Eveline
Poczuła strach na krótko przed
tym, jak jej oczy zdążyły przywyknąć do ciemności, a Eveline zdobyła się
na to, żeby zajrzeć do środka. Nie była pewna, czy chce przekraczać próg, ale
Liam właściwie nie pozostawił dziewczynie wyboru, w nie do końca delikatny
sposób dając do zrozumienia, żeby ruszyła się z miejsca. Przesunęła się
naprzód, gdzieś na końcu języka mając uwagę na temat tego, że ma jej nie
popychać, jeśli chciał żyć z nią w zgodzie. Wątpiła, by jakiekolwiek
uwagi zrobiły na wampirze wrażenie, tym bardziej, że zdążyła już zaobserwować,
że Liam nie należał do osób, którym zależy na jakichkolwiek dobrych relacjach –
przynajmniej nie z ludźmi.
Wszelakie
myśli uleciały z głowy Eveline z chwilą, w której rozejrzała się
po pomieszczeniu. Sala była okazała i pogrążona w ciemnościach, to
jednak nie przeszkodziło Eve w zrozumieniu, że znalazła się w co
najmniej dziwnym miejscu. Być może wszystko było wyłącznie wytworem jej
wyobraźni, ale mogła przysiąc, że pod ścianami ciągnęły się dziwne, bliżej
nieokreślone kształty – duże, nieregularne i na swój sposób niepokojące,
choć to wrażenie mogło brać się stąd, że nie potrafiła precyzyjnie określić
z czym miała do czynienia. Jakby tego było mało, czuła dziwny, choć
charakterystyczny zapach, którego w żaden sposób nie potrafiła
sprecyzować. Bardzo sterylny, chociaż…
Wyczuła
ruch za plecami, kiedy – prawie na pewno – Liam przemieścił się, żeby
zapalić światło. Jęknęła, po czym osłoniła oczy, porażona jasnym, sztucznym
blaskiem jarzeniówek, które wytrąciło ją z równowagi w stopniu nie
mniejszym, co i wcześniejszy przymus wampira, kiedy ten tak po prostu
wziął ją za rękę, nie pozostawiając innego wyboru, jak tylko to, żeby mu
towarzyszyła. Zamrugała pośpiesznie, walcząc z bólem głowy
i jasnością, która po długim spacerze ciemnymi korytarzami tylko
i wyłącznie drażniła jej oczy. Podejrzewała, że ktoś taki jak Liam nie
miał problemu z tym, żeby przywyknąć do zmiany oświetlenia w zaledwie
ułamek sekundy, ale to i tak dziewczynę drażniło. Robił to specjalnie,
chociażby w zemście za to, że wcześniej odważyła się o coś zapytać?
– Długo
będziesz tkwiła w miejscu? – usłyszała gdzieś za plecami. Choć wciąż
się go obawiała, w tamtej chwili jednocześnie poczuła niewysłowioną wręcz
irytację, porażona tym, że niejako miał do niej pretensje o… hm, bycie
człowiekiem.
– Gdzie my
właściwie…?
Nie była
w stanie dokończyć, w końcu zaczynając panować nad sobą
w stopniu wystarczającym, żeby móc rozejrzeć się dookoła. W tamtej
chwili niektóre rzeczy stały się dla niej jasne, przynajmniej w kwestii
zapachu, ostrego światła i tego, gdzie w ogóle się znajdowała, ale
zarazem poczuła się jeszcze bardziej zdezorientowana. W zasadzie odkąd
tylko poznała Marco i zrozumiała, że z Haven coś jest zdecydowanie
nie tak, miała wrażenie, że wraz ze znalezieniem odpowiedzi na jedne pytania,
na własne życzenie ściągała na siebie kolejne.
Wypuściła
powietrze ze świstem, w milczeniu wodząc wzrokiem na prawo i lewo,
i marząc już tylko o tym, żeby jak najszybciej się wycofać. Marco,
w co ty pogrywasz?, pomyślała w oszołomieniu, próbując uspokoić
oddech i choć trochę się rozluźnić, ale szło jej to, najdelikatniej rzecz
ujmując, marnie. Wiedziała, że w Liamie jest coś niepokojącego, co
niezmiennie przyprawiało ją o dreszcze, chociaż usiłowała znaleźć usprawiedliwienie
na dręczące ją obawy, raz po raz powtarzając sobie, że mężczyzna nie miał
żadnego interesu w tym, żeby ją zabić. Co więcej, zdążyła odnieść
wrażenie, że potrafił być całkiem uprzejmy, kiedy akurat tego chciał, ale mimo
wszystko…
A teraz
przyprowadził ją tutaj i momentalnie poczuła się jak w potrzasku.
Już
wcześniej zauważyła, że sala była dość duża i pełna dziwnym
kształtów – licznych, ciągnących się pod ścianami sprzętów, których
w żaden sposób nie potrafiła nazwać. Jej uwagę przykuły przeszklone
gablotki, które w zestawieniu z długimi, lśniącymi blatami oraz
charakterystycznym, sterylnym zapachem skojarzyły jej się z gabinetem
lekarskim, ale również zawartość szafek nie pozwoliła dziewczynie poczuć się
pewnie. Nie, skoro zarówno w fiolkach i pojemniczkach ulokowanych
w gablotkach, jak i probówkach, które dostrzegła na blatach, mogło
znajdować się dosłownie wszystko.
Jasny blask
jarzeniówek zaczynał ją drażnić, potęgując ból głowy, ale prawie nie zwróciła
na to uwagi, o wiele bardziej przejęta tym, że Liam przyprowadził ją do
miejsca, które wyglądało jak… laboratorium? Tylko to przychodziło jej do głowy,
chociaż dotychczas nie miała okazji przekroczyć progu czegoś, co byłoby
wyposażone lepiej niż gabinet lekarski czy chociażby pracownię chemiczną
w liceum, do którego uczęszczała kilka lat wcześniej.
Wypuściła
powietrze ze świstem, coraz bardziej podenerwowana. Nie miała pojęcia, gdzie
powinna podziać oczy, zwłaszcza kiedy uświadomiła sobie, że Liam wciąż stał
gdzieś za jej plecami, uważnie obserwując, co takiego robiła. W tamtej
chwili poczuła się naprawdę nieswojo, aż nazbyt świadoma zarówno jego
bliskości, jak i poczucia zagrożenia, które w niej wzbudzał.
W którymś momencie przyłapała się nawet na tym, że zaczęła machinalnie
szukać czegoś, co mogłoby posłużyć jako ewentualna broń, choć próba walki
z kimś takim wydawała się śmieszna. Z drugiej strony, to samo mogła
powiedzieć o starciu z Aurorą, co jednak nie powstrzymało jej przed
zaatakowaniem kobiety wazonem, więc…
– Boisz się
mnie. – Aż wzdrygnęła się, słysząc tuż za plecami spokojny głos Liama.
Natychmiast odwróciła się w jego stronę, z wrażenia omal się nie
wywracając, kiedy zawroty głowy przybrały na sile. – Jestem w stanie
to wyczuć… Tak jak i to, że nadal krwawisz, ale to chyba żadne
zaskoczenie.
– Gdzie jesteśmy? –
zapytała pod wpływem impulsu. Uparcie stała w miejscu, nie zamierzając tak
po prostu pokusić się o to, żeby pójść w głąb laboratorium.
– Przecież
widzisz – żachnął się mężczyzna, zakładając ramiona na piersi. Wciąż tkwił
w progu, jakby od niechcenia opierając się o framugę. – Hm…
Zaczynam dochodzić do wniosku, że to będzie problematyczne – dodał,
zwracając się bardziej do siebie niż do niej.
Spojrzała
na niego zaskoczona, co najmniej zaintrygowana jego słowami.
– Co
takiego?
Westchnął,
po czym wyprostował się i bez pośpiechu podszedł bliżej. Choć
w tamtej chwili zachowywał się niewiele inaczej niż człowiek, gdyby akurat
miała do czynienia z kimś normalnym, Eveline i tak zapragnęła się
cofnąć.
–
Udzielenie ci pomocy – wyjaśnił, jakby to była najoczywistsza rzecz na
świecie. – Tego chciał Marco… Wierz mi, połączenie krwi i wampira to
zwykle bardzo marny pomysł – przypomniał, uśmiechając się
w drapieżny, niepokojący sposób i… odsłaniając dwa wyostrzone kły.
W tamtej
chwili serce omal nie wyrwało jej się z piersi, nagle trzepocąc się
w tak rozpaczliwy sposób, jakby jakimś cudem chciało wydostać się na
zewnątrz. Spróbowała nad sobą zapanować, zwłaszcza, że Liam spojrzał na nią
z zaciekawieniem, najpewniej doskonale zdając sobie sprawę z tego, co
działo się w jej wnętrzu, ale to okazało się trudne, tym bardziej, że
wampir znalazł się tuż obok niej, tak blisko, że była w stanie wyczuć
bijące od jego ciała ciepło.
Cholera,
zdecydowanie poczułaby się pewniej, mając się czym bronić, ale…
– Spróbuj
się trochę uspokoić, w porządku? – odezwał się ponownie Liam,
a ona ledwo powstrzymała się przed prychnięciem. – Nie skrzywdzę cię,
jeśli nie dasz mi po temu podstaw.
– Trochę…
marne pocieszenie – przyznała z wahaniem.
O dziwo,
wampir tylko się uśmiechnął.
– Nie miało
być – uświadomił ją ze spokojem. – Po prostu stwierdzam fakt.
Powiedziałbym, że wszystko zależy od tego, w jakim stopniu nam zaufasz,
ale… – Urwał, po czym wzruszył ramionami. – Bądźmy szczerzy, zasada
ograniczonego zaufania sprawdza się zawsze – przyznał, po czym obrzucił ją
niemalże badawczym spojrzeniem. – W porządku? Pytam o głowę, bo
nic innego na tę chwilę mnie nie interesuje.
– Jesteś
lekarzem czy jak? – wypaliła pod wpływem impulsu, chcąc zyskać na czasie
i choć trochę nadążyć za tokiem rozumowania Marco, a tym bardziej
Liama.
–
W żadnym wypadku. Po prostu się na tym znam… Trochę. – Wymownie
powiódł wzrokiem dookoła. Zrozumiała aluzję, ostatecznie dochodząc do wniosku,
że tak naprawdę wolała nie wiedzieć, czym się zajmował. – Kiedy żyje się
długo, trudno nie nabrać doświadczenia w wielu dziedzinach… Zwłaszcza
biorąc pod uwagę to, co dzieje się w Haven.
– A co
się dzieje? – drążyła, coraz bardziej niespokojna. Niczego już nie
rozumiała, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze. – Wspomniałeś
o moich rodzicach i…
Wystarczyło
jedno poirytowane spojrzenie Liama, żeby zamilkła. Zaraz po tym znów
zesztywniała, kiedy mężczyzna zmaterializował się przy niej, równie
bezceremonialnie, co i za pierwszym razem, ujmując jej twarz w obie
dłonie. Eve zdecydowanie nie spodobało się to, że mógłby znaleźć się tak
blisko, o konieczności spojrzenia w parę lśniących, ciemnych oczu nie
wspominając.
– Cii… Nie
mnie o tym z tobą rozmawiać – stwierdził niemalże oschłym tonem
wampir. – Marco chce się mieszać, więc proszę bardzo. Jego męcz
o wyjaśnienia.
W pierwszym
odruchu miała zamiar zaprotestować, wręcz porażona tym, że Liam mógłby ją tak
po prostu zbyć, ale ostatecznie się na to nie zdecydowała. Wyczuła, że lepiej
jest się z nim nie kłócić, tym bardziej, że wciąż czuła się przy nim
nieswojo, zwłaszcza w tym miejscu. Z drugiej strony, nie mogła
zaprzeczyć, że w jakimś stopniu mu ufała, mimo wątpliwości nie próbując
opierać się, kiedy zajrzał jej w oczy. Sam dotyk nieśmiertelnego okazał
się zaskakująco delikatny i lekki, choć wyczuła w zachowaniu Liama
wyraźną rezerwę, zupełnie jakby chciał zrobić swoje i jak najszybciej się
jej pozbyć. Cóż, sama nie miałaby nic przeciwko takiemu rozwiązaniu, choć
zarazem czuła się coraz bardziej ciekawa, pragnąć zadać kilka kolejnych pytań.
Problem polegał na tym, że wiedziała, iż najpewniej i tak nie otrzyma
odpowiedzi.
Jakie są
szanse na to, że on też próbuje mieszać mi w głowie?, pomyślała
w oszołomieniu, próbując zrozumieć, dlaczego czuła się aż do tego stopnia
rozbita. Nie nadążała ani za swoimi myślami, ani niespójnymi emocjami, których
w żaden sposób nie potrafiła zinterpretować, nie wspominając
o uporządkowaniu ich. Mogła co najwyżej próbować poddać się uściskowi
Liama, aż nazbyt świadoma tego, że zdecydowanie miała przed sobą kogoś zdolnego
do manipulowania innymi. Oni wszyscy to potrafili, choć zdecydowanie wolała
o tym nie myśleć, zwłaszcza, że wciąż była pod wrażeniem nie tylko
sytuacji, ale przede wszystkim zdrady Amandy, która…
– Ach, tak…
Wciąż nie wierzę, że Aurora wróciła do miasta – stwierdził
w zamyśleniu Liam, tym samym skutecznie wyrywając Eve z zamyślenia.
Spojrzała na niego w oszołomieniu, uświadamiając sobie, że miała przed
sobą kolejnego faceta, który bez cienia krępacji nawiązywał bezpośrednio do jej
myśli. – Nie patrz na mnie w ten sposób, dobrze? Zacznij nad sobą
panować, bo sama jesteś sobie winna. Wyczuwamy strach i wątpliwości…
A w twoim umyśle panuje taki chaos, że nie jestem w stanie go
ignorować – oznajmił z nieco pobłażliwym uśmiechem.
–
Przepraszam bardzo, że nie na co dzień mam do czynienia z kimś, kto
potrafi czytać mi w myślach! – nie wytrzymała, na moment tracąc nad
sobą kontrolę.
– Czytanie
w myślach to takie niewdzięczne określenie… Dość ignoranckie
podejście, chociaż to też sprawa Marco, żeby uświadomić ci, co jest na
rzeczy. – Liam bez jakiegokolwiek ostrzeżenia otoczył ją ramionami
w pasie, by jednym wprawnym ruchem posadzić dziewczynę na jednym
z wolnych blatów. W tamtej chwili tym bardziej nie miała być
w stanie mu uciec, zwłaszcza kiedy nachylił się do przodu, wspierając
dłonie na krawędziach stołu po obu jej bokach. – Aczkolwiek mogę dać ci
radę, skoro jesteśmy przy temacie… Mianowicie taką, żebyś jak najszybciej
nauczyła się bronić i wcale nie mam tutaj na myśli wywijania
kołkiem – stwierdził, a ona zesztywniała. Że co proszę?! –
Panowanie nad sobą to podstawa. Może to porównanie zabrzmi źle, ale wierz mi,
że jest prawdziwe… Mianowicie: bywamy równie impulsywni, co i zwierzęta.
Prowokuj nas, a długo nie pożyjesz. Rozumiesz, co mam na myśli?
Nie odpowiedziała,
zdolna co najwyżej bezmyślnie się w niego wpatrywać. Przez chwilę
wyglądał, jakby jednak czekał na odpowiedź, ale kiedy się nie odezwała, po
prostu się wycofał, uciekając wzrokiem gdzieś w bok
i w zamyśleniu rozglądając się po sali. Sądziła, że poczuje ulgę,
kiedy odsunął się, dosłownie rozpływając w powietrzu, kiedy nagle ruszył
w sobie tylko znaną stronę, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz
przeciwnie – tak długo, jak nie była w stanie nadążyć za nim, jego
postępowaniem, a tym bardziej określić, czego powinna się po nim
spodziewać, czuła się jeszcze bardziej spięta.
Nie
odezwała się więcej nawet słowem, również wtedy, gdy mężczyzna wrócił do niej
z małym, przypominającym perfumy flakonikiem. Nie po raz pierwszy dotknął
jej bez wcześniejszego pytania o przyzwolenie, zanurzając palce we włosach
Eveline, by móc sprawdzić miejsce krwawienia. Poczuła się jeszcze bardziej
zaniepokojona, kiedy zauważyła krew na dłoniach Liama – swoją własną, co
jedynie utwierdziło dziewczynę w przekonaniu, że osoka wciąż nie
przestawała płynąć. W tamtej chwili wyrwał jej się cichy, nieco zdławiony
jęk, co bynajmniej nie uszło uwadze zajmującego się nią wampira, bo ten jednak
postanowił się odezwać:
– Rany
głowy mają to do siebie, że krwawią bardziej niż trzeba – stwierdził,
obrzucając ją wymownym spojrzeniem. – Czego oni was uczą w tych
szkołach?
– Na pewno
nie tego, jak zachowywać się, kiedy osoba, której ufasz, nagle okazuje się mieć
kły – stwierdziła z nutką goryczy.
– Bo kły
i zaufanie nie idą w parze? Ciekawa teoria… – Rzucił jej bliżej
nieokreślone spojrzenie. – Nie ruszaj się teraz – nie tyle poprosił, co
wręcz zażądał. Mimowolnie zaczęła zastanawiać się nad tym, czy wydawanie
poleceń w jego przypadku stanowiło naturalny sposób komunikacji.
Usłuchała
go już chyba z przyzwyczajenia, tym razem woląc nie zastanawiać się nad
tym, czy próbował nią manipulować. Chyba wolała nie wiedzieć, nie wspominając
o tym, że nie czuła się na tyle pewna Liama, żeby sprawdzać jak daleko
sięgała jego cierpliwość. Zamknęła oczy, dla pewności chwytając się brzegu
stołu na którym siedziała, aż nazbyt świadoma tego, że na powrót skupił się na
jej głowie. Zaraz po tym dosłownie zesztywniała, czując wilgoć
i silniejszy niż do tej pory ból, co skutecznie uświadomiło dziewczynie,
że mężczyzna musiał zrobić użytek z zawartości buteleczki, którą zauważyła
wcześniej – może jakiegoś antyseptyku albo…
Cokolwiek
to było, nie zamierzała pytać. Odczekała kilka następnych sekund, nie ufając
ani swojemu ciału, ani temu, że ból mógłby tak po prostu ustąpić – nie w tak
krótkim czasie, a przynajmniej Eveline wydało się to nienaturalne. W efekcie
nie od razu odważyła się otworzyć oczy, a tym bardziej spojrzeć na
kręcącego się przy niej Liama.
– W porządku…
Nic ci nie będzie – usłyszała i to jednak zachęciło dziewczynę do tego,
żeby zatrzepotała powiekami. – Tak sądzę, ale to już niekoniecznie mój problem.
– Dziękuję?
– rzuciła z rezerwą, coraz bardziej oszołomiona. Miała ochotę przeczesać
włosy palcami, żeby sprawdzić, co tak naprawdę mu zawdzięczała.
Na usta
cisnęły się jej dziesiątki pytań, choć jeden rzut oka na twarz mężczyzny
wystarczył, żeby zorientowała się, że wolałby, gdyby je sobie zaoszczędziła.
Jasne, mogła spróbować wypytywać Marco, ale z drugiej strony… niby
dlaczego miałaby czekać, skoro nic nie wskazywało na to, żeby wampir jednak
zamierzał ją zabić?
– Jakaś ty
miła… – Po tonie Liama trudno było stwierdzić czy mówił poważnie, czy może
jednak ironizował. – Już w porządku, czy potrzebujesz czegoś jeszcze?
Czuję, że chcesz stąd wyjść – dodał, a Eveline westchnęła.
– Dlaczego
wszyscy jesteście tacy zaskoczeni tą… Aurorą? – wyrzuciła z siebie,
ostrożnie dobierając słowa. Używanie tego imienia przychodziło ją z trudem,
choć teoretycznie powinno być odwrotnie, zwłaszcza gdyby chciała uwierzyć, że
tak naprawdę chodziło o kobietę zupełnie niezwiązaną z Amandą.
– Szlag by…
– Liam urwał, ostatecznie zachowując jakiekolwiek oznaki frustracji dla siebie.
– Bo jest niebezpieczna. Tyle chyba zauważyłaś.
– No tak,
ale…
– Nie
przerywaj mi, bo jeszcze nie skończyłem – obruszył się. – Ile ty tak naprawdę
wiesz o Haven, co dziecko?
Skrzywiła
się, zwłaszcza kiedy jasno dał do zrozumienia, że najpewniej nie traktował jej
poważnie – nie w takim stopniu, jak mogłaby tego oczekiwać. Bezwiednie zacisnęła
dłonie w pięści, nie chcąc okazywać frustracji, chociaż to okazało się
zaskakująco trudne. Już i tak czuła się jak ostatnia kretynka, która przez
długie lata nie zauważyła, że z osobą, która teoretycznie była jej
najbliższa, nie wszystko było takie, jak powinno.
– Wiem
tylko tyle, że odkąd wróciłam, wszyscy wokół próbują mnie zabić – mruknęła, z zaskoczeniem
słysząc gorycz we własnym głosie. Miała prawo do żalu, poza tym na pewno sama
sobie była winna, odrzucając wyjaśnienia Marco, ale mimo wszystko… – Poza tym
nadal chcę wyjechać, chociaż mam wrażenie, że nikt mi na to nie pozwoli –
dodała, sama niepewna tego, dlaczego w ogóle zaczynała mu się zwierzać.
– Ach…
Czyli w zasadzie nic – ocenił z powagą Liam. Coś w jego tonie
sprawiło, że poczuła się jeszcze głupsza. – Ani o konflikcie, ani o przepowiedni…
Przypomnij mi, proszę, jakim cudem ty wciąż żyjesz, dobrze?
Gdyby nie
to, że podejrzewała, iż to wybitnie zły pomysł, w tamtej chwili naprawdę
by mu przyłożyła. Naprawdę musiał przypominać jej o tym, że była niczym
nieporadne dziecko, mimowolnie wrzucona w sytuację, której nawet nie
potrafiła opisać słowami?
– Jaki
konflikt? – zniecierpliwiła się. Drugą część jego wypowiedzi przynajmniej
tymczasowo wolała zostawić bez odpowiedzi.
– To też
pytanie do Marco – odpowiedział bez zająknięcia Liam, kolejny raz wystawiając
nerwy Eve na próbę. – Ja zrobiłem swoje.
– To znaczy
co? – Jednak zdecydowała się dotknąć tyłu głowy. Czuła, że włosy ma posklejane
od zakrzepniętej krwi, ale kiedy przyjrzała się swoim palcom, przekonała się,
że nie dostrzega choćby śladu czerwieni. Już samo to odkrycie wystarczyło, żeby
serce Eveline zabiło jeszcze szybciej, kiedy zaś do tego wszystkiego nie
poczuła towarzyszącego jej do tej pory bólu… – Co zrobiłeś? Jak…?
– Przecież i tak
ci nie powiem – uciął dyskusję Liam, jak gdyby nigdy nic odsuwając się od niej.
Zaraz po tym odwrócił się na pięcie, bez chwili wahania odwracając do wciąż
zszokowanej Eve plecami.
– Dlaczego
właściwie…?
Urwała,
kiedy od strony wejścia doszło ich wymowne chrząknięcie. Liam wyprostował się,
po czym błyskawicznie odwrócił ku drzwiom, przez krótką chwilę sprawiając wrażenie
chętnego, żeby zatrzasnąć je tuż przed nosem stojącej w progu Lany. Kobieta
tylko się uśmiechnęła, najwyraźniej przyzwyczajona do takiego traktowania.
– Pewnie
zaraz ci powie, że musiałby cię zabić, gdybyś poznała wszystkie jego tajemnice
– powiedziała z przekonaniem, wywracając oczami. – Nudne gadanie.
– Tak jak i pytanie
ciebie o to, czy kiedykolwiek nauczysz się pukać… – mruknął z rezerwą
Liam, na krótką chwilę zakrywając twarz dłonią. Wampirzyca uśmiechnęła się
słodko, po czym kilka raz uderzyła zwiniętą pięścią we framugę. – Ach…
Nieważne! Jeśli przyszłaś ją stąd zabrać, żeby się nie zgubiła, to droga wolna.
Odprowadziłbym ją, ale skoro nie muszę… – rzucił, nawet nie próbując udawać, że
jest mu przykro.
– Przyszłam
sprawdzić, czy jeszcze jej nie zjadłeś. Nie żeby coś, ale Marco trochę się
przejął… Tak bardzo, że poszedł szukać Castiela. – Lana urwała, po czym
podeszła bliżej, jak gdyby nigdy nic materializując się tuż obok Eveline. –
Trzeba było wypić tę melisę. Mówiłam, że ci się przyda, a Liam ma to do
siebie, że nawet świętego wyprowadziłby z równowagi… Tak tylko mówię –
dodała, podchwyciwszy zdezorientowane spojrzenie Eve. – Podobno mam… wyjątkową
intuicję.
– Moja wyjątkowa intuicja mówi, że tam są drzwi
– rzucił zniecierpliwionym tonem Liam.
Wampirzyca
jedynie wywróciła oczami – po raz kolejny.
– Jasne,
jasne… – Zachęcająco spojrzała na Eveline. – Chodź, porozmawiamy sobie. Może
dzisiejszego wieczoru dopisze mi szczęście i on jednak utopi się w jakiejś
probówce…
Wraz z tymi
słowami uśmiechnęła się olśniewająco i nawet nie czekając na reakcję
dziewczyny, najzwyczajniej w świecie ruszyła w swoją stronę.
Sharon wymiennie z Broken Iris na słuchawkach – jest moc, jest rozdział. Kolejny, który pisało mi się bardzo lekko i ostatecznie rozjaśnił mi kilka pomysłów, które mam (Gabi, wiesz o czym mówię ;>). Czas pokaże, co z tego wyjdzie, ale ja jestem ze swoich planów bardzo zadowolona. Z kolei jako usprawiedliwienie końcówki mam to, że rozmowa z Laną co nieco wyjaśni, bo najwyższa pora pomówić trochę o sytuacji w Haven… Tak więc trzydziestka piątka to jakże upragnione wyjaśnienia, przynajmniej po części.Yep, Liam ma laboratorium. Wiedziałam, że wzmianka o Rufusie to duży spojler, no ale… Kolejny rozdział niebawem, bo pisze mi się z czystą przyjemnością i nie wyobrażam sobie, że miałoby być inaczej.Jak zwykle dziękuję wszystkim, którzy są, tym bardziej, że wciąż Was przybywa. To cudowne uczucie za które jestem wdzięczna. Tak więc do napisania!
<3❤
OdpowiedzUsuńCześć!^^
UsuńTak, wzmianka o Rufusie to duży spoiler. A przynajmniej dla tych, którzy czytają LITT i są dalej niż druga księga. Także ten, ale ktoś kto nie czytał, nie zna tego cudownego wariata nie wiedział o co chodzi! :D
Próbuje sobie wyobrazić Daniela w roli takiego naukowca, ale mi nie idzie. Może dlatego, że jestem przyzwyczajona do tego, że widzę go jakiego eleganckiego, cholernie przystojnego wampira, który wyrywa serca i wygląda przy tym diabelnie seksownie. Jeszcze te gify, gdzie ma na sobie tej garniak... Ugh, gdzie on do laboratorium bawić się próbkami? ;> No ale nie ważne, to przecież nie garnitur chodzi. Chociaż mam nadzieję, że w nim chodzi. Wygląda w nim zabójczo.
Samego faceta lubię. Wychodzi na dupka, ale dupków wszystkie lubią. Dopóki ten nie okaże się dupkiem dla niej. Znane ;D Hah, ale wracając - to naprawdę faceta lubię. Mimo, że jest arogancki, zbyt pewny siebie i arogancki. Wiem, brzydkie powtórzenie.
Eveline ma przesrane jednym słowem - Ja bym oszalała, gdyby każdy w domu mógł słyszeć moje myśli. Zwłaszcza, że czasem myślę o takich rzeczach, że sama jestem przerażona. Zero prywatności. No i ma jeszcze masę pytań odnośnie tego wszystkiego, a nikt jej nie odpowiada. Może w następnych dwóch rozdziałach będzie trochę jaśniej, ale... No szczerze mówiąc to jakoś w to nie wierzę. ;D
Jak Ci pisałam, myślałam z początku, że to whisky/bouron/szkocka (a to wszystko to chyba jedno i to samo. Nie wiem, słabo rozróżniam alkohole xD), a tu jednak dała herbatkę. Sama na miejscu Eve chciałabym coś mocniejszego, ale co poradzić - bierz co dają. :D
Relacje Lany i Liama już lubię. Podoba mi się i... Mam zaćmienie pamięci, nie pamiętam co mi o nich mówiłaś. ._. I mi z tym źle, bo rozmowa wcale nie odbyła się tak dawno temu. ;_;
Uciekaj czytać dalej, rozdział oczywiście był świetny, ale o tym wiesz. :3
Weny itd. Zdążę Ci pożyczyć na koncu, więc teraz się z tym powstrzymam. :p
Gabi.
Cześć!
OdpowiedzUsuńDlaczego nie zdziwiło mnie to laboratorium? Chociaż jeśli mam być ze sobą i z Tobą szczera, nie to sobie wyobrażałam, ale to już wina przeczytanej zbyt dużej ilości kryminałów. Powinni je ode mnie zabrać x.x
Co do Liama... Sama nie wiem jak mam go opisać. Jest takim aroganckim gościem, ale mimo to go troszkę lubię. Mówię troszkę, bo było go za mało bym polubiła go bardziej. Dlaczego jej nie odpowiadał? Nie ładnie się zachował! Ale co coś czuję w kościach, że zanim my się dowiemy wszystkiego o Haven, o przepowiedni i całej reszcie, to jeszcze się rozdziałów u Ciebie naczekamy.
Nadal jestem za tym, że melisa jest za słaba. Według mnie Lana powinna dać Eveline ćwiartkę wódki. Albo od razu pół litra. Chociaż jeśli miałaby słabą głowę, to Liam musiałby ją wziąć na ręce. Ale przynajmniej by nie zadawała pytań, które widocznie mu się nie podobały, bo nie był skłonny na nie odpowiedzieć.
Co jeszcze miałam powiedzieć? A! Współczuję Eveline. Teraz z nikim nie może swobodnie porozmawiać, bo każdy może wnikać w jej myśli. Najpierw Marco, potem Liam. Skoro mają sprowadzić jeszcze Castiela, to on czuję, że się nie powstrzyma. Ale co ja tam wiem? Mogę jedynie się zastanawiać, co w Twojej głowie siedzi.
No i co? Życzę Ci mnóstwo weny (czy Ty ją w ogóle kiedyś tracisz?) oraz czasu na pisanie, byś mogła nas zarzucać rozdziałami :3
Jejku, nie jestem aż tak bardzo opóźniona. Jak na mnie to idzie dobrze. Ale nie mówmy hop.
Mrs.Cross!
Co robi Aurora teraz gdy Eveline się jej wymknęła i jest znów chroniona przez Marco? Pewnie się nie podda. Liam ma taki sam charakterek jak ja w poniedziałek rano :))
OdpowiedzUsuńGod bless for all the gifs of Elijah.
OdpowiedzUsuńA teraz skoro się już popisałam angielskim, to wiedz, że czytanie mi idzie lepiej niż myślałam, a Liama (Ź przyzwyczajenia chciałam napisać Rufus xD) crushuję i Cię zjem, jeśli zrobisz mu krzywdę.
Pamiętaj, że wiem dokładnie, gdzie mieszkasz..
Buźki,
Gabbie xx
Bardzo miło czytać, że Eve mimo strachu jednak próbuje jakoś otworzyć się na sytuację i zrozumieć. Może przy bliższym kontakcie z wampirami będzie też łatwiej to zaakceptować.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że w twojej historii każda z postaci ma swój indywidualny charakter i zdecydowanie nie jest "płaska", co uważam za duży wyczyn przy takiej ilości bohaterów. :D Gratuluję więc, Lana powoli kradnie moje serce, haha.
1.choć zarazem czuła się coraz bardziej ciekawa, pragnąć zadac kilka kolejnych pytań.*zadać – taki drobiazg ;)
A dzięki, staram się. :D Chociaż prawda jest taka, że oni sami się kreują. Ja im tylko na to pozwalam. ^^
Usuń