Aurora
Wiedziała, że to nie będzie
przyjemne spotkanie. Nie mogło takie być, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło.
Co więcej, skoro została wezwana, tym
bardziej nie mogła spodziewać się czegoś dobrego; musiałaby być naprawdę
naiwna, żeby myśleć inaczej, a jednak…
Aurora
rzadko się bała. W zasadzie lęk nie był czymś, co akceptowała, jawiąc się
wampirzycy jako słabość, której należało się wystrzegać. Było wiele emocji –
ludzkich, świadczących o zbytnim przywiązaniu do życia, które już dawno
dobiegło końca – które pogrzebała, raz na zawsze zamierzając o nich
zapomnieć. Strach i miłość stały na samym początku tej listy, pozostając
czymś, czego należało się wystrzegać niemalże jak ognia, chociaż chwilami to
wcale nie było proste.
Wiedziała,
że musi nad sobą zapanować, jak zwykle zresztą. Szła długim, ciemnym
korytarzem, próbując utrzymać spokojne tempo i neutralny wyraz twarzy, bo
to było ważne – gra pozorów, które od wieków zapewniały jej przetrwanie. Była
kobietą, co w znacznym stopniu wszystko komplikowało, tym bardziej, że większość
tych ignorantów, w towarzystwie których musiała się obracać, jednoznacznie
dawało jej do zrozumienia, że jako „płeć piękna”, pozostawała kimś słabszym.
Aurora już dawno dała wszystkim do zrozumienia, że jest inaczej, ale zachowanie
tej pozycji wymagało od niej wysiłku, który chwilami zaczynał ją drażnić. Cóż,
gdyby była mężczyzną, nie musiałaby walczyć o szacunek i posłuch, które
jej przeciwnikom przychodziły ot tak.
To nie było
sprawiedliwe. Świat taki nie był, ale powoli zaczynała do tego przywykać – do
tych cholernych, wymagających zasad, które rozumiała o wiele lepiej,
aniżeli mogłaby sobie tego życzyć.
Teraz z kolei
zawiodła, koncertowo pieprząc wszystko, co się dało i czego w każdej
chwili mogła ponieść konsekwencje.
Niepokój,
który odczuwała, przybrał na sile, ale stanowczo zdusiła w sobie to
uczucie. Weź się w garść!, warknęła
na siebie, niemalże siłą zmuszając do przybrania wyuczonej już maski
obojętności. Odrzuciła długie, jasne włosy na plecy, ściągnęła łopatki, po czym
przyśpieszyła, jak najszybciej pragnąć mieć to spotkanie za sobą. Zawsze wolała
działać, bo wtedy mogła przynajmniej udawać, że dysponuje choćby szczątkową
kontrolą nad sytuacją, również wtedy, kiedy sprawy miały się zupełnie inaczej.
Nie zmieniało to jednak faktu, że to pozwalało Aurorze dużo wprawniej udawać, a to
było dla kobiety bardzo ważne.
Wszystko
wydawało się lepsze, aniżeli konsekwencje okazania słabości. Nie w tym
świecie, czego zdążyła nauczyć się już bardzo dawno. Przysięgła sobie, że już
nigdy więcej nie pozwoli doprowadzić do sytuacji, w której ktokolwiek
mógłby ją złamać i poniżyć, więc zamierzała tej obietnicy dotrzymać.
Przystanęła
tuż przed parą dwuskrzydłowych, górujących nad nią drzwi. Chociaż na pierwszy
rzut oka wszystko wskazywało na to, że jest w korytarzu sama, Aurora
wiedziała, że to tylko wrażenie – i że w ciemnościach zawsze kryło
się coś, czego lepiej było nie spotkać. Sama myśl o tym wystarczyła, żeby
poczuła się jeszcze bardziej zdeterminowana. Ci, których spotkała na swojej drodze, jak najbardziej byli w stanie wyczuć targające nią emocje, a na
to nie mogła sobie pozwolić.
– Jestem na
wezwanie – rzuciła jakby od niechcenia. Głos Aurory nawet nie zadrżał, co przyjęła
z entuzjazmem, bo nie lubiła popełniać błędów.
Reakcja
była natychmiastowa – drzwi otworzyły się samoistnie, nie wydając przy tym
najcichszego nawet dźwięku. Kobieta w pośpiechu ruszyła przed siebie,
ignorując narastający z każdą kolejną sekundą, przenikliwy chłód, który
wydawał się wypełniać całe pomieszczenie. Bez chwili wahania weszła do
olbrzymiej, przypominającej nawę kościoła sali, ledwo powstrzymując nieco
ironiczny uśmieszek na widok dużych, witrażowych okien. Znała je doskonale,
chociaż całe lata minęły, odkąd była w tym miejscu po raz ostatni, również
na życzenie istoty, która teraz nakazała jej natychmiastowe przybycie.
Pamiętała, że już za pierwszym razem rozbawiły ją biblijne sceny – symbole, które
dla żadnego z obecnych nie miały żadnego znaczenia, wydając się kpić z ludzkich
wierzeń. Wieczne potępienie, demony, posłańcy samego diabła… Poniekąd tym byli i jak
do tej pory nie pojawił się nikt, kto w jakiś cudowny sposób przyniósłby
im obiecane cierpienie, tym samym wyzwalając tych, którzy zasłużyli sobie na
zbawienie.
Aurora
westchnęła w duchu, nie pierwszy raz zresztą. Kiedyś sama w to
wierzyła… Nie potrafiła zliczyć, ile czasu straciła na modlitwy, które nigdy
nie zostały wysłuchane. Czekała na cud, który nie nadszedł, chociaż tak bardzo
go potrzebowała. W zamian było tylko cierpienie, ale już dawno przestała
żałować, że tak to wszystko się potoczyło. Wypłakała swoje, w końcu
zaczynając rozumieć, że może liczyć wyłącznie na siebie, a nie jakiegoś bezimiennego,
bezcielesnego Boga, który podobno kochał wszystkich wokół. Jeśli pragnęła przeżyć,
musiała zdać się wyłącznie na swoje decyzje, upór i konsekwencje, które
niosły ze sobą popełniane sporadycznie błędy. Krzyk i słabość prowadziły
donikąd, mogąc co najwyżej sprawić, że wróciłaby do punktu wyjścia – miejsca, w którym
powoli umierała, załamując ręce i… w gruncie rzeczy pozostając nikim.
Teraz wiedziała, że traktowano ją tak, jak sobie na to pozwoliła, więc
zamierzała być silna i bezwzględna, dokładnie tak jak ci, którzy niegdyś
byli jej oprawcami. Cóż, na pewno czegoś się od nich nauczyła, zamierzając
wykorzystać szansę na wieczną egzystencję najlepiej, jak tylko miało być to
możliwe.
Wiedziała,
że nie jest sama, ale – przynajmniej początkowo – nie zwróciła na to większej
uwagi. Dopiero po przejściu kilku następnych metrów, zdecydowała się unieść
głowę, żeby w zdecydowany sposób spojrzeć w stronę przypatrującej jej
się z zaciekawieniem istoty. Zdążyła już zapomnieć, jak doskonały i przerażający
zarazem potrafił być ten mężczyzna, o ile to słowo w odniesieniu do
tej postaci miało jakikolwiek sens. W gruncie rzeczy miała przed sobą
bestię w ludzkiej skórze, ale czy to cokolwiek zmieniało? Chyba nie
istniały istoty bardziej okrutne, niż ci, którzy szczycili się zachowanym
człowieczeństwem, więc sprawa wcale nie musiała być aż tak oczywista, jak
mogłoby się wydawać. Nic nigdy takie nie było.
– Lelielu.
Skłoniła
się lekko, tylko nieznacznie, w wyuczony przez lata sposób. Wiedziała, w jaki
sposób zrobić to tak, żeby okazać szacunek i zarazem nie zostać uznaną za
jednostkę wystarczająco słabą, a przecież o to chodziło. Oczywiście,
że musiała to rozumieć, skoro miała do czynienia z istotami, których
pozycja i moc znacząco przewyższały jej własne. Kiedy igrało się z ogniem,
należało znać zasady, bo w innym wypadku bardzo łatwo można było się poparzyć
– i to zwłaszcza w sytuacji, w której miało się do czynienia z wysłannikami
samego piekła.
Nie
otrzymała odpowiedzi, ale to było do przewidzenia. Czekała, chociaż cierpliwość
nigdy nie było jej mocną stroną, o czym zresztą Leliel musiał doskonale
wiedzieć. Niejednokrotnie miała wrażenie, że rozumiał i dostrzegał o wiele
więcej, aniżeli ktokolwiek mógłby sobie życzyć, wydając się wręcz wnikać w serca
i umysły swoich rozmówców. Kto jak kto, ale Aurora doskonale zdawała sobie
sprawę z tego, że był niebezpieczny, o ile to słowo choć po części mogło
oddać możliwości tej istoty. Co więcej, zdawała sobie sprawę z tego, że
gdyby tylko zechciał, mógłby pozbawić ją życia – tak po prostu, nie dając
choćby cienia szansy na rozmowę albo ewentualną obronę.
To ją
przerażało, chociaż zdecydowanie nie zamierzała się do tego przyznać. Co
więcej, taki stan do rzeczy to pewnego stopnia również ją fascynował, ale to…
Cóż, ta
kwestia schodziła gdzieś na dalszy plan.
Nie padło
żadne słowo, które mogłaby uznać za rozkaz, a jednak wyraźnie usłyszała,
że drzwi tuż za jej plecami zamykają się z ogłuszającym hukiem.
Powstrzymała dreszcz niepokoju, kiedy kątem oka zauważyła jakiś ruch, kiedy –
była tego pewna – dotychczas obecni w pomieszczeniu strażnicy w popłochu
opuścili salę, zostawiając Aurorę sam na sam z milczącym mężczyzną. Stał
do niej plecami, dzięki czemu w niemalże bezwstydny sposób mogła wodzić
wzrokiem po całej jego sylwetce – rysującej się pod ubraniem muskulaturą,
szerokich ramionach, ciemnych, lśniących włosach i…
– Ach…
Zapomniałem już o tym słodkim zapachu pożądania, Auroro.
Jego szept
ją zaskoczył, sprawiając, że mimowolnie zadrżała, nagle zaniepokojona. Chyba
tylko jemu udawało się doprowadzić ją do takiego stanu – sprawić, żeby pomimo
wszystkich tych obietnic, które sobie składała, w zaledwie kilka chwil
zaczynała czuć się naprawdę bezbronna i odrętwiała. Napięła mięśnie,
próbując bronić się przed takim stanem rzeczy, chociaż to wydawało się
niemożliwe. Dążyła do czegoś sprzecznego z naturą, bo takie bez wątpienia
byłoby odmówienie temu mężczyźnie siły i pozycji, którą sobie wypracował,
ale o tym starała się nie myśleć.
Pragnęła,
żeby się odwrócił, chociaż zarazem taka perspektywa wydawała się co najmniej
niepokojąca. Aurora trwała w ciszy, zmuszając się do zachowania
cierpliwości, pomimo tego, że już dawno zdążyła dotrzeć do granicy. Traciła
kontrolę i była tego świadoma, w niemalże rozpaczliwy sposób
chwytając się resztek pewności siebie, którą mogła cieszyć się w drodze do
tego miejsca. Nie miała pojęcia, na co tak naprawdę liczyła, ale to w gruncie
rzeczy już nie miało znaczenia… Nie, skoro i tak nie miała szans,
niezależnie od starań, które wkładała w zachowanie panowania nad sobą.
– Ja… –
Miała ochotę roześmiać się histerycznie albo porządnie sobą potrząsnąć, słysząc
pobrzmiewający w jej własnym głosie strach. O, tak – naprawdę się bała,
chociaż dopiero co była gotowa zrobić wszystko, byleby udowodnić sobie, że jest
ponad to uczucie. Przez większość czasu naprawdę tak było, a ona nie miała
problemów z zachowaniem kontroli. – Jestem, dokładnie tak, jak sobie tego
życzyłeś – spróbowała raz jeszcze, tym razem o wiele bardziej stanowczo.
Mimo
wszystko nie brzmiało to tak, jak mogłaby tego oczekiwać. Wiedziała, że właśnie
się przed nim obnażyła, zdradzając o wiele więcej, niż mogłaby sobie tego
życzyć. Popełniała błąd za błędem, aż prosząc się o to, żeby wydarzyło się
coś złego – o karę, którą z powodzeniem sama mogłaby sobie wymierzyć.
– Nie
wątpię. – Coś w wypranym z jakichkolwiek emocji, spokojnym głosie
sprawiło, że Aurora odniosła wrażenie, iż słowa demona nie tyczyły się
wyłącznie tego, co powiedziała. Po raz kolejny nabrała przekonania, że był w stanie
poznać ją całą, świadom każdej obawy, pragnienia albo myśli. – Co masz mi do
powiedzenia?
– A co
chciałbyś usłyszeć? – zapytała machinalnie, próbując zachować resztki charyzmy.
Nie była w stanie
zobaczyć jego twarzy, ale to nie powstrzymało jej przed przeczuciem, że się
uśmiechnął. Mogła sobie to wyobrazić – coś z pogranicza grymasu, bo gest
zdecydowanie nie byłby wyrazem radości albo jakichkolwiek ciepłych uczuć.
Podejrzewała, że doświadczenie samo w sobie byłoby przerażające, zresztą
tak jak i wszystko to, co mogłoby tej istoty dotyczyć. Nie mogła zaprzeczyć,
że podziwiała go za to, co zresztą wyjaśniało, dlaczego chciała trwać u jego
boku, robiąc wszystko, byleby go zadowolić. Żadna inna istota, zwłaszcza
mężczyzna, nie mogłaby liczyć na takie względy, ale Leliel… To było coś więcej
niż tylko strach, bardziej znaczące niż pożądanie – i to pomimo tego, że
do pewnego stopnia właśnie na nich się opierało.
Milczenie
się przeciągało, ale mogła się tego spodziewać. Podejrzewała, że będzie chciał
ją ukarać, choćby w ten sposób przypominając, że w jego oczach
pozostawała słaba i nic nieznacząca. Zagryzła zęby, zmuszając się do
przetrwania takiego stanu rzeczy, chociaż to stanowiło swoiste wyzwanie, które
działało Aurorze na nerwy. Nie była zachwycona, chociaż zarazem czuła, że i tak
powinna się cieszyć, że pozwalał jej na tak wiele. Z jakiegoś powodu mogła
pokusić się o bezczelność, która innym nie uszłaby płazem, a przynajmniej
miała takie wrażenie, że tak jest, bo nigdy nie powiedział jej tego wprost.
Leliel wiele kwestii zachowywał dla siebie, nie pozostawiając swoim rozmówcom
innego wyboru, jak tylko samodzielnie wyciągać wnioski. To też było rodzajem
wyzwania, które w równym stopniu doprowadzało ją do szału, co i…
Och, w przypadku
tej istoty w grę wchodziło wiele sprzeczności, które nie powinny mieć
miejsca.
Czekała,
mimowolnie zaczynając zastanawiać nad tym, czy powinien jej odpowiedzieć. Zadał
pytanie, od niej oczekując wyjaśnień, chociaż to przecież on wezwał ją przed
swoje oblicze. Zachowywał się jak pan i władca, którym poniekąd był,
chociaż Aurorze dużo łatwiej było udawać, że sprawy mają się zupełnie inaczej.
Zwłaszcza przez lata, które spędziła poza Haven, zdążyła oswoić się z naiwną,
ale krzepiącą myślą o tym, że robiła dokładnie to, co chciała – i to
niezależnie od tego, jak mogłaby prezentować się prawda. Przez krótki czas
nawet wierzyła, że robiła dokładnie to, co chciała, bo taki był jej kaprys, a nie
dlatego, że ktokolwiek mógłby jej to nakazać.
Nie
spodziewała się, że Leliel bez jakiegokolwiek ostrzeżenia odwróci się w jej
stronę. Zamarła, porażona przenikliwym spojrzeniem lśniących, przypominających
dwie czarne dziury oczu – pustki, w którą z powodzeniem mogła się
zapaść, już tylko spadając i spadając, aż po samą wieczność. Jeśli oczy
faktycznie były odzwierciedleniem duszy, to on zdecydowanie jej nie miał, co zresztą
nie wydawało się szczególnym zaskoczeniem. W zasadzie samo słowo „demon”,
wydawało się wykluczać taką możliwość – to, że mógłby mieć w sobie
cokolwiek właściwego dla człowieka.
Natychmiast
uciekła wzrokiem gdzieś w bok, niezdolna, żeby spokojnie znosić jego
spojrzenie, nie wspominając o wpatrywaniu się w twarz – promienne
piękno, które w równym stopniu ją przyciągało, co i odpychało.
Podejrzewała, że niejedna kobieta zrobiłaby wszystko, żeby chociaż spotkać na
swojej drodze takiego mężczyznę, ale w przypadku Aurory było inaczej.
Dotychczas gardziła płcią przeciwną i tym, co rzekomo mogliby jej dać –
ich dotykiem, bliskością, rzekomą miłością, która w rzeczywistości byłaby
próbą zaspokojenia fizycznych zachcianek. Nie chciała być przedmiotem, który
wykorzystywano by, żeby uciszyć te pierwotne instynkty – potrzebę seksu, bo
przecież zawsze sprowadzało się tylko do tego. Miłość nie istniała, o czym
zdążyła w bolesny sposób się przekonać, aż nazbyt dobrze rozumiejąc, że
emocje potrafiły co najwyżej niszczyć – i że gdyby znów pozwoliła sobie na
popełnianie dokładnie tych samych błędów, doprowadziłaby samą siebie do
destrukcji.
Nie mogła
sobie na to pozwolić.
Z tego też
powodu nienawidziła siebie za to, jak czuła się przy Lelielu. Wiedziała, że
musiał działać tak na wszystkie kobiety – że istniał przede wszystkim po to,
żeby kusić i mieszać innym w głowach. Bez wątpienia był do tego
zdolny, bawiąc się nią dokładnie w ten sam sposób, co i wszystkimi
wokół – tak po prostu, nie pozostawiając miejsca na wahanie, myślenie i obronę.
Nie miała wpływu na reakcje swojego ciała i myśli, które stopniowo
wymykały jej się spod kontroli, zdradzając o wiele więcej, niż mogłaby
tego chcieć. Przed nim znów była krucha i w nieznośny sposób prawdziwa,
obnażając się w sposób, o którym sądziła, że już nie jest możliwy. To
działo się gdzieś poza świadomością Aurory, podsycając odczuwany przez nią
niepokój i chęć, żeby zaprotestować – zrobić cokolwiek, byleby odrzucić od
siebie te pragnienia i słabości, których tak bardzo się wstydziła.
Przecież
obiecała sobie, że to już nigdy nie będzie miało miejsca. Wyrzekła się tej
cząstki siebie, a jednak…
– Spójrz na
mnie – nakazał i tych kilka słów wystarczyło, żeby po raz kolejny
przyprawić ją o dreszcze.
To był
rozkaz w pełnym znaczeniu tego słowa – szept, który porażał, zdradzając zdecydowanie
i to, że Leliel nie zamierzał znosić żadnych sprzeciwów. Zmusiła się do
podporządkowania się, samym tym jeszcze bardziej zażenowana i zła za
siebie. Przecież tego właśnie się obawiała, stanowczo nakazując zachowanie siły
– maski, którą nosiła przez tyle czasu i która zapewniała jej
bezpieczeństwo.
Teraz to
wszystko zniknęło, dosłownie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
I nie mogła
niczego z tym zrobić, chociaż przecież tak bardzo chciała.
– Proszę…
Przez jej
twarz przemknął cień, kiedy uświadomiła sobie błagalne brzmienie własnego
głosu. Kiedy ostatnim razem pozwoliła sobie na coś takiego? Dawno, bardzo dawno
temu, jeszcze jako człowiek klęcząc przed kimś, kto niezmiennie ją krzywdził.
Wtedy była naiwna i głupiutka, całą sobą wierząc w to, że w łzach
i prośbach znajdzie ukojenie – że te przyniosą jakiś skutek, sprawiając,
że jej oprawca jednak się wycofa.
Tym razem
Leliel nawet się nie uśmiechnął. W zamian bez pośpiechu wyciągając dłoń ku
twarzy Aurory. Zesztywniała, kiedy chłodne palce musnęły jej policzek, a demon
samym tylko dotykiem sprawił, że poczuła się tak, jakby przeszedł ją prąd.
Miała wrażenie, że niewiele brakuje, żeby na jego oczach rozpadła się na
kawałeczki, a to… Och, zdecydowanie nie było dobre.
– O co?
– zachęcił, chociaż tym razem nawet nie czekał na odpowiedź. – Zniknęłaś na
tyle czasu… Ile to już lat, co Auroro?
– Robiłam
to, o co mnie prosiłeś – powiedziała natychmiast, siląc się na
przynajmniej częściowo stanowczy ton głosu.
– Tak… Coś w tym
jest – przyznał, ale nie zabrzmiało to szczególnie przekonywująco. – I sprawowałaś
się całkiem dobrze… Aż do teraz – dodał, a ona zesztywniała. – Co twoim
zdaniem powinienem w związku z tym zrobić?
Tym razem
dał jej czas na zastanowienie, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej.
Instynktownie spróbowała się odsunąć, ale nie dał jej po temu okazji, bez
chwili wahania chwytając zaskoczoną Aurorę za ramiona.
– To… tylko
chwilowe niepowodzenie. Przecież wiesz, że nie zrobiłam ci tego na złość –
odezwała się drżącym głosem, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne
słowa. – Gdybym wiedziała, że ta dziwka… Ale wiem, co powinnam zrobić. Do
cholery, Leliel, przysięgam, że mam plan!
Czuła się
okropnie, dosłownie musząc się przed nim płaszczyć i błagać o szansę,
której tak bardzo potrzebowała, ale nie miała innego wyboru. To nie było żadnym
usprawiedliwieniem, ale nic innego jej nie pozostało, a Aurorze zbyt mocno
zależało na życiu, żeby mogła pozwolić sobie na cokolwiek innego. Nie mogła
odpuścić – nie teraz – poza tym…
Wciąż
drżała, kiedy chłodne palce na powrót wylądowały na jej policzkach. Tym razem
nie próbował ukrywać swojej obecności, w niemalże brutalny sposób
wdzierając się do umysłu Aurory – gwałtownie, wydając się siać zamęt w jej
wnętrzu, by sięgnąć do wspomnień, które go interesowały. Czuła, że przenikał ją
całą, biorąc wszystko to, co chciał, bez względu na to, czy zamierzała mu na to
pozwolić, czy może wręcz przeciwnie.
A potem się
uśmiechnął – w lubieżny, niepokojący sposób, którzy przyprawił wampirzycę o palpitację
serca.
– Nigdy
mnie nie zawódź, Auroro – wyszeptał jej wprost do ucha. – Nigdy więcej…
☾
Leżała na kanapie w jednej
z licznych komnat, drżąc i ciasno obejmując się ramionami. Jasne
włosy opadły na bladą twarz Aurory, częściowo ją przysłaniając i klejąc
się do wciąż wilgotnych policzków. Już nie płakała, zresztą to i tak nie
miało dla niej znaczenia – nie, skoro przekonała się, że pomimo obietnic, które
składała sobie tak wiele razy, wciąż była do tego zdolna. Wszystko to, co
budowała przez te wszystkie lata, ot tak zostało zniszczone, a wszystko za
sprawą jednego zaledwie spotkania, które uprzytomniło jej, że wciąż była taka
sama jak wcześniej. Przeszłość wróciła, z kolei ona…
Znów była
zagubiona, krucha i bezbronna – obdarta z maski, którą z takim
uporem nosiła przez tyle czasu. Pozwoliła się skrzywdzić, dokładnie w ten
sam sposób, co kiedyś, tym samym mając wrażenie, że na powrót stała się ni
mniej, ni więcej, ale przede wszystkim kruchym człowiekiem, który nie zasłużył
na nic innego, prócz otrzymanego upokorzenia.
Mocniej zacisnęła
uda, chociaż teraz to i tak nie miało znaczenia. Bolał ją brzuch i nie
tylko, choć w rzeczywistości to musiało być tylko wrażeniem – odległym
wspomnieniem, które…
Może gdyby
powtórzyła to jeszcze kilka razy, mogłaby w to uwierzyć.
Może gdyby zamknęła
oczy i spróbowała zasnąć, choć na chwilę byłaby w stanie o wszystkim
zapomnieć…
Ja nie wiem, co się tutaj wydarzyło. Zostawiam Wam ten rozdział i jak zwykle liczę na ocenę z Waszej strony. To część, która powstała pod wpływem impulsu i z której jestem cholernie zadowolona, chociaż… Och, zadziwia mnie, jak łatwo wszystko się układa, tym bardziej, że postać Leliela jest tutaj kluczowa. Na właściwe imię trafiłam dopiero dzisiaj, ale może na razie nie uprzedzajmy faktów.Jak zwykle dziękuję za obecność i do napisania!
Edit: Ach, całkiem zapomniałam! „Forever you said” zostało wybrane na bloga roku na Katalogu Opowiadań o Wampirach. Dziękuję Wam za to!
Boże czemu tutaj jest pusto? Domyślam się, że porządny komentarz z mojej strony znajduje się w kolejnych rozdziałach, ale... halo ludzie - komentować!
OdpowiedzUsuńMoja pamięć jest jak kochana Dory, często zapominam o ważnych rzeczach. Pamiętam doskonale jednak nasza rozmowę odnośnie tej sceny i... Wow, Wow, wow i jeszcze raz wow. Sama wiem, jak ciężko jest napisać taki kawałek. Co zrobić, aby nie przesadzić w jedną czy w drugą stronę. Znaleźć ten złoty środek i tobie to się udało, wyszło cudownie. O ile można tak powiedzieć, ale chyba dopóki to tylko fikcja to wolno, Nie? Piosenka pasuje idealnie, jeśli się nie mylę to sama użyłam jej w opowiadaniu. Lubię Aurorę, choć straszna z niej suka. Ale nikt sobie nie zasłużył na takie traktowanie i po cichu liczę, że demon dostanie za swoje od niej po dupie.
Rozdział cud, miód i malina z orzeszkami. Ale to już wiesz. ;))
Buźka,
Gabbie xx
Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia względem Aurory i póki co chyba jestem do niej zbyt zrażona, żeby w jakikolwiek sposób jej współczuć z powodu przykrych wspomnień czy chwilowego upokorzenia. Niemniej jednak postać Leliela wydała się intrugująca, czy to jeden z demonów czy jedynie bardzo potężny wampir? Hm? :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to wyłapałam także zaskakująco dużo literówek więc zostawiam:
1. musiałaby być naprawdę naiwna, żeby myśleć inaczej, a jedna…*jednak
2. Sama myśl o tym wystarczyło, żeby poczuła się jeszcze bardziej zdeterminowana. *wystarczyła
3. Ci, których spotkała na swoje drodze, jak najbardziej byli w stanie wyczuć targające nią emocje*swojej
4. mogąc co najwyżej sprawić, że wróciłaby do punktu wyjścia – miejscu, w którym powoli umierała, załamując ręce i…*miejsca
5. Chyba tylko jemu udawało się doprowadzić ją do takiego staniu*stanu
6. Nie była w stanie zobaczyć jego twarzy, ale to nie powstrzymało jej przed przeczuciem, że się uśmiechnąć.*uśmiechnął
7. To też było rodzajem wyzwania, które w równym stopniu doprowadzało ją do stopniu, co i…*szału?
8. że sprawy mają się zupełnie inaczej. Zwłaszcza przez lata, które spędziła po za Haven*poza
9. Zamarła, porażona przenikliwym spojrzeniem lśniących, przypominających dwie czarne dziury oczy*oczu
10. Zmusiła się do podporządkowania się*myślę, że bez powtórzenia „się” brzmiałoby lepiej ��
11. Tym razem dał jej czasu na zastanowienie*czas
Widziałam i wczorajsze, i dzisiejsze komentarze. Wszystko ponadrabiam jak dzisiaj wrócę z pracy. Tak więc dzięki wielkie. <3
UsuńAurora... Cóż, lubię postacie, które mają w sobie równie wiele mroku, co i światła. :D Postawę rozumiem, bo i rozdział nie miał służyć wywołaniu współczucia. Ona po prostu jest i swoje przeżyła, jak każdy inny. Choć akurat tego nie uznałabym za chwilowe upokorzenie. ;)