie zabije, pomyślała w oszołomieniu, chociaż wciąż nie była w stanie tak po prostu przyjąć tego do świadomości. Mogła co najwyżej patrzeć na błyskawicznie przemieszczające się postacie, dynamiczną walkę i scenę, która okazała się zbyt wymagająca dla jej marnego, ludzkiego wzroku. Dziwnie myślało się w kategoriach „człowiek” i „istota nadnaturalna”, ale nic bardziej sensownego w tamtej chwili nie przychodziło Eve do głowy.
Mniej więcej wtedy u jej boku dosłownie zmaterializował się jeden z walczących mężczyzn i od tamtej chwili nie była w stanie myśleć już nic.
Poruszając się trochę jak w transie, błyskawicznie odwróciła się w stronę ewentualnego oprawcy, chociaż z jego perspektywy ruchy Eveline musiały być nieporadne i nieznośnie wolne. Zachwiała się i byłaby upadła, gdyby nie para dłoni, które z siłą imadła zacisnęły się na jej ramionach. Poderwała głowę, po czym zamarła, bezmyślnie wpatrując się w parę błękitnych oczu – nie tak intensywnie niebieskich, jak w przypadku Drake’a, jednak niemniej urzekających. Z wrażenia zabrakło jej tchu, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. „Znamy się?” – miała ochotę zapytać, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie nic ponad jakiś zdławiony, niekontrolowany jęk.
Była gotowa przysiąc, że już gdzieś go widziała, chociaż w żaden sposób nie była w stanie przypomnieć sobie kiedy i w jakich okolicznościach. Spróbowała powieść wzrokiem po jego twarzy, ale i to okazało się zbyt trudne, tym bardziej, że nagle cały świat po raz kolejny uległ zmianie, a potem zrobiło się naprawdę dziwnie.
Las zniknął – po prostu rozpłynął się w powietrzu, jakby w istocie był snem. Gdyby miała do czynienia z koszmarem – zwykłym majakiem, będącym wytworem umysłu – wtedy podobne doświadczenie nie wydawałoby się niczym dziwnym. Wręcz przeciwnie: mając potwierdzenie, że śni, poczułaby niewysłowioną ulgę, będąc w stanie względnie sensownie wytłumaczyć wszystko to, czego doświadczyła. Potrzebowała tego – chociaż cienia normalności, który…
Z tym, że to nie nadeszło, a mężczyzna przed nią był prawdziwy.
Spróbowała się odsunąć, w popłochu robiąc krok w tył i starając się oswobodzić z uścisku nieznajomego, ten jednak nie dał jej po temu okazji. Och, świetnie, jeszcze ty spróbuj mnie pocałować!, jęknęła w duchu i niemalże roześmiała się histerycznie, porażona tokiem własnego rozumowania. W całej tej sytuacji największym problemem miałoby być to, że całowali ją obcy?
Nieznajomy nie odezwał się nawet słowem, w zamian bezceremonialnie chwytając ją za ramię. W pierwszym odruchu aż potknęła się o własne nogi, bezwiednie robiąc kilka kroków w wyznaczonym przez mężczyznę kierunku, zanim zapanowała nad sobą na tyle, by być w stanie zaprotestować. Nie potrafiła zdobyć się na nic ponad próbę zaparcia się nogami o ziemię, chociaż czuła, że niechciany towarzysz swobodnie mógłby jej starania zignorować. Tym większym zaskoczeniem było dla niej to, że tego nie zrobił, wzdychając teatralnie i ostatecznie z zaciekawieniem spoglądając w twarz Eveline. Nie wiedziała, jaką miała minę, ale próbowała sprawiać wrażenie zdecydowanej i gotowej do tego, żeby przynajmniej próbować o siebie walczyć – i to niezależnie od tego, czy miała jakiekolwiek szanse.
Otworzyła usta, próbując zmusić się do powiedzenia czegoś sensownego, jednak jej towarzysz nie odpowiedział. W zamian bezceremonialnie chwycił ją wpół i jak gdyby nigdy nic przerzucił sobie przez ramię, przy okazji pozbawiając tchu, kiedy zbyt mocno uderzyła przeponą o jego obojczyk. Jęknęła, w pierwszym odruchu nie będąc w stanie zdobyć się na żadną reakcję; dopiero po chwili otrząsnęła się na tyle, by jednak zacząć działać, nagle decydując się na krzyk i próbę wyżycia się na jego plecach. Nawet nie drgnął, kiedy z siłą zdzieliła go zwiniętymi w pięści dłońmi w kręgosłup, chociaż sama poczuła siłę własnych starań niemalże w całym ciele.
– Puść! – warknęła. Jej głos zabrzmiał dziwnie piskliwie, więc spróbowała odchrząknąć, skoncentrowana przede wszystkim na tym, żeby nie okazywać słabości. Cóż, to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie życzyć. – Powiedziałam, że masz mnie…
– Bądź taka dobra i zamilknij – rzucił cierpkim, nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Cisza bywa błogosławieństwem.
Chociaż nie sądziła, że po tym wszystkim będzie do tego zdolna, w odpowiedzi na jego słowa jedynie prychnęła, porażona jego bezpośredniością. Słodki Jezu, miała ochotę porządnie mu przyłożyć, choć zdążyła przekonać się, że w przypadku kogoś takiego jak on to było niczym walka z wiatrakami. Jak mógł oczekiwać, że tak po prostu będzie siedziała cicho, kiedy on…?
Jej uszu dobiegł dziwny dźwięk, który po kilku następnych sekundach rozpoznała jako trzask towarzyszący otwieraniu samochodowych drzwiczek. Aż syknęła, porażona perspektywą tego, że ten mężczyzna mógłby okazać się chętny do tego, żeby ją uprowadzić.
– Mówiłam ci już, że masz mnie… Hej!
Nie było nic delikatnego w sposobie, w jaki została ciśnięta na tylne siedzenie osobowego auta. Aż syknęła, kiedy zbyt mocno otarła się policzkiem o obite skórą siedzisko. Na moment pociemniało jej przed oczami, choć podejrzewała, że to nie miało żadnego związku z siłą uderzenia; to emocje zaczynały dawać się we znaki, sprawiając, że ledwo była w stanie utrzymać się na nogach. Gdyby nie adrenalina, pewnie już dawno zapadłaby się w ciemność, a na to zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić.
Spróbowała się podnieść, ale ciało wciąż z uporem odmawiało jej posłuszeństwa; wilgotne od potu dłonie ślizgały się na tapicerce, przez co zanim zdołała podjąć jakiekolwiek działanie, porywacz zdążył zatrzasnąć drzwi i – znów poruszając się przy tym w ten niemożliwie szybki sposób – zmaterializować się po stronie kierowcy. Całkowicie obojętny na to, że zdecydowanie nie zamierzała nigdzie z nim jechać, co zademonstrowała pełnym frustracji kopnięciem w bok auta, pośpiesznie odpalił silnik, przy okazji wytrącając zaskoczoną Eveline z równowagi. Zaklęła, kiedy znowu wylądowała plecami na siedzeniu, przez pęd mając problem z tym, żeby usiąść. Nie przypuszczała nawet, że jakikolwiek samochód mógłby rozpędzić się aż tak w kilka sekund, to jednak było zaledwie jedną z wielu kwestii, które pozostawały jej obce.
Dookoła panował półmrok, ale to najwyraźniej nie przeszkadzało kierowcy w prowadzeniu z prędkością, która zdecydowanie nie była dopuszczalna na żadnym rodzaju drogi – ani autostradzie, ani tym bardziej ciągnącej się blisko lasu szosie, gdzie nagle się znaleźli. Za oknem widziała przede wszystkim całe pasmo zlewających się w plamę czerni drzew, a przynajmniej miała wrażenie, że to, co widzi, to właśnie gęstwina. Od spoglądania na przemieszczający się błyskawicznie kalejdoskop niespójnych kształtów i barw zaczęło jej się robić niedobrze, więc uciekła wzrokiem gdzieś w bok, bezskutecznie próbując wyjść z szoku. Usiadła z trudem, po czym przesunęła się bliżej drzwiczek, chociaż perspektywa wysiadania przy takiej prędkości zdecydowanie nie wchodziła w grę, jeśli oczywiście nie chciała skończyć w dość opłakanym stanie. Z drugiej strony, Eve szczerze wątpiła w to, żeby w przypadku zostania w aucie czekał ją lepszy los. Nie, skoro towarzyszyła komuś, kto nawet nie był człowiekiem i najpewniej potrafił zachowywać się w niemniej niebezpieczny sposób, co i Drake.
Musiała coś zrobić – teraz; w tej chwili. Mętlik w głowie dawał jej się we znaki, ale stanowczo kazała swoim instynktom się uciszyć, skoncentrowana na wszystkim tym, co wydało się o wiele istotniejsze. Potrzebowała dobrego planu, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy, ona zaś czuła, że nie ma najmniejszych szans w starciu z kimś, kto potrafił przenosić się z miejsca na miejsce. Ta myśl wydała się niedorzeczna, jednak prawda była taka, że ten mężczyzna w jakiś niepojęty dla niej sposób potrafił się… teleportować? Jak inaczej miała wytłumaczyć to, że tak nagle z pola walki przenieśli się niemalże do samochodu?
Właściwie po co ta szopka? Skoro chciałeś mnie uprowadzić, mogłeś od razu zmaterializować się w odpowiednim miejscu, prawda?, pomyślała z przekąsem. O jasna cholera, naprawdę zaczynała być bliska tego, żeby postradać zmysły i…
– To nie jest niestety takie proste – odezwał się spokojnie mężczyzna, przerywając ciszę po raz pierwszy od chwili, w której znaleźli się w aucie. – Właściwie jeszcze nie zdecydowałem, gdzie powinienem cię zabrać – dodał przesadnie wręcz uprzejmym tonem.
– Jak ty…?
Chyba tak naprawdę nie chciała tego wiedzieć. Nie miała pewności, który raz tego wieczora zadawała to pytanie, to zresztą wydało jej się najmniej istotne. W tamtej chwili liczyło się przeżycie, a drażnienie kogoś, kto pod względem charakteru i zdolności wydawał się niewiele sympatyczniejszy od Drake’a, mogło prowadzić co najwyżej do szybszej śmierci.
W porządku, więc skoro założyła już, że ten mężczyzna potrafił się teleportować, mogła dodać do tego kwestię czytania w myślach. W końcu czemu nie, skoro Stearns już niejako zdążył się do tego przyznać?
– Ludzie są zadziwiający – odezwał się ponownie mężczyzna, co uprzytomniło Eve, że przez cały ten czas musiał wciąż siedzieć w jej głowie, dokładnie analizując każdą kolejną myśl. – Wasza butność. To nieprawdopodobne jak silną wolę walki potraficie wykazać w sytuacji, która wydaje się bez wyjścia. A może zwłaszcza w takich chwilach – stwierdził i zawahał się na moment. – Zawsze to w was ceniłem.
Z wrażenia aż uniosła brwi. Pierdolony porywacz-filozof.
W lusterku wstecznym zauważyła, że jedynie się uśmiechnął. W mroku wyraźnie widziała parę jego oczu – przyjemnie niebieskich, o czym już zdążyła się przekonać, chociaż zdecydowanie nie zamierzała dać się zwieść w kwestii charakteru. Nikt, kto miał dobre zamiary, nie uprowadzał dziewczyny bez chociażby słowa wyjaśnienia, wcześniej nawet nie racząc się przedstawić.
– To faktycznie porażający nietakt z mojej strony – przyznał, a Eve poczuła, że za moment naprawdę zacznie krzyczeć. Albo ewentualnie kogoś zamorduje w afekcie, co nawet wydało się lepszą perspektywą. – Marco Salvador. Mnie nie musisz się przedstawiać, Eveline.
Słuchała i nie wierzyła, powoli dochodząc do wniosku, że sytuacja jest nie tylko cholernie poważna, ale i wręcz komiczna. Jak inaczej mogła wytłumaczyć to, że wszyscy wokół znali jej nazwisko i najwyraźniej uparli się na to, żeby doprowadzić ją do grobu? Cóż, ten przynajmniej nie zwracał się do niej tak, jakby urwał się ze średniowiecza, ale nie miała pewności, czy to szczególnie ją pocieszało. Jeśli miała być ze sobą szczera, to w sytuacji, w której było się uwięzionym w cudzym samochodzie z obcym, nie do końca ludzkim mężczyzną, trudno było pałać entuzjazmem.
Marco – o ile faktycznie tak brzmiało jego prawdziwe imię – jedynie wydał z siebie przeciągłe westchnienie. Wolną ręką przeczesał ciemne włosy palcami, a Eve dopiero wtedy zwróciła uwagę na to, że w jego przypadku kosmyki sięgały niemalże do ramion. Nie miała pewności, jakie to miało znaczenie, niemniej musiała przyznać, że wyglądał z tym… naprawdę dobrze.
– Kiedy indziej omówimy kwestię wdzięczności – zasugerował; teoretycznie dawał jej w ten sposób do rozumienia, że nie zamierzał zabijać, przynajmniej na razie, ale… kto tak naprawdę mógł mieć co do tego pewność? – Chociaż nie przeczę, że właśnie cię uratowałem… Ja i mój brat – poprawił się po chwili zastanowienia.
– Przed Drake’m? – Zadanie krótkich, ale treściwych pytań wydawało się najbardziej sensowne.
Mocniej przywarła do drzwi, bezwiednie zaciskając palce na wypustce, która – jak po cichu liczyła – mogła je otworzyć. W tamtej chwili nie myślała o zabójczej prędkości, a także ewentualnych konsekwencjach, które mogła ze sobą nieść próba ucieczki. W gruncie rzeczy nie zastanawiała się nad niczym, zbyt wymęczona psychicznie, by myśleć logicznie. Już i tak robiła to zbyt długo, a w tamtej chwili czuła się co najmniej zdesperowana.
– Żeby tylko – westchnął Marco, nie odrywając wzroku od drogi. Mimo wszystko miała wrażenie, że obserwował ją w ten sam sposób, co i ona jego: przy pomocy wstecznego lusterka. – Wzbudzasz wielką sensację wśród naszej rasy – rzucił jakby od niechcenia, a jej serce omal nie wyskoczyło z piersi.
Ich rasy! Zaprzeczanie temu, że był kimś więcej, aniżeli tylko człowiekiem, już od dłuższego czasu nie miało sensu, ale i tak nie potrafiła tak po prostu przed samą sobą przyznać się do tego, że mogłaby przebywać z potworem. Z drugiej strony, jak inaczej miałaby nazwać istoty, które poruszały się z zawrotną prędkością, potrafiły przenosić się z miejsca na miejsce, a wolnych chwilach wyrywały sobie nawzajem serca? Swoją drogą, chyba nawet nie byłaby szczególnie zdziwiona, gdyby ofiara Drake’a za jakiś czas podniosła się, otrzepała i poszła do Stearnsa z pretensjami o zniszczone ubranie. W tamtej chwili była skłonna uwierzyć w dosłownie wszystko, choć jednocześnie prawda jawiła się Eve jako coś wystarczająco przerażającego, by nie czuła się gotowa jej poznać.
Wpatrywała się w odbicie bladej twarzy Marco tak długo, aż jego rysy zaczęły rozmazywać się przed oczami, przyprawiając o zawroty głowy. W efekcie widziała już tylko parę niebieskich oczu, tak spokojnych i niemalże łagodnych, że przez ułamek sekundy czuła się naprawdę bliska tego, żeby poczuć się lepiej. Miała wrażenie, że te tęczówki ją hipnotyzują, chociaż to wydawało się niemożliwe, a Eveline wolała nie zastanawiać się nad tym, co miałoby miejsce, gdyby miała sposobność do tego, żeby raz jeszcze spojrzeć mu w twarz – bez pośrednictwa lustra czy zniekształcającej wszystko otoczki strachu.
Wciąż o tym myślała, kiedy po raz kolejny zaczęła nabierać pewności, że jest coś znajomego w towarzyszącym jej mężczyźnie. Nie potrafiła tego jednoznacznie określić, ale całą sobą czuła, że między nią a Marco istnieje rodzaj dość osobliwej, wciąż jeszcze kruchej więzi, nie mający żadnego związku z tym, iż faktycznie mógł ją uratować. To nie była wdzięczność ani fascynacja; raczej coś zupełnie innego, co…
Właśnie wtedy z jakiegoś powodu pomyślała o swoim śnie i serce podjechało jej aż do gardła, skutecznie pozbawiając tchu. To niemożliwe!, przeszło Eveline przez myśl, ale przez ostatnie godziny wydarzyło się dość, by znaczenie tego jednego słowa bezpowrotnie uległo dla niej zmianie. W gruncie rzeczy zaczynała mieć wątpliwości co do tego, czy w przypadku Haven pojęcie nieprawdopodobieństwa w ogóle miało rację bytu. W takim wypadku uwierzenie w to, że właśnie miała przed sobą mężczyznę ze snu, wydawało się równie oczywiste, co i fakt, że po świecie chadzały istoty z koszmaru – stworzenia, które dotychczas uważała za takie, które występują wyłącznie w legendach i bajkach dla dzieci. Co prawda sugerowanie się wyłącznie kolorem oczu i przeczuciami wydawało się pozbawione sensu, ale… wszystko w niej krzyczało, że to był on.
To musiał być on.
– Och, Eveline…
Prawda przytłoczyła ją w stopniu nie mniejszym, co i próba zrozumienia tego, co działo się wokół niej. Uświadomiła sobie, że drży niekontrolowanie, bliska paniki i tego, żeby stracić dopiero co odzyskaną kontrolę nad ciałem. Łzy napłynęły jej do oczu, a dziewczyna nawet nie próbowała zastanawiać się nad ich znaczeniem i tym, że mogłaby okazać słabość. To wszystko straciło na znaczeniu już z chwilą, w której opuściła bezpieczną rezydencję Nightów, choć dopiero teraz zaczynało to do niej docierać.
Musiała wysiąść i to natychmiast – bez względu na konsekwencje i to, że on najpewniej nie zamierzał na to pozwolić. Tylko ta jedna rzecz pozostawała dla niej priorytetem, powracając niczym bumerang i stopniowo doprowadzając Eve do szaleństwa.
Nie była pewna, co tak naprawdę podkusiło ją do tego, by dosłownie rzucić się na Marco. Nagle po prostu wyprostowała się niczym struna i przesunąwszy do przodu, przechyliła się nad przednimi siedzeniami w taki sposób, żeby chwycić za kierownicę. Nawet jeśli jakimś cudem wciąż siedział jej w głowie, zdołała zaskoczyć go w stopniu wystarczającym, by nie powstrzymał jej w porę. Aż krzyknęła, kiedy auto gwałtownie skręciło, wypadając z wcześniej obranego kursu. Tym razem została dosłownie ciśnięta na drzwiczki, gdy pojazdem zarzuciło w prawo. Nagłe szarpnięcie do przodu uprzytomniło Eve, że Marco musiał zwolnić, w mniej lub bardziej świadomy sposób wciskając hamulce.
Nie dała sobie czasu na to, żeby roztrząsać przyczyny zmiany prędkości, ewentualne konsekwencje albo to, jak szybko poruszali się tym razem. Drżącymi dłońmi spróbowała otworzyć drzwiczki, do samego końca wątpiąc w powodzenie akcji, przez co tym większym zaskoczeniem był dla niej moment, w którym w twarz uderzyło ją chłodne, wzburzone przez pęd powietrze. Nie zarejestrowała chwili, w której wyskoczyła, czy może raczej wyleciała z auta, na oślep rzucając się w pustkę i początkowo nawet nie będąc świadomą bólu, który przeszył ciało w chwili zderzenia z ziemią. Nie pamiętała jak wiele razy przetoczyła się po podłożu, zanim ostatecznie zaległa w miejscu, całkowicie oszołomiona.
Wylądowała na plecach, krztusząc się i walcząc o oddech, chociaż i to wydawało się dziać jakby poza nią. Czuła, ale wszystko było przytłumione, a Eveline przez kilka następnych sekund była w stanie myśleć tylko o jednym: o tym, że chyba właśnie udało jej się uciec. Jedynie w niewielkim stopniu zdawała sobie sprawę z tego, że to wcale nie takie proste i że pozostawanie w miejscu wyłącznie pogarsza sytuację, to jak prośba o szybką śmierć. Myśl o tym zmotywowała ją do tego, żeby spróbować się podnieść, chociaż próba ruchu wyłącznie uprzytomniła dziewczynie to, jak bardzo poobijała się w chwili, w której wylądowała na ziemi. Pomimo tego zdołała poderwać głowę i nieco nieprzytomnie rozejrzeć się dookoła, bezmyślnie wpatrując się w drzewa, ciągnący się w pobliżu, podejrzanie opustoszały pas drogi i…
Och.
Czarny samochód, który musiał prowadzić Marco, wyhamował zaledwie kilkadziesiąt metrów od niej, prawie na pewno nie dorobiwszy się w trakcie kolejnych manewrów nawet najmniejszej rysy.
Drzwi od strony kierowcy otworzyły się.
Co mogłabym na koniec powiedzieć? Pierwsze oficjalne spotkanie Eveline i Marco na które wiele osób pewnie czekało równie długo, co i ja sama. Scena w znaczący sposób zmieniła się przez te lata, ostateczny kształt przybierając dopiero dzisiaj; sądzę, że to najlepsze, co mogłabym Wam zaoferować, a skoro sama jestem zadowolona… No cóż, coś w tym musi być, zwłaszcza, że od samego początku zależało mi na tym, żeby ten moment był wyjątkowy. Wciąż kreuję charakter Eve, bo to mimo wszystko silna postać – a przynajmniej zależy mi na tym, by taka była. Czas pokaże, czy wszystko uda mi się w taki sposób, jak to sobie założyłam.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Nie sądziłam, że dwudziestka zostanie aż tak dobrze przyjęta, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że zerknięcie się tej konkretnej trójki bohaterów może wywołać emocje. No cóż, a to dopiero początek.
Rozdział z dedykacją dla Gabi za tę cudowną piosenkę, którą ostatecznie umieściłam na początku notki. Motywująca jak diabli – dziękuję!
Tak więc… do napisania.

12 komentarzy:

  1. 30STM <3
    Miejsce dla mnie. Dziękuję za dedykację:* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze dziękuję ślicznie za dedykacje. Cieszę się ogromnie, że piosenka się spodobała do tego stopnia, że znalazła się w rozdziale na Forever. Chociaż to nie ja powinnam być dumna, a Marsi. ;p
      Cholera, ale ta dziewczyna jest zdeterminowana! Nie wiem czy ja byłabym w stanie wyskoczyć z samochodu, w którym siedziałabym z moim potencjalnym zabójca. Raczej nie mam takiego silnego charakteru jak Eveline, (a wiesz, że odżywka Eveline z diamentami jest równie silna? XD) żeby skakać z rozpędzonego samochodu. Ja bym grzecznie czekała na śmierci, ale dobrze wiem, że Marco jej nie skrzywdzi. Przynajmniej odnoszę takie wrażenie, no w końcu pojechał ja ratować. No to raczej teraz by jej na rzeź nie wiózł, skoro z jednej ja zabrał.
      Mam nadzieję, że Castiel jest cały. I Drake też. Drake bardziej, bo to mój przyszły mąż w końcu. Muszę się upewnić, że model jest bez skazy, prawda?^^
      I jeszcze to czytanie w myślach. Ja na miejscu Eve czułabym się okropnie. Bo fakt, że wampir ma wgląd w jej myśli... Ale zabawnie prowadzić tak rozmowę. Ona pomyśli, on odpowiada i znowu. Jakby robili tak w miejscu publicznym ludzie by ich za wariatów wzięli:D
      Rozdział był niesamowity. Również wzbudzał wiele emocji, ale w porównaniu z tą XX... Ona wciąż bardziej mi się podobała:D Ale chyba każdy ma takie ulubione części w opowiadaniu czy w książce, które go zachwycają bardziej niż inne. Chyba nie jestem w błędzie, hm? C:
      Czekam teraz niecierpliwie na pojawienie się kolejnego rozdziału. Nie masz pojęcia jak się cieszę, że rozdziały są co tydzień. I wiesz, dobrze, że tu nie ma metody z LITT. Gdyby codziennie były rozdziały za szybko by się te wszystkie trzy księgi skończyły. A może nawet i już bylibyśmy przy końcu opowiadania;D
      *Odbieram działkę lawendy od Klaudii* dziękuję, słońce. <3
      Ściskam, buźki, trzymaj się. <33

      Gabi. 💖

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Hejka!
      Cóż, wcale się nie dziwię Eve że była zdezorientowała. Wydawało jej się, że świat jest normalny, a potem odkryła, że jest inaczej. Dowiedziała się o istotach rodem z legend no i widziała... sporo. I tak ją podziwiam, że nie zaczęła uciekać z krzykiem. A do tego "zaatakowała" Marco :D Choć on nic nie poczuł, to nie ważne. Dzielna dziewczynka. Brawa dla Eve!
      Niebieskie oczy... Ach, ile kobiet one urzekają. Współczuję Eve. Najpierw Drake, teraz Marco. Od takiej mieszaniny może się trochę namieszać w głowie. Choć cieszę się, że w końcu doszło do ich spotkania (tego wcześniejszego nie liczę). Czekałam na to i czekałam, choć od początku zdawałam sobie sprawę, że będziemy musieli się naczekać. I jak to mówiłam już wiele razy - to dobrze. Przynajmniej nie będzie ciąży w następnym rozdziale, bo Drake ją pocałował :D
      Nie wiem jakbym się czuła, gdyby ktoś siedział w mojej głowie x.x Choć czasami ten ktoś sam miałby dość XD Najpierw Drake czytał jej myśli, teraz Marco. To musi być niezwykle frustrujące. Chyba bym mu jakąś krzywdę zrobiła. A przynajmniej bym próbowała :D
      Podoba mi się to, że choć jest jedynie człowiekiem i zdaje sobie sprawę, że w starciu z Marco nie ma szans, to się broni. Nie siedzi w miejscu jak ta strusia i nie czeka na rozwój wypadków. Nasza Eve pokazuje charakterek i bardzo dobrze. Mogłoby być nudno, gdybyś zrobiła z niej sierotkę Marysię - ale tego to się nigdy nie bałam :D

      Oczywiście mam ochotę Cię udusić za tą końcówkę. No wiesz? x.x Muszę Cię jednak ostrzec, że noł limit się automatycznie odnowiło :D Strzeż się dziecino, będę Cię prześladować w sprawie kolejnego rozdziału - ot co!

      Pozdrawiam,
      Prześladowca!

      PS. Czy Eveline obronią koty?

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Ach, rozdział pochłonięty jednym tchem. Kurczę, akcja się rozkręca! Jak Ty cudownie piszesz, dziewczyno.
      No dobra, czytałam jednym tchem, ale musiałam zatrzymać się w momencie, kiedy do Eve dotarło, że to Marco jej się śnił. Idealnie poprowadzone spotkanie. Kurde, brak mi słów. Idealne tempo, tyle akcji, tyle emocji i intrygowania czytelnika. Oj, szykuje się niezła historia.

      Na początku chciałam napisać, że to musi być bardzo dziwne siedzieć komuś w umyśle – a potem nagle do mnie dotarło, że w sumie my niejako siedzimy w umyśle Eve xd

      Cytat rozdziału: Pierdolony porywacz-filozof. <3

      Czekam na ciąg dalszy. Zakochana w fabule.

      Usuń
  4. Marsi na pętli. Gabiś, słońce, działka lawendy dla specjalnie dla Ciebie! <3

    Witam. Nie o piosence przyszło mi tu rozprawiać, więc do dzieła.

    I'm not gonna kill you. I'm just gonna hurt you, really, really BAD... (Sorki, jestem na etapie jarania się Suicide Squad. Już wracam na ziemię. Niemniej Jared, wiesz, że cię uwielbiam, nie?)

    A jednak Evka! No proszę! A już myślałam, że będziesz jeszcze bardziej odwlekać spotkanie Eve z braćmi. A przynajmniej z Marco. Niemniej miło, że tego nie zrobiłaś. Może jednak nas kochasz? *o*
    (Patrząc na końcówkę, szczerze w to wątpię...)
    Ja na miejscu Eve brałabym nawet wampira. No bo, kurde, to w końcu Ian/Drake, nie? A ona się przejmuje. No wyrwał mu serce, wielkie rzeczy. Phi!
    Przez twe oczy, te oczy zie...niebieskie, oszaalaaaałem! No, czy jakoś tak. Zenek zawsze prawdę ci powie :))
    Evka coraz częściej pokazuje pazurki. Fajnie! Po powrocie do LITT wciąż nie mogę przeboleć, jaką też pierdołą życiową jest Ness. (Cholera, Gabriel, ty tępaku, nie widzisz tego? Ja wciąż tu czekam, gdyby co. Podzielę się z Tobą nawet łopatą, kwiecie mojego życia!) A Eve bardziej przypomina Isabeau, którą wprost uwielbiam. Nie boi się postawić, jest odważna i pyskata. Jednocześnie jednak nie jest to Marysia Sójka, która wszystko najlepij umi i wie. Perfekcyjnie wyważyłaś wszystkie cechy Eve. Brawo Ty. Zgłoś się do mnie wkrótce po odbiór nagrody - muszę zapakować lawendę.
    Ta jak narzeka, no nie wierzę... Jeszcze trochę i sama będzie się prosić o pocałunki od Marco! Rycerz na białym... fuksjowym jednorożcu ratuje ją z opresji, a ta jeszcze śmie marudzić. Boże, kobiecie nie dogodzisz, za cholerę. Ale weź to spróbuj którejś powiedzieć! (Nie, wcale nie obrażam kobiet. Wcale a wcale nie jestem jedną z nich.)
    Marco filozof. Hm. To by wyjaśniało jego upodobania względem bielizny. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zostawiałby kobiety samej w różowych fatałaszkach. Ale co ja tam wiem. Jak dla mnie staniki to zło. A co dopiero te różowe i fikuśne.
    Mamy początki pięknego laf story! Taaak. Czekałam na ich spotkanie, chociaż wyobrażałam je sobie nieco inaczej. Niemniej pomysł z "porwaniem" jest świetny. Nie było żadnego mdlenia z zachwytu wprost w ramiona księciunia, nagłego laga mózgu, jąkania czy ślinotoku. Po raz kolejny pokazujesz, że w łatwy sposób można przełamać schematy i pokazać znany wątek z innej strony. No i ten moment, kiedy Eve rzuciła się na Marco - awww. Kto się czubi... I tak dalej. Kolejna łopata dla Ciebie, Ness!
    Czekam na next, bez dwóch zdań. Zresztą, po takiej końcówce się nie da. Ostatnie rozdziały zrodziły mnóstwo nowych pytań, na które natychmiast potrzebuję odpowiedzi. Chyba dołączę do grona Twoich stalkerów-prześladowców żebrzących o nowość.

    Weny!
    Klaudia99


    OdpowiedzUsuń
  5. Hejo kochana! W końcu jestem :3
    Aż do teraz nie miałam pojęcia, o kim będzie w tym rozdziale, jednak nawet cieszę się, że było o Eve i Marco :D
    No, no! Eve zaczyna pokazywać pazurki! W sumie to nie dziwię się jej. Na jej miejscu również próbowałabym wszystkiego, byleby tylko wydostać się, szczególnie że nie wiadomo, co oni wszyscy chcą...
    Ciekawe jak to jest, gdy siedzi się komuś w głowie. Wiele razy zastanawiałam się nad tym, co myślą inni ludzie... Z natury jestem ciekawska xd
    Jednak gdyby ktoś siedział w mojej głowie, to raczej czułabym się trochę niezręcznie xd
    ,,Pierdolony porywacz-filozof.’’ - uwielbiam! ♥
    Eve uciekła, ale na pewno nie na długo. Marco i tak ją dorwie, także ja radziłabym jej nie uciekać. Ech. Że też z góry zakładałam, że nie da sobie rady xd
    Lecę dalej ♥

    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  6. I co się z nią teraz stanie? Czemu jest taka ważna dla wampirów?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ma ktoś na stanie z 10g lawendy? Przyda się.
    Odwala mi, ale to wina tych rozdziałów. Tak cholernie dobre, tak zajebiste. Same się proszą o dodanie kolejnych komentarzy. Chce więcej przyszłego męża, naprawdę. Niech będzie drugim Alexem - będę kochać nawet mocniej.
    Lecę dalej, bo tak przerywać czytanie to grzech.

    Mrs. Stearns

    OdpowiedzUsuń
  8. Och, w końcu spotkanie Eve i Marco! Cudownie! <3 Choć póki co ten nie jest chętny do rozmowy.
    Marnie widzę szanse Eve na ucieczkę i właściwie nie wiem czemu intuicyjnie nie czuje, że jednak powinna zostać z Marco? Do tej pory intuicja raczej była, że tak powiem, po jej stronie. Ale okej przyjmuje, że to szok i jest po prostu przerażona. :D

    1.W tamtej chwili liczyło się przeżycie, a drażniąc kogoś, kto pod względem charakteru i zdolności wydawał się niewiele sympatyczniejszy od Drake’a, mogło prowadzić co najwyżej do szybszej śmierci.*a drażnienie - myślę, że brzmiałoby w zdaniu lepiej. :)

    OdpowiedzUsuń