Marco
Nie miał problemu z tym,
żeby dopaść do niej, zanim upadła. Pochwycił Eve z łatwością, nie pierwszy
raz zmuszony porwać ją na ręce, by przypadkiem nie zrobiła sobie krzywdy.
Dosłownie przelewała mu się w rękach, całkowicie bezwładna, co mimo
wszystko wzbudziło w wampirze wątpliwości. Słyszał, że jej serce bije
miarowo i mocno, co utwierdziło go w przekonaniu, że wciąż żyła, ale…
Zawahał
się, po czym spojrzał na jej szyję, szukając jakichkolwiek oznak tego, że przez
ostatnie godziny wydarzyło się coś co najmniej niepokojącego. Sam nie był
pewien, dlaczego w pierwszym odruchu pomyślał akurat o Castielu i jego
często nieakceptowalnych przez Marco pomysłach, ale to było silniejsze od
niego. Zwłaszcza po tym, jak mężczyzna omal nie udusił Eveline, był skłonny
spodziewać się dosłownie wszystkiego, tym bardziej, że jego przyrodni brat
nigdy nie przebierał w środkach. Jeśli dodać do tego wszystkiego fakt, że
już raz zdążył dziewczynę ukąsić, Marco był skłonny posądzić go dosłownie o wszystko
– i to zwłaszcza teraz, kiedy traktowanie kobiet w przypadku Castiela
pozostawiało naprawdę wiele do życzenia.
Mimo
wszystko poczuł ulgę, kiedy przekonał się, że skóra na gardle dziewczyny
wyglądała na nienaruszoną. Wyraźnie widział biegnące pod cienką warstwą skóry
błękitne żyły, tworzące skomplikowaną siatkę bliżej nieokreślonych wzorów.
Zawahał się, przez krótką chwilę śledząc wzrokiem zarówno kolejne przecięcia,
jak i pulsującą łagodnie tętnicę – aż nazbyt charakterystyczny punkt, którego
naruszenie byłoby najprostszym sposobem na dostanie się do krążącej w ciele
Eveline krwi. Oczywiście nie zamierzał sobie na to pozwolić, chociaż zarazem
ignorowanie człowieka akurat w tym domu zawsze pozostawało problematyczną
kwestią. Choć zdążył przywyknąć zarówno do kuszącej słodyczy, już dawno mając
za sobą etap problemów z samokontrolą, nigdy nie ufał sobie w stu
procentach. Próba oszukania natury nigdy nie prowadziła do niczego dobrego, ta
zaś stworzyła wampiry po to, żeby polowały, nieraz nie potrafiąc odmówić sobie
tego, co stanowiło podstawę ich przeżycia.
– Eve…
Eveline – wycedził przez zaciśnięte zęby, próbując zwrócić na siebie uwagę dziewczyny.
Chciał, żeby otworzyła oczy, by móc utwierdzić się w przekonaniu, że nic
jej nie dolegało. Nie sądził, by zawracanie Liamowi głowy po raz drugi w ciągu
jednej nocy, było dobrym pomysłem, zresztą zdecydowanie nie ufał temu wampirowi
na tyle, by z chęcią powierzyć mu kogoś, kogo przecież usiłował chronić. –
Obudź się, do cholery…
Rzadko
przeklinał, ale w tej sytuacji miał wrażenie, że i tak nie pozostało
mu nic innego. Nie miał pojęcia, co się stało, ale coś w wyrazie twarzy
Eveline oraz spojrzeniu, które posłała mu na krótko przed utratą przytomności,
skutecznie Marco zaniepokoiło. Wszystko w nim aż krzyczało, że coś jest
nie tak – i to bynajmniej nie tylko dlatego, że rzadko widywał
roztrzęsione śmiertelniczki, które błądziłyby po korytarzach twierdzy
wampirów, wyglądając przy tym na bliskie szybkiego zejścia na zawał. Cóż, może
po atrakcjach, które on i jego pobratymcy zaserwowali jej w ostatnim
czasie, takie rozwiązanie wydawało się dość prawdopodobne, ale instynkt
podpowiadał mu, że chodzi o coś więcej.
Niespokojnie
rozejrzał się dookoła, woląc upewnić się, czy byli sami. Ostatecznie z braku
lepszych pomysłów z wolna ruszył przed siebie, decydując się zanieść
dziewczynę do pokoju i dopiero tam zastanowić się, co powinien zrobić w następnej
kolejności. Uspokajała go myśl o tym, że mimo wszystko wyglądała na
zdrową; nie czuł, by była rozpalona, choć – był gotów przysiąc! – kiedy w pierwszym
odruchu otoczył ją ramionami, jej ciało dosłownie paliło. Nie potrafił tego
wytłumaczyć, a tym bardziej wyjaśnić, co mogłoby być przyczyną takiego
stanu rzeczy, to zresztą wydawało się najmniej istotne. Chyba nawet nie chciał
wiedzieć, zamiast na bzdurach woląc skoncentrować się na tym, co najważniejsze.
– Gdzie…? –
Jej głos go zaskoczył, tym bardziej, że właściwie nie zarejestrował momentu, w którym
otworzyła oczy. Tym bardziej zaskoczyło go dość przytomne spojrzenie, którym go
obdarzyła. – Gdzie mnie niesiesz? – spróbowała raz jeszcze. Nie miał pewności,
czy faktycznie zdawała sobie sprawę z tego, co działo się wokół niej,
niemniej postanowił odpowiedzieć.
– Do pokoju
– oznajmił kojącym tonem. Przychodziło mu to naturalnie, tym bardziej, że nie
raz w ten sposób zdarzało mu się przemawiać do Castiela, kiedy bywał w wyjątkowo…
trudnym okresie. Oczywiście ze strony
brata nigdy nie doczekał się wdzięczności za cierpliwość, ale to też było do
przewidzenia. – Nie przejmuj się. Jest… w porządku – dodał z przekonaniem,
którego wcale nie odczuwał.
Spodziewał
się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że bladą twarz Eveline jak na
zawołanie wykrzywi grymas. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, zupełnie jakby
nagle coś pojęła – i to najpewniej bardzo niepokojącego, bo w tych
dziwnie bladych tęczówkach jak na zawołanie doszukał się wręcz czystego
przerażenia.
– Nie, nie,
nie… Nie do pokoju – wyrzuciła z siebie na wydechu, nagle prostując się
niczym struna. Musiał przystanąć, by przypadkiem jej nie upuścić, jednocześnie pozwalając
na to, żeby bezceremonialnie chwyciła go za szyję. Podejrzewał, że gdyby był
człowiekiem, Eve zaczęłaby być dość sporą przeszkodą, jeśli chciałby swobodnie
zaczerpnąć powietrza. – Nie możesz… Nie tam – zaczęła raz jeszcze, ostatecznie urywając
dopiero po to, żeby w niemalże spazmatyczny sposób zaczerpnąć powietrza.
Wydawała
się przerażona i zagubiona, trochę jak dziecko we mgle. Jej słowa i zachowanie
wystarczyły, żeby Marco poczuł się jeszcze bardziej zdezorientowany niż do tej
pory, przez kilka następnych sekund zdolny co najwyżej wpatrywać się w chorobliwie
bladą twarz wtulonej w niego dziewczyny. Słyszał przyśpieszone bicie serca
Eveline, nierówny oddech i krążącą szybciej niż zazwyczaj krew. To było
coś więcej, aniżeli strach, bo bała się już wcześniej – nawet bardzo, co
zresztą wcale go nie dziwiło, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej się
znalazła. Nie zmieniało to jednak faktu, że dotychczas jakimś cudem pozostawała
wystarczająco silna, by w razie potrzeby zacząć się kłócić, podczas gdy
teraz…
Cóż, jeśli
chodziło o sprzeczkę, wciąż wyglądała na zdolną, by tego dokonać. Problem
polegał na uczuciach, które nią targały, a już zwłaszcza jednym – czystym
przerażeniu, wręcz paniki, której źródła Marco za żadne skarby nie potrafił
ustalić.
– Dlaczego?
– zapytał z wahaniem, mimo wszystko wątpiąc, by okazała się zdolna
udzielić mu odpowiedzi. – Co takiego jest w twoim pokoju, skoro…?
– Nie zostawiaj mnie samej – weszła mu w słowo,
kładąc na tę jedną, niemalże desperacką prośbę tak silny nacisk, że nie
pozostało mu nic innego, jak jej posłuchać – choćby tylko po to, żeby w końcu
zdołała się uspokoić.
Tym razem
nie pytał już o nic, w zamian z wolna kiwając głową i ostatecznie
decydując się zawrócić. Eveline drgnęła niespokojnie, kiedy ruszył się z miejsca,
ale nie próbowała protestować, po prostu niespokojnie śledząc wzrokiem
pogrążony w półmroku korytarz. Choć do wschodu słońca wciąż pozostawała
przynajmniej godzina, zaprogramowane przez Lanę żelazne żaluzje zdążyły się
zasunąć, pogrążając budynek w niemalże całkowitej ciemności. Trochę jak w grobie, pomyślał z przekąsem
Marco, ale przez wzgląd na sytuację i skuloną w jego ramionach
dziewczynę powstrzymał się przed nieco gorzkim uśmiechem. Musiał pomyśleć nad ewentualnym
dostosowaniem tego miejsca komuś, dla kogo promienie słoneczne nie stanowiły
problemu, tym bardziej, że jak na ironię w środku dnia, poruszanie się po
rezydencji mogło okazać się dość trudne. Nie żeby zakładał, że Eveline
gdziekolwiek się wybierała, ale przecież nie mogli prowadzić jej za rączkę na
każdym kroku.
Przestał o tym
myśleć, skupiając się na konieczności zabrania Eve w bezpieczne miejsce.
Właściwie nie zastanawiał się nad tym, gdzie i dlaczego powinien ją
zanieść, pod wpływem impulsu decydując się na jedyny pokój, który w obecnej
sytuacji wydawał się odpowiedni – przynajmniej teoretycznie. Z wprawą
przeniósł ciężar dziewczyny na jedną rękę, po czym pchnął drzwi, by z Eveline
w ramionach móc wślizgnąć się do pomieszczenia. Natychmiast ruszył ku
łóżku, żeby ułożyć śmiertelniczkę na pościeli i dać jej czas na dojście do
siebie. Kiedy zauważył, że zamknęła oczy, pomyślał, że jednak zasnęła, ale szybko przekonał się, że nic podobnego nie miało miejsca. Czuł, że go
obserwowała, w międzyczasie z wahaniem wodząc wzrokiem dookoła, by
utwierdzić się w przekonaniu, że posłuchał jej prośby. Najwyraźniej nie
zauważyła niczego niepokojącego, skoro milczała, to jednak nie zmieniało faktu,
że wciąż pozostawała spięta – i to najdelikatniej rzecz ujmując, bo nawet z odległości
był w stanie zauważyć to, jak mocno napinała mięśnie.
Przystanął w niewielkim
oddaleniu od łóżka, uparcie milcząc i próbując przekonać samego siebie, że
czekanie ma sens. Co prawda na usta cisnęły mu się dziesiątki pytań, ale
przynajmniej tymczasowo postanowił pozostawić je dla siebie. Bliskość świtu
dawała się Marco we znaki, sprawiając, że powoli zaczął tracić cierpliwość, ale
usiłował nie zwracać na to uwagi. Cokolwiek się stało, najważniejsze
pozostawało to, że dziewczyna była bezpieczna – przynajmniej teoretycznie, bo
zachowanie Eveline wydawało się sugerować coś zupełnie odmiennego.
– Byłam już
tutaj – usłyszał i to wystarczyło, żeby wprawić go w konsternację,
tym bardziej, że zdążył już stracić nadzieję na to, że dziewczyna w ogóle się
odezwie.
– Tak?
Spojrzał na
nią z zaciekawieniem, próbując ocenić, czy faktycznie zdawała sobie sprawę
z tego, co działo się wokół niej. Zawahał się, kiedy z wolna usiadła,
ale nie próbował jej powstrzymywać, dochodząc o wniosku, że tak jest nawet
lepiej. Chciał z nią porozmawiać, ale zarazem zdawał sobie sprawę z tego,
że nie powinien naciskać, zwłaszcza, że już raz zdążył przekonać się, że w ten
sposób może co najwyżej nakłonić ją do ucieczki.
– Jestem
pewna. – Dziewczyna zawahała się, po czym raz jeszcze z uwagą rozejrzała
się dookoła. – We śnie, ale… Och, no jasne – mruknęła, ostatecznie koncentrując
na nim wzrok. – Ty też tam byłeś – dodała niemalże wyzywającym tonem.
Więc wracamy do normy…
Wzruszył
ramionami, nie próbując ani zaprzeczać, ani potwierdzać prawdziwości wypowiedzianych
słów. Nie mógł zaprzeczyć, że próbował ją kontrolować, posuwając się do
ingerencji w jej umysł, kiedy nie zdawała sobie z tego sprawy. Podejrzewał,
że nie uznałaby tego za uczciwe, ale – jak to się mawia – cel uświęcał środki, a on
nie sądził, by prywatność była ważniejsza od bezpieczeństwa. Nie mógł zresztą
zaprzeczyć, że jak najbardziej miała prawo widzieć ten pokój, tym bardziej, że
kiedy kształtował rzeczywistość według własnego uznania, jak najbardziej
ostatecznie zdecydował się odwzorować swoją sypialnię.
Och, w dawnych
czasach coś takiego byłoby nie do pomyślenia – to, by zabrał obcą kobietę do
swojego pokoju, niezależnie od intencji, które miałby względem niej. W przeszłości
wszystko było inne, łącznie z zasadami, którymi rządził się świat oraz to,
co wszyscy nazywali przyzwoitością. Po części duchem wciąż trwał przy czasach
swojej młodości, wręcz nie będąc w stanie przywyknąć do zmian, które
zaszły przez minione wieki. Teraz wszystko było inne, ale… jakie to właściwie
miało znaczenie?
– Lepiej
się czujesz – nie tyle zapytał, co pokusił się o stwierdzenie faktu. To
było widać, a może po prostu chciał uwierzyć, że w tej jednej kwestii
mógłby mieć rację. – To dobrze, chociaż nie tłumaczy, co właśnie się wydarzyło
– dodał, na początek decydując się zaoszczędzić jej pytań.
Nawet z odległości
widział, że drgnęła, po czym nerwowo napięła mięśnie. Ludzie bywali
zadziwiającą wręcz łatwi do rozszyfrowania, zwłaszcza kiedy w grę
wchodziły skrajne emocje, a ewentualny obserwator dysponował wyostrzonymi
zmysłami. Nie trzeba było szczególnie skomplikowanej wiedzy, żeby pojąć, w czym
leżał problem i jakkolwiek zinterpretować poszczególne uczucia. Tak było
również w przypadku Eveline, choć ta zdążyła uspokoić się na tyle, by już
nie wyglądać na bliską omdlenia.
Nie był
zaskoczony milczeniem, które na powrót zapadło pomiędzy nimi, ale to i tak
zaczęło go drażnić. Z uwagą obserwował Eveline, siląc się na cierpliwość,
chociaż tej powoli zaczynało mu brakować. Musiał wręcz zmuszać się do
milczenia, co w obecnej sytuacji wydawało się dość problematyczne.
– Ja…
Dziękuję ci – usłyszał i to wystarczyło, żeby jeszcze bardziej
zdezorientować. Nie tego się spodziewał.
– Za co? –
zapytał z powątpiewaniem.
Eve
westchnęła, po czym spuściła nogi z łóżka. Wyglądała na zmęczoną,
zwłaszcza kiedy nachyliła się do przodu i ukryła twarz w dłoniach.
Jej palce z wolna przesunęły się na skronie, kiedy potarła je intensywnie,
najpewniej znów walcząc z bólem głowy. Z zaskoczeniem przekonał się,
że drżała, najwyraźniej wciąż pod wpływem silnych emocji, choć widać było, że
na wszystkie sposoby próbowała nad nimi zapanować.
Przez
krótką chwilę jeszcze ją obserwował, dopiero po kilkunastu następnych sekundach
zdobywając się na reakcję. Podszedł bliżej, ostatecznie materializując się
naprzeciwko dziewczyny, by móc spojrzeć jej w oczy. Przykucnął tuż przed
nią, by ich spojrzenia znalazły się na jednym poziomie, w nadziei na to,
że dzięki temu łatwiej się porozumieją. Zaczęła nerwowo pocierać ramiona, być
może próbując się rozgrzać, a może po prostu wciąż przerażona na tyle, by mieć
problem z zapanowaniem nad dreszczami.
– Eveline – powiedział z naciskiem,
kładąc nacisk na jej imię. Skrzywiła się, ale przynajmniej posłusznie na niego
spojrzała. – Co się stało? Musisz mi powiedzieć, jeśli chcesz, żebym ci pomógł
– oznajmił, starannie dobierając słowa.
Zajrzała mu
w oczy z wyraźnym wahaniem, dobrze zdając sobie sprawę z tego,
co był w stanie zrobić z pomocą samego tylko kontaktu wzrokowego.
Przez krótką chwilę faktycznie miał zamiar na nią wpłynąć, by pomóc jej się
uspokoić i – przy odrobinie szczęścia – spróbować dowiedzieć się czegoś
więcej. W przypadku wampirów moralność pozostawała dość luźnym pojęciem,
przynajmniej jeśli chodziło o stosowanie sztuczek związanych z kontrolą
umysłów, choć dziewczyna niekoniecznie musiała podzielać jego zdanie w tej
kwestii.
– Nie wiem…
– Właściwie wyczytał te słowa z ruchu jej warg, tyle wysiłku
musiała włożyć w udzielenie jakiejkolwiek odpowiedzi. Uniósł brwi, gotów
drążyć dalej, tym bardziej, że z powodzeniem mogła go okłamać, ale nie
dała mu po temu okazji. – Nie mam pojęcia – powtórzyła głośniej – ale to było
przerażające.
Och, co do
tego jednego nie miał najmniejszych wątpliwości. Nie potrzebował słyszeć jej
pulsu ani kontrolować przyśpieszonego oddechu, żeby to wiedzieć. To również
sprawiało, że miał jeszcze więcej wątpliwości, próbując logicznie wytłumaczyć,
co takiego mogło mieć miejsce, kiedy została sama, ale czuł, że traci czas – i że
tylko Eveline mogła mu to wytłumaczyć.
– Co masz
na myśli? – nie dawał za wygraną. Cokolwiek się działo, było istotne, nie
wspominając o tym, że bez zaufania ze strony dziewczyny zdecydowanie nie
mieli być w stanie osiągnąć czegokolwiek. – Gdybyś mi pozwoliła…
– Chcesz
mieszać mi w głowie? – zapytała z rozbrajającą wręcz
bezpośredniością. Co ciekawe, wcale nie brzmiała na szczególnie zaniepokojoną
taką perspektywą.
– Jeśli
upierasz się nazywać rzeczy w tak brutalny sposób… – Zamilkł, próbując dać
jej czas na zebranie myśli. – Próbuję zrozumieć, co się stało. Ktoś cię
zaatakował czy…? – zaczął raz jeszcze, w ostatniej chwili powstrzymując
się przed wypowiedzeniem imienia Castiela.
Potrząsnęła
głową, tym razem wystarczająco pewnie, by doszedł do wniosku, że nie próbowała kłamać.
Oczywiście mógł się mylić, tym bardziej, że po zachowaniu dziewczyny trudno
było stwierdzić, co takiego działo się w jej głowie, ale podejrzewał, że
powiedziałaby mu, gdyby faktycznie chodziło o atak wampira. Podejrzewał
zresztą, że w takim wypadku nie siedziałaby z nim aż tak chętnie, zwłaszcza
pozostając tak bliską wybuchu paniki, a to bez wątpienia o czymś świadczyło.
Mógł tylko zgadywać do czego była zdolna ta dziewczyna, tym bardziej, że
niemalże na każdym kroku go zaskakiwała – czy to podczas rozmowy o przeszłości,
czy podczas ataku Aurory, kiedy okazała się na tyle zdeterminowana, by
przynajmniej próbować się bronić.
– Nie. –
Tym razem głos dziewczyny zabrzmiał o wiele przytomniej. Wydawała się pewna
tego, co mówiła, choć z równym powodzeniem to on mógł chcieć jej wierzyć.
Wszystko wydawało się lepsze od trwania w ciszy w sytuacji, w której
zdawał sobie sprawę z tego, że doszło do czegoś naprawdę niepokojącego. –
To było… coś zupełnie innego. Trochę jak sen, ale… Możliwe, że śniłam? –
zapytała pod wpływem impulsu, spoglądając mu w oczy.
– A zdarzało
ci się kiedyś lunatykować? – zaryzykował, próbując jakkolwiek uporządkować jej
słowa i dopasować je do tego, co zobaczył na korytarzu. Może gdyby
znaleźli choć jedną racjonalną odpowiedź, oboje poczuliby się pewniej.
Eveline
zacisnęła usta, po czym ponownie zaprzeczyła ruchem głowy. Zwiesiła ramiona,
ostatecznie zaciskając dłonie na krawędziach pościeli. Wciąż drżała, ale nie aż
tak mocno jak wcześniej, być może mimo wszystko czując się w jego
towarzystwie bezpieczna. Było coś niepokojącego w sposobie, w jaki
wodziła wzrokiem to w prawo, to w lewo, zupełnie jakby w ciemnościach
spodziewała się doszukać czegoś przerażającego. Coś w jej zachowaniu
sprawiło, że sam również dla pewności rozejrzał się dookoła, choć przecież całym
sobą czuł, że byli sami. Ten dom pozostawał jednym z najbezpieczniejszych
miejsc, jakie znał w Haven, więc tym bardziej nawet nie brał możliwości,
że komukolwiek udałoby się niepostrzeżenie wślizgnąć do środka. To było po
prostu niemożliwe, ale…
– Jak długo
tutaj mieszkacie, Marco? – zapytała nagle Eveline.
Uniósł
brwi, zdecydowanie nie spodziewając się usłyszeć od niej akurat czegoś takiego.
Wydawała się świadoma, choć obserwując ją i słuchając tego, co mówiła,
chwilami miał wątpliwości, tym bardziej, że myślami wydawała się być gdzieś
daleko. Gdyby nie to, że bez trudu wyczułby jakiekolwiek próby manipulacji jej
umysłem, pomyślałby, że po części wciąż trwała w transie, zdana na wolę
kogoś, kogo nawet nie potrafiła wskazać. To go niepokoiło, choć nigdy nie
należał do osób przewrażliwionych.
No cóż, sam
zauważył, że teraz wszystko było inne.
Zwłaszcza
odkąd ona wróciła, Haven wydawało się zmieniać, choć żadne z nich nie było
w stanie określić w jakim stopniu.
– Możliwe,
że zbyt długo – przyznał z rezerwą, ostrożnie dobierając słowa. – Ale to
bezpieczne miejsce, Eveline. Możesz mi zaufać, że tak jest.
Skinęła
głową, bynajmniej nieprzekonana. Jeszcze mocniej zacisnęła dłonie w pięści,
po czym skrzywiła się, jednak nawet ból nie przekonał jej do rozluźnienia
uścisku. Marco zmierzył ją wzrokiem, ostatecznie bez słowa decydując się ująć
dziewczynę za rękę, by jakoś nakłonić ją do rozprostowania palców. Uległa mu z wyraźną
niechęcią, to jednak wydawało się najmniej istotne, skoro jego starania
ostatecznie przyniosły dość satysfakcjonujący efekt.
– Miejsce
pełne śmierci, które kiedyś pochłonął ogień? – wyszeptała, a wampir
zesztywniał, przez krótką chwilę czując się tak, jakby ktoś z całej siły
zdzielił go czymś ciężkim po głowie.
– Co ty
powiedziałaś?
Potrząsnęła
głową, wciąż milcząca i zamyślona. Przez kilka następnych sekund
bezmyślnie wpatrywała się w przestrzeń, tak odległa, że to wydawało się
wręcz niepokojące. Przez krótką chwilę miał wręcz ochotę porządnie nią
potrząsnąć, byleby w końcu na niego spojrzała i powiedziała coś
jeszcze – cokolwiek, co utwierdziłoby go w przekonaniu, że coś źle
zrozumiał.
Musiała, bo
przecież nie było możliwe, żeby wiedziała. Czegokolwiek by nie powiedziała, nie
istniał żaden sposób, w jaki mogłaby się dowiedzieć, że…
– Nic
takiego – usłyszał po kilku dłużących się w nieskończoność sekundach. –
Ja… jestem bardzo zmęczona, Marco. Czy to niedobrze? – zapytała cicho, brzmiąc
przy tym trochę jak dziecko, które chce, żeby zaufany opiekun wytłumaczył mu
wyjątkowo niepokojącą kwestię.
Wypuścił
powietrze ze świstem, wciąż oszołomiony. Mógł na nią naciskać, ale co tak
naprawdę by mu to dało? Co przyniosłoby któremukolwiek z nich?
– Nie –
zapewnił pośpiesznie. Głos nieznacznie mu zadrżał, ale nic nie wskazywało, by
Eveline to zauważyła. – Chcę, żebyś została tutaj, jeśli nie masz nic
przeciwko. Będę czuwał, byś nie musiała się o nic martwić.
Jeszcze
zanim skinęła głową, doszukał się w jej spojrzeniu czystej ulgi.
Z jakiegoś
powodu myśl o tym wydała się wampirowi przerażająca.
Dziś perspektywa Marco, bo czemu nie? Chyba nawet lubię pisać jego oczami, więc na pewno możecie spodziewać się jego narracji w niedalekiej przyszłości. Cóż, nie wiem, czy cokolwiek stało się po tym rozdziale jaśniejsze – szczerze wątpię – ale nie wyjaśnienia były moim celem. Nie, teraz skupiam się na dwóch istotnych elementach, a więc niezwykłości Eveline i jej relacji z Marco, chociaż to wymaga czasu. Zobaczymy jak mi to wyjdzie…Na blogu w końcu zagościł nowy szablon – nie ostatni, chociaż jestem z niego zadowolona. Ta kolorystyka i zdjęcie mają w sobie coś hipnotyzującego… Tak czy inaczej, podoba mi się i mam nadzieję, że Wam również przypadnie do gustu. W razie jakichkolwiek zastrzeżeń piszcie śmiało, bo ewentualne usterki zwykle wychodzą z czasem.Jak zwykle dziękuję Wam, że jesteście i do napisania!
Nessa, Ty moja cudowna. Pamiętam o Tobie i cały czas mam wyrzuty sumienia, że już nie komentuję Twoich rozdziałów. Mam zamiar je wszystkie nadrobić, ale niestety medycyna daje mi mocno po dupie. Wiem, że taki jeden komentarz nie da Ci tyle motywacji, co regularne czytanie wszystkich rozdziałów, ale pamiętaj, że Cię wspieram na maksa i w ogóle jesteś wielka i podziwiam Twoją pisaninę. I jak najbardziej zamierzam wrócić do Forever You Said. <3
OdpowiedzUsuńMnóstwo weny, kochana!
Nie miej wyrzutów sumienia o to, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Ja nie z tych, co się obrażają właściwie o nic, bo nie bycie na bieżąco i częstotliwość komentowania świadczą o czytelniku :) Historia jest, wisi sobie i to od Ciebie zależy, kiedy i czy w ogóle zechcesz ją nadrobić.
UsuńDziękuję Ci za te słowa, bo naprawdę motywują :3 Śmiem też twierdzić, że się mylisz, bo przez lata blogowania zdążyłam się przekonać, że słowa mają moc – sama świadomość wsparcia i czyjejś obecność potrafią dać równie wiele, co i regularne komentarze. Ba! Więcej daje mi świadomość, że ktoś ze mną jest, bo chce, choć się nie udziela, niż gdyby zmuszał się do komentowania z jakichkolwiek powodów. Chciałabym, żeby czytanie tej historii dawało równie wiele przyjemności, co mnie pisanie jej, a do tego jednak trzeba czasu, o co trudno przy sesji ;)
Raz jeszcze Ci dziękuję. I powodzenia, bo to zawsze się przyda :D
Nessa.
<3
UsuńHej od mniej więcej wakacji czytam Forever you said i powiem ci że czytam kolejne rozdziały z wypiekami na twarzy. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz dziewczyno bo idzie Ci świetnie!! :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Ci za komentarz i ciepłe słowa :) Zawsze bardzo cieszę się, kiedy pojawia się kolejna osoba, której w choć niewielkim stopniu podoba się moja twórczość, tym bardziej, że piszę zarówno dla siebie, jak i dla Was.
UsuńTak się składa, że akurat wrzucałam nowy rozdział, więc pojawił się z podwójną przyjemnością dzięki Tobie :D
Pozdrawiam!
Nessa.
A jednak zabrał ją do siebie... ;> Nic tylko czekać na tró lof <33
OdpowiedzUsuńNie no, skupmy się. Z Eve dzieje się coś, czego nie rozumie nawet Marco, a to już o czymś świadczy. Podoba mi się jednak to, że nie robisz z Eve ofiary. Jasne, ma prawo być zmęczona i przerażona, jednak mimo to wciąż stać ją na jej typowe odruchy - jak na przykład chamskie odzywki pod adresem Marco. Uważam, że to takie... naturalne. Wszystko wokół się zmienia - zazwyczaj na gorsze - ale Eve pozostaje taka sama. Boi się tego, co się z nią dzieje, ale jednocześnie nie zwija się w kłębek pod łóżkiem i nie szlocha z tego powodu, lecz próbuje to wszystko rozgryźć.
Wzmianka o Castielu mnie rozczuliła. Relacja braci należy do wyjątkowych, aż dziwne, że przez tyle lat jeszcze się nie pozabijali. Jeden dla drugiego by zginął, ale brak między nimi wdzięczności. A przynajmniej Marco tak to odbiera - wręcz nie dziwi go to, że brat nie docenia jego starań. Wierzę jednak, że między tym dwojgiem ostatecznie dojdzie do porozumienia. Są w końcu braćmi. Tego tak łatwo się nie wyprą.
O szablonie już się wypowiadałam - jest cudny! Ta para, księżyc w tle... Idealnie. Ciekawe tylko, jak długo powisi na blogu... :')
I nie żeby coś, ale Marco mógłby ją już pocałować. Wziął ją do siebie i jak to tak, bez całowania? No kurde, zawiodłam się.
K.
Tym razem bez przebieranek w koronkową bieliznę? Czuje się rozczarowana. I jak wyżej - zawiedziona brakiem pocałunku. *buuuu*
OdpowiedzUsuńBuźka,
G.
Na początek zaznaczę, że bardzo lubię czytać perspektywe Marco więc nie obrażę się jeśli będzie jej więcej. :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo, bardzo dobry. Miło, że Eve i Marco zaczynają jakoś... hm, współpracować? Zdobywać wzajemne zaufanie? Oczywiście wszystko małymi kroczkami.
Po reakcji Marco obstawiam, że Eve mogła mieć jakiegoś rodzaju wizje, może przeszłości? Któż to wie. :D
I oby mieszkanie w jednym pokoju pomogło im się zbliżyć. <3