8/06/2016

☾ Rozdział XX

Drake
Był w stanie wyczuć jej strach – metaliczny posmak na języku, którego w żaden sposób nie potrafił zignorować i którego świadomość sprawiała mu dziką wręcz przyjemność. Uśmiechnął się drapieżnie, lekko unosząc kąciki ust ku górze i z uwagą przypatrując się przerażonej dziewczynie. Czuł się niemalże jak podczas kolejnego krwawego polowania; zabawy w kotka i myszkę, którą czasami organizował biednej, okrutnie wykorzystywanej Katerinie. Na samą myśl o tym jego kły wysunęły się, a on był w stanie już tylko marzyć o tym, by mieć okazję wbić je w czyjeś odsłonięte gardło, chociaż skrzywdzenie Eveline tymczasowo nie wchodziło w grę.
Podszedł bliżej, w najmniejszym nawet stopniu nie przejmując się tym, że dziewczyna w popłochu spróbowała się cofnąć. Była tak przerażona, że gdyby zdecydowała się na ucieczkę, pewnie nawet nie zdołałaby przebiec kilku metrów, nie potykając się przy tym o własne nogi. Inną kwestię stanowiło to, że kruchy człowiek – nieważne jak „wyjątkowy” – nie miał najmniejszych szans na to, żeby mierzyć się z wampirem. Dogoniłby ją zawsze i wszędzie, nawet nie musząc się przy tym szczególnie wysilać, tym bardziej, że doskonale znał jej zapach – zdążył się go nauczyć podczas tych kilku spotkań. To wiele ułatwiało, poza tym jej reakcja wydała mu się całkiem zabawna; podobało mu się to, zresztą jak i perspektywa pobawienia się trochę niczego nieświadomą albo po prostu niedopuszczającą do świadomości prawdy ofiarą.
Ludzie bywali tacy… dziwni, zwłaszcza kiedy ocierali się o sprawy nadnaturalne, takie jak istnienie wampirów czy innych istot mroku. Zabawne, że prędzej przychodziło im uwierzenie we własne okrucieństwo, aniżeli w to, że świat mogłyby zamieszkiwać istoty, które już wieki temu sprowadzili do rangi zmyślonych, występujących w dawnych podaniach straszaków – potworów, które nie miały prawa istnieć. Jasne, sami zainteresowani wykorzystywali to, że taki stan rzeczy dawał im możliwość względnie spokojnego życia, ale… na dłuższą metę zaczynało być to naprawdę nudne.
Drake pragnął czegoś więcej.
Eveline jęknęła cicho, wyrywając go z zamyślenia. Uniósł brwi, po czym z zaciekawieniem spojrzał na dziewczynę, koncentrując się przede wszystkim na ocenie jej psychicznego stanu. Strach był oczywisty, niemniej i tak zaskoczyła go tym, że pomimo napięcia i naturalnego starania, by utrzymać się przy życiu, spoglądała na niego ze swego rodzaju butnością. Gdyby trzeba było, walczyłabyś ze mną jak lwica, prawda?, pomyślał mimochodem i ta myśl jeszcze bardziej go rozbawiła. Rzadko spotykało się silne charaktery, a już zwłaszcza ludzi, którzy pomimo strachu mogliby próbować zachować zdrowy rozsądek i naprawdę usiłować się bronić. Ta dziewczyna miała w sobie coś, co go fascynowało, sprawiając, że niemalże cieszył się z tego, że nie może jej zabić. Cóż, to byłaby strata, a przynajmniej sądził, że zachowa takie przekonanie do momentu, w którym opór nie zacznie być nudny albo ona sama się nie złamie.
Na moment przymknął oczy, bynajmniej nie obawiając się tego, że w tym czasie straci kontrolę albo Nightówna spróbuje mu uciec. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem stworzył wampira, ale gdyby miał wybór, chyba widziałby ją jako jedną z istot nieśmiertelnych – mroczną księżniczkę, która przy odrobinie szczęścia stanęłaby u jego boku. Co prawda mógł się mylić, tym bardziej, że wielu załamywało się i popadało w szaleństwo, kiedy żywot nieśmiertelnego zaczynał być uciążliwy i trudny do zniesienia, ale…
Czym ty jesteś?
Jej głos wyrwał go z zamyślenia. Otworzył oczy, po czym uniósł brwi, już po raz drugi słysząc to pytanie, tym razem zadane w o wiele pewniejszy sposób. Wciąż drżała, a przekazywane mu przez organizm dziewczyny symptomy – bijące szaleńczo serce, krążąca w żyłach adrenalina oraz odczuwany przez niego posmak na języku – jednoznacznie utwierdziły go w przekonaniu, że zapanowanie nad emocjami kosztuje ją mnóstwo energii, nie zmieniało to jednak faktu, że próbowała być silna. W tamtej chwili sam nie miał pewności, czy to z jej strony przejaw głupoty, czy może niebywałej odwagi, ale było mu wszystko jedno. Nie zawodziła go, a gra, którą właśnie prowadzili, zaczynała być coraz bardziej ciekawa.
Nie odpowiedział od razu, w zamian materializując się tuż naprzeciwko niej. Kuliła się na ziemi, najwyraźniej niezdolna do tego, żeby wstać, co jednak nie przeszkadzało jej w próbie odsunięcia się na bezpieczną odległość. Och, moje ty biedactwo!, pomyślał z przekąsem i siląc się na niemalże łagodny, kojący uśmiech, ostrożnie przykucnął naprzeciwko niej, zachęcającym ruchem wyciągając dłoń w jej stronę. Wzdrygnęła się niekontrolowanie, co najmniej tak, jakby zamierzał ją uderzyć, po czym z jeszcze większą determinacją spróbowała się odsunąć. Ledwo powstrzymał chęć wywrócenia oczami, mimochodem zastanawiając się nad tym, czy uciekające przed nim ofiary naprawdę widziały jakikolwiek sens w wysiłku, który wkładały w to, żeby w ogóle mieć szansę utrzymać go na dystans przez tych kilka nic nieznaczących sekund.
– Naprawdę muszę ci odpowiadać na to pytanie? – zapytał ze spokojem, pomimo jej wyraźnej niechęci muskając palcami gładki policzek. Miała łzy w oczach, kiedy zaś uświadomiła sobie, że dotyka ją wciąż pokrwawioną dłonią, przez krótką chwilę wyglądała tak, jakby za moment miała zemdleć od nadmiaru emocji. – Sądzę, że już wiesz. Po prostu powiedz to na głos.
Pozwolił sobie na odrobinę łagodnej perswazji, chociaż kontrolowanie jej umysłu zdecydowanie nie wchodziło w grę. To nie byłoby zabawne, a przynajmniej nie w takim stopniu, jakiego Drake mógłby oczekiwać. Skoro nie wpadła w histerię, nie krzyczała ani nie próbowała robić głupstw, próba manipulowania nią wydawała się zbędna. Jeśli miał być ze sobą szczery, ciekawiły go tylko i wyłącznie jej reakcje – poznanie Eve taką, jaka była, skoro dotychczas mu się to nie udało. Od początku stanowiła zagadkę, skryta i w jakiś pokrętny sposób pewna siebie nawet pomimo tego, że reagowała na jego bliskość tak, jak i każda inna kobieta, którą spotykał na swojej drodze.
Jeszcze kiedy mówił, uśmiechnął się drapieżnie, odsłaniając parę wydłużonych, niebezpiecznych kłów. Wiedział, że je zauważyła, chcąc nie chcąc musząc wyciągnąć odpowiednie wnioski; widział to w jej oczach, tak jak i upór z jakim usiłowała odrzucić od siebie niechciane myśli. To było takie typowe dla ludzi – widzieć, rozumieć, ale nie chcieć uwierzyć, tym samym samego siebie skazując na cierpienie. Drake całym sobą wierzył w to, że niepewność i niewiedza są o wiele gorsze od każdego rodzaju prawdy, zaś w sytuacji, kiedy odpowiedzi miało się tuż przed nosem i nie potrafiło się ich przyjąć…
No cóż, ale przecież właśnie tacy byli ludzie – niedoskonali. Dlatego do tego stopnia nimi gardził.
– No, już – ponaglił, a do jego tonu wkradła się wyraźna nutka zniecierpliwienia. Szybko się nudził, a to nigdy nie wróżyło niczego dobrego. – Powiedz to.
Odpowiedziała mu cisza, chociaż i ta musiała kosztować Eveline mnóstwo energii. Widział, jak nerwowo zaciskała usta, całą sobą koncentrując się na milczeniu – tej irytującej, ciągnącej się w nieskończoność ciszy, która stopniowo zaczynała go drażnić. Próbowała się z nim droczyć? W ten sposób jedynie go prowokowała, chociaż wątpił w to, żeby zdawała sobie z tego sprawę. Chyba tylko głupiec z pełną świadomością usiłowałby wytracić wampira z równowagi, niemniej i tak zachowanie Nightówny zaczynało doprowadzać go do ostateczności.
Bardziej stanowczo ujął ją pod brodę, po czym szarpnięciem zmusił do tego, żeby spojrzała mu w oczy. Na ułamek sekundy straciła kontrolę, dzięki czemu z całą mocą wyczuł czyste przerażenie, które stopniowo zaczynało wytrącać ją z równowagi, ale nie skomentował tego nawet słowem. Słyszał bicie jej serca, coraz szybsze i szybsze, zdradzające tym samym coraz silniej odczuwany strach. Spodziewał się czegoś więcej i to go rozczarowało, tym bardziej, że liczył na coś o wiele bardziej ciekawszego; nie miał pewności, skąd brało się to wcześniejsze przekonanie, niemniej zaczynał dochodzić do wniosku, że ma przed sobą kolejną strachliwą niewiastę, która za moment zacznie mu skomleć o to, żeby ją oszczędzić.
Na wrota piekielne, jeśli to zrobi, wtedy naprawdę nie ręczę za siebie…
No cóż, potrzebował jej żywej. Niekoniecznie w dobrym stanie, więc w razie czego zawsze mógł trochę urozmaicić tę grę.
Wciąż przypatrując się jej twarzy, ostrożnie nachylił się bliżej, by w następnej sekundzie zaskoczyć dziewczynę tym, że bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wpił się wargami w jej usta. Pocałunek był impulsem – chwilowym kaprysem, który w najmniejszym nawet stopniu nie miał związku z jakimikolwiek uczuciami względem dziewczyny. Liczyła się tylko i wyłącznie fizyczność oraz poczucie kontroli, bo w tamtym momencie to on podejmował decyzje – a skoro chciał, żeby poddała się właśnie jemu, tak musiało się stać.
Nie potrafił zliczyć, jak wiele razy już to robił, zwodząc nie tylko kobiety takie jak ona, ale również istoty swojego gatunku. Kto jak kto, ale Katerina wiedziała o tym doskonale, świadoma jego zmiennych nastrojów i tego, jak bardzo lubował się w dominacji. Sprzeciw nie wchodził w grę, chociaż Drake lubił, kiedy sprawy czasami się komplikowały – tylko trochę, tym samym zmuszając go do odrobiny wysiłku, bowiem zwyczajne branie tego, co chciał, na dłuższą metę okazywało się nużące. Wyzwania były bardziej atrakcyjne, a ta dziewczyna do pewnego momentu takim się wydawała, chociaż teraz, mogąc ją całować i czując, że w odpowiedzi na jego starania jedynie zastygła, tkwiąc w miejscu jak ten słup soli, poważnie zaczynał w to wątpić. Była taka jak wszystkie – strachliwa, delikatna i łatwa, chociaż…
A potem poczuł nieprzyjemne, choć ledwo odczuwane gorąco, kiedy Eveline wymierzyła mu siarczysty policzek i wszelakie wątpliwości zniknęły.
W pierwszym odruchu po prostu się odsunął, nieco zdezorientowany i niepewny tego, jak powinien zareagować. Miał ochotę roześmiać się w głos, zwłaszcza kiedy zauważył wyraz jej twarzy – tę dezorientację, zacięcie i swego rodzaju obrzydzenie, chociaż to ostatnie kłóciło się ze sposobem w jaki na niego patrzyła. Och, podobało jej się – i pocałunek, i on, co zresztą wcale go nie dziwiło, bo przecież właśnie w taki sposób tacy jak on wpływali na ludzi, a już zwłaszcza płeć przeciwną. To było niczym jakiś skomplikowany mechanizm, którym obdarowała nieśmiertelnych natura, sprawiając, że potencjalne ofiary wydawały się same do nich lgnąć – i to pomimo częstej świadomości grożącego im niebezpieczeństwa.
– Och, mademoiselle! – rzucił z przekąsem, parskając melodyjnym śmiechem. Pokręcił z niedowierzaniem głową, w zamyśleniu dotykając twarzy. – Takie zachowanie nie przystoi kobiecie, chociaż…
Nie dała mu dokończyć, w zamian zamachując się na niego raz jeszcze. Tym razem zareagował w najzupełniej machinalny sposób, chwytając ją za nadgarstek i bez chwili wahania wykręcając jej rękę w sposób, który bez wątpienia miał sprawić jej ból. Wydała z siebie zdławiony okrzyk, po czym szarpnęła się, za wszelką cenę usiłując wyrwać z jego uścisku; letarg, w który popadła, najwyraźniej zaczynał ustępować na rzecz innych emocji. Być może to była po prostu panika, jednak niezależnie od przyczyny i tego, jakby określił ten stan, coś w jej zachowaniu przyniosło mu swego rodzaju satysfakcję. Nie zamierzała zachowywać się jak wyprana z emocji, pozbawiona wolnej woli marionetka? Tym lepiej!
Nie zareagował, kiedy spróbowała rzucić się na niego z pięściami. Bez większego wysiłku odepchnął ją, pozwalając na to, żeby jak długa wylądowała na ziemi, przez dłuższą chwilę w roztrzęsieniu walcząc o to, by spróbować się podnieść. Drake poderwał się na równe nogi, wcześniej chwytając ją za ramię i zmuszając do tego samego, chociaż zdecydowanie nie była na to gotowa. Wiedział, że tylko i wyłącznie jego uścisk sprawiał, że w ogóle była w stanie utrzymać się w pionie, tym bardziej, że wciąż niebezpiecznie chwiała się na nogach. Zniecierpliwiony, jednym ruchem okręcił ją w taki sposób, że ponownie musiała stanąć z nim twarzą w twarz, niezależne od tego, czy miała na to ochotę. Obie dłonie ułożył na jej barkach, zaciskając palce może odrobinę zbyt mocniej niż powinien, jednak to nie miało dla niego najmniejszego znaczenia.
– Wiesz, moim zdaniem powinnaś się cieszyć, że w końcu do tego doszło – zagaił; chociaż wciąż uśmiechał się niepokojąco, jego głos zabrzmiał nader poważnie, zdradzając to, jak wielkie znaczenie miało dla Drake’a wszystko, co w tamtej chwili mówił. – Mogłaś w tamtej księgarni trafić na kogoś gorszego ode mnie… Kogoś, kto by cię nie rozpoznał, Eveline. Kogoś, kto nie próbowałby cię ocalić – dodał z naciskiem, a ona spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Ocalić? – powtórzyła słabym głosem. – Co ty pier…? – zaczęła, jednak tym razem wampirowi nie było dane usłyszeć przekleństwa, które najpewniej padłoby z jej ust.
Uderzenie w twarz odebrał jako coś nieprzyjemnego, ale absolutnie bezbolesnego – ot chwilowa niedogodność, bo człowiek nie miał najmniejszych szans na to, żeby w ten sposób zrobić nieśmiertelnemu krzywdę. Inaczej sprawy się miały z gwałtownym ciosem w plecy, kiedy coś nagle wbiło się pomiędzy jego łopatki, wydając się rozrywać i palić ciało żywcem. Ułamek sekundy zajęła mu reakcja, zaś w chwili, w której zdołał wyszarpnąć z rany podłużny, ostro zakończony i – co najważniejsze – pokryty warstwą srebra kołek, wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Usłyszał przekleństwo, najpewniej należące do jego niedoszłego zabójcy, niezmiernie rozczarowanego tym, że pocisk nie sięgnął serca. Drake wolał nie zastanawiać się nad tym, co by się stało, gdy sprawy potoczyły się inaczej, a on jednak oberwał w inny sposób – najpewniej zabójczy, bo w przypadku kogoś takiego jak on, nawet drewno potrafiło być niebezpieczne. To była jedna z licznych wad tego, kim był: siła, którą zapewniało picie krwi pobratymców, niosła ze sobą poważne konsekwencje i ograniczenia, których normalne wampiry nie musiały się obawiać. Wiedział o tym doskonale i to sprawiło, że momentalnie zdwoił czujność, przybierając pozycję obronną i uważnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Palce nerwowo zacisnął na zakrwawionym kołku, obojętny na to, że domieszki srebra palą skórę jego dłoni. Ból był mu obojętny, zresztą został skutecznie wyparty przez narastający z każdą kolejną sekundą, niekontrolowany gniew.
– Dobry wieczór, Castielu! – rzucił z przekąsem, nerwowo obracając drewniany bełt. Tylko jedna osoba mogła być na tyle wyrachowana, by kryjąc się w cieniu próbować wbić komuś zabójcze ostrze w plecy. – Chyba zgubiłeś zabawkę…
Nie dodał niczego więcej, w zamian błyskawicznym ruchem ciskając kołek w ciemność, ledwo tylko dostrzegł subtelny, prawie niezauważalny ruch. Usłyszał syk, a chwilę później w końcu zauważył postać wampira – nienaruszonego, choć Drake doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że najpewniej nie trafi. Element zaskoczenia był istotny, o ile w grę nie wchodził ktoś równie bezmyślny, co i już zabity przez niego Jonson.
Salvador warknął cicho, po czym podszedł bliżej, dzięki czemu wampir mógł mu się przyjrzeć. Castiel wyglądał na spokojnego, zresztą jak zwykle, bo zawsze był doskonałym aktorem – przynajmniej do momentu, w którym ktoś nie wytrącił go z równowagi. W rękach trzymał naładowaną kuszę, wycelowaną w pierś przeciwnika, zaś po zaciętym wyrazie twarzy z miejsca dało się zgadnąć, że nawet przez moment nie zawahałby się przed naciśnięciem spustu. Drake uśmiechnął się z rozdrażnieniem, bynajmniej nie szczerze, bo zdecydowanie nie na rękę było mu to, że po raz kolejny ktoś próbowałby mu przeszkadzać. Co gorsza, tym razem nie chodziło o kolejnych zazdrosnych młodziaków, którzy próbowali przejąć zasługi wynikające ze zdobycia dziewczyny; Salvadorowie rządzili się swoimi prawami, o ile akurat pracowali razem.
Ach…
– Gdzie w takim razie jest…? – zaczął, po czym błyskawicznie okręcił się na pięcie, dosłownie na ułamek sekundy przed tym, jak kolejna postać spróbowała zamierzyć się na jego plecy. Przez tak porażającą nieuprzejmość powinien był przesłać im rachunek za te wszystkie, nienadające się do ponownego użytku ubrania. – Jest i Marco – wycedził przez zaciśnięte zęby, szybkim ruchem usiłując wytrącić przeciwnikowi kołek z rąk.
Nie udało mu się to, ale przynajmniej zmusił wampira do tego, żeby się cofnął. Usłyszał świst, więc uskoczył, w pośpiechu schodząc z drogi kolejnemu wymierzonemu w niego bełtowi z kuszy Castiela. Ten jeden ruch zmusił do reakcji również Marco, który niemalże oberwał od własnego brata. Wampir pośpiesznie się dematerializował, pojawiając u boku Drake’a, ten jednak był na to przygotowany, zresztą jak i na ponowną konieczność wyminięcia ostro zakończonego kołka. To było znajome, tak jak i konieczność prowadzenia śmiertelnie niebezpiecznego tańca, gdzie od każdego ruchu mogło zależeć życie jednej ze stron.
Stearns wysunął kły, coraz bardziej zniecierpliwiony. Rzucił się do ataku, chcąc jak najszybciej przejąć kontrolę nad sytuacją, chociaż w przeciwieństwie do Jonsona, Salvador był godnym przeciwnikiem. Ignorancja mogła kosztować życie, tym bardziej, że już kilkukrotnie ze sobą walczyli, a efekty… zawsze były interesujące.
– Ruszasz się jak ciota, braciszku! – syknął Castiel, a Drake aż prychnął, z zaciekawieniem przypatrując się twarzy walczącemu z nim Marco. Jak to się mówi? Z rodziną to tylko na zdjęciach, czy…? – Z drogi!
Starszy z Salvadorów zrezygnował z kuszy, w zamian decydując się na walkę wręcz. Drake przemieścił się, materializując w bezpiecznej odległości, by nie ryzykować otoczenia przez dwójkę przeciwników. Co gorsza, nie mógł wykluczyć tego, że nie byli sami – i że gdzieś w mroku czaili się Liam albo Lana, albo… ktokolwiek inny, zdolny skutecznie pokrzyżować jego plany.
Gniewne zmrużył oczy, aż nazbyt świadom tego, że musi się pośpieszyć. To nie była pora na walki, tym bardziej, że w pobliżu wciąż była dziewczyna, a on już popełnił błąd, pozwalając się od niej odciągnąć. Poczuł gniew, kiedy ten jeden szczegół dotarł do jego świadomości, skutecznie wytrącając wampira z równowagi. Musiał się do niej dostać, chociaż raz schować dumę do kieszeni i po prostu się dematerializować, naturalnie zabierając przy tym Eve ze sobą, ale…
Problem w tym, że Salvadorowie najwyraźniej doszli do takich samych wniosków. Zanim zdążył się obejrzeć, Marco rozpłynął się w powietrzu, tylko i wyłącznie po to, by pojawić się u boku wciąż oszołomionej Nightówny. Drake odsłonił kły, po czym zwrócił się w kierunku dziewczyny, gotów rzucić się do ataku i o nią zawalczyć, ale powstrzymało go pojawienie się Castiela. Uskoczył, próbując trzymać nieśmiertelnego na dystans, całą uwagę jednak koncentrował przede wszystkim na Marco i Eveline, którzy na jego oczach po prostu zniknęli, pozostawiając tylko wyłącznie gniew i dezorientację. To nie powinno było się wydarzyć, zwłaszcza teraz, kiedy udało mu się zajść tak daleko, a dziewczyna niejako była jego! Nie teraz, gdy…
Poruszając się trochę jak w transie, przybrał pozycję obronną, stając naprzeciwko gotowego do ataku Castiela. Czuł, że jego oczy lśnią czerwienią, niemniej dzikie, co i stojącego naprzeciwko Salvadora. Obaj byli wściekli, niebezpieczni i zdeterminowani, istniało zresztą coś, co niezmiennie sprawiało, że przy każdej możliwej okazji chcieli się pozabijać – niespokojna przeszłość, która przywodziła ich na skraj szaleństwa, sprawiając, że potrafili posunąć się o wiele dalej, aniżeli sugerowałby to zdrowy rozsądek.
W przypadku Castiela Salvador było coś jeszcze: chęć zemsty, chociaż to akurat tylko i wyłącznie bawiło Drake’a.
No cóż, skoro nie miał okazji, by dorwać dziewczynę, równie dobrze mógł zabawić się w inny sposób. To było marne pocieszenie, ale wydało mu się lepsze niż nic, tym bardziej, że był wściekły i musiał się wyładować.
– Widziałem ją ostatnio, wiesz? – wyszeptał, a Castiel zamarł, przypatrując mu się z nienawiścią tak silną, że aż porażała. – Słodka jest. Miło się ostatnio bawiliśmy i… Wiesz co? Chyba o tobie zapomniała.
Wraz z tymi ostatnimi słowami, z gardła młodszego z Salvadorów wyrwał się dziki, gniewny charkot.
Zaraz po tym wampir skoczył przed siebie i zaatakował.
No i jest – okrągła dwudziestka, dość dynamiczna i ważna, przynajmniej moim zdaniem. Pozostawiam Was z taką a nie inną końcówką, a także z wątpliwościami co do tego, który z wątków rozwinę dalej w następnym – Marco i Eve czy panów z końcówki, o ile którykolwiek mam w planach… Ale ja tak tylko sobie gdybam! Niemniej jestem zadowolona, bo pisało mi się lekko i przyjemnie, tak jak lubię; co prawda ostateczną ocenę zostawiam Wam, ale… tak, jestem zadowolona.
Dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia. Dodajecie mi skrzydeł, nie wspominając o tym, że dzisiejszy rozdział został niejako „wymuszony” przez GabiNatalię. Dziękuję, dziewczyny!

16 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jako wymuszony rozdział, kochanie? Ja tylko wspomniałam, że dawno już nie było i tyle. :D No to teraz się sprężaj, ja czekam już na kolejny rozdział. Cud, miód i malina. 🍓🍯🍀
      I tradycyjne, wpadnij do mnie! XD

      Usuń
    2. Hej :3
      Patrzę się w ekran swojego telefonu, zastanawiając dlaczego do cholery tyle zwlekałam z przeczytanie tego rozdziału. Zgadzam się tutaj z Klaudia, jest jednym z najlepszych, które się pojawiły na Forever. Jednak ja jeszcze bym ustawiła na tym samym miejscu poprzedni rozdział, który też mnie mocno zachwycił, co chyba można zauważyć po moim wyszukanym słownictwie, które się tam pojawiło. I coś czuję, że dziś też się nie powstrzymam przed takimi komentarzami. :p Ale co ja mogę poradzić, kiedy to jest naprawdę zajebiste i czasami można powiedzieć tylko; O kurwa, żeby wyrazić swoje zdanie? Dla mnie pisałaś zawsze genialnie. I nie żałuję żadnej sekundy spędzonej na czytaniu tego, co wyszło spod Twojego pióra. Cholernie warto było zarwać nockę, żeby przeczytać kolejny rozdział LITT czy Cieni. Jechać zmęczona do szkoły, zasypiać w autobusie... To zdecydowanie było warte. No, ale ja już wracam do komentowania rozdziału XX, bo trochę odbiegłam od tematu.
      Kumulacja niebieskich oczu raz! Kurde, jak usłyszałam, (czyt. Przeczytałam) jak Drake wola Castiela to od razu serce zaczęło mi bić znacznie mocniej. Chyba nie spodziewałam się tego, aby teraz zobaczyć ich razem. A potem wparował jeszcze do tego wszystkiego Marco. No zajebiście po prostu, serio. Wspaniała trójka, która się leje o jedną dziewczynę. Ja na miejscu Eve byłabym dumna, że tacy przystojni faceci się o mnie biją. Chociaż w tym momencie ona jest przerażona, a nie zadowolona.
      Jezu, ten pocałunek. *_* Wiem, wymuszony, ale mimo wszystko i tak... Przez chwile myślałam, że go odwzajemni, a tu taka niespodzianka i Drake dostaje z liścia. Takiego zakończenia się facet chyba nie spodziewał, ale wcale się nie dziwię, że właśnie tak zareagowała - żadna z nas nie chciałaby być całowana z przymusu, tym bardziej przez kogoś kto właśnie na oczach Eveline, (swoją drogą, wczoraj kupiłam sobie odżywkę z Eveline XD), zabił wampira. Jestem oczarowana scenami Drake/Eveline. Powiem Ci tak, musisz być z siebie cholernie dumna, bo ten rozdział jest genialny.
      Castiel, jak on mógł skrzywdzić Drake? ;_; No po prostu jak, jestem na niego bardzo zła. Ale bez tego nie byłoby akcji. No i oboje dostaną wpierdol, każdy zadowolony. :D
      Dobra, czekam naprawdę niecierpliwie na kolejny rozdział. :3
      Weny na kolejny, *macu, macu* pisz tam, pisz, pisz!:D
      Buźki,

      Gabi.

      Usuń
  2. Tu dla Natalii, żeby jej smutno nie było :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Mam kawę. Jestem sama w domu. Trylogia skończona (smutno mi teraz x.x) Więc tak sobie myślę - czemu by z tego czasu nie skończystać? No jak pomyślałam, tak zrobiłam i jestem! Ale już bez zbędnego gadania, przechodzę do czytania (poetka tak bardzo!)
      TAK! Chociaż ubóstwiam Drake'a, brawa dla Eveline za to, że sprzedała mu liścia. Podziwiam ją, że w takiej sytuacji pokazała pazury. O tak. Coraz bardziej uwielbiam tę dziewczynę :3 Ale to dobrze, naprawdę. Podoba mi się, że nie zrobiłaś z niej sierotki Marysi, która w takich okolicznościach z wrażenia po prostu straciłaby przytomność, albo uciekała z krzykiem. Na szczęście Ty nam to oszczędziłaś i Eve okazała się kobietą, która potrafi się bronić - nawet jeśli nie ma co do tego szans.
      Nawet mi wampira nie szkoda, choć to Drake. Żałuję jednie, że najpewniej mało co poczuł, gdy Eve go uderzyła. W końcu to wampir, a ona jest tylko człowieczkiem. Ale później dostał od Castiela kołkiem i to już na pewno było "nieprzyjemne", więć choć to Drake - dobrze mu tak. Nie jest dobrym wampirkiem, więc sobie zasłużył, ot co.
      No i podoba mi się, że pojawili się bracia Salvador. Było ciekawie, nie mogę tego pominąć. Obronili dziewczynę, a ja mam coraz więcej pytań co do Forever jednak sobie poczekam cierpliwie na te wszystkie rozdziały, choć wiem, że chętnie mi wszystko być powiedziała :p No i wiedz, że nie damy Ci dojść do dwóch tygodni, bo to za długo! Zdecydowanie za długo... I to wcale nie był wymuszony rozdział! Po prostu kazałyśmy Ci pisać i już :P Gdybym stała nad Tobą z bronią, to już coś innego :D
      Właśnie sobie przypomniałam, że mało było akcji Marco - Eve. Długo każesz nam na to czekać :c Ale to dobrze, mimo wszystko. Jak wspominałam (chyba) nie byłoby ciekawie, gdyby już w II rozdziale było BIG LOVE, a w trzecim wyjawienie połowy akcji. Dajesz napięcie i to mi się podoba :3 Ale mi się to zawsze podobało, więc cii...

      No i co ja mogę powiedzieć oprócz tego, że rozdział mi się niezmiernie podoba? Oczywiście to żadna nowość, ale... Oczywiście przepraszam, jeśli coś namieszałam, bo czasami jestem do tego zdolna, gdy mój mózg nie pracuje na wszystkich obrotach. Więc co? Powinnaś się brać za XXI rozdział, bo ja jestem ciekawa co tam będzie.

      Ściskam,
      Mrs.Cross!

      PS. No i zapraszam do siebie, bo czemu nie.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Zwykle tego nie robię, ale nie mogłam się powstrzymać xD
      Hejo kochana! :3
      Ten rozdział czytałam z jeszcze większym napięciem, niż poprzedni.
      Zastanawiam się, co Drake miał na myśli, mówiąc, że ocalił Eve. Nie wygląda na kogoś, przynajmniej nie teraz, komu zależałoby na ocaleniu Eveline. Tak w ogóle to wspomniał, że potrzebuje jej żywej. No ale do czego? Kurczę, kiedy się tego dowiem, bo już nie wytrzymam xD
      Pocałunek Drake'a był dla mnie zaskakujący, choć czytając to, bardziej ciekawiła mnie reakcja Eve :D Było do przewidzenia, że da mu z liścia. Hehe. W pierwszej chwili myślałam, że Drake wybuchnie złością i być może jej odda. Po ostatnich wydarzeniem śmiem twierdzić, że byłby do tego zdolny.
      Na pojawienie się Castiela na moją twarz wstąpił wielki uśmiech. Już wiedziałam, że coś będzie się działo! Oczywiście nie zabrakło Marco... Czy Marca? Mniejsza o to xD Ciekawe skąd wiedzieli, gdzie znaleźć Drace'a. A może szli do Eve, ale zobaczyli, że nie ma jej w domu i postanowili jej poszukać?
      Rozdział był bardzo emocjonujący i trochę zasmuciłam się, gdy już się skończył... Szczerze powiedziawszy to nie wiem, co chciałabym, by znalazło się w kolejnym rozdziale. Marco i Eve, czy dalsza walka Drake'a i Castiela? Obie sprawy bardzo mnie ciekawią. Heh. Mam tylko nadzieję, że nie postanowisz uśmiercić któregoś z później wymienionych bohaterów, bo jak na razie to nie chciałabym rozstawać się z żadnym z nich xD
      Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :*

      Maggie

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. No, w końcu jestem! Rozdział przeczytałam już w zeszłą niedzielę i KUURDE, stwierdziłam, że to mój ulubiony! A że taki nie zasługiwał na komentarz po łepkach, piszę dopiero teraz, z przyjemnością zabierając się do czytania po raz drugi.

      Po pierwszy gif. Och, czyż jego kolorystyka nie jest cudowna? I pasuje do treści, oj tak. Mam wrażenie, jakby był robiony na zamówienie. Emocje w twarzy Eve... to jest to!

      Ja chyba po prostu lubię perspektywę Drake'a. Nie jest moją ulubioną postacią, to nie to (Castieluś!), chociaż rozumiem, dlaczego może wydawać się interesujący. Za to narracja z jego strony — jest po prostu ciekawa i mroczna. I prawdziwa. To najbardziej lubię w opowiadaniach; kiedy mogę w nie uwierzyć.

      Zauważyłam, że uzupełniłaś zakładki o bohaterach. Już je nachwaliłam wcześniej, prawda? Są cudowne <3 No i w końcu nie mylą mi się Lena, Aurora i Katerina xd Znaczy dobrze opisałaś te postaci, każda jest inna, to nie tak, że mi się zlewają. Po prostu po odstawieniu (oj, Hiroki, blogonarkomanko) bloga na tydzień zapominam imiona xd

      Ale już o treści. Wyczuwanie strachu u osób wokół. Właściwie możliwe (i hmmm... ciekawe [omg, to brzmi jakbym była sadystką]) dla takich ludzkich istotek jak my, a jednocześnie dość rzadkie – częściej spotykamy się z podenerwowaniem lub paniką niż prawdziwym strachem o życie, jak tutaj.
      Khy, ja bym się chyba dogadała z Drake'em.

      Albo nie, jednak się nie dogadamy. Co ten perwert robi naszej ślicznej Katerinie?!

      dziewczyna w popłochu spróbowała cofnąć się do tyłu – no chyba nie do przodu xd

      Jasne, sami zainteresowani wykorzystywali to, że taki stan rzeczy dawał im możliwość względnie spokojnego życia, ale… na dłuższą metę zaczynało być to naprawdę nudne. – To mi się podoba w Twoich opowiadaniach. Historii o wampirach jest multum i ciągle powtarzają się w nich te same schematy. Ty jednak wzięłaś ten świat na poważnie (i masz jednak wieloletnie doświadczenie w tworzeniu historii w tym temacie) i tworzysz go bardziej realistycznym, wielowymiarowym. Z historią. Z różnymi sytuacjami. Niepapierowymi bohaterami, którzy reagują naturalnie, a jednocześnie inaczej niż w powstałych już książkach.

      Eve da się lubić. Nie jest ani przyrysowaną, odważną bohaterką, ani mazgajem, o jakich ciężko czytać. Ona jest idealna. Ma taki charakterek, że trudno odmówić jej sympatii.

      Kurczę, nieźle opisałaś ten strach. Aż mam ciary i moje własne serce zaczyna bić za szybko xd

      Hahahhahahahahhaahahhahahahhahahahahahha, to najlepszy liść ever!
      Rozdział jest cudowny, naprawdę. Tak trzyma w napięciu! Majstersztyk.
      Ciekawi mnie, że ze względu na swój styl życia Drake ma swój słaby punkt. Fajne to. I może dodać coś ciekawego do akcji, i ma przesłanie. Już rzygam czystymi OP, to jest dużo lepsze.

      JEST MÓJ CASTIEL.
      No. No właśnie. Rozdział idealny.
      Ciao, idę do XXI.

      Usuń
  5. No, także tego. Rozdział miazga, bo Castiel. I więcej na ten temat nie trzeba mówić.
    Zapraszam do siebie!

    Klaudia99

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, okay, to jest tak żałosne, że aż śmieszne XD

      Too much blue eyes… YES! :D To by się całkowicie zgadzało. W tej notce pojawia się cała święta trójca, co jest jednocześnie przerażające i… seksowne, cholera, seksowne jak diabli. Drake już od samego początku zgarnia wszelkie zasługi dla największego dupka w historii Forever, a tu nagle TRACH! „Dobry wieczór, Castielu”. No a ja padam na zawał. Czytam jeszcze raz, żeby się upewnić, czy to przypadkiem nie jest żaden psikus, czy aby na pewno dobrze przeczytałam, czy też może zaczynam mieć jakieś omamy z tęsknoty. Ale nie, to wszystko prawda, więc zmartwychwstaję, no bo kurde, teraz to muszę czytać dalej!
      Ale zacznijmy od początku…
      Pieprzyć to. Jestem zbyt podjarana osobą Castiela, by odkładać najlepsze na potem.
      Spodziewałam się bardziej Marco, serio. No bo wiadomo, big love, fuksjowe jednorożce odlatujące w stronę zachodzącego słońca… Te klimaty. Obecność starszego brata nieźle mną wstrząsnęła, także masz już ode mnie w tej kwestii spory plus. Oczywiście i tego młodszego nie mogło zabraknąć, ale cieszy mnie niezmiernie, że miał gorsze wejście niż brat. Sorry, słoneczko, ale to do Castiela mam absolutną słabość.
      Ich przytyki były cudne :’) Prawie płakałam, kiedy Drake rzucił tekst o zgubionej zabawce, o Boże. A przepychanki braci to już w ogóle mistrzostwo. Niby współpracują, czego spodziewał się nawet Drake – gdzie jeden to i drugi, słodkie – ale nie mogą się powstrzymać przed dogryzaniem sobie nawzajem. Och, jakbym widziała siebie i Adriana ;-;
      Halo, halo, policja? Zamknąć tą panią. Jest zUa. Zakończyła rozdział w TAKIM MOMENCIE ŻE OJAPIERDOLE!
      No i zdziwko part 2: Jakie cholera buziaczki? Panie Drake, proszę się tłumaczyć! (Heuheu, Gabiś, nici ze ślubu. Twój przyszły niedoszły jest w stanie zdradzić cię nawet na cmentarzu :’)) Ness, ty mnie szczerze zapewniałaś, że tu żadnych matrymonialnych spraw między nimi nie ma i… Nagle wyskakujesz z taką akcją? Bo mało moje serduszko cierpiało w tym rozdziale? No nie, nie wierzę po prostu. ZŁAŹ ZE SŁOŃCA! Chyba za bardzo grzeje cię przez szybę.
      Nie dość że buziaczki, to jeszcze chce z niej zrobić swoją księżniczkę. No nie, nie! Czy jest na blogu lekarz?!

      Dobra, koniec. Rozdział był boski, jeden z lepszych na Forever, o czym już ci wspominałam. Akcja poganiała akcję, napięcie można było nożem kroić… O matko, nadal brak mi słów. Chciałam sklecić coś sensownego, w czym bez trudu wychwaliłabym wspaniałą składnię, barwny język i żywe, dynamiczne postacie, ale… Ale po przeczytaniu zapomniałam całkowicie, co te zwroty oznaczają. Nic tylko CASTIELCASTIELCASTIEL. Boże, to już zakrawa na chorobę psychiczną. I masochizm.
      Czekam na kolejny z utęsknieniem, choć domyślam się, że celowo pominiesz perspektywy osób, o których najbardziej chcielibyśmy czytać… c:

      Ściskam!
      K.

      Usuń
    2. Dzięki za przypomnienie!

      najzajebistszy-blog-forever-and-ever.blogspot.com

      Zostaw coś po sobie!
      Buziaczki! :*

      Usuń
  6. Ta końcówka, czy Drake chodziło o Katerine? No i Eveline w końcu wie o wampirach! Podziwiam ją. Ja w takiej sytuacji chyba bym zemdlała :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O cię złoty Jezusie w żółtych malinach.
    Ten rozdział jest tak cholernie dobry, że to mało powiedziane. Kocham Drake, to raz. Uwielbiam Castiela, to dwa. Marco na chwilę obecną jest spoko. Czy ja Ci już kochanie mówiłam, że kocham to opowiadanie, a ten rozdział to totalny sztos? Serio - Wow. Kocham. Uwielbiam. Jezusie w żółtych malinach co ty ze mną robisz.

    Mrs. Stearns

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak myślałam, że Marco zjawi się, aby uratować Eve, ale nie spodziewałam się, że będzie też Castiel. :D
    Rozdział faktycznie ciekawy i dynamiczny. Mam nadzieję, że Marco wyjaśni choć trochę i porozmawia z Eveline.

    1.To była jedna z licznych wad tego, kim była: siła, którą zapewniało picie krwi pobratymców, niosła ze sobą poważne konsekwencje i ograniczenia, których normalne wampiry nie musiały się obawiać. *Kim była, czy kim był?
    2. To nie powinno było się wydarzyć, zwłaszcza teraz, kiedy udało mu się zajść tak daleko, a dziewczyna niejako było jego!*była

    PS:Wybacz za przerwę, miałam trochę pracy nad własnym opowiadaniem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam czego wybaczać! Czytanie to przyjemność, nie obowiązek. A to, że wracasz, mówi samo za siebie. :3

      Usuń